Forum www.evans.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Rozdziały   ~   WSZYSTKIE NOTKI
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:41, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


- Evans nie dasz rady.- uśmiechnął się chytrze Black. – Jak chcesz coś ukryć to nie przede mną.
- Ciekawe… Według mnie to jesteś ślepy i głuchy.- burknęła marszcząc brwi. – I lepiej idź już sobie. – rozejrzała się nerwowo dookoła. Ani śladu po jej przyjacielu, z którym rozstała się dziś rano.
- A jak nie załatwił ci żadnego dormitorium to co zrobisz?- chłopak zapytał ziewając potężnie.
- Oj! Dajże mi święty spokój! Znoszę twoje towarzystwo już cały dzień, a ty na koniec musisz dodatkowo…
- Ciii…- Syriusz artystycznie przytknął palec do ust patrząc na nią czujnym wzrokiem. – Zawrzyjmy układ.- pokazał zęby w figlarskim uśmiechu.
- Nie no! Znowu jakieś układy!- przewróciła oczyma załamując ręce.
- Posłuchaj mnie tylko! – uparł się chodząc za nią krok w krok. – Jeśli ten Dorian załatwi ci dormitorium to ja znikam i nie wnikam, gdzie ono się znajduje, chyba, że sama mi powiesz. Ale jeśli ci go nie załatwi, to wracasz ze mną.- Evans mierzyła go znudzonym i zarazem sarkastycznym spojrzeniem.
- Nie wchodzę w żadne układy.- powiedziała dobitnie podkreślając każde słowo tak jakby rozmawiała z dzieckiem.
- Lily! Choć raz w życiu zaryzykuj!- rzucił Black zawiedziony jej odmową.
- Wiesz… Życie w pobliżu Huncwotów to jest ryzyko, a nie taki głupkowaty układ.
- Więc tym bardziej zaryzykuj!- tym razem to była prośba. I nie wiadomo czemu Ruda od samego rana była bardziej wyrozumiała dla Łapy. Może dlatego, że tylko z nim utrzymywała cały dzień kontakt? W każdym bądź razie poczuła do niego sympatię mimo tej całej natarczywości, upartości, bezczelności i egoizmowi z jakim się nosił.
- Zgoda. Trzymam cię za słowo, że nie będziesz wnikał gdzie będę sypiać od tej pory. – uśmiechnęła się triumfalnie udając pewną swego.
- Oczywiście. – Syri nie potrafił ukryć zadowolenia z siebie. – Patrz idzie. – wskazał dumną postać zbliżającą się do nich. Lil natychmiastowo się rozpromieniła.
- Dorian!- podbiegła w stronę chłopaka rzucając mu się na szyję. Tamten tylko uśmiechnął się obejmując ją przyjacielsko.
- Pan doskonałość.- powitał go chłodno Black. Nie mógł przemóc swojej niechęci do tego osobnika. Czekał aż noga mu się powinie we wspaniały sposób, a on będzie triumfował i mówił „A nie mówiłem?”.
- Chyba możemy już przejść na „ty”.- Dorian odparł bez cienia życzliwości. Lil czuła jak bardzo się nie lubią, a bała się stanąć po środku konfliktu, gdyż byłaby rozdarta między dwoje mężczyzn, których mogłaby nazwać przyjaciółmi.
- Ekhem…- odchrząknęła znacząco zachmurzając się.
- Przepraszam. – zwrócił się do niej O’Conell ponownie przywołując na twarz spokojny uśmiech. – Przyszedłem cię poinformować, że możesz zabierać swoje rzeczy ze swego starego dormitorium.
- Jest!- Ruda podskoczyła z radości rzucając triumfalne spojrzenie zmarkotniałem Syriuszowi, nienawidził przegrywać.
- Aczkolwiek chyba rozsądnie byłoby, gdybyś najpierw zdecydowała czy chcesz zamieszkać w miejscu, które ci wskażę. To znaczy obejrzeć nowe dormitorium i współlokatorów. – Lil zmarszczyła lekko brwi.
- A może być aż tak źle?- spytała z lekkim rozbawieniem. Zdawało jej się, że świat zaczął nabierać barw. Wszystko powoli układało się po jej myśli.
- Ech, Lily…- westchnął Dorian.- Znasz moje zdanie w tej kwestii, czyli całej tej przeprowadzki. – rzucił jej przeciągłe i karcące spojrzenie.
- Mój przyjacielu, doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie zmienię zdania w tej chwili. – założyła buntowniczo ręce na biodra co dawało jej poważny wygląd nauczycielki.
- Niestety tak…
- Więc poczekaj aż pożegnam się z Syriuszem i już idziemy się przeprowadzać.- zarządziła.
Black wcale nie miał ochoty tak łatwo się poddać, ale w tej chwili musiał odpuścić tym samym tracąc wspaniałą okazję do śledzenia Lil.
- No cóż…- westchnął patrząc w sufit. – Skoro przegrałem to dziś już się chyba nie zobaczymy…
- No chyba nie. – Lil uśmiechnęła się delikatnie.
- Ale mam nadzieję, że mogę liczyć na kolejny dzień w twoim towarzystwie….- nie dała mu dokończyć zdania, gdy nagle objęła go i przytuliła się. Było to bardzo zaskakujące, gdyż nigdy wcześniej Black nie znalazł się w podobnej sytuacji, nawet nie wiedział jak ma się zachować, więc dopiero po chwili również ją uściskał.
- Nie… - wyszeptała mu do ucha nie rozluźniając uścisku. – Nie zobaczymy się jutro, ani pojutrze… Nie szukaj mnie. Kiedy uznam, że nadejdzie pora sama przyjdę. – to zdawało się jeszcze dziwniejsze, ale w tonie jej głosu było coś rozkazującego. Z cała pewnością nie znosiła odmowy.
- Ja bym się ograniczył do zwykłego przeszukania zamku.- odparł cicho Black. – Ale jest ktoś, kto na tym nie skończy…







W pokoju wspólnym nawet nie można było spokojnie posiedzieć. Wszystkie miejsca zajęte przez jakieś „dzieci” (jak to nazwał Potter, którego Remus skomentował- Nie pamiętasz jak sam byłeś w drugiej klasie?). Nic więc dziwnego czy nadzwyczajnego, że po zaledwie minucie od wejścia James’a zwolniła się cała kanapa oraz wszystkie fotele, tak, że cała szóstka mogła rozsiąść się wygodnie.
- Nie powinieneś tak traktować młodszych. – skrzywiła się Jasmine zwracając do Rogacza.
- Tak to znaczy jak?
- Jas daj spokój!- wtrąciła się Sheryl. – I tak nie rzucił w nich żadnej klątwy jak w przypadku Smarkerusa. – to stwierdzenie wcale nie zmieniło sceptycznego nastawienia szatynki do znęcania się nad słabszymi.
- Lily by tego nie pochwaliła. – Elvin uderzyła niemalże w sedno sprawy, bo zarówno James jak i Sher otworzyli usta, aby coś powiedzieć, kiedy…
- Tu jesteście!- rozległ się głos Blacka, który zgrabnie wskoczył na kanapę, zajmując miejsce tuż obok Dorcas.
- Widzicie go?- spytała Meadows udając obrażoną. – Cały dzień do nas nie podszedł, by pod chłodny wieczór wrócić i udać, że nas szukał. – Peter zachichotał cicho widząc jak Syriusz przewraca oczami.
- Wybaczcie. Dotrzymywałem towarzystwa pewnej damie. – Łapa rozłożył się wzdychając głęboko, zupełnie jakby właśnie zakończył dzień ciężkiej harówki.
- I co żeś zdziałał?- Potter wbił orzechowe spojrzenie wprost na swojego najlepszego przyjaciela, który je odwzajemnił. I James znał już odpowiedź, czuł jak zbiera się w nim rozczarowanie i złość na samego siebie.
- Powiedziała…- zaczął Syriusz bardziej do Rogasia niż do wszystkich widząc jego zrezygnowanie i szczerze mu współczując. – że również mam swoją opinię wśród ludzi i trzymając się niej nie pozwoli się wykorzystywać. No i jeszcze rzuciła coś o tym, iż nie ma zamiaru służyć nikomu za głupią zabawkę.
- Świetnie!- krzyknął James wstając. – Wprost idealnie!- z rozmachem kopnął w fotel, na którym jeszcze niedawno siedział. Ogarnęła go taka wściekłość, której nie potrafił się pozbyć.
Niestety ani Dorcas, ani cała reszta nie zrozumiała nic z tego co powiedziała Lily. Nijak nie dało się taka odnieść do kłótni między przyjaciółkami. Tym bardziej Meadows poczuła się mało ważna. Evans nawet nie wspomniała o niej słowem dla Łapy. Nie obchodziło jej, że teraz Syri z uwagą jej się przygląda.
- Nie martw się Dorcas.- powiedział swoim głębokim i opiekuńczym tonem, który tak bardzo jej się zawsze podobał. – Jeśli cię to pocieszy to ona teraz jest z Dorianem O’Conellem, który pomaga jej w przeniesieniu się do innego dormitorium.
- Co?!- poderwał się nagle Potter ściągając brwi. – Gdzie oni są?!
- A skąd ja mam to niby wiedzieć?!- prychnął Black.
- Idę przetrząsać wszystkie dormitoria!- stwierdził James gotując się do wejścia na górę.
- Nie!- krzyknął szybko Łapa podrywając się z miejsca. – Narwańcu! I co zrobisz jak ją znajdziesz?! Musisz się opanować. Daj jej czas do przemyślenia wszystkiego, niech trochę ochłonie… A my lepiej zajmijmy się swoimi zwykłymi sprawami. – zarządził Syriusz z naciskiem na ostatnie zdanie i patrząc Rogaczowi wymownie w oczy.
Potter tak jak zatrzymał się na krzyk Łapy tak stał cały czas oddychając głęboko i zastanawiając się w krótkiej chwili milczenia. W końcu Black rozmawiał z Rudą… Może wie o czymś czego powiedzieć nie chce, albo nie może? Jedno było pewne, wielkimi krokami zbliżała się pełnia i jak przystało na huncwotów musieli zaplanować sobie dokładnie całą nockę. Wciąż patrzył buntowniczo w błękitne oczy Syriusza.
- Dobra. – powiedział po chwili milczenia wiedząc, że nie może zawieść Remusa.






Gdyby ktoś spytał ją czego się spodziewała odparłaby…
- Nie tego!- założyła wściekle ręce odwracając wzrok z bardzo sceptyczną miną.
- Trudno. – usłyszała cichy i niski głos jednego z chłopaków, z którymi siedziała na szkolnych błoniach. Pogoda coraz częściej robiła się ponura, wietrzna i mokra.
- Ty nie przyjmujesz naszych warunków…
- To my nie przyjmujemy ciebie. – dokończył za kolegę następny chłopak.
Lil zadała sobie pytanie: z kim ja się pokazuję?! Już z dwojga złego wolała chyba huncwotów od nieznajomych chuliganów.
- Jak sobie chcecie.- wycedziła przez zęby. – Nigdy nie pomagałam nikomu w realizacji szlachetnego planu otrzymania kolejnego szlabanu. – powiedziała kipiąc ze złości.
- Czyli się nie zgadzasz Lily? – Dorian popatrzył na nią oczekując odpowiedzi.
- Oczywiście, że nie! – prychnęła pogardliwie. – Jestem prefektem i dziwię ci się, że w ogóle zadajesz się z takim towarzystwem Dorian!
- Jakoś tak przewidziałem twoją reakcję. – O’Conell posłał jej delikatny uśmiech, ale go nie odwzajemniła. – Czyli wracasz do swoich przyjaciół?
- Nie…- odparła szybko. – Mam dla panów- tu zwróciła się do czwórki nieznanych jej jeszcze chłopaków.- pewną propozycję. – z trudem powiedziała to zdanie. Gdyby mogła to wszystkim takim jak oni wlepiłaby szlabany.
- Słuchamy?- powiedzieli chórem zwracając na nią ósemkę zaciekawionych i chytrych oczu.
- Nie spodziewałam się, że mój przyjaciel postanowi szukać mi miejsca wśród…- tu urwała, gdyż uznała za stosowne nie obrażać tych, nawet jeśli inteligentnych, palantów. -… chłopaków. Chyba rozsądne byłoby żebym mieszkała w żeńskim dormitorium, ale… Z kolei to bardzo pomysłowe, bo nikt mnie nie będzie szukał w dormitorium należącym do… - po raz kolejny musiała się powstrzymać, aby nie palnąć głupstwa.- … was. Zrobimy tak, ja nie będę wtrącała się w wasze sprawy prywatne, a wy pozwolicie mi na tymczasowe wynajmowanie wolnego łóżka w waszym dormitorium. – na te słowa chłopcy popatrzyli na siebie niepewnym wzrokiem.
- Musimy się naradzić.- powiedział jeden o rudych włosach i szarych oczach.
- Proszę bardzo.- Lil machnęła lekceważąco ręką zupełnie jakby było jej wszystko jedno jaką decyzje podejmą. Może i tak było naprawdę? Nienawidziła być pokłócona z Dorcas, a jeśli się zgodzą to szanse na rychłe pogodzenie się spadną do niemalże zera.
- A możemy dać ci odpowiedź jutro? – jeden z nich nagle wystawił głowę ze zwartego kręgu jaki stworzyli uśmiechając się figlarnie. Miał włosy koloru ciemnego brązu, które czasami zdawały się wpadać w czerń i nadzwyczajne brązowe oczy. Gdy Lily w nie patrzyła mogłaby przysiąc, że wyglądałyby cudownie, gdyby miały jeszcze coś… Nie wiedziała dokładnie czego im brakuje, ale przypominały jej kogoś, kogo pragnęła nienawidzić z całego serca.
- Nie!- odparła chłodno.- Decydujcie się teraz.- rozkazała zniecierpliwionym tonem.
- Wiesz Lil?- zwrócił się nagle do niej Dorian przyglądając się całej konwersacji jakby z zewnątrz. –Czasami to cię nie poznaję.
- Ja samej siebie też. – odparła wzdychając ciężko. – Ale akurat w tym momencie to jestem w pełni świadoma ja. – stwierdziła dobitnie zwracając swoje spojrzenie powrotem na czwórkę chłopaków obradujących kilka stóp dalej.
- Już?- spytała znudzonym tonem.
- Ależ ty jesteś niecierpliwa! – najwyższy z czwórki, o mysich włosach przewrócił błękitnymi oczyma.
- Nie jest lato!- rzuciła Evans. – Deszcz siąpi, wy siedzicie w ciepłych bluzach, a ja w samej koszulce. Nie dziwcie się, że mi się śpieszy, ale chorować nie lubię. – powiedziała zgryźliwie.
- Jak chcesz to ci mogę pożyczyć bluzę. – chłopak o brązowych oczach uśmiechnął się ponownie.
- Obejdzie się. – Lil odparła najchłodniej jak umiała. Nie wiedziała czemu tak go traktuje, a może i wiedziała, ale bała się przyznać? Bo gdyby mu dołożyć okulary i…- Już?!
- Okey, okey! – krzyknął blondyn. – Ja się zgadzam. – powiedział mierząc Rudą badawczym spojrzeniem.
- Ja chyba też nie mam nic przeciwko. – chłopak o mysich włosach włożył ręce głęboko do kieszeni swoich spodni. Lil zerknęła teraz na tego nadzwyczaj rudego patrząc na niego wyczekująco.
- I tak już masz dwa głosy. – zmarszczył brwi. – Ja też się zgadzam. – przewrócił oczyma udając znudzonego. No to pozostał jeszcze tylko…
- Jeśli obiecasz….- na te słowa Evans przechyliła nieco głowę ściągając usta zupełnie jak McGonagall.
- Nie wchodzę w żadne podukłady. – stwierdziła nadzwyczaj dobitnie.
- … że nie będziesz się zachowywać jak jakaś królowa, ani nie będziesz nas całkowicie ignorować to zgoda. – ciemnowłosy chłopak spojrzał wprost w jej zielone oczy. Gdyby mogła to zabiłaby go samym spojrzeniem. Jednak on postanowił wytrzymać te kilka sekund aż się odezwie.
- Dorian czy ja kiedykolwiek zachowywałam się jak królowa?- dziewczyna odwróciła się do swojego przyjaciela, a tamten zamyślił się na chwilę całkiem poważnie.
- Nie przypominam sobie. – odpowiedział po chwili. – Ani nie przypominam sobie byś ignorowała kogokolwiek, pod warunkiem, że uprzednio nie wgryzł ci się on pod skórę.
- Dziękuję Dorianie. – uśmiechnęła się do niego przymilnie. – Więc? – posłała owej czwórce wymuszony uśmiech.
- Zgoda!- cztery głosy na raz i jedna wspólna decyzja…






Dorcas siedziała samotnie w pokoju wspólnym pisząc wypracowanie na zielarstwo. Nie mogła jakoś zebrać swoich myśli. Nienawidziła męczyć się tak nad pracami domowymi. Kiedy odrabiała je ze swoimi przyjaciółkami było jej o wiele lepiej. Ale teraz nikt nie może z nią posiedzieć, nie ma nawet komu się tak do końca zwierzyć… Brakowało jej Lil od momentu, w którym się dowiedziała o jej niewinności.
- Syriusz ma rację!- przekonywała samą siebie.- Musimy trochę poczekać i wszyscy ochłonąć. – z drugiej jednak strony zaskakujące było to, iż Black potrafił wymyślić coś tak mądrego.
ŁUP.
Blondynka poderwała się z fotela od razy rzucając zlęknione spojrzenie w stronę okna, a tam… Cicho krzyknęła. Para wielkich żółtych, świecących oczu wpatrywała się w nią z zaciekawieniem.
- Sowa! – krzyknęła z ulgą wypuszczając sporo powietrza z płuc. Natychmiast otworzyła okno wpuszczając płomykówkę do środka i odwiązując jej malutki liścik.


Zejdź pod obraz Grubej Damy.



Dziewczyna kilkakrotnie przeczytała wiadomość. Nie napisała tego Lily, a jednak już gdzieś widziała ten charakter pisma. Tylko gdzie?
Zastanowiła się krótko i doszła do wniosku, że jedynym sposobem jest zejść i się dowiedzieć. Tak tez zrobiła. Zostawiła całe wypracowanie na stole i przeszła przez dziurę za portretem. Pusto… Ani śladu po jakiejkolwiek osobie. Na dodatek bardzo ciemno….
- Dorcas?- usłyszała nagle cichy głos i uśmiechnęła się w duchu.
- Wiedziałam, że kiedyś będziesz musiał się ze mną spotkać, tym bardziej, że rozmawiałeś dzisiaj z Lil…- powiedziała cicho nie odwracając się i instynktownie czując, że osoba, z którą rozmawia znajduje się tuż za nią.
- Tak, rozmawiałem. – odparł chłopak delikatnie ujmując jej dłoń i przyciągając do siebie. Meadows tak jak się spodziewała ujrzała zielone oczy, spokojną twarz i włosy koloru ciemnego blondu, których kosmyki spokojnie opadały na czoło. – Ale teraz wydaje się być zbyt rozgoryczona i zła żeby z kimkolwiek rozmawiać otwarcie.
- Dorian, gdzie ona jest?- Dor ze zmartwioną i niemalże smutną miną czekała odpowiedzi. Tak niewiele czasu, wystarczyła jedna sekunda i już wiedziała, że jej nie otrzyma. Spuściła smętnie wzrok.
- Martwisz się o nią?- zapytał po chwili podnosząc lekko jej twarz tak, by ponownie mógł uchwycić jej spojrzenie.
- Źle się czuję z tym, że jej nie ma. – dziewczyna odparła szybko odwracając się do O’Conella plecami. Miała mu za złe, że nie chciał jej pomóc w skontaktowaniu się z przyjaciółką. Podczas lekcji nie miała na to czasu, na przerwach też nie. Jedyną okazją był czas wolny poza zajęciami.
- Ja się o nią martwię.- po chwili kłopotliwego milczenia odezwał się Dorian zupełnie już innym tonem, jakby bardziej oficjalnym niż osobistym.
- A niby to dlaczego?- błękitne oczy Dori natychmiastowo spojrzały na chłopaka pytając o tak oczywistą dla niego rzecz. Jednak na to pytanie również nie miała otrzymać odpowiedzi. – Coś dziś nie jesteś taki rozmowny. – powiedziała cicho pod nosem, ale jednak na tyle wyraźnie, aby mógł to usłyszeć.
- Po prostu nie przyszedłem rozmawiać na temat Lilian. Wiem, że tego by sobie nie życzyła. – Dorcas czuła na sobie baczny wzrok zielonych oczu, nawet wtedy, kiedy rozglądała się po innych portretach na sąsiednich ścianach.
- Więc nie obchodzi jej co się dzieje z jej przyjaciółmi?- zapytała niby obojętnie wpatrując się w jakiegoś jednorożca stojącego w plenerze sawanny, gdzie trawa kołysała się delikatnie i różne ptaki przelatywały przez ramy obrazu.
- Tak nie powinnaś myśleć. Znasz ją…
- Właśnie o to chodzi, że zarzuciła mi, iż jej wcale nie znam!- wybuchnęła nagle, używając głosu. – A ja jej wtedy przyznałam rację! Byłam okropna! OKROPNA! – ukryła twarz w dłoniach. – I nikt nic nie wie… - dodała po chwili już o wiele ciszej kręcąc głową ze zrezygnowaniem.
- Posłuchaj…- Dorian podszedł do niej ujmując jej twarz w dłonie. – Nie możesz obarczać siebie całą winą. Po części ma ją każda z was. Ale przechodziłyście przez gorsze kłótnie i to tylko zawiązywało waszą przyjaźń. Pomyśl o tym choć odrobinie pozytywnie i nie zaprzątaj swojej prześlicznej twarzy takimi problemami.
Zrobiło się tak jakoś bardziej….osobiście. Niesamowita była siła z jaką O’Conell był w stanie przekonać ją do swoich racji i niesamowite było to jak bardzo mu wierzyła. Nie zostawiłby jej… Prawda?






Lily wiedziała, że Dorian odciągnie Dorcas od pokoju wspólnego, ale jaką mieli pewność, że nie spotka po drodze nikogo z pozostałych znajomych? Co jakiś czas rozglądała się nerwowo upewniając się czy nikt ich nie śledzi. To już stawało się obsesją. A może po prostu podświadomie chciała, żeby ktokolwiek jej szukał, albo za nią szedł? Nie! Takie myśli szybko wyrzucała z głowy. Przecież nie jest jakąś głupią egoistką, która pragnie całej uwagi dla siebie.
- Cykasz się?- usłyszała nagle głos rudego chłopaka. Było coraz lepiej, zaczynała rozpoznawać ich po głosie.
- No wiesz…- oburzyła się widząc jego zadowoloną i rozbawioną minę. – Jeśli się boję to tylko ciebie. – prychnęła wściekle zakładając ręce. Tamten tylko wzruszył ramionami.
- Gdybyśmy mieli niewidkę łatwiej by było cię przemycić. – stwierdził z ubolewaniem ten wysoki o mysich włosach.
- Potter ma niewidkę. – rzuciła niemalże odruchowo nie zdając sobie sprawy, że zachowała w pamięci chociaż mały fragment tego, co niegdyś Rogacz sam jej pokazał.
- Jasne że ma!- krzyknął blondyn, ale Rudej nie udało się odczytać czy jest na ten fakt zły, czy może to był okrzyk podziwu. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby jej nowi znajomi okazali się zagorzałymi fanami huncwotów, którzy robią wszystko, aby im dorównać. Już oczyma wyobraźni widziała dormitorium pooblepiane magicznymi zdjęciami Syriusza, James’a, Remusa i Petera. Wzdrygnęła się na myśl, iż coś przed czym się chowa czeka na nią na górze.
- A widzieliście dzisiaj Pottera? – z zamyślenia wyrwał ją głos ciemnowłosego chłopaka o brązowych oczach. Mimo woli spojrzała na niego z zaciekawieniem czekając na to co miał do powiedzenia. – Nie wyglądał najlepiej. – w jego głosie zabrzmiała nutka zmartwienia. Więc to jednak są fanatycy czwórki jej przyjaciół.
- Może postanowił zachowywać się poważniej?- wszyscy wybuchnęli śmiechem na to stwierdzenie padające z ust najwyższego z chłopaków.
- Szybciej, by mu kaktus wyrósł. – stwierdził rudzielec wciąż się zaśmiewając.
- Wiecie… Marnuje się tutaj chłopak. – głos znów zabrał ten ciemnowłosy. – Zdolny jest, praktycznie ma same wybitne, na miotle lata świetnie! A dowcipy takie ma nietypowe, że normalnie gdyby nie ta dziewczyna to by miał wspaniałe warunki do rozwoju!- Lily zamarła. Nie wiedziała o kim mówią, ale miała niemiłe wrażenie, że ta osoba nie jest zbyt lubiana, a nawet postrzegają ją jako wroga.
- Taa… - bąknął blondyn krzywiąc się lekko. – Każdego zniszczy kobieta.
- No, ale ta z którą Potter cacka się od kilkunastu dobrych miesięcy to musi być prawdziwa jędza!- brązowe oczy nagle zaczęły patrzeć przed siebie z nienawiścią.
- Przepraszam, ale jak ta dziewczyna wcale się o to nie prosiła?- prychnęła Evans unosząc dumnie głowę. Nie wiedziała czemu postanowiła zabrać głos w tej dyskusji skoro było to dla niej naprawdę nie na rękę.
- Daj spokój! – krzyknął ciemnowłosy chłopak. – Tyle co on się za nią nabiegał i nastawał to już powinna się z nim umówić. A ona co? „Spadaj Potter!”- te słowa wypowiedział udając wysoki żeński głos i mrugając swoimi rzęsami.
- A nie zastanowiło cię, że może ona nie lubi takich facetów jak per Potter?!- Lil powoli zaczynała tracić nad sobą panowanie. Sam fakt, że mieli tak wypaczone pojęcie na jej temat był dla niej szokujący, ale żeby jawnie okazywać niechęć?!
- Phi!- prychnął lekceważąco. – Dziewczyno on gra w drużynie quidditcha! Jest najlepszy ze wszystkich! Nie przegrał ani jednego meczu, uczy się wzorowo! Która nie chciałaby się z nim umówić?!
- A fakt, że maltretuje słabszych, dyskryminuje ludzi pochodzących z innych domów, wymachuje różdżką na każdego kto powie coś nie odpowiadającego jego czci?! To mało?! Chodzi po całej szkole i pokazuje jaki to jest lepszy, jaki wspaniały, a tak naprawdę to nie ma nic poza swoją napuszoną głową!- Zielonookiej coś mówiło, że posunęła się za daleko i że w tej chwili naprowadziła tę czwórkę na fakt, iż to ona jest osobą, o której tak dyskutowali. Jednak nie potrafiła opanować swojej złości, jak mogli wygłaszać opinię w sprawie, która ich nie dotyczyła?!
- Wiesz, widzisz same negatywy. Ale jeśli chodzi ci o Snape’a, to czy nie widzisz, że to atak zargumentowany?- uśmiechnął się chytrze. – James’a i Smarkerusa łączy nienawiść od pierwszego wejrzenia. – pozostała trójka zaśmiała się perfidnie. – No i niestety od pierwszego wejrzenia spodobała mu się ta dziewczyna. – zmarszczył brwi i ściągnął usta. – Ona go rujnuje. Zamiast rozwijać swoje oryginalne pomysły na rozśmieszanie wszystkich on woli realizować je uwzględniając w tym wszystkim ją. Ta baba jest jak… jak… nie wiem! Mógłby mieć każdą, a chce tę jedną co raz powiedziała nie! Każdy normalny człowiek dałby sobie spokój, ale to przecież Rogacz! Nie wiem co on w niej takiego widzi!
- Musi być piękna…- zauważył rudzielec przewracając szarymi oczyma.
- …i inteligentna…- dodał ten wysoki o mysich włosach.
- … i musi mieć wspaniały charakter…- dorzucił blondas.
- Przede wszystkim miała coś na co dał się złapać Potter. – westchnął ostatni, a jego brązowe oczy spojrzały smutno przed siebie, kiedy zaczęli wchodzić po schodach do dormitoriów chłopaków. – Szkoda go trochę…
- No…- poparli go koledzy równym chórem zawieszając głowy podczas przemierzania stopni.
- A mnie żal dziewczyny, że tak na nią gadacie!- Lilian syknęła wściekle.
- A co, może powinniśmy popierać jej zachowanie?!- chłopak prychnął patrząc na nią krytycznie. Ruda tylko wzruszyła obojętnie ramionami. Miała dość tematu. – Wyobraź sobie, że spodobał ci się jakiś chłopak. – na samo to stwierdzenie Evans skrzywiła się nieznacznie. – Robisz wszystko, żeby się z tobą umówił, a ten cały czas cię obraża i każe zostawić w spokoju. Ponadto, nie raz niweczy twoje cudowne plany i wpakowuje w szlabany!
- A skąd wiesz, że ona go obraża? Znasz ją, że tak na nią gadasz?!- zatrzymała się na środku schodów mierząc wściekłym spojrzeniem ciemnowłosego chłopaka. – Może to ona ma rację!
- Obraża, bo mi Peter doniósł. – ten uniósł triumfalnie jedną brew. – A nie znam jej. Nawet nie wiem jak wygląda, a szkoda! Z chęcią bym jej dogadał. – stwierdził uśmiechając się wrednie. – A poza tym się nie zatrzymuj. – delikatnie popchnął ją na stopień wyżej.
- Nic nie wiesz. – pokręciła zrezygnowana głową.
- Ale powiedz szczerze. Czy ty byś się z nim nie umówiła, gdyby podszedł do ciebie i ładnie poprosił? – to pytanie zaskoczyło Lil. Na jej czole pojawiła się malutka, niemalże niedostrzegalna zmarszczka. Nie wyobrażała sobie Pottera, który ładnie by poprosił, bo w cuda nie wierzy. Szybciej byłoby to coś w stylu „spójrz co przygotowałem czy teraz się ze mną nie umówisz?”. Ta jego cała arogancja, pycha i przeświadczenie, że samo bycie Potterem upoważnia go do robienia co mu się żywnie podoba. I na dodatek ta ostatnia kłótnia.
- Na dzień dzisiejszy nie!- oświadczyła dumnie stając przed pierwszymi drzwiami z napisem „Klasa I” dalej były podane nazwiska jakichś uczniów. – To gdzie teraz?- uśmiechnęła się sztucznie zatrzymując się.
- Tam na samiusieńkim końcu masz nasze dormitorium. – wysoki chłopak wskazał jej drzwi jakich wiele, ale istotnie umiejscowione w najdalszej części wieży.
- Nie podoba się?- rudzielec przyglądał się bacznie wyrazowi jej twarzy.
- Tego nie powiedziałam. – stwierdziła ruszając na przód.
- Nie rozumiem…- ponownie odezwał się ciemnowłosy chłopak. – Jak to nie umówiłabyś się z Potterem?! – Lil przewróciła oczyma i już miała się odpowiedzieć, ale tamten ponownie zabrał głos. – Wy wszystkie tylko tak mówicie, a w rzeczywistości to po prostu lubicie być zdobywane.
- Uważasz, iż tak rozumuje ta biedna dziewczyna, którą męczy ten wstrętny Potter?- spytała nie obdarzając go nawet przelotnym zerknięciem. Im dłużej z nim rozmawiała tym bardziej ją irytował.
- Nie, uważam, że tak rozumuje ta wredna wiedźma, która usidliła Rogacza.
- Wiesz, zawsze są dwie prawdy. – rzuciła Evans. – Zapytaj Doriana, to nadzwyczajnie obiektywna osoba i bardzo mądra. A teraz skończmy ten temat, bo na wstępie się pokłócimy. – stwierdziła zatrzymując się przed drzwiami, na których widniała tabliczka „Klasa VII ; Mark Brown, Tyron Hitchswitch, Jack Sterne, Conrad Straut”.
- Jesteś tak pewna swego, że masz ochotę się kłócić?- brązowe oczy spojrzały na nią całkiem przytomnie. – A Doriana znamy tylko z tej biednej i potrzebującej strony, a nie tej inteligentnej. – stwierdził nagle, co mocno Rudą zapiekło. Nie lubiła jak ktoś obrażał jej przyjaciół.
- Przestańcie w końcu! – krzyknął blondyn chwytając za klamkę.
- Czekaj!- powstrzymał go wysoki chłopak o mysich włosach. Zielonooka zmarszczyła brwi nie wiedząc o co mu chodzi, gdyż wszyscy w jednym momencie zerknęli na nią.
- No co?- spytała z pretensją.
- Pamiętaj, że to co tam się znajduje nie ma prawa opuścić naszego dormitorium… Także nasze tajne informacje. – Lily tym bardziej poczuła się zdezorientowana. Czyżby chowali tam smoki? Albo inne potwory? Albo przeprowadzali niebezpieczne doświadczenia?
- Przecież obiecałam!- przypomniała im niemiłym tonem.
- Okey.- blondyn uśmiechnął się delikatnie.
- To może chcesz nas poznać zanim wejdziesz?- spytał rudzielec podnosząc brwi.
Dopiero teraz do Lily dotarło, że nie wie nawet, który jak się nazywa, ani oni nie znają jej imienia.
- Jestem Lily Evans. Szósty rok nauki, prefekt Gryffindoru. – wyciągnęła dłoń patrząc chłodno w szare oczy uśmiechające się do niej.
- Jack Sterne. – rudzielec uściskał dłoń Lil potrząsając ją lekko.- Rok siódmy, nie zostałem prefektem. – reszta zachichotała na te słowa. Jedyną poważną osobą była tam Evans, która miała bardzo sceptyczne nastawienie do ich wszystkich.
- Conrad Straut. – wysoki chłopak o mysich włosach podał jej swoją rękę.
- Mark Brown.- blondyn ukłonił się lekko z figlarnym uśmiechem.
- Więc pozostał nam tylko Tyron Hitchswitch.- Ruda rozciągnęła swoje usta w satysfakcjonującym uśmiechu patrząc w brązowe oczy ostatniego z całej czwórki, który ze znudzeniem opierał się o ścianę. – Jak sądzę wielki fan Pottera.
- Fan…- prychnął Tyron podchodząc do drzwi. – Zdziwiłabyś się. – coś w jego wrednym uśmiechu sprawiało, że irytował ją jak nikt na tym świecie (prócz Rogacza, bo choć był do niego podobny to nie aż tak łudząco). – Zapraszam. – szybkim pchnięciem otworzył drzwi…
Evans zrobiła kilka pewnych kroków i znalazła się wewnątrz…
- Jedno wielkie wysypisko śmieci!- krzyknęła rozszerzając oczy na sterty ubrań walających się po podłodze, papierki po czekoladowych żabach i innych smakołykach pochodzących z Hogsmeade, butelki po kremowym piwie i…- Na brodę Merlina!- Lil wpatrywała się z obrzydzeniem w pustą butelkę czegoś mocniejszego.
- No nie mów, że nigdy nie próbowałaś?- prychnął Jack uśmiechnął się najwidoczniej bardzo zadowolony z reakcji Zielonookiej.
- Nie próbowałam i nie zamierzam.- warknęła Lil siadając na łóżku, które jak mniemała było wolne. Nie znajdowała przy nim żadnych rzeczy.
- Chcesz spać ze mną?- zaśmiał się Tyron, a w Evans ponownie pojawiła się jakaś myśl, wiążąca tego ciemnowłosego chłopaka z Jamesem Potterem. Samo zachowanie było tak bezczelne…
- Bardzo śmieszne.- odparła z ironią nie zmieniając swego miejsca pomimo, iż chłopak usiadł obok niej. Nie zastanawiała się nad tym, że w tej chwili była bardzo antypatyczna. Szczerze mówiąc mało ją to obchodziło. Wolała trzymać się z daleka od czarodziejów ich pokroju, a nieświadomie wpakowała się w niemałe tarapaty. Bądź co bądź łamie regulamin szkolny!
- Oj, chyba się nie zaprzyjaźnimy.- stwierdził nagle Conrad podając wszystkim po butelce kremowego piwa. „Huncwoci chociaż nie pili” pomyślała Ruda biorąc do ręki szklaną butelkę.
- Z tego co już wiem, - zaczął Tyron biorąc spory łyk ogrzewającego napoju.- znasz Huncwotów. – wszyscy patrzyli na nią badawczo.
- Skąd ten wniosek?- zapytała patrząc w odległe okno dormitorium. Nienawidziła tych wszystkich spojrzeń, które ją oblegały.
- Wiedziałaś kto ma niewidkę. – Hitchswitch podniósł jedną brew i posłał jej triumfalny uśmiech. – James raczej nie chwali się takimi gadżetami.
- Jasne… Ale sam sobą się chwalić musi?- nie ulegało wątpliwości, Lily nie czuła się wśród nich dobrze. Nawet nie próbowała być miła, grzeczna, nie dziękowała za pomoc. Najwyżej ją wyrzucą!







Dzień, dwa, trzy… Wszystkie stawały się jakieś monotonne i pozbawione sensu. James’owi odeszła ochota na robienie dowcipów. Jedyną stałą rozrywką z jakiej korzystał to dręczenie Severusa, gdyż kiedy Evans zaczęła go unikać robił to bez zbędnego ryzyka, że ona osobiście to zobaczy. Nie cieszyło go też tak bardzo planowanie pełni. Dorzucił jakiś głupi pomysł zwiedzenia jednej z części Zakazanego Lasu i na tym jego rola się skończyła. Nie było łatwo widywać Rudą na większości lekcji i pozwalać jej wychodzić z sali bez słowa. Nie zatrzymywał jej, bo akurat teraz miał zbyt wiele na głowie. W piątek zarządzono trening quidditcha, więc zarówno on i Syriusz całe popołudnie mieli zajęte. To chyba była najbardziej pocieszająca myśl w całym tygodniu. Dosiądzie miotły i wzbije się w powietrze czując przyjemny wiaterek na twarzy. Znów stanie przed publicznością gotowy wypatrywać małej, złotej kuleczki, która unosiła się w powietrzu za pomocą delikatnych skrzydełek. Jakże wspaniała była ta świadomość! Jakże wspaniałe było zostawienie w tyle przeciwników, kiedy walczysz z szukającym drugiej drużyny o tę małą kuleczkę. Tylko zanim to się stanie czekała go noc pełna szwędania się pod postacią jelenia… Niby życie pełne przygód i radości, a jednak towarzyszył temu wszystkiemu dziwny ból. Mógł o tym zapomnieć na malutką chwilę, aby za kilka minut ponownie przypomnieć sobie zielone oczy, rude włosy i delikatną twarz dziewczyny o iście ognistych charakterze. Wtedy znów miał wrażenie jakby coś ulatywało z jego brzucha, męcząc i torturując, z każdą minutą bardziej i bardziej. Chyba nawet sam dementor nie byłby w stanie pogorszyć jego stanu.
Pełnię księżyca spędzili w większości we Wrzeszczącej Chacie, aby w środku nocy przenieść się na szkolne błonia i zacząć penetrowanie Zakazanego Lasu. To zajęcie bywało bardzo ekscytujące. Często trafiali na dziwne stworzenia, nie zawsze nastawione do nich przyjaźnie. Centaury zdawały się zawsze wiedzieć kim są, stado dzikich jeleni było wrogo nastawione, gdyż Rogacz często drażnił ich przywódcę, raz nawet zauważyli sporych rozmiarów akromantulę. Mimo to przeważnie udawało im się wychodzić z tego bez szwanku, a jak uważał James- bez ryzyka nie ma zabawy. Tak ryzykowali. Ryzykowali życie zarówno swoje jak i innych, ale to było mało ważne… Najważniejsza była dobra zabawa. Czwartkową noc spędzili na pałętaniu się wśród niebezpiecznych zwierząt, a już w piątek czekał ich upragniony trening.
- Remus w skrzydle szpitalnym?- Potter ziewnął potężnie przeciągając się na łóżku.
- Chyba tak.- stwierdził obojętnie Black nie mogąc zebrać w sobie wystarczająco wiele chęci, aby wstać i zacząć zbierać się na piątkowe lekcje.
- A widzę Glizdek jak zwykle nie może odespać.- James zerknął karcąco na wciąż chrapiącego Petera.
- Podsuń mu pod nos czekoladę.- uśmiechnął się wrednie Syriusz.- Natychmiast się obudzi.
Ale Pettigrew nie zareagował na tabliczkę czekolady. Trzeba mu było podsunąć aż dwie żeby zechciał zwlec się z łóżka i nałożyć byle jakie ubrania.
Kiedy poszli na śniadanie i usiedli przy długim stole, James dostrzegł Lil siedzącą na niemalże samym końcu. Tak, że była niemal łącznikiem między rocznikami. W Hogwarcie nie było większej różnicy, gdzie siedział uczeń którejś klasy, byleby był to stół jego domu, ale mimo to na końcu wielkiej sali siedzieli ci najstarsi, a na początku i najbliżej stołu nauczycielskiego najmłodsi. Nie wiadomo skąd się to wzięło. W każdym bądź razie Lily zajęła miejsce „specjalne”. Z jednej strony miała siódmoklasistę, a z drugiej już swój rocznik. Nie rozmawiała jednak z nikim i wyglądała na zdenerwowaną. Rogaczowi powróciło uczucie ciężkości, gdzieś na sercu, że zajmowało aż cała klatkę piersiową. Codziennie, gdy wchodził do WS wyławiał ja wzrokiem spośród tłumu uczniów i codziennie miał wielka ochotę do niej podejść, codziennie zwalczał to w sobie czekając na odpowiedni moment mając nadzieję, że kiedyś się do niego uśmiechnie.
Odwrócił wzrok z rudowłosej dziewczyny i rozejrzał się ponownie. Nie wiadomo dlaczego w oczy rzuciła mu się blond-włosa dziewczyna, równie przygnębiona, ale starająca się uśmiechać i zachowywać normalnie.
- Rozmawiałeś ostatnio z Dorcas?- James zwrócił się do Łapy, który właśnie nakładał sobie jajecznicy z bekonem.
- Nie. – odparł Syriusz chwytając za widelec.
- Może powinniśmy pogadać z dziewczynami? Przecież jeszcze niedawno rozmawialiśmy z nimi każdego dnia, a ostatnie dni…
- Ostatnie dni są odkąd Lily z nimi nie ma. – zauważył Black.- Wniosek prosty. Zawsze ty nas zaciągałeś do dormitorium dziewcząt, a teraz…- Łapa wzruszył ramionami.
- A nie interesuje cię co u nich słuchać?- zdziwił się Rogaś. – Nie widzisz jaka przybita jest Dorcas?- Syriusz widział to doskonale, ale już dawno postanowił nic z tym nie robić. Ona woli tego Doriana! Nic mu teraz nie daje kumplowanie się z śliczną blondynką, która mówi stanowcze „nie”.
- Posłuchaj, nie mam ochoty wysłuchiwać o jej nowych chłopakach. A tym bardziej tym O’Conellu, który załatwił Evans inne miejsce na nocleg. Jeśli uważa kogoś takiego za osobę godną zaufania…
- Wciąż cię to boli?- James zmarszczył nieco brwi.
- Wciąż masz zamiar znaleźć Evans?
Peter wodził wzrokiem od jednego do drugiego nie wiedząc co o tym myśleć. Miał wrażenie, iż zaraz wybuchnie kłótnia, ale nic podobnego się nie stało. Potter wstał i wziął swój talerz.
- A ty dokąd?!- Black spojrzał na niego zupełnie zbity z tropu.
- Zebrać nieco informacji. – oświadczył z dumą Rogacz i ruszył przed siebie prosto w kierunku trzech dziewcząt siedzących i rozmawiających o własnych sprawach. Nawet go nie zauważyły. Podniosły na niego swoje zaskoczone spojrzenia dopiero, kiedy wgramolił się między Dorcas a Jasmine uśmiechając się do mrugającej ze zdziwienia Sheryl.
- Cześć. – rzucił wyszczerzając do nich swoje białe zęby.
- Eee… Cześć?- Sher wciąż nie wierzyła własnym oczom.
- Mogę?- usłyszała nagle, a po chwili poczuła jak Syriusz Black ładuje się na miejsce obok niej, tym samym odpychając jakiegoś chłopaka. – Peter usiądź tam!- Łapa wskazał mu miejsce po drugiej stronie Corvin.
Żadna z dziewcząt nie wiedziała jak ma się zachować. To było przecież tak normalne. Zazwyczaj wówczas Lily nachmurzała się i zaczynała rzucać kąśliwe uwagi w kierunku intruzów, ale Lil tu nie było. A szczerze powiedziawszy odkąd Lil zniknęła nie było też huncwotów. Do dzisiaj.
- Gdzie Remus?- spytała Jas robiąc bardzo zmartwioną minę.
- Eee… Źle się poczuł. Jest u pielęgniarki. –stwierdził szybko Syriusz.
- Co u was słychać?- Potter zerknął na każdą z nich po kolei. Nie odzywały się. Elvin dłubała widelcem w talerzu, Sheryl chyba upewniała się, że to co widzi jest realne, gdyż wciąż mrugała i rozglądała się z niepewną miną, a Meadows ściągnęła brwi najwyraźniej nie wiedząc co powiedzieć. Blondynce naprawdę nic nie przychodziło do głowy. I nagle zrozumiała czemu James Potter do nich zagadał…
- Lily zabrała swoje rzeczy…- poinformowała ich smutnym tonem. Zapadło milczenie, a uśmiech z twarzy Rogasia zniknął. Syriusz odchrząknął z zakłopotaniem i tylko Sher i Peter nie zmienili swoich min.
- Jak to zabrała?- Glizdogon wytrzeszczył swoje małe oczka na Dor.
- Jak obudziłam się we środę to już ich nie było…- westchnęła dziewczyna. – Tak jak powiedziała. Myślałam, że tego nie zrobi, że to tak jak zwykle. Postraszy i wróci, tym bardziej, iż nie powinna czuć wyrzutów sumienia. Czy ona w ogóle wie jakie JA mam wyrzuty sumienia?!- jej głos stawał się coraz bardziej histeryczny. Nie radziła sobie dobrze. – I jeszcze… jeszcze cały dzień. Cały dzień spędzony na lekcjach, gdzie będę ją widziała… I wiem, że nie mogę podejść, bo jest zła. – ukryła twarz w dłoniach. W tym momencie James nagle zrozumiał. Dorcas była jedyną osobą, która odczuwała to w ten sam sposób co on. Męczyła się i w tej męce trwała. Bezsilna… Coś sobie postanowił, bo pełnia już minęła…
- Chodźcie na lekcje, a ty Dori…- spojrzał na przygnębioną i zatroskaną twarz blondynki. – Nie martw się. Ja ją znajdę, a wtedy to nie będzie miała, gdzie uciec. – powiedział, a w jego oczach rozpaliły się iskierki zahartowania i upartości. To nie były słowa rzucane na wiatr i blondynka o tym wiedziała. Instynktownie mu wierzyła, bardzo chciała wierzyć…
- James nie pleć głupstw. – oburzył się Black wstając. – Evans nie jest głupia. Co zrobisz jak ją znajdziesz? Przeprosisz? Będziesz mówił, a ona na koniec każe ci zostawić ją w spokoju?
- Wiesz co Łapo?- Potter zamyślił się na chwilę. – Jeśli ma się talent irytowania Lily, to wcześniej czy później w twojej obecności wybucha ona gniewem, a to wiąże się z wykrzyczanymi zdaniami, w które wplecione będzie mnóstwo obelg.
- To pewne. – stwierdził Black ze sceptyczną miną. Nie widział w tym większego sensu.
- A jeśli niepohamowane pokłady złości na nas wszystkich, wciąż zachowała w sobie? Jeśli się wyładuje, będzie jej lżej, a to wielki plus jak dla mnie. Poza tym… Ja chcę po prostu móc ponownie usłyszeć od niej cokolwiek…- Łapie zrobiło się nagle żal swojego najlepszego przyjaciela. Tylko on doskonale wiedział, że tak naprawdę Evans nie była zła. Była rozgoryczona i rozżalona. Nie zapomniał jej smutnej twarzy, kiedy powstrzymywała łzy i starała się zapanować nad sobą. „Obyś miał dużo szczęścia”, pomyślał patrząc na brązowe oczy Rogacza zapewne zastanawiające się jak znaleźć obecne dormitorium Evans.






- Ale tu nie powinno tak być!- Jack jęknął. Już nie miał siły. Nie wiedział czy ma się śmiać, złościć czy płakać.
- Phi! To znaczy, że powinno być tak jak przedtem?- Ruda uśmiechnęła się chytrze patrząc na niego. – Chcesz takiego bałaganu?!- rzuciła mu martwe zdjęcie porozrzucanych na ziemi ubrań.
- Tak! Chcę żeby w każdym kącie walały się moje rzeczy! Papierki i puste butelki! Chcę zwykłego i codziennego ładu!- krzyknął bezsilnie. Wiedział, że i tak go nie posłucha.
- Ale ja nie chcę. – Lily sprawnie zakończyła spór. Nie rozumiała dlaczego rudzielec robi tyle hałasu o głupie śmieci. Nie dość, że posprzątała to jeszcze…
- Aaaaa!!!- usłyszała nagle krzyk dochodzący ze strony drzwi. Natychmiast obróciła tam swoją głowę. – CO SIĘ STAŁO?!- Mark omiótł całe dormitorium wzrokiem najwyraźniej nie mogąc znaleźć nic znajomego.
- Lilian posprzątała.- burknął zniechęcony Jack siadając na swoim przeraźliwie starannie zasłanym łóżku.
- Co zrobiłaś?!- blondyn wytrzeszczył na nią przestraszone oczy.
- No doprawdy!- Evans wstała odrzucając swoją książkę. – Postarałam się, chciałam zrobić coś pożytecznego, a tu same pretensje!- krzyknęła, a jej oczy zapłonęły żywym ogniem.
- Ale ja nie mówię, że to źle…- Mark zrobił przepraszającą minę i również opadł na swoje łóżko, mając nadzieję, że nie sprowokuje dziewczyny do wybuchu gniewu.
W czasie tych kilku dni, kiedy już ze sobą mieszkali, zdążyli zauważyć pewne zwyczaje w sposobie bycia współlokatorów. Zadziwiające dla samych chłopaków było to, iż kobieta ma nad nimi władzę. Nie wtrącała się w ich sprawy, nie ciekawiła się co robią, przymykała oko na ich działalność, ale aż ją nosiło, żeby wwalić im szlaban. Pierwszego dnia bardzo ich to bawiło, ale kiedy Evans się zezłościła i podniosła głos… Po prostu przybrali tak zwaną chytrą taktykę (można to uznać za akt tchórzostwa), woleli schodzić jej z drogi, kiedy tylko wyglądała na odrobinę zirytowaną.
Nagle do dormitorium głowę wetknął Conrad.
- Witam.- wszedł do środka najwyraźniej nic nie zauważając, jednak z każdym krokiem postępował coraz wolniej i tracąc swoją pewność siebie. – Czysto tu…- zauważył rozglądając się.
- Lily posprzątała.- poinformowali go chórem Jack i Mark.
- A z jakiej to okazji?- spytał chłopak przyglądając się badawczo Lil, jakby szukał podstępu.
- Nudziłam się.- odparła obojętnie ponownie wracając do swojej książki.
- Nie zadali ci żadnych prac domowych? – zdziwił się Conrad marszcząc lekko brwi. Zielonooka podniosła na niego wzrok.
- Zadali.- powiedziała zdawkowym tonem. – Ale tak się składa, że napisanie wypracowania nigdy nie zajmowało mi zbyt wiele czasu! Jak nie zauważyłeś to ostatnio prawie zawsze siedzę bezczynnie, bo WSZYSTKIE prace mam odrobione!- kiedy to powiedziała wciąż oddychała głęboko ze zdenerwowania. Rzeczywiście, kiedy nie spędzała czasu ze swoimi przyjaciółkami i nie robiła z nimi lekcji szło jej to o wiele szybciej. Zostawało jej sporo czasu, z którym nie miała co robić…
- Słyszę Złośnica znów wrzeszczy. – z figlarnym uśmiechem na twarzy, do dormitorium wkroczył Tyron. Kolejnym już zauważonym szczegółem w sposobie życia współlokatorki było to, iż szczególnym uczuciem darzyła Hitchswitcha. Nie lubiła go bardziej od innych, a on dodatkowo nic sobie z tego nie robił. Zawsze przez niego denerwowała się najbardziej. – O cholera!- zaklął cicho pod nosem widząc pewnie pierwszy raz w życiu swoje dormitorium w stanie nadającym się do użytku.
- Lilian posprzątała. – stwierdził cicho i niewinnie Jack.
- Bo się nudziła. – dorzucił Mark kręcąc się na swoim miejscu.
- A to dlatego, że nie ma co robić z wolnym czasem….- dodał na koniec Conrad.
- No proszę, proszę. – zagwizdał cicho Tyron rozglądając się po czystych kątach pokoju. – Postarałaś się. Szkoda tylko, że twoja praca pójdzie na marne, bo za góra godzinę znów się wszystkiego nabiera. – uśmiechnął się wrednie.
- Tak?- Lily podniosła jedną brew wyzywająco. – Więc ja stwierdzam, że ma być porządek cały czas. - powiedziała z naciskiem na każde słowo. - A jeśli nie…- w jej głosie zabrzmiała nutka groźby.
- Oj, daj spokój!- ciemnowłosy chłopak przewrócił oczyma ze zniecierpliwieniem. – Masz fatalny nastrój, bo nigdzie nie wychodzisz! Z nikim się nie spotykasz! Dlatego dziś wychodzisz ze mną.- zarządził pewnie siebie przerzucając szafkę ze swoimi ubraniami.
- A właśnie, że nie wychodzę!- zaprzeczyła szybko Lil z oburzona miną. – Nic ci do mojego nastroju!
- A właśnie, że wiele mi do twojego nastroju!- spojrzenie brązowych oczu zmierzyło ją surowym wzrokiem. – To wszystko odbijasz sobie na nas. A tak być nie może. – stwierdził chwilę potem wyjmując swoją miotłę, którą najwyraźniej polerował dość często, albo była nowa, gdyż jej rączka lśniła, a nitki były równiutko poukładane, żadna nie wyginała się w złą stronę. – Niezła prawda?- jego twarz rozjarzyła się blaskiem.
- Na litość boską, nie mów mi, że masz zamiar sobie latać na miotle. – Ruda popatrzyła na niego dość sceptycznie.
- Nie podoba się?- zerknął nagle na nią czekając na jakiekolwiek uwagi. – Ja sobie polatam, a ty posiedzisz na trybunach. – po tym stwierdzeniu Evans uznała, że jest jej to wszystko jedno, więc wzruszyła obojętnie ramionami szykując sobie cieplejszy płaszcz, gdyż dnie były teraz chłodne.
Niestety w duchu musiała przyznać rację Tyronowi. Nie była dla nich zbyt miła. Szczerze mówiąc zmierzała chyba do opuszczenia tego dormitorium, w dość przykrych okolicznościach.
- My wychodzimy- Hitchswitch zwrócił się do swoich przyjaciół, gdy tylko zauważył, iż Lily zdążyła się już zebrać.
- Okey. – Jack otworzył im drzwi uśmiechając się szeroko.
- Nie ciesz się tak.- rzuciła do niego Lil, kiedy przechodziła przez próg. – Ja tu wrócę. – podniosła triumfalnie jedną brew i wyszła za Tyronem. Nie wiedziała czemu zgodziła się wyjść na dwór i to w taką pogodę. Na dodatek prosto na boisko quidditcha.
- Ty nie lubisz latać na miotle?- chłopak odezwał się nagle, zupełnie zaskakując Evans.
- A wyglądam jakbym lubiła?- Ruda odpowiedziała pytaniem z nutką ironii w głosie.
- Mogłabyś chociaż spróbować być miła.- skrzywił się Tyron schodząc po spiralnych schodach.
- Wybacz, taka już jestem, wredna, antypatyczna, niesprawiedliwa,…- zaczęła wymieniać wszystkie wady jakie przyszły jej na myśl, na co jej towarzysz tylko się uśmiechnął. – I nie widzę w tym nic zabawnego.
- Ty jesteś zabawna z całym swoim podejściem. – stwierdził Hitchswitch wciąż się uśmiechając.
Wyszli na błonia. Dziewczynie od razu nie spodobała się szara pogoda, nie spodobała się wciąż zielona trawa, nie spodobało się boisko, ani ławeczki naokoło niego. Naburmuszona zajęła pierwsze lepsze miejsce. I jak on to sobie wyobraża?! Ma tak siedzieć i patrzeć jak lata na swojej miotle?!
- Zła pogoda na quidditcha.- stwierdził Tyron, niespodziewanie siadając obok niej. Rozglądał się od chmury do chmury.
- Jasne, najlepiej grać zimą. – Evans przewróciła oczyma z poirytowaniem. Wiedziała, że Hitchswitch właśnie na nią spojrzał i otworzył usta żeby coś powiedzieć, prawdopodobnie odgryźć się za ostatnie zdanie, ale najwyraźniej się rozmyślił. Lil zauważyła jak sięgnął po podręczny zegarek.- Czekasz na kogoś jeszcze?- zaciekawiła się.
- Nie wiem czy można tak powiedzieć. – Tyron uśmiechnął się tajemniczo. Dopiero wówczas Ruda zaczęła kojarzyć wszystkie fakty. Wziął miotłę, zerka na godzinę, a na dodatek ma na sobie szatę od quidditcha! Przecież oczywiste jest, że…
- Trening!- jęknęła podrywając się, a razem z nią wstał ciemnowłosy chłopak.
- No, tak. - potwierdził nie bardzo rozumiejąc skąd te nagłe przerażenie na jej twarzy. Nie mógł wiedzieć, że dziewczyna ukrywa się przed Potterem, a ten niechybnie zaraz tu będzie, nie mógł wiedzieć, że wolałaby się z nim nie widzieć!- Co się stało?
- Ja… ja muszę iść.- odwróciła się chcąc jak najszybciej uciec, ale poczuła jak Tyron łapie ją za nadgarstek.
- Powiedz mi o co ci chodzi tym razem.- rozkazał najwyraźniej niezadowolony popłochem z jakim pragnęła opuścić boisko.
- Bo zaraz tu będą inni gracze, prawda?- spytała odrzucając swój zwykle nieprzyjemny ton głosu. – Ja… ja nie mogę spotkać się z Potterem. – wyjąkała próbując wyswobodzić rękę. Nic z tego. Brązowe oczy obserwowały ją uważnie wciąż czekając na wyjaśnienia. – Pokłóciłam się z nim. To mój stary znajomy i… Och, no proszę cię puść mnie wreszcie!
- I chcesz uciekać? To będzie pierwsza Złośnica, która boi się chłopaka. – zadrwił w jednym momencie rozluźniając znacznie uścisk dłoni i pozwalając Lily wyszarpnąć swojej rękę.
- Nie boję się!- zaprzeczyła szybko Zielonooka czując jak traci autorytet.
- To dlaczego nie zostaniesz?- Tyron uśmiechnął się triumfalnie, ale nie długo mu to zostało. W tym momencie świadomie obudził w dziewczynie buntowniczą naturę. Wiedział, że zrobi wszystko na przekór niemu. I jak na zawołanie! Lil obrażona usiadła ponownie na ławeczce najwyraźniej nie mając najmniejszego zamiaru się odzywać. – A po treningu powiesz mi o co się z nim pokłóciłaś. – chłopak mrugnął do niej szczęśliwy ze swojej wygranej.
- Poszło o to, że on jest kompletnie egoistyczny. – Evans zmarszczyła swoje brwi co dawało jej wygląd jeszcze bardziej wściekłej.
- Pewnie jesteś zazdrosna o tę dziewczynę, z którą on próbuje się umówić od 5 klasy. – zaśmiał się perfidnie.
- Słucham?!
- Nie martw się. To pewnie jakaś kompletna zołza. – to stwierdzenie oburzyło ją jeszcze bardziej. Ledwo wytrzymywała w jednym miejscu, aż ją nosiło ze złości!- O! I już idzie drużyna!- ucieszył się Tyron zeskakując z ławek i wychodząc na boisko. Lily odprowadziła go nienawistnym wzrokiem po czym zerknęła w stronę grupki uczniów w szatach koloru Gryffindoru, gdzie każdy niósł swoją miotłę otoczoną troskliwą opieką. Na samym końcu szło dwóch chłopaków o czarnych włosach, z tą różnicą, że jednemu opadały one z wytwornością dając niesamowity efekt, a drugiemu sterczały we wszystkie strony. Ich właściciel dodatkowo miał zwyczaj stwarzania na głowie jeszcze większego nieładu. Lily zauważyła, że nic się nie zmienił, chociaż czego się spodziewała? Że w bagatela kilka dni zmieni swój wygląd nadzwyczaj diametralnie? Znów powróciły słowa wypowiedziane podczas ich kłótni i wielki żal. Odwróciła wzrok i zerknęła smętnie na Hitchswitcha witającego się ze wszystkimi. Tylko ona siedziała na trybunach, ale biorąc pod uwagę pogodę…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:41, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


- Czerwień nie pasuje mi do oczu. – Syriusz uśmiechnął się zawadiacko idąc po wilgotnej trawie i przyglądając się swojej szacie do gry.
- Nie wszyscy mają wystarczająco wiele szczęścia Łapo. – James podniósł z zadowoleniem jedną brew świadom, iż jego oczy idealnie komponują się ze szkarłatnymi barwami.
- Oo…- Syriusz wbił nagle swoje spojrzenie nieco wyżej.
- Co?- spytał Potter zerkając na swoją miotłę, czy oby wciąż jest tak wspaniała jak zazwyczaj.
- Popatrz tam!- Black pochwycił głowę Rogacza w swoje ręce i skierował ją na miejsca dla widzów. Z początku James nie za bardzo wiedział o co mu chodzi, ale po sekundzie, gdy się rozejrzał i zatrzymał wzrok we właściwym miejscu, poczuł znajomy ciężar w sercu. Siedziała tam teraz. Znudzona i zniesmaczona. Lily na treningu quidditcha była równie rzadkim zjawiskiem co spotkanie Voldemorta w biały dzień na ulicy. Nie przychodziła nawet z przyjaciółkami, a teraz....
- Ciekawe co tu robi?- myślał głośno Syriusz i nagle spostrzegł, że jego przyjaciel szybkim krokiem zmierza w jej kierunku. – James nie!- powiedział dość głośno, ale nie podziałało. Potter już wchodził na rzędy ławek.
Evans wiedziała już, iż za moment może usłyszeć głos jednego z huncwotów i przez myśl przebiegła jej jedna myśl- wyjść stąd, gdziekolwiek. Tylko, że nie zniosłaby drwiących uwag Tyrona… Co miała zrobić? Zanim cokolwiek przyszło jej do głowy kątem oka zauważyła James’a siadającego obok niej. „ignoruj go…”, powiedziała sobie w duchu czując na sobie spojrzenie orzechowych oczu.
Rogacz nie wiedział do końca czy ma zacząć od przepraszania, czy może skromnej anegdoty. Nadzwyczajną ulgę sprawiała mu sama obecność Lilian. Nawet jeśli nie zwracała na niego uwagi, to mimo wszystko mógł spokojnie przyjrzeć się jej wspaniałym oczom, długim włosom opadającym na plecy i cudownej twarzy.
- Lily…- zaczął poważnym tonem.
- Tyron!- nagle wstała zwracając się najwyraźniej do Hitchswitcha, co bardzo Pottera zaskoczyło. Skąd go znała?- Idę na spacer.- rzuciła zdesperowanym tonem. Nie miała ochoty wysłuchiwać słów osoby, której nienawidzi.
- Miałaś zostać.- zauważył chytrze ciemnowłosy chłopak, który dosiadał właśnie swojej miotły. Lily nie wiedziała już co zrobić, ze zdenerwowaniem przygryzła jedną wargę marszcząc nieco brwi. Rogaś przyglądał się jej z zapartym tchem. Jeśli zostanie może uda mu się porozmawiać z nią po treningu.
Zdało się, że Tyron w tym momencie zrozumiał o co Rudej chodzi. Spojrzał na Pottera, który wpatrywał się w twarz dziewczyny i coś mu się w tym nie spodobało.
- James!- krzyknął, a chłopak natychmiast odwrócił do niego swoją głowę.
- Hmm?
- To trening! Wracaj na boisko!- zarządził.- Wszyscy na miotły! Black weź kafla. Na początek będziemy ćwiczyć podania. James powiedziałem na boisko! A ty Lily zostań… - wzbili się w powietrze i zaczęli przerzucać z rąk do rąk kafla. Evans obserwowała cały trening i zdziwiła się, że dopiero teraz zainteresowała się składem drużyny Gryfonów. Sami chłopcy, ani jednej dziewczyny. Black, Cortez, Endwitch to ścigający, Hitchswitch i Laket pałkarze, Carlbert obrońca i na koniec Potter szukający. Całej drużynie przewodniczył Hitchswitch, który od momentu wzniesienia na miotle zmieniał się nie do poznania. Wydawał sprecyzowane uwagi i polecenia nie znosząc sprzeciwu i stawiając spore wymagania przed całą drużyną.
Z początku Lily nie miała problemów z odnalezieniem odpowiedniego punktu do obserwacji. Po prostu wodziła wzrokiem za kaflem przelatującym z rąk do rąk. Jednak, kiedy wypuszczona znicza i tłuczki sytuacja zrobiła się bardziej skomplikowana. Tam Syriusz wraz z Cortezem podają sobie kafla, próbując wbić go dla Carlberta, tam Hitchswitch i Laket dzielnie walczą z tłuczkami, a nieco wyżej James wypatruje małej, złotej kuleczki. Mimo wszystko podejrzanie często odruchowo zerkała w górę, sprawdzając czy Potter posunął się dalej w poszukiwaniach. Nie potrafiła ukryć sama przed sobą, że właśnie ta postać obchodzi ją najbardziej, ale tłumaczyła to sobie pozycją szukającego. To właśnie on zdobywał najwięcej punktów.
I nagle usłyszała chłodny, drwiący śmiech, który brzmiał w jej uszach wyraźnie, aż przebiegł ją zimny dreszcz strachu. Rozejrzała się panicznie naokoło i bardzo daleko na trybunach ujrzała grupę Ślizgonów. Wśród nich Malfoy’a czyniącego najwyraźniej chamskie uwagi na temat taktyki Gryfonów. Dobrze, że zajął miejsce na tyle daleko, że nie musiała słuchać co gada…
- LILY UWAŻAJ!- usłyszała nagle z boiska i natychmiast obróciła głowę. Zobaczyła pędzącego na nią tłuczka z niesamowitą szybkością! 5 sekund i roztrzaska się na jej żebrach, a ona siedzi jak sparaliżowana! Nie mogła się nawet ruszyć! I dosłownie w ostatniej chwili dała nurka pod ławkę czując jak tuż nad jej głową piłka roztrzaskuje kawałki drewna, odbija się i leci z powrotem w powietrze. Wciąż zszokowana wyjrzała na boisko wychodząc spod ławeczki. Po tłuczku ani śladu, ale wszyscy patrzyli w jej stronę jakby spodziewali się, że doznała jakiegoś urazu. Nawet Potter obniżył loty, aby zobaczyć co się dzieje.
- Wszystko w porządku?- Tyron patrzył na nią przestraszony. Pokiwała głową nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Słyszała tylko głośny śmiech Ślizgonów z drugiego końca boiska. Najwyraźniej uważali to za bardzo zabawne. – Dobrze, gramy dale…- stało się coś dziwnego. Tłuczek nagle zawrócił nie odbijany przez nikogo i ponownie poleciał w stronę Lil. Tego już było zbyt wiele! Ruda nie widziała żadnych szans ucieczki, bo choć mogła odskoczyć w bok, to zdawało jej się, że piłkę ktoś zaczarował, a tu nie pomoże zwykły unik. Nie uśmiechało jej się też czekać aż jakaś kula zgniecie ją z powierzchni ziemi miażdżąc ciało! Nagle zauważyła jak między nią, a tłuczek wlatuje Hitchswitch trzymając w ręku pałkę.
- Nie ruszaj się!- rzucił do niej szybko, a po sekundzie odbił piłkę daleko przed siebie. Ale i tym razem zawróciła! Ryk Ślizgonów wskazywał na to, że świetnie się bawią. Tyron odbił tłuczka po raz kolejny, ale piłka odleciała na kilkadziesiąt stóp i zawróciła z powrotem mknąc w kierunku Rudej. Lily zamrugała szybko. Ktoś kierował tym tłuczkiem, a tak stać w miejscu nie może, bo i tak w końcu Tyron padnie ze zmęczenia. Jedyna jej szansa to dotrzeć do zamku… Lil nie namyślając się długo odczekała na moment, w którym chłopak odbija piłkę daleko przed siebie i natychmiast puściła się biegiem przez rzędy ławek.
Hitchswitch czekał aż tłuczek zawróci ponownie mknąc wprost na niego, ale… Piłka zawróciła tym razem lecąc z powrotem pod zupełnie innym kątem! Tyron obejrzał się za siebie spodziewając się zobaczyć Rudą, ale…
- LILY NIE!
Kolejny krzyk dobiegł do Pottera, a ten ponownie postanowił zlecieć odrobinę niżej, gdyż na obecnej wysokości nie dostrzegał nic co robili jego koledzy. Znicza i tak nie było widać, więc… Szarpnął za rączkę miotły i zanurkował w dół, a tam- harmider! Black wyrywa Laketowi pałkę, wszyscy patrzą przerażeni, Ślizgoni się z czegoś śmieją, a Hitchswitch poszybował prosto w kierunku…
- LILY!- James krzyknął z nie udawanym przestrachem mknąc jak szalony przed siebie. Obejrzał się szybko i ujrzał Tyrona pędzącego w kierunku zbliżającego się tłuczka, który wydawał się być zaczarowany, gdyż w zależności od położenia Lil zmieniał swój kierunek. – Szybciej!- Potter ponaglił swoją miotłę. Tyron nie zdąży! Przyśpieszył maksymalnie biorąc kierunek prosto na Rudą. Słyszał świst wiatru w uszach i jego uderzenia na swojej twarzy. Jeszcze 5 stóp! 3… 1… Nie zatrzymując się sprawnie pochwycił dziewczynę trzymając ją przed sobą na miotle, a w tym samym momencie Hitchswitch odbił tłuczka na kolejne 20 stóp odległości.
Rogacz stopniowo zaczął zwalniać, aby nie zahamować zbyt drastycznie. Wreszcie zatrzymał miotłę zupełnie unosząc się na wysokości około 10 stóp. Ledwo spojrzał na bladą twarz Lil, a tu nagle wyrósł przed nim Tyron ponownie odbijając tego samego tłuczka.
- Nie zatrzymuj się!- krzyknął na niego. – Ktoś musi kierować tą przeklętą piłką! – jego głos drżał ze zdenerwowania.- Jak się o tym McGonagall dowie….- znów odbił z nadzwyczajną siłą kulę dysząc ciężko.
- Odstawię ją do zamku.- stwierdził James obdarzając Evans krótkim spojrzeniem.
- Tylko szybko! I uważaj, bo nie będę w stanie wtedy odbijać tej zgłupiałej piłki!
- Czekajcie!- Lil nagle odzyskała głos. – Ja nie chcę lecieć!- krzyknęła przestraszona.
- Ale…- tu Hitchswitch ponownie odbił tłuczka. – Tak będzie najszybciej! I nie dyskutuj! Potter do zamku z nią.
- Tak jest!- Rogaś uśmiechnął się figlarnie mając pod ręką praktycznie wszystko za czym z samego rana tęsknił. Lil siedziała tuż przed nim, mógł latać na miotle, a dodatkowo było to dość niebezpieczne!
Ruda nienawidziła mioteł, po prostu nienawidziła! A dodatkowo z Potterem wydawało jej się to większym, zagrożeniem życia niż ucieczka pieszo przed tłuczkiem. Panicznie się bała, nie była przygotowana! I nagle Potter wyrwał z miejsca z nadzwyczajną szybkością, tak, że aż Lil wyrwał się krzyk i niemalże machinalnie po prostu wtuliła w niego swoją twarz tym samym oszczędzając sobie widoku tych wszystkich obiektów mijanych po drodze. Marzyła już tylko o spokojnym traceniu swego czasu…
- Kto zaczarował tłuczka?- usłyszała chyba po kilku minutach szybowania.
- Nie wiem!- jęknęła wciąż obejmując Pottera ze strachu. Ale mimo to pamiętała śmiechy Ślizgonów. Najpierw piłka poleciała na nią przypadkowo, a później? To Malfoy ją zaczarował! – Malfoy to zrobił! – dodała po chwili bojąc się gdziekolwiek spojrzeć.
- Tego się można było spodziewać!- w głosie James’a zabrzmiało zdenerwowanie, a po chwili w kierunku Lucjusza powędrowało wiele nadzwyczaj obraźliwych określeń. W ostateczności zapadła cisza. Lily nie mogła się przemóc, aby oderwać się od bezpiecznej kryjówki jakiej było wtulenie się w Pottera i spędzenie całego lotu siedząc sztywno na tej przeklętej miotle. Postanowiła poczekać, aż usłyszy, że może spokojnie zejść. Ale pomimo iż James dotarł pod drzwi Hogwartu i nie gonił ich już żaden tłuczek to nie mógł tak po prostu pozwolić jej zsiąść z miotły i odejść. Szybował w jednym miejscu patrząc na nią, jak bez słowa ukryła w nim swoją twarz i nie chciała się cofnąć.
- Powinienem częściej z tobą latać na miotle. – stwierdził uśmiechając się delikatnie. -Ciekawe czy mocniej byś się przytulała, gdybym zastosował kilka trików. – po tych słowach Ruda powoli rozluźniła swój uścisk, a po chwili znacznie odsunęła się od Pottera, rozglądając się dookoła.
- Odstaw mnie na dół. – rozkazała ściągając brwi, a jednocześnie będąc odrobinę zażenowaną.
- Ale, kiedy tu jest dość przyjemnie. – James wyszczerzył do niej zęby, ale najwyraźniej postanowiła ponownie się do niego nie odzywać, gdyż odwróciła dumnie głowę patrząc się przed siebie z nadzwyczaj naburmuszoną miną. – Och, no dobrze. – powoli zaczął tracić wysokość. – Powinnaś mnie jednak posłuchać, bo chcę cię…- nawet nie zdążył skończyć mówić, kiedy Zielonooka zwinnie zeskoczyła z miotły i szybkim krokiem weszła do zamku. Potter poczuł, iż traci jedyną może okazję do rozmowy z nią, a na to pozwolić nie mógł. Nie namyślając się długo sam zszedł z miotły, wbiegł do szkoły i… Jest! Zauważył ją na końcu holu, jak znikała w przejściu. Tym razem nie pozwoli jej uciec! Ruszył za nią nie zwracając uwagi na uczniów, których szturchał po drodze.
Lil szła tak szybko, jak jeszcze nigdy! Intuicja podpowiadała jej, że może iść za nią, ale bała się obejrzeć. Chciała spokoju i samotności, a tak trudno było to teraz uzyskać… Stanęła przed portretem Grubej Damy, z pośpiechem wyjąkała hasło po czym wślizgnęła się do pokoju wspólnego. Dopiero tam odetchnęła z wyraźną ulgą. Było pusto. Nikogo przed nią i nikogo za nią. Na chwilę przystanęła. Nie była zbyt dumna z tego, że uciekała. W zasadzie to sprawiało, iż czuła się tak słaba i bezbronna jak nigdy. Przecież mogłaby sobie z tym wszystkim poradzić! Dlaczego uciekła…?
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos otwierania się dziury za obrazem. Lily odskoczyła na pierwszy stopień do dormitoriów chłopaków z napięciem patrząc w kierunku wejścia do PW. I jak na nieszczęście do pomieszczenia wpadł Potter zatrzymując na niej swój wzrok. Na chwilę dosłownie Lil nie wiedziała co robić! Nagle z pośpiechem zaczęła wspinać się po schodach przeskakując po 2 stopnie.
- Lily czekaj!- usłyszała za sobą, ale nie zatrzymała się. Wiedziała, że ją dogania, a jednak postanowiła walczyć do ostatniej kropli krwi. Nie chciała go teraz widzieć! Nie mogła z nim rozmawiać, bo teraz jemu się zebrało! Pobiegła w kierunku drzwi dormitorium, w którym zajmowała jedno łóżko od kilku dni. Chwyciła za klamkę, tracąc cenne sekundy. Boże, jak już był blisko! Otworzyła drzwi wpadając do środka i nie zwracając uwagi na zaskoczone twarze trzech chłopaków, którzy grali w eksplodującego durnia i już miała trzasnąć drzwiami, już wydawało się, że wszystko będzie dobrze, popchnęła drzwi, a te nie zamknęły się! Ktoś w ostatnim momencie wetknął nogę, skutecznie uniemożliwiając ich zamknięcie.
- Lily daj mi coś powiedzieć!- Potter teraz wetknął głowę prawie zupełnie przechodząc przez szczelinę, którą sam stworzył.
- Idź stąd!- krzyknęła rozpaczliwie, napierając na drzwi swoim ciałem, zapierając się nogami i tym samym przyduszając James’a.
- Lily dusisz mnie!- chłopak jęknął i nagle coś trzasnęło. Lil na chwilę znieruchomiała, ale nie przestawała trzymać drzwi.- Chyba połamałaś mi żebra.- stwierdził Rogaś sycząc z bólu. – Rudą obiegł zimny dreszcz strachu, ale mimo to nie przestawała trzymać drzwi.
- Lily!- Conrad wstał nagle, podnosząc głos. – Zabijesz nam James’a!- krzyknął wytrzeszczając na nią swoje oczy. – Puść go!- dziewczyna przygryzła nerwowo jedną wargę.
- Lil proszę…- Potter mówił coraz słabszym tonem. Jak mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę jeśli był świetnym udawaczem?
- Otworzę drzwi, pod warunkiem, że się cofniesz!- powiedziała ze zdenerwowaniem.
- Dobra! Zgadzam się na wszystko!- Rogacz odparł tak szybko, że zaskoczył ją samą. Natychmiast puściła drzwi odsuwając się od nich i czekając aż będzie mogła je zamknąć, a tu nagle Potter chwiejnym krokiem wchodzi do środka i rzuca się na jedno z łóżek. – Boże, jeszcze trochę i naprawdę byś mi te żebra zmiażdżyła. – odetchnął z ulgą patrząc w sufit, szczęśliwy, iż zdążyli się jakoś dogadać. Mniej zadowolona była sama Lil.
- Wynoś się!- rozkazała wskazując wyjście. – Obiecałeś, że się wycofasz. – wycedziła przez zęby.
- No i słowa dotrzymałem. – okularnik usiadł ostrożnie rozcierając sobie klatkę piersiową. – Cofnąłem się do przodu. – uśmiechnął się bezczelnie, co doprowadziło Lilian niemalże na skraj jej cierpliwości.
- Stary co ty tu robisz?- Jack przypomniał im o swoim towarzystwie, czekając na odpowiedź Pottera. Dopiero wówczas do Lil w pełni dotarło, iż prócz nich są tu jeszcze osoby postronne, a co gorsze... Zaprowadziła James’a do swojej kryjówki! Jak mogła pozwolić sobie na taką lekkomyślność!
- Wiesz Sterne, po kilku dniach ciężkich domysłów udało mi się, po wcześniejszym uratowaniu jej życia, odnaleźć miejsce, w którym schroniła się ta oto panienka. – iście królewskim gestem wskazał Lily, stojącą ze skrzyżowanymi rękoma i złą miną. Nie patrzyła na żadnego z chłopaków. – I chyba powinienem wam podziękować, żeście mi się nie pochwalili o nowej współlokatorce. – dodał na koniec z nutką ironii.
- A skąd niby mieliśmy wiedzieć, że szukasz niejakiej Evans? – Mark przewrócił oczyma.
- Musze przyznać, że chytrze to sobie wymyśliłaś.- nagle James zerknął na Rudą.- Szybciej przeszukałbym dormitoria dziewcząt, a tu bym nie zajrzał. I do głowy by mi nie przyszło, że trafisz z deszczu pod rynnę.- posłał jej rozbawiony uśmiech.
- Oni przynajmniej normalnie się zachowują, a nie jak.. jak…- urwała nie mogąc dobrać odpowiednio obraźliwego określenia. Całe szczęście w tym momencie do pokoju wpadł Tyron drżąc ze złości.
- Przeklęty głupek! Ja mu jeszcze udowodnię winę! O, James!- zdziwił się nagle zauważając członka swojej drużyny, siedzącego swobodnie w towarzystwie pozostałych. – Dawno cię tu nie było…- Hitchswitch rzucił krótkie spojrzenie na Evans, nie wiedząc co się tak naprawdę wydarzyło.
- Tyronie, stara bestio, nie przejmuj się moim towarzystwem, Ja tylko postępując za twoim rozkazem odprowadziłem ją.- uśmiechnął się chytrze. Był zły na kolegów, iż ukryli przed nim Rudą, ale na drugie skąd mogli wiedzieć, że on jej szuka.
- Odprowadziłeś!- potwierdziła Lily piorunując go wściekłym spojrzeniem. – A teraz się wynoś!
- Jeśli się ze mną umówisz, to jestem nawet gotowy nielegalnie się stąd deportować!- stwierdził nie spuszczając z niej oka. Teraz cieszył się nawet tym, iż na niego krzyczała, wyganiała… Cudownie było po prostu na nią patrzeć!
Lil niemalże krzyknęła ze złości! Jak on może!
- Spadaj stąd Potter, ale już!
- Zaraz, zaraz…- przerwał im Tyron z nadzwyczaj zniesmaczoną miną. Jego przyjaciele przyglądali się tej konwersacji co jakiś czas mrugając oczyma. – Lily pamiętasz jak pierwszego dnia naszego spotkania mówiliśmy o pewnej dziewczynie?- zapytał marszcząc brwi.
- Oczywiście, że tak.- odparła chłodno. Nie widziała sensu tego pytania, było niepotrzebne. Czemu po prostu nie pomoże jej się pozbyć Pottera z dormitorium?
- James co ty masz do Lily?- Hitchswitch kontynuował swoje przesłuchanie, nie zwracając uwagi na poirytowanie rudowłosej.
- W obecnej chwili próbuję ją przeprosić, ale nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby się ze mną w końcu umówiła.
- W końcu?- Tyron zamrugał kilkakrotnie.
- No… Bo tak jak podliczyć to ile razy cię o to prosiłem Evans w ciągu ostatniego roku? – Rogacz zamyślił się najwyraźniej próbując obliczyć mniej więcej ile tego będzie.
- To całkiem sporo wyjaśnia…- stwierdził nagle Conrad patrząc na Lily. – Przynajmniej wiemy, dlaczego od początku byłaś taka sceptyczna.
- Że jak?!- zielone oczy zerknęły na trójkę zaskoczonych chłopaków.
- Teraz to oczywiste… Dlatego tak się wściekałaś za te słowa o dziewczynie, za którą lata Potter! – Jack ze zdziwienia aż otworzył buzię.
- Jacy byliśmy głupi!- krzyknął Mark uderzając się w czoło.
- Przestańcie!- Lil zmierzyła ich wściekłym wzrokiem. – To nie musiało być o mnie!
- Nie, wcale.- powiedział sarkastycznie Tyron. – Próbuje się z nią umówić od 5 klasy, ale ta nigdy się nie zgodziła, inteligentna, mądra, piękna,…
- O cudnych oczach, temperamencie ognistym równie jak włosy, powalającym uśmiechu, dziewczyna dodająca uroku życiu,…- Potter zaczął wyliczać wiele podobnych określeń, które przypisywał Lilian.
- Dobra James! Starczy. Lily ty po prostu idealnie pasujesz. I jak tak teraz patrzę, to się nie dziwię, że wściekałaś się za zołzę i te inne…
- Nie tylko ja mogę pasować do tego schematu. – Lily odparła chłodnym tonem. – A bo to wiadomo z iloma dziewczynami na raz potrafi kręcić Potter?!- na to stwierdzenie Rogaś poderwał się ściągając brwi.
- Doskonale wiesz Lil, że nie masz racji. – rzucił poważnym tonem.
- Szczerze mówiąc to mnie to mało obchodzi, bo nie mam ochoty zagłębiać się w twoje sprawy prywatne!
- Ale kiedy ty jesteś moją sprawą prywatną! Masz 16 lat, a zachowujesz się jak mała dziewczynka, która nie potrafi sama zdecydować co dla niej dobre!
- Świetnie! Najpierw mi mówisz, że jestem ci potrzebna, do utrzymywania statusu w szkole, a teraz, iż zachowuję się jak dziecko?! – Ruda powoli zaczynała tracić panowanie nad sobą. Niech on się stąd już wyniesie!
- Na litość boską, Lil! Przecież nie powinnaś odbierać tak osobiście tego co mówiłem podczas naszej kłótni! Mogłaś powiedzieć, że nie miałaś nic wspólnego z pomysłem Łapy!- James zauważył jak w zielonych oczach gniew zmienia się w mieszaninę żalu i złości. Bardzo nie lubił, kiedy patrzyła na niego w ten osobiście smutny sposób.
- A uwierzyłbyś mi wtedy?- spytała oschłym tonem patrząc mu prosto w oczy. – Byłbyś w stanie dokładnie w tamtym momencie uwierzyć w każde moje słowo? – nie powiedział nic. Odpowiedź była zbyt oczywista dla nich obojga. Lily pokręciła głową ze swoistym zrezygnowaniem. – Wynoś się Potter. – powiedziała wreszcie całkiem spokojnie.
- Lily, przepraszam…
- Nie chcę cię słuchać.-przerwała mu natychmiastowo. – Po prostu idź sobie i daj mi wreszcie święty spokój. – patrzyła na niego, a w jej oczach grały iskierki zdecydowania i determinacji. Wiedział, iż żadne słowa nie dadzą teraz wymaganego rezultatu, zresztą czego się spodziewał? Łapa mówił wyraźnie, że trzeba to przemyśleć, ale postanowił go zaniechać. Dlaczego tak go bolało, że nie dała mu nawet szansy dokończyć zdania? Czemu swoim uśmiechem potrafiła odmienić cały jego nastrój, a każdą łzą zranić do żywego? Mieć taką Evans w swoim życiu to jak być zależnym i niesamodzielnym. Wnosiła wiele słońca, wiele burz, liczne deszcze, a teraz zapowiadało się na znaczne ochłodzenie…
- Przyjdę jutro. – spojrzał na nią jak zbite zwierzę i przez mały moment Lily poczuła ukłucie żalu do samej siebie. Szybko jednak stłumiła w sobie to uczucie, otwierając na oścież drzwi.
- Nie przychodź do mnie, nie szukaj mnie Potter. Dlaczego nie możesz dać mi wolności? – zapytała marszcząc brwi.
- Ależ kiedy jesteś wolna. Szybciej ja powinienem prosić cię o wolność.- uśmiechnął się wątle, obserwując ukochaną twarz w świetle promyków świec. Była uparta, wygadana, bezczelna, ale równocześnie zapierająca dech w piersiach. Wciąż pamiętał jak w drugiej klasie zaskoczyła go zaklęciem spowalniającym, kiedy wraz z Syriuszem miał porozrzucać łajnobomby w lochach, aby „umilić” Ślizgonom życie. – I Dorcas się o ciebie martwi….- powiedział, chwilowo łapiąc jeszcze jej wzrok, który jak się wydało na te ostatnie zdanie znacznie posmutniał. Następnie James ruszył powoli pociągając nogą za nogą, w stronę wyjścia.
Lil zaczęła się wahać. Rzeczywiście ugodził ją tym o Dorcas… Nie ulegało wątpliwości, że nie bawiła się tak dobrze bez swojej przyjaciółki, której mogła się wyżalić… Tęskniła za nią i nieraz zastanawiała się czy nie podejść, ale nie za bardzo miała ku temu możliwości…
- James czekaj!- zawołała szybko, a chłopak obrócił się jakby tylko czekał, aby powiedziała coś takiego. Lily na chwilę spuściła wzrok, a następnie popatrzyła w orzechowe oczy. – Przekażesz coś dziewczynom? – spytała z nadzieją w głosie, nie wierząc, że zwraca się z tym do Pottera…






- James ja cię po prostu kocham!- dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję całując w policzek z wielkim entuzjazmem. Zdawało się, że zaraz podskoczy pod sam sufit! Cieszyła się niesamowicie! – Jesteś wielki!- uśmiechnęła się do niego przytulając mocno.
- Dobra już, bo mnie udusisz.- Rogaś odwzajemnił uśmiech. Sam cieszyłby się o wiele bardziej, gdyby pewna panienka się na niego nie gniewała. No wielkim postępem było to, iż Lilian zaczęła się odzywać.
- A gdzie ona jest?- zaciekawił się nagle Black.
- U Hitchswitcha w dormitorium. Skubany nieźle ją schował. – westchnął Potter tęsknie zerkając w szybę okna, o którą rozbijały się drobne kropelki deszczu. – Ale przysięgam, że jak dorwę tego Malfoy’a…- chłopak wyrzucił bardzo mściwym tonem zaciskając pięści.
- Wiesz, Tyron też go podejrzewał. – powiedział Syriusz niby zupełnie obojętnie. – Ale Jak poszedł z tym do McGonagall to stwierdziła, że nie ma na to dowodów. A ja osobiście uważam, że tego nie zrobił Lucek. Jest za mało inteligentny, aby zaczarować piłkę.
- To niby kto miałby to zrobić?- James zmarszczył brwi nie widząc innego winowajcy. Tylko osobę tak wredną jak Malfoy było stać na coś takiego. A sam fakt, iż cokolwiek mogło się stać Lil podburzał Rogacza przeciwko tamtemu tak bardzo, że był gotów jeszcze dziś znaleźć go na korytarzu i dokopać! Za to Black najwidoczniej nie za bardzo przejął się tematem, wzruszył ramionami dając znak, że go to nie obchodzi.
- Ktokolwiek by to nie był…- James zmrużył mściwie oczy. – Jeśli go dorwę, to ma przerąbane.
- No, ale spójrz na to z innej strony!- wszyscy z zaskoczeniem zerknęli na Łapę. – Gdyby ktoś nie zaczarował tłuczka, to nie miałbyś okazji do ratowania Evans, nie znalazłbyś jej, nie napisałaby do Dorcas…
- Ale to nie usprawiedliwia ryzyka!- żachnęła się Meadows. – Ona mogła zginąć! James, gdybyś znalazł tego bezdusznego śmiecia, który posłał tłuczka wprost na Lily to ja z chęcią również dorzucę kilka zaklęć. – zaoferowała się dumnie.
- Przestańcie… Lily nic nie jest! I powinieneś podziękować osobie, która… No co?! – Łapa nagle spostrzegł, iż Rogaś patrzy na niego wściekle, krzyżując ręce, podczas gdy pozostali obserwowali z zaskoczeniem jego osobę.
- Czy to ty zaczarowałeś tego tłuczka?- Potter ściągnął złowieszczo brwi, jakby szykował się do ataku.
- Dajcie mi spokój!- prychnął Syriusz rozsiadając się wygodniej w fotelu. Nagle Dorcas zawiesiła się na jego ramieniu patrząc wzrokiem nie uznającym wymówek.
- Syri to ty? – zapytała z naciskiem. Obserwowała jak przewrócił ze zmęczeniem oczyma.
- Ale przecież dobrze się skończyło. – stwierdził nie zwracając uwagi na coraz bardziej wściekłego James’a.
- Nie no! Niech mnie ktoś przytrzyma!
- Nie wierzę, że mógłbyś zachować się tak nieodpowiedzialnie!- Dori pokręciła głową z nieukrywanym oburzeniem. – Przecież mogło jej się coś stać!
- Nie mogło…- odparł Black bawiąc się swoją różdżką. – Świetnie panowałem nad sytuacją do czasu, kiedy ten głupek Robin Laket nie zorientował się i nie próbował mnie powstrzymać. – Łapa nachmurzył się najwidoczniej rozpamiętując wydarzenia z boiska. – Wtedy przyznam szczerze sam zacząłem się trochę bać.-zakończył figlarnym uśmiechem pełnym wdzięku.
- W głowie mi się nie mieści jak mogłeś…
- …być tak nieodpowiedzialny. – dokończył za Meadows. – Nie każdy musi być taki jak twój ulubieniec Dorian. – blondynka zamarłą czując na sobie wzrok zimnych, błękitnych oczu. Bolały ją stwierdzenia tego typu. Szczególnie z ust Blacka.
- Świat byłby o wiele lepszy, gdyby każdy miał choć odrobinę z takiego Doriana!- wycedziła przez zęby, tłamsząc falę złości, która ją ogarniała. Stosunki miedzy nią, a Syriuszem znacznie się oziębiły. Nawet nie mogli się nazwać przyjaciółmi…
- Zobaczysz jeszcze jak dobry i wielki jest ten cały O’Conell. – rzucił z ironią Łapa. Nienawidził tego ciemnego blondyna o zielonych oczach. Widział go z Dorcas ostatnio. Jak szli razem po szkolnych błoniach. Widział jak dziewczyna uśmiechała się do niego i przypomniał sobie jak kiedyś to on zbierał każdy jej uśmiech. Nie miał jednak siły, aby do tego wracać dłużej niż minutę.
- Dorcas, ja chyba wiem czemu Lily zechciała się z tobą spotkać.- Sheryl rozciągnęła usta w złośliwym uśmiechu.
- Niby dlaczego? – blondynka przestała przejmować się zaciekłą miną Blacka i zerknęła w stronę swojej przyjaciółki. Chyba tylko Corvin nie tęskniła zbytnio za towarzystwem Rudej, ale starała się tego nie okazywać tylko ze względu na Pottera.
- Niedługo 10. – Sher podniosła znacząco jedną brew.- Może nasza przyjaciółka liczy na jakieś specjalne względy?
- No, wiesz!
- Tylko żartowałam. – zaperzyła się brunetka widząc zniesmaczoną minę Dorcas.
- Dziesiąty?- Syriusz zerknął pytająco na Sheryl, ale dziewczyna milczała. Przeniósł wzrok, na Dorcas, a później zamyśloną Jas. – Co jest dziesiątego?
James zamyślił się. 10 października to za 3 dni… A przecież to data…
- Urodziny…- wyszeptał zaskoczony własnym odkryciem.
- Tak.- westchnęła Meadows ze smutkiem. – A ja nie kupiłam jej prezentu, kiedy ostatnio byliśmy w Hogsmeade.
Zapadła cisza, podczas której każde z nich myślało gorączkowo nad praktycznym rozwiązaniem problemu. Przygnębiające było to, iż dotąd wszyscy na dalszy plan odsunęli urodziny Evans. Bądź co bądź to ich przyjaciółka, a nie powinno się zostawiać przyjaciół. James wiedział jak chciałby obchodzić urodziny Lily, ale nie uwzględniał w tym nikogo poza samym sobą i Zielonooką. Szkopuł w tym, iż ona z pewnością nie zgodzi się nawet porozmawiać… Dorcas zastanawiała się jak kupić jej coś ładnego i powalającego, Sheryl próbowała w ogóle cokolwiek wymyślić, Jas rozważała pomysł małego przyjęcia niespodzianki, a Black…
- Może zrobimy składkę?





Lily leżała na swoim łóżku przeczesując dłonią mokre włosy, które opadały na pościel i wpatrując się nieobecnym wzrokiem w sufit. Lubiła tak wodzić palcami po długich kosmykach, wyślizgujących jej się z rąk. Teraz robiła to automatycznie cały czas rozpamiętując dzisiejsze spotkanie z Potterem.
- To był pierwszy dzień, kiedy przez więcej niż godzinę nie podniosłaś na mnie głosu. – usłyszała nagle spokojny głos, należący do chłopaka, który właśnie siadał na skraju jej łóżka.
- Nie podniosłam głosu na żadnego z was. – zauważyła melancholijnym tonem powoli siadając.
- Co nie oznacza, że uważamy to za coś złego…- Jack dosiadł się do Tyrona i Lilian.
- Albo, że to źle o tobie świadczy…- Mark zajął miejsce obok Sterne’a.
- To był najspokojniejszy dzień w całym tym tygodniu i praktycznie bardzo miło spędzony…- Conrad także usiadł na brzegu jej łóżka. Wodziła tak wzrokiem z jednego na drugiego nie wiedząc o co im do końca chodzi. Przecież tym razem nie przyczepiła się do niczego!
- Nie zrozum nas źle…- Hitchswitch spuścił z podenerwowaniem głowę, jakby zastanawiał się co powiedzieć. – My się po prostu martwimy. – zmarszczyła lekko brwi. – No bo… Lily przepraszam. – spojrzenie brązowych oczu uderzyło ją tak nagle i z taką pokorą. – Za te wszystkie „zołzy”, które posłałem w twoim kierunku nie wiedząc, że mówię o tobie.
- I za nasza niechęć do dziewczyny, którą byłaś ty…
- Za nasze głupie uwagi na jej temat…
- Za całokształt. – wzięła głęboki oddech. Nie spodziewała się tylu smętnych spojrzeń jednego dnia.
- Nie mielibyście za co przepraszać, gdybym wam pozwoliła pytać. – stwierdziła ponuro. – Po prostu jestem już na tyle zgorzkniała i dumna, że nie potrafię się zakolegować z kimś, kto nie pasuje do schematu osoby odpowiedzialnej, przewidującej i spokojnej, a mam nieszczęście obcować z huncwotami i wami w jednym czasie. – uśmiechnęła się smutno.
- Czy teraz wolno już zadawać pytania? - Tyron zerknął na nią z ciekawością, dając jasno do zrozumienia, że posiada multum braków w informacji. Ruda domyślała się o co zapyta, a nie uśmiechało jej się tak o tym gadać…
- Chyba tak.- odparła niepewnie. – Jestem wam to winna. – pomyślała, że świetnie to sobie zaplanowali. Obsiedli ją dookoła na jej łóżku i wszyscy jak jeden mąż obserwowali ją cały czas, jakby nie wiedzieli czego się mogą spodziewać.
- Więc co ty tu robisz?- wyrwał się Jack, a jego ruda czupryna zdawała się Lily wyróżniać go bardziej niż zwykle. Odpowiedz jednak nie była aż tak prosta… Rozmowa z nimi przyprowadziła jej na myśl rozmowę z Dorianem, kiedy każde pytanie doprowadzało do nostalgii.
- Uciekam…- wyszeptała bardziej do samej siebie.
- Od czego lub kogo?- natychmiast podniosła zatroskaną twarz na Conrada.
- Uciekam głownie przed…- urwała. Tak właściwie to nie wiedziała już przed czym. Potter ją znalazł i znajdzie wszędzie. Teraz tylko siedziała tam, bo była zbyt dumna, aby wrócić i przywitać się z przyjaciółkami tak jak zazwyczaj. Przecież nie mogła teraz od tak sobie przyjść do starego dormitorium i powiedzieć dziewczynom „cześć”. – Ja… ja już nie wiem.
- Dziwna z ciebie osoba. – zauważył Mark. – Nie umawiasz się z Jamesem, a on za tobą tak szaleje…
- Nie prawda. – zaprzeczyła szybko ostrym tonem. – Potter nie robi nic, z czego nie czerpałby własnych korzyści. To egoista.
- Ty też jesteś po części egoistką. – to stwierdzenie padło z ust Tyrona, który poważnie przypatrywał się swojej koleżance. – Widzisz to co chcesz widzieć i słyszysz to co chcesz słyszeć. Zostawiłaś przyjaciółki w imię czego?
- W imię złości jaka mną wtedy kierowała. – Lily zaskoczyło to nowe podejście ze strony Hitchswitcha.
- A teraz wciąż trzyma cię ta złość?
- Nie…
- To czym się kierujesz w tym momencie? Lily nawet nie zdajesz sobie sprawy, że pewnych rzeczy nie ukryjesz… - jego poważna twarz wytrącała ją z zamyślenia i zmuszała do odpowiedzi.
- Daj spokój Tyron.- poprosiła chowając twarz w dłoniach.
- Znowu uciekasz…- zauważył śpiewnym tonem Jack. Natychmiastowo zerknęła na niego.
- Nie uciekam, tylko… ja nie chcę o tym rozmawiać.- stwierdziła wbijając swoje spojrzenie w pukiel rudych włosów, które powoli schły, przyjmując tym samym jeszcze bardziej jaskrawy kolor.
- To może pogramy w coś?- zaproponował z entuzjazmem Mark, ale w jego oczach Lilian dostrzegła diabelskie iskry. Z całkowitą pewnością właśnie wpadł na jakiś „genialny” pomysł…
- Czy ja wiem…- Ruda westchnęła ze zmęczeniem. – Jest dość późno. – pragnęła wszystko sobie przemyśleć. Zastanowić się nad własnym postępowaniem, nawet jeśli na koniec miałaby uznać siebie za osobę egoistyczna i wredną. Czym ten wieczór różnił się od innych? Tęskniła bardziej niż zwykle i trudniej było jej wyrzucić z myśli smutną twarz chłopaka, który opuszczał to dormitorium zupełnie zrezygnowany.
- Ale takie gry zacieśniają przyjacielskie więzi! A skoro już na nas nie wrzeszczysz, to może coś by z tego było. – Jack uśmiechnął się zachęcająco nie zwracając uwagi na małe zainteresowanie ze strony Evans.
- No, Lily…- Conrad popatrzył na nią błagalnie.
- Lilianku…- Jack zatrzepotał rzęsami doskonale naśladując kokietkę. Pierwszy raz od wielu dni Lil zaśmiała się, a choć był to śmiech niewinny, słaby, delikatny i niemalże smutny to jednak był!
- Zrób to dla nas, czwórki przystojniaków, z którymi mieszkasz. – Tyron zdawał się nabierać zwykłego humoru i rzucać zwyczajne anegdoty nie zawsze uważane za śmieszne. Rozejrzała się po tych wszystkich twarzach i po prostu nie potrafiła odmówić! Nie teraz, kiedy zaczynała ich lubić.
- No dobrze. – westchnęła wznosząc oczy ku sufitowi. – W co chcecie grać?- zapytała. Spodziewała się zwyczajnej gry z butelkę, gdzie pewnie każdy będzie ją o coś pytać.
- W prawdę czy zadanie…- kącik ust Hitchswitcha zadrgał triumfalnie. Już teraz Ruda wiedziała, że musieli grywać w to dość często, gdyż natychmiast wszyscy uśmiechnęli się w ten sam sposób sprawiając, iż Lily straciła zwykłą pewność siebie. – My zadamy pytanie tobie, a potem ty nam i tak w kółko…
- To po co tu zadanie?- dziewczyna spytała z przekąsem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:42, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


- Dobra możesz brać zadania, tylko weź pod uwagę to, iż nie są zbyt łatwe, a możemy kazać ci iść do dormitorium huncwotów i pocałować James’a z czego wszystko dokładnie sprawdzimy. – Jack wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. To było ryzyko na jakie w życiu nie pozwoliłaby sobie Lily, a oni doskonale o tym wiedzieli i postanowili najwyraźniej to wykorzystać. Jednak Evans nie miała dziś siły się na nich wściekać, a samo wspomnienie Pottera zdawało się być bardziej bolesne niż złoszczące. Za każdym razem, gdy słyszała to imię czuła jak wbija się w nią niewidzialny miecz, a zimna stal przebija skórę, zadając ranę głęboką, wciąż pogłębiającą się… Ile razy jeszcze w ciągu całej gry będzie musiała wyciągać sobie ten sztylet? Ile razy to wytrzyma nim załamie się i postanowi polec bez walki?
- Dobra, bez konwersacji. Zaczynajmy. – Conrad zerknął na wszystkich obecnych. – Chyba się zgodzicie, że Lily ma prawo pierwszeństwa, bo my wypytaliśmy już o co nieco. – rozległ się ogólny pomruk wyrażający zgodę, po czym cztery pary oczy zwróciły się ku rudowłosej dziewczynie czekając na jej pierwsze słowa.
- Eeee… Pytanie czy zadanie?- spytała niepewnie.
- Musisz wybrać osobę, do której kierujesz swoje słowa.- napomniał ją Conrad. Nie czuła się komfortowo. Pierwszy raz grała w tę grę i choć zasady nie były jej obce, to jednak wiedziała, że jest to odrobinę niebezpieczne.
- Do… Marka! – wyrzuciła pierwszą osobę, która wetknęła jej się pod oczy. – Prawda czy zadanie?
- Prawda. – blondyn usiadł dumnie czekając na pytanie bez cienie strachu. Lil nie miała zielonego pojęcia o co spytać! Zupełna pustka. Nie wiedziała już czy woli odpowiadać czy zadawać, gdyż obie czynności wydały jej się niesamowicie trudne. I wtedy zdała sobie sprawę, iż jest coś czego nie wie…
- Skąd znacie Huncwotów? – zmrużyła oczy nasłuchując z zaciekawieniem.
- To dość długa historia.- westchnął Brown. – Zaczęło się od naszego drugiego roku w Hogwarcie. Pewnego pięknego dnia, zauważyliśmy jak dwójka chłopaków „bawi się” ze Snapem, zwracając na siebie uwagę całej szkoły. Wtedy istnieli jako James Potter i Syriusz Black. Postanowiliśmy trochę ich poobserwować i w niedługim czasie ta dwójka zarobiła multum szlabanów. Po niecałym miesiącu nie mieliśmy wątpliwości. Byli pewni siebie, wredni, sprytni i utalentowani. – opowieść na chwilę została przerwana, a Mark z dumną mina rozpamiętywał tamte piękne dni. Lily dała mu kilka sekund na wspomnienia, po czym odchrząknęła znacząco przywracając go brutalnie do rzeczywistości. – Zaprosiliśmy, a raczej Tyron zaprosił ich do nas na pogawędkę. W ciągu krótkiej rozmowy wywnioskowaliśmy sporo, także to, że jest ich czterech, a nie dwóch oraz to, że czynnie działają tylko Potter z Blackiem. Nie mieli wtedy ksyw, gdyż Rogacz, Łapa, Remus i Lunatyk zrodzili się później, nie było nawet Huncwotów. Jednak wiedząc, że ci chłopcy mają przed sobą świetlaną przyszłość zrobiliśmy wszystko, aby im pomóc. Przekazaliśmy całą naszą wiedzę, o tajemnych przejściach, o sposobach na nauczycieli, a w zamian otrzymaliśmy dumę całej szkoły. Przyczyniliśmy się też do wymyślenia nazwy „Huncwoci”. Niestety nasi młodsi przyjaciele zaczęli działać na własną korzyść i dla własnej chwały. Przestaliśmy być im tak bardzo potrzebni…- Mark westchnął smutnie.
- Skoro oni nauczyli się tego od was, to czemu o Huncwotach jest głośno, a was nikt nie zna?- zdziwiła się Zielonooka marszcząc brwi. Brown już otwierał usta, aby odpowiedzieć kiedy…
- Stop!- Conrad jednym ruchem dłoni nakazał milczenie. – Wykorzystałaś swoje pytanie. Teraz czekasz na następną kolej. – Evans i tak wiedziała, że dużo czasu nie minie, a jak się okazało nie myliła się. Kolejne pytanie było skierowane do niej.
- Prawda czy zadanie?
- Prawda. – bała się, iż groźby o tamtym zadaniu mogą być prawdziwe, więc postanowiła odpowiadać na pytania.
- Jak zaczęła się twoja znajomość z Potterem? – Mark i cała reszta patrzyli na nią wyczekująco. Mogła spodziewać się pytań tego typu.
- No cóż… To nie jest ani trudne do wydedukowania, ani zbyt skomplikowane. James’a Pottera zna chyba każdy chociażby ze względu na jego pozycję w drużynie Gryfonów, czy głupie dowcipy. Zanim jednak szkołę oplotła plotka o podłej dziewczynie, która nie umawia się z Potterem, ja wiodłam spokojne i szczęśliwe życie wśród przyjaciółek. James zaczął dawać mi się we znaki już w pierwszych klasach, ale było to raczej dość symboliczne i nie wyróżniało mnie z tłumu innych niewinnych dziewcząt. Pamiętam jak pod koniec czwartej klasy usłyszałam pierwszy raz jedno pytanie, które praktycznie prześladuje mnie do dziś. – Lily doskonale zdawała sobie sprawę, że dziwne jest to jak różne rzeczy zapamiętuje ludzki mózg. Coś co powinna wyrzucić z pamięci zdawało się wyryć w niej trwały ślad. Jedno z czerwcowych popołudni, kiedy siedziała z Dorcas i pozostałymi dziewczynami nad jeziorem. Woda była chłodna i przyjemnie opłukiwała ich nogi. Sheryl już wówczas wzdychała do pewnego chłopaka, przebywającego nieopodal i wcale się z tym nie ukrywała. Cierpiała jednak na brak powodów, aby do niego zagadać… I wtedy stało się coś, co doprowadziło do obecnej sytuacji jaka zaistniała między nimi wszystkimi. Usłyszała za sobą:
- Piękny dzień.- wszystkie dziewczęta odwróciły głowy zaskoczone, przyglądając się młodemu Potterowi z nadzwyczajnym uśmiechem.
- Zaiste. – odparła Corvin roztaczając swój urok, ale chłopak na nią nie patrzył.
- Ty jesteś Evans. – zwrócił się do Lily, która wpatrywała się ze znudzeniem w fale wody.
- Powinieneś dostać nagrodę za odkrycie tysiąclecia. – przewróciła oczyma z ironią. – Ty jesteś Potter i co z tego?
- Bo się znamy. – Rogaś uśmiechnął się flirciarsko co dziewczynie bardzo się nie spodobało. – Pamiętasz mnie?
- Tak…- odparła zdawkowo. – Ty jesteś tym idiotą, który demoluje wszystko co mu wpadnie w ręce, znęca się nad pierwszoklasistami i niemalże co tydzień dostaje szlaban. – rozciągnęła usta w słodkim i przymilnym uśmieszku.
- Cóż… Ważne, że mnie w ogóle jakoś kojarzysz. – James z bardzo optymistycznym podejściem stał wciąż na nią patrząc.
- Też się cieszę, ale masz chyba ważniejsze sprawy na głowie. – stwierdziła podnosząc jedną brew. – Tam idą dzieci, na które jeszcze nie rzucałeś zaklęć, a tam jest kawałek ściany bez ani jednej rysy! Że już nie wspomnę o twojej miotle i tym…- zaczęła kręcić palcem w te i we w te marszcząc przy tym brwi, co robiła zawsze, gdy zapomniała jakiegoś słowa. – No jak on się nazywa?
- Może ci chodzi o znicza? – Potter pozwolił sobie usiąść obok niej na trawie.
- Nie wiem jak się zwie tam ta twoja nieodłączna, że tak nazwę kulka, ale naprawdę musisz iść. – zrobiła smutną minę odsuwając się od niego na bezpieczną odległość.
- Masz rację. Niestety musze iść. – na twarzy okularnika pojawił się figlarny uśmiech. – Jestem z tobą umówiony dokładnie za…- zerknął na zegarek.- 5 sekund. – po tych słowach Lil wciąż odnosiła wrażenie, iż James jest z siebie bardzo zadowolony. Jednak oburzyła ją jego pewność siebie! Po raz pierwszy zapałała tak wielką złością! Poderwała się natychmiast.
- Wynoś się. – wskazała chłopakowi zamek nie ukrywając się z niechęcią do jego osoby.
- Nie możesz mnie wygonić.- stwierdził Rogacz triumfalnie. – Jesteśmy w szkole i mam prawo przebywać na błoniach, przy jeziorze bądź w bibliotece. – uśmiechnął się co dodatkowo rozjuszyło Lil.- Umów się ze mną Evans.- poprosił nie zmieniając wyrazu swojej uradowanej twarzy. Do teraz pamiętała tę wściekłość, która żyła w niej przez tyle lat. Nie zwróciła uwagi na to, iż do ich następnej takiej rozmowy doszło dopiero w przyszłym roku szkolnym, po prostu zapamiętała go jako wrednego, nędznego robaka, którego trzeba rozgnieść nim się rozprzestrzeni w całym twoim życiu. Kiedy tak patrzyła w przeszłość doszła do niepodważalnego wniosku, że nie wypleniła szkodnika wystarczająco dobrze. Zajmował on obecnie sporo miejsca i nie potrafiła temu zapobiec, albo nie miała już siły…- No i nie było to miłe spotkanie…- powiedziała na głos z zamyśloną miną. – od tamtej pory nie przepadam za nim i mam go za kompletnego ignoranta, głupka i …- tu urwała uśmiechając się przepraszająco, gdyż chłopcy najwidoczniej nie znosili krytyki w kierunku ich wychowanków. – Eeee… Jack! Prawda czy zadanie?
- Prawda.- na rudej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Więc, jeśli wy nauczyliście wszystkiego Huncwotów, to jakim cudem o nich jest głośno, a o was nie?- zmrużyła uważnie oczy. Naprawdę zaciekawił ją ten drobny fakt, na który spodziewała się bajecznej odpowiedzi, wyssanej z palca.
- Odpowiedź jest prosta.- Sterne uniósł jeden kącik ust lekceważąco, ale jednocześnie widać było, że palił się, aby o tym powiedzieć, aby zdradzić mały sekret.- My w porównaniu do nich działamy w ukryciu. – podniósł jedną brew, co nadało mu dość dumnego wyglądu. Lily zmarszczyła pytająco brwi. Nie rozumiała jak mogli działać z ukrycia. Przecież to mijałoby się z celem. Na szczęście Jack chyba zauważył, że dziewczynie to nie mówi zbyt wiele, bo po chwili zaczął wyjaśniać.
- Huncwoci wymyślają dowcipy i je realizują nie zwracając uwagi na szlabany, są świetnymi uczniami, niemalże perfekcyjnymi. Nam daleko do nich. Ledwo ciągniemy na samych Z, ale się nie uskarżamy. Żadne z nas tam orły. James, Syriusz i Tyron grają razem w drużynie quidditcha co umożliwia nam stałe sprawdzanie czego nasi przyjaciele potrzebują. Wciąż nie rozumiesz? My nie nazywamy swojej grupy, nie afiszujemy się ze swoja działalnością, ale to dzięki nam Huncwoci osiągnęli to co mają, to my dostarczamy wszystkim potrzebnym eliksirów, sprzętu, albo ingrediencji. To my jesteśmy źródłem informacji, źródłem z którego siły czerpią wszyscy potrzebujący naszej pomocy! – jego oczy lśniły dziko. Evans nie miała wątpliwości, rozkoszował się tym co mówił, był dumny z tego czym się właśnie chwalił.
- Wszyscy potrzebujący?- Lil wciąż mało rozumiała.
- Tak… Jeśli chcesz to dostarczymy ci wszystko…- wyciągnął różdżkę i machnął nią krótko, a do jego rąk przyleciał kufer o sporych rozmiarach. Ruda obserwowała jak za pomocą czarów otworzył mała kłódeczkę i powoli uniósł wieko. I wtedy zobaczyła coś co ostatecznie przekonało ja do nowych przyjaciół. Rozszerzyła oczy w niemym podziwie i przyglądała się rzędom posegregowanych i starannie ułożonych fiolek z najróżniejszymi eliksirami.
- Mój Boże!- jęknęła zakrywając sobie dłonią usta. – Toż to Felix Felicis! A tu Amortyzjak i… - kufer zatrzasnął się z hukiem w chwili, gdy odruchowo wyciągnęła dłoń po jedną z fiolek.
- My tego nie rozprowadzamy, my dostarczamy to osobom potrzebującym w celu pomocy w ich szlachetnych dowcipach oczywiście wszystko za drobną opłatą. Jednakowoż James i Syriusz odwiedzają nas rzadko, częściej Remus. – stwierdził z goryczą Jack odkładając kufer pod łóżko.
- Skąd to macie?- Lil spytała żałując, że nie zdołała dłużej pooglądać tych znakomitych i trudnych do sporządzenia eliksirów. W odpowiedzi uzyskała znaczące odchrząknięcie Conrada. Zadała o pytanie za dużo…
- To teraz ja do… Lily!- Sterne uśmiechnął się ukazując wszystkie swoje zęby. – Prawda czy zadanie?- przez moment Zielonooka rozważała nawet opcję zadania, ale…
- Prawda. – odparła zdecydowanie.
- Czego brakuje Jamesowi? – Ruda poczuła ukłucie w okolicy żołądka. Ponowne pytanie o osobę godną zapomnienia.
- Wielu rzeczy.- rzuciła wymijająco świadoma tego, iż za chwilę będzie musiała dać szczegółowe wyjaśnienia. – Miedzy innymi…- zamarła. Nie do końca wiedziała jak udzielić odpowiedzi na to pytanie.
- Po prostu opisz swój ideał. – podsunął jej Hitchswitch.
- Ale ja nie mam ideału!- zauważyła prostując się i marszcząc brwi.
- Każdy ma.- zaczął przekonywać ją Jack. – Niekoniecznie musi on istnieć, ale każdy posiada swój ideał…
- Dziewczynę lub chłopaka ze swoich marzeń, która jest dokładnie taka jaka powinna być ta prawdziwa. – dodał Conrad.
- Ależ to głupie!- stwierdziła Lil z lekkim oburzeniem.
- Wcale nie…- usłyszała spokojny i ciepły głos Tyrona. – Zaraz będziesz miała swój ideał.- przysunął się bliżej niej, sprawiając, iż Lily zupełnie nie wiedziała co o tym sądzić. – Zamknij oczy. – powiedział zdecydowanie, ale dziewczyna patrzyła na niego sarkastycznie. – No zamknij! Nie bądź wredna, to ma służyć odnalezieniu twojego ideału. – uważała to za kompletne kretyństwo, choć odrobinę ją ciekawiło jak Hitchswitch zamierza dowiedzieć się o jej ideale skoro ona sama nie wierzyła w coś takiego. To dobre dla kogoś kto stale szuka sobie towarzysza, a nie dla przyzwoitych uczennic. Poza tym zawsze wyobrażała sobie, że to dziewczyny mają swoje wyśnione ideały, a nie chłopcy, na dodatek tacy, którzy uważają się za przystojnych. Mimo to posłusznie zamknęła oczy, nie zmieniając zrezygnowanej i znudzonej miny. Wtedy usłyszała tuż nad swoim uchem ciepły szept…
- Wyobraź sobie, że przed tobą stoi chłopak. Nie widzisz go wyraźnie…- dla Evans korzystanie z własnej wyobraźni nigdy nie sprawiało problemów. Niemalże natychmiast zobaczyła stojącego swobodnie chłopaka, gdzieś w oddali. Nie widziała jego twarzy, nie widziała praktycznie nic, prócz tego, że jest. – Jaki jest? – nie wiedziała, wzruszając ramionami. Skąd ma znać jakiegoś gościa znajdującego się tak daleko?!- Wyobraź sobie…- i znowu zmusiła się do pracy własnego mózgu w celu poznania obcej osoby. Zobaczyła siebie obok niego, był wyższy i wiedziała, że jest przystojny. Wiedziała, że się nią zaopiekuje, że nie wybuchnie nigdy. Był czuły, lubiany, inteligentny… To ktoś kogo mogłaby pokochać, z kim czuła się bezpiecznie i kto ją wspierał. – Już wiesz?- usłyszała znajomy szept. Pokiwała twierdząco głową. – Dobrze… Wyobraź sobie… Chcę żebyś mi powiedziała jakie on ma oczy.- rzucił nagle kompletnie ją zaskakując. Lily przygryzła nerwowo jedną wargę. To było o wiele trudniejsze. Zastanawiała się jaki kolor zawsze jej się podobał…- Swoim nieskazitelnym, zielonym spojrzeniem chwytasz wzrok tych wspaniałych oczu… Jakie one są?- Lily zaczęła sobie wszystko wyobrażać od początku… Chłopak… Jego smukła sylwetka, jest wysoki, charakter już zna, nie mogłaby się do niego przyczepić o nic, tylko twarz… Jak on wygląda? Jak chciałaby żeby wyglądał jej chłopak? Niech będzie… We własnych myślach zaczęła powoli otwierać swoje oczy, wiedząc, że trafi na spojrzenie tego chłopaka. I z każda sekundą, kiedy podnosiła powieki w wyobraźni, coraz bardziej zachwycała się własnym wytworem. Patrzył tak przejrzyście i czule, oczy były odzwierciedleniem duszy! Mogła z nich czytać jak z otwartej książki. Były cudowne i jednocześnie znajome. Dzięki nim rozumiała go bez słowa. Cieszyłaby się tą chwilą, gdyby nie sam fakt, że dokonała właśnie takiego wyboru i zrobiła to całkiem nieświadomie….
- Są brązowe…- wyszeptała zaciskając mocniej powieki.
- A jakie ma…
- To brunet. – ubiegła Tyrona jednocześnie otwierając oczy. Bała się je powrotem zamknąć. – Takie ideały to głupota.- podsumowała odwracając od nich wzrok.
- Możliwe…Ale teraz odpowiedz na pytanie Jacka.- Hitchswitch przyglądał jej się uważnie i może z lekkim rozbawieniem. Nie potrafiła tego opisać. Musiała ochłonąć… Westchnęła głęboko po czym zwróciła się do Sterne’a.
- Brakuje mu wychowania, nie potrafi być dobry ot tak sobie! Zawsze robi coś nie tak i jak na jedynaka przystało…jest rozpieszczony. Diabeł schowany w chłopaku, tak mogłabym go opisać. Poza tym jest egoistyczny, a tego nie znoszę. I mógłby się czasem uczesać. – zakończyła to lekkim skrzywieniem się jakby naprawdę uważała go za bardzo odrażającego. – Teraz ja do… Conrada! – Lily uśmiechnęła się lekko. Ten wysoki chłopak o mysich włosach był chyba najspokojniejszy z całej czwórki. – Prawda czy…
- Prawda.- Straut wyprzedził ją co jakiś czas mrugając oczyma.
- No to… Skąd macie tyle eliksirów?- jej oczy zabłyszczały z dziką pasją. – Skąd macie wszystkie rzeczy, o które proszą was inni?
- No wiesz… Jeśli chodzi ci to inne rzeczy jak to ujęłaś, to wybacz, ale uważamy to za tajemnicę zawodową i nie wtajemniczamy żadnych ze wspólników. Tylko Huncwoci to wiedzą. Ale mogę ci powiedzieć jak skombinowaliśmy eliksiry oraz wiele innych rzeczy, które pochowane są po kątach dormitorium. Widzisz, nie jesteś pierwszą naszą współlokatorką. Przed tobą byli inni. – uśmiechnął się do niej przymilnie widząc jak chłonie każde słowo. – George Borrow, Anthony Broom, Lenny Craig, Ben Dewey, Kraven Corvin,..
- Kraven Corvin?- zaciekawiła się Lil. Przecież to rodzony brat jej przyjaciółki. Ten sam, który tak bardzo nienawidził szlam, a którego miała zaszczyt poznać po raz pierwszy w drodze do Hogwartu, gdy miała jedenaście lat.
- Tak. Znasz go?
- Nie… - odparła zdawkowo.- Mów dalej.
- Trochę ich było w każdym bądź razie. I na jakiś czas, gdy zajmowali twoje łóżko zobowiązywali się pomagać nam w prowadzeniu naszego interesu. Każdy był w czymś dobry, więc albo pomagał nam w lekcjach, albo w zdobywaniu eliksirów… Lenny był świetnym złodziejem! Potrafił ukraść wszystko! Za to Anthony uwielbiał eliksiry. Prowadził własną kolekcję. Widziałaś ją przed chwilą. Imponujące było to jak wiele udało mu się zebrać. Niestety postanowił od nas odejść, a nie wolno zostawiać naszego grona, bez…
- .. zapłaty. – dokończył perfidnie Tyron.
- Każdy coś zostawia po sobie z czego możemy mieć pożytek. Anthony podarował swój magiczny kuferek z eliksirami. To był nadzwyczajny dar… Jak zauważyłaś zebrał sporo rzadkości.
- Ja też będę musiała coś wam zostawić?- Evans zmarszczyła brwi. Nie miała pomysłu co drogocennego mogłaby im dać. W zasadzie nie wspominali o żadnych prezentach pożegnalnych.
- Nie. Ty z nami nie współpracujesz. – poinformował ją Tyron najspokojniej w świecie. – Nie wyraziłaś zgody zdegustowana tym, że można działać na szkodę szkoły. – i nie wiadomo czemu Evans poczuła się tak, jakby zrobiła coś złego odmawiając i jakby chłopak miał tym samym do niej wielki żal.
- Prawda czy zadanie?- Conrad wyrwał ją i jasne stało się, że ponownie będzie musiała odpowiadać.
- Prawda.
- A w zasadzie to czym się interesujesz?- padło pierwsze pytanie, które całkowicie nie dotyczyło Pottera! Lilian była niesamowicie wdzięczna chłopakowi, iż zmienił temat. Sama miała dosyć.
- Och, ależ tego jest tak wiele. To znaczy… nie zastanawiałam się nad tym. – wyjaśniła widząc zaskoczone miny kolegów. – Lubię uczyć się nowych zaklęć, nie potrafię siedzieć w miejscu, kiedy gdzieś dzieje się coś ciekawego. Najbardziej interesują mnie jednak eliksiry. – uśmiechnęła się lekko. – Sama kolekcjonuje fiolki z małymi porcjami każdego z nich. Dlatego tak bardzo spodobał mi się ten kuferek.
- Więc uwielbiasz… się uczyć?- Jack skrzywił się nieznacznie, zupełnie jakby uważał to za coś obraźliwego i okropnego.
- Chyba można tak powiedzieć. – odparła nie zwracając uwagi, na jego minę. – No to kto mi jeszcze został?- zastanawiała się na głos. Wiedziała, że jedyną osobą, do której się jeszcze nie zwróciła z żadnym pytaniem był Hitchswitch, ale jego odrobinę się bała. Tylko on nie bał się sprzeciwić jej zdaniu i jej woli. Potrafił rozzłościć ją całkowicie, ale nie potrafiła oszacować czy będzie miała w nim sprzymierzeńca czy wroga. Wciąż czuła się obca. Cała czwórka dopiero ją poznawała, po tygodniu mieszkania razem. – Tyron, prawda czy zadanie?- spytała rzucając mu przeciągłe spojrzenie. Widziała jak kącik jego ust zadrgał z satysfakcją.
- Prawda. – i Lil znowu nie wiedziała o co mogłaby zapytać. Wiedziała już czym się czwórka zajmuje, skąd zna Huncwotów, ale czy było coś co chciałaby jeszcze wiedzieć? Nie wiadomo skąd w jej głowie pojawiło się skojarzenie Doriana.
- Znacie Doriana… - powiedziała zdawkowo, a ciemnowłosy chłopak przytaknął. – Jakim cudem? – ku jej zaskoczeniu Tyron uśmiechnął się chytrze.
- Oj, Lily, Lily…- zacmokał teatralnie. – Wiesz… My nie pytamy naszych klientów po co i na co. Ale ten O’Conell…- znów zacmokał unosząc oczy ku sufitowi.
- Bardzo szemrane z niego towarzystwo. – stwierdził tajemniczo Conrad, a dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Przecież to najporządniejszy chłopak na świecie!- żachnęła się.
- To, że panuje nad sobą zawsze wcale nie świadczy o jego dobrych intencjach. – powiedział Tyron unosząc triumfalnie jedna brew. – Jeśli się z nim przyjaźnisz to według mnie powinnaś bardzo uważać… Mam pewne podejrzenia…- ściszył głos, a Lil poczuła dziwną falę niepewności obiegającą jej myśli. Przecież Dorian jej pomagał, był przyjacielem, a oni uważają go za kogoś… złego?
- Jakie podejrzenia?- spytała nie mogąc ukryć własnej ciekawości.
- Według mnie jest opanowany, bo ćwiczy oklumencję, a jak oklumencję to pewnie rzuca już Legilimens na innych. Czyta w twoich myślach nawet nie wiesz, kiedy… To niebezpieczne, bo wie wszystko chociaż ty mu nic nie mówisz. Uprzedza cię we wszystkim i wykorzystuje informacje zawarte w twoim mózgu dla własnych celów. – Lily poczuła dziwny skurcz w żołądku. To nie była prawda! Wiedziała, że O’Conell jest dobry, ale… Legilimencja… Czy możliwe, że jej najlepszy przyjaciel rzeczywiście czytał w jej myślach bez jej pozwolenia? Że zrobił coś zatajając przed nią prawdę? – Przychodzi do nas rzadko, ale kiedy już się zdecyduje zazwyczaj jest w strasznym stanie. – rozległ się pomruk ogólnego zgodzenia. – Chyba nie lubi niczyjej pomocy, prosi nas o coś jak sam nie daje rady, a wtedy nie jest już tym spokojnym i pewnym siebie perfekcyjnym uczniem. Bardziej przypomina spłoszone zwierzę, które rozpaczliwie chwyta się ostatniej deski ratunku.
- Nie wierzę!- przerwała Evans kręcąc głową. Nawet nie wyobrażała sobie Doriana przestraszonego, albo proszącego! On we wszystkim świetnie dawał sobie radę! Pomagał jej i pomagał innym!- Kłamiesz!
- Jak sobie chcesz.- Tyron wzruszył obojętnie ramionami. – Ja znam prawdę, a wcześniej czy później ty też ją poznasz. Tylko pamiętaj, że wtedy powinnaś radzić się prawdziwych przyjaciół. A teraz prawda czy zadanie droga Złośnico?
- Prawda.- odparła na wpół obrażona za tamte stwierdzenia. Nie potrafiła uwierzyć w żadne z tych słów.
- To mi powiedz co ma zrobić chłopak żeby się do ciebie zbliżyć. – Lily drgnęła równie nagle jak nagle przestała przejmować się opowieścią o Dorianie. – Tylko szczerze. – Tyron posłał jej figlarny uśmiech.
- No wiesz…- rzuciła oburzona, patrząc na niego z zaskoczeniem. – Ja się nad tym nie zastanawiałam. – odparła szybko. – Nie obchodzą mnie jacyś głupi chłopcy, a jak znajdzie się inteligentny to on sam pewnie będzie wiedział co robić. – stwierdziła już odrobinę spokojniej.
- No, ale jak?- Tyron nie odpuszczał, a ta jego natarczywość stawała się irytująca. Lily ściągnęła brwi, co nadało jej nieco groźnego wyglądu.
- Nie wiem!
- Nie kituj tylko coś wymyśl!- wtrącił się Jack rozbawiony jej nagłą złością.
- My ci odpowiadaliśmy na wszystkie pytania…- zauważył Mark.
- Dobra! Już dobra! – westchnęła ciężko i ze zniecierpliwieniem. – Ale to już ostatnie pytanie. – stwierdziła tonem nie znoszącym sprzeciwu. Poczekała aż wszyscy spojrzą na nią z uwagą, oczekując odpowiedzi. – Ten chłopak… On musi wiedzieć. Musi zdobyć moje zaufanie i nigdy go nie stracić. To jest tak, iż ja będę mu wierzyła nawet jeśli stwierdzi, że Merlin wstał z grobu! Ale i on musi ufać mnie. Trochę skomplikowane prawda?- zażartowała, ale zaraz potem jej twarz wygładziła się, a wzrok stał się nieobecny. – Jak byłam młodsza to wierzyłam, że to będzie miłość od pierwszego wejrzenia, że będę w stanie dla obcego człowieka poświęcić wszystko co miałam byle go zatrzymać. A teraz rozsadek podpowiada mi, iż tak nie wolno. Nie można zawierzać nieznajomemu swojej przyszłości, świata, życia…- zatrzymała się na chwilę zerkając w pościel swego łóżka, na którym wszyscy siedzieli. Dopiero teraz zauważała jak bardzo się zmieniła. Z dziewczynki wierzącej w cuda stała się realistką nie mającą za knuta dawnej radości. Nie potrafiła nawet uwierzyć w niektórych ludzi… - I choćbym nawet spróbowała dawnych przekonań to czułabym się okropnie. Dobry Boże stałam się nudna!- krzyknęła z rozpaczą w głosie rozglądając się nerwowo po wszystkich. – Zapomniałam tak ważnych rzeczy… Tak pięknych choć tak dziecinnych.
- Chyba każdy z nas z biegiem czasu zapomina wiele. -Tyron posłał jej pocieszający uśmiech zupełnie jakby rozumiał, że poczuła się gorzej.
- Tylko, że w tym czasie rozumując logicznie każdy odnajduje nowe wspaniałe postanowienia, nowe zasady, których stara się trzymać, a ja? – sama przed sobą musiała przyznać, że uważa się za żałosną, a to było straszne i dołujące. Już dawno nie odkryła tak wiele jednego wieczoru, a wszystko za sprawą kilku starszych od niej łobuzów!
- Ale kiedy ty jesteś zasadą sama w sobie. I wspaniałą jak widać także skoro przyciągnęłaś uwagę James’a. Nie ulegasz nikomu i niczemu, a nowe znajomości przychodzą ci z łatwością pod warunkiem, że nie jesteś sceptycznie nastawiona do świata. Ciesz się tym co masz!- Hitchswitch i spojrzenie jego brązowych oczu wniosło do jej duszy odrobinę ciepła, przypominając coś co chyba mogło poprawić jej humor. I pomyśleć, że podarował jej to Rogacz! Nie namyślając się długo chwyciła swoja walizkę przerzucając wszystkie rzeczy w środku, a na samym dnie znalazła mały i pognieciony kwiatek. Zrobiło jej się przykro, że rzuciła go z tak małym poszanowaniem.
- Co tam masz?- Mark zajrzał jej przez ramię.
- Trochę zwiędły ten kwiatek. – zauważył Jack kręcąc nosem, ale wystarczyło jedno ostre spojrzenie Evans, by zamarł w bezruchu.
- Sio!- Lily weszła pod kołdrę tym samym wyciągając im ją spod siedzeń.
- Ej!- Tyron krzyknął z rozbawieniem. – Tak nas wyganiasz? Będziesz spała z rośliną?- prychnął śmiejąc się do niej.
- A żebyś wiedział. – zrobiła dumną minę uśmiechając się żartobliwie. – Dobranoc!- zdmuchnęła świeczki stojące na półeczce obok jej łóżka.
- Branoc…
Na poduszce obok niej leżał mały rumianek roztaczający swój osobliwy zapach, który dziewczynie kojarzył się z domem i rodziną. Położyła swoją głowę blisko niego, tak że mogła dokładnie zobaczyć każdy wyblakły płateczek. Roślinka obumierała i Ruda tylko siebie mogła za to winić. Z drugiej strony nic nie jest trwałe. Zamknęła oczy i natychmiast uderzyło ja mnóstwo wspaniałych wspomnień. Mama, tata nawet Petunia… Wszyscy jej bliscy i coś jeszcze… Nie, o tym nie myśl. Niedługo święta… Niedługo znów ich spotka znów uśmiechnie się, gdy zasiądą przy wigilijnym stole, wśród ciotek, wujów, dziadków… Zjadą się kuzyni i kuzynki…I będzie ta miła i przyjemna atmosfera świąt. Kiedy wiesz, że wszystko będzie dobrze i czujesz się szczęśliwy bez żadnych powodów. Wtedy nawet siostra wydaje ci się lepsza i bliższa!
- Lily prawda czy zadanie?- dobiegł ją nagle zmęczony głos Tyrona.
- Zadanie…- wciąż mając zamknięte oczy delikatnie położyła swoją dłoń na kwiatku czując ciepło jakie od niego biło. – Branoc…- wyszeptała cichutko składając na zwiędniętych płateczkach ostrożny pocałunek. W myślach stanęła jej postać bruneta o orzechowych oczach, kiedy mówił jej „Dobranoc” również całując rumianka. Miała zamknięte oczy, a jednak widziała jego twarz. Przypomniało jej się dziwne uczucie jakie jej towarzyszyło, jak już wtedy brakowało tam czegoś… Teraz też jest tego brak. Była taka zmęczona… Wtuliła się w poduszkę ściskając powieki, ale on nie zniknął z jej myśli…







Dziewczyna leżała wygodnie, powoli się wybudzając. Czuła łaskotki na udzie, tak jakby ktoś delikatnie przeciągał po nim dłonią, albo czymś puszystym lub… Czuła też promienie słońca na swojej twarzy i to, że kołdry na sobie nie ma. Zamruczała cicho zganiając ręką cokolwiek co przerywało jej sen. Usłyszała cichy chichot. Zaraz, zaraz… ale przecież…
Poderwała się jak oparzona głośno zaczerpując powietrza.
- Black!- krzyknęła oburzonym tonem, kiedy dostrzegła ciemnowłosego chłopaka, który bawił się piórkiem i zerkał na nią z rozbawieniem. W drugim momencie Dorcas zerknęła nerwowo na swoje nagie nogi, wszystko przez to, że nałożyła króciutką koszulkę nocną. – Z czego się tak śmiejesz?!- warknęła na Syriusza nie mogąc znieść jego rozbawionej miny. Z tyłu widziała Pottera siedzącego na pustym łóżku, Remusa przeglądającego jakieś tomy książek i Petera, który ziewaj przeciągle wciąż przecierając sobie oczy.
- Z ciebie. – Łapa posłał jej jeden ze swoich najcudowniejszych uśmiechów, co odrobinę ją udobruchało. Wciąż nie potrafiła całkowicie oprzeć się temu urokowi jaki roztaczał wokół siebie jeden z Huncwotów, ale nie zapominała, że wielki z niego drań.
- Spadaj!- odparła obrażona szybko chwytając z ziemi kołdrę i naciągając ją sobie aż pod szyję.
- Niezłą masz koszulkę. – usłyszała głos Pottera, który jakby dopiero się ocknął. – Co prawda nieco przydługą, ale… AUĆ! – poduszka poleciała w stronę Rogasia uderzając go prosto w głowę.
- Dziewczyny zakładają koszulki pokazujące nogi, a kiedy do was nie przyjdę to wy w śpicie w piżamkach odsłaniających…
- Ekhem.- Lupin odchrząknął znacząco przypominając jej o sobie.
- No prócz Remusa oczywiście, bo w klasach szóstych jest tylko dwóch takich wariatów, co śpią w piżamkach jednoczęściowych. – uniosła dumnie głowę.
- Phi! – prychnął Black. – Są większe dziwactwa. A poza tym nie mówisz mi, że ci to nie odpowiadało. – Syriusz uśmiechnął się chytrze.
- Nie wiem za kogo ty mnie masz!- blondynka świetnie udała obrażoną, co wywołało salwę śmiechu. – A co do piżamowych dziwactw to się zgadzam. Nikt nie pobije Lil. – zamyśliła się kończąc to zdanie. Ciekawe czy jej przyjaciółka w nowym towarzystwie dalej odmawia spania w zwyczajnych piżamkach… Pamiętała jak w pierwszej klasie, kiedy się dopiero zapoznawały i zaczęły przebierać się do snu, tylko Evans zaczęła oponować. Coś jej wtedy strasznie nie pasowało, a to za długie, za ciepłe, za mało zwiewne… Kręciła nosem tak chyba z pół godziny, aż w końcu oświadczyła, że nie będzie w tym spać. Zostało jej tak do dzisiaj…. Tylko czasem przemaga w sobie tę niechęć do piżam i ubiera się do spania normalnie.
- Nie rozumiem. – Łapa zmarszczył lekko brwi.
- Widziałeś kiedyś Lily w piżamie? Jakiejkolwiek? – Dorcas popatrzyła na niego jak na idiotę, jakby nie dostrzegał pewnej tak oczywistej rzeczy.
- Nie zwracałem uwagi na to co Evans nosi nocami. – żachnął się Syriusz na co dziewczyna przewróciła oczyma. Zapadło milczenie, w którym każdy z Huncwotów zajmował się własnym zadaniem. Black dalej przewracał w dłoni piórko, James pożyczył sobie pióro i zaczął bazgrać coś na karteczce, Remus udawał, że czyta, a Peter położył się na jednym z łóżek.
- Gdzie Sheryl i Jas? – spytała po chwili.
- Chyba poszły na śniadanie. – poinformował ją Potter obojętnym tonem.
- Nie mamy wypadu do Hogsmeade?- Meadows zmarkotniała. Nie zdoła nic kupić na urodziny swojej przyjaciółce. Zapomniała. A Lily nawet w czasie wakacji znajdzie sposób na wysłanie do niej prezentu.
- Nie…- zauważył zdawkowo Lupin zatrzaskując tom księgi, którą przeglądał.
- Świetnie!- westchnęła zrezygnowana.
- Wciąż myślisz o prezencie dla Lil? – James zaciekawił się odkładając pióro na nocną szafkę.
- Tak. Ale nie mam jak cokolwiek kupić. – pożaliła się. W życiu nie postawiła siebie samej w takiej sytuacji.
- To ja mam pomysł!- Syriusz wyszczerzył zęby w huncwockim uśmiechu.
- Już się boję.
- Ja ci mogę pomóc coś kupić. – zaoferował się utrzymując ten figlarny uśmiech. - Oczywiście w zamian za nic. – to dopiero zdziwiło blondynkę. Zamrugała kilkakrotnie upewniając się, że nie tylko ona wytrzeszcza oczy na Blacka.
- Niesamowite!- stwierdziła zaskoczona. – To miłe. – dodała na koniec, aby go broń boże nie obrazić.
- Wiem, wiem co sobie myślisz. – Łapa uśmiechnął się tym razem flirciarsko. – Przystojny, miły, sympatyczny, po prostu idealny.- westchnął teatralnie.
- Jak dla mnie to zbyt narcyzowaty. – Dorcas zaśmiała się serdecznie. – A teraz wynocha. Chcę iść na śniadanie. No wyjdźcie wreszcie! Piórko możesz sobie wziąć Syri i zabierzcie Petera!








- Więc tak to mniej więcej wygląda z mojej strony i strony osób pobocznych.- zakończyła zgrabnie Sheryl.
- Ja też jestem osobą poboczną.- Jas zmarszczyła brwi jakby nie do końca rozumiała całą opowieść Sher. W końcu trudno było to wszystko pojąć, kiedy nie czuło się tego samego.
- No tak. Ale ty jesteś osobą poboczną dalszą. – objaśniła brunetka poprawiając wstążkę wplecioną we włosy.
- Więc wszyscy są poboczni dalsi. – stwierdziła nagle Jasmine.
- Nie, nie, nie. – Corvin zaprzeczyła szybko. – Ja widzę to obiektywnie. Tak jak wszyscy. – zatopiła łyżkę w porcji płatków śniadaniowych. Ona nigdy nie musiała się zastanawiać. Po prostu była pewna. Tym razem również. Pewna swego, pewna, że ma rację.
- Według mnie…- Elvin zmrużyła oczy najwidoczniej myśląc o tym, próbując wyciągnąć wnioski. - … to nie jesteś obiektywna.
- Jak to nie?!- Sher poderwała się nagle, rozlewając nieco mleka. Sam fakt, że otwiera swoją duszę i spotyka się z niezrozumieniem ze strony przyjaciółki był oburzający!
- Ty to widzisz w sposób znany jeszcze tylko jednej osobie. – szatynka zamrugała kilkakrotnie, przyglądając się zdziwionej twarzy Sheryl. – Bo sytuacja jest prosta i jasna. Jest dziewczyna, niezależna, spokojna, która podbiła serce pewnego chłopaka.
- Po co to mówisz.- Corvin skrzywiła się. Nie lubiła słuchać czegoś typu „ona podbiła jego serce”, „jemu zależny na niej”. To sprawiało, że budziła się w niej rządza krwi.
- Bo taka jest prawda.- Jasmine niepewnie wkraczała na grząski grunt, gdzie z łatwością mogła utonąć. – Jamesowi podoba się Lily, a ty nic na to nie poradzisz. Za to tobie podoba się on, więc oboje jesteście w takiej samej sytuacji. – twarz brunetki wciąż wyrażała niechęć do nagłego obrotu dyskusji na ten temat. - I ty, i on upodobaliście sobie kogoś, kogo mieć nie możecie.
- Ale on mógłby z niej w końcu zrezygnować! Przecież wiadomo, że ona się z nim nigdy…
- A ty mogłabyś zrezygnować z niego! Potter nigdy nie dał ci cienia szansy na wymarzoną przyszłość. I przykro mi, iż to mówię, ale chyba James ma większe szanse, na zdobycie wymarzonego celu niż ty. Jeśli ty nie chcesz odpuścić to nie dziw się, że i on nie odpuszcza. – na te stwierdzenia Corvin odparła tylko cichym prychnięciem. Nie docierały do niej żadne słowa, których nie mogłaby podpasować pod swoje cele i swoje poglądy. Przecież to niemożliwe, że chłopak, którego kocha będzie ją odtrącał do końca życia! On też ją kocha choć nie zdaje sobie z tego sprawy… Kiedyś będą szczęśliwi…
- Idziesz razem z Dorcas?- Jas skończyła właśnie śniadanie zerkając w błękitne oczy Sher, gdy nagle jej przyjaciółka zmarszczyła brwi wpatrując się w tło gdzieś za jej plecami.
- Niemożliwe….- Corvin wyszeptała cicho niedowierzając własnym oczom. Ostatni raz widziała coś takiego, kiedy była w pierwszej klasie! Ale jednak! Wysoki brunet o równie królewskim spojrzeniu jakie posiadała sama ona właśnie wszedł na część wielkiej sali… Część, na której stał stół Gryfonów. Chłopak rozejrzał się po wszystkich i zatrzymał swój wzrok na Sheryl, przywołując na twarz chytry uśmiech. Zaczął od kilku bardzo pewnych kroków w jej kierunku, a ona nagle zapragnęła się gdzieś ukryć. Po co on tu idzie?!
- Sher czy to nie twój brat? – Elvin jak na zawołanie wiedziała, w którym momencie spytać, wywołując jeszcze większą panikę.
- Ciiicho!
- Nie chcesz się chyba chować?- ostatnie pytanie zanim…
- Witaj Sheryl, moja kochana siostrzyczko. – obie dziewczęta usłyszały przeraźliwie chłodny głos. Corvin bała się podnieść wzrok na osobę tak bardzo przez nią znienawidzoną. Ale czy to nie zostałoby odczytane jako słabość? Pewnie siebie i z nadzwyczajną siła spojrzała w błękitne oczy swojego brata, który tak dotkliwie potrafił krzywdzić wszystkich.
- Kraven. – skinęła głową. – Wszystkie małe szlamy wypatroszone? – spytała zgryźliwym tonem, na co chłopak uśmiechnął się jeszcze bardziej.
- Mam ochotę na coś większego. – odparł przyprawiając Jasmine o zimne dreszcze. Dziewczyna wiedziała, że ten osobnik od dawna nie ukrywa się ze swoją nienawiścią do wszystkiego co jest nieczystej krwi. – Może ty… Jak ci tam na imię… Wiem, że na nazwisko Elvin. – zwrócił się nagle do szatynki, która wytrzeszczyła na niego przerażone oczy.
- Spadaj Kraven!- Sheryl szturchnęła go w ramię odpychając tym samym od swojej przyjaciółki. – Mów szybko czego chcesz, bo jak będziesz tu stał za długo to domyślą się, że jestem spokrewniona z taką kupą nietoperzach bobków. – po tych słowach uśmiech znacznie zbladł z twarzy Corvina.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele….- wycedził przez zęby.
- Bo co?- dziewczyna prychnęła opryskliwie. – Naślesz na mnie swoich kolegów? Ja jestem z twojej rodziny. Nikt mnie nie tknie!
-Teraz to nieważne. Zaiste mam do ciebie pewną sprawę. – chłodne spojrzenie rozglądało się władczo po całej sali. W brunetce pojawiło się skojarzenie: kat szuka ofiary…
- Więc gadaj i znikaj. – rzuciła zniecierpliwiona Sher. Tak bardzo nienawidziła rozmawiać ze swoim „braciszkiem”. Nie byli przykładnym rodzeństwem.
- Gdzie twoja przyjaciółka?- zapytał patrząc na nią bacznie, jakby sprawdzał czy nie wymiguje się, albo coś w tym stylu. Jak na przesłuchaniu.
- Która?
- Ta rudowłosa. – Corvin zmarszczyła brwi.
- Szukasz Lily? – zdziwiła się.
- Dokładnie. – Kraven uśmiechnął się perfidnie. – Muszę z nią pogadać.
- Phi! Nawet jakbym wiedziała, to bym ci nie powiedziała!- dziewczyna prychnęła wściekle. – Znikaj!- wskazała ręką na stół Ślizgonów. – Tam twoje miejsce kreaturo!
Chłopak zrobił jeden krok w jej kierunku, co przyprawiło ją o nową falę niechęci i jeszcze czegoś niemiłego.
- Byłbym dumny z ciebie, gdybyś pracowała po tej stronie co trzeba. – powiedział oschle.- Obracasz się w środowisku…- zerknął znacząco na Jasmine, która przyglądała się temu wszystkiemu z lekkim przestrachem. -…mieszańców brudniejszych niż ktokolwiek.
- Dość!- Sher czuła jak wzbiera w niej złość! Jak cała energia jaką marnowała na opanowanie się właśnie się ulatniała!
- Tak, siostrzyczko. A może ty zdajesz sobie z tego sprawę lepiej niż ja?
- Kraven przestań!
- Może lubujesz się w całym tym brudzie i szlamie. W tych śmierdzących mieszańcach, na które każdy szanujący się czarodziej splunąłby bez zmrużenia oka.
- Przestań!!!
- Które warto katować, męczyć, aż padną ci do stóp przepraszając za własne życie? Za to, iż się urodziły hańbiąc cała naszą społeczność. Pamiętam jak do niedawna sama miałaś takie poglądy. Wiedziałaś, gdzie szukać szlamy i jak się jej pozbyć. Jak wskazać jej, gdzie należy! Już skrzaty domowe posiadają więcej czystości niż…
- DOŚĆ!
- Co tu się dzieje?!- Lily spojrzała na czarnowłosą dziewczynę i bardzo podobnego chłopaka, który najwidoczniej był bardzo z siebie zadowolony. Sheryl drżała na całym ciele zaciskając pięści ze złości co rzucało się w oczy, a ten tylko uśmiechał się kpiąco.
- Uświadamiałem właśnie siostrze o pewnych różnicach między mieszańcami, a tymi czystymi tworami. – Evans zamrugała kilkakrotnie. Natychmiast zerknęła na zlęknioną Jas. – No bo na przykład jak elf może uczyć swoje dziecko w Hogwarcie.- policzki Elvin natychmiast poróżowiały.
- Właśnie!- Ruda rzuciła chłopakowi wściekłe spojrzenie. – Jak ktoś kto ma w sobie krew wili może się uczyć w Hogwarcie i na dodatek dyskryminować innych! Jak patrzę na takiego mieszańca jak ty, to zaczynam wierzyć, że powinno się dokonywać lepszej selekcji uczniów!- Zielonooka obserwowała jak Kravenowi niebezpiecznie zadrżały kąciki ust. Była pewna, że z wielkim trudem powstrzymywał się od dogadania jej.
- Powinnaś uważać.- powiedział tylko ostrzegawczym tonem.
- Ty też. Bo jak zaraz stąd nie znikniesz to dostaniesz szlaban!- chłopak tylko uśmiechnął się kpiąco.
- Szukałem cię.
- Nie znalazłeś.- odparła Lily wciąż bardzo zdenerwowana. Nienawidziła pojęć takich jak „szlama” albo „mieszaniec”! Tym bardziej użytych przeciw jej znajomym. - Mam ważniejsze sprawy na głowie niż rozmawiać z tobą, a poza tym ty nie lubisz szlam takich jak ja!- rzuciła mu w twarz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Nigdy cię tak nie nazwałem.- Kraven stwierdził podnosząc z niesmakiem jedną brew.
Evans tylko prychnęła odwracając się na pięcie z zaciętą miną. W jej oczach wciąż tliły się iskierki gniewu. Oczywiste było, iż ma zamiar bez słowa opuścić towarzystwo. Jas przyglądała się jej z lekkim podziwem. Jedyna osoba, która naprawdę potrafi stłumić w sobie płacz, a nie umie opanować gniewu, jedyna mówiąca wszystko co myśli, a jednocześnie tak uparta! Właśnie ponownie wychodziła. Pojawiła się na krótki moment, by zniknąć znów na kilka dni. Jasmine nie lubiła, gdy przyjaciółki się kłóciły, bo mimowolnie także była w to wplątywana. I aż trudno uwierzyć, że wystarczył jeden ułamek sekundy, kiedy Lily przechodziła obok szatynki, aby ta pochwyciła jej delikatny uśmiech i mrugnięcie okiem. W sercu Elvin znów zagościł spokój i chwilowa radość. Chwilowa, bo w głębi duszy dziewczyna przeczuwała od dłuższego czasu, że zaczyna się coś strasznego…







Trzasnęła drzwiami. To jej zawsze pomagało! Jak on mógł nazwać Jasmine mieszańcem?! Sam jest najgorszy z najgorszych! Ruda miała ochotę kogoś skrzyczeć! Bez opamiętania chwyciła swoje prace domowe. Musiała się czymś zająć! Coś zrobić! Zamoczyła pióro w atramencie gotowa do pisania i …
Poczuła nagłe znużenie, zmęczenie. Obraz dookoła zaczął niebezpiecznie wirować, głowa rozbolała ją niemiłosiernie. Lil westchnęła głęboko chwytając się za czoło. Takie przypadki zdarzały jej się teraz bardzo często, ale miała zbyt wiele zmartwień, aby zastanowić się skąd mają one swoje źródła. Wiedziała tylko, iż nie powinna się denerwować.
Nagle drzwi dormitorium otworzyły się z hukiem, na co Lil podskoczyła w miejscu. Stanął w nich chłopak, który natychmiast spojrzał na Evans uśmiechając się triumfalnie…
- Witam!- powiedział wesoło nie zwracając uwagi na wściekłe spojrzenie rudowłosej dziewczyny.
- Żegnam!- odparła wskazując palcem wyjście.
- Przestań. Nie jesteśmy w twoim dormitorium nieprawdaż?- błękitne oczy śmiały się do niej, co jak nigdy zaczynało wytrącać ją z równowagi. Głowa bolała coraz mocniej…
- Black ja nie mam zamiaru nawet z tobą…
- Ciiii…. Po co chcesz się spotkać z Dorcas?
- Nie twoja sprawa! – krzyknęła szorstko czując jak traci panowanie nad sobą. – Syriusz naprawdę, proszę cię! Wyjdź stąd natychmiast!
- Nie rozumiem cię. Zawsze zdawałaś się być rozsądna, a teraz… Oczywiście nie licząc wypadków kiedy…- Lily oddychała głęboko próbując się jakoś uspokoić i nie nawrzeszczeć na Łapę, ale… Jego głupie odzywki, obecność i zachowanie naprawdę doprowadzało ją do szału. To nie była zwykła złość! Nawet nie docierało do niej w pełni co mówi! Właśnie. W pewnym momencie zauważyła, że nie potrafi uchwycić wszystkich słów, nawet kiedy zdawałoby się, że słucha z cała powagą.
- Black?- spytała odrobinę przestraszona próbując nie zwracać uwagi na powracające zawroty głowy.
- Lily, dobrze się czujesz?- Syriusz patrzył na nią niepewnie.
- Tak…- odparła cicho. Zaczynało brakować jej powietrza, zupełnie jakby zamknięto ją w dusznym pomieszczeniu. Głowa zdawała się pękać na dwoje, wszystko dookoła wirowało, a uszy wypełnił dziwny dźwięk. Jedno mrugnięcie oczyma i nie widziała już przed sobą ciemnowłosego chłopaka o błękitnych oczach. Nie było nikogo. Tylko ona, gdzieś w ciemnej zimnej celi.
Rozejrzała się wokół siebie. Wszędzie pustka… Tylko czemu się tak bała? Co jest w tym mroku co mogłoby zrobić jej krzywdę? Sam fakt i ta przerażająca cisza… Słyszała nawet własny oddech. Tak jakby specjalnie postawiono ją tutaj, aby mogła przeczekać sekundy w napięciu i strachu. Tylko, że dla niej każda sekunda zdawała się wydłużać niesamowicie, a z każdym wdechem czuła jak coś podchodzi jej do gardła, wypełniając płuca niepewnością i przestrachem. I wtedy dostrzegła postać znaną jej już wcześniej. Burza loków była zbyt charakterystyczna, by tę młodą dziewczynę z kimkolwiek pomylić. Tylko tym razem Lily była o wiele bliżej… Widziała dokładnie zatroskaną twarz o delikatnej cerze i jasnych oczach. Jak bardzo pragnęła uchwycić choć jedno, krótkie jej spojrzenie… Z oczekiwaniem obserwowała jak dziewczyna powoli opuszcza głowę i wodzi wzrokiem po ziemi, a następnie nieco podnosi swą delikatną twarz i rozgląda się dookoła….
W myślach Lily zastanawiała się czemu ona na nią nie zerknie? Czy dziewczyna jej nie zauważyła? Przecież to tak jakby stała sama, a naokoło jej same ciemności i jedna osoba stojąca kilka kroków dalej, a ta nawet tego nie dostrzega! Evans stała cierpliwie zastanawiając się czy nie wykonać jakiegoś ruchu, ale wtedy wzrok jasnych oczu zatrzymał się na niej. Lily to czuła, choć dziewczyna nie patrzyła jej w oczy. Podświadomie wiedziała, że i tak zaraz dostanie to czego tak bardzo chciała.
- Lily…- dosłyszała nagle jakby zupełnie z daleka. Rzeczywistość zdawała się powracać a dziewczyna i ciemności rozmywać, ale to nie może się skończyć! Nie teraz! Jeszcze kilka sekund…
- Lily!- Syriusz potrząsnął nią delikatnie wciąż przytrzymując żeby nie upadła. Z ulgą zauważył, że powoli podniosła powieki! – Na litość boską Evans! Czy ty zawsze musisz kogoś nastraszyć?! – spytał z pretensją wciąż mając nadzwyczaj poważny wyraz twarzy jak na samego Syriusza Blacka. Ruda nic nie odpowiedziała pozwalając się doprowadzić do łóżka, na którym szybko usiadła. Nogi miała jak z waty, a gdzieś wewnątrz niej wszystko się trzęsło. – Chcesz czegoś? – Łapa wydał się trochę przestraszony.- Może zaprowadzić cię do skrzydła szpitalnego?
- Nie.- Ruda szybko podziękowała. – Wystarczy odrobina wody. – powiedziała zdając sobie sprawę z tego, że ma zupełnie suche gardło. W przeciągu kilku sekund Black wyczarował jej szklankę wypełnioną po same brzegi przezroczystym płynem. Lil wzięła ją do ręki, siedząc zszokowana i jakby nieobecna.
- Wiesz jak mnie nastraszyłaś?!- Syriusz zmarszczył brwi mówiąc karcącym tonem zupełnie jakby wszystko sobie zaplanowała. – Często zdarzają ci się takie omdlenia?- Lily szybko zerknęła na Blacka.
- Nie… ja… poczułam się słabo. – wyjąkała.
- James, by mnie zabił, gdyby ci się teraz coś stało. – zauważył Łapa z głośnym westchnięciem wyrażającym wielkie szczęście.
- A co on ma do tego?- Lily oprzytomniała w jednym momencie wyganiając z głowy wszystkie poprzednie myśli, które zaprzątały jej głowę.
- No według ciebie nic, ale zadał sobie wiele trudu żeby się tu wczoraj wedrzeć i o ile dobrze wiem, był gotowy nawet pozwolić zmiażdżyć sobie żebra.- Syriusz zdobył się na przekonujący uśmiech.
- Przestań. Nie chcę nawet o nim słuchać. – stwierdziła Lily rozsiadając się wygodniej. – Do rzeczy. Po co ty tutaj przylazłeś?
- Może mam interes do chłopaków, a może do ciebie… - Syriusz uwielbiał zwlekać i irytować, a takie droczenie się z Zielonooką dawało mu wiele satysfakcji.
- Black…- Lily nagle wyprostowała się krzyżując ręce i mierząc chłopaka ostrym spojrzeniem. - Ty zdajesz sobie sprawę, że i tak dużo czasu poświęcam na pytanie typu „czego chcesz?”. Bo w zasadzie to mogę wyjąć różdżkę i cię stąd wyprosić. Oczywiście bardzo grzecznie.
- A ty zdajesz sobie sprawę z tego, że mógłbym wówczas pójść do swojego przyjaciela i zacząć histeryzować o twoim złym stanie zdrowia co skończyłoby się tragicznie.- Łapa uśmiechnął się zaczepnie.
- Chyba oczywiste byłoby, że cała wina spadłaby na ciebie!- Ruda podniosła jedną brew. Odkryła, iż powoli zaczyna ją to bawić, co naprawdę zaskoczyło nawet ją samą.
- Oj, więc ja byłbym winny, a ty zostałabyś pod stałą opieką Rogasia. – stali tak jedno patrząc drugiemu w oczy i czekając na jakiekolwiek oznaki słabości. Syriusz ani na chwilę nie zmienił rozbawionego wyrazu twarzy, nie zwracając uwagi na groźnie wyglądającą Lil, jednak po chwili dziewczyna również się uśmiechnęła i to w iście (sam Syriusz by to przyznał) Huncwocki sposób.
- Mów czego chcesz. – powiedziała z odrobinę milszym tonem.
- Porozmawiać. – chłopak wzruszył niewinnie ramionami.
- To nie teraz, bo… Och, no dobrze!- westchnęła widząc uparte spojrzenie Blacka.
- Może uznasz, że jestem nieczuły, albo coś w tym stylu, ale… Chcesz się pogodzić z Dorcas?- spytał bez zbędnych ceregieli. Nie ulegało wątpliwości, że bardzo go to ciekawiło, w końcu także interesował się w jakiś sposób życiem Meadows. Nie żeby go interesowała jako dziewczyna, bo one są tylko do zdobywania, ale… Sam tego nie wiedział. W końcu nie jest chyba przystojną i nic nie czującą bestią. Dałby się pokroić za pewne osoby i polubił Rudą mimo jest wrednego charakteru.
- Chyba tak. – dziewczyna uśmiechnęła się do niego delikatnie. Po ich poprzedniej rozmowie jakoś wiedziała, że może mu ufać, albo po prostu chciała mu ufać.
- Z nią się pogodzisz, a… z Jamesem nie?- Łapa popatrzył na nią badawczo. Natychmiast spoważniała.
- Przysłał cię, żebyś ze mną porozmawiał?
- Nie, no skąd! Ja tu jestem w własnej inicjatywy. – Syriusz szybko ją uspokoił wyczuwając zagrożenie. – Tylko, taki Potter też ma uczucia. I uwierz mi, jest nie do zniesienia, odkąd się pokłóciliście. – jeden uśmiech Syriusza, bez cienia kpiny czy żartu, zdawał się znaczyć dla niej tak wiele i świadczyć o prawdziwości tego stwierdzenia.
- Ale taka Evans również czuje. – odezwała się nagle. – I nie jest szczęśliwa. – westchnęła głęboko z nieukrywanym żalem.
- Według mnie powinnaś chociaż z nim porozmawiać.
- Czy ty nie rozumiesz?- Lil zerknęła wprost w błękitne oczy Łapy. – To on poróżnił nas wszystkich. Ja go nie chciałam! Nigdy! Kiedy pomyślałam, że mógłby być moim chłopakiem robiło mi się niedobrze, to było jak koszmar!
- „Chciałam, robiło, było…” czy ty wiesz, że mówisz w czasie przeszłym? – Evans czuła na sobie jego spojrzenie, kiedy się odwróciła. – Powiedz mi jak jest teraz.
- Nie chcę. –rzuciła jak mała, rozpieszczona dziewczynka.
- Sama sobie szkodzisz.
- Dlaczego tak uważasz? Uszczęśliwiam tylu ludzi na raz. Sheryl, Dorcas, samą siebie…
- A może unieszczęśliwiasz się specjalnie, żeby inni żałowali cię z każdym dniem bardziej i bardziej? Lubisz jak przyjaciółki rozczulają się nad tobą i stwierdzają, że zachowały się okropnie?- nagły obrót rozmowy bardzo nie podobał się Lilian.
- To nie tak!- zaprzeczyła buntowniczo.
- To jak? Wytłumacz komuś! Powiedz i pomóż sobie!
- Tłumaczę cały czas! – krzyknęła wyrywając się z potrzasku. – Pragnę spokoju! Wolności! A ty nie powinieneś się wtrącać! Uważam temat za zamknięty. Coś jeszcze?- zapadło głuche milczenie. Po głowie Lil już plątało się multum różnistych rozwiązań, nie wiedziała co zrobić, czy nikt jej nie okłamuje.
- W zasadzie to jeszcze jedno. – Łapa podszedł do wyjścia. – Przepraszam za tego tłuczka. – powiedział, czekając chwilę na reakcję Lily.
Dziewczyna zaczęła spokojnie sobie wszystko układać, Tłuczek był od Syriusza! Przez Blacka, James wziął ją na swoją głupią miotłę, przez Blacka znalazł to dormitorium! Wszystko przez Syriusza! Nawet ta kłótnia jest przez Syriusza! Ruda już otworzyła usta, gdy…
- Możesz to powtórzyć i wyjaśnić?!- rozległ się gniewny głos jednego z siódmoklasistów.
W wejściu stał ciemnowłosy chłopak o brązowych oczach świdrując wściekłym wzrokiem Łapę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:42, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Każde pogrążone w swoich myślach, a jednak trochę zbieżnych.
- Nie wiem!- Dorcas stwierdziła ze zrezygnowaniem. – Naprawdę nie mogę nic wymyślić! – westchnęła głęboko. – Mogłabym jej kupić nowy pamiętnik, taki czarodziejski i z mnóstwem dodatków, ale ona chyba za takimi nie przepada. Może książka? Nie, książkę dałam jej rok temu. – zmarszczyła brwi ponownie zastanawiając się i rozważając inne pomysły. Niestety nic nie przychodziło jej do głowy! Kompletna pustka! – Pomóż mi!- poprosiła chłopaka siedzącego na fotelu., który dopiero teraz na nią spojrzał.
- Kup jej coś z biżuterii. – podsunął obojętnie ponownie wracając do własnych marzeń.
- Odpada. Lily nie włoży nic błyszczącego jeśli nie ma do tego sentymentu. Na szyi zawsze nosi ten swój wisiorek i nigdy nie zdejmuje. – zauważyła Meadows coraz bardziej przybita. Powinna wcześniej zacząć myśleć o prezencie urodzinowym, a nie dwa dni przed datą.
- A pierścionki, albo bransoletki?
- James, ona nie włoży nic z biżuterii jeśli…
- Wiem, wiem. – Potter przerwał jej ziewając przeciągle. – Daj jej coś co kolekcjonuje.
- Ona nie bawi się w takie coś. – prychnęła Dor. – Jak mam jej cokolwiek kupić jeśli nie mam ani pomysłu, ani dostępu do sklepu?! – dziewczyna jęknęła znużona.
- Musisz znaleźć coś na miejscu. – Rogacz uśmiechnął się beztrosko, nieświadomie podsuwając Dori pewien pomysł. Był on tak prosty, że aż genialny!
- Masz rację! – stwierdziła zaskakując samego James’a. Wiedziała już co mogłaby podarować przyjaciółce, tylko nie wymyśliła jak to zdobyć. No, ale mając pod bokiem Pottera… - Mogę wziąć coś od ciebie?- spytała nagle z wielkim entuzjazmem.
- Że co?!- Rogaś poderwał się, czując jak jego spokój mąci się w jednej sekundzie.
-No, czy mogłabym poszukać czegoś u ciebie, potem przerobić i dać Lilian. – niebieskie oczy blondynki zamrugały niewinnie. – Proszę…- Dorcas użyła najsłodszego i najbardziej błagalnego tonu na jaki było ją stać. Widziała jak chłopak zaczyna się wahać. Na jedno mu się nie dziwiła! Gdyby ktokolwiek poprosił ją o coś takiego to prawdopodobnie by odmówiła. – James, ślicznie proszę… - znowu zamrugała oczętami.
- Ech, no dobrze. – Potter w końcu się zgodził. – Bierz co chcesz.
- Dzięki!- blondynka podskoczyła z radości i w przeciągu kilku sekund znalazła się w drodze na górę, do dormitoriów chłopaków.
Rogacz patrzył za nią dopóki nie zniknęła mu z oczu. Nie miał zielonego pojęcia co dziewczyna sobie wymyśliła, ale zdawała się być ze swego pomysłu bardzo zadowolona. Ciekawe jak na ten prezent zareaguje Evans.
Leniwie wstał z fotela i powoli podszedł do okna. Pierwsze dni października, a na podwórku okropna pogoda. Chyba nie było sensu nawet wychodzić na szkolne błonia, aby usiąść pod bukiem i spokojnie pomyśleć. Pokój wspólny był co prawda niemalże pusty, ale to nie dawało nawet w połowie uczucia wolności i spokoju jakie posiadał na podwórzu, również w dni gorące, kiedy na szkolnych błoniach było multum uczniów. Nie żeby uwielbiał samotność, ale czasem potrafiła ona znacznie poprawić mu nastrój. Dziś nie było aż tak tragicznie. W końcu wiedział, że na górze siedzi sobie pewna rudowłosa piękność i to na dodatek w towarzystwie jego dobrych znajomych. Jeśli chciała się ukryć to złe miejsce sobie wybrała, bo tam jest mniej bezpieczna niż ze swoimi przyjaciółkami. Swoją drogą ciekawe czy się jeszcze gniewa? Niesamowite była świadomość, iż z każdym przymknięciem powiek jest w stanie dokładnie odtworzyć jej uśmiech. Pamiętał iskierki w jej zielonych oczach, które zachwycały go za każdym razem, kiedy na nią patrzył. Uważał ją za piękną w blasku słońca i w blasku świec, rozgniewaną i kiedy śmiała się perliście, nawet kiedy powtarzała uparcie, że nigdy się z nim nie umówi. Musiał mieć naprawdę wiele cierpliwości skoro nie odpuścił po roku, a gdy bardzo go zdenerwowała nie potrafił po prostu poszukać sobie innej wspaniałej dziewczyny. A może po prostu nie ma innej?
- O czym myślisz?- dobiegł go jedwabisty głos.
- Ja… sprawdzałem jaka jest pogoda. – odparł odwracając się twarzą do ciemnowłosej dziewczyny, zmuszając się na miły uśmiech.
- Ponura. Zupełnie jak ty od jakiegoś czasu. – Sheryl zauważyła cicho.- Czy naprawdę nic nie jest w stanie cię ucieszyć?
- Jest taka rzecz, a raczej osoba. – James uniósł nieco jeden kącik ust. – Ale teraz to nie mogę z nią nawet porozmawiać.
- Dlaczego nie dasz sobie z nią spokoju? – Sher załamała ręce, na co chłopak odparła z uśmiechem.
- Tyle razu mnie o to pytałaś. Czy dałabyś sobie spokój, gdybyś prawie w każdej minucie poświęcała część czasu na świadome rozpamiętywanie tej samej osoby? Ja nie umiem się poddać i zrezygnować.
- James ona ci zawsze odmawiała!
- Dla mnie jej odmowy nie brzmią jak zwykłe „nie”. – spojrzenie orzechowych oczu patrzyło zdecydowanie. – Ona odmawia, bo jest zbyt dumna, ale przyjdzie taki dzień…
- Tracisz czas. – Corvin pokręciła z politowaniem głową. Jak mogłaby go zniechęcić?
- To mój czas i chyba mam prawo go tracić na co chcę. – zauważył Potter oschłym tonem znaczącym koniec dyskusji. Nie pasowało mu, kiedy ktokolwiek się wtrącał i powtarzał, że to nie ma sensu. Czy ona nie potrafiła zrozumieć, że zwykły uśmiech Lil dla niego znaczy bardzo wiele?
- Gdzie Dorcas?- dziewczyna umiejętnie zmieniła temat półobrażonym głosem.
- W naszym dormitorium. Szuka czegoś na prezent dla Lilian.
- Och. No tak, ale dlaczego akurat u was?- Corvin zmarszczyła brwi, kiedy James obojętnie wzruszył ramionami.
- Uznała, że nie ma jak wybrać się na zakupy, więc sama coś wymyśliła i rzekomo znajdzie to w moich rzeczach.
- A nie moglibyście pokazać jej jednego ze swoich tajemnych korytarzy?- dziewczyna przywołała na twarz chytry uśmiech.
- Niech Syriusz to zrobi. – odparł Potter czując, iż z chęcią pozbyłby się natrętnej rozmówczyni. – Słuchaj, może pomogłabyś wybrać coś Dorcas?- zaproponował bez ogródek.
- No dobra…- Sheryl zamrugała kilkakrotnie. Jamie naprawdę robił się nie do wytrzymania! Dosłownie cień wspaniałego czarodzieja jakiego znała. Nawet nie przychodził już do ich dormitorium….







Jasmine obarczała siebie winą za całą kłótnię trwającą już od tygodnia, więc ulżyło jej, kiedy Dorcas dostała mała karteczkę od James’a, która była podpisana nazwiskiem Evans. Jednak to nie starczyło do pełni jej szczęścia. Rodzice nie odpowiadali na pytania zawarte w listach. Ostatni brzmiał wręcz głupio, a napisany był ręką pani Elvin co dziewczyna poznała bez trudu.

„Kochana Jasmine,
Ja i twój tata domyślamy się, że jest Ci teraz ciężko, ale spróbuj żyć normalnie… „
Żyła normalnie! Nie rozumiała jaki to miało sens, pisać rzeczy tak małomówne.
„Mamy nadzieję, iż poświęcasz wolny czas nauce i jak zwykle zdasz egzaminy końcowe. Edukacja jest niezmiernie ważna dla twojej dalszej… „
Nawet nie miała ochoty tego czytać! Każdy list kończył się nawiązaniem do szkoły, do wartości jakich ma się nauczyć! Zawsze miała spokojny charakter, ale w takich chwilach czuła w sobie naradzający się bunt!
I dodatkowo zdenerwowała ją cała ta dzisiejsza gadka Corvina. On i Sheryl byli identyczni, a jednak żadne się nie chciało do tego przyznać. Kraven uparcie wytykał siostrze towarzystwo w jakim się znajdowała, a Sher wytykała Jamesowi jego niepowodzenia w związku z Lily. Ciekawe czy kiedyś tym coś wskóra?
- Mogę?- drgnęła lekko podnosząc wzrok na Remusa, który uśmiechał się do niej spokojnie.
- Ależ oczywiście. – natychmiast zrobiła mu miejsce obok siebie, po czym ponownie udała, że zaczytuje się w książce. Jednak wiedziała, iż Lupin bacznie się jej przygląda znad innej księgi, co całkowicie rozpraszało jej uwagę.
- Nie czytasz. – zauważyła dobitnie.
- Ty też nie. – chłopak uśmiechnął się widząc jak Jas ze zrezygnowaniem odkłada książkę. – Coś nie tak?- zaniepokoiło go, że tak szybko spochmurniała.
- W zasadzie… to chyba wszystko jest nie tak. – stwierdziła wzdychając głęboko. Zaraz potem dało się słyszeć głośne zatrzaskiwanie książki, którą trzymał Lunatyk, na co pani Pince mruknęła nieprzyjaźnie, zaczynając bacznie im się przyglądać.
- Jak to wszystko?- Elvin spojrzała w te poważne oczy i zrobiło jej się jeszcze gorzej, a jednocześnie znalazła w nich coś w rodzaju wsparcia, na jakie czekała. Wspaniały chłopak dla niej siedział teraz tuż obok pytając o tak oczywistą rzecz.
- No… nasi przyjaciele. Mogłam zapobiec tej kłótni, mogłam tak wiele przewidzieć i zmienić! – na jej twarzy malowała się rozpacz, a wielkie bursztynowe oczy wydały się przejmująco smutne.
- Ja też mogłem to zmienić. – stwierdził Remus łagodnym tonem. – Oni się pogodzą. Lily jest odpowiedzialną i mądrą osobą.
- Tak! Ale gdybym ja była choć odrobinę mądrzejsza to ona by nigdy nie zabrała swoich rzeczy, prawda? – poczucie winy męczyło Jas już od dłuższego czasu. Nie zwracała uwagi na zakłopotaną minę Lupina, po prostu pozwoliła sobie na odrobinę szczerości i straciła nad tym panowanie obsesyjnie chcąc się komuś zwierzyć ze swych uczuć.
- Nie jesteś niczemu winna. – stwierdził, ale sam do końca nie wiedział jak ma się zachować. Pocieszyć, to pewne. Tylko jak? Może objąć i przytulić? Czuł się jakby wywierano na nim dziwną presję.
- Ostatnio cały czas prześladuje mnie przeświadczenie, że stanie się coś okropnego. – wyrzuciła nagle, a jej oczy zalśniły od łez.
- Ale… co się może stać. Jasmine zrozum, masz przyjaciół. Żadne z nas nigdy nie pozwoli żeby stało ci się coś złego. – stwierdził o wiele bardziej przekonującym tonem.
To stwierdzenie nie sprawiło, że zły nastrój i wizja katastrofy minęły, ale uświadomiło dziewczynie, że nie jest sama i może na kogoś liczyć, jeśli tylko zaczną się jakieś kłopoty. To nie było wiele, ale dawało przyjemne ciepło w okolicy serca. Dawało iskierkę nadziei.
- I jestem pewien, iż Lily i Dorcas pogodzą się dzisiaj, a James znajdzie idealny sposób, by Evans do siebie przekonać. No już, uśmiechnij się. – Lunatyk popatrzył na powoli rozjaśniającą się twarz Elvin. – Masz niesamowity ten uśmiech. – Jasmine zawstydzona spojrzała na swoje ręce czując jak policzki jej różowieją.
- Dziękuję. – wyszeptała, będąc ogromnie wdzięczna.
- Nie masz za co. – Lupin uśmiechnął się do niej delikatnie. Od razu poczuła się lepiej…




- Tyron uspokój się!- Lily nie widziała innego wyjścia jak tylko podnieść głos.
- Jak możesz mnie uspokajać, kiedy on zachował się tak szczeniacko?! – Hitchswitch krzyknął, wskazując na Blacka stojącego pod drzwiami ze znudzona i obojętną miną. Najwidoczniej nawet się nie przejmował tym, że ktoś na niego krzyczy.
- To chyba bardziej moja sprawa niż twoja, co?! – Evans czuła jak zaczyna ją irytować postawa jej nowego przyjaciela.
- Jestem kapitanem drużyny i nie ukrywam, że zdenerwowało mnie zachowanie mojego ścigającego! Czy to źle?! Może uważasz, że postąpił słusznie?!
- Nie! Sama z chęcią bym go zabiła w tym momencie, ale może przestałbyś się na mnie wydzierać?!- oddychała głęboko, ale ku jej zaskoczeniu te słowa podziałały. Tyron patrzył na nią gniewnie, ale nie powiedział ani słowa.
- Tak, więc Lily przyszedłem przeprosić, jak już wcześniej wspomniałem. – Syriusz skorzystał z tej chwili ciszy i uśmiechnął się promiennie do Zielonookiej dziewczyny powoli wycofując się w stronę otwartych drzwi i nagle…
- A ty dokąd?! – Hitchswitch mierzył go wściekłym spojrzeniem, podczas gdy drugą ręką zatrzasną drzwi.
- Ej! Co tu się dzieje? – do dormitorium wszedł Jack zerkając na wszystkich zdezorientowany. – Od kiedy to zamykacie ludziom drzwi przed nosem?
- Uch! Ja muszę stąd wyjść!- Lil spojrzała wymownie w sufit czując, że zaraz wyżyje się na wszystkich jeśli w tej minucie nie odetchnie świeżym powietrzem bez grama zamieszania i złości.
- Świetnie, ja też muszę stąd wyjść!- Łapa uśmiechnął się huncwocko przeczuwając zagrożenie.
- Nawet mi się nie waż wychodzić! Powinienem wywalić cię z drużyny za tak niesportowe zachowanie!
- Tyron krzyczy na Łapę? – zdziwił się Jack otwierając szeroko usta. – Na swego wychowanka? Podopiecznego, którego zawsze tak wychwalał i wspierał? – zarówno Syriusz jak i Hitchswitch z pewnością byliby gotowi zabić wzrokiem rudzielca o szarych oczach. – A o cóż to poszło? – nagle jego ton głosy stał się chytry i żądny informacji. Jednak nikt nie chciał mu ich udzielić, wtedy jego spojrzenie zatrzymało się na Lil. – O dziewczynę? – uśmiechnął się łobuzersko. – Świetna opowieść!- pochwalił sam siebie, chwycił za klamkę i ogłosił:- Idę poinformować kogo trzeba. – mrugnął okiem do Tyrona i Blacka, by po chwili zniknąć za drzwiami. Lilian miała złe przeczucia, a nie pocieszyło jej, że Hitchswitch ukrył twarz w dłoniach ze zrezygnowaniem.
- Gdzie on poszedł? – spytała po chwili marszcząc brwi.
- Jak znam życie to po chłopaków, narobi plotek i wróci. – rzucił od niechcenia chłopak ponownie odwracając się do Syriusza, już otwierał usta…
- Ech, Tyron. – Łapa westchnął ciężko. – Po co masz się produkować stary, jeśli ja cię i tak nie słucham? Evans mi wybacza, prawda? – oboje spojrzeli na dziewczynę. Jeden z nadzieją najwyraźniej oczekując od niej potwierdzającej odpowiedzi, a drugi dalej szaleńczo wściekły.
Lily naprawdę była w stanie gołymi rekami udusić Blacka! Wpakował ją w straszne problemy, zniszczył jej dotychczasowy spokój jaki osiągnęła w przeciągu ostatniego tygodnia, a dodatkowo narażał przy tym jej życie! Jednak zrobiło jej się go żal. Była w stu procentach pewna, że jeśli powie „nie”, to Tyron nie zostawi na nim suchej nitki, skrzyczy i w ogóle… No i w końcu Syriusz sam zechciał przeprosić. Mógł się nie przyznawać.
- Oczywiście, że… - nagle drzwi otworzyły się na oścież z trzaskiem. Ruda natychmiast rozpoznała w nich Conrada i Marka, rozglądających się po dormitorium.
- Nie przeszkadzajcie sobie…- Conrad powoli podszedł do swojego łóżka, to samo uczynił Mark wodząc wzrokiem od Lil do chłopaków. – My tylko popatrzeć. – Evans zamrugała kilkakrotnie. Szybkość z jaką Jack rozsiewał swoje wiadomości była nadzwyczajna.
- Eeee…
- Lily, no więc? – Łapa popatrzył na nią z nadzieją. Cały sęk w tym, że kiedy dwie osoby z zewnątrz przyglądały się temu wszystkiemu, dziewczyna poczuła się jak w jakimś brazylijskim serialu, gdzie odgrywa rolę główną, a widzowie śledzą każdy jej najmniejszy gest.
- Eee… Więc jak dla mnie….
- Weź Tyrona, głupia!- usłyszała nagle, co wprawiło ją w lekkie zakłopotanie.
- Słucham?- popatrzyła na Marka zdziwiona.
- Już się nie wtrącam. – blondyn uśmiechnął się przepraszająco.
Lil dopiero teraz zaczęła się zastanawiać nad tym co oni sobie pomyśleli! Przecież wcale nie wybierała między jednym, a drugim! To był jakiś kompletny absurd! Niech no tylko dorwie…
- Zostaw Łapę!- rozległo się nagle, a przez otwarte drzwi wkroczył Potter mrużąc pomstująco oczy.
- No to chyba mamy już wszystkich, kogo nam trzeba było do pełni szczęścia! – do dormitorium na koniec wpakował się Jack z dumnym uśmiechem. Zajął miejsce obok swoich przyjaciół. Lily poczuła się jeszcze bardziej głupio, kiedy napotkała spojrzenie James’a. Natychmiast odwróciła wzrok, pragnąc się stąd ulotnić jak najszybciej. – Co przegapiłem chłopaki?
- No nasza Złośnica właśnie miała dokonać wyboru, miedzy Łapą, a Tyronem, ale wtedy wpakował się Rogacz, więc akcja praktycznie dopiero się rozkręca.- Mark uśmiechnął się z zadowoleniem. Brakowało im tylko popcornu i byliby jak w kinie!
- Ja wychodzę! – Lilian chwyciła swój płaszcz i zrobiła krok w stronę wyjścia, mając szczere nadzieję na odrobinę spokoju. Z małej kłótni zrobiła się gigantyczna paranoja!
- Czekaj!- wszyscy chłopcy zawołali za nią w jednym momencie. Sama nie wiedziała do końca czemu się zatrzymuje, ale czuła, że z tego będą same kłopoty. Odwróciła się do niej przodem mierząc wszystkich sarkastycznym spojrzeniem (nie spojrzała tylko na Pottera).
- Czego wy ode mnie chcecie?!- spytała z poirytowaniem.
- Wybierz któregoś. – poprosił Jack.
- Nie wychodź tak bez słowa. – Conrada najwyraźniej również wchłonęło oglądanie wyimaginowanych scen. Nie obchodziło jej to zbytnio, bo czuła na sobie palący wzrok Pottera, który sprawiał, że ciężko jej było tu siedzieć.
- Ty jesteś tą dziewczyną, o którą rzekomo pokłócił się Tyron z Syriuszem? – James zmarszczył brwi czekając na odpowiedź.
- A widzisz tu inną? – Mark rzucił ze znudzeniem.
- Wcale nie poszło o dziewczynę!- Hitchswitch krzyknął zdenerwowany. – Tylko o jego idiotyczne wybryki! – wskazał na Blacka.
- Zostaw Łapę. – Rogacz powtórzył zdecydowany bronić swojego przyjaciela.
- Jak z nim porozmawiam. – Tyron najwidoczniej nie znosił żadnego sprzeciwu. Zarówno on jak i James byli ulepieni z tej samej gliny z różnicami w wyglądzie i mniejszymi w charakterze. Lil przeczuwała, że tu zaraz wybuchnie prawdziwa wojna, a miała już dość kłótni!
- Przestańcie!- wtrąciła się z nieukrywaną wrogością.
- Uuuu… Złośnica działa!- Jack zaśmiał się, ale szybko umilkł pod zabójczym spojrzeniem Evans.
- Mark i Conrad! – zwróciła się do dwójki chłopaków siedzących na łóżkach. – Nie wybieram żadnego z obecnych tu chłopaków. – powiedziała dobitnie. – Tyron! Uspokój się, to jest sprawa między mną, a Blackiem! Black! Na zewnątrz! Jack… - tu zatrzymała się obdarzając go pieczołowicie złosnym wzrokiem. – Z tobą policzę się jak wrócę! – obróciła się na pięcie gotowa do wyjścia i nagle poczuła jak ktoś łapie ją za nadgarstek. Odruchowo się obejrzała napotykając orzechowe oczy, należące do chłopaka, którego chciałaby ujrzeć w ostatniej kolejności. Brzydziła się takimi jak on, a po ich kłótni wypracowała sobie dodatkowo opinię, że tacy się nigdy nie zmieniają i nie warto na nich marnować czasu!
- Zrobisz coś dla mnie?- Potter patrzył z nadzieją. Dlaczego teraz tak bardzo go nienawidziła? Nawet nie dała się przeprosić. Wiedział, że go nie posłucha, ale był tak zdeterminowany… No i wreszcie na niego spojrzała, nawet jeśli oznaczałoby to, że ma go za nędznego karalucha, to jednak cieszył się tą chwilą.
Lily wyrwała rękę pamiętając, że ostatnim razem on wyświadczył jej przysługę robiąc za posłańca. Nie powiedziała nic.
- Dam ci karteczkę, a ty ją komuś przekażesz, dobrze? –mówił wszystko tak jakby musiał się konkretnie upewnić czy dotrzyma słowa. Pomyślał, że przed chwilą dała w tym dormitorium piękny pokaz swojego władczego ja, tym samym zaprowadzając porządek. Brakowało mu tego jak się na niego wydzierała, aby po kilku minutach wreszcie się uśmiechnąć, a czasem nawet zażartować. To dawało taką pustkę, którą wypełnić mogła tylko ona.
- Dostarczyć mogę. – odparła zdawkowo. – Tylko do kogo? – uniosła brwi z wyniosła miną. James tylko uśmiechnął się flirciarsko wpychając jej do ręki kawałek pergaminu.
- Dla dziewczyny co oczy ma wypełnione wspaniała zielenią, które są prawdziwym skarbem. Dla tej, której cudowną twarz otaczają kosmyki lśniących ognistych włosów, zachwycających każdego dnia. Daj to dziewczynie, co mnie urzekła swoim charakterem i zdecydowaniem. Odwagą z jaką broniła każdego, nawet Smarkerusa. – Lily nie czuła się zbyt komfortowo wiedząc, że pozostali przysłuchują się tej rozmowie. Trudno jej było patrzeć na Pottera, który wygadywał takie rzeczy i jednocześnie starać się nie odwrócić wzroku. Czy musi ją męczyć tak długo? Bolała ja sama świadomość, że to ten sam chłopak, który tydzień temu… Nie mogła mu tego zapomnieć! Wszyscy posądzili ją o coś czego nie zrobiła. To wciąż bolało i paliło żywym ogniem. – I powiedz jej… - nagle głos James’a stał się odrobinę inny, ale tylko ona zdawała się wyczuć tę różnicę.- Powiedz, że wiem coś od pewnego rumianka. – tutaj Lil wyraźnie znieruchomiała. Jak to wie coś od pewnego rumianka?! Przecież zabrała kwiat ze sobą. O co mu chodziło? – Bo nie mogę zapomnieć jej utęsknionego spojrzenia, kiedy- James zawahał się. Sam często to rozpamiętywał i zastanawiał się jak wszystko by się potoczyło, gdyby się później nie pokłócili. Jeśli w przyszłości miało go czekać jeszcze jedne kilka sekund tej samej bliskości i tego samego porozumienia to mógłby czekać i sto lat! A zresztą! Nawet ta chwila zdawała się być wspaniała, bo zielone oczy przemawiały do niego w nieświadomy sposób. Wiedział, że ona też pamięta, bo jej twarz złagodniała i patrzyła subtelniej oraz delikatniej. – kiedy staliśmy wtedy wiedząc, że za moment przyjdą twoi rodzice. Co ja bym dał, żeby Callargian wstrzymała się choć jeszcze z sekundę. – Lily widziała w orzechowych oczach to niezwykłe ciepło. Sprawił, że znowu to sobie przypomniała i także zaczęła żałować, że pielęgniarka przerwała im tak wcześnie. Co takiego miał, że właśnie roztopił całą jej niechęć pozostawiając ją ponownie samą sobie? Zmuszoną bronić się z przegranej pozycji. – Przypomnij sobie, że już tęsknię. – czy on specjalnie pragnął rozbudzić w niej ten żal? Chciał żeby wypłakała mu się w ramię? Był sadystą! Mówił to wszystko wiedząc jakie mogą być tego skutki. Stała tak wciąż na niego patrząc i z każdą sekundą czuła tą niepewność. Z jednej strony powinna go spoliczkować, albo chociaż skrzyczeć, a z drugiej obudzona część jej samej właśnie domagała się, aby jak najdłużej patrzeć w jego oczy. Dlaczego nie mogła zwyczajnie wyjść? Bo nie pozwalało jej na to całe towarzystwo. Tylko ono wciąż ją hamowało i przypominało o tym jak winna się zachować, żeby nie stracić twarzy. Cokolwiek by nie zrobiła i tak miałoby to niechciane skutki. W końcu zdała sobie sprawę, że zostać w miejscu też nie może! Im dłużej zatapiała się w tych pochłaniających orzechowych oczach tym trudniej jej było zachować chłodną siebie.
- Lily, nie daj się prosić i przestań się gniewać. – Rogacz zdecydowanym ruchem ujął jej dłoń nie przestając patrzeć w zieleń jej oczu. Czyżby ponownie mu się udało? Wyraźnie się wahała i nad czymś zastanawiała nawet wtedy, gdy ze zmarszczonymi brwiami zerkała na ich złączone ręce.
Evans zupełnie zaskoczona zdążyła zareagować po kilku sekundach. Z głośnym syknięciem wyrwała swoją dłoń, jakby dotyk James’a strasznie parzył. Następnie wojowniczo spojrzała w oczy Pottera.
- Niech każde z nas robi swoje Potter. Jeśli już musisz to ciągnij dalej tą maskaradę, ale wiedz, że ja również dbając o opinię muszę powiedzieć stanowcze „nie”. – wycedziła przez zęby z nieukrywaną nienawiścią.
- Chryste! Lil czy ty dasz mi wreszcie cokolwiek wytłumaczyć? – James już tracił siły. Kiedy tylko wydaje się, że wszystko układa się po twojej myśli, ona zawsze znajdzie coś co skutecznie rozwieje wszelkie nadzieje.
- Nie, Potter!- odparła zdecydowanie. Nie wiedziała jeszcze czy dobrze robi, ale doszła do wniosku, że to będzie najlepsze z możliwych wyjść. Tym bardziej, że jednocześnie dawało jej niezwykła ulgę, kiedy mówiła co jej leżało na sercu. – Tak naprawdę oboje wiemy, że powinnam cię… - urwała nie wiedząc czy powiedzieć zbić czy może spoliczkować, albo... Zbyt wiele pomysłów przyszło jej na myśl w jednym momencie, a wszystko przez ten chaos jaki zapanował w jej głowie.
- Więc mnie uderz! Zrób cokolwiek, ale daj mi dojść do słowa!- tym stwierdzeniem zaskoczył nawet samego siebie. Nigdy dobrowolnie nie pozwoliłby na to, ale chyba teraz były specjalne okoliczności. Tak bardzo mu zależało…
- Idę stąd, bo mi się niedobrze robi. – Ruda ostatni raz zerknęła z niesmakiem na Rogacza opuszczając dormitorium z głośnym trzaskiem drzwi.
- Eeee… - Łapa rozejrzał się po wszystkich czując, że lepiej będzie jak i on się ulotni. – Ja… ten tego, no… Idę z nią pogadać! – po czym wyszedł zanim ktokolwiek zdołał zaprotestować.
James nie ruszył się z miejsca. Jakie miał szanse na wieczną zgodę z Lilian? Sam uważał, że nie da się tego ocenić, nawet jakby bardzo w siebie wierzył. Z tą dziewczyną nie można było niczego przewidzieć. W jednej chwili potrafiła zmienić zdanie.
- James, nie martw się. Ze złośnicą nikomu nie byłoby łatwo. – stwierdził pocieszająco Jack, wstając i klepiąc go po ramieniu.
- Ja uważam, że tracisz czas. – rzucił chłodno Tyron obarczając Rogacza wyniosłym wzrokiem. Było to trochę niepokojące, bo jeszcze Potter nie odniósł wrażenia, że jest nielubiany przez swojego starszego przyjaciela.
- A ja uważam, że tego czasu nie marnuje. – Conrad uśmiechnął się do James’a przyjaźnie. – Nie wiem co wcześniej między wami zaszło, ale chyba nie powinieneś wspominać o tym przy nas. Co więcej ona najwyraźniej to pamięta. Doprowadziłeś ją do rozterki z jaką musiała się potykać, a publiczność była zbędna i denerwująca.
Nie wiadomo czemu te słowa bardzo podbudowały Pottera. W końcu to, że powiedziała „nie” wcale nie oznacza, że tak myślała. Powiedziała „dbając o opinię muszę powiedzieć stanowcze „nie””. Muszę, ale czy chcę? Uśmiechnął się na myśl o jej przepięknym spojrzeniu.
- Potrzebuję waszej pomocy. – wypalił nagle patrząc na wszystkich chłopaków. – A dokładniej twojej. – zwrócił się do Hitchswitcha.
- Może wcale nie chcę ci tej pomocy udzielić?- Tyron zadziwił wszystkich obecnych takim traktowaniem swojego ulubieńca.
- No coś ty! – żachnął się Mark. – Tyle razy powtarzałeś, że zrobisz wszystko dla swojego najlepszego ucznia, a teraz…- znacznie ściszył głos pod wpływem morderczego spojrzenia chłopaka o włosach koloru ciemnego brązu.
- To znaczy, że mi nie pomożesz?- James uniósł brwi gotowy najwyraźniej opuścić to dormitorium na zawsze. Był na tyle zdeterminowany, że nie zamierzał przejmować się głupim zachowaniem kumpla.
- To znaczy, że ci pomogę.- wyrzucił z siebie Tyron nie kryjąc niechęci. - Co trzeba zrobić?- spytał ze znudzeniem.
- Trzeba namówić Evans żeby dała mi pozytywną odpowiedź na to co było napisane na tej karteczce….









- Black proszę cię!- jęknęła zupełnie nie mając już siły go odganiać.- Daj mi spokojnie pomyśleć.
- Dobrze! Przecież ja ci nie przeszkadzam, tylko tam dałaś wszystkim piękny pokaz. No zaczęłaś się rządzić to raz, dwa nie zbiłaś Pottera, opamiętałaś się dopiero na koniec! Czy ty wiesz, że przez moment miałem wrażenie, że się tam za chwilę rozpłyniesz?- Lil i bez słów Syriusza miała wiele na głowie. Wiedziała, że ma rację. Od jakiegoś czasu byli ze sobą szczerzy i to, co mówił w pewnym sensie nie odbiegało od prawdy. Taka świadomość dobijała ją najbardziej. Przez kilka sekund tak bardzo chciała cofnąć czas i uniknąć kłótni… Ale to było tylko kilka przeklętych sekund, o których zmuszona będzie zapomnieć.
- Spójrz na siebie? Jesteś nieszczęśliwa jak cholera! Powiedz mi o co ty walczysz? – spojrzała w jego błękitne oczy wzrokiem pełnym zmęczenia i smutku.
- Walczę o samą siebie. – odparła nachmurzając się.
- To coś ci to nie wychodzi. Z każdym dniem stajesz się inna. Zresztą nie tylko ja ci to powiem. – zapanowało milczenie. Oboje szli tak obok siebie. Chłopak poważny i lekko podenerwowany. Dziewczyna z bardzo zamyśloną i smutna miną, pochłonięta sprawami, o których myśleć nie powinna. Zawsze wierzyła, że zajmować się będzie tylko i wyłącznie czymś przydatnym, a nie poskromieniem części siebie, która obstawała murem za Potterem. Najgorsze było to, że kiedy James za bardzo się zbliżał, to Evans zaczynała myśleć podobnie jak ta malusia cząstka, co ją osobiście bardzo przerażało.
Lil założyła płaszcz i wyszła na szkolne błonia, nie zwracając uwagi na Łapę przy jej boku. Instynktownie poszła pod swoje ulubione drzewo i wystarczyło, by usiadła, a od razu poczuła się lepiej. Pozostawała świadomość, że jest bezpieczna. Dopiero wówczas przypomniała sobie o złożonej starannie karteczce spoczywającej w jej dłoni. Przez chwilę wpatrywała się w nią zastanawiając się czy nie wyrzucić jej gdzieś na trawę, a jednocześnie odczuwała ciekawość. Co takiego tam może pisać? Z wahaniem rozłożyła kawałek pergaminu powoli wczytując się w słowa.
Syriusz sam nie wiedział co takiego może być zawarte w jednym skrawku papieru, ale najwyraźniej Lily potrzebowała przeczytać go kilkakrotnie. Obserwował jak na jej czole pojawiła się mała zmarszczka, kiedy dziewczyna odrzuciła karteczkę daleko od siebie. Black był ciekawy co tam pisze, ale i zbyt taktowny, aby rzucić się jak hiena w poszukiwaniu informacji.
- Coś się stało?- spytał marszcząc brwi.
- Nic..- Ruda zaczęła bawić się kosmykiem własnych włosów. Często to robiła.
- Przecież widzę.- Black rzucił jej przeciągłe spojrzenie typu „mnie nie oszukasz”.
- Ech, no więc…- i nagle jak na zawołanie z Zakazanego Lasu dumnym krokiem wyszedł najlepszy czworonogi przyjaciel Evans. Zielonooka aż nie mogła powstrzymać uśmiechu, który cisnął jej się na twarz. Niesamowita radość przepełniła jej serce! Właśnie tego jej było brak.
- Rogacz…- Syriusz zamrugał kilkakrotnie. Ciężko mu było udawać, że jego najlepszy przyjaciel jest zwykłym… jeleniem. A jednak nie dano mu wyboru. – Często tak do ciebie wychodzi? – zaciekawił się nagle, przypatrując się jak Ruda obejmuje zwierzę za szyję z niezwykłą czułością.
- Trudno ocenić. – stwierdziła gładząc uwielbiany pyszczek. – Jest prawie zawsze, gdy przychodzę. To mój najlepszy przyjaciel. – uśmiechnęła się do jelenia, nie mogąc się nacieszyć jego obecnością.
- Najlepszy przyjaciel? – Lil pokiwała głową bez zastanowienia. – A gdyby Rogaś miał ludzką postawę? – tym pytaniem Łapa zaskoczył wszystkich. Zarówno jeleń jak i Lilian obejrzeli się na Blacka. Syriusz bawił się doskonale. Z jednej strony niczego nieświadoma Ruda, a z drugiej jego przyjaciel mierzący w niego swoim porożem.
- Trudno mi to sobie wyobrazić. – uśmiechnęła się zdezorientowana.
- No, ale chociaż spróbuj!- zachęcił ją Łapa nieświadomie przywołując na twarz diabelski uśmieszek. Lil tylko zerknęła na niego sarkastycznie. – Oj, jakbym zobaczył cię z jakimkolwiek chłopakiem, jak go tak przytulasz i traktujesz to pomyślałbym, że jesteście parą. – wyrzucił śmiało Black z zadowoleniem zauważając, iż zarówno Evans jak i Rogaś ponownie spojrzeli na niego, Ruda z zaskoczeniem, a jeleń z ostrzegawczym błyskiem w oku. Syriusz igrał z żywiołem, a tak bardzo uwielbiał ryzyko, że postanowił zbyt szybko nie kończyć tematu. – No, a weź pod uwagę, że to zwierzak James’a.
- I co z tego?- prychnęła Lilian.
- To on go wychował, więc są praktycznie tacy sami. Wystarczy spojrzeć na te oczy!- Łapa wskazał orzechowe ślepia zwierzęcia. Zabawa stawała się coraz lepsza!
- Tak… - Lily przytaknęła zasmucając się nagle i nerwowo zerkając w stronę karteczki, spoczywającej na trawie nieopodal. – Identyczne nieprawdaż? – czule pogłaskała jelenia po jego pyszczku. – Tylko Potter nie potrafi zrozumieć, a to zwierzę jest bardziej pojętne. Nie ma silniejszego uczucia nad przyjaźń. – nie spuszczała z oka układającego się obok niej Rogasia.
- A miłość? – Syriusz spytał chytrze obserwując teraz każdy jej ruch.
- Miłość… - westchnęła Lily. – Jeśli miałabym kogoś obdarzyć miłością, to byłby to on. – wskazała na jelenia, który właśnie spokojnie złożył głowę na jej kolanach. – Chyba najbardziej sobie na to zasłużył, biorąc pod uwagę ile mu zawdzięczam. Jest przy mnie zawsze, gdy go potrzebuję. To przyjaciel, a żeby kogoś kochać trzeba mieć w nim przyjaciela. – nie zwracała uwagi na zadowolonego Blacka. Sama obecność jelenia dawała jej spokój i przynosiła ulgę. Za dwa lata opuści Hogwart pewnie go już nie spotka.
- To Rogaś jest lepszym przyjacielem niż Dorian? – to nagłe porównanie jeszcze bardziej zaskoczyło Evans.
- Dorian jest wtedy, gdy on potrzebuje mnie, albo kiedy się dowie, że nie mam już nikogo, a ten tu… Nic nie muszę robić. Po prostu jest zawsze. – zakończyła, z uśmiechem obserwując jak zwierzak liże jej dłoń.
Syriusz napawał się tym widokiem jeszcze chwilę. W jednym momencie pojął dlaczego Jamesowi tak bardzo zależało pewnej nocy na oszustwie, w które wciągnął prawdziwego jelenia z puszczy, byleby ona nigdy nie odkryła całej prawdy. Zadziwiające… Ruda promieniała przy Rogaczu, a ten w pełni korzystał z przywilejów jej towarzysza. Ciekawe czy kiedykolwiek Potter pod postacią człowieka osiągnie taki efekt? Póki co, jeleń z przymkniętymi powiekami leżał z głową na kolanach dziewczyny, która głaskała go po grzbiecie i uśmiechała się patrząc spokojnie na odpoczywającego przyjaciela.
- A co z tą karteczką? – ręka Lil zatrzymała się na chwilę, co było jedynym dowodem na to, że usłyszała to pytanie.
- A co ma być? – uśmiech powoli bledł z jej twarzy.
- Co tam było napisane?
- To co zwykle mógł wymyślić Potter. – odparła sarkastycznie Lil. – Prośba o spotkanie.
- Pójdziesz? – Black przysiągłby, że Rogacz tylko czeka na odpowiedni moment żeby się wtrącić i ją przekonać, ale póki co nie dawał oznak życia (poza rytmicznym oddychaniem). Tymczasem Ruda podniosła swój oburzony wzrok na Łapę.
- Oczywiście, że nie!- prychnęła, a jak na zawołanie głowa jelenia poderwała się z jej kolan i zwierzę potrząsnęło głową, jakby próbując się wybudzić. Syriusz był ciekaw jak to załatwi jego przyjaciel.
- A może jednak? – Black uniósł brwi oczekując na odpowiedź.
- Za kogo ty mnie masz?! Doskonale znasz mój stosunek do Pottera. Stanowcze nie wystarczy. – miała nadzieję na rychły koniec tej rozmowy i istotnie! Łapa nie odezwał się już ani słowem na ten temat, ale wiedziała, że przygląda jej się z zainteresowaniem. Trochę wzburzona spojrzała na swojego zwierzęcego przyjaciela, który właśnie wstał i wlepił w nią swój wzrok. Może się jej zdawało, ale odniosła wrażenie, że ma jej coś za złe. W jego orzechowych oczach doszukała się odrobiny pretensji.
- No co?!- spytała na głos nie zdając sobie sprawy, że zwraca się do istoty nie mówiącej.
- Co, co?- Syriusz nie wiedział czy to do niego, ale najwidoczniej coś zaczęło się dziać. Oboje obserwowali jak jeleń idzie przed siebie, pochyla się i przynosi coś Lilian. Dziewczyna szybko poznała pognieciony kawałek pergaminu. Westchnęła ciężko. Nie lubiła odmawiać swojemu czteronożnemu przyjacielowi.
- Powiedziałam nie. – spojrzała w orzechowe oczy z nadzwyczajnym zdecydowaniem. Jednak w tym brązowym wzroku było coś błagającego. Tak jakby jeleń prosił najgrzeczniej jak potrafił. Czy dziś muszą ją ciągle stawiać przed trudnymi wyborami? Przewróciła oczyma.
- Zastanowię się, ale tylko zastanowię rozumiesz? – Łapa wytrzeszczył ze zdumienia oczy. Podrywanie pod postacią zwierzęcia wychodziło jego przyjacielowi o wiele lepiej. Właśnie był świadkiem tego jak Evans ustąpiła pod wpływem słodkiego spojrzenia! Jednak to jedno zdanie wystarczyło, by Rogacz przebiegł się z zadowoleniem, od czasu do czasu skacząc, by na koniec zatrzymać się przy rudowłosej pannie i z uwielbieniem liznąć ją w policzek. Lily zaśmiała się perliście ciesząc się nagłą radością swojego przyjaciela.
- Jestem pod wrażeniem. – gwizdnął cicho Black opierając się o pień drzewa.
- O co ci chodzi? – Lily wciąż miała na twarzy ten rozjaśniający uśmiech.
- To było bardziej do Rogacza niż do ciebie. – Łapa mrugnął do niej wesoło, a jeleń w jednym momencie wyprostował się ryjąc kopytem w ziemi. Jednak Lily nie zwróciła na to większej uwagi. Zegar wybił godzinę 13, a dziewczyna bardzo nie lubiła się spóźniać…
- Muszę iść.- powiedziała nie ukrywając zawodu. Z chęcią zostałaby jeszcze trochę pod pochmurnym niebem, byleby mieć tak wspaniałe towarzystwo. – Zostawiam was. – pośpiesznie wstała. Szybkim ruchem ręki objęła Syriusza składając mu na policzku krótki pocałunek.- Dzięki. – popatrzyła z wdzięcznością w błękitne oczy Łapy, który zaskoczony dotknął swojego policzka jakby nie dotarło do niego to co dziewczyna zrobiła przed chwilą.
Dosłyszeli nagle głośne parsknięcie.
- Och, nie myśl, że o tobie zapomniałam. – Lilian uśmiechnęła się promiennie do obrażonego jelenia. Podeszła do niego i złożyła mu na pyszczku delikatny pocałunek. – Tobie również dziękuję. I to po stokroć. – ostatni raz przeciągnęła dłonią po jego grzbiecie po czym szczęśliwa jak nigdy pobiegła w stronę zamku.
Black obserwował ją sprawdzając jak daleko się znajduje.
-Jeszcze nie… - powiedział spokojnym tonem. – Jeszcze nie… No mówiłem jeszcze nie! – Łapa popatrzył karcąco na chłopaka o ciemnych włosach, orzechowych oczach i okularach na nosie. Tamten się nie odezwał.
- Miła ta twoja Lily. – uśmiechnął się ponownie dotykając policzka. Wszystko to było na wpół zabawne, a na wpół niesamowite. Jeszcze pół roku temu nie spodziewałby się, że Evans kiedykolwiek mu podziękuje, a tym bardziej cmoknie w polik. – Oj, i tak woli ciebie. – Black zauważył złą minę przyjaciela.- Słyszałeś co mówiła?
- Taaa… - James przytaknął z dziwną satysfakcją. - Ale na pewno nie uważamy za najważniejsze tych samych stwierdzeń.
- Jak to nie! Po raz: gdyby Rogacz był człowiekiem to by go kochała. – Łapa uśmiechnął się chytrze. – Po dwa: zastanowi się czy się umówi.
- Po raz: umówi się, bo cała głowa w tym Tyrona. Po dwa: żeby kogoś kochać trzeba najpierw zostać przyjacielem.- Potter pamiętał jak powiedziała te słowa. Utkwiły mu w pamięci. Czy właśnie nieświadomie wskazała drogę do własnego serca? I tak warto spróbować.
Oboje powoli ruszyli w stronę zamku.
- Kiedy pojawiłeś się jako jeleń..- zaczął Syriusz.- rozpromieniła się. Dużo osiągnąłeś. Musisz tylko pilnować żeby się nie dowiedziała…
- Aha..
- Słuchasz mnie?- James nie słuchał. W głowie już układał wspaniały plan jak przekonać Lily do przyjaźni, jak zostać jej przyjacielem i jak później zawalczyć o więcej. Początek ma trudny. Musi przeprosić…- Ech! Weź się z tobą dogadaj ty narwańcu!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:43, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Dorcas czekała już od pięciu minut. Pusta sala na pierwszym piętrze zdawała się mieć nieprzychylny wygląd. Dziewczyna wszystko spostrzegała jako znaki. Jest nieprzytulnie, okropnie… Czyżby miały dalej trwać w niezgodzie? A może Ruda wcale nie ma zamiaru przyjść i zrobiła to tylko dla własnej zemsty? Dor poczuła wyrzuty sumienia. Zasłużyła na to, by zostać upokorzoną nie tylko na oczach Lil, ale i całej szkoły! Powtarzała to sobie każdego wieczoru, kiedy zerkała w stronę pustego łóżka wciąż mając nadzieję, iż gdy wstanie dzień pod pościelą znajdzie tam swoją przyjaciółkę. Nie mogła przestać uważać jej za najlepszą z najlepszych. Po prostu Lily była osobą, której blondynka ufała najbardziej. Jeszcze raz spojrzała na tarczę zegarka. 7 po… Z głośnym westchnięciem zeskoczyła z ławeczki przyznając sama przed sobą, że została wystawiona do wiatru. Nawet nie była zła! W głębi serca chyba się właśnie tego spodziewała, a nadzieje na zgodę określała jako marne. Jeśli Lilian nie zechce to się z nikim nie pogodzi. Zrobiła pierwszy krok w stronę wyjścia i nagle drzwi otworzyły się na oścież. Do środka wpadła rudowłosa dziewczyna zamykając je za sobą i próbując zapanować nad własnym oddechem. Jednak nawet jeśli na jej twarzy malował się stoicki spokój i opanowanie, to jednak jej pierś falowała szybko, zdradzając, że biegła ona spory kawałek drogi. Chyba żadna z nich nie wiedziała co dokładnie powiedzieć, ani jak się zachować, gdy wreszcie spojrzały sobie w oczy. Jedna dość nieśmiało i niepewnie, a druga z zaplanowanym chłodem. Dorcas naprawdę nie przemyślała tego spotkania. Bała się pierwsza zacząć, by nie powiedzieć czegoś obraźliwego. Jedyne na co się odważyła to było zwykłe, krótkie:
- Cześć. – nawet się nie uśmiechnęła, nie wiedząc czy jej wolno.
- Cześć. – Lily wpatrywała się w nią i już czuła, jak przechodzi jej cała złość. Zapragnęła znów spędzić wieczór na obgadywaniu chłopaków i obrzucaniu się poduszkami. To było takie dziecinne, ale wnosiło wiele radości. Szczerze mówiąc Evans tęskniła za takimi drobnostkami najbardziej. No i dodatkowo była zadowolona ze spotkania ze swoim czworonogim przyjacielem. Ledwo utrzymywała na twarzy poważną minę, aby się nie roześmiać.
- Myślałam, że nie przyjdziesz, a ty… biegłaś. – zauważyła Meadows przerywając chwilę milczenia i nie do końca wiedząc jak zareaguje na to jej koleżanka. Ale Lily miała już dość udawania! W najprostszy w świecie sposób wreszcie wzięła głęboki oddech przestając się hamować, po czym rozpromieniła się przepraszająco. Postanowiła naprawić wszystko! Nie było sensu tego tracić skoro uważała to za dobre. Bez przyjaciółek Hogwart tracił połowę swego uroku.
Dorcas zauważając uśmiech na twarzy Lilian nie wiedziała już co o tym myśleć. Zupełnie tak jakby się nic nie stało! A jednocześnie Ruda wcale się nie odzywała tylko obserwowała blondynkę. W końcu Dori pomyślała, że czas chyba przeprosić, bo po to tu przyszła, więc…
- Lily, ja… Mi naprawdę jest przykro, bo nie wiedziałam! Nie miałam pojęcia…
- Wiem. – Zielonooka przerwała jej uśmiechając się jeszcze szerzej. Nie potrafiła ukryć radości. To przepełniało ją całą! Określiłaby to jako niesamowitą euforię. Z początku niemożliwy dzień teraz zdawał się być wspaniały. Nie zastanawiając się długo zrobiła kilka szybkich kroków i niespodziewanie uścisnęła Dorcas po przyjacielsku.
Meadows z początku zaskoczona, teraz poczuła się jakby zdjęto jej olbrzymi ciężar. Myślała, że będzie gorzej, trudniej! Że będzie zmuszona błagać i prosić, a tu… Taka niespodzianka!
- Lily przepraszam cię. Byłam tak zazdrosna, że zapomniałam się do końca. – powiedziała wreszcie ze skruchą, odwzajemniając uścisk.
- Wiem. – Lil była w pełni szczęśliwa. Odsunęła od siebie niebieskooką dziewczynę przypatrując jej się z radością. – Brakowało mi ciebie. – stwierdziła po chwili całkowicie szczerze.
- Mi ciebie również. – obie zaśmiały się nieśmiało. Nadzwyczajny dzień, przynosił wiele szczęścia. Była tylko jedna rzecz, której Evans nie mogła zrobić, co bardzo ją zasmucało. – Kiedy do nas…?
- Nie wrócę. – odparła szybko Ruda marszcząc lekko brwi, ale nie pozbywając się z twarzy uśmiechu.
- Ale…
- Mam nowych znajomych, których niedawno zaczęłam lubić. Poza tym, gdybym wróciła to miałabym na karku Pottera niemalże każdego dnia, a tak mam go co drugi dzień. – stwierdziła zgodnie z prawdą. Wspomnienie jednego z huncwotów trochę osłabiło jej dobry nastrój, ale mimo to postanowiła wyprzeć z pamięci tę drobną wzmiankę i dalej cieszyć się wszystkim.
- Mamy do nadrobienia cały tydzień. – Dorcas już miała przed oczyma sytuacje idealną, kiedy wszystko wraca na stary porządek. Tego pragnęła i tak musiało być.
- Nadrobimy go kiedyś. – mrugnęła Lil. – Bo nie chcę na razie afiszować się z naszą zgodą. Musimy to zatrzymać dla siebie. – zerknęła zaniepokojona w błękitne oczy swojej przyjaciółki, świadoma, że nie pasuje jej taki układ.
- Zgoda. – blondynka niechętnie przystała na ten warunek.
- Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię kiedy tylko znajdę czas. – Evans naprawdę była wdzięczna Meadows za całokształt.
- Dobrze już. – dziewczyna powiedziała spokojnie. – Pod warunkiem, że mnie nie skrzyczysz za coś co ci zaraz dam. – na jej twarzy pojawił się figlarny uśmieszek. Lily nie wiedziała o co chodzi, ale mimo to pozwoliła jej mówić dalej. – Wybacz mi Lil, ale zapomniałam kompletnie o twoich urodzinach i… Daj mi skończyć!- Dorcas przerwała już kiedy Ruda otwierała buzię żeby coś powiedzieć. – I nie miałam jak kupić ci prezentu. Dlatego pomyślałam, że dam ci coś chwilowego, no wiesz, zanim nie udamy się do Hogsmeade. Tam otrzymasz prezent z prawdziwego zdarzenia, ale…
- Dorcas!- Evans napomniała ją surowym wzrokiem. – W ogóle nie powinnaś nic przyszykowywać. Przecież mnie znasz.
- Właśnie! Znając cię, wywróciłam do góry nogami całe dormitorium chłopaków, tak chodzi o Huncwotów, w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego i… Zresztą sama zobacz! – wcisnęła Zielonookiej w ręce starannie zapakowaną paczuszkę. Lily była zbyt zaskoczona, by cokolwiek powiedzieć. – Twoje urodziny są za dwa dni, ale nie chciałam żebyś obudziła się i znalazła to obok łóżka, więc postanowiłam wręczyć ci to osobiście. – błękitne spojrzenie najwidoczniej obawiało się co, ona na to powie. Czując, że tego oczekuje jej przyjaciółka Lily rozwinęła kolorowy papier wyciągając ze środka…
- Sweterek? – spytała przyglądając się ciepłej części garderoby, która wyglądała na bardzo przytulną i zadbaną. – Męski sweterek?
- Tak sobie pomyślałam… - Dori nie wiedziała jak jej wytłumaczyć wciąż mając nadzieję, że sama zrozumie, ale w tym momencie Ruda naciągnęła na siebie beżowy sweter ze złotym zniczem.
- Do spania idealny!- zawołała zachwycona stwierdzając, że ubranie nie gryzie na szwach, jest wygodne i sięga jej do ud. Meadows rozpromieniła się.
- Wiedziałam, że szukasz nowej piżamy. – zaśmiała się obserwując swoją przyjaciółkę w nowej rzeczy.
- Dorcas… - Lil nagle skrzywiła się trochę. – Tylko… Czym on pachnie?- zmarszczyła brwi podnosząc do nosa kawałek sweterka i wwąchując się w znajomy dla niej zapach. Po chwili dołączyła również Dor w skupieniu próbując udzielić odpowiedzi na pytanie. Jednak Lilian już zaczynała kojarzyć… ten sam zapach towarzyszył jej, gdy nachylała się, by powiedzieć coś na ucho pewnemu chłopakowi, kiedy w szpitalu u swojej siostry zapomniała się na krótką chwilę, a nawet wczoraj! Również czuła ten zapach, podczas gdy wtuliła się bezpiecznie w James’a Pottera bojąc się latania na miotle.
- To chyba męskie perfumy. – Dor wyprostowała się patrząc w zielone oczy Lil.
- To perfumy Pottera. – Evans skrzywiła się z niesmakiem.
- Na litość boską! Na ten sweterek poszło chyba z pół butelki!- krzyknęła Dori zauważając, że dokładnie każdy centymetr pachnie tak samo! –To nawet ja nie piorę ubrań w perfumach. – stwierdziła, na co Lily roześmiała się serdecznie zdejmując sweterek i składając go starannie.
- No, ale James to laluś. – Lily podniosła jedną brew ze znudzeniem.
- Laluś z klasą moja droga!- poprawiła ją Dorcas.
- Phi!- Lil najwidoczniej nie odpowiadało, że ktokolwiek mógłby powiedzieć coś dobrego o Rogaczu.
- Wiesz co? – blondynka zmarszczyła brwi przyglądając się towarzyszce z niepokojem zmieszanym z lekkim rozbawieniem.
- Hmm?
- Teraz to i ty pachniesz jak Potter.






Oboje szli w milczeniu. Chyba żaden nie miał ochoty na dyskusje, albo nie wiedzieli jak zacząć. Po prostu obrali sobie za cel dormitorium i tam zmierzali z bardzo poważnymi minami. Syriusz zastanawiał się nad czymś co go powinno w ogóle nie obchodzić.
Przerażała go świadomość, że rozpamiętywał krótką chwilę w jakiej otrzymał buziaka od Evans. Nie patrzył na to jednak ze zwyczajnym sensem… Taki „kiss” był dla niego na porządku dziennym, więc czemu ten akurat tak go zaskoczył? „Bo był od Lily…”, powiedział wyraźny głosik w jego głowie. Tak… Ruda mogła mieć wielkie znaczenie w tym wszystkim. Sprawiła, że przypomniał sobie o blondynce, której błękitne oczy błyszczały spośród wielu. „Obiecałeś, że się do niej więcej nie zbliżysz…”, przypomniał głosik napastliwie. Czy to był rozsądek? Czy może jakaś mała część jego samego? Nie ważne! I tak, nie miał ochoty słuchać się głupich rad, które nie sprawiałyby mu żadnej radości. Zaniepokojony zerknął na Pottera, zatrzymując się przed portretem Grubej Damy.
- Świstoklik! – usłyszeli nagle pewny siebie głos dziewczyny, która stała w towarzystwie Meadows. Przez chwilę ich spojrzenia skrzyżowały się, ale tamta nie dała po sobie znać, że ich zna. Gruba Dama odskoczyła na bok ukazując przejście do PW. James powiódł za Evans utęsknionym wzrokiem, obserwując jak znika za portretem, a tuż po niej nieśmiało weszła Dorcas.
- Widziałeś?- Łapa zamrugał kilkakrotnie nie wierząc własnym oczom.
- Jasne, że tak!- burknął Rogacz rozdrażniony brakiem zainteresowania ze strony Rudej. Trudno było trzymać się własnych postanowień, które powstały zaledwie kilka minut temu, a jednocześnie spotykać Zielonooką. To strasznie utrudniało sprawę, bo Pottera ogarniała wielka chęć zatrzymania jej, porozmawiania… Niestety musiał czekać.
- Czyżby się pogodziły?- zainteresował się Black przechodząc przez dziurę za portretem.
- To chyba możliwe. – stwierdził James obojętnym tonem. – Dorcas zawsze była Lil bliska i w zasadzie chyba tak pozostało. Bliskim wybacza się wszystko, prawda?
- Eeee…- Syriusz machnął ręką lekceważąco. – To ty i Evans nie jesteście sobie bliscy. – uśmiechnął się wrednie.
- Bo ona nie chce mi wybaczyć?
- Nie, bo ty nie potrafiłeś wybaczyć jej, kiedy myślałeś, że mi pomogła. – Black zauważył małą zmarszczkę na czole swojego przyjaciela. Zmartwił go tym stwierdzeniem. Kiedy wchodzili po schodach żaden się już nie odezwał, aż wreszcie stanęli pod właściwymi drzwiami. James chwycił za klamkę, po czym lekko pchnął drzwi. Dormitorium stało dla nich otworem, ale…
Syriusz nie mógł zrozumieć czemu jego przyjaciel nie chce iść dalej.
- Co do cho…- zamilkł.
- My nie mamy z tym nic wspólnego.- szybko powiedział wystraszony Peter, który siedział na swoim łóżku. W dormitorium panował bałagan większy niż zwykle. Wszystkie ubrania z kufra Pottera były porozrzucane po kątach, bez względu na ich poprzedni stan!
- O ja cię!- Black wszedł do środka uśmiechając się z zaskoczeniem. – Ciekawe kto…
- Ja… tą… Dorcas… ZABIJĘ!- James rozglądał się z przerażeniem w oczach. Tam leżały jego koszulki, pod oknem para spodni, przy łóżku Remusa sweter, a na środku większa kupka rzeczy poprzewracanych i nawet nie pozwijanych.
- O ile mi dobrze wiadomo sam jej pozwoliłeś. – Lupin spojrzał na Rogacza marszcząc brwi.
- Tak, ale nie wiedziałem, że… Uh! – brak mu było słów. Jak dziewczyna mogła narobić takiego bałaganu?!
- Jeśli cię to pocieszy, to powiedziała, że wróci i posprząta. – Lunatyk uśmiechnął się przymilnie z uwagą obserwując coraz bardziej zrozpaczonego James’a.
- Ej!- Łapa zawołał nagle, a jego usta rozciągnęły się wrednie. – Spójrz tutaj! Bieliznę też przejrzała!





Lily pożegnała się z Dorcas i szybko wbiegła po schodach na górę. W życiu nie spodziewałaby się, że to będzie aż tak dziwne, iż nadejdzie moment, w którym Meadows będzie kroczyć zupełnie inną ścieżką, a tu proszę! Co prawda zwyczajne i mało zauważalne, a jednak musiały rozstać się już w PW… Teraz Ruda czuła jak powoli przywraca wszystko do zwykłego porządku i ładu. Miała już ćwierć sukcesu! A może pół? Trudno jej było to stwierdzić.
Jak zwykle bez pukania weszła do dormitorium, gdzie czekało już na nią czterech chłopaków. Gdy weszła ucichli, a w Lil zrodziło się niemiłe uczucie, że właśnie ją obgadywali.
- Coś się stało?- spytała wieszając swój płaszczyk, po czym usiadła na brzegu swojego łóżka.
- No właśnie ty nam powiedz. – Jack miał bardzo poważną minę.
- Co mam wam powiedzieć?- Evans coraz mniej rozumiała z ich zachowania. Zdawali się być poobrażani.
- Na przykład to, że za dwa dni masz urodziny?- spytał z ironią Mark krzyżując ręce na piersi.
- Och, przestańcie!- żachnął się Tyron przewracając oczyma. – Ważne, że już nie jest wściekła…- uśmiechnął się chytrze, zajmując miejsce obok niej. – A to oznacza, że po drodze musiało ją spotkać coś miłego. – wszyscy ponownie wpatrzyli się w rudowłosą dziewczynę najwidoczniej oczekując sprawozdania, ale ona tylko zamrugała niewinnie oczyma.
- Bo spotkało mnie coś bardzo miłego.- potwierdziła po chwili uśmiechając nieśmiało. W tym momencie wszyscy znów ją obsiedli, zupełnie jak poprzedniego wieczoru.
- Co mogło być aż tak miłego?- ton głosu Hitchswitcha nagle się zmienił. Stał się jakby wymuszony i dość szorstki. Pytał, bo tak wypadało, a nie dlatego, że chciał wiedzieć.
- No cóż…- Lily wstała. – Ciebie to Tyronie z pewnością nie dotyczy. – stwierdziła dumnie, wyjmując otrzymany niedawno sweterek i powoli rozkładając go na swojej pościeli. Sama nie wiedziała czy jest to wymarzony prezent. Z jednej strony uwielbiała takie dziwactwa, ale z drugiej znała poprzedniego właściciela swojej nowej części garderoby.
Każdego w dormitorium zżerała ciekawość, ale bali się ją zaczepić. Tylko Tyron wyglądał jakby nad czymś głęboko się zastanawiał, łączył fakty, przy czym cały czas zerkał zaniepokojony w stronę Evans. Miał on już pewne podejrzenia, ale mogło mu się wydawać… Może ma już obsesję? Był jeden sposób by sprawdzić, ale niezbyt taktowny…
- A co wy robiliście jak…- i kiedy Lil przechadzała się obok ciemnowłosego chłopaka poczuła jak ktoś nagle chwyta ją w tali i przyciąga do siebie. Straciła równowagę i opadła wprost na kolana Hitchswitcha.- Co ty wyprawiasz?!- spytała z oburzeniem patrząc na niego karcącym wzrokiem, tym samym spojrzeniem odpowiedział jej chłopak.
- Byłaś z nim!- rzucił oskarżycielsko pozwalając, aby Evans zeskoczyła z jego kolan.
- O czym ty mówisz?!- Lil wytrzeszczyła na niego oczy nie rozumiejąc, o co mu może chodzić. Jednak na te słowa Tyron jeszcze raz ją do siebie przyciągnął zbliżając się do niej najbardziej jak mógł.
- Całowaliście się?!- krzyknął ściągając gniewnie brwi.
- Co?!
- Może się uspokójmy? – zaproponował donośnie Conrad, wodząc wzrokiem od Lil do Hitchswitcha, który dyszał ciężko ze złości.
- Jak mam być spokojna, gdy ktoś naskakuje na mnie choć nie ma powodu!- wrzasnęła Ruda zerkając znacząco na ciemnowłosego chłopaka.
- Nie ma powodu?! – prychnął Tyron. – Trzymajcie mnie! Przeczysz sama sobie!- zmrużył oczy patrząc na nią gniewnie. I Evans już otwierała usta żeby się odgryźć, gdy…
- DOŚC TEGO! JESTEŚCIE JAK DZIECI! MINUTA SPOKOJU I GODZINA WRZASKÓW!- spokojny i cichy dotychczas Conrad, mierzył ich surowym wzrokiem. Zielonooka stała naburmuszona, ale mimo to się nie odezwała. Onieśmielił ją nagły wybuch najrozsądniejszego z całej czwórki. – SIADAĆ!- zarówno Tyron jak i Lily usiedli obok siebie, nie patrząc jedno na drugie. Każde było tak samo wściekłe i rozzłoszczone, tylko że Evans nie widziała powodów, dla których wybuchła ta kłótnia. – No!- Conrad nie spuszczał z nich oka. – To teraz o co chodzi?!- Lily postanowiła się w ogóle nie odzywać. Siedziała ze skrzyżowanymi rękami, tyłem do ciemnowłosego chłopaka.
- Oskarżenie, sędzio, jest proste. – usłyszała wściekły głos Tyrona. – Lily wyszła i spotkała się z Rogaczem. – rozległo się coś w rodzaju pomruku niedowierzania.
- Och, proszę!- Ruda przewróciła oczyma nie mogąc wytrzymać. – Jasne! Z kim jeszcze się spotkałam?! Zastanówmy się kogo nienawidzę bardziej od niego…- udała, że się zamyśla. – Chyba nie ma takiej osoby!
- Możesz oszukiwać kogo sobie chcesz! Wróciłaś cała w skowronkach, z jego swetrem, pachnąc jego perfumami, (Lil poczuła jak Mark, Jack i Conrad dyskretnie próbują się do niej zbliżyć żeby sprawdzić ten fakt), a dodatkowo publicznie go odtrącasz! Uważam to za odrażające!- Hitchswitch pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Tak?! To teraz ty posłuchaj, panie domyślny!- Lily dźgnęła go palcem w pierś. – Jestem, a raczej byłam, szczęśliwa, bo pogodziłam się z Dorcas, która dała mi przedwczesny prezent urodzinowy!- wskazała sweterek leżący na jej łóżku. – Nakładałam go, a nie moja wina, że Potter wylewa po pół butelki pachnideł na swoje ubrania! Nic więc dziwnego, że cała śmierdzę…
- To chcesz powiedzieć, że nie byłaś z Potterem?!
- Nie!
- Nie całowałaś się z nim?!
- Nie!!!
- To chcesz powiedzieć, że się mylę?!
- TAK!!!- teraz i Lil oddychała szybko i głęboko, a wszystko przez nagłą złość. Stała naprzeciwko Hitchswitcha, patrząc wprost w jego brązowe i wściekłe oczy! Nawet nie zauważyła, kiedy wstali. Chłopak nie wiedział jak wyjść z tego z twarzą. Szukał tysiąca powodów, dla których nie będzie musiał przepraszać.
- Ale coś między wami było! Dziś zawahałaś się, kiedy przepraszał!- rzucił oskarżycielsko z triumfem oglądając jak twarz dziewczyny zmienia się. – W szpitalu, tak? Co by było, gdyby jakaś Callargian przyszła później?!- Evans opamiętała się na te słowa. Pozwoliła, aby kłótnia zaszła zbyt daleko. To jej prywatna sprawa! Było trzech świadków, którzy wyłapywali z tej wymiany zdań każde jej słowo.
- Wiesz Tyronie? Może coś by było, ale do tego nie doszło. I całe szczęście, bo Potter idealnie wszystko by zepsuł. –stwierdziła chłodno żałując, że wróciła do dormitorium.
- Gdzie idziesz?- spytał za nią Jack, gdy chwytała już za klamkę.
- Odetchnąć!- rzuciła trzaskając za sobą drzwiami. Zapadła cisza, pełna dziwnego napięcia. Tyron wyczuwał wściekła atmosferę oraz czuł na sobie wzrok trzech par oczu pełnych pretensji.
- No co?!- spytał marszcząc brwi.- Chyba jej nie uwierzyliście!- żaden nic nie powiedział, jednak Mark podniósł mały kawałeczek leżący obok sweterka i rzucił go Hitchswitchowi. Ten natychmiast zaczął odczytywać drobniutkie i staranne pismo, pełne zawijasów.
„Wszystkiego najlepszego i miłych snów w chłodne wieczory
-Dorcas.”






- Cieszę się. – Jasmine uśmiechnęła się, obserwując jak Dorcas kręci się wokół własnej osi.
- No ja mimo wszystko też. – Sheryl wymusiła na sobie taki sam uśmiech, ale w rzeczywistości serce jej pękało. Lily odzyskała Dorcas, to niedługo odzyska Jamiego….
- Ale wiecie co? Chyba muszę kogoś przeprosić. – stwierdziła z zamyśleniem blondynka. – I to bardzo serdecznie. – mrugnęła do przyjaciółek okiem.
- A kiedy Lil wraca do nas?- spytała Jas zerkając na puste łóżko.
- Nie wraca. – Meadows zatrzymała się na chwilę w swojej wielkiej euforii. – Nie może zostawić swoich chłopaków.
- To może się zakochała, co?- ożywiła się Sher z nadzieją w głosie.
- Mało prawdopodobne.- usłyszały za sobą głos Syriusza dochodzący z wejścia do ich dormitorium. – Dziś mnie obcałowała. – uśmiechnął się huncwocko. – Prawda Rogasiu? – zwrócił się do bruneta stojącego tuż za nim.
- Aha… - James oparł się o ścianę nie spuszczając wściekłego wzroku z Dorcas.
- Dorcas.- Remus przepchnął się przez kolegów. – Obiecałaś posprzątać to lepiej idź to zrobić, bo cię James zabije. – dopiero po tych słowach dziewczyna skojarzyła, że zapomniała o tak błahej sprawie!
- Ach! – wyrwało jej się, po czym machnęła lekceważąco dłonią. – Może jutro, teraz muszę coś zrobić. – ukradkiem zerknęła na Syriusza. Wciąż go lubiła, choć wyspecjalizowała w sobie mechanizm obronny.
- Co masz lepszego do roboty?- Potter zmarszczył brwi tupiąc wściekle nogą. –Szybko do naszego dormitorium i poskładać mi te ubrania!
- Gdybym ci powiedziała, że jestem z kimś umówiona? Albo, że chcę się spotkać z chłopakiem? – spytała z chytrą miną.
- Nie przyjmuję wymówek! Porozrzucałaś wszystko!
- Przykro mi Dori. – Black poczuł małą ulgę, kiedy jego przyjaciel okazał się nieugięty. Nie żeby był zazdrosny, ale… to było takie coś, co chciało walczyć z każdym kto Meadows dotknął. – Chyba ten chłopak sobie poczeka.- uśmiechnął się figlarnie.
- Jeśli sam zechce to poczeka. – śmiejące się oczy blondynki zmusiły Łapę do zastanawiania się. Wcale się nie przejęła, że nie może wyjść… - Chociaż szkoda by było. Chyba powinnam go przeprosić…- zaczęła naumyślnie głośno myśleć. – Ale Syri…- westchnęła teatralnie. – Gdybyś ty widział te jego błękitne spojrzenie i czarne włosy opadające wytwornie na czoło… Boski!- Blackowi nie trzeba było dwa razy powtarzać! Boski, brunet, błękitne oczy…
- Widzę go co rano w lustrze moja śliczna. – Łapa uśmiechnął się do niej flirciarsko, nie mogąc uwierzyć, że dziewczyna mówi do niego tak jak przed kilkoma tygodniami! Na dodatek sama spuściła nieśmiało wzrok.
- Ale on musi poczekać, bo idę sprzątać rzeczy Rogacza. – uśmiechnęła się triumfalnie widząc nagły zawód na twarzy Blacka.
- A co tam!- krzyknął nagle, szczerząc zęby.- James poczeka, a ja czekać nie mogę.- chwycił ją za rękę, na co tylko zachichotała cicho. Jeśli się nie myliła, właśnie wymigała się od sprzątania!
- Ej! – Potter krzyknął za nimi, kiedy wychodzili już z dormitorium. – No pięknie!- skrzyżował zaciekle ręce, gdy blondynka wzruszyła niewinnie ramionami, choć na jej twarzy malował się wyraz wielkiego rozbawienia, po czym zniknęła.
- Nie martw się Jamie.- Corvin poklepała po ramieniu Rogacza. – Ciesz się, że nie rozwala ci rzeczy każdego dnia. – James widział, że Sheryl szykuje się do dłuższej rozmowy, a nie miał teraz ochoty na takowe pogaduszki. Podświadomie czuł, że skończyłoby się na stwierdzeniach typu „Evans jest nie dla ciebie”, a w to nie uwierzy nigdy!
- Wybacz Sher, ale ja… muszę iść. – wybąkał czochrając sobie włosy. – Pogadamy, kiedy indziej. – uśmiechnął się przepraszająco i zniknął zanim dziewczyna zdążyła go zatrzymać. Brunetka ściągnęła złowieszczo usta. Uciekł. Kolejny raz jej uciekł. Zawsze będzie uciekał…
Nie! Kiedyś mi się uda….
Oszukiwała samą siebie. Ale nijak nie potrafiła przyjąć tego do świadomości.
- Sheryl wszystko dobrze?- Jasmine popatrzyła na nią zmartwiona i dopiero wówczas brunetka zauważyła, że prócz jej przyjaciółki w dormitorium zostali Remus i Peter.
- Tak… Pettigrew, chodź tu. – przywołała go do siebie przygnębionym tonem. – Potrzebne mi dużo czekolady…





Lily nie zwracając uwagi na innych rozłożyła się wygodnie na miękkiej kanapie w PW. Nie wiedziała czy jest wściekła, czy rozżalona… Pogodziła się z Dorcas, a chwilę później pokłóciła z Tyronem. Jaki sens, jeśli zawsze coś się sypie? Powoli ogarniała ją senność… Ale nic nie zrobiła! To Hitchswitch dziś się na wszystkich wścieka! W życiu nie całowałaby się z Potterem! Chociaż był raz taki moment, kiedy… No może dwa razy! Góra trzy i to wszystko, co nie zmienia faktu, że nienawidzi go całym sercem! Bo zachciało się opinii publicznych! Powieki stawały się coraz cięższe… I cóż z tego, że on się jej podoba? Wróć! On jej się wcale nie podoba! No może odrobinę… Dobra! Podoba jej się jego wygląd i to wszystko! Powoli zamknęła oczy nie mogąc już dłużej wpatrywać się w pierwszoklasistów. Co Potter miał w sobie takiego, że były momenty, gdy chciała zaryzykować wszystkim? Te oczy? Widziała go teraz… Uśmiechający się i tak samo bezczelny jak zwykle, ale w jego bezczelności było coś niezwykłego. Teraz nie wydawał się jej tak samo odrażający jak kiedyś… Nie mdliło ją, gdy pomyślała, że kiedykolwiek mogłaby być jego dziewczyną, albo, że mogłaby go polubić. Rozczarowywała samą siebie takimi zmianami. Wie od pewnego rumianka… Co Potter może wiedzieć? Potrafił doprowadzić ją do drżenia serca, a to niedobrze… Bo, gdy drżało jej serce to nie mogła już się na niego gniewać, a teraz czuła wielki żal. Przestała słyszeć gwar Gryfonów, odpływając w senny świat…
Siedziała w pokoju wspólnym, a obok niej Dorcas. Nagle znikąd pojawił się Dorian, a blondynka kazała mu wybierać między nimi. Wybrał Meadows, a Lil została sama z wielkim smutkiem. Przyszedł Syriusz, gotowy ją pocieszyć, ale James mu na to nie pozwolił, ponieważ pokłóciła się z Tyronem. „Pomógłbym ci, ale nie mogę!” czarnowłosy chłopak wzruszył ramionami. Lily zaniosła się głośnym płaczem. Nigdy jeszcze tak nie płakała. Bolało ją wszystko, było źle. Nie pragnęła jeszcze niczego tak bardzo jak własnej śmierci. Prosiła o pomoc, błagała o litość… Nikt jej nie słuchał. Zakapturzone postacie obserwowały ją dzień i noc śmiejąc się i przyznając rację swemu uwielbianemu Panu. Całym sercem nienawidziła Tego- Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. To przez niego traci chęć do czegokolwiek! To on ją tu zamknął! Samą i smutną. Ile jeszcze rzuconych klątw zniesie, zanim mu ustąpi do końca? Już zrobiła coś czego nie powinna… Zdradziła mu zbyt wiele. Pomogła czarnej stronie! Łzy pociekły jej po policzkach. Jeśli on jej nie zabije to zrobi to sama! Ale w życiu mu nie pomoże!
- Zastanowiłaś się już?- Evans podniosła wzrok na jednego ze Śmierciożerców.
- Nienawidzę go! – krzyknęła z rozpaczą w głosie. – Możecie mnie zabić, bo nic więcej dla niego nie zrobię.- krztusiła się swoimi łzami. Ile lat już przepłakała?
- Tak samo mówiłaś ostatnio. – w głosie zakapturzonej postaci zabrzmiała ponura satysfakcja.
- Spokojnie Rudolfie. – drugi mężczyzna wtrącił się do rozmowy. – Mamy czas. Do jutra przemyśli sprawę… - powoli podniósł różdżkę mając zamiar na pożegnanie dać jej mały prezent. Kolejny koszyk bólu i cierpienia! Nie da rady. Załkała głośno chowając twarz w dłoniach, tym samym szykując się na uderzenie zaklęcia.
- Cruc…
Otworzyła oczy zauważając, że jest w pokoju wspólnym. Dostrzegła sklepienie wieży Gryffindoru i odetchnęła z ulgą. To był sen… Zły sen… A jednak tak przerażający, że nie potrafiła wymazać z pamięci niektórych fragmentów. Powoli uspokajała oddech, w międzyczasie mocniej ściskając… czyjąś dłoń? Zmarszczyła brwi, bojąc się obrócić i spojrzeć na tę osobę. Wtedy poczuła jak ktoś odgarnia jej z twarzy kosmyk włosów.
- Nie siedziałbym tu tyle czasu, gdybyś nie wyglądała tak cudownie nawet, gdy śpisz. – natychmiast się poderwała patrząc wściekle w orzechowe oczy Pottera. Chłopak wiedział, że właśnie mija ostatnia minuta, spokojnego patrzenia na jej piękną twarz. Wyglądała tak słodko, gdy spała, że coś w nim kazało przytrzymać się na chwilę, a kiedy przysiadł przy kanapie nie mógł się oprzeć chęci delikatnego przeciągnięcia dłonią po jej aksamitnej skórze. Nie przewidział jednak, że gdy skończy na dłoni, ujmując ją delikatnie, ta ściśnie go tym samym zatrzymując na dłużej. Pół godziny bał się nawet odetchnąć byleby jej nie obudzić. Teraz patrzyła na niego przestraszona i zła.
-Idź stąd!- wyrzuciła nie mogąc wymyślić nic bardziej sensownego. Była zbyt zszokowana.
- A przemyślałaś moją karteczkową propozycję?- spytał nagle, zastanawiając się czy Hitchswitch zrobił już to, co obiecał.
- Potter wyjdź! Nie psuj mi humoru jeszcze bardziej!
- Właśnie Potter.- rozległ się nagle zdecydowany głos siódmoklasisty. – Wyjdź. Chcę z nią porozmawiać. – Tyron miał zaciętą minę, wciąż wściekły, ale chyba bardziej na siebie, że aż tak się pomylił.
- Oooo!- Lily uśmiechnęła się sarkastycznie. – Jak miło!- zawołała. – Dormitorium strefą wolną od pana domyślnego!- przewróciła oczyma nie kryjąc swojej złości.
- A Złośnica jak zwykle musiała mieć racje. – odgryzł się Hitchswitch czując, że nie będzie to nic łatwego.
- Złośnica ZAWSZE ma rację!- Lil podniosła głos piorunując Tyrona zabójczym spojrzeniem.
- Pa Liluś. – James nie mogąc się oprzeć bez ostrzeżenia cmoknął dziewczynę w policzek, oddalając się, nim w pełni dotarło do niej co zrobił. Ruda wydała z siebie tylko głośny i oburzony wdech zupełnie jakby ktoś oblał ją strumieniem zimnej wody. Już miała na ustach miliony obraźliwych określeń, już miała wielką ochotę wyciągnąć różdżkę i zacząć miotać zaklęciami, ale przypomniała sobie, że większa niechęć w tej chwili żywi do Tyrona.
- Ekhem…- chłopak odchrząknął unosząc złośliwie jedną brew.
- Spadaj Hitchswitch. – Lil ponownie rozłożyła się na kanapie.
- Jaki zaszczyt. Potraktowałaś mnie jak Rogacza! „Spadaj Hitchswitch!” – uśmiechnął się do niej wrednie, nie zwracając uwagi na jej sceptyczne spojrzenie. – Tak czy siak…- pozwolił sobie opaść ciężko na brzeg kanapy tuż obok niej. - .. przepraszam. – zerknął w jej zielone oczy, ale odwróciła głowę wciąż obrażona. – Nie miałem racji. Napadłem na ciebie bez powodu i jest mi…- zaczął szukać odpowiedniego słowa. -.. głupio?
- Phi!- prychnęła Ruda odwracając się do niego z naprawdę wściekłym spojrzeniem. – Teraz to przepraszam! Chłopcy cię przekonali?!
- Nie… Powiedzmy, że miałem wyrzuty sumienia. – uśmiechnął się do niej przekonująco. W głowie Lil zabrzmiały słowa „no nie daj się prosić…”. Poczuła nagłe ukłucie żalu. – Przepraszam cię, Lil. Naprawdę szczerze cię przepraszam… - spuściła smutno głowę ściągając nerwowo brwi i przygryzając jedną wargę. – Gniewasz się?- Tyron obserwował ją wnikliwie, ale pokręciła przecząco głową. – To dobrze, bo chciałbym abyś coś dla mnie zrobiła…- zaczął powoli, tym samym rozbudzając ciekawość Lily.
- Wiesz, jak się nie gniewam to nie znaczy, że zaraz będę załatwiać za ciebie pewne sprawy. – zerknęła na niego z lekkim oburzeniem.
- Ależ źle mnie zrozumiałaś. Pamiętasz jak graliśmy w prawdę czy zadanie?- spytał z chytrą miną.
- Oczywiście, że pamiętam! Jeszcze sklerozy nie mam. – żachnęła się krzyżując ręce,
- Na koniec wybrałaś zadanie. – Tyron przypomniał jej unosząc jedną brew.
- No tak, ale…
- Więc wiem co masz zrobić. – tym stwierdzeniem chłopak zaskoczył Lil. Wiedziała, że to nie będzie nic dobrego, ale chyba wyjścia nie miała. Zawsze dotrzymywała danego słowa. Patrzyła na niego badawczo i z niepewnością.
- Co mam zrobić?- spytała po chwili. Miała mieszane uczucia. Po części ciekawość i chęć rozrywki, a z drugiej strony, znając Tyrona…
- Dziś w nocy, pójdziesz do dormitorium huncwotów i powiesz Jamesowi Potterowi, że się zgadzasz. Następnie bez wykręcania się zrobisz to na co przystałaś i nie wolno ci się do niego nie odzywać. – Hitchswitch wyrzucił z siebie jednym tchem, tak aby Ruda nie mogła mu przerwać w trakcie.
- OSZALAŁEŚ?!- Zielonooka krzyknęła ściągając wściekle brwi.
- Możliwe…- odparł zamyślony. – W każdym bądź razie życzę powodzenia, na cokolwiek się zgodzisz. I wiedz, że sprawdzimy czy dotrzymałaś reguł gry, pamiętaj, że wśród czarodziejów nawet gry są magiczne. – mrugnął do niej okiem, po czym zostawił ją samą w ciężkim szoku.
Jak to się mogło stać?! W żuciu nie wlazłaby w nocy do dormitorium huncwotów! Nie jest głupia, żeby aż tak ryzykować! No i jeszcze ma się zgodzić! Przed oczyma stanęła jej mała karteczka od Pottera. To było zbyt drastyczne, aby być prawdziwe! Jeśli się nie myliła za dwa dni będzie zmuszona spędzić „miło” dzień w towarzystwie szukającego Gryffindoru!









Delikatnie uśmiechnęła się, a na jej policzkach pojawiły się nieśmiałe dołeczki. Komplementy, które jej prawił zdawały się mieć nadzwyczajną moc. Sprawiały, że rytm jej serca na chwilę zamierał, aby po sekundzie zacząć bić szalenie szybko i zmuszać do konkluzji na temat jego osoby. Był niesamowity! Szczególnie, gdy tak flirciarsko się do niej uśmiechał.
- Chciałaś coś powiedzieć?- spytał ujmując jej dłoń. Nie wyrwała jej, ale poczuła drżenie całej siebie. Boże, co jeden chłopak potrafił z nią zrobić!
- A tak. – odparła spoglądając w jego błękitne oczy. – Chyba… powinnam cię przeprosić i podziękować. Przepraszam, że zwątpiłam. Naprawdę myślałam, iż nie będziesz potrafił dogadać się z Lily, a tu proszę!
- Nie będę się gniewał jak mi to odpowiednio wynagrodzisz. – uśmiechał się do niej huncwocko. Niewiarygodne! Wielbił świadomość, według której Dorcas odwzajemniała jego uśmiech z tą swoją słodką minką.
- No i dziękuję, że… Oj, po prostu za wszystko!- blondynka spontanicznie zarzuciła mu ręce na szyję składając na jego policzku mocny pocałunek. Syriusz zaśmiał się w duchu. To był już drugi dzisiaj raz i to od zupełnie innej dziewczyny. Jednak to go nie usatysfakcjonowało. Dostrzegał w jej towarzystwie coś szczególnego, co stracił przez głupią Ariel! A może to była Fariel? Wszystko jedno! Ta dziewczyna w ogóle go już nie obchodziła… Bez wahania spoważniał ujmując w dłonie twarz nieco zaskoczonej Meadows.
- Dori, ślicznotko, - uśmiechnął się do niej czarująco. – Wróć do mnie. – nie wierzył, że to powiedział, ale kiedy przeszło mu to przez gardło nie był w stanie się już cofnąć. Dostrzegał jedynie dwoje pięknych oczu, należących do blondwłosej piękności.
Dorcas sama już nie wiedziała czego chce. Zawsze pragnęła mieć Blacka dla siebie, ale to nierealne nie dzielić się nim z nikim…
- Syriuszu… - zaczęła spokojnie. – Z takimi chłopakami jak ty przeżywamy chwile trudne do zapomnienia, a z takimi jak Dorian możemy się wiązać. Wyczerpałeś limit mego zaufania.- delikatnie dotknęła dłonią jego policzka. Starała się być obojętna, ale czuła, że słabo jej to wychodzi. Łapa dostrzegał coś w sposobie w jaki to powiedziała, co dawało mu nadzieję na następny raz.
- Walczysz sama ze sobą. – stwierdził unosząc jedną brew.- Ale powiem ci, że na tego O’Conella coś znajdę i sama się zniechęcisz. – w jego głosie można było wyczuć zadziorną nutkę.
- Jeśli kiedykolwiek coś na niego znajdziesz to będzie cud. – Meadows uśmiechnęła się z niesamowitą pewnością. Miała ten nawyk od Syriusza.
- I tak wiem, że chcesz wrócić.- nie dawał za wygraną.
- I tak wiesz, że nie wrócę.
- Wrócisz.- patrzył w jej oczy i był tego po prostu pewien, zaś dziewczyna z każdą chwilą traciła początkowe nastawienie. On w jakiś sposób sprawiał, że zaczynała wierzyć w to co mówił. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Black z poważną, ale spokojną miną wpatrywał się w ocean jej błękitnych tęczówek, a Dorcas nieco zaskoczona wodziła wzrokiem od jednego oka chłopaka, do jego drugiego oka, próbując znaleźć w nich choć cień kłamstwa, by było jej łatwiej uciec.
- Muszę iść. – powiedziała, w końcu odwracając twarz. To było nie do zniesienia i zaczynało sprawiać zbyt wiele kłopotów.
- Nie musisz, ale wolisz teraz mnie nie widzieć, prawda? – Łapa stwierdził fakt, który wydawał mu się zbyt oczywisty.
- Syri, to nie tak…
- Proszę cię, nazywajmy chociaż rzeczy po imieniu.- przerwał jej z nutka pretensji w głosie. – I nie mów mi, że wolałabyś żebyśmy zostali przyjaciółmi, bo skłamiesz.- na czole dziewczyny pojawiła się malutka zmarszczka. Skąd wiedział, iż zastanawiała się nad podobnym układem?
- Ale… No dobrze.- zerknęła na niego niepewnie. – Syriuszu ja cię naprawdę lubię…
- Więcej niż lubisz. – wtrącił brunet krzyżując ręce.
- No… więcej niż lubię, ale ja..- nie wiedziała jak to nazwać, jak powiedzieć, wyjaśnić! To było łatwe do takiego stopnia, że aż sprawiało trudności. Rozdarta między rozum, a serce… Podobało jej się dwóch chłopaków, podjęła już decyzję, który jest odpowiedniejszy, gdyż tak podpowiadał rozum, ale… Teraz całym swym bijącym sercem była przy przepięknych błękitnych oczach i ciemnych włosach opadających wytwornie na czoło. Uwielbiała sylwetkę i charakter młodego czarodzieja przebywającego w jej towarzystwie i nie potrafiła się tego wyprzeć! Ale… On znów ją zostawi i znowu będzie płakała, zazdrościła i przeklinała dzień, w którym mu uwierzyła… Ta świadomość była jak potężna rysa na szklanej tafli. – Black ja wolę Doriana. – spojrzała wprost w jego oczy marszcząc ze zmartwieniem brwi.
- Doriana!- prychnął Łapa unosząc do góry wzrok. – Przecież on jest dla ciebie za spokojny! Za … poważny!- skrzywił się na samą myśl, iż Meadows kiedykolwiek mogłaby pójść za przykładem siódmoklasisty.
- Może właśnie kogoś takiego potrzebuję? On mnie nie zostawi i jest najlepszym człowiekiem na świecie!- Dori żachnęła się.
- Ja…- Łapa otworzył usta żeby coś powiedzieć i możnaby pomyśleć, że właśnie się rozmyślił, gdy nagle zauważył, iż blondynka patrzy na niego wyczekująco, jakby z nadzieją. Nie miał zielonego pojęcia co jej obiecać, aby była zadowolona…- …też cię nie zostawię. – dokończył bardzo cicho ze zmarnowaną miną. Takie stwierdzenie kosztowało go zbyt wiele.
- Mógłbyś powtórzyć?- Dorcas zdawała się nie dosłyszeć tego, co Black wyszeptał pod swoim nosem, a instynktownie czuła, że to bardzo ważne.
- Nie, to nic takiego. – Syriusz ze strapioną miną zerknął ukradkiem w stronę drzwi. – To możemy wracać?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:43, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


- Pomogę ci. – zaoferowała się z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Naprawdę nie… trzeba…- jedno spojrzenie w jej bursztynowe oczy i Remus nie wiedział co chciał powiedzieć. Lekko potrząsną głową, jakby chcąc wybudzić się z jakiegoś snu na jawie. Była jak anioł.
-Jesteś pewien? – spytała widząc jego nieobecny wzrok.
- Nie.. to znaczy tak!- poprawił się szybko, wyciągając szkolne podręczniki.
- Jesteś dziś bardzo rozkojarzony. – stwierdziła z lekkim zmartwieniem. – Coś ci dolega?
- Nie… Powiedziałbym, że jest lepiej niż zazwyczaj. – uśmiechnął się do niej spokojnie, otwierając książkę od obrony przed czarną magią na stronie 312. W rzeczywistości chyba jednak coś było nie tak… Spędzał wiele czasu na rozmyślaniach o dziewczynie, której twarz otaczała burza loków. Nie wolno mu było się zakochać! Mógłby nieświadomie wyrządzić krzywdę swojej miłości. Może powinien zacząć unikać Jasmine? Nie! Jej towarzystwo dawało mu wiele radości.
- Ech. – Jas westchnęła zaglądając na stronę podręcznika. Nudziły ją te bzdury, ale lubiła patrzeć jak Lunatyk się uczy. Mogła wtedy spokojnie obserwować jego skupiona twarz i wyczytać z niej dosłownie wszystko! Dziś jednak głowę miała zaprzątniętą milionem pytań, na które odpowiedzi nie znała. – Uważasz, że Lily i Dorcas się pogodziły?- wypaliła nagle nie zwracając uwagi na to, iż niegrzecznie jest przerywać w trakcie czytania.
- Zapewne tak, jeśli brać pod uwagę szalenie dobry humor Meadows. Poza tym Lilian nigdy nie była zbyt pamiętliwa jeśli chodziło o jej przyjaciółki. – odparł przyglądając się zamyślonej Elvin.
- To znaczy, że z Potterem się nie pogodzi, prawda?
- Rogacz i Lily to dwie zupełnie różne planety. – stwierdził Lupin odkładając księgę. – Ale gdyby jeszcze rok temu ktoś powiedział mi, że Lil chociaż raz potraktuje mile James’a to w życiu bym w to nie uwierzył, a teraz? Cuda się zdarzają i należy o tym pamiętać. – puścił oko do Jasmine, pochłaniającej każde jego słowo, ale dziewczyna po kilku sekundach strasznie się nachmurzyła.
- Lil ma kłopoty. – rzuciła, nie zauważając, że Remus ściąga brwi najwidoczniej oczekując wyjaśnień tego stwierdzenia.
- Jak to „ma kłopoty”? – spytał z lekkim zaskoczeniem.
- Sama tego nie wiem, ale… Jak z nią ostatnio rozmawiałam to stało się coś dziwnego i nie wiem jakim cudem, ale ona… Chodzi o to, że Lily nie ćwiczyła legilimencji, a potrafiła włamać mi się do umysłu, nawet tego nie zauważając. Nie wiedziała też, że odwróciłam proces żeby się bronić jednocześnie odwiedzając jej myśli. Ona wyraźnie nad czymś traci kontrolę, ale postanowiła zachować to dla siebie. – Jas patrzyła na swoje ręce powoli wykręcając sobie palce z podenerwowania.
- A ty skąd znasz legilimencję i oklumencję? – Lupin spytał odtwarzając w pamięci słowa Elvin, analizując tym samym ich dokładne znaczenie. Evans wydawała się normalna i nic nie wskazywało na to, że coś jest nie tak.
- Jak to skąd? Moja babcia jest… była… - znów powróciło wspomnienie artykułu o zaginionej. Gdyby jej babcia nie żyła to Jas by o tym wiedziała prawda? – Jest elficą, przekazała część swoich umiejętności mamie, a mama prawdopodobnie mnie. Każdy elf potrafi spenetrować ludzki umysł bez problemów, nawet na duże odległości i bez kontaktu wzrokowego, tak samo jest z obrona własnego umysłu. Dodatkowo każdy elf potrafi przepowiadać przyszłość, ale tego się nie robi.
- Dlaczego? – Remus zaciekawił się tematem. – Cudownie byłoby przewidzieć przyszłość i móc uniknąć niektórych błędów.
- Nie unikniesz błędów. – Elvin uśmiechnęła się przepraszająco, widząc zaskoczoną minę Lunatyka. – Nawet jeśli znasz przyszłość to tworzy się ona z uwzględnieniem tego, iż poznasz przyszłe wydarzenia, więc uwzględnia, twoja reakcję na napływ tej tajnej wiedzy. Nie ma miejsca na poprawki. I wyobraź sobie, że elfy przepowiadałyby przyszłość cały czas… Ja już widzę jak czarodzieje podporządkowują je sobie, aby czerpać z tego korzyści, zadając pytania chociażby o datę swojej śmierci. – trudno było nie przyznać jej racji. W ostateczności Lupin stwierdził, że chyba nie chciałby wiedzieć, kiedy minie ostatni dzień jego życia, mając świadomość, że i tak tego nie zmieni…
- Przepowiednie wobec tego nie mają sensu. – stwierdził Remus marszcząc brwi.
- Możliwe… - Jas zmrużyła lekko oczy. – Ale ostrzegają nas przed wieloma rzeczami. Poza tym tylko elfy wiedzą to czego wiedzieć inni nie mogą. Spytasz o cokolwiek, a możesz otrzymać odpowiedź. Moja babcia zawsze udzielała mi wskazówek, a ja wiedziałam, że naprowadza mnie tym samym na właściwy trop. – wspomniała szatynka. – Była mistrzynią zdradzania odpowiedzi w zagadkach. Nigdy nie powiedziała mi dosłownie o co chodzi, ale zawsze dawała niejednoznaczną podpowiedź. – na jej twarzy malowało się szczęście z dni dzieciństwa. Lunatyk nie chciał przerywać tej chwili powrotu do przeszłości.
- Musiałaś być wspaniałym dzieckiem. – stwierdził po chwili, a bursztynowe oczy natychmiastowo spojrzały na niego wnikliwie i pytająco. – To znaczy… miałaś cudowne dzieciństwo, ale dzieckiem cudownym pewnie też byłaś. – po raz kolejny poczuł się głupio. W jej towarzystwie często zdarzały się takie pomyłki. Z ulgą zauważył promienny uśmiech na jej twarzy. – Zresztą teraz również jesteś cudowna….








Nigdy nie spodziewała się, że w jednym dniu można przeżyć aż tyle. Początkowa złość, potem wielkie szczęście, następnie jeszcze większe szczęścia i na koniec coś spokojnego, by dobić ja jednym absolutnie koszmarnym zadaniem. To z pewnością dzień, który źle się zaczął, wspaniale trwał i źle się skończy.
Z lekkim podenerwowaniem zerknęła na zegarek. Była godzina 11 w nocy. Przygryzła nerwowo wargi, czując jak coś w jej brzuchu przekręca się dając niemiłe uczucie. Jak bardzo pragnęła cofnąć czas i móc teraz po prostu spać!
Powoli zwlokła się z łóżka. Wstała przeciągając się. Szukała czegokolwiek pozytywnego w całym zadaniu, ale jakoś nic nie mogła dostrzec. Sam pomysł wydawał jej się głupi. Pójść w nocy do Pottera i się zgodzić, na dodatek w miły sposób. A jak on jej już z tego dormitorium nie wypuści?
- Jak ślicznie wyglądasz. – usłyszała rozbawiony głos Tyrona. – Włosy rozpuszczone, nagie nogi i tylko koszulka i to dość krótka. – uśmiechnął się wrednie. Rzeczywiście Evans stała w przydużej dla siebie koszuli, która należała tak właściwie do jej tatusia, ale Ruda uwielbiała w niej spać.
- Och, zamknij się!- syknęła wściekle, chwytając za szlafrok.
- Jak sobie życzysz. – w tej chwili Hitchswitch pociągnął zdrowo z jakiejś butelki, a po chwili wzdrygnął się. Wszyscy w dormitorium spali i zdawało się, że nikt nawet nie wie, iż Lil wybiera się na przechadzkę po dormitoriach.
- Tyron.- zwróciła się nagle do chłopaka bardzo miłym tonem. – A może ty zmienisz zadanie? – zaproponowała z przymilnym uśmiechem na twarzy.
- Nie rozumiem twego sprzeciwu Lily. – Hitchwswitch uniósł jedną brew z lekkim zaskoczeniem. –Poza tym nawet jakbym chciał to nie cofnę słowa. – dodał już bardziej zdecydowanie i jakby z nutką niezadowolenia.
- Ale pakowanie się do dormitorium Huncwotów w środku nocy to samobójstwo!- oburzyła się Zielonooka krzyżując ręce.
- Tak… Masz rację…- Hitchswitch zamyślił się na chwilę. – Nieco mnie poniosło z tym w środku nocy, ale Potter nie pozwoli ci zrobić nic złego. Idź tam, zrób co masz zrobić i więcej możesz się nawet do Rogacza nie odezwać. – znów pociągnął zdrowo z butelki, w której trzymał jakiś bursztynowy płyn
- Czy ty nic nie rozumiesz?!- Lil zaczynała się odrobinę denerwować, czego dowodem mogło być wyrwanie tajemniczej butelki z rąk ciemnowłosego chłopaka. – To właśnie Pottera boję się najbardziej! A to co?!- zerknęła na etykietkę. – Ognista Whisk… Mój Boże!- jęknęła otwierając ze zdziwienie usta. – Tyron to ma procenty! I to nawet całkiem sporo!- patrzyła na niego oskarżycielsko. Od dawna wiadomo było, że nie tolerowała łamania regulaminu szkolnego, a PICIE było dla niej odrażające!
- I co z tego?- brązowe oczy chłopaka patrzyły na nią chłodno, kiedy wyrwał jej butelkę z powrotem.
- To że nie wolno ci pić!- zabrała mu trunek nie zwracając uwagi na sceptyczną minę Hitchswitcha. Jednak ona denerwowała się tym co ma zrobić, a nie tym, że jej kolega popija sobie wieczorami alkohol. Ogarniało ją przerażenie trudne do opisania. Nie mogła sobie znaleźć miejsca. Zupełnie jak tuz przed publicznym wystąpieniem wszystko skręcało ją od środka. Musiała w jakiś sposób dodać sobie odwagi…. Bez zastanowienia, szybkim ruchem przystawiła butelkę do ust biorąc z niej spory łyk czegoś co błyskawicznie zdawało się trafiać do krwioobiegu. Przebiegła ja fala gorąca a w język cos zapiekło tak, że musiała się skrzywić, przymykając oczy. Pierwsze co zobaczyła, gdy podniosła powieki to twarz Tyrona, na wpół w wyrazie podziwu, a na wpół w wyrazie zaskoczenia. Wcisnęła mu Ognistą Whisky do ręki pewna, że więcej nie weźmie tego okropieństwa do buzi.
- Jak wrócę to się z tobą policzę! – rzuciła ostrzegawczym tonem do Hitchswitcha, ale ten nie powiedział nic. Nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa, nawet kiedy się z nim pożegnała i wyszła zostawiając samego. Dotarło do niego to co zrobiła dopiero po całej minucie. Uśmiechnął się w duchu. Ta cała Evans była zdrowo zakręcona, a dodatkowo… miała w sobie to coś.







Lily delikatnie nacisnęła klamkę, starając się zachowywać jak najciszej. Zdawało jej się, iż każdy jej oddech odbija się echem od ścian zdradzając obecność dziewczyny w dormitorium. Dreszcze strachu przebiegały jej ciało. Coś jej powtarzało: możesz nie wrócić z tego dormitorium…
Jednak, gdy zamknęła za sobą drzwi i rozejrzała się po łóżkach, w których smacznie spali chłopcy, doznała zupełnie nowego odczucia. W zasadzie…nigdy nie widziała spokojnych huncwotów! Ogarnęła ją nagła ciekawość…
Wszędzie ciemność, tylko wątłe światło księżyca wpadało tu przez okno oświetlając twarz jednego z chłopców. Wszystko stało się tajemnicze… Wiedziona dziwnym uczuciem pragnienia obserwacji podeszła do łóżka, gdzie ktoś głośno chrapał. Znajdowało się ono w najciemniejszym kącie pokoju, tak aby również za dnia światło nie docierało do pościeli. Lily nachyliła się nad chrapiącym Peterem. W zasadzie widziała go tak na co dzień. Nic nadzwyczajnego. Dało się jednak zauważyć, iż ma on swojego ulubionego misia i mnóstwo czekolady, którą strasznie się ubrudził. Evans skojarzyła go z wyrośniętym dzieciaczkiem. Mógł być dla niej jak młodszy braciszek.
Wyprostowała się i jej wzrok spoczął na pierwszych zasłoniętych kotarach. Ciekawe, który z huncwotów tak ceni sobie prywatność… Może skrywa jakieś tajemnice? Cichutko podeszła do szkarłatnej tkaniny, po czym delikatnym ruchem odsunęła ją. Remus! Na łóżko, szczelnie otulony kołdrą, spał Lupin, mamrocząc coś pod nosem. Wyglądał jakby noc była jego najmniej ulubioną częścią doby. W Rudej pojawiło się współczucie. Bardzo lubiła Lunatyka, bez względu na towarzystwo w jakim przebywał. Pamiętając co ma zrobić, z powrotem zaciągnęła kotary.
Postanowiła zając się kolejnym łóżkiem, oczywiście Pottera zostawiając na koniec. Cichutko rozsunęła szkarłatną tkaninę nad kolejnym z łóżek. Szybko okazało się, że równie dobrze mogła je obejść dookoła… Właściciel kotarami oddzielił się od wszystkich prócz swojego najlepszego przyjaciela, zapewne po to, aby móc z nim gadać nocami. To samo działo się na łóżku James’a. Zasłonięty ze wszystkich stron, prócz tej jednej, prowadzącej wprost do Blacka. Po chwili Lil zaczęła przyglądać się śpiącemu Syriuszowi i stwierdziła, że nie był to już ten podrywacz. Oczywiście wciąż bardzo przystojny! Zakryty do pasa kołdrą, spał bez koszulki, najwidoczniej jego piżama składała się tylko ze spodni. Kurczowo ściskał poduszkę, przytulał ją do siebie tak jak Glizdek misia. No i… czyżby Łapa się ślinił? Ruda stłumiła w sobie śmiech, zakrywając usta dłonią. Jak najszybciej odeszła od Blacka starając się nie narobić hałasu.
To został jej tylko jeden chłopak… Ociągając się podeszła do ostatniego łóżka. Jego właściciel musiał strasznie się kręcić i wiercić, gdyż kołdrę miał prawie całkowicie zrzuconą. Lily szybko zauważyła, że podobnie jak u Syriusza, jego piżama składała się tylko z jednej części. Normalnie uznałaby to za gorszące, ale… Tym razem jakoś nie widziała nic przeciwko nagim torsom. Zdziwiło ją, iż James nawet podczas snu miał swoje okulary, musiał położyć się naprawdę zmęczony skoro zapomniał ich zdjąć. Lil uklękła przy łóżku Pottera, bacznie obserwując najmniejszy jego ruch. Wiedziała, że powinna go teraz zbudzić, ale coś w tym spokoju i monotonności jego oddechu, sprawiało, że sama czuła się lepiej. Oparła głowę o brzeg łóżka. Nie żeby sprawiało jej przyjemność oglądanie znienawidzonej twarzy, ale… Ale kiedy spał zdawało jej się, że to zupełnie inna osoba. A może tylko się oszukiwała? Z każdą minutą coraz bardziej męcząca zdawała się świadomość, iż ona mu się przygląda! A co gorsze bardzo jej się to podobało… Od unoszącej się rytmicznie klatki piersiowej, po przymknięte powieki. Całość tak ją zauroczyła, że straciła zupełnie poczucie czasu i bezpieczeństwa. Zapomniała, że tak bardzo go nie lubi i że właśnie siedziała w męskim dormitorium w krótkiej koszuli i szlafroku. Nie wiedziała czy jest szczęśliwa czy zrozpaczona, ale pragnęła żeby ta spokojna chwila trwała wiecznie. Niepewnie wyciągnęła swoją dłoń, a następnie delikatnie dotknęła policzka chłopaka. Wtedy James jakby wstrzymał oddech. Lil nie do końca wiedziała czy tak było naprawdę, czy to się tylko zdawało. Sparaliżował ją nagły strach, tak, że czekała aż upewni się, że wszystko wróciło do normy. Niestety zamiast tego poczuła jak czyjaś ręka łapie ją za nadgarstek dłoni wciąż spoczywającej na policzku Pottera. Przestraszyła się, ale równocześnie bała poruszyć. Słyszała szybki rytm swego serca oraz swój niestabilny oddech. I nagle ciemnowłosy chłopak zamrugał powiekami, a po chwili powoli otworzył oczy. Tego się nie spodziewała. Pojawiła się nagła panika! On mógł obudzić innych, a co by wtedy ludzie zaczęli gadać! Rozejrzała się na boki w poszukiwaniu jakiejkolwiek wymówki lub czegoś, co pomogłoby jej zachować twarz. Rogacz patrzył na nią powoli marszcząc brwi, jakby nic z tego nie rozumiał. Dziewczyna nie wiedziała jak się zachować, kiedy Potter podciągnął się i usiadł na własnym łóżku wciąż przytrzymując jej nadgarstek. Jednego była pewna, póki się nie odzywa, wszystko jest w porządku. Może zaraz zaśnie?
Ale James w najśmielszych snach nie spodziewał się takiej sytuacji. Owszem, wiele razy zastanawiał się co i jak, ale żeby uwielbiana przez niego dziewczyna siedziała przy jego łóżku? To był szczyt wyobrażeń! Otwierać oczy i zobaczyć delikatną twarz z wyrazem lekkiego przestraszenia, ale bez cienia złości to było nierealne w tym czasie. Machinalnie powiódł wzrokiem po jej zielonym szlafroku, którego nawet nie zawiązała. Idealnie było widać ciemną koszulkę, sięgającą jej do ud. W jednej chwili przypomniał sobie, że trzyma ją za nadgarstek. Powoli rozluźnił uścisk ujmując jej dłoń. Wszystko to było zbyt piękne, aby móc być prawdziwe! Spojrzał w jej błyszczące oczy. Nawet nie mrugała powiekami…
- Czy to sen? – spytał na głos patrząc na nią pytająco. Natychmiast zamrugała kilkakrotnie. Poczuła się jak w potrzasku. Cały czas powtarzała sobie, że ma być miła…
- Chyba nie…- odparła zdawkowo szeptem, na co James jeszcze bardziej zaskoczony ściągnął brwi. Nagle do niego dotarło. Tyron obiecał mu pomóc, tylko dlaczego zrobił to w sposób tak okrutny?! Rogaś poderwał się na równe nogi. Szybkim i zdecydowanym ruchem posadził Evans na swoim łóżku, po czym błyskawicznie zasunął kotary, Lily już chciała wyrazić swoje oburzenie i zagrozić, że zacznie krzyczeć, kiedy…
- Oszalałaś?!- James patrzył na nią z niedowierzaniem pomieszanym ze złością. Nie wiedziała co powiedzieć. Do głowy by jej nie przyszło, że Potter może być zły za to, iż wpakowała mu się do dormitorium.
- Słucham?- spytała myśląc, że może coś źle zrozumiała.
- Na głowę upadłaś?!- Rogacz czuł ogarniającą go wściekłość widząc minę Lil, która mówiła: „nie rozumiem”. Czy naprawdę była aż tak głupiutka?- Dziewczyno zachowujesz się nieodpowiedzialnie i nieostrożnie przychodząc tu w środku nocy!- wyszeptał gorączkowo. Ruda zamrugała nieznacznie. To przekraczało jej wyobrażenia. Potter napominający ją o ostrożności! Sama nie wiedziała czy jest mile zaskoczona czy przerażona. – Co byś powiedziała, gdyby Black cię zobaczył?! Jutro cała szkoła wiedziałaby, że Evans spędziła nockę u tego Pottera! – James zauważył jej zdumienie, ale trudno mu było opanować złość. Niech no on tylko dorwie tego Hitchswitcha! A swoją drogą… ciekawe jak on ją do tego zmusił?
- No tak… opinia publiczna. – westchnęła znacząco Lily w porę opamiętując się, by nie dodać jeszcze „powinieneś się ucieszyć, bo wreszcie wszyscy myśleliby, że już mnie masz”. – Musisz o nią dbać.- zmusiła się do lekkiego uśmiechu, ale z każdą minutą czuła się coraz gorzej.
- Doskonale wiesz, że nie o moją opinię tu chodzi!- napomniał ją chłopak ostrzegawczym tonem. – To ty się boisz tego, co mogą powiedzieć inni! I nie próbuj zaprzeczać!- po tych słowach Zielonooka miała w głowie multum odzewów, ale żadnego nie można jej było użyć…. Odwróciła tylko twarz nie patrząc na powoli uspakajającego się Rogacza.
James szybko pożałował, że w pierwszej minucie postanowił ją zbesztać za tak nieprzemyślane spotkanie. Cóż z tego, że przysłał ją Tyron, cóż z tego, że ma się zgodzić na jego mała propozycję, jeśli teraz jest obrażona. Nie potrafił sobie nawet odmówić przepraszania za jej za to, że to on ma rację.
- Lily zrozum! Nie chciałbym, żebyś miała jakiekolwiek nieprzyjemności, na które byś się nie naraziła jeśli przyszłabyś za dnia. – stwierdził o wiele łagodniej, ale Ruda nie zmieniła swojej urażonej pozy. – Jesteś zła?- to ostatnie pytanie wypowiedział tak niewinnie, że dziewczynę coś w tym uderzyło. Zerknęła na postać siedzącą obok niej, która teraz patrzyła na nią z lekką nadzieją. Lil uchwyciła spojrzenie wspaniałych orzechowych oczu. Był taki słodki, kiedy spał… Ta słodycz istniała w jego oczach i to ją gubiło.
Choć było niemal zupełnie ciemno, to jednak gwiazdy i księżyc nawet przez kotary, wpuszczały tyle światła, aby James mógł stwierdzić, że Lily podoba mu się o każdej porze niezależnie od tego jak jest ubrana. Wile mogą jej nakichać, gdyż roztaczała cudowny czar nawet teraz. A jej błyszczące oczy sprawiały, że miał ochotę zatrzymać ją dla siebie.
- Jeszcze nie wiem…- odparła zdawkowo, ale zgodnie z prawdą. Wiedziała, że powinna być zła, ale im dłużej wpatrywała się w te oczy, tym bardziej przypominały jej się wszystkie te chwile, kiedy zapomniała się w jego obecności. „Nienawidzisz go!”, powtarzała sobie w kółko. Jednak w tym momencie chłopak uśmiechnął się z ulgą, a w niej coś aż podskoczyło. – Ja… eee… - nagle zdała sobie sprawę, że zupełnie zapomniała po co tu przyszła. – Ja chciałam ci powiedzieć…że się zgadzam. – wyrzuciła ponownie przywołując na twarz ten przymilny uśmieszek i czekając na chwilę, kiedy będzie jej można iść.
- Ach, no tak!- James westchnął głęboko, przypominając sobie o Hitchswitchu. I wówczas coś w nim drgnęło. Spojrzał na Lily, która właśnie przypatrywała się z uwagą swoim dłoniom (w międzyczasie ze zdenerwowania wykręcając palce). Ujmowało go w niej wszystko. A co jeśli właśnie zmusił ją do czegoś, czego wcale zrobić nie chciała? Obserwował jak przygryzła jedną wargę myśląc o czymś zawzięcie i wtedy zrozumiał. Nigdy nie chciałby, aby smuciła się przez niego, nie chciał jej do niczego zmuszać. Tak smętnie patrzyła…
Lily nie rozumiała co się z nią działo. Zaczynała szczerze bać się o samą siebie. Nie była szczęśliwa, kiedy siedziała w jego towarzystwie, a bez jego towarzystwa było tak pusto. A wszystko teraz wydało jej się beznadziejne! Zerknęła na Pottera ukradkiem, właśnie mierzwił sobie włosy ziewając potężnie. Obudził w niej niepewność. Powinien starać się ją zatrzymać i z tym swoim nieznośnym uśmiechem żartować, a on się…martwił? Poderwała się z jego łóżka, zawiązując szlafrok.
- Idę.- powiedziała zauważając, że on też wstaje. – Byłam miła?- spytała przypominając sobie o wszystkich warunkach zadania.
- Chyba tak. – James jeszcze raz uśmiechnął się w ten nieznany jej sposób, jakby go odrobinę rozbawiła.
- Więc żegnam.
- Do zobaczenia pojutrze.- Rogacz sam walczył sam ze sobą, miał teraz okazję, a z niej nie skorzystał. Dlaczego? Patrzył jak dziewczyna odwraca się i robi pierwszy krok w stronę drzwi. „Tak jest dobrze…”, powiedziało mu coś w głowie, ale czy ona go nie znienawidzi za to?
Lil rzuciła ostatnie przeciągłe spojrzenie na ciemnowłosego chłopaka, po czym odwróciła się, aby opuścić to dormitorium w jak największym pośpiechu i nagle poczuła jak ktoś chwyta ją za rękę. Zrezygnowana zmarszczyła brwi.
- Zaczekaj…- Potter przyciągnął ją trochę do siebie.
- James, ja musze wracać…- obróciła się i pociągnęła, ale chłopak postawił na swoim. Bała się takiej konfrontacji… Wszystko szło tak gładko, dlaczego pod koniec on zawsze musi komplikować tak proste sprawy?
- Muszę ci coś powiedzieć. – stwierdził, a Lil natychmiast na niego spojrzała wyczuwając winny ton głosu. Od razu zauważyła smutek w jego oczach, bez cienia dawnych iskierek. Coś go trapiło…
Potter wiedział, że tym jednym zdaniem złapał uwagę Rudej, ale nie był pewny jak zareaguje na to co miał do przekazania. Po raz pierwszy się bał, przewidując konsekwencje swoich czynów.
- Lily… Wiem, że Tyron kazał ci się zgodzić, bo… Zaczekaj, wysłuchaj mnie!- wtrącił widząc, że już otworzyła buzię, aby coś powiedzieć. – Wiem, bo go o to poprosiłem. – wziął głęboki oddech zauważając zaskoczoną w pełni Evans. Nie była w stanie wykrztusić słowa. – Wiedz jednak, że nie miałem pojęcia, iż każe ci to zrobić w środku nocy! To było potworne według mnie. Ja pragnąłem tylko słów „zgadzam się”, ale…- tu westchnął ciężko. - ..cóż z tego, że się zgodziłaś jeśli zrobiłaś to pod przymusem? Nie chcę żebyś się ze mną spotkała w taki sposób. – na koniec popatrzył pewnie w jej zielone oczy, czując się o wiele lepiej. Może na niego teraz nakrzyczeć, ale jej nie okłamał! Ale ona tylko przyglądała mu się badawczo, a w jej spojrzeniu James dostrzegł prawdziwy tłok myśli. Zastanawiała się…
Lil była zszokowana! Ale nie z powodu układu miedzy Hitchswitchem a Potterem, tylko z powodu nieoczekiwanych zachowań… Powinna być wściekła, a nie potrafiła. Po pierwsze: martwił się o nią i nie okazał ostatnią świnią, a po drugie…powiedział prawdę rezygnując z czegoś co chyba było dla niego ważne. Zaskoczył ją, bo nie takiego znała James’a Pottera. Na chwilę zapomniała o tym, że rozmawia z huncwotem, którego powinna nienawidzić. Nigdy jeszcze żaden chłopak nie sprawił, by poczuła coś tak dziwnego. Każdy oddech sprawiał, iż jej życie coraz bardziej opierało się na orzechowych oczach, w które wpatrywała się tak uparcie, zupełnie jakby ją hipnotyzowały. Dzieliło ich od siebie zaledwie dwa kroki, a w niej budziła się nieodparta chęć pokonania tego dystansu.
- Nie wiem o czym mówisz, Potter. – odparła po chwili Lil z udawanym niezrozumieniem. – Przyszłam tu z własnej, nieprzymuszonej woli, ale jeśli z jakiegoś powodu postanowiłeś zrezygnować z naszego umówionego spotkania to trudno.- wzruszyła obojętnie ramionami, nie wierząc, że mogła tak perfidnie kłamać. To sprawiło, że poczuła do siebie swoistą odrazę, jakby zaraziła się nieuleczalnym wirusem.
-Lily przede mną prawdy nie ukryjesz. – na łagodnej twarzy Rogacza zagościł pewny siebie uśmiech. – Odrobinę cię znam i kiedy patrzę w twoje przepiękne oczy to widzę…- Boże jak one prześlicznie błyszczały, kiedy w nie zerknął! Wyrażały nadzwyczajną determinację z jaką dziewczyna odnosiła się do otoczenia. Uwielbiał ich kolor, kształt, wszystko! -…widzę…- wziął głęboki wdech starając się pozwolić zachować jej dystans.- …widzę w nich wszystko…- zakończył zdając sobie sprawę z tego, że ona jest TUTAJ. W jego dormitorium. Praktycznie sam na sam… Przecież przyjaźń mógłby odłożyć na później, prawda?
Lily naprawdę starała się zachować resztki siebie wyrzucając na bieżąco wszystkie te myśli, które nagle pojawiły się w jej głowie, wszystkie wspomnienia, o których istnieniu powinna zapomnieć. Stał przed nią na wpół nagi, patrząc dziwnie rozbawionym wzrokiem.
- Widzisz w tym coś śmiesznego?- spytała bez wahania.
- Tak… Bo mimo, iż Tyron źle zrobił, to jednak chyba będę musiał mu podziękować. – Ruda zmarszczyła brwi pytająco, ale zanim się spostrzegła te dwa kroki, które ich dzieliły zmniejszyły się do odległości milimetra. Lily poczuła jak serce zabiło jej mocniej, gdy zauważyła jak blisko znajduje się tego bruneta. Sama nie wiedziała co robić. Przytrzymywał ją blisko siebie zaledwie jedną ręką, a ona nawet się nie wyrywała! Spojrzała w cudne, orzechowe oczy i przestraszyła się własnej słabości! Czuła się bezpiecznie, ale rozum podpowiadał „uciekaj póki możesz!”. Ale czy jeszcze mogła uciec? Kiedy nogi odmawiały jej posłuszeństwa, a jakby się zastanowić to nawet zapomniała dlaczego miałaby się wycofać.
- Jesteś egoistą. – stwierdziła wywołując jeszcze większy uśmiech na twarzy Pottera. – Nawet teraz myślisz tylko o sobie. – zmarszczyła lekko brwi, ale mimo to nie odsunęła się od niego, a zresztą czy gdyby spróbowała to Rogacz byłby w stanie puścić ją ot tak sobie? Nie… Zabrnął już za daleko, a okoliczności były zbyt sprzyjające.
- Jeśli życie egoisty składa się z takich momentów jak ten, to dla ciebie egoistą mogę być zawsze. – lubował się w jej oczach i chciał by trwało to jak najdłużej. Widział w nich odbijającą się walkę, zawsze czekał na podobny moment, a teraz wszystko i tak wychodziło spontanicznie. To wszystko było tak piękne, że aż bał się ją wypuścić, bał się, że okaże się tylko snem, albo, że ucieknie i znowu nie zamienią ze sobą ani jednego słowa.
Tymczasem Evans wciąż nie wiedziała co zrobić, a tym samym pozwalała by kolejne minuty mijały na jej niekorzyść, a może z korzyścią? Sama już nie wiedziała czego chce. Z jednej strony pragnienie dziwne do nazwania, a z drugiej świat i poglądy, które teraz burzyła na malutkie kawałeczki. Ale czy możliwe było, iż ten łobuz spodobał jej się aż tak bardzo? Nie chciała w to wierzyć, a nawet jeśli, to on nie powinien wiedzieć, a coś mówiło jej, że już wie… Z drugiej strony to chyba długo by tego ukrywać nie mogła. Przecież go nienawidzi! Nawet teraz te wszystkie motylki w brzuchu, myśli skupione wyłącznie na nim, świadome zatracanie się w jego przepięknym spojrzeniu i brak chęci odtrącenia go od siebie, to tylko oznaki tej wielkiej nienawiści. W najprostszy w świecie sposób musi właśnie lepiej poznać swego najlepszego wroga prawda? Nie robi nic złego nienawidząc go całym sercem, a musiała przyznać, że to sprawiało jej coraz więcej przyjemności. Był bardzo blisko… Czuła jak jego klatka piersiowa unosi się, gdy oddychał spokojnie. Przyjrzała się jego twarzy w świetle księżyca i aż westchnęła. Te same oczy, uśmiech, a nawet nos widziała, kiedy mówiła o swoim ideale… Nie zważając na to co robi, chcąc się upewnić, że to wszystko jest prawdziwe, jedną dłonią dotknęła jego policzka.
- Naprawdę będę musiał mu podziękować. – James nie wierzył we własne szczęście. Cały tydzień się męczył i wreszcie… Spojrzał w jej głębokie oczy wciąż czując jej dotyk. Wspaniale było znów mieć ją dla siebie… Dla takich chwil warto było żyć, nawet jeśli musiałby zatrzymać to w największej tajemnicy. Zerknął ukradkiem na jej usta, po czym powoli zaczął pochylać się, aby dotknąć ich swoimi wargami.
Lily wiedziała co się dzieje, a jednak część jej samej jakby wyłączyła się dając jej wolną rękę. Bała się zrobić jakikolwiek ruch w jego stronę, po prostu czekała tego co nieuchronne. Jak go w tym momencie „nienawidziła”. Z każdym wdechem klatkę piersiową wypełniało jej dziwne uczucie, którego nie potrafiła przydzielić do żadnych jej znanych kategorii. Potter zbliżał się i zbliżał, a ten czas zdawał się ciągnąc nieubłaganie aż… nagle chłopak zatrzymał się dosłownie milimetry od jej ust.
Rogaczowi do głowy przyszło, że może Evans postępuje według tego co nakazał Tyron? Nie potrafił ciągnąc tego z tą świadomością, że jest w tej chwili zmuszana i tylko wykonuje polecenia, to wszystko psuło…
- Słuchaj…- oblizał wargi nie oddalając się od niej ani na milimetr.- …nie chciałbym, żebyś cokolwiek robiła na siłę, więc…- i zanim zdołał dokończyć, Lil wspięła się na palce, objęła go i pokonała malutki dystans między nimi składając na jego ustach upragniony i delikatny pocałunek, który trwał może z 10 sekund. Całe 10 sekund oczekiwanej radości, to tak jakby coś podskoczyło jej wewnątrz aż pod same gardło, a to nienazwane uczucie wypełniało jej teraz klatkę piersiową cały czas.
Kiedy po raz ostatni musnęła przeciągle jego wargi James nie mógł uwierzyć, że coś takiego miało miejsce. Patrzył jak zaczarowany na postać stojącą wciąż bardzo blisko niego, ponieważ nie miał odwagi wypuścić jej ze swych objęć. A kiedy spojrzała na niego nieśmiało swoimi oczętami, w których teraz grały nadzwyczajne iskierki, poczuł, że uśmiecha się do niej triumfalnie, ale ona zamiast się oburzyć również uśmiechnęła się. Nigdy jeszcze nie wydała mu się aż tak piękna! W swoim zielonym szlafroku, który lekko rozwiązał się w talii i teraz odsłaniał część ciemnej koszuli, w której musiała spać. Z kosmykami opadającymi jej na ramiona, oświetlaną tylko wątłym blaskiem gwiazd i księżyca. Czy na całym świecie istniała dziewczyna bardziej kusząca i zadziwiająca? Czy teraz mogłaby mu uciec? Nie… Bez zastanowienia rozluźnił rękę, którą ją przytrzymywał, po czym delikatnie przejechał nią z talii do ramienia. Powoli zbliżył się do niej zaczynając muskać ustami jej szyję.
Lily wstrzymała na chwilę oddech. Nie mieściło jej się w głowie, to na co teraz się zgadzała., ale pomyśli o tym jutro… Ujęła w dłonie jego twarz patrząc w orzechowe oczy, które teraz były niezwykle ciepłe i troskliwe. To Potter, a ona nic sobie z tego nie robiła.
James na chwilę uchwycił spojrzenie rozpalonych, zielonych oczu, jakże cudowny był fakt, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby im przeszkodzić! Powoli nachylił się i po chwili całował ją delikatnie, z tą wspaniała świadomością, że ona odwzajemnia każdy jego pocałunek. Nie odrywając się od jej ust zaczął umiejętnie cofać się do swojego łóżka, cały czas prowadząc ją ze sobą.
Ruda ciekawa była ile jeszcze punktów regulaminu szkolnego złamie tego wieczoru, ze względu na tego niesfornego chłopaka. Wiedziała, iż robi źle, ale to zło było tak przyjemne, że aż nie potrafiła się oprzeć. Wcale nie chciała się opierać. Nie zwróciła uwagi na to, że wylądowała na miękkim materacu i że miała na sobie James’a przytulając go co jakiś czas. A jednak coś w jej psychice podpowiadało „To Potter… Ten Potter… Czy jeśli go nienawidzisz to możesz go całować?”. Ale nie dbała o to!
Nagle poczuła ostry ból głowy, a następnie swoje imię wypowiedziane nieznanym jej tonem głosu. Oderwała się od Rogacza, który popatrzył na nią pytająco widząc jej zmarszczone brwi i wzrok, obiegające całe dormitorium.
- Coś się stało?- spytał szeptem przyglądając się jej badawczo. Swoja drogą doszedł do wniosku, że idealnie pasuje do jego łóżka. Kosmyki jej włosów rozłożyły się cudnie na poduszce, szlafrok niemal całkowicie rozwiązany teraz odkrywał koszulkę, sięgającą zaledwie do ud.
- Muszę iść…- Lil zerknęła w te brązowe oczy, które teraz uśmiechały się do niej.
- A kto powiedział, że ja cię puszczę?- na twarzy Pottera pojawił się huncwocki uśmieszek.
- Ale ja muszę!- stwierdziła z naciskiem na ostatnie słowo. Ostry ból głowy znała już w wcześniejszych doświadczeń, kiedy słyszała tamtą plątaninę głosów, kiedy widziała dziewczynę z burzą loków. Przeczuwała, że tym razem chodzi o coś podobnego. – Potter zejdź ze mnie, proszę.- wciąż pamiętając, że ma być do samego końca miła spojrzała na niego błagalnie.
- Jeśli się ze mną umówisz Evans. – uśmiechnął się perfidnie i nachylił składając kolejny pocałunek na jej ustach. I tym razem Lily nie była w stanie mu odmówić, do momentu, w którym po raz kolejny w jej głowie rozbrzmiało wyraźne „LILIAN”. Natychmiast się oderwała obserwując Rogacza, ale nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek usłyszał.
- Jesteśmy umówieni.- stwierdziła zniecierpliwionym tonem.- Dziesiątego spędzamy razem niemal cały dzień, więc… James, błagam!- jęknęła czując się tak jakby zaraz głowa miała jej pęknąć na dwoje.
Potter ściągnął brwi wstając z łóżka, a następnie podając jej rękę, żeby i ona mogła wstać. Coś było wybitnie nie tak…
- Dobrze się czujesz?- spytał widząc jej bladą twarz.
- Tak!- odparła podnosząc głos na tyle, by nie obudzić pozostałych.
- Jesteś cała blada. Powinnaś iść do skrzydła szpitalnego…
- Nic mi nie jest.- przerwała mu ze zdecydowaniem.- Poradzę sobie. Naprawdę. – dodała o wiele milej widząc niedowierzającą twarz Rogacza. – To tylko ból głowy.- uśmiechnęła się niewinnie, robiąc krok w stronę wyjścia, ale nogi miała jak z waty. James wciąż patrzył na nią z uniesiona jedną brwią.
- Odprowadzę cię. – zdecydował.
- Nie! To…- nagle zakręciło jej się w głowie, zamrugała kilkakrotnie chcąc przywrócić sobie równowagę.-…tylko…- wszystko co widziała zaczęło zachodzić bielą, jakby telewizor powoli przestawał odbierać i nagle to.. „LILY”.- …ból głowy…- nieświadoma tego co się z nią dzieje, osunęła się na ziemię.
- LIL!- James rzucił się do niej nie zwracając uwagi na to, iż swoim krzykiem właśnie pobudził przyjaciół…







Jasmine zerwała się z łóżka, zdezorientowana po swoim nocnym koszmarze. Była cała zlana zimnym potem i oddychała głęboko. Jeśli uda jej się z tego wszystkiego ujść cało to będzie to chyba cud.
Elvin nie miewała zwyczajnych snów. Wiedziała, że coś znaczą, a po dzisiejszej nocy w końcu zrozumiała. Ziściły się jej najgorsze obawy… Więcej nie zobaczy babci… Co najwyżej w jednym ze swoich realnych snów, a i to tylko pod warunkiem, że wykona swoją małą misję.
- Co jeszcze złego może się przydarzyć?- spytała samą siebie po cichu łamiącym się głosem. Spojrzała w stronę okna. Gdzieś tam, na świecie, ukrywa się wielkie zło, a ona zrobi wszystko co w jej mocy, aby pomóc to zniszczyć. Za babcię! I za innych, którzy oddali swe niewinne życie!
Jeszcze nigdy nie czuła się tak pewnie. Pomimo, iż po policzku spłynęła jej kolejna, cenna łza, to w sercu rodziła się nienawiść do pewnej osoby. Jas zaczynała nienawidzić po raz pierwszy w życiu…
- Jeszcze zobaczymy…- wyszeptała kładąc się na poduszce. – Zobaczymy….






Kiedy otworzyła oczy, zauważyła, że jest w nieznanym jej pomieszczeniu. Było ciemno, nie dostrzegała nic, prócz światła jakie dawał ogień w kominku. Nie pamiętała jak się tu znalazła. Ktoś musiał ją przynieść, albo lunatykowała… Nie! To mało prawdopodobne! Szybciej ktoś sobie stroi z niej żarty. Nie mogła się pozbyć wrażenia, że zna to miejsce…
Podeszła do kominka, stając w świetle płomieni. Dostrzegła, że jest on zbudowany z wielkich kamieni, których nawet nie poddano obróbce. Rozejrzała się nerwowo, ale w dalszym ciągu nie była w stanie nic wypatrzeć. Robiło się odrobinę przerażająco.
Nagle jej uwagę przykuł wielki kamień stojący na kominku. Był wielkości pięści, a gdy Lily wzięła go do ręki okazało się, że masę również ma dość sporą. Kiedy wzięło się go pod światło okazało się, że ma ciemnozieloną barwę. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że trzyma w dłoni tak dużą bryłę surowca o nazwie…
- Amiriadel.- rozległ się nagle czyjś chłodny głos. – Bardzo duża moc. – Lil rozejrzała się przestraszona, poczuła się jakby przyłapano ją na kradzieży. – Jeśli ktoś zdaje sobie sprawę z jego właściwości może być przydatny. Osoba, która go nosi zwiększa swoją moc legilimencji i oklumencji pod warunkiem, że opanowała obie te sztuki. Jeśli nie… No cóż.- nagle z cienia spokojnym krokiem wyszedł młody, ciemnowłosy mężczyzna o bladej cerze i oczach pełnych dziwnej wyższości. Evans nie była w stanie wykrztusić ani słowa, była zbyt zaskoczona, bała się nawet poruszyć. – Trzymasz tak wielką bryłę amiriadelu, że zdajesz się zapraszać do penetracji własnych myśli, jeśli oczywiście nie znacz oklumencji. Ja na przykład już zdołałem dowiedzieć się jak się nazywasz oraz, że się mnie obawiasz, mimo iż ja nic ci nie zrobię. – na te stwierdzenia Ruda natychmiast pozbyła się kamienia, odkładając go ponownie na miejsce. Kiedy się odwróciła, by upewnić się, iż nowa postać nie jest złudzeniem, zauważyła, że mężczyzna już siedział na wielkim fotelu, którego wcześniej z pewnością tu nie było. Nie potrafiła ukryć zaskoczenia i rzeczywiście odrobiny strachu, ale najgorsza była ciekawość… W jej głowie rodziło się multum pytań.
- K-kim jesteś?- zmarszczyła brwi bacznie obserwując nieznajomego.
- Na razie nikim. – odparł równie chłodnym głosem, który przyprawiał ją o nieprzyjemne dreszcze. Przez chwilę stała nieruchomo wpatrując się w niego uparcie, ale nie otrzymała pełniejszej odpowiedzi. Po minucie uznała, że nie warto gadać z kimś kogo raz, nie zna, a dwa, nie chciał się przedstawić.
- Jak stąd wyjść?- spytała gotowa opuścić to mroczne miejsce.
- Wyjdziesz stąd, kiedy ja zechcę. – usłyszała w odpowiedzi. Zamrugała kilkakrotnie.
- Nie sądzę. – stwierdziła z odrazą. Nienawidziła wszelkich objawów rządzenia się.
- Więc proszę bardzo. Wyjdź jeśli potrafisz.- na bladej twarzy ani przez sekundę nie przebiegł uśmiech, rozdrażnienie czy jakiekolwiek inne uczucie. Jedyne co można było zauważyć to dzikie błyski w oku od czasu, do czasu. Choć niechętnie, Lily musiała przyznać rację osobnikowi siedzącemu w fotelu. Jak mogła stąd wyjść skoro nawet nie wiedziała gdzie są?! Wściekła skrzyżowała ręce.- Tak lepiej. – usłyszała po chwili. – Dlaczego nie usiądziesz?- Evans zmierzyła go spojrzeniem godnym wariata. Przecież tutaj był tylko jeden fotel! Nic więcej!
- Wiesz, gdzie jesteśmy?
- Nie!- Lil podniosła głos. Irytowało ją towarzystwo jakie teraz posiadała.
- To tłumaczy, dlaczego nie usiadłaś.- chłodne, czarne oczy świdrowały ją swym wzrokiem. Dziewczynę denerwował brak informacji. – Moje imię to Tom i chyba najrozsądniej będzie jeśli tak się do mnie będziesz zwracać. Dawno ukończyłem Hogwart i z bardzo dobrym wynikiem jeśli ci to pomoże. – Ruda dopiero teraz uniosła lekceważąco jedną brew i udała, że ją to interesuje, chociaż naprawdę usychała do tej pory z ciekawości. – Obecnie jestem twoim gościem. – zmarszczyła brwi.
- Jak to…
- Znajdujemy się w twoich myślach. Jesteś tu panią. Usiądziesz, jeśli zażyczysz sobie widzieć drugi fotel. – Zielonooka nie mogła zrozumieć jak. Dziwiła się wszystkiemu i nie za bardzo wierzyła w to co usłyszała, ale… Wyobraziła sobie wysiedziany fotel, taki jaki znajdował się w pokoju wspólnym Gryfonów. Zamknęła na chwilę oczy, a kiedy je otworzyła siedziała już na wygodnym fotelu, który zawsze zajmowała w PW.
- Niesamowite…- wyszeptała gładząc poręcz fotela.
- A wszystko dzięki biżuterii, którą nosisz.- Tom wyciągnął rękę i jakby na zawołanie, dłoń Lily uniosła się w powietrze, zatrzymując się w powietrzu. Jednak uwagę ich dwojga przykuł sygnet na serdecznym palcu dziewczyny.– Pierścień, który dostałaś zawiera…
- Ma oczko z amiriadelu. – wtrąciła Lil.
- Jesteś bystra.
- Nie znam się ani na legilimencji, ani na oklumencji, więc praktycznie ten klejnot tylko mi wadzi. Skoro ty dostałeś się do moich myśli tak łatwo, to każdy teraz może. Z tego wniosek, iż muszę się go pozbyć…- Lily zaczęła gorączkowo myśleć. Zaskoczyła samą siebie takimi wnioskami. Nieświadomie zaczęła uparcie próbować zdjąć pierścień z ręki.
- Jesteś bardziej bystra niż się początkowo wydawało. – na bladej twarzy po raz pierwszy ukazał się szyderczy uśmiech, w którym było pełno czegoś złowieszczego.
- Ja w tym nic zabawnego nie widzę. – skwitowała sceptycznie Ruda.
- Ja również nie. – dziewczyna tylko prychnęła teraz już otwarcie siłując się z sygnetem. – Nie zdejmiesz go. – stwierdził beztrosko Tom stykając ze sobą palce swoich dłoni. – Jest zaczarowany. Zdejmie go tylko osoba, od której go dostałaś.
- Znaczy się Dorian?- spytała zdezorientowana. Coraz bardziej intrygował ją jegomość siedzący w fotelu obok.
- Masz na myśli O’Conella?- kącik ust Toma zadrgał drwiąco. Lil nie była już niczego pewna. Powinna być o wiele bardziej ostrożna.
- Nie ważne. – skończyła lekceważąco. – Więc… Tom.- zwróciła się wypowiadając dobitnie jego imię i siląc się na przymilny uśmiech. – Jak widzisz ja bym chciała stąd wyjść, bo jutro mam do szkoły, a jeśli dobrze się uczyłeś powinieneś szanować coś takiego jak lekcje, a co za tym idzie…
- Dorian nie byłby w stanie podarować ci tak cennego kamienia. – wtrącił nagle chłodnym głosem, a Lily natychmiast zamilkła pochłaniając każde jego słowo. – Chyba zdajesz sobie sprawę z tego jak rzadki jest amiriadel. Dostałaś go ode mnie, a przekazała ci go moja przyjaciółka. – mężczyzna wstał, a Zielonooka zdążyła właśnie stworzyć sto innych pytań. Jakim cudem nieznajoma osoba wręcza jej praktycznie bezcenny podarunek? Czyżby może jednak się znali? – Nie znam cię.- usłyszała nagle. – Ty mnie nie znasz, ale mamy sporo czasu. Nie zdejmiesz pierścionka, bo ja sobie tego nie życzę. Muszę się o tobie dowiedzieć więcej…- obszedł ją dookoła, a w jego oczach Lil dostrzegła chwilowy przebłysk czegoś nieokiełznanego i groźnego. Poczuła jak przeszywa ją dreszcz strachu.
- Dlaczego miałabym słuchać ciebie?- spytała udając znudzoną, ale przestraszyła się jeszcze bardziej, kiedy Tom spojrzał na nią z tym dzikim błyskiem, który jakby szybko opanował.
- Nasza wspólna znajomość może przynieść nam obojgu korzyści. – stwierdził chłodno. – Mam wielu przyjaciół w Hogwarcie i poza nim. Niejedna ty posiadasz biżuterię z amiriadelem. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, oni cię znajdą, ja cię znajdę.
- Jak?- zmarszczyła lekko brwi patrząc pytająco, ale Tom chyba nie miał zamiaru odpowiadać, bo tylko mierzył ją swoim bystrym spojrzeniem raz na jakiś czas zerkając w oczy. Przypominał jej Doriana, bo… Przecież Dorian też ma taki sam pierścień jak ona!
- Opowiesz mi o sobie. – rzucił nie znoszącym sprzeciwu głosem. Lily nie miała zamiaru nic mówić, chciała zadać jeszcze tyle pytań, ale kiedy otworzyła usta, jej towarzysz rozejrzał się ściągając brwi. Czyżby coś było nie tak? – Ale nie dzisiaj. Nie teraz… - popatrzył na nią spokojnie, a po chwili zrobił krok w tył, zakrywając się niemal zupełnie w ciemności jaka ich otaczała.
- Czekaj!- krzyknęła Lily. Przecież wcale go nie znała! Musiała wiedzieć więcej niż samo imię.
- Niebawem znów się zobaczymy, a wtedy może dam ci odpowiedź na pytanie, które męczy cię najbardziej. – i zniknął zupełnie. Znowu stała sama w świetle ognia, który powoli się wygaszał. Patrzyła uparcie w miejsce, w którym zniknął niejaki Tom, zupełnie jakby spodziewała się, że zaraz wróci. Nie potrafiła wyjaśnić czemu tak ją zaciekawił. Czuła się okropnie, bez żadnych informacji. Jaki Tom? Zapewne istnieje ktoś kto jej powie coś więcej… Tylko kto? Kto?!
- Dorian…- wyszeptała sama do siebie. – Muszę zobaczyć się z Dorianem. – powtarzała to sobie gorączkowo w myślach, nawet nie zauważając, że ogień w kominku całkiem zgasł, a ją otoczyły egipskie ciemności.
- LILY! Na litość boską!- ktoś potrząsał nią energicznie. Powoli otworzyła oczy nie za bardzo zdając sobie sprawę w tego co się dzieje i… była w dormitorium! Teraz wystarczyło go poszukać. Poszukać O’Conella i zapytać… Tak…
- Lil!- na podłodze obok niej klęczał chłopak, który widząc, że odzyskała przytomność nie potrafił ukryć radości.
- Dzięki Bogu!- usłyszała drugi głos. Obróciła głowę i zobaczyła Blacka klęczącego po drugiej stronie.
- Dobrze się czujesz?- zerknęła na kolejną postać obok siebie. Chyba tylko Remus przyglądał się jej uważnie bardzo zmartwiony.
- Ja muszę się spotkać z Dorianem. – wyszeptała nie zwracając uwagi na cała trójkę Huncwotów. Była zbyt skołowana. Nie wiedziała jakim cudem nagle znalazła się na podłodze w dormitorium chłopaków, ale mniejsza z tym!
- Uspokój się…- Potter pogładził jej dłoń. Cała była czymś bardzo przejęta. Oddech miała płytki i chyba nie wiedziała za bardzo co tutaj robi.
- Trzeba ją zaprowadzić do pielęgniarki.- stwierdził stanowczo Lupin.
- Nie!- Lil zaprotestowała niemal natychmiastowo. – Nic mi nie jest…
- Ja też jestem za pielęgniarką. – James w pełni popierał Lunatyka. Wciąż miał przed oczyma padającą Lilian, wciąż pamiętał jak się przestraszył i nie wiedział co ma robić. Zupełnie stracił głowę! A teraz odczuwał niezmierną ulgę. Wszystko było dobrze…
- Ale ja nie jestem, jasne?!- Ruda podniosła głos mierząc ich złosnym wzrokiem i powoli wstając z pomocą Syriusza i James’a. – Jak mówię, że nic mi nie jest, to nic mi nie jest. Po prostu upadłam.- zakończyła bagatelizując sprawę. Jakoś nie miała ochoty żeby cała szkoła wiedziała, gdzie była dzisiejszej nocy.
- Upadłaś?- zaciekawił się Łapa z chytrym uśmieszkiem na twarzy. – To może mi powiesz dlaczego upadłaś akurat tutaj?- podniósł wrednie jedną brew.
- Upadłam w tym miejscu, bo tu akurat stałam, kiedy zasłabłam.- Evans spojrzała na niego sceptycznie.
- No tak… Ale w naszym dormitorium… O tej porze…- Black zacmokał z niedowierzaniem, chociaż jego oczy śmiały się w perfidny sposób. – Co tu robiłaś? – i zerknął podejrzliwie na Rogacza, który spuścił wzrok na podłogę, udając, że przypatruje się własnym stopom.
- Ja…- tu pojawił się pierwszy poważny problem. Dopiero teraz do Lily dotarło CO tutaj robiła. Nie spodobało jej się to… Jutro już wszyscy będą wiedzieć! „Dziewczyno coś ty sobie myślała?”, pytała samej siebie. W końcu to Potter! Będzie chciał się pochwalić. – Ja lunatykowałam!- skłamała już drugi raz jednego wieczoru i chyba nie najlepiej jej to wyszło, bo Łapa tylko uśmiechnął się szerzej.
- Ty nie lunatykujesz. – Syriusz patrzył na nią triumfalnie, obserwując jak przygryza nerwowo jedną wargę i zerka z podenerwowaniem na James’a, jakby tam szukała wsparcia, ale on dla odmiany teraz zwrócił swoją uwagę na głośno chrapiącego Petera.
- Oj, Black!- spojrzała na niego krytycznie. – Dzisiaj lunatykowałam, okey?- skrzyżowała wściekle ręce na co chłopak roześmiał się.
- To lunatykujesz tak raz na jakiś czas, a tylko dziś cię przyłapaliśmy?- Łapa uśmiechnął się triumfalnie.
- Syriuszu ostrzegam cię. – zmrużyła mściwie oczy.
- Dobra, odczepiam się. – Black zmusił się do poważnej miny, a następnie grobowym tonem zwrócił się do Rogacza, który już najnormalniej w świecie przysłuchiwał się rozmowie:- A ty wytłumacz mi, jak to się stało, że podczas jej lunatykowania, ty nie byłeś w łóżku i nie spałeś. I nie wciskaj kitu, że spałeś, ale obudziło cię głośne „bum” jakie wydała ta oto dama podczas padania, bo ja zanim usłyszałam wspomniane wcześniej „bum” przestraszyłem się na krzyk typu „LILY”.- zakończył Syriusz z opanowaniem, wyprostowany rozglądał się z wyższością próbując powstrzymać własny śmiech.
- Mój Boże…- skrzywił się Potter.- Teraz wyglądasz jak twoja matka. – James uśmiechnął się z zaskoczeniem.
- Tak… - wtrącił Remus tłumiąc rozbawienie. – Te same oczy, włosy, policzki, a w szczególności to płeć.
- Śmiejcie się, śmiejcie...- Łapa uniósł kącik ust.- Ale Rogasiu, na pytania się odpowiada.- napomniał swojego przyjaciela. – Więc jak to się stało, że obudziłeś się wcześniej?- Lil obserwowała Pottera ze strachem. Powie prawdę, czy skłamie?
- No wiesz Łapo…- zaczął James z tym swoim pewnym siebie uśmieszkiem, a dziewczyna nagle poczuła, że cokolwiek on nie powie, to z pewnością będzie miała kolejny powód do złości. – Jak lunatykowała to strasznie wpychała się do łóżka.- zakończył z huncwockim błyskiem w oku.
- Chyba w twoich snach.- prychnęła Ruda przewracając oczyma.
- No w snach też niejednokrotnie.- przyznał James wciąż uśmiechając się figlarnie, kiedy spojrzał w zieloną toń jej oburzonego wzroku.
- Wiecie co by było, gdyby tak powiedzieć pewnym osobom, że Evans była tutaj?- spytał Black z zastanowieniem.
- A wiesz Syriuszu co by było, gdyby tak powiedzieć pewnym osobom, że podczas snu przytulasz poduszkę i się ślinisz?- nagle Łapa znieruchomiał, a Lily uśmiechnęła się triumfalnie. – Właśnie. – podsumowała, klepiąc go lekko po plecach. – To ja idę spać, chłopaki. – korzystając z chwili głębokiego szoku w jakim znajdował się Black postanowiła opuścić niebezpieczny teren.
- To ja cię odprowadzę, bo jak znowu zemdlejesz…
- Spadaj Potter!- przerwała mu kierując się w stronę wyjścia. Zatrzymała się dopiero w drzwiach, odwróciła i powiedziała:- Bez względu na wszystko i tak wciąż jestem wściekła Potter i wciąż cię nienawidzę. Dobranoc wam.- pożegnała się i zniknęła w ciemnościach.
Mimo iż na koniec była wredna i niemiła jak zazwyczaj, to Rogacz uśmiechnął się sam do siebie. Dzisiejszy wieczór z całkowitą pewnością na długo utkwi mu w pamięci…
- Martwię się o nią.- w dormitorium dało się słyszeć poważny głos Łapy.
-Hmm?- Potter poszedł w stronę swojego łóżka, a po chwili szczelnie okrywał się kołdrą.
- To omdlenie…- Syriusz westchnął ciężko. – James to nie pierwszy raz. – wyrzucił nagle, gdy sam już był w łóżku.
- Jak to?- Rogacz zmarszczył brwi.
- Jak z nią raz rozmawiałem to też osunęła się na ziemię. Przestraszyłem się wtedy, ale jak odzyskała przytomność to poprosiła o wodę i tyle. – wytłumaczył Black.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej?! – spytał z wyrzutem Potter.
- Bo gdyby zemdlała później na twoich oczach to chyba musielibyśmy ją do św. Munga odsyłać ze zwykłymi omdleniami. – stwierdził Łapa odrobinę zgryźliwym tonem.
- Bo to powód do niepokoju!
- Niepokój to będzie wtedy jak ona zacznie się z tobą umawiać, a póki co, to ona coś ukrywa…- Syriusz zamyślił się. Z pewnością był powód, dla którego Lil nie poszła jeszcze do SS. Coś o czym wie tylko ona… No, może Dorcas też.
- Łapa ma rację. – wtrącił się nagle Lupin – Lily ma kłopoty, z którymi sobie nie radzi. – dodał, przypominając sobie słowa Jasmine. – Ale nam się wtrącać nie wolno. – zakończył dobitnie.
- Jasne, mam siedzieć cicho i obserwować jak się męczy. – prychnął James.
- Nawet jakbyś chciał jej pomóc to nie możesz.- stwierdził Remus. – Ona nie chce z tobą gadać. – na te słowa Potter tylko uśmiechnął się chytrze.
- Luniaczku, przyjacielu, coś mi się wydaje, że po tym lunatykowaniu Evans, to oni się szybko pogodzą. – oświadczył Syriusz przyglądając się swojemu najlepszemu przyjacielowi.







- Wróciłaś!- ucieszył się ciemnowłosy chłopak na widok Lily wchodzącej do dormitorium.
- Tyron!- syknęła wściekle dziewczyna, zerkając nerwowo na niemalże pustą butelkę. – Co ty robisz na moim łóżku w stanie nietrzeźwym?!- spytała wściekle, podchodząc do niego.
- Siedzę?- spytał całkowicie rozbawiony. Rzeczywiście lekko wirowało mu w głowie, ale nie seplenił jeszcze, ani nie chwiał się na boki. Istniało jednak prawdopodobieństwo, że niedługo może to nastąpić, gdyż Ognista Whisky działała z lekkim opóźnieniem.
- Natychmiast mi się stąd wynoś!- zarządziła Lil wskazując mu palcem jego łóżko.
- Zrobiłaś to co miałaś zrobić?- spytał bardziej ponuro przyglądając jej się mętnym wzrokiem. Ruda nagle zapragnęła wygarnąć mu za umowę z Potterem, ale czy w ogóle będzie pamiętał o tym jutro?
- Pogadamy o tym później!- odparła coraz bardziej poirytowana.
- Dlaczego nie teraz?- uparł się Hitchswitch używając swojego stanowczego tonu co sprawiło, że wydał się zupełnie trzeźwy, jakby jakiekolwiek odmowy strasznie nim wstrząsały.
- Bo powinieneś się do jutra wyspać, gdyż będziesz miał trening quidditcha. – uśmiechnęła się ponuro Evans, wpadając nagle na świetny pomysł.
- Trening zarządziłem dopiero popołudniu. – ziewnął Tyron.
- A właśnie, że nie. – stwierdziła nagle dziewczyna z satysfakcją w głosie. – Osobiście dopilnuję, żebyś równo ze wschodem słońca był na nogach. Następnie pobudzisz cała resztę drużyny i udacie się na boisko żeby ćwiczyć. – na koniec uśmiechnęła się figlarnie, kiedy chłopak patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Wpuściliśmy do dormitorium demona…- podsumował wciąż przyglądając jej się niepewnie.
- Nie marudź!- zbeształa go Zielonooka. – Wracaj na swoje łóżko. – rozkazała próbując go ściągnąć z własnej pościeli, ale on chyba nawet tego nie zauważył.
- Tu mi dobrze. – nie zwracając uwagi na oburzoną Lilian rozłożył się na jej łóżku. – Branoc.- Lil westchnęła z furią, widząc jak Tyron przymyka powieki i przytula się do jej poduszki. Miała wielką ochotę przenieść go siłą, ale niestety chyba nie była w stanie.
- Zobaczymy jutro. – rzuciła dumnie, kiedy z niezbyt szczęśliwą miną zajmowała legowisko Hitchswitcha. Choć w zasadzie wszystko wyglądało tak samo, to dziewczyna zasynała pół nocy…







Pomimo, iż od dłuższego czasu czuła promienie słońca na swojej twarzy, to nie chciało jej się wstawać z łóżka. Zbyt leniwa? Zbyt zmęczona? Nie… Tak wyglądała każda szczęśliwa niedziela w jej życiu. Leniwie podniosła powieki i nagle zdała sobie sprawę, że to nie słońce tak oświetla całe dormitorium od jakiegoś czasu!
- Jasmine co ty wyprawiasz?!- Dorcas ziewnęła przeciągle. Była 5 rano!
- Ubieram się. – oświadczyła najspokojniej w świecie szatynka. Jednak w jej zachowaniu Meadows wyczuła swoiste podenerwowanie. Strasznie energicznie zakładała sweterek, odrzucając resztę swoich ubrań z powrotem na miejsce. Coś wyprowadziło z równowagi jej przyjaciółkę.
- No, ale dlaczego tak wcześnie? – Dor nerwowo zerknęła na różdżkę, która unosiła się w powietrzu świecąc nadzwyczaj jasno. To te promienie ją wybudziły. Oświetlały każdy kąt w pokoju.
- Chcę złapać Lily. – odparła Jas, przyszykowując sobie płaszczyk i szalik.
- I myślisz, że ona wyszłaby tak wcześnie na podwórek? – zdziwiła się blondynka.- Bo ja nie sądzę.- ziewnęła, zakrywając sobie dłonią usta. – Nie bądź głupia i wracaj do łóżka. – dziewczyna przytuliła się do swojej poduszki.
- Ale kiedy ja wiem, że ona wyjdzie na boisko. – powiedziała nieśmiało Elvin, ale to stwierdzenie rozbudziło Dorcas. Dori zdążyła się już nauczyć, iż gdy jej koleżanka mówi „wiem” to tak będzie.
- A twierdziłaś, że nie będziesz przewidywać przyszłości. – przypomniała jej Meadows, marszcząc nieco brwi.
- Tak…- przytaknęła Elvin niepewnie. Do dziś pamiętała jak jeszcze w klasie drugiej każdemu służyła przepowiednią, nie mogąc opanować chęci poznania całej prawdy, aż pewnego dnia, starsza od niej o dwa lata dziewczyna spytała o swoją matkę… Jas nigdy nie zapomniała co wtedy zobaczyła… Jak miała powiedzieć tej dziewczynie, że jej ukochana mama umrze za kilka dni, zabita przez zakapturzoną postać?! Jak miała wytłumaczyć, że tego i tak się nie zmieni?! To właśnie od tamtej pory porzuciła przepowiadanie przyszłości. Wolała nie wiedzieć za wiele, a żyć tym, co jest teraz. –Ale wiedz, że są momenty, gdy trzeba przełamać własne ograniczenia i dzielnie wkroczyć na zakazany teren, aby móc nieść to co dobre. Poza tym… nie patrzyłam w przyszłość. Wczoraj w nocy moja babcia pokazała mi Lily. – sprostowała Jasmine, a minę miała tak zaciętą i pełnią dziwnego zdecydowania, że Dor przestraszyła się, ale jednocześnie poczuła coś w rodzaju współczucia i żalu.
- Och, Jas…- westchnęła smutnie. – Prawda jest taka, że to był zwykły sen…- powiedziała matczynym tonem. – Twoja babcia zaginęła, a ty nie możesz się z tym pogodzić. Kiedy zaginął mój tata, ja też miałam sny z jego udziałem. – wyznała Meadows nie zdając sobie do tej pory sprawy, że wciąż tęskni za swoim ojcem, choć wie, że nigdy go nie zobaczy. – Ale to były tylko sny!- stwierdziła z naciskiem. – Zwyczajne sny o tym czego nie ma.- Elvin okręciła głową z oburzeniem.
- Moja babcia gdzieś tam jest!- rzuciła buntowniczo. – I choć ja nie dam rady jej uratować, to uratuję tych, których mogę!- Jas podeszła szybkim krokiem do okna. Wstawał świt. Młode promienie słońca bezczelnie zaczynały penetrować świat. Jasmine wzięła do ręki swoją różdżkę i wyszeptała „Knox”. Stało się ciemniej, ale szatynka obserwowała błonia czekając na postacie, które miały pokazać się lada chwila.
- Ja idę spać. – Dorcas nie wierzyła, że można tak ślepo ufać swoim sennym wizjom. Elvin zawsze miała dar do wróżbiarstwa, ale nigdy nie ufała swojemu wewnętrznemu instynktowi, a dziś najwyraźniej postanowiła działać inaczej. – Powodzenia w czekaniu na Evans. – blondynka zakryła się całkowicie kołdrą, oddzielając od rzeczywistości i zatapiając się we własnych marzeniach...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:43, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Nikt nie potrafił tego wytłumaczyć, ale równo z pierwszym promieniem słońca na jej twarzy dziewczyna rozbudzała się. Tak samo było i teraz. Potarła oczy wyciągając się w łóżku. Była strasznie zmęczona, ale wewnętrzny budzik dawał o sobie znać. Schowała się pod kołdrę, aby w spokoju przypomnieć sobie wszystkie postanowienia na dziś oraz to co się wczoraj wydarzyło. Pamiętała o rozmowie z Syriuszem i towarzystwie swojego zwierzęcego przyjaciela, o wspaniałym pogodzeniu się z Meadows i nieco zaskakującym od niej prezentem, o kłótni z Hitchswitchem, a następnie zadaniu, które jej nakazał, o sypialni Huncwotów i tym co się tam zdarzyło…, o powrocie do swojego zajętego łóżka i nareszcie treningu, który zaraz Tyron zarządzi. Wzdrygnęła się lekko. To nie będzie łatwa niedziela…
I nagle poczuła jak ktoś ją szturcha w bok. Leżała tak całkowicie przykryta kołdrą i nasłuchiwała…
- Pssst! Tyron.- ktoś szturchnął ją jeszcze mocniej. – Wstawaj!- i wtedy dotarło do niej, że musieli pomylić ją z powodu łóżka, w którym obecnie się znajdowała. Już chciała wstać i wszystko sprostować, kiedy…- Tyron no dalej! Jak mnie Lily dopadnie to koniec! Wiem, że ty też masz u niej przerąbane, więc uciekajmy!- Nagle do Rudej dotarło: robiąc przegląd wczorajszego dnia, zapomniała o małym incydencie, z którego Jack zrobił wielką scenę, a teraz najwyraźniej próbuje się wymigać. Wezbrała w niej dziwna furia. Powoli ściągnęła kołdrę z głowy i z satysfakcją obserwowała jak na twarzy rudowłosego chłopaka uśmiech blednie i ustępuje miejsca przestrachowi.
- Mówiłeś coś o uciekaniu?- spytała mrużąc mściwie oczy.
- O!- Jack rozejrzał się szukając jakiejkolwiek deski ratunku. – Lily!- uśmiechnął się z udawanym uradowaniem. – A co ty tutaj robisz?- zdziwił się.
- Zastanawiam się jak bardzo być dla ciebie podłą. – bez pośpiechu usiadła na łóżku.
- Dla mnie? No coś ty… Ja wczoraj, tego… żartowałem. Przecież wiesz…- mrugnął do niej okiem, ale zaczynał wycofywać się w stronę drzwi.
- Jaaasne. – Evans poparzyła na niego triumfalnie. Naprawdę się jej bał, a to już było coś. – Tak sobie myślę… szlaban to dla ciebie za mało, prawda?
- Lily, ale… ale póki jest jasno miałaś zrobić trening. Pamiętasz? Wczoraj tak powiedziałaś. – Zielonooka znieruchomiała. Zerknęła w okno i dostrzegła, że słońce zdążyło już niemalże całkowicie pojawić się na niebie. Sama nie wiedziała kogo chciała ukarać bardziej.
- Dopadnę cię po treningu. – rzuciła na prędce do Jacka, podczas, gdy już zdążyła znaleźć się przy swoim łóżku i próbowała obudzić śpiącego na nim chłopaka. Nie zwracając uwagi na to, iż rudzielec zdążył uciec, spokojnie przykucnęła przy brzegu materaca, tak że doskonale widziała twarz Hitchswitcha, który drzemał w najlepsze.
- Ej...- zaczęła delikatnym głosem, szturchając go lekko w ramię. – Mój drogi pora wstawać…- zauważyła, iż Tyron podniósł na chwilę powieki, następnie zamknął je na kilka sekund, by ponownie je unieść, rozglądając się niezbyt przytomnym wzrokiem z lekkim zaskoczeniem. – Chyba nie chcesz przespać całego dnia?- Ruda wciąż używała najsłodszego tonu na jaki ją było stać, ale zaczynało ją to nudzić. Rezultat był taki, iż chłopak patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami jakby nie był pewien co się dzieje i gdzie się znajduje. – TRENING!- wrzasnęła ze złością.
- Że co?!- Hitchswitch aż podskoczył.
- Trening! – powtórzyła dziewczyna z zawziętą miną. – Wczoraj ci obiecałam to słowa dotrzymuję. Masz pięć minut na ubranie się, dziesięć minut na poinformowanie drużyny i kolejne pięć na zebranie ich na boisku! – stwierdziła stanowczo.
- Boże, Lily! Mogłabyś choć raz odpuścić. – westchnął Tyron, sięgając po ubrania i kierując się w stronę toaletki.
- Nie mogłabym. – Evans zerknęła na zegarek. – Przyjdę do was później i może popatrzę trochę jak trenujecie, ale…
- O nie!- zerknęła wściekle na Hitchwitcha, który właśnie wystawił głowę z łazienki. – Idziesz razem ze mną. – rozkazał z tą swoją stanowczością. – Masz całe dziesięć minut na wybranie się, kiedy ja zacznę zwoływać drużynę. – uśmiechnął się do niej wrednie.
- Phi! Jak nie będę chciała to nie pójdę. – stwierdziła mierząc go sarkastycznym wzrokiem.
- Jak nie będziesz chciała to cię zaciągnę tam siłą. – w brązowych oczach ciemnowłosego chłopaka Lil dostrzegła iskierki, które jej się nie spodobały, a zapewniały one, że z pewnością to co przed chwilą powiedział gotów jest wprowadzić w czyn. I choć naprawdę nie chciała, to mimo własnej woli wyciągnęła sobie ubrania i zajęła toaletkę…







- Black! Potter!- donośny i władczy głos przerwał sen dwóm spośród Huncwotów, przy okazji wybudzając resztę. – Wstawać!
Zarówno Łapa jak i Rogacz zaczęli leniwie przeciągać się w łóżkach. Nienawidzili jak się ich budziło.
- Tyron?- Syriusz usiadł, patrząc z zaskoczeniem na postać ciemnowłosego chłopaka. – Co ty tu robisz tak wcześnie rano?- spytał ziewając potężnie.
- Zbieram drużynę. – oświadczył bez cienia entuzjazmu Hitchswitch. – Według ustaleń mojego „szefa” macie pięć minut żeby pojawić się na boisku, a mnie zostało jeszcze cztery, aby zwołać Laketa i Carlberta. Tylko pośpieszcie się, bo wspomniany już szef jest dziś w złym nastroju. – westchnął na koniec podrzucając chłopakom ubrania.
- Jaki szef?- Potter zdążył już zmierzwić sobie włosy i w tym momencie mocował się z własnym sweterkiem.
- Każdym chłopakiem pomiatają kobiety. – odparł na to Hitchswitch używając podejrzanie chłodnego tonu.
- Wow! Tyron, znalazłeś sobie wreszcie dziewczynę co tobą rządzi, a nie na odwrót. – zaśmiał się Black, ale chłopak tylko skrzywił się sceptycznie.
- Powiedz jak się nazywa.- poprosił James. – Trzeba wiedzieć komu mamy dziękować za zmęczenie na twarzach. – uśmiechnął się wrednie.
- To dziękuj Evans. – Rogacz wyprostował się machinalnie. – Wczoraj chyba wróciła lekko zdenerwowana do dormitorium, a ja ją dodatkowo podirytowałem i teraz mam. Obiecała mi trening o świcie, więc zbierać się chłopcy. – Tyron powoli wyszedł, zamykając starannie drzwi.
- Od kiedy Lily interesuje się quidditchem?- spytał Łapa, nie ukrywając zaskoczenia.
- Tylko to cię martwi?- prychnął Rogacz, ale Syriusz zdawał się go zupełnie nie rozumieć. – Prawdziwe pytanie brzmi: dlaczego Tyron słucha Lil. – to naprawdę niepokoiło okularnika. Hitchswitch słynął z poglądów, w których górowali mężczyźni, a teraz nagle postanowił spełnić tak irytujący rozkaz rudowłosej dziewczyny.
- Lepiej szybko się wybierzmy. – Syriusz zaczął w pośpiechu zakładać ubrania….






- Nie chcę! – jęknęła chwytając się desperacko czegokolwiek, a okazało się to być kolumienką od łóżka.
- Daj spokój!- chłopak, który trzymał ją w pasie i próbował wyciągnąć poza mury dormitorium uśmiechał się teraz figlarnie.
- Nie możesz mi kazać!- oświadczyła z lękiem w głosie.
- Ja posłuchałem ciebie, to ty posłuchasz mnie!- uparł się, ciągnąc z każdą minutą coraz mocniej.
- Tyron ja nie chcę! Przyjdę później, ale nie jestem jeszcze gotowa…. – zaczęła niewinnie.
- Idziesz teraz, bo i tak wyglądasz pięknie. – stwierdził mrugając do niej okiem, na co nieco się rozpromieniła.
- Ale ja nie chcę! -w tym momencie Hitchswitchowi udało się pociągnąć ją w stronę drzwi, gdzie po raz kolejny złapała się czegoś.
- Nie marudź! Jesteś moim szefem i masz nadzorować trening. – zarządził uśmiechając się jeszcze szerzej. Jej upartość nie miała granic…
- Proszę cię…błagam…- zaczęła, ale już schodziła po schodach, trzymana za rękę przez jednego ze swoich współlokatorów. Prawda była taka, że Lily Evans bała się spotkania z dwójką Huncwotów, których odwiedziła poprzedniej nocy. Bała się tego, iż zdążyli opowiedzieć o jej nocnych ekscesach połowie szkoły.
- To na mnie nie działa. Gdybyś ty nie była wredna, to bym cię siłą tam nie zaciągał.
- Gdybyś ty nie był wredny to ja bym nie była wredna.- odgryzła się Lil, zauważając świetną okazję do wyrzucenia mu wszystkiego, co się do tej pory nazbierało. Najbardziej mierzwił ją fakt zawarcia porozumienia z Potterem, które zmusiło ją do wczorajszych odwiedzin.
- Przestań się już zbierać. Przekraczasz własne limity czasowe.- stwierdził wesoło Tyron. – Według naszych wyliczeń powinni być na boisku już od 3 minut.- uśmiechnął się do niej perfidnie, kiedy zbliżali się do wyjścia z PW.
- Tyron ja… Ja nie idę!- krzyknęła desperacko, zapierając się nogami i chwytając rękoma krawędzi przejścia za obrazem.
- Nie bądź śmieszna!- chłopak zaczął wyciągać ją na korytarz, ale dzielnie się trzymała. Cała sytuacja bawiła Hitchswitcha, co było widać po jego minie, zaś Lily nie ukrywała zrozpaczenia i niechęci.- Ludzie się będą na nas patrzeć, jak na wariatów.
- O tej porze nikogo tu nie ma! Nie w niedzielę.
- No choć…
- Nie!- trzymała się mocno i za nic w świecie nie chciała puścić. W życiu dobrowolnie nie pokazała się na treningu. Nie chodziła na nie z koleżankami i nie będzie chodzić z Hitchswitchem!
- Na litość boską idźcie już sobie!- Gruba Dama najwyraźniej nie lubiła czekać, gdyż ton jej głosu nie był zbyt miły. Ale Evans o to nie dbała. Zależało jej tylko na powrocie do dormitorium. Dlatego zapierała się z całej siły, podczas gdy Tyron, trzymając za rękę, próbował bezskutecznie wyciągnąć ją na korytarz. Ruda wiedziała, iż niebawem i tak ustąpi, bo na długo jej tych sił nie starczy, ale każda minuta zwłoki dawała jej pewną satysfakcję. Przed sobą miała Hitchswitcha i przejście na korytarz, a za sobą Pokój Wspólny i…
- Można przejść?- usłyszała zmęczony głos Blacka.
- Nie można!- odparła ze zdenerwowaniem, mając nieco złe przeczucia. Bo jeśli za nią stoi Syriusz, to czy możliwe, że jest sam?
- Łapa! Rogacz!- ucieszył się Tyron, uśmiechając się radośnie. – Na trening? – spytał chytrze.
- No tak…- Potter ziewnął potężnie, przeczesując dłonią włosy. – Na strasznie poranny trening… - wypomniał. Wtedy dopiero zaczął interesować się zatorowanym przejściem. Jak podejrzewał, zobaczył ognistowłosą dziewczynę, która dzielnie stawiała opór ciemnowłosemu chłopakowi. James od samego rana chciał ją zobaczyć, ale nie spodziewał się, że nastąpi to tak wcześnie.
- My też idziemy na trening, prawda Lil?- Hitchswitch popatrzył na nią znacząco, ale ona tylko westchnęła ciężko.
- Tyron ja cię proszę! Możesz nie iść na ten trening, odwołać go, cokolwiek! Ale nie każ mi patrzeć na cztery piłeczki i siedmiu pajaców na miotłach!- wyrzuciła błagalnym tonem, ale po poruszeniu jakie zapanowało poznała, że chyba przesadziła z tymi pajacami…
- No wiesz!
- Nie no, na twoim miejscu bym ją już zabrał…
-Kogo ty miałaś na myśli?!
- Dosłownie bezczelność…
- Brak poszanowania dla quidditcha!- Syriusz i Tyron na zmianę wyrażali swoje oburzenie.
- Liluś powiedziała „pajaców”?- zaciekawił się James, na co Hitchswitch i Black zareagowali mierząc go sceptycznym wzrokiem. Powoli zaczął dostrzegać bawiące strony całej tej sceny. Miał przed sobą Evans z całą jej upartością oraz dwójkę przyjaciół, którzy nie potrafili przegrywać. Nieświadomie uśmiechnął się.
- Ja w tym nic śmiesznego nie widzę.- stwierdził Tyron, krzyżując ręce.
- Dosyć!- jęknęła Lily, wznosząc oczy do sufitu. – Ja miałam na myśli, że dla mnie quidditcha to nic innego jak głupia gra. Taka jak eksplodujący dureń, czy cokolwiek innego. – rozejrzała się po wszystkich i zauważyła, że Łapa zamrugał gwałtownie, jakby nie wierzył, że można było wymyślić tak głupie porównanie. Zresztą tak samo zareagował Hitchswitch, tylko Potter oparł się o ścianę i uśmiechał huncwocko. – Dlatego nie obchodzą mnie treningi. – ciągnęła nie zwracając uwagi na to, iż wkracza na bardzo grząski grunt. – Jak wam nie pasują one o tak wczesnej porze to zmieniłam zdanie i możesz go odwołać Tyron. – na koniec uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
- Lily, cała drużyna już zwołana. Pobudziłem wszystkich, a teraz zmieniasz zdanie?- Hitchswitch uniósł jedną brew z niedowierzaniem.
- To wam wyjdzie na dobre! Taka dyscyplina. – Ruda szukała jakichkolwiek argumentów, które pomogłyby jej wyjść cało z tej beznadziejnej sytuacji. – Tyron, proszę…- spojrzała na niego błagalnie, a on zmarszczył brwi, jakby zaczął się nad czymś poważnie zastanawiać. – Proszę…. Do końca życia będę ci dłużna, tylko powiedz, że mogę wrócić do dormitorium…- przez chwilę Lily myślała, że jej się udało. Zapomniała jednak o istnieniu jeszcze dwóch chłopaków spośród których jeden chciał się zemścić za swoje zmęczenie, a drugi instynktownie czuł, że jeśli teraz pozwoli się jej wrócić, to nikt nie zobaczy jej do końca dnia. James przeczuwał, że będzie go unikała, zupełnie jak poprzednim razem, ale postanowił zrobić wszystko, aby móc z nią porozmawiać. W końcu skoro poprzedniej nocy odrobinę się zapomniała, to nie mogło być między nimi aż tak źle, a co za tym idzie- szanse znacznie wzrastają…
- Ale w eksplodującego durnia grasz.- zauważył Potter, a dziewczyna na dźwięk jego głosu drgnęła lekko. – A skoro nie widzisz różnicy między jednym, a drugim…
- Potter idź dbać o opinię, gdzieś indziej!- warknęła na niego wściekle, na co uśmiechnął się jeszcze bezczelniej.
- Nie mogę iść gdzieś indziej- zaczął robiąc krok w jej kierunku.- bo nikogo nie przepuszczasz. – zakończył, gdy zatrzymał się tuż za jej plecami, wyprzedzając Syriusza.
- Tyron, proszę…- Ruda najwyraźniej uznała, że bardziej jej zależy na opuszczeniu towarzystwa niż dogadaniu Potterowi. Ponownie spojrzała wprost w brązowe oczy Hitchswitcha starając się być jak najmilszą. Musiał się zgodzić…
- Tyron ona nazwała nas pajacami!- przypomniał z oburzeniem Łapa.
- Nie ważne co powiedziała. – odparł chłodno Hitchswitch, a Zielonooka uniosła triumfalnie jedną brew zerkając na Syriusza. – I tak idzie na trening. – dziewczyna zamrugała kilkakrotnie.
- Nie możesz!- krzyknęła. – Ja nienawidzę quidditcha! – jęknęła bezsilnie.
- To czas go polubić!- rzucił beztrosko Black podchodząc do niej nieco bliżej.
- Jestem dziewczyną! Według statystyk dziewczyny w większości nie przepadają za sportem! Nienawidzę piłek, mioteł…
- Idziesz sama czy cię zaprowadzić?- spytał Rogacz szczerząc zęby.
- Uh! Ciebie Potter też nienawidzę! Was wszystkich! – tak wściekła nie była już od dawna. Czysta złość i nic więcej! Gotowa była gryźć, kopać i bić byleby pozostać w wieży Gryffindoru!
- Prawdziwa Złośnica.- roześmiał się Tyron przypominając sobie ich pierwsze spotkanie.
- Hitchswitch puszczaj moją rękę!- wrzasnęła, ponownie zapierając się z całej siły.
- Tyron możesz ją puścić.- stwierdził lekceważąco Łapa, który już zauważył, iż jego przyjaciel przymierza się do zabrania Lily z wejścia.
Rzeczywiście, James zastanawiał się czy wziąć ją na ręce, czy poprosić o pomoc Syriusza i po prostu wynieść ją na świeże powietrze. Już dawno nie miał okazji do obserwowania Lilian aż tak zdenerwowanej i sam nie rozumiał do końca dlaczego sprawia mu to taką radość. Może była to oznaka powrotu do poprzedniego stanu rzeczy? Najpierw ze sobą w ogóle nie rozmawiali, tak jak wtedy, gdy się nie znali, a teraz Lil krzyczy i obwinia, zupełnie jak wówczas, gdy na sam jego widok drżała ze złości.
- Czyli nie idziesz sama?- na wszelki wypadek Rogaś postanowił się upewnić, ale w samym jego głosie, Ruda dosłyszała figlarną nutę, która tak ją wyprowadzała z równowagi.
- NIE będę oglądać ŻADNEGO treningu quidditcha!- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- To już słyszeliśmy. – ziewnął Black. – James nie baw się tylko ją stąd zabierz!- spojrzał znacząco na Pottera. James omiótł wzrokiem sylwetkę dziewczyny, a w jego oczach zabłysły rozbawione iskierki. W zasadzie to chyba nie dałaby się ponieść, ani zaprowadzić. Trzeba było ją zmusić żeby poszła sama, a do tego potrzeba odpowiedniej taktyki…
Po krótkim namyśle postanowił zaryzykować… Położył jej swoje dłonie na biodrach. Nie mogła go odepchnąć, bo trzymała się krawędzi przejścia, wiedział, że będzie chciała uciec.
- Puszczaj Potter!- odwróciła do niego głowę i dopiero teraz chłopak mógł zobaczyć iskry ognia w jej zielonych oczach.
- Nie. Nie chcesz iść na trening?- spytał chytrze. – Nie musimy iść. Mnie tu dobrze.- uśmiechnął się do niej flirciarsko.
- Spadaj!- krzyknęła walcząc sama ze sobą żeby nie odepchnąć go rękoma. Musiała się trzymać żeby nie wyciągnęli jej na korytarz! Potter robił to wszystko specjalnie!
- Jak spadać, to tylko z tobą. – uniósł triumfalnie jedną brew. – Chyba, że postanowisz wyjść na boisko, wtedy masz mnie z głowy.
- Nienawidzę cię! – wrzasnęła nie mogąc zrobić nic innego.
- A co do mojej opinii…- James zerknął w głąb pokoju wspólnego. -… chyba ktoś idzie.- na to stwierdzenie Ruda zamarła. W życiu nie pozwoliłaby, aby zobaczono ją w takiej pozie z Jamesem Potterem, Syriuszem Blackiem i Tyronem Hitchswitchem. Złość ustąpiła chwilowemu przerażeniu, po czym nie zważając na to, że robi na rękę chłopakom wyrwała się Potterowi i odskoczyła do przodu, zostawiając przejście za portretem.
- No, proszę, proszę…- uśmiechnął się Tyron idąc za nią, ale nawet się nie odwróciła.
- Czego boi się Evans? Że ktoś zobaczy ją z Potterem. – zażartował James równając się z Hitchswitchem.
- Ja tam myślę, że lepiej by było żeby ktoś szedł obok niej. – stwierdził trzeźwo Tyron.
- Liluś mogę wziąć cię za rękę?- Rogacz pokazał wszystkie ząbki. Sytuacja z każdą chwilą stawała się bardziej zabawna. Lily szła kilka kroków przed nimi szepcząc coś wściekle pod nosem i ignorując wszelkie zaczepki, a Black, kilka kroków za nimi, cały czas ziewając.
- Lily!- zawołał Hitchswitch, a ona natychmiast odwróciła się piorunując go jednym ze swoich zabójczych spojrzeń. – Tak żebyś nam nie uciekła, wybierz sobie kogoś, kto będzie szedł obok ciebie.
- Phi!- Ruda prychnęła, po czym bez słowa zrobiła kilka kroków w ich kierunku, zwinnie przecisnęła się między nimi i podeszła do Blacka, który stał z tyłu ze znudzoną miną. – Idę z Syriuszem. – oznajmiła oschle, ciągnąc zaskoczonego Łapę na przód i rzucając jadowite spojrzenia na dwóch pozostałych chłopaków.
Rogacz i Tyron ruszyli za nimi energicznym krokiem, gdyż Evans szła bardzo szybko. James nie potrafił pozbyć się lekkiej zazdrości jaka zrodziła się w jego sercu, kiedy zauważył, że Lil i Syriusz od czasu do czasu wymieniają się zdaniami. Chyba już zawsze będzie miał ochotę zniszczyć każdego, kto się do niej zbliży. Potter nie zauważył jednak jak Hitchswitch idący obok marszczy brwi, obserwując parę idącą kilka metrów przed nimi…









Dla niej zaczynał się kolejny piękny dzień, choć nie wiedziała jeszcze jaka jest pogoda. Nie otwierając oczu, przeciągnęła się na swoim łóżku. Jak każdego dnia uśmiechnęła się na wstępie. Była przekonana, że wszystko stworzono z myślą o niej. Słońce i księżyc istniały, by oświetlać jej postać, koledzy i koleżanki, aby ją podziwiać, chłopcy żeby nie musiała się nudzić, zaś James Potter, by podnieść nieco poprzeczkę i odrobinę się natrudzić. Tak… Ten chłopak sprawiał więcej problemu niż pozostali i o wiele trudniej było jej go rozgryźć, choć robiła naprawdę wszystko w tym kierunku! Zdecydowała się nawet porozmawiać z Rachel, jego była dziewczyną. I czego się dowiedziała? Nic nowego… Od dawna wiedziała, iż główny problem stanowi Evans lecz jako jej przyjaciółka musiała siedzieć cicho. Sama Rachel do końca nie wiedziała jak udało jej się związać z Potterem. „Jakoś to wyszło…”, stwierdziła. „Może szukał kogoś żeby odwrócić swoją uwagę od tej rudej idiotki? Nie wiem… Cokolwiek im kierowało, doprowadziło do mnie, a ja zgodziłam się na to tylko dlatego, że nie ma w szkole dziewczyny, która nie wie kto to James Potter…”. Sheryl nigdy nie pogodziłaby się z faktem, że jakikolwiek chłopak woli inną dziewczynę. Wychodziła z założenia, iż skoro udało jej się zdobyć Jake’a Prestona to ze zwykłym szukającym powinna sobie łatwo poradzić, nawet jeśli podoba mu się inna dziewczyna.
Potrząsnęła głową, pozbywając się sceptycznych myśli i otwierając oczy. Dormitorium zalane było młodymi promieniami słońca. Nastała kolejna niedziela, którą będzie można poświęcić rozgryzaniu na czym polega urok Jamiego. Powoli usiadła rozglądając się dookoła.
- Jas?- spytała marszcząc nieco brwi, kiedy zauważyła ubraną i gotową do wyjścia Elvin.
- Sheryl, już wstałaś?- odpowiedziała jej pytaniem dziewczyna.
- Tak, ale widzę, że są osoby, które mają instynkt budzika lepszy ode mnie. – stwierdziła nie kryjąc swojego zaskoczenia. – Wybierasz się gdzieś?
- Aha. – Jasmine uśmiechnęła się do niej delikatnie. – Jeśli się nie mylę to idę na trening Gryfonów. – oznajmiła spokojnie, odwracając głowę do okna i ponownie wyszukując jakiegokolwiek ruchu.
- Jas, – Sher popatrzyła na nią współczująco. – trening jest dopiero popołudniu. – przypomniała jej matczynym tonem.
- Nie…- zaprzeczyła dziewczyna potrząsając swoimi pięknymi lokami i choć była odwrócona do Corvin tyłem, to brunetka przysięgłaby, że na twarzy Jas pojawił się cień tajemniczości.- Trening powinien się już zacząć. Na boisku są Laket, Cortez, Endwitch i Carlbert. – coś w tonie jej głosu zaniepokoiło Sheryl.
- A pozostali?- spytała ostrożnie czując lekki dreszcz strachu. Powoli zrobiła krok w stronę przyjaciółki, ale tamta nie odpowiadała….- Jasmine?- przypomniała jej o sobie, szturchając ją lekko w ramię. Wtedy szatynka odwróciła się, a Corvin aż odskoczyła do tyłu.
Już dawno nie widziała czegoś takiego! To był już chyba czwarty rok… Oczy Jas patrzyłyby na nią bystrze, ale tliło się w nich coś, co zamiast czernią wypełniało je od środka złotem, które stapiało się z bursztynowymi tęczówkami. Na jej czole widniała malutka zmarszczka, a cały ten widok mógł kogoś przerazić, jeśli… Jeśli nie znało się Elvin wystarczająco dobrze. Brunetka stojąca naprzeciwko zamarła pod tym mrożącym wzrokiem, próbując uspokoić oddech.
- Black, Potter i Hitchswitch są przy portrecie Grubej Damy…- oświadczyła Jasmine suchym głosem. – Lily ich zatrzymuje, nie chce iść…- w tym momencie dziewczyna mrugnęła i natychmiast powróciła do normalności.
- Nie rób tego przy mnie nigdy więcej.- poprosiła Sher wciąż lekko dygocąc.
- Przepraszam, ale to ty spytałaś…
- W życiu do głowy by mi nie przyszło, że wykorzystasz swoje wybitne uzdolnienia, żeby mi odpowiedzieć.- przerwała jej brunetka. Zapadło milczenie, w którym Elvin wpatrzyła się w dywan. Chyba zrobiło jej się odrobinę głupio, iż nastraszyła koleżankę, a Sheryl to wyczuwała. Postanowiła jak najszybciej zmienić temat. – A po co chcesz iść na ten trening?
- Muszę porozmawiać z Lil.- Jas zerknęła z lekkim zmartwieniem w chłodne oczy swojej przyjaciółki.
- A skąd wiesz, że ona tam będzie?
- Babcia mi powiedziała.- Jasmine odpowiadała na każde pytanie błyskawicznie, zupełnie jakby już wcześniej wiedziała o co ją spytają.
- Ale Lily nie lubi treningów! To znaczy… W życiu nie dała się zaciągnąć na trening nawet nam, więc jakim cudem pójdzie tam dzisiaj?
- Jesteś pewna, że chcesz odpowiedzi?- spytała Jas, a w jej oczach na krótką chwilę zabłysło dawne złoto. Sheryl wzdrygnęła się.
- Nie, nie… Zachowaj to dla siebie. – pokręciła szybko głową chwytając swoje ubrania. – Poczekasz chwilę? Pójdę z tobą na ten trening.







- Ja nie jestem ślepy.
- A ja nie jestem głucha, więc może przestałbyś mi to powtarzać?- Lil zmierzyła chłopaka ostrzegawczym spojrzeniem, idąc z nim ręka w rękę.
- Pod warunkiem, że rozwiniesz mi pojęcie „lunatykowanie”.- uparł się brunet unosząc jedną brew.
- Lunatykować to znaczy nieświadomie wykonywać we śnie różne czynności, zazwyczaj chodzić, co spowodowane jest działaniem światła księżyca. Inaczej somnambulizmować.- Lily odpowiedziała półszeptem, gdyż za nimi szedł Potter i Hitchswitch, a na koniec uśmiechnęła się przymilnie.
- Nie bądź taka chytra. Mnie chodziło żebyś wyjaśniła to pojęcie w kontekście w jakim go użyłaś wczoraj w nocy. – przypomniał jej Syriusz, przyglądając się uważnie jej reakcji.
- Więc dobrze. Lunatykowałam, czyli nieświadomie wykonywałam we śnie różne czynności, Najwyraźniej zaszłam do waszego dormitorium…
- Przestań kręcić! – żachnął się Black. – To twoje nieświadome wykonywanie czynności polega na całowaniu się z Rogaczem?! AUĆ!- Łapa aż podskoczył, kiedy Ruda ze wściekłą miną nastąpiła mu na nogę.
- Ciszej! – napomniała go.
- Nie zaprzeczasz?- zdziwił się Syriusz w jednej chwili zapominając o bólu.
- Potter ci się pochwalił?- spytała głosem pełnym obrzydzenia.
- Na brodę Merlina!- Black wytrzeszczył na nią oczy, nie mogąc w to uwierzyć. – Tak szczerze to palnąłem to żeby cię trochę sprowokować, ale nie miałem zielonego pojęcia, że trafię w sedno. – stwierdził zamyślając się. Więc jednak… James nie marnował swojego wysiłku. – I sama przyszłaś? Z własnej woli? – zaciekawił się nagle.
- Nie!- zaprzeczyła szybko.
- Umówiliście się tak?
- Nie!!!
- Przyszłaś, a on już czekał.
- NIE!- krzyknęła tak głośno, że aż chyba przesadziła. Obejrzała się za siebie z niepokojem, sprawdzając, czy Potter, ani Hitchswitch nie podsłuchują i wtedy napotkała pytający wzrok orzechowych oczu. Na chwilę nie odwróciła się, ale była świadoma, że musi go zignorować.
Rogacz nie wiedział o czym Łapa i Evans tak zaciekle dyskutują półszeptem, ale co jakiś czas, któreś z nich podnosiło głos. Tyron również starał się wyhaczyć każde możliwe słowo. Na razie bardziej zrozumiałe było: :przestań kręcić”, „auć” i „nie”. Taka niewiedza strasznie irytowała ich oboje. Potter patrzył spode łba jak Zielonooka gada zaciekle z Syriuszem, starając się ukryć każde słowo przed publicznością. Mimo to stwierdził, że…jest piękna.
- Więc zgodziłaś się, bo Tyron ci kazał?- Black zmarszczył pytająco brwi.
- Tak.- potwierdziła Lilian, zadowolona, iż wreszcie udało jej się wytłumaczyć całą sytuację.
- Przyszłaś do nas powiedzieć Rogaczowi zwyczajne „zgadzam się”?
- Tak.
- Doskonale. – ucieszył się Syriusz, kiedy wychodzili na błonia. – A teraz wytłumacz mi jakim cudem się pocałowaliście skoro to było zwykłe zadanie. Bo o pocałunku Tyron nie wspominał, prawda?
- Nie, nie wspominał. – stwierdziła Lily marszcząc brwi i przygryzając nerwowo jedną wargę. Jak się nad tym teraz zastanowić to w zasadzie sama nie wiedziała jak do tego doszło, nie wiedziała dlaczego gada o tym z Blackiem!- Byłam zmęczona i nie wiedziałam co robię.- powiedziała po chwili, ale nie była zbyt przekonująca.
- Taką wymówkę to możesz wciskać komukolwiek, ale nie mnie. – prychnął Black.
- Zmieńmy temat, dobrze?- poprosiła Lil, czując się coraz gorzej. Nie potrafiła rozmawiać o tym otwarcie.
- Dlaczego zawsze zmieniasz temat? Zamykasz w sobie to co może być ważne. – stwierdził ponuro Łapa, co dodatkowo pogorszyło jej sytuację. Nie lubiła, gdy ktokolwiek nachmurzał się z jej powodu, tym bardziej, kiedy to co mówiła powinno być dla niego obojętne.
- Jasne. Coś co ma związek z Potterem musi być naprawdę bardzo ważne. – zadrwiła przewracając oczyma.
- Wiesz…- Black popatrzył na nią z lekkim niesmakiem. – Zawsze uważałem cię za osobę inteligentną, ale w niektórych sprawach jesteś zupełnie zielona, więc tak jak chciałaś zmieńmy temat. – ta uwaga zapiekła ją do żywego. Czyżby wydała mu się głupia? Tak głupia, że nie warto z nią o tym rozmawiać?
- Jestem zielona, bo nie chcę się umówić z twoim przyjacielem?!- spytała podnosząc nieco głos i mierząc go ostrzegawczym wzrokiem.
- Nie…- odparł spokojnie Syriusz, wkraczając na boisko quidditcha. – Może nie zauważyłaś, ale twoje poglądy na temat umawiania się są bardzo… idiotyczne. – Lily zamrugała szybko, ale chłopak całkowicie ją zignorował. – Kiedy ostatnio się z kimkolwiek umówiłaś?- zwrócił się do niej z triumfalnym wyrazem twarzy. Odpowiedź była zbyt oczywista. – Tylko w przypadku balu pozwalasz się zaprowadzić na salę, a tam i tak pozbywasz się towarzysza! Stronisz od kogokolwiek, kto spojrzy na ciebie w odmienny sposób, kto zaprosi cię na randkę. – wyrzucił jej Łapa. Miał rację. Nie powinien tego mówić, ale w ostatnich dniach jakoś się do siebie zbliżyli i poczuł, iż winny jest jej szczerość.
- Nic nie rozumiesz!- prychnęła Evans urażona. – Mam się umówić?! Umówić z kimś kto mi się wcale nie podoba?! Czy może z przystojniakiem bez rozumu?! Albo z inteligentnym czarującym człowiekiem, który dyskryminuje innych?! Rozejrzyj się! Nie chcę spotykać się z ludźmi dla mnie obojętnymi. Nie chcę związków, które po tygodniu się rozpadną i przejdą do historii szkolnych plotek!
- Ale skoro nikomu nie dajesz szansy to jak sprawdzisz, czy ten związek nie wytrzymałby dłużej niż tydzień?- tym razem głos Syriusza stał się mniej napastliwy, a o wiele bardziej łagodny.
- Nie wiem…- odparła zgodnie z prawdą, kiedy zatrzymali się. Lily miała iść na ławkę na trybunach, a Black dołączyć do reszty drużyny.- Myślę, że po prostu będę wiedziała. – Łapa westchnął ciężko, jakby chciał powiedzieć „Oj, Lily, Lily…”. – Leć na trening. – napomniała go spokojnie Ruda, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Jeszcze pogadamy.- rzucił jej wymowne spojrzenie typu „mam kilka dodatkowych pytań”, po czym podbiegł do Pottera i Hitchswitcha, których od Laketa i pozostałych dzieliło zaledwie kilka stóp.
Evans opadła na ławkę obserwując jak Tyron udziela wskazówek i organizuje trening. Wszyscy, prócz dwójki Huncwotów, słuchali z całkowitą uwagą, ale tamci najwidoczniej zajęli się swoimi sprawami. Chyba nie było to nic dziwnego, bo nikt nie zwrócił na to większej uwagi. W głowie dziewczyny pojawiło się jedno pytanie: jakim cudem udaje się tej nieposłusznej i niezdyscyplinowanej drużynie zdobywać Puchar Quidditcha?
W tym momencie Tyron zaczął wypuszczać piłki. Na samym początku tłuczki, następnie kafla i na koniec złotego znicza. Lily zauważyła, iż przy wypuszczaniu ostatniej, malutkiej złotej piłeczki z delikatnymi skrzydełkami, James Potter zmrużył lekko oczy i powiódł za nią wzrokiem, jakby już teraz chciał ją złapać. Zaraz potem Syriusz poklepał go po plecach, a Potter uśmiechnął się do niego przyjacielsko. Chyba rozumieli się bez słów… Dziewczynie zabrakło nagle Dorcas.
Z daleka dosłyszała komendę Hitchswitcha: „Na miotły!”. Siedem osób przełożyło nogi przez rączki swych mioteł, każdy w innym czasie. Lily widziała już Blacka odbijającego się od ziemi. W ślad za nim podążyła reszta. Mimochodem Evans zerknęła na Rogacza, który ziewając lekceważąco dopiero wsiadał na miotłę. Dziwne, że pozwala mu się na takie zachowanie… Wtedy James spojrzał w jej kierunku. Nie wiedziała czy się odwrócić, czy wytrzymać. Nie zdążyła nawet pomyśleć, gdyż po zaledwie połowie sekundy chłopak odbił się od ziemi i poszybował z niesamowitą szybkością o wiele wyżej niż inni. Lil nieświadomie powiodła wzrokiem za tą postacią, aż… zniknęła ona gdzieś na wysokościach. Ruda uznała, że bezpieczniej będzie skupić swoją uwagę na treningu.
Hitchswitch i Laket stanowili naprawdę zgrany zespół, posyłając tłuczki dokładnie tam, gdzie chcieli. Potrafili zaatakować kolegów i dosłownie w ostatniej chwili odbić tłuczka, ratując ich od poważnych kontuzji. Carlbert bronił świetnie, ale kiedy Black, Cortez i Endwitch się zawzięli, uparcie podając między sobą kafla, nie miał szans. Lilian już podczas meczy często była pod wrażeniem umiejętności drużyny Gryfonów, ale na treningu dostrzegła znacznie więcej. Okazało się, że mecz kończy się zbyt szybko, aby pokazać wszystkie układy i kombinacje, jakie wprowadzał Tyron. Lil kilka razy przyłapała się na tym, iż chciała wtrącić swoje własne uwagi, ale… Po pierwsze w życiu nie przyzna, że quidditch to fajna gra, a po drugie została tu przywleczona, więc powinna siedzieć obrażona na wszystkich. Poza tym nie była specjalistką w lataniu na miotle. Szczerze stroniła od tego typu podróżowania.
Omiotła wzrokiem całe boisko. Carlbert właśnie obronił, gdy Endwitch unikając tłuczka próbował przerzucić kafla przez środkową pętlę. Pochyliła się i spojrzała w niebo szukając wysokiego, chudego chłopaka o wiecznie sterczących włosach, ale szukającego ani śladu, choć chmury nieco zeszły z nieba.
- Szukasz kogoś?- usłyszała za sobą rozbawiony głos i natychmiast się wyprostowała, a po chwili ktoś siadał już obok niej w jednej ręce trzymając swoją miotłę.
- Chyba powinieneś latać gdzieś tam i próbować złapać znicza, a nie wylegiwać się na ławkach. – stwierdziła ozięble, nie obdarzając chłopaka nawet przelotnym spojrzeniem. Za to wiedziała, że orzechowy oczy wpatrują się w nią z całkowitą uwagą, co sprawiało, że nie czuła się zbyt swobodnie. Tak jakby nie mogła nic ukryć.
- Ja już swoje zrobiłem. – Rogacz uśmiechnął się do niej figlarnie, kiedy wyciągnął z kieszeni mała, złotą piłkę, która trzepotała rozpaczliwie skrzydełkami. Dziewczyna tylko prychnęła, jakby uważała to za coś obraźliwego. – Posłuchaj… Chyba nie ma sensu gniewać się za tą sprawę sprzed tygodnia, bo …
- Nie muszę z tobą o tym rozmawiać!- przerwała mu obrzucając go nienawistnym wzrokiem. Zrobił to! Przypomniał o całej kłótni, której mu w życiu nie wybaczy.
- Obawiam się, że musisz. – Potter podniósł triumfalnie jedną brew obserwując ją uważnie, jak ściągnęła brwi. Swoją drogą czasem wyglądała bardziej groźnie niż McGonagall…
- Wcale nie muszę z tobą rozmawiać! – zmrużyła oczy z nieukrywanym oburzeniem.
- Musisz, chociażby na temat naszego jutrzejszego spotkania. – Lily zamrugała kilkakrotnie, na co James uśmiechnął się z dziwną satysfakcją. Czyżby wiedział, że MUSI być dla niego miła jeśli chodzi o to cholerne spotkanie? Natychmiast przywołała na twarz przymilny, sztuczny uśmiech.
- Oczywiście.
- Ale jeśli mogę zauważyć, to wolałbym żebyś nie udawała.- James nagle spoważniał. Nie podobał mu się fakt, iż Evans robi coś wbrew samej sobie. O wiele lepiej było, kiedy krzyczała, niż gdy uśmiechała się w ten sposób. - Już ci wczoraj mówiłem, że jak nie chcesz to nie idź. – dodał grobowym tonem, wkładając ręce do kieszeni spodni i odwracając twarz w kierunku boiska.
Lily nie wierzyła w ten suchy ton głosu jakim posłużył się Potter. Czyżby właśnie go zdenerwowała? Nie… Podczas ich kłótni w pokoju wspólnym, wtedy go zdenerwowała, bo wyraźnie podnosił głos, a teraz? To było gorsze od podnoszenia głosu. Sprawiło, że ogarnęła ją nagła chęć przeproszenia za swoje zachowanie. Nastąpił jeden z tych nielicznych razy, kiedy Lilian poczuła się zakłopotana w jego towarzystwie.
- Muszę iść na to spotkanie. – powiedziała po chwili, wzdychając ciężko i nie udając już takiej „miłej”.
- Czym ten Tyron dysponuje, że postanowiłaś się go słuchać? – Ruda zerknęła na orzechowe oczy, które wciąż błądziły w powietrzu, za zawodnikami na miotłach, nie obdarzając jej nawet przelotnym spojrzeniem. Jeśli chciał, żeby poczuła się kompletnie olewana to właśnie to osiągnął i nie było to miłe uczucie. Zabolało ją takie traktowanie. Mógłby chociaż poświęcić jej odrobinę uwagi skoro sam do niej podszedł, prawda? Nie! Zaraz… Czy właśnie nie zachowywał się tak jak zawsze tego pragnęła? Nawet nie przejął się, że nie odpowiedziała na jego ostatnie pytanie. Tak jest ok. Cóż z tego oschłego tonu? Cóż z braku zainteresowania jakie zawsze okazywał? Przecież teraz było dobrze. Bo było, prawda? Lil sama już nie wiedziała! Nie pasowało jej zachowanie Pottera! Nie mogła tego znieść. Ma wiele ważniejszych spraw niż dotrzymywanie towarzystwa drużynie Gryfonów jak jakaś głupia maskotka! Powinna znaleźć Jacka i wymyślić mu wyjątkowo surową karę, albo… Albo znaleźć Doriana! Przecież musiała się go o coś spytać. Tylko, że nie była już pewna czy niejaki Tom istniał. Równie dobrze mógł się jej przyśnić.
Bez słowa poderwała się, gotowa opuścić stadion i nagle coś pociągnęło ją z powrotem na ławkę.
- Trening się nie skończył. – Rogacz popatrzył na nią karcąco, jakby zamierzała zrobić coś naprawdę bardzo złego. Naburmuszona usiadła, krzyżując ręce. – Coś nie tak?- James zmarszczył brwi pytająco, ale minę dalej miał poważną, a ton głosu wyniosły i chłodny.
- Twoje zachowanie jest okropne. – wyrzuciła wpatrując się w Syriusza, który przechwycił kafla.
- Więc umówmy się tak!- Potter chwycił ją za nadgarstek, co sprowadziło jej oburzone spojrzenie wprost na niego, a właśnie tego James chciał. – Ty nie będziesz udawać i ja przestanę.
- Więc to było udawanie?- prychnęła Lil, ale ku własnej uldze zauważyła, że Rogacz uśmiechnął się wrednie.
- Przyznam, że całkiem niezłe, bo przysiągłbym, że były momenty, kiedy chciałaś przeprosić.- uniósł jedną brew w wyrazie triumfu. O wiele lepiej było, kiedy Evans nie używała tych swoich wymuszonych, grzecznościowych uśmiechów. – Wracając do tematu, wczoraj w nocy…
- Przestań!- Lilian zakryła sobie uszy rękoma, nie chcąc nawet myśleć, co jeden z Huncwotów może mieć do powiedzenia na temat tego co było. Jednak Pottera to wyraźnie zaskoczyło i rozbawiło. Wiedział, że będzie unikała tematu, ale tak jawnie? – Nie odzywaj się do mnie dzisiaj! Porozmawiamy sobie jutro. – dodała z naciskiem.
- Dobrze.- Jamesowi wystarczyła taka błaha obietnica. – Przyjdę po ciebie po lekcjach, więc…
- Ale ja kończę o innej porze niż ty!- zauważyła dziewczyna.
- Wiem. Dokładnie godzinę później. – Potter uśmiechnął się do niej huncwocko, a widząc jej zdumioną minę dodał:- Znam twój rozkład na pamięć. – tym razem Evans powstrzymała się od komentarza typu „Jezu! Co za nieszczęście.” i tylko przewróciła oczyma. – Więc chcę żebyś była gotowa, dobrze?- Lil spojrzała znudzona w orzechowe oczy, które ostatnio bardzo polubiła. Była w nich jakaś magia.
- Możemy już milczeć?- spytała.
- Jeśli sobie tego życzysz księżniczko.- Rogaś z uśmiechem obserwował jak na jego ostatnie słowa Lily bierze głęboki oddech i stara się uspokoić żeby nie wybuchnąć gniewem. Nie miał zielonego pojęcia czemu tak bardzo lubił doprowadzać ją do szału. Może dlatego, iż zawsze potem miała wielkie chwile słabości? Najpierw wielka wściekłość, a jak się wszystko odpowiednio zagra… Postanowił powrócić do swojego ulubionego zajęcia. Mało obchodzili go koledzy na miotłach, gdy tuż obok mógł cieszyć oczy widokiem tak ujmująco pięknym.
Lily zajęła się oglądaniem treningu, ale w rzeczywistości starała się wymyślić jakikolwiek sposób pozbycia się natręta, mądrą odzywkę, która bezpośrednio dałaby mu do zrozumienia, żeby spadał. I choć James pozwolił, aby zapadła cisza, przerywana jedynie krzykami pozostałych zawodników, którzy nawet nie zauważyli zniknięcia swojego szukającego, to jednak nie mogła nic wymyślić! Nie mogła się na niczym skupić! Sama świadomość, że on wciąż się na nią patrzy z tym swoim bezczelnym uśmiechem doprowadzała ją do szału!
Rogaś zastanawiał się ile Lil jeszcze wytrzyma zanim się odezwie. Im dłużej przyglądał się jej cudownej twarzy tonącej w świeżym blasku słońca, tym bardziej był pewny, iż ona niedługo wybuchnie gniewem. Już w jej oczach dostrzegał tłumione iskierki ognia. Bawiło go to niesamowicie.
A Evans błagała w myślach „Żeby to się wreszcie skończyło…”.








- Dziwne…- podsumowała Sheryl wzruszając ramionami.- Ale zazdroszczę ci tego. – dodała szczerze, gdyż naprawdę bardzo chciałaby móc wiedzieć tyle rzeczy. To oznacza brak potrzeby kucia! Brak siedzenia nad lekcjami! Każdy egzamin na najwyższy stopień! Cudowna perspektywa…
- Ja ci zazdroszczę wdzięku wili. – Jas uśmiechnęła się do niej nieśmiało, tym samym wyrywając ją z zamyślenia.
- Nie ma czego zazdrościć. Niestety ten czar nie działa na tego, kogo powinien. – westchnęła zrezygnowana.
- To oznacza, że rezygnujesz z podrywania Pottera?- Jasmine obserwowała bacznie swoją przyjaciółkę, która rzuciła jej szybkie, chłodne spojrzenie. Dla nikogo nie było tajemnicą, iż Corvin od bardzo długiego czasu stara się skupić na sobie uwagę Rogacza. Elvin wydawało się to bezsensowne, tak samo jak bezsensowne były starania James’a, by umówić się z Lily. Chociaż zanim się wszyscy pokłócili wydawało się, że jednak Lil odrobinę go lubi. Ale później nastąpiła nieszczęsna kłótnia. Najpierw Dorcas i Sheryl przeciwko Rudej, a później, znając Evans, oberwało się Potterowi, który najwidoczniej tym razem musiał powiedzieć coś nieodpowiedniego.
- Nigdy nie rezygnuję z czegoś, na czym tak bardzo mi zależy. – odparła brunetka nachmurzając się. Nie mogła pojąc czym Zielonooka zasłużyła sobie na Jamiego. Obrażała go i nienawidziła, podczas gdy Sher byłaby w stanie oddać za niego życie. Tak! Siebie by zaprzedała diabłu, byleby miał wszystko czego pragnie. To chyba można nazwać miłością, prawda? Sheryl kochała… Kochała całym swoim egoistycznym sercem, a ta miłość sprawiała więcej bólu niż radości. Bolało ją, kiedy James podchodził do jej koleżanki zadając na okrągło to samo pytanie, a tamta mówiła :”Spadaj”. Bolało za każdym razem, kiedy ją odrzucał… Nie raz dawała mu do zrozumienia, że jest dla niej ważny. Czemu nie dawał im szansy? Wszystko to sprawiało, że brunetka powoli zaczynała nienawidzić. Po kryjomu wyhodowała pasożyta, który żywił się wszystkimi tymi złymi myślami na temat Evans. Nie było to zbyt chwalebne. Była tylko jedna osoba, która o tym wiedziała, prócz niej samej. Nikomu więcej nie wyjawiła tego, jak bardzo pragnie wbić nóż w plecy Lilian. Bo w końcu to była jej wina, prawda? To przez głupią Lily, Potter nie patrzy na nią w ten wymarzony sposób, to przez nią nigdy się nie umówili!
- Jest!- ucieszyła się nagle Jasmine i dopiero wówczas, Sheryl zauważyła, że znalazły się już przy boisku. Podążyła za wzrokiem szatynki i dostrzegła siedzącą na trybunach dziewczynę, której rude kosmyki wirowały na wietrze, chlastając jej nadąsaną twarz. Obok niej siedział chłopak. Sher poznała go natychmiast.
- Z Jamie’m.
- Chodźmy. – bursztynowe spojrzenie, było pełne dziwnego zdecydowania i przejęcia. Nie dało się tego nie dostrzec. Corvin nigdy nie widziała koleżanki w takim stanie, ale była zbyt zajęta widokiem Pottera i Evans siedzących RAZEM na jednej ławce. Razem… Lily znów gra sobie jego uczuciami, a ona jest o tym zbyt głęboko przekonana.
- Tak…- wyszeptała Sheryl nie spuszczając wzroku z ciemnowłosego chłopaka na trybunach.- Chodźmy. – i ruszyła za Jasmine, która była już dobrych kilka kroków przed nią.
Szatynka starała się odtworzyć w pamięci słowa swojej babci. „Znajdź oznaki zniewolenia i pomóż się bronić przed ich skutkami.”, to dziwne przesłanie. Chociaż tym razem jej babcia mogłaby dać dosłowną wskazówkę. Co może być oznaką zniewolenia? Zanim zdołała się nad tym bliżej zastanowić, już mogła usłyszeć strzępki rozmowy jej i James’a. Zerknęła za siebie przyglądając się niepewnie Sher, wiedziała, że jej przyjaciółka nadstawia ucha i wychwytuje chciwie każde ich słowo.
- Przysięgam, że jeśli zaraz nie przestaniesz to stracę cierpliwość i…- Lil najwidoczniej nie potrafiła znaleźć słów na to co może spotkać Rogacza. Wyglądała na zirytowaną i wściekłą.
- I co?- James uśmiechnął się do niej huncwocko, zaglądając flirciarsko w jej oczy. Widać było, że bardzo podoba mu się obecny układ rzeczy.
- Uh! – Ruda załamała ręce ze złości. Czy temu palantowi nie można było przemówić do rozumu?!- I przestanę się odzywać, a cokolwiek jutro powiesz zostanie zignorowane!- James wyprostował się nagle i spojrzał na dziewczynę tak, jakby widział ją pierwszy raz w życiu, a po chwili uśmiechnął się z tą swoją bezczelnością. Bacznie obserwował burzę jaka rozszalała się w jej oczach.
- Więc ja…- nagle Potter urwał. Jas przez moment nie wiedziała co robić, kiedy popatrzył w przestrzeń obok niej, ale kiedy Elvin podążyła za jego wzrokiem ujrzała idącą pośpiesznie ku nim brunetkę o przeraźliwie błękitnym spojrzeniu.
- Co wy tu robicie?- wypaliła Sheryl marszcząc brwi. Jamie po raz kolejny popełniał ten sam błąd, próbując namawiać do siebie Lil. Evans już otwierała buzię żeby powiedzieć coś co zapewne oczerniłoby Pottera, ale chłopak był szybszy.
- Ja mam trening, a Liluś przyszła popatrzeć, prawda księżniczko?- Rogacz wyszczerzył wszystkie zęby w rozbawionym uśmiechu, kiedy Evans bezsilnie ukryła twarz w dłoniach i pokręciła zrezygnowana głową.
- Ale co wy robicie tu razem?
- Sheryl prze…
- Cicho!- Jas próbowała powstrzymać przyjaciółkę, bo wiedziała co jej chodziło po głowie, ale Sher nie dała sobie przeszkadzać. Nie zwróciła nawet uwagi, że Elvin zmieszała się strasznie, jakby zrobiła coś naprawdę głupiego.
- Już dobrze Jasmine.- odezwała się Lily, która nagle złagodniała. Ta nieśmiała szatynka zawsze wzbudzała w niej jakieś dziwne uczucie, które nakazywało się nią opiekować. Była delikatna i spokojna, łatwo można było ją skrzywdzić, a Lil nienawidziła, gdy komukolwiek bezbronnemu działa się krzywda. Nic więc dziwnego, że cała złość nagle gdzieś wyparowała.
- Ech, Sher…- westchnął James ze znudzeniem. – Nie sądzę, aby cię interesowały wspólne sprawy moje i Evans. – zarówno Ruda jak i Corvin zamrugały. Jedna z powodu rosnącej ponownie wściekłości, a druga dlatego, iż coś w niej pękło.
- Wy nie macie wspólnych spraw. – odparła chłodno.
- Zdziwiłabyś się…- Potter oparł się wygodnie, przywołując na twarz pewny siebie uśmiech. Lily ogarniał powoli prawdziwy szał. I ona ma z nim jutro gdziekolwiek wyjść?! Cały dzień na znoszeniu tego głupka?!
- ROGACZ!- boisko rozdarł wściekły wrzask. Wszyscy zwrócili głowy w stronę 6 graczy na boisku. Jeden z nich właśnie zsiadł z miotły, rzucając ją z całej siły i podążał w ich kierunku energicznym krokiem.
James zmarszczył brwi, jakby go to trochę zaskoczyło i na współ zaniepokoiło. Zielonooka natychmiast poznała Tyrona, który wyglądał na naprawdę zdenerwowanego. Ani Sher, ani Jas nie śmiały się odezwać, lekko speszone.
- Tyron co jest?- Potter powitał kumpla, kiedy ten był już dwa rzędy ławek od nich.
- Co jest?! CO JEST?! To trening James! TRENING, a nie wieczorek towarzyski!- Hitchswitch krzyczał, a Lil musiała przyznać, że nie widziała go aż tak wściekłego, zresztą sądząc po minie Rogasia, on także nie widział kapitana drużyny w takim stanie.
- Spokojnie.- James wyciągnął z kieszeni złotego znicza i pomachał nim Tyronowi przed nosem. – Jak dla mnie koniec. – uśmiechnął się figlarnie, kiedy Hitchswitch pochwycił złotą piłeczkę.
- Jak dla mnie początek!- w jednej sekundzie złote skrzydełka zatrzepotały i znicz cieszył się swoją wolnością, wzlatując gdzieś wysoko w chmury. – Na boisko Rogaczu.- Tyron zmierzył go ostrzegawczym spojrzeniem, które mówiło „bez wymówek”.
- Sekundka. Nie skończyłem się umawiać z Lilian. – tym razem na twarzy Pottera wystąpiła mściwa satysfakcja. Nikt nie miał prawa podnosić na niego głosu, no może z wyjątkiem Evans.
- Jaką masz satysfakcję z wymuszonej randki?- Lil nagle popatrzyła na Tyrona, który podniósł jedną brew zwycięsko. To było poniżej krytyki, stosować takie zagrywki. – Nie powiedziałeś jej, prawda James? – Hitchswitch patrzył to na Pottera, to na Lily, co wyjątkowo ją denerwowało. Zauważyła poważną już minę Rogacza. Oczywiste było, iż zaczną się kłócić, a ją nagle chwyciła niesamowita złość na ich obu.
- Powiedział. – wycedziła wściekle, zanim James zdążył zareagować. Tym razem wszyscy patrzyli na nią ze zdziwieniem, a ona nie potrafiła już nad sobą zapanować. Wstała. Chciała dogadać im obojgu! – Uważam, że postąpił uczciwie i pięknie, kiedy pozwolił mi nawet zrezygnować. – z satysfakcją obserwowała zdumionego Hitchswitcha. –Niczym się od siebie nie różnicie i oboje mnie denerwujecie. Nie chcę was widzieć przez resztę dnia, bo Pottera i tak jutro spotkam.- tu skrzywiła się lekko, po czym spokojnym krokiem zaczęła opuszczać boisko.
Nikt jej nie zatrzymał. Sheryl nie mogła przeżyć- randka z Jamiem?! Przecież to niemożliwe, bo nawet jeśli wymuszona, to i tak nie można było do tego dopuścić. James nie chciał bardziej denerwować rudowłosej dziewczyny, mając tę świadomość, iż jutro i tak ją zobaczy, jutro z nią porozmawia… Tyron był wściekły, ale za bardzo zaskoczony tym, że Lily wie. Wie dlaczego dostała takie zadanie, a nie inne. Na domiar złego zdenerwowała się na niego, a nie na Rogacza. Nagle chłopak zmarszczył brwi.
- James na boisko. Łap znicza. – zarządził, schodząc po swoją miotłę. Potter wcale nie oponował. Po chwili oboje znaleźli się z powrotem w powietrzu. Sher doszła do wniosku, że to będzie zwykły trening, a dziwna nienawiść wezbrała w niej jeszcze mocniej. Randka z Potterem…
- Idę jej poszukać.- stwierdziła Jasmine lekko zaniepokojona, ale Corvin nawet nie zwróciła na nią uwagi. Była właśnie zajęta wymyślaniem kolejnych sposobów na okularnika…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:44, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Dorcas otworzyła oczy i tym razem stwierdziła, że jest sama. To strasznie ją zaniepokoiło. Gdyby przyjaciółki gdzieś szły to z pewnością poinformowałyby ją o tym, prawda? Obeszła dokładnie całe dormitorium i nie znalazła żadnej karteczki, żadnej wiadomości. Czyżby zeszły na śniadanie? Jasmine zapewne pognała spotkać się z Lily, a Sheryl… Sheryl przecież nie poszłaby z Jas tak bezinteresownie.
Blondynka powoli zaczęła się ubierać. Kto wstaje w niedzielę o tak nieprzyzwoitej porze? Westchnęła głośno. U Huncwotów! Sheryl na pewno jest u Huncwotów! Dor chwyciła grzebień i zaczęła spokojnie przeczesywać jasne kosmyki, które sięgały jej za ramiona. Zazdrościła Lil tych długich włosów, gdyby mogła to zmieniłaby też ich kolor… Nie podobało jej się to, że są proste. Jas ma śliczne loczki, dlaczego ona nie może takich mieć? Ciekawe jak by wyglądała z lokami do pasa w kolorze ciemnego brązu… Przez chwilę zachciała nawet posłużyć się różdżką, ale nagle dojrzała małą kopertę w błękitnym kolorze. Nie była zaadresowana. Doświadczenie mówiło jej żeby nie otwierać cudzej korespondencji. Pamiętała jak kiedyś otworzyła nie swój pamiętnik, a książeczka rzuciła się na nią. Od tego czasu bała się nawet zajrzeć do mugolskiego pamiętnika… Postanowiła kopertę zignorować. Niech otwiera ją kto inny!
- Lilian zajrzałaby do środka. – usłyszała cichy szept, kiedy wychodziła z toaletki.
- Słucham?- zmarszczyła brwi, ale w pomieszczeniu i tak nikogo nie było. Czyżby się przesłyszała? A może ktoś się tu schował i robi sobie z niej żarty? Ponownie odwróciła się w stronę wyjścia.
- Lilian, by otworzyła…- szept stał się bardziej napastliwy. Błękitne spojrzenie padło na kopertę. Dlaczego akurat niebieska? Dori nie miała wątpliwości, że jej przyjaciółka bez skrupułów otworzyła list, nawet jeśli nie byłby zaadresowany. Zawahała się… To mogło być niebezpieczne, ale…
W jednej sekundzie pochwyciła błękitną papeterię wyciągając ciemnoniebieską karteczkę z emblematem Ravenclawu. Kruk widniał w prawym górnym rogu, zdradzając pochodzenie osoby, która liścik podesłała.

„Dziś o 16 w Wielkiej Sali.”

Nie musiała się pytać od kogo to. Już wiedziała.
- Nareszcie. – dosłyszała zniecierpliwiony ton głosu… koperty (?). Uśmiechnęła się mimochodem. Swoją drogą musi spytać Doriana jak udało mu się zaczarować kawałek papieru.
Szczęśliwa jeszcze raz przeczesała swoje długie włosy. A może jednak je związać? Szybko zaczesała proste kosmyki w kucyk, po czym zbiegła na dół….







- Nie rozumiem. – Lily zmarszczyła brwi. Nie lubiła takich zagadkowych uwag. Jasmine coś wiedziała, ale hamowała się z całej siły, aby tylko nie uchylić rąbka tajemnicy.
- Lily nie proś mnie!- jęknęła Elvin wznosząc oczy ku niebu.
- Niepokoisz mnie, ostrzegasz, to chcę wiedzieć przed czym!- Evans podniosła nieco ton głosu.
Jas zastanawiał się jak delikatnie dać jej do zrozumienia co ma na myśli, jak odgadnąć przedmiot owego zniewolenia? Może bezpośrednio powiedzieć jak się sprawy mają? W ten sposób Lil z pewnością nie popełni niektórych błędów, ale babcia wyraźnie powiedziała „nikt nie może się dowiedzieć, rozgłos nie będzie sprzyjał działaniu”. Dziewczyna nerwowo przygryzła jedną wargę. Lily powinna wiedzieć… Przynajmniej część…
- Te omdlenia…- szatynka podniosła swoją zmartwioną twarzyczkę spoglądając w na wpół zdumione, a na wpół poirytowane oczy Lilian. – Ja wiem, że nie są przypadkowe. – Lily zamarła. Szuka Doriana, a pod bokiem ma przyjaciółkę, która posiada niezbędne informacje.
- Wiesz? – spytała z nadzieją.
- Kiedy tracisz przytomność spotykasz się z kimś, prawda? – Ruda przypomniała sobie młodego mężczyznę o bladej twarzy i ciemnych włosach.
- Tak!- niemalże krzyknęła uradowana tym nagłym odkryciem. – Więc nie jest szalona! To się stało naprawdę. Nieświadomie dotknęła pierścienia na swojej dłoni. Czuła, że to jakiś klucz… - A ty skąd o tym wiesz?
- Ja też ją spotykałam…- Jas zawiesiła głos.
- Tę osobę?
- Tak… Ale teraz ty ją widzisz. – Elvin spuściła smutnie wzrok. Tęskniła. Najwidoczniej Tom był dla niej kimś bardzo ważnym skoro tak się zachowywała. – Muszę ci pomóc zanim będzie za późno. – Jas podniosła wzrok na zielone oczy. Wtedy to zauważyła. Lily dziwnym trafem okoliczności pocierała swój sygnet z wielkim, ciemnozielonym oczkiem, wpatrując się w palec Jasmine.
- Ładny masz pierścionek. – powiedziała, zastanawiając się nad czymś głęboko, nad czymś tak poważnym, że odgoniło złe myśli. Czyżby właśnie znalazła to, czego tak szukała?
- Tak… Ale ty go nie posiadasz.- stwierdziła rezolutnie Lil, kiedy Jasmine pochwyciła jej dłoń i zaczęła przyglądać się oczku.
- Wiesz co to za kamień?- szatynka spojrzała na Rudą, marszcząc brwi. Lily zawahała się. Może nie powinna nic mówić Elvin? Coś w jej bursztynowych oczach zaniepokoiło Rudą.
- Nie…- skłamała.
- Lil, ja wszystko widzę!- napomniała ją Jas z nutką pretensji w głosie.
- Czytasz mi w myślach?!- oburzyła się Lily.
- Nie muszę. – odparła zaskakująco stanowczo Jasmine. – Wiesz co to za kamień, a przez niego twoje myśli słychać na kilometr dla każdego, kto tylko zechce spenetrować twój umysł!- nagłe zdecydowanie szatynki zaskoczyło Lilian. Dotychczas Elvin dawała się poznać z tej delikatnej i nieśmiałej strony, a teraz najwidoczniej coś nią bardzo wstrząsnęło. – Musisz się bronić. Musisz…- „naucz ją jak bronić się przed niewolą…”, te słowa nagle zabrzmiały w głowie szesnastolatki. -…brać lekcje oklumencji.
- To chore! – Lil zamrugała kilkakrotnie. – Oklumencja, legilimencja… Wszystko jedno! Jeśli uważasz, że sama nie potrafię sobie ze wszystkim poradzić to trudno!
- Doskonale wiesz, że nie to miałam na myśli!- żachnęła się Jas, jednocześnie wiele tracąc ze swojej dotychczasowej pewności.
- Właśnie o to chodzi moja droga, że ty możesz wiedzieć wszystko, ale z nikim nie chcesz się tym dzielić. Po co, prawda? Przyszłaś mnie ostrzec przed czymś lub przed kimś, a nawet nie potrafisz dać mi rzetelnej wskazówki jak niebezpieczeństwo rozpoznać!
- Lil…
- Nie! I tak mam ostatnio wiele na głowie. Nie potrzebuję żadnej oklumencji. Jeśli ty uważasz inaczej to twój problem. Ja ten temat uważam za zamknięty!- zakończyła, bez pożegnania odchodząc w stronę zamku. Była wściekła i zirytowana. Nie dowiedziała się wiele od Jas, musi znaleźć Doriana…
Jasmine stała patrząc za rudowłosą postacią, która oddalała się coraz bardziej. Jak można pomóc komuś, kto tę pomoc odtrąca? Westchnęła ciężko.
- Babciu, to będzie trudniejsze niż przypuszczałyśmy…






- I jak trening?- Remus ziewnął przeciągle, nakładając sobie naleśniki.
- Jak zwykle. – wzruszył ramionami Black, rzucając się łapczywie na swoje śniadanie. Był potwornie głodny!- To znaczy…- dodał po chwili. – Tyron trochę wydzierał się na James’a. – Peter i Lupin zerknęli zaniepokojeni na swojego przyjaciela. Rogaś wyglądał spokojnie, patrzył zamyślonym wzrokiem, gdzieś dalej po miejscach siedzących, dłubiąc swoim widelcem w zapiekance.
- To dziwne… James jest zazwyczaj faworytem, a nie ofiarą. – zauważył Lunatyk.
- Mniejsza z tym. - Syriusz machnął lekceważąco ręką. – A co wy robiliście?
- Ja niedawno wstałem. – przyznał się Remus.- A Peter…
- Jeszcze spał. – uśmiechnął się Łapa wtrącając swoje zdanie i patrząc na pulchnego przyjaciela, który wodził swoimi małymi oczkami po całej sali.
- Otóż nie!- Lupin uśmiechnął się spokojnie. – Peter zaskoczył mnie, bo kiedy się obudziłem jego nie było, ale skoro na treningu go nie widzieliście to…
- Ej, Glizdek. – Black zmarszczył brwi, zwracając się do swojego najmniej rozmownego przyjaciela. – Gdzie ty byłeś i co robiłeś?- spytał przyglądając mu się badawczo. Wodniste oczka zerkały to na James’a, to na Blacka, jakby nieco podenerwowane.
- Ja… eee…
- Gdzie dziewczyny?- nagle do towarzystwa dosiadła się blondwłosa dziewczyna. Uśmiechnęła się do wszystkich i ku zdziwieniu pozostałych Huncwotów udało jej się nawet na chwilę ściągnąć uwagę Pottera, który poinformował:
- Lily siedzi tam. – po czym ponownie wbił spojrzenie w kierunku, który niedawno wskazał. Rzeczywiście. Evans zajęła miejsce obok ciemnowłosego chłopaka. Dorcas poznała w nim kapitana szkolnej drużyny Gryfonów. I on i Lilian dyskutowali o czymś zaciekle, a sądząc po minie swojej przyjaciółki Dor wywnioskowała, że ta konwersacja niedługo skończy się na kłótni. Meadows odwróciła wzrok od swojej rudowłosej koleżanki.
- Ja pytałam o Sheryl i Jasmine. – sprostowała z uśmiechem.
- Ślicznie dziś wyglądasz, skarbie. – Syriusz uśmiechnął się do niej czarująco. Trudno było mu się pogodzić z tym, iż jakakolwiek dziewczyna tak mu się opiera.
- Dziękuję. – Dorcas rozpromieniła się.
- Dla mnie się tak stroisz?- spytał Black unosząc zawadiacko jedną brew. Dori w duchu stwierdziła, że jest wciąż zabójczo przystojny. Samo jego towarzystwo sprawiało, że czuła się dobrze, a co dopiero, kiedy nazwał ją „skarbem”.
- A nie mogę pozostać kobietą piękną, niezależną i niczyją?- spytała wyzywająco.
- Ty mnie kiedyś doprowadzisz do szału. – Łapa uśmiechnął się bezczelnie, flirciarsko patrząc w jej przepiękne błękitne oczy, ale ona tylko roześmiała się serdecznie. – Spotkajmy się dzisiaj. – zaproponował niespodziewanie. Sam nie wiedział, że to zrobił. To wyszło tak niespodziewanie. Czyżby robił się jak Potter? Biega za jedną dziewczyną i prosi ją o spotkanie?
- Oh, Syri. – blondynka westchnęła smutno. Były dwa powody, dla których nie mogła. Pierwszy to doświadczenie związane z Blackiem. Żaden jego związek nie przetrwał dłużej niż tydzień. Drugim powodem było już ustalone spotkanie z Dorianem. Jednak w tej chwili Dor całym sercem była przy Syriuszu. Tak czekał na jej odpowiedź. Już nawet nie potrafiła się na niego złościć. – Dziś nie mogę. Jestem już umówiona. – bruneta te słowa jakby uderzyły w twarz.
- Umówiona?!- krzyknął, nie zwracając uwagi, że kilka osób (większość dziewcząt) właśnie podsłuchuje ich rozmowę.
- Tak.- potwierdziła beztrosko dziewczyna, gładząc kosmyki włosów z ciasno związanego kucyka.
- Ale…ale… - początkowo wydało się, że Syriusz jest zdruzgotany. To byłby chyba pierwszy raz w jego karierze. Może na Dorcas naprawdę mu zależało? A może to po prostu jego upartość? Nagle na twarzy chłopaka pojawił się grymas złości. – Z kim?- spytał napastliwie.
- A co ci do tego?- Meadows odrobinę się przestraszyła nagłych błysków w błękitnych oczach Blacka. To z pewnością nie wróżyło nic dobrego.
- Z Dorianem?!- spytał oburzony, a kilka dziewcząt siedzących nieopodal zaczęło szybko między sobą szeptać. Dorcas nie odpowiedziała. Nie musiała mu odpowiadać. To jej prywatna sprawa. – Jak go dorwę to…
- To co?!- blondynka spojrzała mu gniewnie w oczy. – Zabijesz?! – prychnęła wściekle. – Syriusz dorośnij. Nie możesz mieć wszystkiego na wyciągnięcie dłoni, kiedy tylko zapragniesz. Tym bardziej, że najpierw się tego pozbywasz. – ostatnie zdanie dodała z nutką pretensji.
- Ja się pozbywam? To ty wszystko zaprzepaściłaś. – wyrzucił jej Łapa, krzyżując ręce.
- Dajcie sobie może spokój. – wszyscy zwrócili swe głowy w stronę ciemnowłosej dziewczyny, która wyglądała na zdegustowaną i zmęczoną całą kłótnią. – Publiki nie obchodzą wasze prywatne sprawy, prawda dziewczęta?- Sheryl zwróciła się do grupki koleżanek, która natychmiast umilkła pod jej zabójczym spojrzeniem. Następnie zerknęła na Syriusza i Dorcas, którzy najwyraźniej obrazili się na siebie. – Dajcie spokój, albo zacznę po kolei rozwalać was zaklęciami.
- Masz zły dzień?- Remus popatrzył na nią badawczo. Wyglądała na zmęczoną.
- Co cię to obchodzi?- syknęła z poirytowaniem, a Lupin natychmiast zajął się swoim jedzeniem. Corvin zajęła miejsce naprzeciwko Rogacza, co jakiś czas zerkając na niego tęsknie.
- Co jej jest?- szepnęła Dorcas, do siadającej właśnie Jasmine, która również miała przygnębioną minę.
- Och… Po drodze zaczepił nas Kraven. – oznajmiła półgłosem szatynka, jakby to miało wszystko wyjaśnić. Meadows tylko uniosła brwi i przewróciła oczyma. Wszystkie przyjaciółki Sher doskonale kojarzyły Kravena Corvina. Nie cieszył się wśród nich dobrą sławą.
Nikt jednak nie zwrócił większej uwagi na minę Jas. Dziewczyna nie dała rady nic zjeść. Zamiast pomóc może dodatkowo skłoniła i podburzyła Lil?
- Wszystko dobrze?- usłyszała nagle spokojny głos siedzącego obok chłopaka.
- Co?- odwróciła ku niemu swoje zamyślone, bursztynowe oczy. Nawet nie zauważyła, gdzie usiadła. Normalnie z całkowitą pewnością, nie odważyłaby się nieproszona zająć miejsce obok Remusa!
- Jesteś jakaś dziwna. Jakby nieobecna. – zauważył przyglądając się jej twarzy. – Coś się stało?- spytał wnikliwie. Elvin zawahała się. Ufała mu bardziej niż pozostałym Huncwotom. Wierzyła w istnienie choć malutkiej więzi między nimi. Tak bardzo pragnęła… Nagle do niej dotarło. Co jest ważniejsze? Życie człowieka czy chęć zbliżenia się do chłopaka? Jej serce z pewnością wybrałoby drugą opcję, ale musiała być rozsądna. Rozum podpowiadał: „życie…”. Westchnęła głęboko.
- Jeszcze nic. – stwierdziła. – Ale może się coś stać. – spuściła ze zrezygnowaniem głowę.
- Co?- Lunatyk obserwował ją bacznie i mało rozumiał. Skrywała w sobie jakiś sekret, ale nie chciała się nim dzielić.
- Pokłóciłam się z Lil. – rzuciła Jas wciąż ze spuszczoną głową, jakby zrobiła coś bardzo złego.
- Ostatnio wszyscy pokłócili się z Lil.- zauważył spokojnie Lupin. – Sama stwierdziłaś, że ona ma jakiś kłopot, więc może przez to jest taka nerwowa? – to pytanie jakby ruszyło nieco szatynkę, gdyż podniosła swoje wielkie oczy na chłopaka.
- Ten kłopot niedługo może objąć nas wszystkich. – stwierdziła Jas jakby to było coś zupełnie oczywistego. Lupin nie rozumiał. Nic mu to nie mówiło, ale dziewczyna strasznie się o to martwiła.
- Nie jesteś w stanie zbawić całego świata. – uśmiechnął się do niej delikatnie. Jasmine zatrzepotała rzęsami.
- Masz rację. Nie jestem. Nikt nie jest…Ale mogę pomóc tym, którzy są w stanie to zrobić. – przeniosła swój wzrok na rudowłosą dziewczynę, która dyskutowała o czymś zażarcie z chłopakiem siedzącym obok niej.
Lunatyk podążył za spojrzeniem Jas i zauważył Lily. Zielonooka właśnie popatrzyła na Tyrona Hitchswitcha jakby widziała go pierwszy raz w życiu, po czym wstała bez słowa i szybkim krokiem opuściła Wielką Salę. Wtedy Jack Sterne przewrócił oczyma i wybiegł za nią, a Conrad Straut zaczął z oburzeniem wyrzucać coś dość głośno spochmurniałem kapitanowi drużyny Gryfonów, który wściekle odepchnął od siebie talerz. Remus nagle zorientował się, że wcale nie powinno go to obchodzić. Natychmiast ponownie zerknął na Elvin, ale dziewczyna już zajęła się swoim śniadaniem. Chyba tylko jeszcze jedna osoba dostrzegła te same wydarzenia.
James Potter siedział wyprostowany, marszcząc brwi i wciąż wpatrując się w miejsce stołu, gdzie siedział teraz sam Tyron. Jeśli dobrze zrozumiał przed chwilą wszyscy tam się pokłócili…









- Lily nie przejmuj się. – Mark nieśmiało objął dziewczynę ramieniem. Evans skuliła się na łóżku, mając wielką ochotę aby się rozpłakać. Tak ją to zabolało. Przecież mu ufała! Na dodatek zrobiła to czego chciał. To wszystko JEGO decyzja!
- Ale… Ale jak on mógł!- jęknęła chowając twarz w dłoniach. Wielki żal w niej wezbrał. Nie mogła zbyt wiele mówić… Głos załamywał się jakby niewidzialna siła wyszarpywała go cały czas cisnąc do oczu łzy. Miała ochotę płakać… Płakać jak nigdy nie dotąd… Chyba wreszcie ma ku temu wspaniałą okazję. Nic tak nie boli jak zdrada osoby, której ufamy…
- Li, proszę…- Conrad uniósł nieco jej smutną twarz. – Nie wiem co go napadło, ale pokaż klasę i jak zwykle go zwrzeszcz. – Straut uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Potraktował mnie jak… jak…- próbowała opanować drżenie dolnej wargi, ale nie była w stanie. Czuła się okropnie! Duszę i serce przeszywał jej niezmierny ból. Zranił ją… Nagle zachciała być sama. Zupełnie sama. Żeby móc płakać w samotności i spokoju. Żeby każda łza zabierała ze sobą część ciężaru!
- Lily…- zaczął Jack, ale Ruda przerwała mu:
- Idźcie stąd. Dajcie mi trochę czasu… Muszę… muszę wszystko przemyśleć. – powiedziała powoli ważąc każde słowo. Nie zwróciła uwagi nawet na to, iż wymienili ze sobą zaniepokojone spojrzenia. Jack już otwierał usta żeby coś powiedzieć…- Proszę was…- smutny wzrok zielonych oczu, które błyszczały w nadzwyczaj ujmujący sposób, przemawiał błagalnie. Cała trójka zdawała się to rozumieć. Conrad kiwnął głową i opuścił dormitorium. To samo uczynili inni. Lil odprowadziła ich wzrokiem, czekając aż drzwi się zamkną. Przez chwilę w WS poczuła się jak… nie potrafiła tego wypowiedzieć nawet w myślach. Rozległ się szczęk zamka… Już po sekundzie rudowłosa dziewczyna wtuliła twarz w poduszkę łkając cicho. Nie potrafiła opanować łez… Nie tym razem. Lubiła Tyrona, a on miał do niej pretensje! Wyciągnął wszystko publicznie, wszystko… I po co ona szła wtedy do tego głupiego dormitorium Pottera tak jak sobie tego życzył Hitchswitch?! Była taka lekkomyślna… Taka głupia! Potrzebowała prawdziwego przyjaciela, potrzebowała…
Poderwała się. Spojrzała na swoją dłoń i pierścień z ciemnozielonym oczkiem. Wydał jej się piękniejszy niż zwykle. Zamknęła oczy, czując słodką ulgę. Zaczęła zastanawiać się co by powiedział Tom… Nie wiedziała czemu to robi… Położyła się na plecach, wyciągając przed siebie rękę z sygnetem. Powiedziałby, że nie powinna przejmować się odzywkami głupiego palanta. Ta myśl dodała jej swoistej otuchy. Zmrużyła oczy, wciąż lekko zaniepokojona… Najpierw Jasmine, teraz Tyron… Niech wszyscy się odczepią. Nie potrzebuje nikogo… Sama świetnie daje sobie radę..
Przewróciła się na bok. To nie świadczy o tym, że ich nie lubi… Po prostu się od niej odwracają… Przyjdzie czas, kiedy się pogodzą, ale póki co trzeba przecierpieć… Tak… Ziewnęła przeciągle. „Nienawidzisz ich…”. Nie… Ja tylko muszę odpocząć… Zamknęła spokojnie oczy. „Nienawidzisz…”. To nie tak… Zaczęło robić się coraz senniej i spokojniej…
- Nienawidzisz, bo oni nienawidzą ciebie.
- To moi przyjaciele. Nie nienawidzą mnie. – odparła spokojnie. Tak bardzo nie chciało jej się otwierać oczu…
- Ten cały Tyron nie zachował się jak przyjaciel. Lilian wstawaj!- zimny i rozkazujący głos zmusił ją by usłuchała. Przeciągnęła się na łóżku i powoli otworzyła oczy. A dopiero co zasnęła! I nagle…
- Och!- wyrwało jej się, kiedy zerwała się z łóżka. Znów była w ciemnym pomieszczeniu. Mężczyzna o ciemnych włosach i bladej cerze uśmiechnął się z satysfakcją.
- Nie chciałem cię przestraszyć. – powiedział swoim zimnym głosem.
- Oczywiście. – stwierdziła Lil z ironią, rozglądając się dookoła.
- Wracając do głównego tematu…
- Jakiego głównego tematu?- Evans zmarszczyła brwi patrząc na Toma z oburzeniem.
- Wciąż mi nie ufasz. – stwierdził spokojnie. – Nie szkodzi. Będziesz miała czas żeby się przekonać. – tymi zdaniami zaintrygował ją jeszcze bardziej. Będzie miała czas…
- Jak mam się przekonać do kogoś o kim nic nie wiem?- spojrzała na niego sceptycznie, krzyżując ręce.
- Wierzę, że już szukasz jakichkolwiek informacji…- mężczyzna uśmiechnął się chytrze. To nie do końca było prawdą… Jednak Lil już od wczoraj, po pierwszej minucie obsesyjnie zastanawiała się co to za Tom… Cały czas pamiętała o pierścieniu na palcu Doriana, w każdej godzinie rozmyślała, gdzie jest teraz jej przyjaciel. Ruda ściągnęła wściekle brwi. Chciała stąd wyjść. Nie pałała do niego zaufaniem…
- Chcę stąd iść. – oświadczyła zdecydowanie.
- Proszę bardzo…- Tom spojrzał na nią spokojnie. – Wystarczy przytrzymać mocno oczko sygnetu i pomyśleć o miejscu, z którego zniknęłaś. – Lily patrzyła z lekkim niedowierzaniem. Jeszcze wczoraj nie chciał jej wypuścić dopóki sobie nie porozmawiają, a dziś… Otworzyła buzię żeby coś powiedzieć, ale nie mogła wymyślić nic konkretnie uszczypliwego. – Czemu jeszcze tu jesteś skoro chcesz iść? – chłodny śmiech potoczył się echem po ciemnym lochu, jaki nagle ich otoczył.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić!- warknęła opadając wściekle na fotel, który przed chwilą pojawił się tuż za nią.
- Według ciebie nikt nie może ci dyktować warunków. – mężczyzna spoważniał w jednym momencie. Te ciągłe zmiany w wyrazie jego twarzy sprawiały, że Lil czuła zimne dreszcze strachu, przebiegające po jej ciele. – Może się mylisz…- tajemniczy ton w jego głosie przyprawiał ją o dodatkowe zniecierpliwienie. – Wracajmy do głównego celu spotkania… Ten Hitchswitch to ktoś ważny?- spytał bezceremonialne, usadawiając się w wielkim fotelu naprzeciw niej.
- Co? – uniosła wysoko brwi w wyrazie oburzenia. To był szczyt wszystkiego! Wtrącać się w jej prywatne sprawy! No i pytanie skąd wiedział o Tyronie?!
- Przyjaciel…- jego chłodne oczy bacznie obserwowały jej zielone spojrzenie. Lily dumnie się w nie wpatrywała wierząc, że to swoista gra siły. Kto dłużej wytrzyma nie odwracając się, ten okazuje się lepszy, ma mniej słabości…
- Co cię to obchodzi?- wycedziła przez zaciśnięte zęby wciąż próbując odnaleźć jakikolwiek fragment ich rozmowy, w którym wspomniała o Tyronie, bo nie mógł się o nim dowiedzieć inaczej!
- Ta wasza dzisiejsza kłótnia… - Tom zacmokał ze współczuciem. – Zachował się okropnie. A wiem o tym, bo ty mi powiedziałaś czy tego chcesz, czy nie. – swoim długim, chudym palcem dotknął amiriadelu w pierścieniu dziewczyny. Evans zaczęła myśleć gorączkowo. Czytał w jej myślach… Czy to oznacza, że…
- To oznacza, że wiem wszystko. Wszystko o czym teraz myślisz, bo tu jesteś. I wszystko o czym myślisz bardzo intensywnie odkąd masz ten pierścionek, kiedy znajdujesz się daleko. Bezpieczna w Hogwarcie. – dopiero teraz Lil naprawdę zaczęła się bać. Ogarnęła ją panika. Nie może spokojnie się zastanawiać! Nie może nic, bo obcy jej człowiek wwierca się w jej myśli i odnajduje każdy fragment, każde wspomnienie…- Nie martw się. Nigdy nie zależało mi na tym, by specjalnie kogokolwiek „podglądać”, ale z tym Hitchswitchem bym się zastanowił. Przyjaciel nie mówi takich rzeczy… - i mimo tego chłodnego głosu, wyrafinowania w każdym geście i dzikich błysków w oczach, Tom właśnie jej doradzał. Gdyby postawić między nimi tacę z herbatą, to wyglądaliby jak para znajomych, którzy zasięgają swojej opinii. Lily uniosła jedną brew na wpół zaskoczona, a na wpół dalej oburzona… Ale złość jej przechodziła…
- Przyjaciel powinien być szczery. – stwierdziła. – Może powiedział to co myśli…- znów uderzyła ją kłótnia z dzisiejszego dnia. To niesamowite jak jeden obraz przesuwał jej się przed oczyma wiele razy… Lecz teraz był jak zwyczajny film, nie wywoływał w niej żadnych emocji…
- A może chciał ci dopiec?- Tom zetknął koniuszki swoich palców ze sobą, jakby bardzo się nad czymś zastanawiał.
- Niby dlaczego miałby to robić?- prychnęła Lil, ale w jej umyśle pojawiła się krztyna wahania. Tyron nie mógł…
- Z zazdrości? – tym razem to Ruda się roześmiała.
- To najgłupsza hipoteza jaką kiedykolwiek słyszałam.
- Są głupsze. Może cię nienawidzi? Może ma rację…
- Przestań!- syknęła Zielonooka, a chłodny śmiech potoczył się po lochu.
- Poczekaj kilka dni. Nie odzywaj się do niego. To szczeniacki sposób, ale chyba najbardziej skuteczny. Po jakimś czasie zrób się przytłaczająco smutna. Wezmą go wyrzuty sumienia. – Lily przysłuchiwała się temu z niemym zdziwieniem. Nie wiedziała czy zaśmiać się czy ma może być wdzięczna za radę?- Sam cię przeprosi. Wtedy w idealny sposób będziesz mogła zagrać na jego uczuciach i albo się zemścić, albo pogodzić. To będzie zależne wyłącznie od ciebie… - czarne oczy wpatrywały się w nią spokojnie.
- Eeee… dzięki.- wybąkała zdezorientowana. Jednak dotarło do niej, że to nie takie głupie… Podsunął jej wspaniały pomysł. – A czego chcesz w zamian?- spytała nagle nie zważając uwagi na swój nieufny ton.
- Podarowałem ci pierścień, doradzam ci… I ku twemu zdziwieniu muszę stwierdzić, że teraz nie masz nic co by mnie mogło zainteresować.
- To że teraz tego nie mam to nie oznacza, że kiedyś nie będę mieć?- uniosła podejrzliwie jedną brew a Tom uśmiechnął się.
- Zobaczymy. – wyszeptał.
- Nic ci nie obiecuję. Nawet cię nie znam! Jakim prawem mi doradzasz?! Jakim prawem się we wszystko wtrącasz?!
- To ty się wtrąciłaś. Powoli zostajemy przyjaciółmi.
- Przyjaciele się rozumieją. – napomniała go marszcząc brwi.
- Ja cię rozumiem…
- Nie wątpię!- prychnęła wściekle. – Tylko ja nie rozumiem ciebie!- przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Jedno opanowane i chłodne, drugie złe i wyprowadzone z równowagi.
- Nie lubisz, kiedy ktoś ci pomaga… - stwierdził nagle. – Zazwyczaj to ty doradzasz innym. –Lil postanowiła nic nie odpowiadać na te idiotyczne hipotezy. Przecież często korzystała z rad Dorcas! – Dobrze…- zimny głos potoczył się po pomieszczeniu. – Ja również mam problem. – nagły obrót zdarzeń jeszcze bardziej zadziwiał Evans.
- Słucham?- skrzyżowała ręce na piersi czekając wyjaśnień.
- Wiem, że pewna osoba jest w stanie stworzyć coś strasznego i zgubnego w skutkach dla mnie i innych. – zaczął jeszcze oschlejszym tonem niż zazwyczaj. – Co zrobić aby katastrofie zapobiec? Myślałem nad tym… Najlepiej jest nie dopuścić do stworzenia tej… broni.
- Niby tak…- westchnęła Lil zamyślając się głęboko.
- Jak to niby?- zaciekawił się Tom. Pierwszy raz widziała go szczerze zaniepokojonego co sprawiło, że wyglądał bardziej jak każdy normalny człowiek.
- Tej broni nikt jeszcze nie ma. Będzie niebezpieczna tylko w rękach kogoś, kto chce zniszczyć ludzi. To znaczy… Wyobraź sobie, że zdobywa ją Voldemort. – nagle Tom wyprostował się jeszcze bardziej, a przez jego oczy przebiegł cień dawnej dzikości. Lily nie potrafiła ukryć, że to zauważyła. Urwała swój wywód patrząc pytająco na swojego nowego znajomego.
- Jesteś odważna. Nie boisz się wymawiać Jego imienia. – stwierdził chłodno.
- Nie należy się bać czegoś tak głupiego jak nazwa…- prychnęła Ruda wciąż badawczo przyglądając się towarzyszowi.
- Nie ważne… Broń w rękach Voldemorta i co dalej?- Tom zmienił niecierpliwie temat.
- Mógłby zniszczyć świat… Stałby się potężniejszy. Tak jak mówiłeś katastrofalne skutki. Ale jeśli broń powiedzmy dostałby Dumbledore to mógłby…
- Użyć jej przeciwko Voldemortowi…- dokończył za nią z głębokim namysłem.
- To byłaby idealna myśl!- Lil pstryknęła palcami z radością.
- Wiesz co?- Tom uśmiechnął się chłodno. – Powinienem częściej zasięgać rad u ciebie. Masz 16 lat, a dałaś mi o wiele lepszy pomysł niż moi zaufani przyjaciele, którzy już dawno ukończyli Hogwart. – Evans uśmiechnęła się do niego delikatnie. Poczuła falę sympatii do jego opanowanej osoby. Nagle zerknął na wielki zegar wiszący nad kominkiem. - W najbliższych dniach niewiele będę miał czasu żeby się z tobą spotkać. – oświadczył, choć Zielonooka nie widziała najmniejszej potrzeby mówienia tego. Przecież widzieli się dwa razy i to w świecie nierealnym… W jej myślach…
- Wracam.- tym razem Lil powiedziała to bez żadnej pretensji.
- Nie szukaj Doriana, bo niewiele ci powie. – usłyszała chłodny głos, kiedy już naciskała na oczko amiriadelu.








Dorcas była gotowa… Jeszcze raz przeczesała przed lustrem swoje długie blond kosmyki. Miała całe pół godziny do umówionego spotkania. Westchnęła głęboko. To była randka i chyba pierwsza poważna randka… Bo czy tamto w Hogsmeade nie było zainscenizowane przez Lily? To ona ich poznała… To ona załatwiła jej towarzystwo w postaci O’Conella… To dzięki temu Syriusz przeprosił.
Przed jej oczyma pojawił się ciemnowłosy chłopak o błękitnych oczach, który posiadał jedyny w swym rodzaju, czarujący uśmiech. Black prześladował ją w każdym ze snów. I każdy sen z jego udziałem był cudowny… Dlaczego jeszcze nie zapomniała?
- Nie możesz o tym myśleć!- skarciła samą siebie. Chwyciła swój płaszcz i wyszła z dormitorium. Będzie na miejscu dużo przed czasem, ale co tam! Lepsze czekanie niż ciągłe myślenie o tym, jakby to mogło być gdyby…
Zeszła spokojnie po schodach, czując falę szczęścia na samą myśl o czasie, który spędzi z Dorianem. Pokój wspólny także zdawał się podzielać jej samopoczucie. Ogień trzaskał wesoło, a drugoklasiści rozmawiali śmiejąc się głośno. Blondynka przeszła przez dziurę pod portretem z jeszcze lepszym nastrojem. Wszystko powoli sobie układała.
Szła korytarzem w przekonaniu, że to jeden z najlepszych dni. Może spotka się dziś wieczorem z Lily? Może umówi się z nią na jutrzejsze odrabianie lekcji? Byłoby cudownie znów mieć przyjaciółkę pod bokiem, chłopaka jakim jest Dorian i…
- Ała!- wyrwało jej się, gdy poczuła jak ktoś odciąga ją w ciemny kąt zamku. – Syriusz!- wyszeptała wściekle, zauważając w półmroku chłopaka, który uśmiechał się do niej flirciarsko.
- Witaj słońce. – powitał ją wesoło. Trochę się na niego zezłościła, ale szybko złagodniała, kiedy zaczął bawić się kosmykiem jej włosów. Wyglądała przepięknie. Wiedział, że gdzieś się wyszykowała. O wściekłość przyprawiał go jednak domniemany powód owego wybrania się.
- Wybacz Black, jestem umówiona…- westchnęła ciężko wycofując się z ciemnej kryjówki.
- Ach, tak… Z Dorianem?- spytał Łapa wymuszając w sobie miły ton, ale nie odrywając od niej wzroku.
- Tak. – Dori potwierdziła zdecydowanie. Po co ją zatrzymał? Sto razy lepiej czułaby się na randce, gdyby wcześniej nie spotkała Blacka.
- Ślicznie wyglądasz.- stwierdził przywołując na twarz swój czarujący uśmiech. Dziewczyna spłonęła rumieńcem, odwracając twarz. Już dawno powinna się uodpornić.
- Dziękuję. – uśmiechnęła się delikatnie. – Ale muszę iść…
- A chcesz?- Syriusz patrzył na nią wyczekująco. Dor zmarszczyła brwi, jakby nie do końca zrozumiała pytanie. Przecież to niedorzeczne.
- To nietaktowne pytanie. – rzuciła z lekko obrażonym tonem.
- Ale niesamowicie łatwe. Albo chcesz iść na tę randkę, albo nie!- w mniemaniu Łapy najwidoczniej tak właśnie było, ale czemu Meadows miała problemy z odpowiedzeniem? Prawda była okrutna… Chciała iść jeszcze kilka minut temu, ale teraz wolała siedzieć nawet w tym ciemnym kątku, byleby mieć pod bokiem Syriusza. Takie rozdarcie serca na dwie osoby i nigdy nie będzie w stanie zrezygnować do końca z Blacka… Nigdy… - Dorcas?- blondynka zerknęła lękliwie w błękit oczu chłopaka. Nie może mu powiedzieć prawdy… Nie w tym momencie.
- Chcę.- odparła siląc się na zdecydowany ton. Łapa westchnął.
- Więc idź. – nie potrafił ukryć smutku. Miał nadzieję na inne zakończenie. Powinna za nim tęsknić, płakać…I tak na niego patrzyła… Wiedział, że kłamie, ale co mógł zrobić? Obserwował jak Dorcas z ciężkim sercem odwraca się i robi krok w stronę drogi jaką obrała…- Zaczekaj!- krzyknął za nią, nie wiedząc do końca dlaczego to robi. Do głowy przyszedł mu pomysł tak szalony, że aż wykonalny.
Dori zmarszczyła brwi teraz już zupełnie zdezorientowana. Łapa podszedł do niej bardzo blisko, ale nie odsunęła się, wciąż patrząc pytająco w jego oczy.
- Syri, co ty…- urwała, gdy ich usta złączyły się. To było tak nagle, tak niespodziewanie. Nie była w stanie tego przewidzieć! Nie była w stanie przerwać tej słodkiej chwili. Zupełnie jak kiedyś…
Black powoli się cofnął. Teraz wiedział. Uśmiechnął się do niej, a Meadows wydało się, że cudniejszego uśmiechu nie ma na całym świecie. Zapomniała o wszystkim, nic nie grało roli!
- Uwielbiam cię Dorcas.- wyszeptał w ten szczególny sposób, puszczając do niej oko. Dor wręcz czuła drżenie własnego serca. Na końcu języka miała słowa „kocham cię”. Jak urzeczona wciąż na niego patrzyła, nie mogąc zdobyć się na jakikolwiek ruch.
Łapa znów się do niej zbliżył i pocałował delikatnie, żeby o nim nie zapomniała, by pamiętała co ich łączy, a nie co dzieli. Tym razem odwzajemniła pocałunek, a to również było obiecujące.
- Myślę, że teraz możesz już iść. – nie potrafił pozbyć się szczęśliwego uśmiechu ze swojej twarzy.
Dorcas westchnęła cicho w jednej chwili przypominając sobie dokąd szła i gdzie szła.
- Tak…- powiedziała dziwnie rozmarzonym głosem.
- Do zobaczenia, moja słodka.
- Do zobaczenia. – pożegnała się, po czym wyszła z ciemnego kąta wprost na korytarz. Mimo to wciąż oglądała się za siebie, sprawdzając czy on wciąż tam jest… Idzie na randkę z Dorianem, a na ustach wciąż ma wspomnienie sprzed kilku chwil…







Ciemnowłosy chłopak leżał na kanapie w pokoju wspólnym, mając sto procent pewności, że nikt go nie zaczepi. Remus poszedł, gdzieś z Jasmine, co oznaczało minimum godzinę spokoju, Petera nie była w dormitorium, a co dziwne czekolada została, zaś Syriusz pewnie znów kogoś podrywa i lada moment zjawi się informując go o nowej randce. Co jemu pozostało robić? Nawet nie wie, gdzie teraz znajduje się Lily… Pewnie z Tyronem. Chociaż z samego rana można było pomyśleć, że się pokłócili. W ostateczności mógł pobiegać i sprawdzić, ale z rozsądek mówił : siedź i czekaj do jutra. Więc czekał… Tylko takiego bezczynnego czekania nie lubił. Ostatnio strasznie przycichli… On, Huncwoci… Zajęci byli sprawami mniejszej wagi rozrabiackiej. Powinni coś wymyślić. Coś zdziałać… Ale do tego potrzebne są odpowiednie składniki… Trzeba odwiedzić Zonka w Hogsmeade….
- Cholera!- rozniosła się donośnie po PW. Rogacz zamrugał. Głos Hitchswitcha, zwłaszcza zdenerwowanego łatwo było rozpoznać, nawet jeśli nie widziało się samej postaci. Potter uznał, że bezpiecznie jest zostać na kanapie i się nie ujawniać ze swoją obecnością. Póki Tyron nic złego nie robi, nie ma sensu wkraczać do akcji.
- I nie klnij. – napomniał go kolejny, z dobrze znanej Jamesowi paczki. – To tylko i wyłącznie twoja wina. Gdybyś pomyślał, zanim napadłeś…
- To egoistka Conradzie!- Tyron przerwał swojemu przyjacielowi. – Ale widzę, że ma was po swojej stronie!
- Zastanów się…- tym razem głos Conrada stał się bardziej ostrzegawczy i jakby zdenerwowany. Rzadko można go było widzieć w takiej sytuacji. Rogaś ze zmarszczonymi brwiami chwytał każde ich słowo. – Zastanów, czy egoistka płakałaby z tak błahego powodu, czy należały jej się tak ostre słowa. Jeśli Lily jest podłą egoistką, jak jej dziś zarzuciłeś, oraz jeśli jest…- tu urwał najwidoczniej nie chcąc posłużyć się obraźliwym określeniem. – To każdy tu jest egoistą. Według mnie Evans sobie na takie traktowanie nie zasłużyła! I mógłbyś jej powiedzieć prawdę, a nie boczyć się za każdym razem, kiedy spotka się z Potterem! Jeśli mają być razem to ty im w tym nie przeszkodzisz!- James usiadł błyskawicznie i natychmiast spojrzał w kierunku, z którego dochodziła ta mała sprzeczka. Z pokoju wspólnego właśnie wychodził Conrad, a Tyron stał z wściekłym wyrazem twarzy, myśląc o czymś. Nawet nie zauważył James’a. Potter wciąż pamiętał ostatnie słowa „to ty im nie przeszkodzisz”…. W jego głowie te słowa dźwięczały głośniej niż inne. Nie podobało mu się to… I nagle Tyron wściekłym krokiem ruszył w stronę schodów do dormitoriów chłopaków, a Rogaczowi przypomniały się inne słowa. „Czy egoistka płakałaby z tak błahego powodu…”
- Liluś płakała?- rozniósł się po pokoju wspólnym lekko podenerwowany głos Pottera. Nie chciał żeby tak wyszło, ale powiedział to dość głośno i z nutą pretensji, a miało byś spokojnie i bez zwracania uwagi.
Hitchswitch zamarł. Podobnie jak reszta uczniów, młodszych, czy starszych, ale zaciekawionych. Tyron spojrzał na James’a z mieszaniną współczucia i odrazy. Nigdy tak dwa sprzeczne uczucia nie dławiły się w sercu chłopaka.
- Chyba tak. – odparł spokojnym tonem. Jakby niewiele to znaczyło. Jak mógł?
- Przez ciebie! -Rogaczowi głos aż drżał ze złości. To było dla niego niepojętne. Lil płakała, a dla Hitchswitcha to nic nadzwyczajnego! Pierwszy raz miał wielką ochotę uderzyć przyjaciela. – Co jej powiedziałeś?!
- Rogaczu przejrzyj na oczy!- prychnął Tyron. – Ona cię wyzyskuje… Każdego dnia mówi „nie”, a kiedy jesteście sami daje ci złudne nadzieję na coś, czego nie ma i nie będzie!
- To przez takich jak ty mówi „nie”!- James powoli tracił panowanie nad sobą. Wstał z kanapy i podszedł do ciemnowłosego chłopaka. – Specjalnie kazałeś jej przychodzić do naszego dormitorium w środku nocy, wiedziałeś, że będzie wściekła. Robisz wszystko! Wszystko żeby mi przeszkodzić!
- Powinieneś posłuchać sam siebie. – kapitan drużyny Gryfonów wycedził to zdanie przez zaciśnięte zęby. – Doskonale sobie zdajesz sprawę, że ta mała, egoistyczna pani prefekt nawet nie spojrzy na ciebie publicznie!- w Potterze złość jakby nagle pękła, wylewając się w nadmiarze. Nie wytrzymał! Nie panując nad sobą chwycił Tyrona za szatę i cisnął nim o ścianę, nie puszczając. Widział w brązowych oczach kumpla dzikie błyski wściekłości. Przez moment wydawało się, że Hitchswitch również chwyci za szatę James’a i w ramach zemsty przyciśnie go do ściany w ten sam sposób. Jednak ten szybko się opanował zerkając chłodno w orzechowe oczy Rogacza.
- Nie mów tak o niej!- niemalże wykrzyczał Potter, wypowiadając każde słowo coraz głośniej.
- A to dlaczego?!- Hitchswitch postawił sobie za cel zdenerwować towarzysza do granic możliwości! – Otwórz oczy! Ona nigdy z tobą nie będzie!- James dyszał ciężko wciąż przytrzymując przy ścianie Tyrona. Słyszał te słowa wiele razy! Z ust wielu osób, ale nigdy nie uwierzył! I nigdy nie uwierzy! Nigdy!
- Rogaczu!- rozległ się chrapliwy krzyk. James nawet się nie odwrócił, wciąż świdrując Hitchswitcha zabójczym wzrokiem i nie mogąc się zdobyć na to, by go wreszcie puścić. Poważnie rozważał możliwość wdania się w bójkę z Tyronem. – Chłopaki przestańcie!- Łapa natychmiast do nich podbiegł. – To jakieś głupie żarty? – spytał, ale w jego głosie dało się wyczuć nutkę paniki. Pierwszy raz widział ich tak wściekłych. Żaden z nich nie zwrócił na Blacka uwagi.
- Ona nigdy nie będzie twoja. – powtórzył Tyron mrużąc mściwie oczy.
- Taaa? – Potter zdołał się odrobinę uspokoić. – Twoja też nie!- w jednej chwili Hitchswitch chwycił James’a za przód szaty i popchnął go wściekle. Zmierzyli się nienawistnymi spojrzeniami, kiedy każdy z nich już wyciągnął różdżkę.
- Czyś ty oszalał Tyron?!- krzyknął Syriusz. – Przestańcie!
- Zabolało co?- zadrwił Rogaś.- Ale prawda jest taka, że jeśli ona nie spojrzy na mnie to na ciebie tym bardziej!- w jednej chwili i bez ostrzeżenie koło policzka Pottera śmignęła struga złocistego światła. Hitchswitch pierwszy rzucił zaklęcie… Uczniowie naokoło zamarli.
- Wdajesz się w wojnę Potter, ale nie możesz jej wygrać!
- Co tu się dzieje?!- wszyscy zadrżeli, kiedy po pokoju wspólnym potoczył się donośny głos dziewczyny. Multum spojrzeń powędrowało na jej sylwetkę. Stała w wejściu do dormitoriów chłopaków, długie rude włosy spięła z tyłu, wyglądała pięknie, ale zarówno dwójka Huncwotów jak i siódmoklasista zwrócili uwagę na jej zaczerwienione oczy. Z całkowitą pewnością niedawno płakała.
- Ja mogę powiedzieć pani prefekt.- pierwszoklasista w okularach i specjalnie roztrzepanych włosach uśmiechnął się do niej diabelsko.
- Słucham Colin. – Lily znała chłopczyka. Miniaturka Pottera z własnej woli. Potępiała go za to, ale cóż mogła poradzić? Zdobył jej sympatię z momentem, gdy nie zgodził się „wymienić Evans na gadżety Pottera”.
Ani James, ani Tyron nie wykonali najmniejszego ruchu od momentu wejścia Rudej. Wciąż oboje dyszeli ze złości, ale bić się przy niej to byłaby przesada. W Potterze wzbierała dodatkowa wściekłość i żal, gdy temu małemu nicponiowi można było opowiedzieć Lil na ucho wszystko, według własnej woli. Wiedział, że z całkowitą pewnością Colin tym razem nie broni jego osoby, gdyż Evans od czasu do czasu mierzyła jego i Hitchswitcha ostrym wzrokiem. Wreszcie wyprostowała się dumnie, ściągając brwi.
- Dobrze… - powiedziała powoli. Miała przed sobą dwie osoby, na które była wściekła. Tom doradził jej cudowny sposób, ale nie będzie ignorować drania kiedy nie przestrzega on jasnych zasad…- Potter i Hitchswitch. – zwróciła się do nich oschle. – Bójki są zakazane. Jako prefekt Gryffindoru mogę odjąć za was punkty…- rozległy się sceptyczne pomruki wśród wszystkich obserwujących. -… bądź ukarać szlabanem. Najrozsądniejszy będzie szlaban. – stwierdziła na koniec rezolutnie.
- Nie możesz dać mi szlabanu!- sprzeciwił się Tyron z dzikiem błyskiem w oku. Nie uraczyła go nawet króciutkim spojrzeniem.
- Szlaban rozpoczniecie jutro o…
- Nie możesz zrobić nam tego szlabanu od poniedziałku. – Rogacz wtrącił się zupełnie spokojnym głosem. – Jutro jestem umówiony, ty zresztą też. – przypomniał jej. W normalnych okolicznościach zapewne by się uśmiechnął w ten bezczelny sposób, ale teraz nie miał serca. Sama świadomość, że Lilian płakała w samotności Bóg wie ile czasu dobijała go od środka. Chciał przytulić, pocieszyć, ale nie mógł. Bał się do niej zbliżyć, by nie pogorszyć jej podłego nastroju. Jednocześnie coraz bardziej nienawidził kapitana drużyny quidditcha.
- Więc zaczniecie od wtorku. – Lil starała się zachować najchłodniejsze spojrzenie na jakie było ją stać. W sali od transmutacji. Poinformuje McGonagall. – i natychmiast zaczęła przechodzić w stronę dziury pod portretem i nagle ktoś chwycił ją mocno za ramię. Nie musiała nawet się odwrócić. Potter trzymałby o wiele delikatniej.
- Nie możesz się mścić za kilka słów prawy.- usłyszała znajomy jej głos. Nie wyrywała się. Będzie obojętna.
- Hitchswitch masz mnie natychmiast puścić, albo będę zmuszona odjąć za ciebie punkty. – odparła suchym tonem, ciągle patrząc w stronę dziury pod portretem. Zdawało się, że Tyron nie wierzył, iż ktokolwiek będzie go tak traktował. W końcu szybciej spodziewał się, rozpłacze się ponownie na jego widok… Powoli puścił jej rękę, a Zielonooka dumnym krokiem opuściła PW.
- I macie za swoje!- Syriusz zerknął na nich karcąco, po czym wybiegł za panią prefekt.
James nie wiedział co ma o tym myśleć. Ostatni raz dostał od niej szlaban… Już nawet nie pamiętał kiedy! Zawsze któraś z dziewcząt ratowała go z opresji, za każdym razem ktoś Rudą hamował. Jednak nie miał jej za złe tego szlabanu. Z pamięci nie mógł wyrzucić przejmująco smutnych oczu dziewczyny. „Płakała przez niego”, powiedział natarczywy głosik w jego głowie. Potter spojrzał na Hitchswitcha pełen odrazy do jego osoby.
- Jesteś nikim.- powiedział idąc do swojego dormitorium.







- Nie dotykaj mnie!- krzyknęła wściekle po raz dziesiąty. Kolejny raz odtrąciła rękę ciemnowłosego chłopaka.
- Ale ja chcę żebyś mi tylko wytłumaczyła skąd ta nagła złość na mnie! To nie ja chciałem się pojedynkować w Pokoju Wspólnym!- żachnął się Black.
- Jasne że nie ty!- prychnęła Lily. – Ale dzięki tobie są te gigantyczne problemy!- Łapa zmarszczył brwi. Jak to przez niego?
- A co ja znowu zrobiłem?!- spytał podnosząc nieco głos.
- Pokłóciłam się dziś z Hitchswitchem.- wypaliła Zielonooka zjadliwym tonem. – Wiesz o co poszło?!
- Nie…
- Zgadnij!- Syriusz pierwszy raz widział dziewczynę tak zdenerwowaną. Chyba bezpieczniej było spokojnie zrobić to co kazała. Zastanowił się chwilę.
- O miejsce w dormitorium?- rzucił w pełni świadom, że jest to beznadziejna głupota.
- Och, przestań!- przewróciła oczyma z poirytowaniem. – Tyron dowiedział się, co się stało tej nocy, kiedy byłam w waszym dormitorium!- krzyknęła mierząc bruneta zabójczym spojrzeniem nr 10.
- Dowiedział się, że zemdlałaś i o to pokłócił się z Potterem? – Syriusz rozumiał coraz mniej. I za to Lil ma pretensję do niego? On tu Bogu ducha winien!
- Nie idioto!- warknęła Ruda. – Nie udawaj! Tylko ty wiedziałeś, że się z nim całowałam! Tylko ty mogłeś to powiedzieć Hitchswitchowi!- wybucha, wyrzucając to z siebie jednym tchem. Syri doznał nagle swoistego olśnienia. Ona jest wściekła na niego… Rogacz i Tyron pokłócili się właśnie o to! Pokłócili się o Evans…
- Myślisz, że ja mógłbym to zrobić?- spytał spokojnym, ale chłodnym głosem. – Myślisz, że zdradziłbym przyjaciela i przyjaciółkę?!- powoli zaczął podnosić głos. Lily zdawała się wyczuwać tą nagłą zmianę. Nazwał ją przyjaciółką… Nie wiedziała czy rani ją świadomość, że mogła go oskarżyć chociaż był bez winy, czy może świadomość, że równie dobrze mógł kłamać jej w żywe oczy. – Zanim zaczniesz wysnuwać jakiekolwiek podejrzenia przeciw mnie, zastanów się lepiej! Bo choć według ciebie zapewne uchodzę za rozpieszczonego dupka, to w życiu nie zdradziłbym przyjaciół!- dziewczyna zamrugała kilkakrotnie. Teraz już niczego nie była pewna. Black zawsze stał murem za Potterem. Byli sobie jak bracia…
Przyjrzała się ciemnym kosmykom, które z gracją opadały na czoło chłopaka, zwróciła uwagę na rozeźlone błękitne spojrzenie… Kłamał? Intuicyjnie wyczuwała… Mówił prawdę. Westchnęła ciężko, po czym usiadła na wciąż zielonej trawie. Nawet nie zauważyła, kiedy wyszli na błonia. Syriusz jednak wpatrywał się gniewnie w przestrzeń przed sobą.
- Przepraszam…- powiedziała na tyle wyraźnie, by tylko on ją usłyszał. Nie doczekała się jednak żadnej reakcji z jego strony. Stał dumnie jak posąg, jedyne co zauważyła to to, że zmarszczył brwi. Więc jednak jej słuchał… - Nie powinnam była na ciebie napadać. – stwierdziła ze skruchą. Pierwszy raz tak poważnie przepraszała Łapę… - Nie jesteś taki, że zostawiasz przyjaciół i robisz na własną korzyść. Syriusz ja… przykro mi, że mogłam sobie nawet tak pomyśleć. – zakończyła. Rzeczywiście dopiero teraz szczerze żałowała, iż tak się pomyliła.
- I powinno ci być przykro. – usłyszała obrażony głos Blacka, ale mimo to spadł jej jakiś ciężar z serca. Błękitne oczy wpatrywały się w nią bacznie i zarazem nieco wściekle. Żadne już nie wiedziało co mogłoby jeszcze powiedzieć. Po kilku sekundach uciążliwego milczenia Syriusz doszedł do wniosku, że nie sposób się na nią złościć. Pomimo tego, że przez ostatnie lata się nie znosili, to w ciągu kilku dni poznał ją wystarczająco dobrze, by polubić. Westchnął na samą myśl, że to właśnie przez niego ta rudowłosa istota nie rozmawia niemalże ze wszystkimi znajomymi. – A skąd wiesz, że właśnie o to się pokłócili?- spytał już łagodnym tonem.
- Colin mi powiedział. –odparła wzruszając ramionami, ale na twarzy Łapy dostrzegła pytający wyraz. To dla niego była za mało… - James oburzył się, kiedy usłyszał jak Conrad powiedział Tyronowi, że nie wypadało mówić pewnych… rzeczy. – tu lekko ściągnęła brwi. Wciąż pamiętała…
- Jakich rzeczy? – Syriusz był nieugięty. Spotkał spojrzenie teraz już smutnych, zielonych oczu i wiedział, że wydarzyło się coś złego i że nie będzie to krótka historyjka z Happy Endem….


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:47, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


- To widzimy się jutro?- spojrzała w oczy prefekta klasy 6. Jutro był poniedziałek, a on chyba właśnie proponował kolejne spotkanie. Wspólne odrabianie lekcji sprawiło, że na moment zapomniała o wszystkich problemach, ale nie powinna odrywać się od rzeczywistości i cieszyć, bo świat dookoła jest zły…
- Jutro są lekcje. – zauważyła z delikatnym uśmiechem.
- No właśnie.- Remus uśmiechnął się. – Nowe prace domowe. – jakże miłe było to uczucie, kiedy Jasmine rozpromieniła się i zaśmiała w ten swój jedyny i niepowtarzalny sposób.
- Zobaczymy.- mrugnęła do niego. Był idealny. Spokojny, miły… Nie potrafiła tak rezygnować, a tym bardziej powiedzieć „nie”. To co do niego czuła było trudne do opisania. Sama tego nie rozumiała, ale każda minuta z nim sprawiała, że czuła się coraz lepiej.
- Zobaczymy, znaczy bardziej tak, czy nie?- Lunatyk sam się sobie dziwił za tę odwagę. Tyle go kosztowało zadanie tak błahego pytania, a dziś przeszło mu przez gardło niemal automatycznie. Z biegiem czasu on i Jas stawali się sobie coraz bardziej bliscy…
Dziewczyna roześmiała się ponownie, najserdeczniej jak umiała.
- To oznacza, iż wszystko się okaże. – wyjaśniła ze ślicznymi dołeczkami na policzkach.
- Więc jutro przy śniadaniu się zadeklarujesz? – ostatni raz zerknął pytająco w bursztynowe oczy dziewczyny, które śmiały się do niego.
- Tak. – odparła łagodnie. – Myślę, że tak. – od kilku minut stali pod drzwiami dormitorium dziewcząt, ale dopiero teraz stało się kłopotliwie. Gdy zapada milczenie, a żadna ze stron nie wie co powiedzieć… Jasmine spuściła nieśmiało wzrok, podczas, gdy Remus najzwyczajniej w świecie nie mógł odejść. Ta dziewczyna go zaczarowała…
- To… eee…- zaczął nieskładnie, zastanawiając się co miał powiedzieć.
- Do jutra i dziękuję za wszystko. – dziewczyna z wrodzoną naturalnością wspięła się na palce i pocałowała Lupina w policzek. Było to tak miło zaskakujące, iż Lunio nie poruszył się nawet, kiedy zaczęła wbiegać po schodach. I nagle, kiedy tak na nią patrzył jak się oddalała, dotarła do niego pewna świadomość. Ma teraz jedyną i niepowtarzalną okazję…
- Jas!- zawołał za nią nie namyślając się długo.
- Tak?- spytała zatrzymując się na którymś z kolei stopniu. Wyglądała pięknie. Jak mógłby tego nie zrobić? Szybko wspiął się po schodach do Elvin, czując jak wraz ze zmniejszającym się między nimi dystansem serce tłucze mu się w piersiach coraz mocniej. Czy to nazywa się miłością?
- Chciałem tylko powiedzieć…- zawahał się. Patrzyła na niego wyczekująco, a on nie był w stanie powiedzieć tego spokojnie, gdy patrzył w jej oczy. - …do jutra. – zakończył zawodząc samego siebie. Ale Jasmine tylko uśmiechnęła się nieśmiało. Może wstydziła się bardziej niż on? Tak to ma być? Żadne z nich nie odważy się na nic poważniejszego? Nie tak to miało wyglądać w myślach Remusa. I znów powróciło szalone bicie serca, gdy w jego głowie zrodził się pomysł normalnie nie do przyjęcia. „Zaszalej…”, mówił głos w głowie i naprawdę trudno było go nie usłuchać, kiedy dziewczyna obok była tak cudna. – Jas?- jak na zawołanie uniosła twarz, patrząc na niego swoimi dużymi oczyma. Lupin westchnął głęboko, tak bardzo bał się odrzucenia… Zerknął na jej usta, a chwilę później bez ostrzeżenia pocałował ją na tyle energicznie, by zaskoczona nie zdążyła zaprotestować. Musiał to zrobić! Po prostu coś mu kazało. – Śpij dobrze.- rzucił na pożegnanie pełen nerwów, po czym odwrócił się i zbiegł po schodach do PW.
Jednak szatynka jeszcze jakiś czas stała zdezorientowana. Motylki w brzuchu sprawiały, że świat wydawał się bardziej różowy niż zwykle. Delikatnie dotknęła dłonią swych ust. Pocałował ją… Remus ją pocałował…







- Ja mam jeszcze czas żeby się nad tym zastanawiać. – uśmiechnęła się delikatnie.
- Każdy tak mówi. – Dorian odwzajemnił uśmiech. – Ale czas niestety płynie nieubłaganie. – zauważył. Rzeczywiście czas upłynął im niesamowicie szybko. Ciemna noc otoczyła błonia, a wieczór był naprawdę chłodny. Październik pozostawał bezlitosny. Wprowadzał szarą jesień do życia uczniów.
Ale Dorcas wracając do zamku wciąż zastanawiała się nad jedną rzeczą. Mianowicie, czy to, że Syriusz ją pocałował było dowodem na to, że jednak mu na niej zależy… Nie mogła zapomnieć tej krótkiej chwili w ciemnym kącie korytarza. Nie potrafiła się pozbyć tego wspomnienia, nawet kiedy patrzyła w zielone oczy chłopaka, który spędził z nią dzisiaj miłe popołudnie.
- Racja. – poparła O’Conella. – Wydawałoby się, że przed chwilą się spotykaliśmy, a zaraz przyjdzie nam się pożegnać.
- Wszystko można nadrobić. – zatrzymali się w korytarzu prowadzącym do WS. Dorcas rozejrzała się po pomieszczeniu udając zaciekawioną wnętrzem, które tak dobrze znała. Nie ulegało wątpliwości, iż Dorian przygląda jej się uważnie.
- Wszystko. – po raz kolejny przyznała mu rację. Czuła się przy nim cudownie, ale Black był odważniejszy, mniej oficjalny. Gdyby spędzała ten wieczór z nim… Stop! Zatrzymała swoje myśli. Cały czas musiała powstrzymywać się, by przestać przypominać sobie królewsko błękitne oczy. Nie żeby Dorian jej się nie podobał… ale to były dwie zupełnie różne osoby, planety, każda z własnymi księżycami i o zupełnie różnych powierzchniach.
- Niestety nam nie wolno niczego nadrabiać. – blondynka jakby dopiero się ocknęła. Spojrzała pytająco na O’Conella, który uśmiechał się do niej z tym swoim spokojem.
- Jak to nie?- spytała z lekkim niepokojem. Nie odpowiedział. Zamiast tego zbliżył się do niej tak bardzo, że czuła na swojej szyi jego oddech. Przebiegł ją dziwny dreszcz. Uwielbiała te chwile bliskości.
Nagle Dorian ujął jej dłoń i przytknął sobie do lewej piersi, obserwując bacznie jej pytające spojrzenie. Nie wiedziała o co mu chodzi, dopóki nie poczuła… Niemalże słyszała jak jego serce tłucze się gdzieś pod żebrami. Niby tak zwyczajne, a niesamowity wywarło na nią wpływ. Poczuła jak i jej serce przyspiesza. Black przestawał istnieć…
- Jesteś nietypową dziewczyną Dorcas. – powiedział nieco obniżonym tonem głosu. – Widzisz… ja powinienem panować nad sobą w pełni, utrzymywać emocje z daleka… Ty sprawiłaś, że część mnie – tu mocniej przycisnął dłoń dziewczyny.- wyrwała się spod kontroli. – Meadows wpatrywała się w zieleń jego oczu. Był dla niej ważny. Teraz dostrzegała to bardziej wyraźnie niż podczas całego dzisiejszego wieczoru. – Dlatego zależy mi na tobie. Zależy jak na nikim innym… Ale nie spotkamy się więcej. – puścił jej rękę, ale blondynka nie zabrała jej. Dłońmi ujął zdziwioną tymi słowami twarz dziewczyny. Patrzyła, chcąc zadać pytanie „dlaczego?”. Nie była w stanie nic powiedzieć. O’Conell nachylił się do niej delikatnie i dla Dor przestało się liczyć cokolwiek. Wspięła się na palce, pozwalając by ich usta złączyły się w jedynym i niepowtarzalnym pocałunku. I to był najszczęśliwszy moment tego wieczoru. Ale pojawiła się jedna, nie pasująca myśl. „Łapa…”. Dorian powoli wyprostował się, ostatni raz muskając wargami usta Dori. Dziewczyna wzięła głęboki oddech starając się uspokoić bicie serca.
- Nie spotkamy się jutro, ani w tym tygodniu. Nie za dwa tygodnie i nie pójdziemy razem na najbliższy wypad do Hogsmeade. – powoli zaczynało do niej wszystko docierać. Zmarszczyła brwi. To było pożegnanie. Najbardziej czułe i ckliwe, tak że nie potrafiła się gniewać. Kiedy rozstawała się z Blackiem zawsze była wściekła i rozżalona,a tym razem było zupełnie inaczej… Otworzyła usta, żeby zaprotestować i nie dać upaść czemuś, co się na dobre nie zaczęło. - Chyba że… wreszcie się zdecydujesz. –tym jednym stwierdzeniem zdradził jej wszystko.
- Ale…
- Nie próbuj zaprzeczać. – przerwał jej uśmiechając się smutno. – Cały ten czas spędzany ze mną miałaś go w swych myślach. Nawet tuż przed chwilą…- spuściła smutno głowę. Miał rację. Traci go z powodu głupiej tęsknoty do kogoś, kto w ogóle nie przejmuje się jej uczuciami.
- Przepraszam. – wyszeptała, nie mogąc spojrzeć mu w oczy.
- Nie masz za co… - usłyszała ciepły głos Doriana. – Spotkamy się, kiedy stwierdzisz, że już wiesz który jest ciebie wart.- natychmiastowo podniosła przestraszony wzrok. Zdezorientowana otrzymała krótkiego cmoka w policzek, a po chwili obserwowała jak jej dzisiejsze szczęście odchodziło razem z ciemnym blondynem….







- Chodźmy spać. – Lupin podszedł do swojego łóżka, ziewając przeciągle.
- Powodzenia Luniaczku. – Syriusz pomachał mu ręką uśmiechając się przymilnie.
- Jak chcecie. – Remus wzruszył obojętnie ramionami. – Jest późno. – zamaszystym ruchem ręki zasunął kotary swego łóżka.
Trójka chłopaków siedzących na drugim łóżku nie zwróciła na to większej uwagi. James zamyślił się nad czymś głęboko, a nachmurzony wyraz twarzy świadczył o nienajlepszym humorze. Zaraz obok, miejsce zajmował Syriusz, który bawił się różdżką, co jakiś czas marszcząc brwi, zaś miedzy dwójką nieodłącznych przyjaciół usadowił się Peter, którego wodniste oczka co jakiś czas biegały od jednego do drugiego chłopaka.
- Wiesz…- zaczął ostrożnie Black zwracając na siebie uwagę pozostałej dwójki. - ja bym się raczej nie martwił faktem, że Tyron pokłócił się z Lil, a podczas tej kłótni padło kilka silnych zdań.
- Jak to się tym nie martwić?! – Potter ściągnął gniewnie brwi. – Powiedz mi jak można doprowadzić ją do płaczu? Jak bardzo trzeba być podłym…
- Przez ciebie też wiele razy płakała. – zauważył Łapa, na co Rogaś zareagował krótkim i ostrym spojrzeniem. – Ale to mniejsza z tym. Otwórz oczy i zacznij się lepiej zastanawiać dlaczego Hitchswitcha obchodził ten fakt? I przede wszystkim skąd on wiedział o tym, co się działo pamiętnego wieczoru, gdy Ruda lunatykowała…
- Gwizdek! Przestań się wreszcie wiercić!- warknął James na kumpla, kiedy Pettigrew przekręcił się, niespokojnie zerkając na Syriusza. – Ale skąd on mógł to wiedzieć?- zaciekawił się nagle Potter. Na jedno to było bardzo ciekawe pytanie.
- Wiedziałeś tylko ty. I ja, bezpośrednio od niej. W dormitorium były jeszcze dwie osoby…- Łapa zauważył jak spojrzenie Rogacza zatrzymuje się na Glizdogonie, a ten nerwowo wykręcał sobie palce. – Gwizdek spał. – przypomniał przyjacielowi.
- Mniejsza o większe!- James podniósł głos z nie udawanym poirytowaniem. To skąd Tyron zbierał informacje nie za bardzo go obchodziło. Nie liczyło się nic poza tym, iż to przez niego Evans płakała. Ta świadomość sprawiała, że w ciemnowłosym chłopaku pojawiała się chęć zemsty. Chęć tak ogromna, że w niemal każdej minucie zastanawiał się nad nowymi sposobami zadawania bólu.
- Ja bym tak na to nie patrzył. – Black pokręcił głową w wyrazie beznadziei. – Jeśli ona mu się spodobała, to łagodnie mówiąc twoje szanse zaczną się nagle zmniejszać do zera. Znasz Tyrona, on nie odpuszcza…
- Ale przecież Hitchswitch nigdy nie stracił głowy dla żadnej dziewczyny. – wtrącił się Peter.
- Lily nie jest jak jedną z tych zwykłych dziewczyn. – Potter odezwał się już o wiele spokojniej. – Jest wyjątkowa.
- Obawiam się przyjacielu, że nie tylko ty dostrzegasz w niej tę wyjątkowość. – Łapa westchnął ciężko. Wszystko zagmatwało się w nadzwyczaj skomplikowany sposób.
- Akurat tym się nie martwię.- prychnął Rogaś. – Zarówno mnie jak i Tyrona traktuje jak osoby niegodne uwagi. – dodał z nutką goryczy. Jutro się z nią spotka… I podjął już decyzję. Ostateczną i niezmienną do momentu, kiedy ona sama zdania nie zmieni.
- Tylko że Tyron ma ją na co dzień i jest w stanie ją przeprosić. Zdobył jej zaufanie, a choć się pokłócili, to założę się, że kwestią czasu będzie, kiedy się pogodzą…- Syriusz powiedział to najspokojniej jak umiał. Ale po ściągniętych brwiach Rogacza można było się domyślić, że te słowa trafiły do niego jak żadne inne. Chłopak gorączkowo zastanawiał się czy możliwe jest, iż kiedykolwiek ujrzy Evans z innym i będzie w stanie się uśmiechnąć. Odejście od niej teraz oznaczało już nie tylko poddanie się, ale i stracenie czegoś bardzo cennego. Nie chciał nic tracić…





Nie chciało jej się otwierać oczu, ale świadomość, że to poniedziałek chyba przeważała. Poza tym to byłby pierwszy raz, kiedy wstawała z tak wielką niechęcią. Mimo to przeciągnęła się, tym samym opóźniając chwilę, kiedy wyjdzie spod kołdry. Ledwo się poruszyła, a poczuła jak ktoś delikatnie całuje ją w policzek. To nawet lekko załaskotało.
- Wszystkiego najlepszego. – usłyszała. Powoli podniosła powieki i uśmiechnęła się do rudowłosego chłopaka stojącego nad jej łóżkiem.
- Podlizujesz się żeby nie dostać? – spytała z chytrym wyrazem twarzy.
- A mam dostać?- Jack zrobił niewinną minę, na co Evans zaśmiała się. Złość całkowicie jej przeszła. Chłopak chyba również to zauważył, bo pozwolił sobie usiąść w nogach jej łóżka.
- Która godzina?- Lily rozejrzała się po dormitorium. Cała reszta spała. Dziewczyna zauważyła jednak stos kolorowych paczek, który znajdował się tuż przy jej łóżku. Prezenty…
- Wczesna. – odparł Sterne, bez pytania podnosząc mały pakunek, owinięty papierem ozdabianym w gwiazdki. – Będziesz teraz otwierać?- spytał uśmiechając się do niej promiennie. Nie dało się ukryć, że diabelnie ciekawi go co takiego mogą skrywać paczki.
- Jeśli mam czas.
- Masz pół godziny do momentu, gdy wstajesz normalnie. – zauważył Jack szczerząc swoje zęby. Bawił Rudą swoim upartym dążeniem do rozpakowania wszystkiego. Był jak małe dziecko. Jednak i sama Evans odczuwała chęć poznania całej zawartości otrzymanych rzeczy. Powoli usiadła obok Jacka, a ten uśmiechnął się jeszcze bardziej.
- Najpierw ten. – podał jej coś małego i płaskiego. Z pewnością zawierało tylko kartkę papieru. Lil otworzyła, a z koperty zaczęła wypływać wspaniała melodia. Zachwycająca i zniewalająca, ale przeraźliwie poważna. Tak jakby wyciągała twoje serce na wierzch ze wszystkimi uczuciami i pogłębiała je z każdą nutą. Zielonooka napawając się cudownymi dźwiękami powoli i ostrożnie wyciągnęła urodzinową kartkę.
„Ten właściwy prezent wybierzemy razem w najbliższe Hogsmeade. Wszystkiego najlepszego w dniu Twego święta, pamiętaj by zawsze kierować się sercem, bo ono zaprowadzi Cię do czystego szczęścia.
Dorcas”
Po odczytaniu życzeń Lily machinalnie wstała i wyciągnęła sweter, który otrzymała chyba z dwa dni temu. Od razu uderzył ją zapach męskich perfum. Nie wyprała go jeszcze. Traktowała to jako pamiątkę.
- Przypomnij mi dziś, że mam w tym spać. – poprosiła zdziwionego Jacka.
- Nie za gorąco na sweterki? To znaczy…
- To urodzinowy sweterek. – wyjaśniła mu uśmiechając się promiennie i rzucając część garderoby na łóżko. – Daj następny prezent.
- To może….- Sterne rozejrzał się po paczkach, a jego wzrok zatrzymał się na jednej z większych i najbardziej kolorowych. -… ten! – natychmiast podał go Lil, nie zwracając uwagi, iż przy tym właśnie rozwalił starannie ułożoną stertę pakunków.
Ruda rozerwała papier.
- Och!- wyrwało jej się.- To od rodziców. – wyciągnęła ręczny zegarek z zielonym paskiem, którego tarcza była wysadzana czerwonymi kryształkami, a wskazóweczki lśniły złotem. Prócz tego znalazła też trochę nadesłanych ubrań. I Mniejszą paczkę.
- O! Prezent w prezencie. – uśmiechnął się Jack widząc paczuszkę owiniętą szarym papierem. Ale Lil skrzywiła się.
- To od Petunii. Pewnie jest wciąż wściekła za ten szpital.- pokręciła z pożałowaniem głową, ale mimo to otworzyła prezent. I aż ją zatkało.
„ Tę książkę znasz aż zbyt dobrze. Wszystkiego naj.
Petunia”
Lily lekko zszokowana tą wylewnością wyciągnęła nowiutki egzemplarz „Romea i Julii”. Dla Jacka siedzącego obok ciężko było zrozumieć zachwyt na twarzy dziewczyny.
- To mugolska książka. – zauważył z niesmakiem, przyglądając się sceptycznie okładce.
- Jest cudowna. – ucięła krótko Evans, chowając nowy nabytek pod poduszkę. Sterne tylko wzruszył ramionami i podał kolejny pakunek.
- Uau! – Lil nie uwierzyła, kiedy jej oczom ukazał się profesjonalny neseser na próbki eliksirów. Zaczarowane wnętrze wypełnione było lukami, a każda luka podpisana nazwą eliksiru jaki powinien się tam znajdować. – Sheryl przerosła samą siebie.
- Najwidoczniej bardzo cię lubi, bo tani prezent to, to nie jest. – do jej rąk powędrowała kolejna paczka, a tam książka od Jasmine „Jak uwarzyć wymarzoną przyszłość”, Lil otwierała kolejne paczki. Otrzymała cudowne, samonotujące pióro od Remusa, odrobinę słodyczy i zestaw do konserwacji różdżki od Petera. W jednej z paczek znalazła również coś płaskiego i srebrnego o całkiem sporym polu powierzchni. Po rozpakowaniu lśniło niesamowicie i przykuwało oczy, ale płaska i lśniąca srebrna tafla nie zdradzała do czego ów przedmiot może służyć. Nito obraz o cudownej ramie… Tak… Obramowanie było jeszcze bardziej zachwycające od gładkiej powierzchni.
- Powieś nad łóżkiem. – poradził Jack, który chyba był równie zapatrzony w przedmiot jak ona sama. Posłuchała rady przyjaciela. Po minucie wielka, srebrna tafla czegoś wisiała na ścianie.
Lily instynktownie zatrzymała się przed nią i wpatrywała, ale nie dostrzegała nic. Nic nowego… A jeśli to ma jakiś mechanizm?
- Była karteczka. – Sterne zmarszczył brwi, przykuwając tymi słowami uwagę Evans.
- Pokaż. – wyrwała mu kawałek pergaminu.
„Szczęścia w dniu urodzin. Żyj tak jakby nie miało być jutra, a inni ludzie nie istnieli.
Syriusz.
PS. Prezent jaki Ci podarowuję jest bynajmniej niezwykły. Sama odkryjesz jego uroki. Włóż w to tylko trochę czułości.”
Zostawił ją samą z tak zagadkową uwagą. „Trochę czułości…” . Ściągnęła brwi w wyrazie głębokiej zadumy.
- Dobra, zostaw to na później. Jest jeszcze kilka paczek. – zupełnie zignorowała Jacka. Ciekawość zżerała ją od środka. Co takiego nadzwyczajnego dał jej Black? – Lily?- zamknęła się na wszystko co ją otaczało. „Czym jesteś?” pytała w myślach cudownej ozdoby, intensywnie myśląc jak odkryć właściwości podarku. „Czułości…” Czuły pocałunek, czułe słowa, czuły… dotyk! I nim się dokładniej zastanowiła już delikatnie przeciągała koniuszkiem palca po srebrnej powierzchni. Natychmiast po drodze jaką zakręciła ruchem palca, zaczęły pojawiać się różnokolorowe linie, które błyskawicznie zaczęły rozlewać się w plamy, a plamy łączyły się w całość. W tej całości Lily rozpoznała 4 łóżka i drzemiącego w ukazanym łóżku Syriusza. I myśl była błyskawiczna: „a James?”. W jednej chwili obraz przekręcił się przez całe dormitorium chłopaków i zatrzymał pokazując osobę całkowicie schowaną pod kołdrą. Evans patrzyła na to czując jak ogarnia ją ni to żal, ni to złość. Dziś jeszcze go spotka…
- Na co ty tam tak patrzysz?- głos Sterne’a wyrwał ją z zamyślenia. Odruchowo oderwała wzrok od żywego obrazu.
- Na nic. –odparła wymijająco. W rzeczywistości miała wiele racji, gdyż kiedy zerknęła przez ramię na swój prezent, srebrna tafla odbijała pierwsze promienie słoneczne nie wyróżniając, ani nie zdradzając co przed chwilą ukazywała.
- Możemy otwierać następny? – Zielonooka szybko pokiwała głową. Wciąż przed oczyma miała sypialnię Huncwotów.
- Och!- wyrwało jej się, kiedy zobaczyła prezent owinięty w błękitny papier z emblematem kruka. – To od Doriana!- chwyciła paczkę, w jednej chwili zapominając o podarku Łapy. O’Conell dawno nie dawał znaków życia. W pośpiechu rozerwała papier. Ksiązka… Jakakolwiek by nie była dostała książkę… Przetrząsnęła całe pudełko raz jeszcze. Pierwszy raz poczuła się tak zawiedziona… Żadnej kartki z umówionym spotkaniem… Żadnej wiadomości… Westchnęła głęboko i opadła na łóżko. Jej smutek chyba było widać na odległość, gdyż Jack delikatnie podsunął jej podłużny prezent. Spojrzała w te jasne oczy i uśmiechnęła się, starając głęboko ukryć zawód. Wzięła w dłonie dość lekki jak na takie rozmiary prezent. Bez większego przekonania rozerwała śliczny papier w delikatne kwiatuszki i uniosła wieko pudełka. Na to co zobaczyła nie była przyszykowana… Zamrugała kilkakrotnie żeby upewnić się, czy to oby nie przywidzenie.
- No proszę…- Jack odchrząknął znacząco. - To ja wracam za momencik. – po czym rudzielec czmychnął na swoje łóżko, zgrabnie zasuwając zasłony wokół miejsca spania Evans.
Dziewczynę coś tknęło. Coś ruszyło… Nie potrafiła tego określić, ale znów poczuła się źle. Tak bardzo go nienawidziła… tak bardzo chciałaby się go pozbyć, że aż… aż… Sama nie umiała określić własnego pragnienia! Po prostu wszystko w niej teraz drżało, a świadomość, iż niekoniecznie spowodowane jest to złością dobijała najbardziej…
Lily przygryzając dolną wargę odważyła się sięgnąć po karteczkę niepewną dłonią. A ujęła ją tak delikatnie jakby pergamin mógł się pokruszyć, rozsypać, zniknąć pod najmniejszym dotykiem.
„Róże, mówią, piękniejsze są od innych kwiatów. Królują i urzekają swoimi kwiatami w czasie rozkwitu. Lecz ja znam Lilię pośród stada róż… Dostrzegalna na swój jedyny sposób tylko dla mnie, istnieje w każdej mej myśli. Kto raz się jej lepiej przyjrzy, ten do końca życia zapamięta delikatne płatki.
Pragnę Lilię, o której marzę obdarować nadzwyczajnymi prezentami. Czemu dostaje ona różę? By pamiętać jak bardzo jest wyjątkowa i że żaden inny kwiatuszek jej nie dorówna. Lil ona jest Twoja…”
Z końcem kartki Ruda zdała sobie sprawę jak bardzo ją to poruszyło. Wyciągnęła z podłużnego pudła długą, kwitnącą różę w kolorze krwistej czerwieni. Kwiat był urzekająco cudowny i miał wielkie kolce. Sam jego widok sprawiał, że w dziewczynie coś pękało. Nagle dostrzegła, że róża nie była jedyną zawartością pudełka. Wzięła w dłonie o wiele mniejsze pudełeczko i zaczęła je otwierać. Ciekawiło ją co ta wariacka głowa jeszcze wymyśliła, a tu…
Lily ponownie zmusiła się do zamrugania. Tego się nie spodziewała. Ujęła karteczkę dołączoną do prezentu i zaczęła czytać:
„Żeby wszystko pasowało. Pięknej kobiecie, piękne dodatki. I proszę nie rzucaj tego w kąt, a nawet jeśli już… Proszę tylko byś miała to dziś na sobie, bo ciekawi mnie jak będziesz wyglądać… Przymierz Lil.”
Nie wiedziała czemu postanowiła posłuchać, chociaż to wbrew jej dotychczasowym zasadom. Jednak coś mówiło, że jest mu to winna. Nie przekupił jej, ale… Nie! Nie tęskniła… To coś innego. Coś…coś na pewno.
Drżącą dłonią podniosła wspaniały, błyszczący naszyjnik oraz pasującą do niego bransoletkę. Westchnęła ciężko, gdy przeglądała się w lustrze, przykładając rzędy brylancików do szyi.
- Oj, James… - z każdą minutą czuła się coraz gorzej. Ciężar w okolicach serca stawał się nie do zniesienia. Chciała płakać, ale nie mogła, chciała krzyczeć, ale nie mogła, chciała się uśmiechnąć-nie mogła… Jak to możliwe? Jak mogło się stać, że przez jakiegoś Pottera traci humor?
Wtedy dostrzegła kolejną karteczkę w prezencie. Rozłożyła ją czując, że cokolwiek wyczyta to i tak nie będzie to ciekawe i pocieszające.
„Pewna dziewczyna nie zrozumiała kiedyś słów „wiem to od pewnego rumianka”. Nie wytłumaczyłem jej wówczas wszystkiego. Dlatego podarowuję jej wyjaśnienie… Mnie nie będzie już potrzebne co stwierdzam z wielkim żalem i smutkiem… Tak, Lily. Smucę się dla Ciebie… A teraz spójrz do pudełka i rozwiń to co jest w papierze.”
Zmarszczyła brwi. Jak to smuci się dla niej? Poczuła się jeszcze gorzej. Nigdy się nie smucił… Nigdy! Chcąc przestać o tym myśleć sięgnęła po coś owiniętego w szary papier, co na pierwszy rzut oka wyglądało na zwykłe tło pudełka. Powoli zaczęła rozwijać trzeci już podarunek i zobaczyła…materiał! Rozwinęła całość. To była jakaś część ubrania uszyta z materiału. Delikatnego i lekkiego w kolorze ciemnej zieleni ale błyszczącego drobinkami kryształków. Ruda rozwinęła to jednym ruchem ręki, nie zwracając uwagi na coś, co wypadło ze środka. Dostała sukienkę! I kolejną kartkę przy sukience:
„Załóż dziś, bo nie idziemy spacerować po błoniach. I jak znam życie to teraz musisz się rozejrzeć po ziemi. Tylko nie podepcz moich wyjaśnień.”
Zszokowana i zdziwiona Evans machinalnie spojrzała w dół i zamarła. Teraz dopiero nie mogła uwierzyć. Róża, biżuteria i sukienka przestały istnieć wobec tej jednej małej rzeczy. Lily podniosła podarunek i wciąż nie wierząc położyła go na poduszce. Nie możliwe! Skoczyła do swojej szafki i zaczęła szukać. Szukała czegoś co było dla niej dość ważne, ale.. Znieruchomiała kiedy jej palce zacisnęły się na wątłej łodydze. Rumianek był tak samo zmarniały jak jego brat. Z pewnymi różnicami. Lily smutno spojrzała w stronę poduszki, gdzie spoczywał drugi rumianek. Nie miał on kolorowych płatków, nie pojawiały się na nim napisy, ale instynktownie można się było domyślić, że istnieje związek między jednym a drugim kwiatkiem. To przerażało Lil… On wiedział… cały czas…
I zauważyła coś jeszcze. Chwyciła ostatnią karteczkę i zaczęła czytać czując jak ogarnia ją fala przestrachu.
„Więc Liluś… Widzisz…zawsze były 2 rumianki. Kolorowy odbiera Twoje myśli, a ten zwykły mi je przekazuje. Jak? One żywią się uwagą jaką im poświęcasz. Nienawidzisz mnie, nie myślisz o mnie, jesteś zła? Kwiat marnieje… Lubisz, tęsknisz lub myślisz dobrze- kwiat nabiera sił. Dodatkowo płatki są kolorowe nie bez przyczyny. Biały może zmieniać kolor w zależności od tego co myślisz… Pewnego wieczoru spojrzałem na rumianek przy moim łóżku i stwierdziłem, że jego stan się poprawił, a płatki zaiskrzyły się błękitem. Oznaczało to, że myślisz o mnie… Zaraz potem pojawiło się trochę fioletu- tęsknisz…
Ale jak wspomniałem wcześniej… Już mi taki gadżet nie jest potrzebny… Wszystkiego najlepszego księżniczko.”
Lily oddychała szybko. Wiedział… Cały czas! Ile razy brała rumianek do ręki?! On zawsze mógł się dowiedzieć co ona czuje! Mógł sprawdzić!
- Ekhem…- usłyszała zza zasłon. Podskoczyła jak oparzona. Natychmiast schowała wszystkie rzeczy i rozsunęła kotary łóżka.
- Już wstaliście?- spytała, nie ukrywając zdziwienia, kiedy zauważyła Conrada i Marka. Tyron wciąż spał bądź udawał, że śpi…
- Wszystkiego najlepszego. – powiedział Conrad, całując ją w policzek. Zaraz potem Brown wcisnął jej w ręce dość ciężki prezent.
- To od nas wszystkich. – wtrącił się Jack z szerokim uśmiechem.- I od Hitchswitcha też! Żeby nie było.
Lily tylko rozpakowała małą walizeczkę, po czym otworzyła ją i…
Z przejęcia aż chwyciła Conrada za ramię. Nigdy nie sądziła, że to będzie należało do niej!
- Nie mogę. – powiedziała, a jej oczy błyszczały chciwie, gdy patrzyła na zbiór wielokolorowych fiolek. Eliksiry! Wszystkie eliksiry jakie można było zebrać!
- Musisz. – napomniał ją Mark. – Wspólnie zadecydowaliśmy, że to cię chyba najbardziej ucieszy. – mrugnął do niej wesoło.
- No i mamy nadzieję, że się nie pomyliliśmy. – Straut przyglądał jej się ze swoim spokojem.
Evans nie wiedziała co powiedzieć. Dostała mnóstwo rzeczy i każda była równie wspaniała! Cudowna i zachwycająca. Była szczęśliwa. Uwielbiała swoje urodziny ze względu na pamięć… Tyle osób o niej pamiętało. Tylko czemu taka jedna mała rzecz potrafiła przyćmić wszystko inne? Jeden mały kwiatuszek, który dostała i słowa w ostatnim liście „już mi taki gadżet nie jest potrzebny”…






- Dorcas powiesz mi wreszcie co się stało?- Sheryl pytała po raz dziesiąty najspokojniej jak umiała, ale traciła już cierpliwość. Blondynka pokręciła tylko smutnie głową, co jakiś czas nerwowo zerkając w stronę stołu krukonów. Nie tak to miało wyglądać… Nie potrafiła nikomu opowiedzieć o wczorajszej rozmowie z Dorianem. To gryzło ją od środka, ale czuła, że musi zachować to w tajemnicy. No, może powiedziałaby jednej osobie… Ale Sher nie potrafiła spytać się w ten sam sposób w jaki robiła to Lily…
- Daj jej spokój Sher. – poprosiła Jasmine, obserwując bacznie Meadows. – Powie kiedy będzie chciała, prawda?- Elvin najwidoczniej oczekiwała odpowiedzi potwierdzającej. Dori zerknęła na koleżankę lekko przestraszona.
- Prawda. – odparła machinalnie.
- Och!
- Sheryl co się dzieje?- Jas zmarszczyła brwi, kiedy brunetka wyprostowała się i wbiła wzrok w wejście WS. Dor odruchowo spojrzała w tym samym kierunku.
- Och!- jej również wyrwało się, kiedy zauważyła 4 chłopaków zmierzających w ich kierunku. Już zwyczajem było, że jadali razem. Ale w głowie Meadows dzisiaj tliła się myśl „Syriusz”… Jak bardzo wolałaby go nie widzieć.
Trójka dziewcząt natychmiast zajęła się dłubaniem w swoim śniadaniu. W rzeczywistości po prostu oczekiwały aż Huncwoci podejdą do nich i zaczną normalną rozmowę.
- Bry. – przywitał się Black uśmiechając się nonszalancko, na co dziewczęta lekko skinęły głowami. Tylko blondynka jeszcze bardziej pochyliła się nad swoim talerzem i wybąkała ciche „cześć”. Brunet zauważył to, ale nie pozwolił sobie okazać jakikolwiek zawód czy zmartwienie z tego powodu. W najprostszy w świecie sposób zajął miejsce obok Dorcas, po czym bez słowa zaczął nakładać sobie owsianki. Zaraz po nim dosiedli się Remus i Peter, siadając gdzieś z brzegów, oraz Potter, dla którego dziwnym trafem szybko znalazło się miejsce tuż obok Sher.
- Jak samopoczucie na początku kolejnego tygodnia?- zagadnął pogodnie Lupin. Natychmiast zaczęły się narzekania i westchnięcia. Tylko Meadows nie brała w tym udziału. Wciąż od nowa rozpamiętywała swoją wczorajszą rozmowę…
- Udała ci się randka?- w pewnym momencie usłyszała głos Łapy, który przyglądał jej się badawczo. Rzuciła mu krótkie i smutne spojrzenie. Nie chciała o tym mówić. Czując na sobie jego wzrok, który mówił „czekam na odpowiedź” dziewczyna zapatrzyła się na Sheryl rozmawiającą z Jamesem.
- Więc sam rozumiesz. – brunetka uśmiechnęła się, roztaczając wdzięk wili.
- Taaa…- Potter ziewnął potężnie. Możnaby przyrzec, że myślał o czymś zupełnie innym. W rzeczywistości wyobrażał sobie jak to będzie dziś wieczorem. Z jednej strony perspektywa pięknego wieczoru, a z drugiej potrzeba wielkiej odwagi… Rogacz bał się chyba po raz pierwszy. Normalnie uwielbiał ryzyko, ale dziś… Dziś oddałby wszystko, by mieć wygraną w garści. A stawka była wysoka. „Uda się”- powtarzał w myślach. Nagle zauważył parę strapionych błękitnych oczu, które patrzyły na niego jakby nieobecne. Uśmiechnął się do blondynki, a ona zamrugała i natychmiast odwróciła głowę.
- Dorcas?- Syriusz przypomniał jej o sobie.
- Tak jakby. – odparła niechętnie pomna pytania o randkę.
- Tak jakby? – Black uniósł jedną brew, nie dając za wygraną.
- Tak. – ucięła dziewczyna, wstając. – Przepraszam was. – zabrała swoje rzeczy i wyszła z wielkiej Sali.
- Co ją ugryzło?- Łapa skrzywił się wciąż patrząc na drzwi.
- Nie chciała powiedzieć. – poinformowała wszystkich Jasmine.
- To coś z tym Dorianem. – wyrzuciła Corvin z nadzwyczajną obojętnością. – Nie chwali się wczorajszym wieczorem.
- Ja myślę, że ona potrzebuje czasu…- Jas zasmuciła się na myśl o tym jak wiele problemów może zwalić się w jednym czasie. Nagle zauważyła, że Syriusz wstał, najwidoczniej chcąc dogonić Meadows. – Stój!- Elvin chwyciła go za ramię. –I tak z tobą nie porozmawia…- jednak wystarczyło krótkie spojrzenie w królewskie, błękitne oczy Blacka i Jasmine straciła swoją chwilową pewność siebie. Ostatecznie brunet odszedł od stolika i właśnie szedł szybko wzdłuż ławek.
- Jak dziecko. – westchnął Remus, ale Łapie nie było dane odnaleźć w tym momencie Dorcas. W chwili, gdy brunet miał wychodzić z WS do sali weszła ognistowłosa dziewczyna, omiotając wszystkie stoły zielonym spojrzeniem. Na jej widok okularnik o roztrzepanych włosach odruchowo wstał.
- Chyba jak dzieci. – zauważył Peter chichocząc cicho na widok zatrzymanego przez Evans Blacka oraz nie spuszczającego z ich oka, stojącego James’a.
- Rogaczu usiądź. – napomniał go Lupin łagodnym tonem. – Ona zaraz tu podejdzie.
- James…- Sheryl pociągnęła go za rękaw szaty, ale nie zwrócił na nią uwagi. Wiedział, że dziewczyna nie podejdzie. Już spoglądała w stronę 3 chłopaków, którzy weszli razem z nią i najwyraźniej trzymali dla niej miejsce. Tylko stała żeby dokończyć rozmowę z Łapą… Chciwie oglądał jak mierzy Syriusza tymi sarkastycznymi spojrzeniami, jak ściąga groźnie brwi i coś tłumaczy tracąc cierpliwość… Zapomniał już jak to jest kiedy wrzeszczała na niego…
- Masz usiąść i dać jej teraz spokój!- zarządziła Lily, patrząc groźnie na bruneta stojącego obok.
- Nawet z nią słowa nie zamieniłaś…- zauważył obrażonym tonem. – Może ona chce porozmawiać…
- Nie!- ucięła krótko z morderczą miną. – Uwierz mi, że gdyby chciała to by się zatrzymała na mój widok. Pogorszysz sytuację…
- Jak ty mało rozumiesz…- Syriusz pokręcił ze zrezygnowaniem głową, ale tym stwierdzeniem poruszył Evans do żywego.
- Tak! Nic nie rozumiem! Bo nie wiem jak to jest kiedy chce się być na chwilę samą! Nie wiem jak to jest mieć problemy! – jej oczy zajarzyły się gniewem. To było chwilowe, ale zabolało. Black speszył się nieco.
- Przepraszam…- powiedział w końcu. Nie odezwała się, najwidoczniej lekko obrażona. – A tak w ogóle to… wszystkiego najlepszego. - dodał wpychając ręce głęboko do kieszeni.
- Dziękuję. – odparła Lil już łagodniej, ale wciąż z tą samą zaciętą miną. Nagle zauważyła chłopaka o rozczochranych włosach, który siadał powoli wpatrując się w nią. Nie wiadomo czemu poczuła się zagrożona. – Muszę iść. – wyrzuciła na prędce po czym zdecydowanym krokiem poszła w kierunku 3 dobrze jej znanych chłopaków.
Łapa wiedział co ją spłoszyło. Pokręcił tylko z politowaniem głową. Czy te dziewczyny wszystkie muszą uciekać? Przecież kiedyś i tak będą musiały stanąć twarzą w twarz ze swoimi problemami. Zastanowił się chwilę, czy nie pobiec jednak po mapę i nie poszukać Meadows. Zauważył zmarniałego James’a, który spoglądał na Evans, ale mimo to nie wstał i do niej nie podszedł. Zrezygnowany Syriusz wrócił dokończyć swoje śniadanie…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:47, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Lekcje mijały szybko… Stanowczo zbyt szybko. Zanim się obejrzała nadeszła lekcja Eliksirów- ostatnia dzisiejszego dnia… Zaraz po niej Lil miała pobiec do dormitorium, gdzie miała swoje rzeczy, przebrać się, wyszykować i zejść do PW na spotkanie z Jamesem Potterem… Na samą myśl odczuwała nieprzyjemne skurcze w okolicach żołądka.
Na dodatek obrona przed czarną magią od jakiegoś czasu była dla Lily stałą ucieczką. Flitney tylko czekał na odpowiedni moment, żeby zatrzymać ją po lekcji już od dłuższego czasu. Ale prawda była taka, iż Ruda straciła zupełną chęć do nauki Starożytnej Magii. Po części może przez kłótnię z Sheryl? Od wybryku z eliksirem wieloskokowym jakoś wszystko zdawało się być głupie. Zamiast się do siebie z Corvin zbliżyć, tylko się oddaliły.
Tak czy inaczej, Evans powędrowała na lekcję eliksirów bez większego przekonania. Stanęła pod klasą i przymknęła powieki. Męczący dzień zacznie się dopiero za 45 minut… Za 45 minut będzie musiała zacząć poważnie myśleć o tym jak się zachowywać, żeby nie dopuścić do kolejnych głupot…
Nagle poczuła jak ktoś szturcha ją napastliwie ramię. Otworzyła oczy i natychmiast ściągnęła brwi. Przed sobą miała błękitnooką brunetkę, z którą do niedawna dzieliła dormitorium.
- Sheryl?- spytała zaskoczona, że Corvin podeszła do niej od tak, choć jej mina nie wskazywała nic dobrego.
- Po co się z nim dzisiaj umówiłaś? – Sher nie miała ochoty bawić się w uprzejmości. Nawet nie ukrywała oschłego tonu. Była wściekła. W czasie śniadania i wszystkich lekcji James zachowywał się zupełnie inaczej niż zwykle. Zmarkotniał i się nie cieszył, co było zupełnie do niego nie podobne, skoro wybierał się na „randkę” z Evans.
- Wybacz ale nie muszę z tobą o tym gadać. – Lily odwróciła się od niej, uważając temat za zamknięty. Nie miała najmniejszej ochoty opowiadać po raz kolejny, że nie miała wyjścia.
- Zwodzisz go… Najpierw wyprowadzasz się z dormitorium żeby cię szukał, a później udajesz wielka łaskę i się z nim umawiasz? Beznadzieja!- parsknęła ciemnowłosa dziewczyna, a w jej oczach jarzyła się złość.
- Jak śmiesz! – Zielonooka zacisnęła pięści, nie mogąc uwierzyć, że można było w ogóle mieć czelność wysnuć tak głupi wniosek. – Przeniosłam się od was właśnie przez takie głupie oskarżenia moja droga! Może już zapomniałaś kto komu dogadywał?! – dawna złość ożyła w niej na nowo. Przypomniała sobie wszystkie powiedziane wtedy rzeczy… I to przez co się pokłóciły, przez co obecna sytuacja wyglądała w ten, a nie inny sposób. Tyle razy chciała już wrócić do swojego starego dormitorium, ale na chwilę teraźniejszą czuła, że chyba za wcześnie wpychać się do swojego starego, kochanego łóżka. -Wytrzeźwiej Sheryl! Może wtedy z tobą porozmawiam.
- Nie obchodzi cię on, prawda?- nie patrzyła już w chłodne oczy przyjaciółki. Lily przytuliła się do ściany i postanowiła zupełnie to zignorować. – Nie zwracasz uwagi na jego smutek, na cierpienie… Że przez Ciebie to, stał się wrakiem dawnego James’a. – Lil wręcz czuła jak coś uderza ją w twarz… To nie jej wina, że on taki jest… Nie może dać się sprowokować. – Masz gdzieś to, że go krzywdzisz. Jak najgorsza egoistka! – Ruda drgnęła… „Wytrzymaj…”, mówiła sobie w duchu. – Ale jemu już na tobie nie zależy… Nawet się nie cieszy waszym dzisiejszym spotkaniem. Przegrałaś Evans!- Lil zamarła, nie zwróciła uwagi na to, jak równo z dzwonkiem ludzie zaczęli wchodzić do klasy. Wszystko stało się mniej ważne. Jak jedna wypowiedź potrafi zaboleć…
Czyżby rzeczywiście stała się egoistką? Najpierw Tyron, teraz Sheryl… Coraz więcej osób zaczynało jej to powtarzać. Czyżby istotnie zapomniała o istnieniu innych? Raniła i skłaniała do cierpienia? I jeszcze jedno… Nie wyobrażała sobie zmiany Pottera na spokojniejszego, na smutnego… Nie z jej powodu. Przecież uwielbiał ją denerwować. To zawsze był Rogacz. Ten szalony i wiecznie szczerzący swoje zęby, machający do tłumów ludzi i mierzwiący sobie włosy. Ten denerwujący typ, który wiecznie powtarzał „umówisz się ze mną Evans?”. Z cała swoją bezczelnością i z brakiem odpowiedzialności. I on miałby się smucić? Poza tym jak to przegrała?! Nigdy nie prosiła się o to wszystko… Nie chciała nic od żadnego Pottera, nie podrywała, ani nie flirtowała. Nie zależało jej. A jednak te wszystkie pocałunki… Chwile, o których nawet jej było ciężko zapomnieć. I nagle przypomniała sobie jeden mały fragmencik… On już nie potrzebuje rumianka… Dlaczego? Może Sher jednak miała odrobinę racji?
Lil westchnęła ciężko. Jeśli wejdzie teraz do klasy eliksirów to na wybranie się pozostanie jej zaledwie pół godziny… Urodziny ma się raz w roku! Dziewczyna rozejrzała się po korytarzu i podjęła natychmiastową decyzję. Wyjątkowo zrobi sobie wolne… Musi zbyt wiele przemyśleć…





- Nie wiem co masz zamiar zrobić, ale po twojej minie widać, że to nic dobrego. – Syriusz przyglądał się badawczo swojemu najlepszemu przyjacielowi.
- Czemu zaraz nic dobrego? – James zmarszczył brwi i spojrzał zaskoczony na Blacka.
- Czemu?!- Syri prychnął jakby to była rzecz oczywista. – Siedzisz i się nie odzywasz, najspokojniej w świecie zamyślasz się nad czymś głęboko, to znak, że coś planujesz, ale brakuje jednego. Huncwockiego uśmiechu, który towarzyszy każdemu, kto wymyśli coś cudownie pięknego. A ty…- tu urwał i raz jeszcze przyjrzał się kumplowi.
- Wygląda na to, że pan Potter pierwszy raz postanowił być poważny. – Lupin uśmiechnął się lekko.
- Fascynujące. – zaśmiał się Peter, ale szybko umilkł pod morderczym spojrzeniem Łapy.
- Rogaczu ja cię błagam. – brunet przemawiał do wciąż zdezorientowanego Pottera. – Cokolwiek żeś sobie na dziś zaplanował nie rób tego. – James nagle nabrał powietrza w płuca, by po chwili wypuścić je powoli.
- Cokolwiek zaplanowałem to wykonam. – uśmiechnął się i mrugnął do swojego przyjaciela, ale Black znał go zbyt dobrze.
- Jak się wahasz to nie rób tego. – stwierdził.
- Albo zrób. – Remus patrzył na Pottera z dziwnym spokojem. Nie przestraszył się nawet wściekłego Syriusza, który był oburzony, że ktoś go nie popiera.
- Ja uważam, że powinieneś się zastanowić. – odezwał się Glizdogon.
- Bo ty zawsze popierasz Łapę. – zauważył Lunatyk.
- A co złego w popieraniu mnie?!
- Nie wszystkie twoje pomysły są…eee… jakby ci to delikatnie wytłumaczyć….- Remus zamyślił się na chwilę. – Dobre? – cała ta sprzeczka potwornie podniosła James’a na duchu. Uśmiechnął się widząc jak Black sieka mnóstwem przykładów, kiedy był genialny.
- A kto wyciągnął nas ze szlabanu w 4 klasie tuż przed Bożym Narodzeniem?!
- A kto nas w ten szlaban wpakował?
- Nie odwracaj kota ogonem!- Black pogroził palcem przed nosem Lupina.
- Och, daj spokój!- Remus odsunął rękę kolegi na bezpieczną odległość, najwyraźniej znudzony już tą wymianą zdań. – James, uważam, że ty sam wiesz najlepiej co masz zrobić. Jeśli pierwszy raz życiu podchodzisz do czegoś tak poważnie, to mnie zaskakujesz, a śledczy to tylko o tym, że nie pakujesz się w kłopoty, bo jak dotąd…
- Ale przynajmniej było fajnie!- wtrącił się Łapa. – Rogosiu weź pod uwagę, że ona jest już prawie twoja. Jak teraz zmienisz taktykę, to możesz wszystko stracić.
- Bez ryzyka nie ma zabawy.- zaśmiał się Pettigrew, ale chyba szybko zauważył, że wstawił się za złą stroną, gdyż po kilku sekundach zamilkł z przepraszającą miną.
- Właśnie Rogaczu. – Remus uniósł jeden kącik ust w wyrazie triumfu. – Bez ryzyka nie ma zabawy.
- Zależy co się ryzykuje!- wtrącił natychmiastowo Black. – Czy warto ryzykować…
- Im większa stawka, tym lepsza zabawa. – zacytował Lunio tym razem śmiejąc się, że można tak diametralnie zmieniać zdanie, jak to robił właśnie Syri.
- Och, zamknij się!- warknął Łapa.
- Ja nie rozumiem jak ty do mnie mówisz. Jestem pre-fek-tem!- zauważył z szerokim uśmiechem Remus.
- A mówię jak…
- Dość!- uciszył ich James jednym słowem. Spojrzał srogo najpierw na bruneta, z którym niejeden raz demolował sale lekcyjne, a później na Lupina, który często służył rozsądkiem. Ku ich zaskoczeniu nagle uśmiechnął się chytrze. – Panowie ja już podjąłem swoją decyzję. Idę na randkę z Evans. Wreszcie… Tak długo oczekiwaną randkę. – co miał zrobić? Najrozsądniejsze wydawało się ukrycie własnych rozterek. Udać zwyczajnego Rogacza… Ale Syriusz przyglądał mu się oddychając z coraz większym poirytowaniem. – Pewnie taka okazja się nie powtórzy, więc chcę to zapamiętać i chcę aby inni zapamiętali. – mina Remusa zrzedła w jednej chwili.
- Myślałem, że umawiasz się z nią, bo ci się podoba. – powiedział z nieukrywanym tonem pretensji.
- To też. – przyznał Potter. – Ale jak już jej powiedziałem…
- Liczy się opinia. – dokończył Syriusz krzyżując ręce na piersi. Rogacz mógł nabrać wszystkich, ale nie jego. Byli sobie jak bracia i Black zauważał najmniejszą zamianę w zachowaniu kumpla. Tu dokładnie widział chęć ukrycia czegoś za powłoką obojętności. Evans nigdy już nie będzie mu tak obojętna jak była w czwartej klasie, więc kogo chciał oszukać? – Wiesz James…- błękitnooki brunet zaczął ostrzegawczo.- Jeszcze kilka razy powtórzysz to świńskie kłamstwo, a Lily wreszcie uwierzy w nie tak bardzo, że w życiu się nie wykaraskasz. – przez chwilę spojrzeli na siebie. Jeden z triumfalnie uniesioną brwią, a drugi lekko zaskoczony brakiem mylności co do odczytania jego myśli.
- Ekhem...- odchrząknął Lunio, przerywając ciszę, która zapadła na kilka sekund.
- Może czas się ubrać? – zaproponował Peter z nadzwyczajną nieśmiałością.
- Oczywiście. – James równie szybko przywrócił na twarz ten swój uśmiech jak szybko go stracił. Wyciągnął z szafki szatę wyjściową, na co wszyscy jego przyjaciele wytrzeszczyli ze zdziwienia oczy.
- A to co?!- krzyknął Łapa.
- Zakładam to dzisiaj. – Potter wyszczerzył zęby w huncwockim uśmiechu.
- To gdzie wy idziecie?- zaciekawił się nagle Glizdek.
- Tam gdzie was nie ma. – zaśmiał się Rogacz, ściągając z siebie sweterek i koszulkę.
- Ale chyba nie chcesz mi powiedzieć, że będziesz w tym paradował!- prychnął Black z niesmakiem.
- Chyba oszalałeś. – James podniósł jedną brew w wyrazie wyższości. – Potrzebne mi to na pierwsze dwie godziny góra. Później to muszę wyglądać normalnie.
- To gdzie wreszcie ją zabierasz?- spytał Remus, również nie mogąc zrozumieć po co Jamesowi strój wieczorowy.
- Powiedzmy, że w Hogsmeade znalazłem bardzo drogą i elegancką…knajpkę. – odparł Rogaś z nutką tajemniczości w głosie.
- To wiadomo, gdzie spędzicie dwie pierwsze godziny!- Syriusz natychmiastowo podchwycił o co chodzi jego przyjacielowi. W takowych miejscach wymagano strojów eleganckich. – A co z resztą? – spytał Łapa z rozbawionymi iskierkami w oczach.
- No ja się przebiorę, a później się zobaczy. Będę improwizował. – James chwycił szatę wyjściową i zaczął ja na siebie wkładać.
- Jak zawsze!- zaśmiał się Black. – Ale podoba mi się ten pomysł… Jej też się pewnie spodoba. Tylko czy Lil wie, że ma założyć sukienkę wieczorową?- trójka Huncwotów zerknęła niespokojnie na James’a, która jakby nigdy nic stanął sobie przed lusterkiem, zmierzwił sobie włosy i sprawdził czy wciąż uśmiecha się w ten sam boski sposób.
- Myślę, że wie…







Odbicie nie kłamało. Rzeczywiście była niemalże gotowa. Siedziała przed lusterkiem, które znacznie sobie powiększyła. Rude włosy elegancko podpięła, ale i tak gdzieniegdzie jakiś kosmyk wyrwał się i wytwornie zwisał przy jej twarzy. Instynktownie czuła, że taka fryzura idealnie pasuje do ciemnozielonej sukienki, która na jej ciele błyszczała jeszcze bardziej. Długa, dopasowana, ciągnąca się aż do ziemi… Tylko skąd on znał jej rozmiar? Będzie się musiała o to spytać szukając tematów, które pozwolą jej utrzymać go na pewną odległość i przeżyć ten wieczór będąc miłą. W końcu taki był wymóg jej zadania…
Czy Lily się cieszyła? Nie skakała z radości. Siedziała wpatrując się w swoje odbicie i zastanawiała się dla kogo to wszystko. Powoli zaczęła wkładać kolczyki. Prawdę mówiąc miała największą ochotę usiąść i się rozryczeć. Idzie na randkę… RANDKĘ z Potterem… Tym samym, którego nienawidzi i który stwierdził, że była mu potrzebna do opinii publicznej. Za co ją to spotkało? Jak bardzo można zepsuć sobie humor? Jak bardzo…
Zamarła, kiedy w lustrze zauważyła jeszcze czyjeś odbicie. Gdzieś w tle stał chłopak, opierając się mimowolnie o ścianę i przyglądając się jej ze ściągniętymi brwiami.
- Stroisz się i jednocześnie o mało nie płaczesz. – usłyszała głos jednego ze swoich współlokatorów. Zgodnie z radą Toma postanowiła go zignorować. Swoimi delikatnymi dłońmi wzięła naszyjnik i bransoletkę. Wtedy Hitchswitch podszedł do niej i wziął ową biżuterię.
- Mogę?- spytał z zamiarem zapięcia na jej smukłej szyi naszyjnika. Nie odezwała się, ale i nie zaprotestowała. Chłopak spokojnie zaczął jej zakładać cudownie lśniące brylanciki. – Wiesz, to nie do zniesienia. Patrzeć na ciebie i wiedzieć, że walczysz sama ze sobą. To widać… Zmusiłem cię do pójścia i wiesz dlaczego. To nie było w porządku. – Lily dalej milczała. Było jej tak ciężko na duszy… Ubrana w to co dał jej Potter. Właśnie gra jak jej każą. Masz iść się z nim spotkać, idzie… Masz być miła, będzie miła… Robi to co do niej należy, jak mała, grzeczna dziewczynka, która, gdy nikt nie widzi krzyczy o pomoc. – Chciałem cię przeprosić…- dodał po chwili, gdy naszyjnik i bransoletka spoczywały we właściwym miejscu. Błyszczały niesamowicie na jej jedwabistej skórze. Ruda odruchowo dotknęła dłonią biżuterii, układającej się cudownie na dekolcie. – Ale obawiam się, że to musisz zdjąć.- stwierdził Tyron patrząc w odbicie, gdzie widoczny był jeszcze cienki łańcuszek z wisiorkiem na końcu. Tylko chwycił za zapinkę, a Lil odwróciła się machinalnie i spojrzała w jego brązowe oczy z przestrachem. Nie chodziło o głupią ozdobę. Przez chwilę możnaby pomyśleć, że oboje świetnie się rozumieli. Chłopak posmutniał na dosłownie sekundę, a po chwili przywołał na twarz pocieszający uśmiech.
- Będzie dobrze. – powiedział, nie mogąc znieść tego zielonego wzroku.
- Boję się…- wyszeptała, oddychając głęboko. Hitchswitch otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale Lily była szybsza.- Jak w klatce…Będę jak w klatce. Zamknięta z Potterem i całkowicie od niego zależna. Wyobrażasz to sobie? – znów zerknęła w swoje odbicie.
- Poradzisz sobie. Wyglądasz cudownie, a jeśli ten…wariat cokolwiek ci zrobi to nie przeżyje najbliższych dni. – Tyron mrugnął do niej. – Przepraszam za wszystko co powiedziałem i za psucie ci humoru, za to, że z mojej winy płakałaś. Naprawdę wcale tak nie myślałem, ale…
- Ciiiii…- Zielonooka uciszyła go wstając sprzed lustra. Westchnęła głęboko. – Może i jestem zatraconą w sobie egoistką… Może zasłużyłam na to wszystko… I choć to co powiedziałeś bolało, to jednak nie zabiło. – zerknęła nieśmiało w jego oczy. – Po prostu nie kłóćmy się więcej, dobrze?- zaproponowała. Hitchswitch przyglądał jej się chwilę, by stwierdzić, że bardziej niezwykłej dziewczyny na tym świecie nie ma.
-Nigdy więcej. – ciemnowłosy chłopak uśmiechnął się w znajomy dla niej sposób. Kojarzący się z Potterem.
- Muszę iść…- powiedziała smutno zdając sobie sprawę z tego, która jest godzina.
- Czekaj…- Hitchswitch chwycił zapinkę medalionu i zdjął go. – Teraz jest idealnie. – w jego ręku zostawała najcenniejsza pamiątka Lil. Wisiorek, z którym nigdy się nie rozstawała, a do którego zdjęcia nikt nie był w stanie jej zmusić. „Koniec z głupimi zwyczajami…”, pomyślała. – Powodzenia.- Lil pierwszy raz patrzyła w sposób, gdzie strach mieszał się z niepewnością i niepokojem. Nagle niespodziewanie przytuliła się do Tyrona. Sama nie potrafiła wyjaśnić czemu to zrobiła… Może dlatego, iż teraz to on grał rolę najbliższego jej przyjaciela, gdyż Dorcas była niedostępna? Wiedziała jedno… tak bardzo się denerwowała…







James stał w pustym pokoju wspólnym. Niebywałe było to o tej porze, kiedy wszyscy chcieli odrabiać lekcje, ale czego Huncwot nie potrafi zrobić? Zależało mu na dyskretności, aby nikt ich nie widział razem, a Evans nie miała później problemów. Przecież chciał jej udowodnić, że jednak się myliła i jest godny zaufania.
Rogacz miał podjętą pewną decyzję. Ryzyko wygrało. Postawić wszystko na jedną kartę. Może zyskać wymarzoną dziewczyną, bądź stracić ją do końca i jak zwykle zaczynać od początku. W zasadzie to nawet nie wiedział co mu się w niej najbardziej podoba. Oczy? Nie… Przecież czasem morduje spojrzeniem. Uśmiech? Tak często się krzywiła na jego widok, że rzadko widywał jej uśmiechniętą twarz, więc również odpada. Włosy? Rude jest wredne, to wiadomo, a poza tym czy kiedykolwiek pomyślał, że spodoba mu się ruda dziewczyna? To może charakter? Ale przecież zawsze się na niego wydzierała, była wredna i na każdym kroku dawała mu znać jak bardzo go nienawidzi. James zaczął się poważnie zastanawiać dlaczego wcześniej tego nie rzucił i nie znalazł sobie kochającej dziewczyny, któraby za nim szalała. W końcu Lil nigdy nie dała mu nawet cienia szansy… Nigdy? Przypomniał sobie chwilę w szpitalu oraz tę, kiedy odwiedziła go w dormitorium mówiąc, że się zgadza… To były chwile, za które warto dać się pokroić. Chwile, których nie zapomni nigdy w życiu… A teraz stał tak sobie elegancko ubrany, czekając na Lilian Evans.
Nagle po schodach do dormitorium chłopców ktoś zszedł do PW. W wejściu pojawił się wysoki chłopak o ciemnobrązowych włosach i równie ciemnych oczach. James ściągnął brwi na jego widok.
- Zaraz zejdzie. – powiedział oschle Tyron wkładając ręce do kieszeni. – Ale wiedz, że jeśli wróci choć odrobinę nieszczęśliwsza…
- Ty nie powinieneś mnie pouczać. To przez ciebie ostatnio płakała. – w orzechowych oczach Rogacza pojawiła się iskierka buntu.
- Nie pozwalaj sobie!- rzucił Hitchswitch podchodząc do niego i grożąc mu palcem.
Przez chwilę mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Jeden gotowy poćwiartować drugiego. Niegdyś uczeń i nauczyciel, a dziś nie wiedząc czemu wrogowie.
- Ekhem…- rozniosło się po pustym pomieszczeniu. Ktoś właśnie pragnął uświadomić wszystkich o swojej obecności. Twarze chłopaków złagodniały w jednym momencie, a wzrok powędrował na schody do dormitoriów.
James nie wierzył własnym oczom. Wziął głęboki oddech, nie mogąc ukryć zachwytu. Stała tam najcudowniejsza, najśliczniejsza i najbardziej zachwycająca osoba jaką w życiu widział. Smukłą sylwetkę podkreślała ciemnozielona suknia, przylegająca w niemal każdym fragmencie do jej ciała. Naszyjnik i bransoletka, sprawiały, że dziewczyna lśniła, a sposób w jaki się schodziła ze schodów i podpięte z tyłu włosy dawały świadectwo elegancji i wychowania. Dama w każdym tego słowa znaczeniu. W jednej chwili Potter doszedł do wniosku, że ten wieczór to będzie walka… Bo jak można nie chcieć mieć jej blisko siebie? Jak można z niej rezygnować? Już wiedział dlaczego nigdy nie zaprzestał próbować zdobyć Evans. Wszystkie jej elementy składały się w jedną, niepowtarzalną całość, która musiała, po prostu MUSIAŁA należeć do niego.
Tymczasem Lil zdążyła już podejść do Pottera. Swojego oprawiciela…
- Dobranoc. – powiedziała Tyronowi, który patrzył na nią z żalem.
- Branoc śliczna i baw się dobrze mimo wszystko. – delikatnie pocałował ją w policzek. Po czym powolnym i niepewnym krokiem wrócił do swojego dormitorium.
Lily spojrzała na James’a. Wyglądał olśniewająco. Jak nie Potter. Tylko czemu była tak sceptycznie nastawiona do tej głupiej randki? Czemu czuła, że wydarzy się coś złego? Nagle zdała sobie sprawę z tego, że Rogaś pochłania wzrokiem każdy jej kawałek, jakby miał zamiar zrobić później wierną kopię.
- Wybieramy się gdzieś dzisiaj, czy siedzimy w zamku?- spytała chłodno, sprowadzając go na ziemię. Na krótką spotkała spojrzenie orzechowych oczu, a następnie dostrzegła flirciarski uśmiech na jego twarzy.
- Oczywiście, że się gdzieś wybieramy. Tylko wyglądasz tak przecudnie, że nie mogę oka od ciebie oderwać. – odparł brunet mając wielką ochotę zostać tutaj. Wziąć ją na długi spacer, porozmawiać szczerze… A następnie zatracić się w jej oczach po raz kolejny. Sprawić, by zapomniała o tym wszystkim i mieć ją dla siebie choć na 5 sekund. Nawet jeśli wziętych z zaskoczenia.
Dziewczyna prychnęła cicho i zanim zdążyła ugryźć się w język wypaliła:
- Tani komplement. – wtedy stało się coś dziwnego. Poczuła się jakby ktoś uderzył ją z niezwykła siłą prosto w brzuch, tak, że zabrakło jej oddechu. Jęknęła i zachwiała się.
- Lil! Co się dzieje?!- Potter ściągnął brwi co dało mu wyraz zdecydowanego, poważnego i silnego. Ale nie była w stanie odpowiedzieć. Pokręciła tylko głową i dalej próbowała bezsilnie złapać powietrze w płuca.
James zaczął się bać i to nie na żarty. Nie chciała powiedzieć. A może nie mogła? Do jego rozczochranej głowy wpadł nagle pomysł tak szalony, że aż realny. Dlaczego niby miałaby zgodzić się na randkę, kiedy Tyron jej kazał? Dlaczego w ogóle wyszła z dormitorium?
- Powiedz mi coś miłego!- rozkazał nagle.
- Chyba oszalałeś!- krzyknęła, a ból posilił się dwukrotnie.
- Szybko!- ponaglił ją chłopak. Evans nie miała najmniejszego zamiaru prawienia komplementów, gdy nie było potrzeby, ale może w tym była jakaś metoda?
- Wyglądasz dziś wyjątkowo!- wyrzuciła wreszcie, a ku jej zaskoczeniu nacisk w klatce piersiowej zaczął się zmniejszać.
- No dziękuję!- James uśmiechnął się widząc ulgę na jej twarzy, która mieszała się z zaskoczeniem. – Dalej…
- I jesteś bardzo…- Lil zaczęła szukać odpowiedniego słowa. Może głupi? I natychmiast przypomniała sobie tamten silny ból…- miły!- minęło całkowicie! Zaskoczona uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
- Przeszło?- spytał Rogacz unosząc jedną brew, tym samym mówiąc „a nie miałem racji?”.
- Tak…- odparła powoli, badawczo mu się przyglądając.
- Więc idziemy. - Evans wzięła go za ramię, po czym oboje przeszli przez dziurę pod portretem. Szli o dziwo pustymi korytarzami Hogwartu, lecz wcale nie zmierzali w stronę wyjścia. Ruda nauczyła się nie pytać żadnego z Huncwotów o drogę, bo i tak by nie zdradzili swoich tajemnic. Poza tym cisza jaka nastała jakoś jej pasowała, a może i nie? Co jakiś czas ukradkowo zerkała na swojego towarzysza wieczoru. Po jego wyrazie wyraźnie poznała, że nad czymś głęboko się zastanawia. Czyżby to aż tak ważne, że zaprząta jego myśli cały czas?
A James sam już nie wiedział co zrobić. Jak postąpić żeby było dobrze… Chciał zaryzykować, ale od momentu, gdy ją dziś zobaczył zmienił zdanie. Jak mógł ryzykować przychylnością tej ulotnej bogini? Jak ona to zrobiła, że nie potrafił inaczej…?
Zatrzymali się przed posągiem jednookiej wiedźmy. Lily westchnęła domyślając się dokąd zmierzają. „Miejmy to jak najszybciej za sobą”, powtarzała uparcie.
- Zanim odwiedzimy pewne… miejsce.- zaczął Potter patrząc spokojnie w jej zielone oczy.
- Masz na myśli Hogsmeade?- wtrąciła Lil, krzyżując ręce w wyrazie triumfu.
- Tak. – przytaknął James, ale w jego zwykłym stylu bycia brakowało bezczelnego uśmiechu. Był… poważny. Coś w Rudej zadrgało i wzbudziło niepokój. Poważny James Potter to rzadkość, musiało coś się stać! Ktoś umarł? Zmarszczyła brwi i zaczęła przyglądać mu się uparcie, na nowo wypatrując kolejnych dziwnych oznak.
- Jak już zacząłem mówić… - nie wiedział jak zacząć. Jak ubrać w słowa to co chciał powiedzieć. Może na początek najlepiej zacząć od początku? Wszystko musi być idealne. – Muszę cię przeprosić…- spojrzał głęboko w zdumione oczy. Takie piękne i lśniące… Hipnotyzujące pod każdym względem. Wyrażały wszystko co musiał wiedzieć. Mogła mówić cokolwiek, ale on w jej oczach dostrzegał więcej niż wyrażały słowa. Teraz słuchała go z całą uwagą. – Doskonale wiesz, że nie biegałem za tobą tylko dla swojej opinii. To była głupota z mojej strony, powiedzieć coś takiego, ale byłem zły… Zły, że mogłaś wstąpić w tak podły układ z Syriuszem i chciałem się zemścić… Powiedziałaś, że nie cofnęłabyś swojej decyzji….- powoli ujął jej dłonie. Nie cofnęła ich. Ogarnęło ją coś dziwnego. Jakby zupełnie rozumiała co i jak. Bo przecież on cierpi… Dotarło do niej dlaczego Potter jest spokojny i poważny. Dostrzegała to w jego orzechowo-brązowych oczach, pełnych ciepła. W oczach, które zawsze jej się podobały. – Tylko ja nie wiedziałem, że się nie zgodziłaś. I wierz mi, że długo czekałem, abyś mnie wysłuchała. Możesz nie przyjąć tych przeprosin. W końcu dla ciebie zawsze byłem palantem. – dopiero teraz zdobył się na dawny cień figlarnego uśmiechu.
Może to był humor Lily, a może po prostu inaczej na to spojrzała, ale nie mogła wciąż być wściekła za tę samą rzecz, bo wreszcie i na niej zaczynało się to odbijać.
- James ja…- odwróciła wzrok. – Ja się nie gniewam, ani nic… Tylko…-chciała powiedzieć „to zabolało”, ale czy nie będzie to wymowne samo w sobie?
- Tylko?- chłopak zaczął dociekać.
- Po prostu zapomnijmy o tym i już chodźmy….








- Dorcas mogłabyś przestać!- warknęła Sheryl rzucając z rozmachem swoje rzeczy. Dwie koleżanki, które dzieliły z nią dormitorium spojrzały na nią zaskoczone.
- Ale ja nie wiem o co…- blondynka nie miała nawet szansy dokończyć zdania.
- Jak masz zamiar to nam opowiedz, a jak nie to przestań się obnosić ze swoim smutkiem! Robisz z siebie ofiarę losu!- Corvin opadła bezwładnie na swoje łóżko, gotowa rozwalić wszystko w promieniu kilometra. Była wściekła, a ta złość emanowała na wszystkich dookoła.
- Sher spokojnie…- poprosiła Jas, zauważając, jak policzki Meadows poróżowiały z nadmiaru emocji. Lada moment mogła wybuchnąć kłótnia.
- A może to tobie dziś coś wybitnie nie pasuje, hę?- Dor podparła ręce o swoje biodra, nastawiając się bojowo. Brunetka nie odpowiedziała…- Wchodzisz i zaczynasz wrzeszczeć! Nie muszę ci się spowiadać! Jak masz zły dzień to nie moja wina!
- Dziewczęta spokojnie…- Jasmine za wszelką cenę starała się ratować sytuację.
- Jak chcesz wiedzieć…- zaczęła Corvin.
- Nie chcę!- wtrąciła wściekle Dor. – W ogóle to idę poszukać Lil!- oznajmiła obrażona, chwytając za klamkę.
- Pff!- prychnęła Sher. – Powodzenia w szukaniu!- krzyknęła zjadliwie. – Najszybciej znajdziesz ją w objęciach Pottera!
- Patrz bo się mylisz!- odburknęła Dorcas przechodząc przez próg.
- Nie dziś! – gorycz w tonie jakim wypowiedziała to Corvin kazał Meadows zatrzymać się.
- Co masz na myśli?- spytała nie ukrywając własnej ciekawości oraz gniewu.
- A może to, że twoja ukochana przyjaciółeczka dziś poszła na randkę z Potterem?!- spytała ironicznie Sher. – Z tym samym, którego tak bardzo nienawidzi! – Meadows zamarła. Lily w życiu nie umówiłaby się z Rogaczem. A nawet jeśli to powinna jej to powiedzieć, prawda? Sheryl chyba zrozumiała o czym myśli blondynka.- Nie wiedziałaś. Mógł się dowiedzieć każdy, ale nie ty… Taka z niej przyjaciółka. – uśmiechnęła się z mściwą satysfakcją.
- A ty skąd niby o tym wiesz?!- wybuchnęła Dor mrużąc wściekle oczy.
- Od Petera! – prychnęła Sher. –Mam swoje sposoby, by wyciągnąć każdą informację. – uniosła jedną brew. Ale ten cień zawodu na twarzy Meadows nie wystarczał, by zaspokoić złość Corvin. Ciągnęła dalej…- Umówili się wieczorem. Lily poszła w nocy do ich dormitorium i mało tego to bezczelnie Jamiego….- tu urwała, gdyż nie przechodziło jej to przez gardło.-…podrywała. – powiedziała robiąc groźną minę, która zapowiadała, że gdy tylko Evans wpadnie w jej ręce do nieźle oberwie.
- To sprawa Lily i James’a co robią. – odparła już spokojnie, ale nadzwyczaj chłodnie Dori. Skąd wiedziała, że Sher mówi prawdę skoro potrafiła świetnie kłamać? W głosie koleżanki dosłyszała nutę zawodu, dobrze maskowaną gniewem. Zawód brał się z tej właśnie prawdziwości… Dla Sheryl zawsze zależało ja Jamesie.
- Ona ma cię głęboko…
- Posłuchaj!- przerwała Dorcas czując jak traci nad sobą panowanie. – Ja rozumiem, że można być zazdrosną Sher! Rozumiem, że jest ci ciężko, bo Potter zawsze wolał i zawsze będzie wolał Lily… Ale na litość boską nie wyżywaj się przez to na nas! Nie mam ochoty kłócić się z tobą, bo musisz się na kogoś wywrzeszczeć!- Dori wyszła z dormitorium i wściekle trzasnęła drzwiami. Sheryl stała łapiąc oddech. Była wkurzona jak nigdy! Spojrzała gniewnie na Jasmine.
- Uważam, że ona ma rację…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:48, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


- Wybacz ale dalsze spektakulacje na ten temat z tobą uważam za bezsensowne!- oznajmiła wyniośle.
- Bo mam rację?- Potter skrzyżował ręce i uniósł jedną brew. Właśnie tak wyglądała cała ich rozmowa. Zaczynali temat, a Lily go kończyła nie chcąc się dalej spierać. Ale to nie było najbardziej denerwujące… Dobijająca była świadomość, że James MA tę rację…
- Nie, ale…- urwała widząc kelnera niosącego im talerze z jedzeniem. W ogóle całe to spotkanie była dla niej głęboko szokującym przeżyciem. Po pierwsze od samego początku Rogacz nawet nie próbował się do niej zbliżyć, po drugie nie spodziewała się, że odwiedzą lokal na tyle elegancki, a po trzecie James okazał się nadzwyczaj rozsądnym i mającym wiele do powiedzenia człowiekiem. Już sama nie wiedziała co o tym sądzić. Wieczór, który z góry uznała za przegrany, zaczynał nabierać wartości.
- Ale tak jest.- James uśmiechnął się tym swoim wyuczonym, pewnym siebie uśmiechem.
- Koniec. – oznajmiła zdecydowanie Lily, na co chłopak tylko jeszcze bardziej wyszczerzył olśniewająco białe ząbki.
- Jak sobie życzysz. – odparł nie odrywając od niej wzroku. Była wspaniała. Nawet teraz, kiedy brała do ręki widelec i zabierała się za zjadanie swojego dania. Na razie świetnie sobie radził… Jeszcze dawał radę powstrzymać się przed chwyceniem jej dłoni. Pozwalał sobie tylko na delektowanie się jej widokiem.
- Mam pytanie. – odezwała się nagle, gdy Potter postanowił wreszcie tknąć cokolwiek z talerza.
- Słucham uważnie.
- Dlaczego akurat tutaj?- nurtowało ją to odkąd przekroczyła próg lokalu o nazwie Kryształowa Kula.
- Księżniczko to proste. - stwierdził zadowolony. Dowiedziałem się o twojej kłótni z Tyronem, o tym dlaczego był na ciebie zły… Czy nie jest oczywiste, że ktoś mu donosi? Jak donosi to z najbliższego otoczenia, z mojego otoczenia. – uniósł triumfalnie jedną brew.
- A co to ma wspólnego z miejscem wybranym na spotkanie? – Evans nie widziała powiązania.
- Tu zwierząt nie wpuszczą.- po tej zagadkowej uwadze Potter uśmiechnął się tajemniczo. Lil nie zrozumiała, ale postanowiła o więcej nie pytać. Bardzo jej się podobało w takim eleganckim lokalu, ale… Rozejrzała się dookoła. Wszędzie ludzie dystyngowani… Z bardzo dobrymi manierami, którzy nie odezwą się do ciebie, a mało tego, jeśli zrobisz coś nie tak to zaczną się na ciebie patrzeć jak na największego w życiu dziwoląga. Ale Jamesowi najwyraźniej to nie przeszkadzało. On nigdy nie dbał o to, że na niego gadają… Byleby go zauważano…
- James…- Lily odłożyła sztućce i spojrzała wprost w orzechowo-brązowe oczy bruneta. – Chodźmy stąd. – poprosiła, na co Rogacz rzucił jej zaskoczone spojrzenie. – Tu jest naprawdę wspaniale, ale… - nawet nie potrafiła wyrazić jak bardzo nieswojo się czuła. Speszyła się i spuściła wzrok. Jak mogła mu to wytłumaczyć? Westchnęła ciężko.
- Wiesz…- zaczął Potter z głębokim zamyśleniem, a w jego oczach zatliły się rozbawione iskierki. W Rudej pojawił się dziwny niepokój. Czyżby on wiedział o czymś, czego ona nie wie? – Cieszę się, że to powiedziałaś, bo z tego wszystkiego zapomniałem, że mieliśmy stąd wyjść dokładnie 2 minuty temu. – uśmiechnął się huncwocko, na co Lil zmarszczyła brwi. Coś planował… - Pochłaniasz cała moją uwagę. – dodał. – po chwili wstał i podszedł do Evans. Ona wciąż zaskoczona podniosła się i bacznie obserwując Pottera pozwoliła sobie założyć płaszcz. Nie rozumiała co go tak cieszy… A wszystko miało się okazać zaledwie kilka minut później. Rogacz zostawił galeony jako zapłatę, po czym posłużył Zielonookiej ramieniem i szybko udał się do wyjścia, co jakiś czas zerkając na zegarek.
- Możesz mi wytłumaczyć co się dzieje?- spytała Lil z nutką pretensji w głosie, kiedy zatrzymali się w ciemnej uliczce Hogsmeade.
- Mogę. – James nie przestawał się do niej uśmiechać. – Ale ci nie powiem! – takie droczenie się doprowadzało ją do szału.
- Potter ja naprawdę staram się być miła, ale ty nie dajesz mi wyboru…- napomniała go, powstrzymując się by go nie obezwać.
- Spokojnie. – uniósł jedną brew.- Jeszcze kilka sekund…- wciąż miał tajemniczy ton głosu. To doprowadzało ją do szału! Miała ochotę tak go zwymyślać, żeby wreszcie powiedział jej co i jak! Aż nagle zauważyła coś bynajmniej dziwnego. Aż otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. Otóż elegancka szata wyjściowa James’a zaczęła zmieniać kolor… I kształt! I w ogóle zmieniała swój wygląd!
- Och!- wyrwało jej się, kiedy zobaczyła, że stoi przed nią chłopak w dżinsach, sweterku i zwykłym płaszczu z emblematem Gryffindoru.
- No co? – Potter patrzył na nią spod okularów czekając aż wykrztusi z siebie cokolwiek, ale ona stała zupełnie oniemiała. Zaskakiwanie jej sprawiało mu tyle radości. Po prostu uważał to za zabawne.
Tymczasem Evans łączyła fakty. Wiedział, że jego strój się zmieni… Dlatego opuścili Kryształową Kulę. Ale po co? Po co miałby się przebierać? Czyżby miał w planach odwiedzenie jeszcze kilku innych miejsc? Zamarła. Jeśli tak to ona jest w sukience… A może… Zamrugała szybko.
- Proszę powiedz mi co ty widzisz. – poprosiła bojąc się spojrzeć na swoje ubranie. Rogacz zaśmiał się. Szybko kojarzyła.
- Widzę przepiękną rudowłosą dziewczynę…
- James…- Lily użyła ostrzegającego tonu głosu.
- …o cudownych zielonych oczach, które urzekają swoim kolorem…
- James!
-…o szalonym charakterze, niby prymuska, a jednak bardzo przekorna…
- Potter!
- …no i nie mogę od niej oka oderwać, bo…
- Potter, głupku! Na litość boską doskonale wiesz, że chodzi mi o…- nie dokończyła, gdyż potworny ból dopadł ją ponownie. Jęknęła osuwając się, ale Rogacz w porę ją złapał. Wiedziała już co musi zrobić… - Proszę cię, inteligentny i cudowny czarodzieju, abyś mi powiedział…
- Spokojnie…- zerknęła na Rogacza, ale on już się nie uśmiechał. Wręcz przeciwnie. Wyglądał na zaniepokojonego i zmartwionego.
- Już dobrze…- położyła mu rękę na ramieniu, wyprostowując się. Dziwne to uczucie czując, że trzeba kogoś uspakajać, bo on martwi się o ciebie…
- Zabiję tego Tyrona jak wrócimy. – oznajmij ponuro James.
- Jak to Tyrona?!- zdziwiła się Lil nie widząc powiązania.
- Moja droga znam go, znam ciebie. Musiał mieć całkiem dobry argument który by cię przekonał na spotkanie ze mną, a że takowy argument nie istnieje, więc musieliście zawrzeć układ. Jednak to był błędny wniosek… Na właściwy trop naprowadziło mnie to co się stało, gdy powiedziałaś mi coś niemiłego. – tu James uśmiechnął się lekko. – Nie jedna ty grywasz z Hitchswitchem w różne zabawy, które wyciągają z ciebie prawdę lub zmuszają do robienia czegoś, czego sobie zażyczy zleceniodawca. – tak… Potter nie raz grał z ze swoim starszym przyjacielem w takowe cuda. Prawda czy zadanie, wyzwanie…. Multum pomysłów na uzyskanie celu lub poznanie osoby. – I zabiję go za to, że cię w wciągnął w jedną ze swych zabaw. Nie wiem co musisz zrobić, ale jeśli nie posłuchasz to magiczne konsekwencje bywają bolesne…
- Nie mieszajmy w to Hitchswitcha.- Ruda nieco zaskoczona trafnością spostrzeżeń Pottera ściągnęła brwi. – Ty mi lepiej powiedz…
- Masz na sobie ciepły golfik i twoje ulubione spodnie. – oznajmił James z uspakajającym uśmiechem używając zadziwiająco ciepłego tonu. Lily przez chwilę poczuła się dziwnie i bynajmniej nie z powodu znaczenia tych słów, ale właśnie przez sposób w jaki zostały wypowiedziane. Szybko oprzytomniała…
- Zaczarowałeś ubrania. – powiedziała oskarżycielsko.
- Tylko transmutowałem na określony czas. – poprawił ją z udawaną skromnością.
- Musiałeś mi je wcześniej zabrać!
- To nie było problemem, skoro sypiasz w dormitorium chłopaków. – orzechowe oczy śmiały się do niej, bezczelnie i jawnie przyznając się do popełnionej zbrodni.
- Jesteś… jesteś…Uh!!- powstrzymała się od ciśnięcia w niego jakimkolwiek przezwiskiem, wiedząc, że to byłoby katastrofalne w skutkach dla niej.
- Księżniczko dopóki trwa ten wieczór musisz pilnować własnych słów. – James ujął jej dłoń, nachylił się i złożył na jej ręku pocałunek, wciąż patrząc głęboko w te zielone oczy. Wiedział, że gdzieś głęboko dziewczyna drży z wściekłości, ledwo się opanowując. Gdyby się o nią nie bał, to może i uważałby to za zabawne… - A teraz pragnę zaprosić cię na spacer i obiecuję zaraz potem odstawić cię do dormitorium. – Evans skinęła lekko głową, po czym oboje, jak para zupełnie obojętnych sobie ludzi, szli ramię w ramię po uliczkach Hogsmeade.
Lily zupełnie nie wiedziała jak się zachować… Smętnie patrzyła pod nogi. Irytował ją w każdym calu, ale dostrzegała w nim coś jeszcze… Jakąś wyjątkowość… Jak był sam, nie zachowywał się do końca jak dupek. Można go była uznać za miłego. Ale mimo to był to ten sam Potter… Z jednej strony nie powinna się dobrze bawić, a z drugiej nie chciała mu sprawiać jakiejkolwiek przykrości. Pierwszy raz naprawdę przejęła się uczuciami Pottera i to ją przerażało.
Rogacz miał w głowie mnóstwo pomysłów na rozmowę, przez cały dzień wybierał w miarę „przyjacielskie” tematy, w które nie mógł wpleść pytania „umówisz się ze mną Evans?”. Tylko dlaczego tak łatwo było to planować, a tak ciężko wprowadzić w czyn teraz, kiedy znajdowała się tuż obok? Tak jakby jej obecność sprawiała, że nie mógł… On naprawdę nie mógł… Było coś co go męczyło. Patrzył na jej nieco przygnębioną twarz, kosmyki włosów, które były wytwornie podpięte i na oczy, w których mógł się topić każdego dnia. To była dziewczyna w sam raz dla niego. Ta ruda istota o wrednym charakterze. Jedyna osoba, która nikt nie mógł pomiatać. Skarb pośród kamieni…
- Lily?- zaczął wreszcie, nie zastanawiając się dłużej nad tym czy to ma sens, czy też nie ma…
- Słucham?- odezwała się uprzejmie, ale mimo to nie zerknęła na niego. Szła dalej, przyglądając się budynkom nocą. Mijali właśnie jakiś sklep z biżuterią.
- Umówisz się ze mną? – spytał uśmiechając się w najbardziej boski sposób, kiedy tylko zatrzymała się przy wystawie naszyjników. Popatrzyła na niego zaskoczona.
- Mało prawdopodobne Potter. – odparła nieco oschle, wchodząc do środka. Jamesowi natychmiast zrzedła mina. Wszedł do sklepu za nią.
- Ale dlaczego?!- spytał nie rozumiejąc, podczas, gdy Lil zaczęła przeglądać kolczyki w kształcie pająków.
- Ech, Potter… Zrozum, że ja cię po prostu nie trawię. Zresztą nie raz ci mówiłam co o tobie myślę. – zakończyła. Dziwne, że to jeszcze nie zostało uznane za bycie niemiłą. Ale wiedziała, iż mówiąc takie rzeczy balansuje na cienkiej linie między bólem, a własnym gniewem.
- Dobrze…- powiedział spokojnie Rogaś, zaczynając przeglądać wraz z nią pierścionki. Nawet nie zwracali uwagi na to, że całej rozmowie przysłuchuje się sprzedawczyni cały czas wodząc wzrokiem od jednego do drugiego. – To teraz mi powiedz za co mnie tak nie trawisz.- popatrzył przez chwilę na Lil, unosząc wysoko jedną brew, jakby był pewny, że dobrego powodu nie znajdzie.
Evans zamrugała i zerknęła nieco zaskoczona i zła na James’a.
- No więc…- zaczęła zastanawiając się gorączkowo nad tym jak to się wszystko zaczęło. Za co go nienawidziła? Musiał przecież coś kiedyś zrobić…
- Daj spokój skarbie. – rzucił James krzyżując ręce na piersi. – Oboje doskonale wiemy, że taki powód nie istnieje. Po prostu nie lubisz mnie za nic. – uśmiechnął się triumfalnie.
- Nie prawda!- zaprzeczyła szybko. Tylko dlaczego nie mogła nic wymyślić?- Ty zawsze się popisujesz!- wyrzuciła oskarżycielsko. – I znęcasz się nad słabszymi. – dodała po chwili.
- No a czy tym robię krzywdę tobie? – spytał podchodząc do niej bardzo blisko. Ruda poczuła się niebezpiecznie, ale mimo to nie cofnęła się. Już czuła zapach jego perfum… To była za blisko.
- Czy ty nie wiesz, że nie chodzi o to czy robisz coś mnie czy też nie? Ja widzę jak męczysz Smarkerusa, jak miotasz zaklęciami na każdego kto powie coś wbrew twoim oczekiwaniom, a potem jakby nigdy nic idziesz do mnie i pytasz czy się z tobą umówię. Otóż nie umówię się! Bo nie znoszę sadystów… Nie znoszę gdy ktoś trak się puszy!- zakończyła szybko, spoglądając pewnie w oczy Pottera. Czemu tak na nią patrzył? Zaczynał wszystko utrudniać. Westchnęła lekko, czując jak boi się o samą siebie. Uwielbiała jego oczy. Zawsze jej się podobały. Takie ciepłe i bezpieczne… I nie mogła się powstrzymać, kiedy zerkał na nią w ten sposób. Ale było w tym coś smutnego. Ckliwego… Czemu tak czuła? I serce jej się krajało… A może to tylko mylne wrażenie? Może kolejna sztuczka, żeby się do niej zbliżyć? I tak był już blisko… Stanowczo zbyt blisko…
- Wyglądasz dziś naprawdę cudownie. – wyszeptał przyprawiając ją o dreszcze. Sam nie wierzył, że mógłby teraz wszystko. Czemu jej nie pocałuje? Bo tak sobie postanowił… A ciężko się powstrzymać. Uśmiechnął się flirciarsko, kiedy jedną ręką sięgnął jej włosów i wyjął z nich zapinkę. Długie, rude kosmyki natychmiast opadły na jej ramiona. Ona go czarowała! Bardziej od jakiejkolwiek wili… Nie wiedział jak, ale innego wytłumaczenia nie znajdował. I jak miał sam siebie pilnować, kiedy swoimi zielonymi oczętami patrzyła na niego tak wspaniałe? Chciał ją mieć dla siebie, dlaczego nie mógł? – W samej istocie jak bogini…- dodał cicho. Nachylając się lekko i zatrzymując zaraz potem, jakby się wahał… Lily czuła, iż jeśli on nie zrobi nic głupiego to zaraz ona zdobędzie się na czyn, którego będzie żałowała do końca świata. Szybko odwróciła twarz i zerknęła nerwowo na pierwszą lepsza broszkę, która akurat rzuciła jej się w oczy.
- Ładne. – powiedziała chcąc zmienić temat. W rzeczywistości złapała się na kłamstwie. Czerwone oczko było okropne, a złota obróbka niewiele lepsza. Wybrała chyba najgorszą z najgorszych brożek.
- Czy ja wiem…- James również zaczął przyglądać się biżuterii.
- Jeśli uważasz, że przyniesie ci szczęście to możesz ją kupić. – odezwała się właścicielka sklepu. Evans i Potter dopiero teraz równocześnie na nią spojrzeli. Była to kobieta dość krępa, z wieloma szalami na szyi, miała ciemne włosy, karnacje i oczy. W Lil pojawiło się porównanie do cyganki.
- Biżuteria nie przynosi szczęścia. – odparła zdecydowanie Lily, ale kobieta już wyciągała ową broszkę.
- Jak dla kogo…- stwierdziła tajemniczo. – Według mnie to kwestia dobrze sprecyzowanej prośby.
- Pff!- Ruda prychnęła pogardliwie. – Więc twierdzi pani, że jeśli się o coś poprosi swojego naszyjnika, bransoletki, kolczyków…
- Broszki…- wtrąciła sprzedawczyni.
- To ona nam to zagwarantuje? I będziemy szczęśliwsi?!- popatrzyła z niesmakiem jakby uważała coś takiego za kompletną głupotę.
- Wiesz co młoda damo?- kobieta spojrzała na nią wnikliwie. – Myślę, że jeszcze mnie odwiedzisz… A to- wręczyła Lil broszkę. – daję ci w prezencie. – uśmiechnęła się przymilnie, na co Zielonooka przewróciła oczyma i prychnęła kolejny raz.
- No Liluś wypróbuj ją. – zaśmiał się Potter, który również uważał właścicielkę sklepu za pokręconą. Oczywiście istniało prawdopodobieństwo, że gdzieś na świecie są klejnoty dające szczęście, zapewniające dobrobyt czy co tam innego… Ale takich nikt za darmo nie dawał.
- Ja bym najbardziej chciała żebyś się w życiu nie urodził. – powiedziała i natychmiast osunęła się na ziemię, czując jakby ktoś przebijał ją nożem, włócznią czy czymkolwiek. Syknęła z bólu.
- To nie było miłe!- zauważył James natychmiast znajdując się tuż przy niej.
- Oczywiście to był taki żart…- wyszeptała Lil zbierając siły by cokolwiek powiedzieć. To ją zabijało od środka. – Dla mnie…- ponownie syknęła zaciskając zęby i chwytając Pottera za ramię. Czuł jak nieświadomie wbijała mu paznokcie w skórę, ale nic nie powiedział. W tym momencie pojawiła się w nim żądza krwi Tyrona… Bał się nawet pomyśleć co przeżywała sama Lilyanne.
- Księżniczko wytrzymaj…- poprosił bojąc się coraz bardziej. Pierwszy raz tak się bał o cokolwiek.
- Jesteś diabelnie przystojny!- wyrzuciła szybko, ściskając powieki. Ustało… Tak szybko jak się pojawiło. Powoli otworzyła oczy. Od razu ujrzała twarz James’a Pottera, który wyszczerzył do niej zęby.
-No taki komplement!- zaśmiał się. – Nie raz mi to mówiłaś, ale zawsze przynosi oczekiwane skutki. – wiedziała, że powinna się wściec, ale nie potrafiła. Wciąż trzymała go za ramię, a on siedział na ziemi tuż przy niej, przytrzymując ją cały ten czas. Naprawdę był przystojny, a stwierdzenie tego to rzeczywiście wielki trud dla niej. Nigdy nie przyznałaby się przed koleżankami, że uważa Pottera za przystojniaka.
- Chcesz wracać?- spytał patrząc się w jej cudowne oczy. Kiwnęła głową. Zaczynała go lubić… Tak naprawdę lubić…







- I co ty na to?
- Nie wiem…
- No, bo w zasadzie to ja mam rację, prawda?
- Nie wiem…
- Nie powinienem ci o tym mówić, ale po prostu musiałem się wygadać, a Rogacza nie ma… A Ty zdajesz się być rozsądnym człowiekiem już od 5 całych lat, to chyba możesz mi posłużyć radą… Chociaż z drugiej strony to ile miałeś dziewcząt?
- Nie wiem…
- Jak to nie wiesz?!- Syriusz wytrzeszczył oczy na Remusa, który ściągnął brwi i próbował czytać książkę. – Zero Lunatyku! Ze-ro!
- Jak wiesz to po co się głupio pytasz? – odgryzł się Lupin, na co Black chyba nie znalazł dość inteligentnej odzywki tak zaraz… - Gdzie Peter? – szkolny prefekt zmienił szybko temat.
- A kto go tam wie.- wzruszył ramionami Łapa. – Pewnie w kuchni kradnie słodycze. Jakbyś go mało znał.
- Oj coś mi się nie wydaje…- powiedział Lupin mrużąc lekko oczy, co było wyrazem głębokiego zastanowienia.
- Coś sugerujesz? – zaciekawił się Syri, siadając bliżej przyjaciela.
- Nie. Tylko wydaje mi się, że nasz mały kolega znalazł sobie ciekawsze zajęcie niż opychanie się czekoladami. I bynajmniej nie jest to odrabiane prac domowych…
- Dziewczyna?- Syriusz zrobił zdziwioną minę.
- Niekoniecznie. A tobie tylko jedno w głowie!- zaśmiał się Remus, po czym zapadła kilkusekundowa cisza, którą Lupin spróbował wykorzystać na czytanie.
- Jak myślisz…- przerwał mu Syriusz tonem pełnym zamyślenia. – Co zaplanował sobie Rogacz?- Lunatyk zerknął znad książki na swojego przyjaciela. Zapowiadał się dłuższy temat. Zamknął ją i spokojnie odłożył na półkę, po czym wziął głęboki oddech i powiedział:
- Wydaje mi się Łapo, że James po raz pierwszy w życiu wymyślił coś rozsądnego.
- Wiesz, że się z tym zdaniem nie zgadzam?- spytał z przekąsem Black.
- Oczywiście, że wiem. Dałeś mi to jasno do zrozumienia zanim nasz przyjaciel opuścił progi dormitorium. – odparł całkowicie poważnie Remus.
- Nigdy bym nie pomyślał, że Rogasiowi tak bardzo zajdzie do głowy jakakolwiek panna. – stwierdził Syriusz. Taka była prawda. Odkąd pamiętał wybierali sobie jakieś śliczne dziewczęta, które starczały im na kilka dni. Potem zabawa się powtarzała. Syri przyciągał je swoim wdziękiem i urodą, a James popularnością. Oboje tworzyli świetny duet, ale żeby tak uganiać się za jakąś Evans?
- Każdemu kiedyś zajdzie do głowy jakaś dziewczyna. – podsumował Lunio.
- Wyobrażasz sobie ich razem?- Black wybiegł wyobraźnią w przyszłość i próbował zobaczyć jakby to wyglądało. Rzecz w tym, że to było niemożliwe! Lily rozniosłaby Pottera po kilku dniach. Wrzeszczałaby na niego codziennie. Nie mógł sobie wyobrazić tego inaczej…
- Szczerze mówiąc to wydaje się to bardzo nierealne. Ale życie potrafi zaskakiwać…- Remus uśmiechnął się lekko. To z pewnością byłaby para stulecia. Jedyna i wyjątkowa…
- Mieszanka wybuchowa. – Syriusz uśmiechnął się huncwocko.
- Nie to co ty i Dorcas, prawda? – Lupin bacznie przyglądał się reakcji przyjaciela. Uśmiech spełzł powoli z jego twarzy.
- Dorcas zrobiła się dziwna. – rzucił Black ściągając brwi.
- Masz na myśli, że już ci nie ulega?- zaciekawił się Lunatyk.
- Nie!- zaprzeczył szybko brunet. Chciał coś dodać, jakoś się wytłumaczyć, ale nie znajdował odpowiednich wyjaśnień.
- Nic dziwnego w tym, że poczuła się zraniona. – stwierdził prefekt. – Ani w tym, że nie chciała mieć potem nic wspólnego z tobą. Nic dziwnego, że znalazła sobie chłopaka, który jej nie zdradzi. Może myśli, że on bardziej ceni sobie słowo „kocham”…
- Myślisz, że dla mnie to nic nie znaczy?!- oburzył się Łapa.
- Dla Rogacza „kocham” od pewnego czasu nabrało znaczenia. Evans z cała swoją upartością sprawiła, że James czeka tylko, aby móc jej to powiedzieć. Ty nie trafiłeś na swoją Evans i wciąż mówisz „kocham” każdej ze swoich dziewcząt, a potrafisz mieć ich 3 w jednym tygodniu. – Lupin najspokojniej w świecie wyjaśnił swoje spostrzeżenia.
- Pięć.- poprawił go Black pochmurnie. – Potrafię mieć 5 dziewcząt w jednym tygodniu… - a za oknem było całkowicie ciemno…







Lily nie wiedziała jak i czemu, ale coś się zmieniło… Znała dwóch Jamesów Potterów. Jeden pokrywał się z drugim, ale tego drugiego lubiła. Pierwszy zdawał się cieszyć popularnością i dbać o to ponad wszystko, egoista- tak by go określiła, zadufany w sobie dureń o spontanicznych zagraniach, w którym nienawidziła każdą cząstkę. A ten drugi? Drugi był w dziwnie szalony, również spontaniczny i ciągle improwizujący, ale na swój sposób bardzo mile. Miał swoje zdanie i potrafił rozmawiać nawet inteligentnie. Przede wszystkim… Aż ciężko jej się było przyznać, ale… wbrew pozorom zaczynała przyzwyczajać się do jego towarzystwa, a co więcej… bardzo jej to odpowiadało. I ku własnemu zaskoczeniu nie potrafiła przestać od czasu do czasu zerkać na jego zamyśloną twarz. Bawiła ją świadomość, że naprawdę jej się podobał. Nie potrafiła ukryć uśmiechu, który czas gościł na jej twarzy. A choć wracali w milczeniu, to jednak było to bardzo miłe. Miło spędziła wieczór z Potterem…
Spojrzała przed siebie. Już widzieli Hogwart. Skoro nie używali jednego z tych tajnych przejść Huncwotów, to musiało być jeszcze przed 21. Nie wiedziała czy chce wracać tak szybko… a może tak późno? Przy nim czas płynął inaczej… Kolejny raz przeniosła wzrok na chłopaka o rozczochranych włosach i ciepłych oczach. Mimochodem ścisnęła mocniej jego dłoń, to była kolejna zagadka dzisiejszej nocy… Nie wiedziała dlaczego trzymała go za rękę cała drogę.
Rogacz spojrzał na nią. Uśmiechała się do niego chyba pierwszy raz w tak zastanawiający sposób. I nie było w tym ani krzty ironii, sarkazmu czy złośliwości. Posłał jej jeden ze swoich wypracowanych uśmiechów. Ciekawe co by powiedziała, gdyby zatrzymał się teraz i po prostu skradł jej jeden pocałunek. Przez chwilę nawet całkiem poważnie rozważał ten pomysł, ale wreszcie się rozmyślił. Inaczej to sobie zaplanował, a wszystko zdawało się działać przeciw jego postanowieniom.
- Co?- spytał wreszcie, rozbawiony szczerze tym, że mu się przyglądała.
- Nic. – odparła pogodnie. – Tylko…- urwała i stłumiła w sobie śmiech. Nie wiedziała dlaczego popadła nagle w tak dobry nastrój. – sama nie wiem. –dokończyła trafiając na pytający wzrok Pottera.
- Jesteś szalona. – stwierdził obserwując jak kosmyki jej włosów tańczą na wietrze. – Ale podoba mi się to. – dodał, uśmiechając się nicponiowato.
- Nie bardziej szalona niż ty. – odparła lekko obrażonym tonem, ale mimo to w jej oczach wciąż błyszczały iskierki radości. James westchnął głęboko.
Weszli na szkolne błonia, gdzie wszystkie roślinki zaczynały przybierać kolory czerwieni i żółci. Jesień stawała się piękna. Przeszli koło jeziora, w którego tafli odbijała się mała część księżyca. Rogaś czuł jak coś cennego wymyka mu się z rąk, a on świadomie na to pozwala i w imię czego? W imię głupiego pomysłu… Toczył wewnętrzną walkę z samym sobą. Z jednej strony wiedział, że może Lil mieć już dzisiaj… Mógłby się nią nacieszyć i jakoś przeczuwał, że i ona dziś nie miałaby nic przeciwka, chociaż… Istniało prawdopodobieństwo, że się do niego uśmiecha, bo przez cały wieczór nie zrobił nic głupiego. Jest szczęśliwa, bo nie potwierdziły się jej najgorsze oczekiwania. Poza tym… nawet jeśli udałoby mu się do niej zbliżyć, to jutra zaczęłaby unikać go jak ognia. Za dużo miał już podobnych sytuacji… Jak ją oswoić? „Nie da się”, pomyślał, ale ta świadomość wywołała spokojny uśmiech na jego twarzy. Zerknął na delikatne rysy twarzy Lily i już wiedział, że nie zrobi dziś nic, by zepsuć jej to samopoczucie.
Zanim się obejrzeli przechodzili już przez dziurę pod portretem Grubej Damy. Pokój Wspólny był jak zawsze ciepły, ale tym razem nikogo w nim nie było. Evans zmarszczyła brwi.
- Dziwne…- stwierdziła.
- Co jest takie dziwne? – spytał James zdejmując jej płaszcz.
- Jest pusto, a normalnie przecież wszyscy przesiadują tutaj, odrabiając lekcje. Jak wychodziliśmy też było pusto. – Lil zaczęła się poważnie zastanawiać nad tajemnicą owego spokoju.
- A jeśli Huncwoci ogłosili, że dzisiaj będą eksperymentować w PW?- Lily zamrugała i spojrzała zaskoczona na Pottera, który uśmiechał się huncwocko i patrzył na nią niewinnie.
- To by wiele wyjaśniało…- przyznała Ruda. Pamiętała jak kiedyś czwórka rozrabiaków zapowiedziała swoje eksperymenty i prosiła o usunięcie się na ten czas z korytarza na 2 piętrze. Oczywiście nikt nie posłuchał, bo kto się będzie przejmował zabawami dzieci… Większy problem się zrobił jak w korytarzu zaczęła zanikać podłoga i połowa uczniów spadła piętro niżej. McGonagall dostała wówczas szału, a że już nie wspomnieć o Flitwicku, spod którego zniknął kawałek podłogi. Od tego momentu, gdzie Huncwoci zapowiadali eksperyment, tam nie było żadnego ucznia.
Zaczęli wchodzić po schodach na górę, do dormitoriów chłopaków.
- Lily?- zaczął niepewnie James. Pierwszy raz chyba denerwował się tym co chciał powiedzieć.
- Tak?
- Widzisz…- jak to ładnie ubrać w słowa? Może zacząć od początku? Może od końca? – Jesteś wyjątkowa. – wyrzucił, kiedy zatrzymali się pod drzwiami, gdzie spał Hitchswitch, Sterne, Brown i Straut. Lily zmarszczyła brwi. Przeczuwała, że nie do końca spodoba jej się to co Potter ma do powiedzenia. Mimo to słuchała dalej w milczeniu. – I nie chodzi tu tylko o to, że podobasz mi się jako dziewczyna… Masz oryginalny charakter, jedyny i niepowtarzalny. Nigdy nie daj się zmienić. – urwał na chwilę. – Wiesz ile razy pytałem cię czy się ze mną umówisz?- Lil uśmiechnęła się nikle.
- Tyle, ile razy ci odmawiałam. – stwierdziła wzruszając ramionami i nie za bardzo wiedząc do czego chłopak zmierza.
- Właśnie. – James uśmiechnął się do niej, sam nie wiedząc, że będąc takim niepewnym i naturalnym jakoś ją urzekł. – I wiesz, że z początku byłaś swego rodzaju wyzwaniem? – tutaj dziewczyna ściągnęła brwi. –Tylko to się zmieniło… Dla mnie już nie zależy na tym żeby zdobyć tę Evans, bo Potterowi się żadna nie oprze. Chociaż przystojny jestem i to sama musisz stwierdzić. – przeciągnął dłonią po włosach, robiąc na nich jeszcze większy bałagan.
- No i?- Lil wciąż czekała na to, co z tego wyniknie. Rogacz spojrzał w jej zielone oczy i aż westchnął. Rozkojarzyła go. A jej czar był nieskończony…
- Masz cudowne oczy…- wyszeptał cicho, ale tak by mogła go dosłyszeć.
- James!- napomniała go. – Chciałeś coś powiedzieć?
- Oj, Lily…- denerwował się. Widziała to. Pierwszy raz James Potter nie mógł wykrzesać z siebie słowa. To było takie…nienaturalnie niemożliwe. A jednak… - Chcę widzieć twój uśmiech każdego dnia. Taki jaki miałaś dziś. Nie chcę więcej słyszeć „Spadaj Potter”. To jest bez sensu! Mógłbym cię tak pytać do końca świata, a ty do później starości odpowiadałabyś tak samo. – znów lekko się uśmiechnął, ujmując jej dłonie. Nie cofnęła się, ale wydawał jej się dziwny. Mimo to właśnie dlatego mu ufała. Który James Potter był prawdziwy? – Za dwa lata nas już tu nie będzie. Być może już nigdy się nie spotkamy, nawet gdybym zadbał o to byśmy widywali się codziennie. – Ruda zmierzyła go jednym ze swoich najbardziej przenikliwych spojrzeń. – Dlatego nie chcę…-wziął głęboki oddech i spojrzał w sufit. – Nie chcę żebyś pamiętała mnie z tej najgorszej strony. – wyrzucił na koniec jednym tchem.
- A co z tego wynika?- spytała nieśmiało Lily, wciąż nie bardzo rozumiejąc.
- Że nie będę cię więcej męczył.
- Ach!- wyrwało się Lil. Nagle wszystko stało się jasne… - Znów wymyśliłeś coś w stylu zostańmy przyjaciółmi? Tak jak na początku roku?- zmierzyła go sceptycznym wzrokiem, a zanim zdążył cokolwiek powiedzieć dodała: - Na takie coś nabierać się nie dam.
- Nie do końca tak… - zapeszył się Rogacz. – Bo czy ja cię dziś do czegoś zmusiłem? Nalegałem? – uniósł triumfalnie jedną brew i wytrzymał jej pełne podejrzenia spojrzenie. – Ja tylko chcę ci dać to, na czym tak bardzo ci zależy. Spokój… - poczuła jak mocniej ściska jej dłonie. – Jeśli będziesz chciała, to będziemy rozmawiać, a jeśli nawet tego nie, to…
- James!- przerwała mu Lily z nutką pretensji.
- I zawsze możesz zwrócić się do mnie po radę jak do przyjaciela. – uśmiechnął się na koniec olśniewająco. Evans sama nie wiedziała co o tym myśleć. Wydawał się być przekonujący, ale… Czemu odczuwała dziwny niepokój?
- Oczywiście. – odparła niepewnie, uśmiechając się do niego, kiedy zdała sobie sprawę, że znów pozwoliła na chwilę ciszy podczas, której po prostu się na niego gapiła. Nie wierzyła, żeby takowy układ przetrwał choćby tydzień. Ostatnio już na następny dzień wszystko było po staremu.
- Więc…- James nie za bardzo wiedział jak się w takiej sytuacji pożegnać.
- Chcesz powiedzieć dobranoc?- wyręczyła go.
- Branoc księżniczko. – powiedział zdecydowanie, obserwując jak robi krok w stronę swoich drzwi. Czuł się tak jakby odchodziło jego serce.
- Dobranoc.- odpowiedziała cicho, przekraczając próg. Coś jednak nie dawało jej spokoju. Wiedziała, że Potter stoi i na nią parzy, a co gorsze, wiedziała, że jest mu ciężko. I jej samej również zrobiło się bardzo źle na duszy. Tak jakby była zmuszona podzielać jego uczucia. Odwróciła się i zerknęła na jego sylwetkę. Czy nie mógł odejść?
- Idź spać. – poprosiła błagalnie. Zdziwiła go tym… Samą siebie zdziwiła.
- Zaraz. – odparł wymijająco. – Czyżby przeszkadzało ci to, że chcę zobaczyć jak znikasz za drzwiami? – uśmiechnął się do niej.
- Nie mogę zamknąć drzwi. – stwierdziła szczerze. Po prostu nie mogła ich zamknąć, kiedy wiedziała, że on stoi i patrzy. – Proszę idź już…
- Jak to? – zaciekawił się James. Evans wciąż potrafiła zaskoczyć. Na to pytanie wzruszyła tylko smętnie ramionami. Sama nie rozumiała o co jej właściwie chodzi. Stali tak chwilę zerkając na siebie. „Jesteś głupia, zachowujesz się jak dziecko.”, powiedziała sobie Lily postanawiając, że wreszcie musi iść. Tylko czemu nie mogła? Niepewnie ponownie wyszła na korytarz. Potter zmarszczył brwi. Podeszła do niego i znienacka przytuliła się. Było to bardzo zaskakujące przeżycie. Nie zawiesiła mu rąk na szyi tak jak to mają w zwyczaju robić dziewczyny swoim chłopakom. Potraktowała go jak bliskiego przyjaciela… Objął ją starając się zachować granicę między zbyt nisko, tak jak się obejmuje adorowaną dziewczynę i między zbyt wysoko, tak jak przytula się ukochaną. Ciężko mu było utrzymywać ręce tak, by samoistnie nie trafiały na jej talię. Ten krótki, przyjacielski uścisk trwał może z 5 sekund? Ale mimo to był wyjątkowy. Na koniec Lil cmoknęła go w policzek, nie zważając na to, iż czuje jego perfumy jak najdokładniej, a to świadczy o tym, że jest stanowczo zbyt blisko.
- Dobranoc. – uśmiechnęła się do niego wracając do dormitorium.
- Do jutra… - powoli zamknęła drzwi dormitorium. Wiedziała, że on tam dalej stoi. Przytuliła się do drzwi i westchnęła głęboko. Jednego była pewna… Ile by ta ich „przyjaźń” nie potrwała, to i tak nawet w najbardziej krytycznym momencie nie wolno jej zwrócić się z problemem do Pottera… Nigdy…







Czasem w sercu budzi się niepokój… Nieuzasadniony z zasady, ale słuszny. Czym ten dzień miałby się różnić od innych wtorków? Od innych 11 dni miesiąca? Albo od innych 11 dni października? Czym miał się wyróżniać spośród 365 dni w roku? Lily otwierając oczy jeszcze tego nie wiedziała… Ale gdy tylko wbiła wzrok w sufit nad sobą, coś wydało jej się wybitnie nie pasować. Takie męczące uczucie… Bała się rozejrzeć żeby nie przeżyć szoku i o dziwo, wcale nie chodziło o Pottera…
Zmarszczyła brwi i powoli usiadła na łóżku. Na SWOIM łóżku. Nie była w dormitorium chłopaków tylko u SIEBIE. Wstrzymała na chwilę oddech. Na łóżku obok niej spała Dorcas, a po drugiej stronie Sheryl. Pod ścianą drzemała spokojnie Jasmine. Czyżby coś ją ominęło? Przegapiła jakiś szczegół z wczoraj? Przecież zaraz po tym jak wróciła położyła się spać, a wówczas przebywała w dormitorium z 4 śpiących chłopaków. Jeśli to miał być dowcip, to uważała go za kiepski.
To Hitchswitch! Hitchswitch musiał ją przenieść, kiedy tak zmęczona odpoczywała. I nagle zaskoczona stwierdziła, że śpi w zupełnie innym sweterki, niż w tym, w którym się kładła. Zamrugała kilkakrotnie. Aż coś się w niej zagotowało! Jak oni śmieli na dodatek ją przebierać?! Wściekła poderwała się i w miarę cicho opuściła dormitorium. Natychmiast minęła PW i wbiegła po schodach do sypialni chłopaków. Nie wiedziała jeszcze co powie Tyronowi i innym, ale miała szczerą ochotę porządnie ich zwymyślać. Bez pukania wparowała do dormitorium i wściekle trzasnęła drzwiami. Conrad poderwał się półprzytomny, ale kiedy ją zobaczył popatrzył się na nią oniemiały. Zaszczyciła go tylko morderczym spojrzeniem.
- Hitchswitch wstawaj!- krzyknęła Lil szturchając całkowicie zakrytego pod kołdrą chłopaka.
- Zaraz…- odburknął spod pościeli co dodatkowo ją zdenerwowało.
- Żadne zaraz! Natychmiast!- wrzasnęła, budząc tym samym pozostałych i zrywając kołdrę z chłopaka.
- Co się…- Jack umilkł na widok Evans. Chyba wszyscy byli zbyt zszokowani jej obecnością.
- Co do cholery?!- poderwał się Tyron ze wściekła miną, ale gdy zobaczył dziewczynę lekko złagodniał.
- Ja się ciebie pytam co do cholery!- warknęła Lily. – To chyba nie jest normalne tak się zachowywać! Jak chcieliście mieć wolne łóżko to trzeba było mi…- urwała. Dopiero, kiedy zerknęła na swoje byłe miejsce spania, dotarło do niej, że w dormitorium jest o jedną osobę więcej. Dołączył mały szatynkowaty chłopak. Bardzo szczupły i z ciemnymi oczyma. Przez chwilę Evans patrzyła na niego jak urzeczona, nie zupełnie wiedząc jak się zachować i co z tego wynika.
- Przepraszam, że tak bezceremonialnie spytam, ale skoro ty bezceremonialnie nachodzisz nas bezkarnie w naszym dormitorium to chyba mi wolno. – odezwał się Hitchswitch marszcząc brwi. – Kto ty jesteś, że tak wparowujesz do nas i jeszcze krzyczysz? – Lil zatkało. Czyżby dalej stroili sobie z niej żarty?
- Kto ja jestem?- spytała wytrzeszczając na niego oczy.
- W rzeczy samej. – Jack niepewnie zrobił krok w jej kierunku. Reszta chłopaków najwidoczniej również chciała się tego dowiedzieć. Ruda rozejrzała się po pomieszczeniu i przeszło ją dziwne odczucie, że jest obca… I na dodatek stoi w samym sweterku do połowy uda. Machinalnie postarała się wydłużyć sweter jak najbardziej, by zakryć nogi.
- Eeee… Lily Evans. – powiedziała wreszcie i nagle zdała sobie sprawę, że daje się nabierać. – Przecież mnie znacie!- dodała już o wiele pewniej. – Spałam z wami w dormitorium dobre dwa tygodnie jak nie więcej!
- Louis śpi z nami dwa tygodnie jak nie więcej moja panno. – odezwał się Mark. Teraz wszyscy patrzyli na nią jak na wariatkę.
– Dobrze się czujesz?- zapytał Conrad troskliwym tonem. Lily kalkulowała sobie to wszystko. Robią z niej idiotkę. Tylko z jakiej to okazji? Rzuciła im wszystkim wściekłe spojrzenie.
- W porządku…- prychnęła obrażona. – Nigdy mnie tu nie było. Ale jak chcieliście żebym się wyprowadziła na rzecz jakiegoś Louisa, nie obrażając nikogo- tu uśmiechnęła się sztucznie do nowego chłopaka – to trzeba mi było po prostu powiedzieć! Chcecie to sobie pogrywajcie we własne gierki. Ale dla mnie od tej pory jesteście bandą żałosnych debili! – po tych słowach wściekle trzasnęła drzwiami, opuszczając dormitorium. Jak mogli?!
Nie zważała na to, że wielu chłopaków wyjrzało ze swoim pokoi tylko po ty, by zobaczyć kto tak krzyczał. Zbiegła na dół i wróciła do sypialni dziewcząt. Wszystkie jeszcze spały. Co ona im powie jak się obudzą? „Hej, wyrzucili mnie, mogę wrócić?” . Rzuciła się na łóżko, dysząc ze złości. Z chęcią teraz rozerwałaby Tyrona, Jacka, Marka i Conrada! „Dobrze się czujesz?”. Jeszcze z niej wariatkę robią!
Poczuła chęć wygadania się komuś. W zasadzie dawno nie rozmawiała z Dorcas, a teraz? Teraz ma ją w zasięgu ręki. Cichutko podeszła do swojej najlepszej przyjaciółki i szturchnęła ją lekko.
- Dorcas!- wyszeptała napastliwie. Dziewczyna nie reagowała. – Dorcas obudź się! Musimy porozmawiać...- wreszcie blondynka przetoczyła się przez plecy i spojrzała swoimi błękitnymi oczętami na Lil. Jednak to co ujrzała chyba jej się nie spodobało.
- Czego chcesz Evans? – spytała oschle, ściągając brwi.
- Może nieco milej co? – burknęła Ruda, już całkowicie zmęczona tymi wszystkimi niespodziankami dnia. Czy to jakiś wielki żart? Wszyscy się zgadali przeciw niej?
- A co?- prychnęła Meadows. – Znowu mnie będziesz rozumu uczyć? Idź się lepiej bawić z tymi niewinnymi ludźmi, których tak kochasz męczyć. – Lily zamrugała. O co jej chodzi?
- Wiesz co Dor? – blondynka popatrzyła na nią krytycznie i z wyraźną niechęcią. – Może czasem puknij się w głowę zanim coś powiesz!- Dorcas już otwierała usta żeby odpowiedzieć, kiedy…
- Lily!- Sheryl krzyknęła przeraźliwie. – Rozmawiasz z tą gargulicą?- brunetka skrzywiła się patrząc na Meadows. Evans zmarszczyła brwi. Co się dzieje?
- Ty i twój brat to najgorsze gargulce pod słońcem. – odgryzła się blondynka.
- Jak śmiesz?!- na twarz Sher zawitało oburzenie, które natychmiast opanowała. – Chodź Lily.- chwyciła Rudą za ramię i pociągnęła za sobą. – Nie będziemy siedzieć w BRUDNEJ połowie dormitorium. – po czym ruchem różdżki zasłoniła kotarę, dzielącą pomieszczenie na dwie części. Jedna, gdzie stało łóżko Sheryl i Lil, a druga z pozostałymi 3 łóżkami. Evans nigdy wcześniej tej kotary tutaj nie widziała. Co więcej zaczynała bać się odezwać.
- Głupia krowa.- wybąkała Sheryl pod nosem, kiedy zaczęła się przebierać w ubrania szkolne. – A co w ogóle ciebie podkusiło żeby się do niej odezwać?!- zwróciła się do Zielonookiej, która wciąż stała oniemiała i starała się połapać w tym co się działo.
- Chyba jeszcze mam prawo rozmawiać z przyjaciółką?- wyrzuciła wreszcie Lilian, kiedy zdecydowała się chwycić ubrania.
- Z przyjaciółką?- Corvin wytrzeszczyła na nią oczy po czym parsknęła śmiechem. Lil nic w tym śmiesznego nie widziała. Ubrała się spokojnie i poczekała aż Sheryl uczesze włosy, zrobi lekki makijaż i wreszcie wyjdzie, zerkając na Rudą zdziwiona.- Ty się nie poprawisz?- spytała.
- A wyglądam jakbym miała zamiar?- Sher prychnęła cicho i powiedziała sama do siebie coś co brzmiało „jakieś głupie zmiany…”.
- To idziemy na śniadanie!- zarządziła po chwili Corvin po czym nie dając się nawet pożegnać z Dorcas i Jas, wyciągnęła Lily do PW, a następnie na WS. Wszystko było dziwne… Cały Hogwart. Dostrzegła Syriusza rozmawiającego z Lupinem, ale James’a brakowało. Czyżby jeszcze spał? Może wyciągał Petera? Nie… Peter też siedział tuz obok.
- Nie patrz się tak na Blacka. – napomniała ją Corvin, podążając za jej wzrokiem.
- Ja… tylko kogoś szukam. – wyjaśniła się Lil.
- Aha. To nie przy tym stole kochana. – Sheryl uśmiechnęła się do niej chytrze, ale Ruda nie zrozumiała tej drobnej aluzji. Wszystko do czasu… Znalazły dwa wolne miejsca i już miały siadać. Przynajmniej Sheryl usiadła, kiedy Lil poczuła jak ktoś delikatnie obejmuje ją w talii przyciąga do siebie.
- Potter prze…- urwała, bo nawet nie wiedziała jak bardzo się pomyliła. Pewna, że gdy się odwróci spotka parę orzechowych oczu ona trafiła na chłodny, błękitny wzrok.
- Kto to jest Potter śliczna?- spytał ciemnowłosy chłopak zbliżając się do Lil. Był za blisko! Próbowała się cofnąć, ale za sobą miała stół Gryffindoru.
- Kraven to nie…- nie mogła nawet dokończyć zdania, bo Corvin pocałował ją najprościej w świecie przy wszystkich uczniach! Lil szybko odwróciła głowę i spojrzała wściekle na brata Sheryl . – Za kogo ty się masz?!- po czym wymierzyła mu siarczystego liścia. Chwycił się za policzek i rzucił jej zdziwione spojrzenie.
- Co cię ugryzło?!
- Lily wszystko w porządku?- wtrąciła się Sheryl najwidoczniej również zaskoczona zachowaniem przyjaciółki.
- Nie jest w porządku! – krzyknęła Ruda. – To, że twój wredny brat mnie całuje to nie jest w porządku! – popatrzyła na oboje zniesmaczona, po czym wybiegła z wielkiej sali. Przez chwilę jeszcze zarówno Sheryl jak i Kraven nie wiedzieli co powiedzieć…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:48, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Poczuła się zmęczona jak nigdy. To dopiero początek dnia, a zdaje się jakby wszyscy naraz zmówili się przeciw niej. Tu chłopcy z dormitorium zachowują się dziwnie, potem Dorcas obraziła się nie wiadomo za co, a Sheryl traktuje ją jak najlepszą przyjaciółkę, ani razu nie napominając o Potterze! Właśnie!
- Potter…- wyszeptała Lily sama do siebie, wstając z kanapy w PW. Lekcja zaczęła się dobre 15 minut temu, ale Lil czuła się okropnie i jakoś tak… dziwnie? W jej mózgu zaświtała jedna prosta myśl… Potter to wszystko ukartował. Teraz czeka aż ona do niego przyjdzie i wypłacze mu się w ramię, a on uda świetnego przyjaciela. – Niech ja cię dopadnę…- Evans zacisnęła pięść. Pojawiła się w niej żądz mordu. Zabije tego nieznośnego okularnika jak tylko go dopadnie!
- Eeee… Evans? – odwróciła się machinalnie, a jej wzrok napotkał Tyrona, schodzącego właśnie ze schodów. – Tak się nazywasz prawda?- chłopak uśmiechnął się perfidnie.
- Tak. A najlepiej jakby było po imieniu.- odparła mu chłodno. Była zła! Jeśli przyszedł ją przepraszać to źle trafił!
- Sory, że ci przeszkadzam, ale… To, że nas naszłaś tak bez pytania i ostrzeżenia to… - urwał widząc jej mordercze spojrzenie. – To trochę dziwne. – dokończył po chwili już nieco pewniej.
- Rzeczywiście bardzo… - Lil przewróciła oczyma. – Dziwne mój drogi jest to, że ja wprowadziłam się do was i nawet was zaczynałam lubić!- wykrzyczała wściekle.
- Eeee…- Hitchswitch wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale bał się, że zdenerwuje ją jeszcze bardziej. – Miałem na myśli cokolwiek innego. I tak na marginesie. Do dziś rano nawet nie wiedziałem jak masz na imię. – powiedział z nutką poirytowania jej napadami złości.
- Tyron przestań! Najwidoczniej niektóre dzieci nie wiedzą, kiedy przestać kłamać…
- Albo niektóre dzieci wierzą w coś czego nigdy nie było. – chłopak uniósł wysoko jedną brew i popatrzył na nią prowokująco.
- Ja nie zmyślam!- wycedziła przez zęby powoli tracąc panowanie nad sobą.
- Ja też nie!- Hitchswitch nie przestawał się jej przyglądać. Zastanawiał się czy wreszcie wybuchnie czy nie. – Wiesz czemu od razu nie wyrzuciłem cię dziś rano z naszego dormitorium?- Lil nie miała ochoty usłyszeć czemu, ale miała nadzieję, że może jeśli go wysłucha to otrzyma chwilę spokoju.
- Czemu?
- Bo miałem dziwny sen. I jak cię zobaczyłem to wiedziałem, że w nim byłaś. Tak po prostu. – stwierdził spokojnie.
- Czyli chcesz mi wmówić, że te wszystkie dni, kiedy spałam w waszym dormitorium to był sen?- spytała Lil z nutą sarkazmu. – Hitchswitch… lecz się. – uśmiechnęła się do niego wrednie.
- Za przeproszeniem… To nie ja dziś wlazłem do cudzego dormitorium. Przemyśl to sobie. – Tyron mrugnął do niej po czym wyszedł z PW. Lily ponownie opadła wściekle na kanapę. „Nienawidzę ich wszystkich!”, pomyślała. Jednak już chwilę później poczuła się źle. Nie nienawidzi… Ona po prostu ma dosyć… Bo ile można się męczyć? Leżąc tak nawet nie zdała sobie sprawy, że minęła cała godzina lekcyjna i uczniowie pewnie teraz zaczną przychodzić po zapomniane rzeczy, ale… Zamiast uczniów do dormitorium jak burza wpadło dwóch chłopaków.
- Black czekaj!- wysapał Lupin biegnąc za ciemnowłosym kolegą.
- Nie mam czasu Remusie!- odkrzyknął Syriusz wspinając się po schodach. Wtedy to Lil coś zaświtało w głowie.
- Black!- krzyknęła zrywając się z kanapy, a dwóch chłopaków zamarło, dopiero teraz ją zauważając.
- Evans?- Lunatyk wyglądał na cokolwiek zaskoczonego. – Co ty tu robisz? Nie powinnaś pędzić na lekcje? Eliksiry…
- Nie ważne co powinnam!- prychnęła Lil. – Syriuszu…- zwróciła się do błękitnookiego chłopaka. – Musze z tobą porozmawiać.
- Taa…- chłopak skrzywił się nieznacznie. – Się czasem zastanawiam czy dziś z Tobą wszystko w porządku.
- Słucham?!- Lily zamrugała kilkakrotnie. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że Lupin powoli się ulotnił.
- Widziałem jak dziś potraktowałaś swojego chłopaka. Chodzą plotki, że bez przyczyny go uderzyłaś. Teraz odzywasz się do mnie w sposób bynajmniej grzeczny…
- Po pierwsze!- Lil przerwała mu niegrzecznie. – To nie jest mój chłopak. – teraz to Łapa zamrugał nieznacznie. – Po drugie, kiedy byłam wobec ciebie niegrzeczna, jeśli nie liczyć tych razy, gdy robiłeś wraz z Potterem wszystko żeby mnie zdenerwować?!- spytała napastliwie, ale Syriusza najwidoczniej zatkało. – W ogóle to możesz powiedzieć swojemu głupiemu przyjacielowi, że jest idiotą! Palantem, którego nie rozumiem! Zgadaliście się wszyscy żeby mi zrujnować życie! Udawajcie dalej! Hitchswitch i reszta, że mnie nie znają, Dorcas, że jest obrażona, a Sheryl, że kocha swego brata, który rzekomo ma być moim chłopakiem! Teraz tylko czekam, aż James wyskoczy gdzieś z jakiegoś kąta i z tym swoim debilnym uśmiechem powie, że to żart! Ja mam dosyć…- schowała twarz w dłoniach. Black zupełnie nie wiedział jak ma się zachować.
- Lily…- westchnął Łapa. – Nie panikuj… Wszystko da się wyjaśnić. – chłopak nie wiedział czemu jej pomaga. Zachowywała się bardzo dziwnie. – Z Kravenem się pogodzisz zapewne, więc nad chłopakiem nie rozpaczaj…
- To NIE JEST mój chłopak!- wykrzyczała Lil nie mogąc już tego znieść.
- To kim jest dla ciebie?- spytał Syriusz sarkastycznie. – Bliskim przyjacielem, z którym się spotykasz żeby dać sobie buźki?
- Jesteś okropny!- stwierdziła z oburzeniem Ruda. – W życiu nie pocałowałabym kogoś jak on. Chodzi po szkole i znęca się nad każdym kto ma w sobie kropelkę nieczystej krwi… Nienawidzę takiego podejścia.
- To coś nowego. – wtrącił obojętnie Syri, nie przejmując się morderczym wzrokiem Zielonookiej. – Słuchaj Evans…- zaczął już nieco spokojniej. – Nie znam cię z tej innej strony. Ale z tego co widzę, z tego co mówią inni, to wcale ci nie przeszkadza zachowanie twego… przyjaciela. Ponadto obracasz się w podobnym jemu towarzystwie. Czego oczekujesz? – Lil kipiała ze złości.
- Czego oczekuję?!- krzyknęła zaciskając pięści, kiedy Syriusz usiadł obok niej. – Zawołaj tu natychmiast Pottera!- rozkazała, na co Black zamrugał i wyprostował się.
- Jakiego Pottera? – spytał podejrzliwie, jakby chciał się upewnić, że dobrze usłyszał.
- James’a Pottera! Twojego najlepszego przyjaciela!- poinformowała go podniesionym głosem. Wtedy Syriusz popatrzył na nią z lekkim przerażeniem.
– To jakiś żart?- spytał z poważną miną. – Bo jeśli tak to bardzo kiepski.
- Jaki żart?! Chcę tylko z tym bęcwałem porozmawiać…- Lily starała się uspokoić. – Powiedz mu, że wygrał! Że biegnę do niego po pomoc, byleby tylko już wszyscy przestali udawać.
- Nie mogę tego zrobić. – powiedział sucho Łapa, wciąż lekko przestraszony.
- Jak to nie możesz?- spytała Lily, czując, że zaraz może usłyszeć coś, co bardzo jej się nie spodoba.
- Ktoś taki nie istnieje…




- Błagam cię uspokój się…- delikatna dłoń dotknęła jej ramienia, ale dziewczyna tylko zaniosła się szlochem. Sytuacja była beznadziejna. Wszystko układało się w beznadziejną całość bez wyraźnego początku. – Jeśli tak ci na tym zależy, to zaraz znajdziemy tego Pottera, czy jak mu tam…- Sheryl już nie wiedziała jak może pocieszyć przyjaciółkę.
- Czy ty nie rozumiesz?!- spytała Lil rozgoryczona, nie zwracając uwagi na swoje zapłakane oczy. – Jego nie ma! On NIE istnieje!- wykrzyczała po czym znów pozwoliła, by strumień łez spływał po jej policzkach.
- Może gdzieś się ukrywa?- zaproponowała Sher z nutką nadziei.- Może czeka aż zaczniesz go szukać?
- Sheryl!- Evans opanowała się na chwilę. – Byłam z Blackiem w archiwum szkolnym…- powiedziała starając się na spokojny głos. – W spisie uczniów nie ma żadnego James’a Pottera. – tu głos znów zaczął jej drżeć. – McGonagall nie zna ucznia o takim nazwisku!- Lil rzuciła się na łóżko roniąc łzy w poduszkę. To nie był kolejny żart! Lily nie wiedziała jak, ale właśnie pozbyła się Pottera! Co dziwne wcale jej to nie cieszyło. I ta świadomość… Jeszcze wczoraj wieczorem była pewna, że go zobaczy… Wczoraj wieczorem była pełna sympatii do niego. Jak to możliwe?! Zabrał ją do restauracji w Hogsmeade, zaczarował jej ubrania… Zabrał na spacer, zwiedzanie sklepów no i dostała tę okropną broszkę…
Zerwała się, siadając prosto. Zamrugała kilka razy jakby chciała coś sobie przypomnieć. Broszka… Sprzedawczyni ją podarowała… Ta okropna wiedźma… Czy nie powiedziała „myślę, że jeszcze mnie odwiedzisz” ? Czy nie wspominała czegoś o absurdalnym pomyśle, że biżuteria spełnia życzenia? Tylko Lil nie zażyczyła sobie niczego! Chociaż… Może…
- O mój Boże… - wyszeptała Evans wycierając sobie oczy.
- Co się znowu stało?- spytała nieco poirytowana Sheryl. Nienawidziła nie wiedzieć…
- Pottera nie ma. On się nigdy nie urodził…- wyszeptała Lily bardziej do siebie. Zaczęła myśleć gorączkowo. To był jedyny pomysł jaki posiadała. Jak to się miało do jej relacji z Dorcas? – Huncwoci nie powstali… Nie ma Huncwotów to nikt nie wpada na drobną blondynkę w Pokoju Wspólnym. Ja się na nich nie wydzieram… Nie zostaję przyjaciółką… - do dziś pamięta… Pamięta jak jedenastoletnia Dorcas weszła nieśmiało do PW i dostała w głowę zębatym frisby. W Rudej po raz pierwszy zagotowała się złość na czwórkę chłopaków. Skrzyczała ich, a Meadows jej podziękowała, porozmawiały i w ten sposób zostały przyjaciółkami. – Nie ma Pottera to nie chcesz go poderwać. – teraz Lilian zwracała się do Corvin. – Więc możesz mnie lubić!- wywnioskowała triumfalnie. I nagle do niej dotarło. Gdyby nie ten palant to jej życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Przyjaźniłaby się z Sheryl… Zawsze chciała mieć blisko te brunetkę, mimo iż czasem się kłóciły.
- Nie wiem o co ci chodzi Lilian.- powiedziała już podenerwowana Sher. – Ale jeśli zaraz nie skończysz się wygłupiać, to się pokłócimy.- dodała ostrzegawczo.
- Ufasz mi?- wypaliła Zielonooka, wstając z łóżka i podchodząc do przyjaciółki.
- Głupie pytanie! Jasne, że ci ufam kochana. – prychnęła Corvin.
- To pomóż mi…- Lily pierwszy raz prosiła w tak szczery sposób. Dlaczego tak jej na tym zależało? Nie wiedziała… Chciała swoje stare życie…








Stały przed jednooką wiedźmą. Obie w nerwach.
- Więc jesteś pewna, że to zadziała?- spytała Sheryl, nie ukrywając własnych wątpliwości.
- Niemal w stu procentach. – odparła Lil, stukając w garb wiedźmy różdżką i szepcząc „dissendio”.
- Och!- Evans zapomniała już, że jej Sheryl przecież nie zna tych wszystkich przejść Huncwotów, bo nigdy nie starała się do niech zbliżyć. Dziewczęta wskoczyły w ciemny korytarz, który miał je zawieść do spiżarni Miodowego Królestwa. – Nie chcę cię zniechęcać, ale dla mnie to popadłaś w kompletną paranoję. – Corvin wyciągnęła swoją różdżkę i wyszeptała „Lumos”.
- Może i paranoja…- westchnęła Lil, trzymając przed sobą swoją różdżkę, która rozpraszała strumień światła. – W końcu idę odzyskać Pottera…- uśmiechnęła się blado na myśl, że tak bardzo mogło się zmienić jej życie. – No i wierzę w jakieś brednie starej wiedźmy. – tu sama nie mogła powstrzymać się od prychnięcia. Cała ta sytuacja była absurdalna. Ma przy sobie Sheryl, a nie Dorcas, chodzi z Kravenem, ponadto… Wszystko było źle. A najbardziej dobijała świadomość, że to wszystko z braku Pottera… Bo ile razy powtarzała sobie w myślach jak bardzo go nienawidzi? Jak bardzo chciałaby żeby zniknął? I wreszcie dostała to czego pragnęła… Tylko czemu z niepowołanymi skutkami? I na myśl wciąż nasuwał się wczorajszy obraz… i wczorajsze dziwne uczucie bliskości.
Zielonooka nawet nie zauważyła, gdy znalazły się pod wejściem do spiżarni.
- To tutaj. – oznajmiła zdecydowanie Lily. Corvin tylko wzięła głęboki oddech i kiwnęła głową, jakby chciała utrzymać nerwy na wodzy. Evans sama się sobie dziwiła, że się nie denerwowała… Przecież łamała regulamin szkolny. Zamierzała zaryzykować. Ale to było wszystko co miała. Na końcu drogi czekało ją jej życie. I tylko to się liczyło. Była zbyt zdeterminowana.
Ostrożnie wyszła spod obluzowanego kamienia w podłodze. Rozejrzała się. Sprzedawca najwidoczniej o tej porze nie mógł powiedzieć, że ruch jest spory. Na szczęście dziewcząt staruszek zasnął przy ladzie. Lil szybko wyciągnęła Sheryl, która aż rozszerzyła oczy z zaskoczenia i niemego podziwu, jakby nie wierzyła że wyjdą właśnie w tym miejscu.
- Jazda…- wyszeptała Sher, ale Lily tylko przyłożyła palec do ust mówiąc „ciiii”. Po dwóch minutach obie na paluszkach ominęły sprzedawcę, szczęśliwie przedostając się na ulice Hogsmeade. – Nie wierzę!- krzyknęła Corvin okręcając się wokół własnej osi. – Miałaś rację! Przyznam szczerze, że wątpiłam w samo istnienie jakiegoś przejścia, a co dopiero mówić w to, że zaprowadzi nas właśnie tu!- po czym brunetka roześmiała się perliście. Evans wciąż była spięta. Myślami wybiegała daleko poza obręb Hogsmeade. Miała w głowie mnóstwo ułożonych pytań, które zada kobiecie ze sklepu z biżuterią.
Lil skręciła w ciemną uliczkę. Ta wiedźma musi jej wyjaśnić to i owo. Bo przecież… To było życzenie. Chyba ma prawo je cofnąć? Tylko tego pragnie… Żeby było jak dawniej.
- To tu. – Ruda zatrzymała się przed wejściem do sklepu z duża szklaną gablotą, gdzie wystawiane były najróżniejsze amulety.
- Na co czekamy?- Sheryl uśmiechnęła się pogodnie, powoli otwierając drzwi. Lily wzięła głęboki oddech. Denerwowała się. – Lilian?- Brunetka przypomniała o sobie, uchylając szerzej drzwi.
- Już…- wyrzuciła drżącym głosem rudowłosa, po czym uczyniła kilka zdecydowanych kroków. I nagle znów znalazła się w tym pomieszczeniu wypełnionym biżuterią. W środku nie było nikogo. Lily wiedziała, przeczuwała… Nie zwróciła uwagi na Sher okazującą swój zachwyt na widok niektórych przedmiotów. Uwagę Lilki przykuła ohydna broszka, która spoczywała w miejscu, skąd wczoraj wyciągnęła ją sprzedawczyni.
- Słucham. – i wyłoniła się nie wiadomo skąd. Potężna, stała za ladą. Zmierzyła Sheryl surowym spojrzeniem, po czym przeniosła wzrok na drżącą Lily. Przez chwilę zdawało się, że kąciki jej warg zadrżały lekko.
- Słucham?- powtórzyła o wiele grzeczniej. – W czym mogę pomóc. Czyżby zainteresowała cię ta broszka? – zwróciła się do Lily. Dziewczyna nawet nie odpowiedziała. – Ładna. – jej dobitnie podkreślone czerwona pomadką usta rozciągnęły się w uśmiechu pełnym dziwnej satysfakcji. Lil zbierała w sobie odwagę. Ręce lekko jej się trzęsły.
- Mogę ją kupić jeśli przyniesie mi szczęście. – powiedziała nieśmiało.
- Biżuteria nie przynosi szczęścia. – sprzedawczyni uśmiechnęła się jeszcze perfidniej. I Lil zdała sobie sprawę, że ona wie. Wie po co ta ruda istota przyszła! Evans zawahała się. Tak bardzo jej zależało…
- Proszę…-wyszeptała. – Potrzebuję tej broszki. – powiedziała już najgrzeczniej jak potrafiła.
- Niby po co ci ona? – dociekliwy wzrok sprzedawczyni domagał się szczegółowych wyjaśnień. Evans przygryzła nerwowo jedną wargę, na chwilę patrząc w podłogę.
- Bo wypowiedziałam życzenie, które wcale mi się nie podobało. – kobieta uniosła wysoko brwi. – Wiem, że mnie rozumiesz!- krzyknęła desperacko Lily. – Wiem, że doskonale wiesz o czym mówię!
- Dziewczyno wracaj do domu. – podły uśmiech wpełzł na twarz wiedźmy. – Musiałaś mieć okropny sen… To był tylko sen. – Lily zamarła. Nigdy w to nie uwierzy. Nie uwierzy, że te lata spędzone z Potterem na obrażaniu go to był sen!
- Nie!- Ruda nie zdając sobie sprawy uderzyła pięścią o blat lady. - Musisz mi pomóc! Ja chcę żeby on wrócił. I takie gadanie jak Tyron, że to był tylko sen….
- Tyron to twój brat? – wpadła w jej słowo czarownica.
- Nie…- Zielonooka całkowicie zbita z tropu nie wiedziała co ma do tego Hitchswitch.
- Były chłopak? Przyjaciel bardzo bliski sercu?
- Nie… Współlokator…- odparła ostrożnie Lilian, podczas, gdy Sheryl nieco znudzoną miną oglądała wisiorki.
- To musi mu bardzo na tobie zależeć. Jeśli miał sen, w którym byłaś. – oświadczyła beztrosko sprzedawczyni.
- I co mi po tym jak twierdzi, że mnie nie zna?!- podniosła głos Lil. Coś dławiło ją w gardle. Nie chciała żeby tak wyglądało jej życie.
- A to, że w poprzednim życiu miałaś osobę bardzo sobie bliską. Jak przyszłaś wczoraj z tym chłopakiem…
- Zaraz!- przerwała Evans, marszcząc nieco brwi. – Skoro pamiętają tylko ci, którym na mnie zależało, to jakim cudem pani też pamięta? – Lily obrzuciła ją swoim najbardziej podejrzliwym spojrzeniem.
- Ja jestem związana z tym. – kobieta wskazała okropną broszkę. – przez chwilę obie wpatrywały się w ozdobę. – Pamiętam wszystkich, którzy wypowiedzieli jakiekolwiek życzenie. – tu znów uśmiechnęła się paskudnie. U Rudej nie wiadomo skąd pojawiło się skojarzenie drapieżnika, który świadomie zaciąga w pułapkę niewinne stworzenia. – I muszę cię pochwalić. – sprzedawczyni popatrzyła na Lil uważnie. – Dorośli czarodzieje wnioskowali skąd diametralne zmiany w ich życiu dopiero po 2 dniach. Taa… - wiedźma ponownie wyglądała na bardzo z siebie zadowoloną. – Tylko dwa dni to trochę przydługo, żeby zmieniać życzenie.
- Jak to?!- Lily podniosła głos. Więc byli ludzie tacy jak ona, którzy musieli żyć ze świadomością, że zażyczyli sobie czegoś, czego nie chcą tak naprawdę.
- Doba. Każdy ma dobę na zmianę życzenia. Można 3 razy o cos prosić. Ty poprosiłaś o to, by twój uroczy towarzysz zniknął i masz!
- Ale u mnie doba jeszcze nie minęła…- wyszeptała Lil. – To oznacza, że mam prawo do drugiego życzenia!- krzyknęła triumfalnie.
- Tak. – kobieta znów uśmiechnęła się, ale tym razem tajemniczo. – Pomyśl jakie masz możliwości…. – w głowie dziewczyny nagle pojawiło się multum rozwiązań. Mogła mieć wszystko…
- Lily, rób co miałaś robić i zmywajmy się stąd.- przypomniała o sobie Sheryl. Ale Ruda była zajęta. Czarownica wyciągnęła ohydną broszkę, która teraz Lil wydała się najpiękniejszym przedmiotem na świecie. – Lily!- Sher dostrzegła dziwne iskierki w zielonych oczach przyjaciółki.
- Zaraz…- Evans wyciągnęła dłonie po ozdobę. Jak mogła kiedykolwiek uważać, że jest brzydka?
- Teraz możesz cofnąć ostatnie życzenie…- wyszeptała jej sprzedawczyni. – Albo… możesz zmienić swoje życie na lepsze i dostać to czego pragniesz.
Lily pamiętała co chciała zrobić, ale marnować życzenie? To byłby bezsens… Zacisnęła dłonie na broszce. „James musi wrócić”, powtarzał cichy głosik w jej głowie. Powinna cofnąć słowa wypowiedziane wczoraj, ale… On wróci ten sam i bezczelny. Znów będzie go nienawidzić. Chciała żeby było inaczej… Tylko to taka trudna decyzja…
- Chcę…- zaczęła zdecydowanie. – Chcę cofnąć wczorajsze życzenie. – dokończyła głośno. I przez chwilę walczyła sama ze sobą, taka wojna zdań i pragnień, aż wreszcie: - Ale żeby James Potter…- urwała niepewnie. – I żeby w Jamesie Potterze zostały cechy charakteru, które mi nie przeszkadzają i nie denerwują mnie.
Nastała cisza. Chyba zarówno Corvin jak i jej przyjaciółka spodziewały się błysków i trzasków, ale…
- To wszystko? – spytała Sher, kiedy już upewniła się, że nie nastąpiła żadna zmiana. – Przyszłam tu po… nic?
- Coś nie wyszło…- wyszeptała Lily, pozwalając zabrać sobie ozdobę z rąk i nawet nie zwracając uwagi na to, że właścicielka sklepu zniknęła gdzieś na zapleczu.
- Lil, głuptasie!- Sheryl chyba traciła panowanie nad sobą.- Wybacz, ale to było głupie wierzyć w moc jakiejś broszki! Ja nie wiem… Zalazłam z tobą aż do Hogsmeade, a tu…- Lily nawet jej nie słuchała. Myślała gorączkowo nad całym mechanizmem życzenia. Czyżby nie mogło się spełnić? Coś naprawdę nie podziałało? Nie chciała żyć w taki sposób. Lubiła swoją Dorcas, i nawet Syriusza polubiła. Tu trzymała ja tylko przyjaźń z Sheryl…
- Idziemy!- brunetka złapała ją za rękę i wyciągnęła wściekle ze sklepu. Przez cała drogę gadała zamyślonej Evans jaka z niej idiotka. – To był chyba jakiś twój żart!- podsumowała wreszcie, gdy znalazły się w ciemnym korytarzu prowadzącym do Hogwartu. – Cały czas udajesz. Chcesz wszystkich nabrać, ale…
- Myślisz, że z kobietą ze sklepu zrobiłam spółkę i właśnie cię nabieram?- spytała Lilian wyciągnięta ze swojego głębokiego zamyślenia.
- A co ty byś pomyślała?- pytanie Corvin dawało wiele do myślenia. W końcu do niedawna sama była pewna, że to kiepski żart. Postanowiła nie odpowiadać. Dziewczęta zgrabnie wyskoczyły z garbu jednookiej wiedźmy, rozglądając się czy oby nikt ich nie widział.
Lily ruszyła za Sher w stronę dormitorium Gryffindoru. Więc tak pozostanie na zawsze? Jej życie będzie musiało dostosować się do nowej sytuacji, gdzie nie ma Pottera? Najdziwniejsze było to, że nabrał dla niej wartości dopiero, kiedy zniknął. Dopiero teraz mogła dostrzec jak kluczową rolę odgrywał w jej życiu. Był ważny… Jak mogła tego nie dostrzegać? „Jeśli wróci, to obiecuję już nigdy na niego nie nawrzeszczeć”, powiedziała sobie w duchu. To jedyna rzecz jakiej pragnęła. Zobaczyć ten bezczelny uśmiech i wiedzieć, że to Potter- ten wredny i pacanowaty Potter…
Stanęły przed portretem Grubej Damy.
- Ja idę odrobić lekcje. – oznajmiła lekko obrażona Sheryl. – A ty chyba zostaniesz trochę dłużej na korytarzu.
- Jak to trochę dłużej?- spytała Lily, nie rozumiejąc co brunetka mogła mieć na myśli, ale wówczas usłyszała:
- Lilian!- głęboki męski głos… Zamarła.
- Myślę, że opowiedzenie tej bajeczki mojemu braciszkowi zajmie ci trochę czasu. – oznajmiła Sher. Lily zrozpaczona odwróciła się do chłopaka o czystobłękitnych oczach.
- Kraven…- wyszeptała zbolałym głosem, pozwalając swojej przyjaciółce na zostawienie jej sam na sam z chłopakiem.
- Wiesz co ludzie gadają?- zaczął patrząc na nią chłodno. – Niejaki Syriusz Black twierdzi, że szukałaś nieistniejącego Pottera, a Tyron Hitchswitch i jego przyjaciele mogą przysiąc, że dziś rano odwiedziłaś ich dormitorium niemal roznegliżowana. A ponadto zanim mnie spoliczkowałaś powiedziałaś „Potter”. Możesz mi wytłumaczyć co to wszystko znaczy? – ton jego głosu nie ukrywał pretensji. Evans odwróciła wzrok. Co miała mu powiedzieć.
- To znaczy…- zaczęła cicho. – że Lily która teraz przed tobą stoi nie jest Lily którą znałeś. – oznajmiła krótko, wciąż unikając jego spojrzenia.
- Jak to nie jest tą Lily? To co? Twierdzisz, że jest was dwie?!- popatrzył na nią dziwnie.
- Och, Kraven! Zapytaj sam siebie jak możesz chodzić ze szlamą?- spytała go marszcząc brwi i tym razem dla odmiany odważnie patrząc w jego chłodne oczy.
- Czy kiedykolwiek tak cię nazwałem?- spytał. Wtedy Lilian przypomniała sobie jedno z ich spotkań, kiedy Potter istniał…
- Nie, ale to jak traktujesz innych! – podniosła nieco głos. – Zresztą… Nie widzę sensu się kłócić…- ledwo się odwróciła gotowa zostawić Ślizgona na korytarzu, gdy poczuła jak ten łapie ją za rękę. Zerknęła oburzona na jego dłoń i wtedy to dostrzegła. Pierścień z wielkim ciemnozielonym oczkiem. Machinalnie obejrzała własne palce… Nie miała pierścienia… Kraven spostrzegając jej wzrok szybko cofnął rękę.
- Rozmawiasz z nim…- wyszeptała poruszona nagłym odkryciem. Tylko dlaczego ona nie miała pierścienia?
- Nie wiem o co ci chodzi. – odparła zmieszany. Wiedziała, że chciał to ukryć. – Przyjdę później. – powiedział, gdy zmierzyła go przenikliwym wzrokiem nr 4. Spłoszyła go. Jednym zdaniem.
Jednak nawet, kiedy przechodziła przez dziurę pod portretem jej myśli były bliżej jednego. To przez Pottera dostała pierścień. Od tej ciemnowłosej kobiety… W szpitalu… W poprzednim życiu miała go na palcu, a teraz zniknął. Nie ma James’a nie ma pierścienia… Jaki związek mają ze sobą Tom i ten rozczochrany Gryfon? „Już się nie dowiesz…”, powiedział głosik w jej głowie. „On już nigdy nie wróci…I możesz dziękować tylko sobie.”







- Dobranoc Sheryl. – powiedziała Lil, kiedy przygnębiona kładła się spać.
- Dobranoc…- wyszeptała wciąż nieco zła Corvin.
- Dobranoc Dorcas…- Rudej odpowiedziała cisza. – Dobranoc Jasmine…- tu rozległo się tylko cichutkie „nawzajem”.
Lily nigdy tak bardzo nie pragnęła być starą sobą jak teraz. Gdyby ktokolwiek obiecał jej przeszłość, to oddałaby za to wszystko… Najgorsze było to, że zaczynała lubić Pottera. Jak bardzo można za kimś tęsknić? Tak… Nie brakowało jej James’a tylko ze względu na bieg wydarzeń. Było cos jeszcze. Coś co podsuwało jej obrazy z komórki na miotły, ze szpitala… z…trudno jej było pomyśleć, ale innej nazwy nie znajdowała…randki. I mogłaby teraz płakać, a on nie przyjdzie do niej. Nie zobaczy go więcej. Nie uśmiechnie się bezczelne i nie powie „Liluś, księżniczko, umów się ze mną.”. Nie napisze nic na ścianie, w dniu powrotu do Hogwartu, nie skrzyczy jej za późne odwiedzanie dormitorium. Już nigdy więcej Lily nie zobaczy jego zatroskanej twarzy, ani wesołych iskierek w oczach, nie poczuje tej silnej nienawiści, ani chwili słabości do James’a Pottera.
„Straciłaś go..”
Tak straciła! I cóż jej po tym, że teraz oddałaby własne życie za minutę tego co było? To nie wróci! Serce pękało jej na dwoje, kiedy tak myślała…
„Ale był bezczelny, znienawidzony…”
Znienawidzony?! Może czasem… Przecież nie był zły tak do końca? Martwił się o nią. Widziała to wczoraj w jego oczach. Tych ciepłych i bezpiecznych oczach… Oczach, których nie zobaczy…
„To był Potter…”
Potter się zmienił! Mógł ja wykorzystać, a nie zrobił tego. I nigdy nie paplał językiem o czymś co się miedzy nimi działo, a ona głupia tego nie dostrzegała. Pozwoliła na to… Przez lata czekała na moment, kiedy słowa „Potter spadaj, niech cię więcej nie widzę” nabiorą rzeczywistego znaczenia, a teraz? Cierpiała…
„Będziesz żyć bez niego…”
Za dużo zmian… Zbyt wiele komplikacji… To już nie będzie to samo życie…
Przewróciła się na bok. Pragnęła, tak bardzo pragnęła… Niech on wróci, niech będzie, niech ją męczy, ale niech będzie… Teraz to był już przyjaciel. Nawet była w stanie zapomnieć wszystkie złe chwile. Ale niech on wróci…
Zamknęła powieki czując jak pieką ją oczy. Nabrała nieco powietrza, próbując się opanować. Nie tak będzie wyglądać jej życie! To musi dać się odwrócić… Musi!







Jak zawsze poczuła na sobie pierwsze promienie słońca, które delikatnie pobudzały ją do życia. Jednak tym razem nie miała nawet ochoty otwierać oczu. Miała okropny koszmar… A może to była rzeczywistość? Pottera nie było… Żeby to był koszmar… Koszmar… Bo obudzi się i stwierdzi, że jest jak dawniej…
I otworzyła oczy tylko po to by sprawdzić, czy oby to nie był sen. I przez chwila, ogarnięta poczuciem beznadziei pomyślała- to nie był sen… A jednak… Jednak nie była w żeńskim dormitorium. Spała na łóżku w pokoju, który z pewnością należał do chłopaków. Patrzyła na sąsiednie łóżko. Słyszała czyjeś senne sapanie, które pochodziło… Chwila… Zmarszczyła brwi. Czuła jakby ktoś dyszał jej w kark… Takie głębokie oddechy… I nagle zesztywniała, kiedy czyjaś ręka przeciągnęła po jej udzie pod kołdrą. Lily zaczerpnęła dużo powietrza. Błyskawicznie obróciła się na łóżku i styknęła swoim noskiem o nos…
-AAAAAAAAAA!!!- poderwała się wrzeszcząc w niebogłosy i cały czas cofając się do tyłu. Nie mogła w to uwierzyć! I nagle potknęła się o łóżko stojące tuż za nią. Przewróciła się na nie i zdążyła tylko uchwycić się kołdry, a już była na ziemi. Tylko, że równo ze spadającą kołdrą pociągnęła na siebie jeszcze jedną osobę.
Przestraszona patrzyła wprost w orzechowo-brązowe oczy chłopaka o rozczochranych włosach. Serce zabiło jej szybciej. Spełniło się! Spełniło! Nie wiedziała jak dziękować Bogu! Patrzyli sobie w oczy i Lil zupełnie oniemiała. Bała się nawet uśmiechnąć, choć naszła ją na to wielka ochota. Bała się, że on jej zaraz zniknie…
- Lily! – usłyszała przestraszony głos Blacka. – Nic ci nie jest?!- brunet o błękitnych oczach poderwał się i znalazł po chwili tuz obok dwójki leżących na ziemi. Lil na chwilę całkowicie zaskoczona zerknęła pośpiesznie na Syriusza, a potem znów spojrzała na Pottera, ale stało się coś dziwnego… Rogacz odwrócił wzrok, patrząc przepraszająco na Łapę.
Dwójka chłopaków pomogła jej wstać.
- Chyba nic... – odparła ostrożnie Lily, kiedy otrząsnęła się z pierwszego szoku. Jakim cudem znalazła się w łóżku Blacka?!- To był tylko lekko szok. – oznajmiła już spokojniej.
Gdzieś w dali Remus ziewnął potężnie.
- Zły sen?- spytał, przecierając oczy.
- Taaaak. – kiwnęła głową Evans. – Chyba jeszcze się nie obudziłam. – rzuciła ciszej, ale chyba wszyscy doskonale ją usłyszeli. Syriusz uśmiechnął się huncwocko, przyciągnął ją szybko do siebie i pocałował w policzek. Lil tylko niespokojnie obserwowała James’a. Było mu obojętne co wyprawiał Black…
- Jak zwykle bardzo dowcipna. – zauważył Łapa, wciąż przytrzymując ją blisko siebie. Ruda nauczona przeżyciami poprzedniego dnia nawet go nie odepchnęła. Tylko jak to się stało? Jakim cudem?! Delikatnie starała się od niego odsunąć. I nagle zdała sobie sprawę, że spała w dormitorium Huncwotów w jednym ze swoich przykrótkich sweterków. Jakby nigdy nic podeszła do najbliższego łóżka i schowała się pod kołdrę.
Syriusz i James spojrzeli na nią zaskoczeni.
- No co?!- spytała z bojowym nastawieniem. – Zimno mi!- wyjaśniła opryskliwie, zerkając raz na jednego, raz na drugiego. James tylko wzruszył ramionami i odwrócił się od niej, zaczynając szukać swoich ubrań. Black zaś użył jednego ze swoich boskim uśmiechów i usiadł tuż obok niej. Postanowiła ignorować go tak długo jak to możliwe, ale coś jej podpowiadało, że jest na przegranej pozycji.
- Kochanie..- Syriusz popatrzył na jej dłoń, by po chwili móc ją ścisnąć w swojej dłoni. Zielonooka zamarła. Niech on się cofnie… - Wiesz co?- odważyła się spojrzeć na niego, wiedząc, że dłużej udawać nie może. Tylko on zbliżał się do niej coraz bardziej, a kiedy do Lil dotarło czego może chcieć, poczuła nieprzyjemne przewroty w brzuchu mieszające się z obrzydzeniem. Black nie był brzydki, ale w życiu nie pocałowałaby go!
- Syriuszu, nie wiem, ale…- urwała w połowie zdania, próbując się cofnąć, ale on już ja obejmował. – Proszę cię…- był głuchy! Delikatnie przeciągnął palcem po jej ramieniu. Dziewczyna była pewna, że może i uznałaby to za pieszczotę, ale za co związano ją z Blackiem?! – Syriuszu…- poprosiła błagalnie, kiedy już muskał ustami jej szyję najwyraźniej nie przejmując się wcale towarzystwem przyjaciół. Z każda minutą Lilian czuła ogarniającą ja panikę. I wtedy spojrzał w jej zielone oczy. – Nie…- powiedziała tylko, ale już w tej chwili ich usta złączyły się i Lil nie była w stanie dostrzec zazdrości w oczach Pottera, teraz Black przesadził! I nie obchodziło ją jak wyglądało te nowe życie! Natychmiast się oderwała i z całej siły uderzyła go w twarz.
Po dormitorium rozległ się odgłos towarzyszący nadzwyczaj siarczystym liściom. 6 par oczu zwróciło się na Lilian i Blacka. Dziewczyna dyszała ciężko nie zdając sobie sprawy, że wyskoczyła właśnie z łóżka. Zapadła mordercza cisza… Nie wiedziała czy ma przepraszać, czy cokolwiek… Jedno było pewne… Nie zniesie wzroku Łapy, w którym było pełno jakiegoś wyrzutu i pytania „za co?”.
Lily zaczęła rozglądać się po dormitorium. Najwyraźniej zszokowany Lupin również rzucił wszystkie swoje czynności, by móc lepiej zobaczyć co się dzieje. Odwróciła się i zobaczyła Pottera. Uniósł jedną brew w wyrazie szczerego zaskoczenia. Nie była w stanie tego znieść.
- Idę do Dorcas…- oznajmiła chwytając za klamkę.
- Do kogo?!- zdziwił się Syriusz.
- Do swojej przyjaciółki. – powiedziała Ruda, patrząc na niego krytycznie.
- Myślałem, że się pokłóciłaś ze swoimi koleżankami. – zauważył Łapa, powoli rozcierając sobie przytrzymywany policzek.
- Jak to się pokłóciłam?!- teraz to już nie próbowała nawet kryć swojej paniki. Nie tak miało wszystko wyglądać. Spodziewała się małych zmian, ale nie pod tym kontem. Nie takich! Nie negatywnych…
Chłopcy popatrzeli na siebie niepewnie.
- Dobrze się czujesz Lil?- spytał Lunatyk nieśmiało. Ogarnęła ją nagła złość. Ta sama osoba pyta ją o to po raz drugi!
- Tak!- warknęła zdenerwowana. – Jak to się pokłóciłam?- powtórzyła pytanie po chwili, ale już o wiele spokojniej.
- Nie mam siły. – powiedział Łapa, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Założył ubrania i ku zaskoczeniu samej Lil cmoknął ją w policzek.- Spotkamy się na śniadaniu skarbie. – i tak po prostu zniknął za drzwiami. Evans zamrugała kilkakrotnie, po czym bezsilnie opadła na jedno z wolnych łóżek. Chodzi z Blackiem…
Popatrzyła zrozpaczona na pozostałych 3 chłopaków.
- Powiedzcie mi, że mam tu swoje ubrania i nie musze tak schodzić. – przenosiła wzrok z Petera na Remusa, a z Remusa na James’a. I nagle ten ostatni uśmiechnął się do niej dobrodusznie, co sprawiło, że poczuła się nieco lepiej.
- Masz je w szafce Łapy. – powiedział, po czym wrócił do ubierania się.
- Dzięki. – powiedziała Lil. Bez żenady wyciągnęła swoje ciuchy. Tylko jeden problem. Nie będzie się ubierać w towarzystwie 3 Huncwotów, prawda? Korzystając z tego, że nie zwracali na nią uwagi podeszła do drzwi toaletki i otworzyła je, gotowa wejść do słońca.
- Eeeee… Lilian co ty wyprawiasz?- spytał Glizdek nieco przestraszony.
- Idę się ubrać głupolu. – odparła mu niezbyt grzecznie, zamykając za sobą drzwi, gdy nagle ktoś chwycił za klamkę z drugiej strony i pociągnął ją do siebie, otwierając nieco drzwi. Lily pociągnęła mocniej w swoją stronę.
- Puszczaj!- krzyknęła coraz bardziej poirytowana.
- Nie!- usłyszała stanowczy głos Pottera.
- Chcę się przebrać!
- To zrób to gdzieś, gdzie będzie bezpiecznie, dobrze?- usłyszała najspokojniejszy w świecie odzew. To nie mógł być Potter! A nawet jeśli wyglądał jak on to zachowywał się inaczej! Nawet nie zauważyła, że pozwoliła na otworzenie drzwi. – No, to teraz zastanów się na przyszłość. To toaleta Huncwotów….- podsumował dobitnie. Lil tylko przyglądała mu się badawczo. Ten sam głos, włosy, oczy… A gdzie ten uśmiech? Gdzie błyski w tych oczach? Żarty? Drobne gesty, który utwierdzały w przekonaniu, że to James?
- Ja wychodzę. – oznajmij Remus poprawiając sobie szatę.
- Ja tez. – Peter przebiegł po dormitorium swoimi rozbieganymi oczkami.
James nieśmiało odwrócił twarz od Lily i zwrócił się ku kumplom.
- Nie czekać na was?- spytał Lupin.
Lily nie do końca wiedziała jak się ma zachować. Potrzebowała wyjaśnień, ale do kogo się zwrócić? Potter spojrzał w jej oczy na krótką chwilę, po czym odpowiedział przyjacielowi:
- Nie. Ja dojdę później.
- Ja też. – wtrąciła szybko Lily.
Peter zrobił dziwną minę i otworzył drzwi.
- To spotkamy się w wielkiej sali. – rzucił, po czym dwójka chłopaków zniknęła.
W dormitorium zapanowała dziwna cisza. Lily wcale nie wiedziała, czy chce wiedzieć więcej niż już zdążyła zauważyć i wywnioskować, ale… Była sam na sam z Potterem i on wcale się nie uśmiechał. Spojrzeli na siebie. James szybko spuścił wzrok, ponownie wracając do ubierania się. Evans nie wiedziała co ma zrobić… Cisza przesączona była czymś kłopotliwym. Jak to możliwe, że Rogacz się do niej nie odzywa… A może? Może tak wyglądaliby jako tylko przyjaciele?
- Ekhem…- chłopak odchrząknął. Od razu poderwała na niego wzrok, nieco przestraszona. – Ubierasz się? – zapytał grzecznie, tonem który w zupełnie innych okolicznościach przyprawiał ją o dreszcze. – Czekać na ciebie czy…
- Czekać!- wypaliła szybko bez zastanowienia. – Tylko…- niespokojnie popatrzyła na ubrania, a następnie na ciemnowłosego chłopaka stojącego kilka metrów dalej. – Mógłbyś się odwrócić?- spytała niewinnie. Rogaś westchnął ciężko i odwrócił się plecami do dziewczyny. Lily w pospiechu zaczęła się ubierać, jakby bała się, że będzie ją podglądał. Ten jednak nawet nie drgnął.
- Możesz mi powiedzieć…- odezwał się wciąż stojąc plecami do niej.- …za co spoliczkowałaś Łapę?
- Och… I tak byś mi nie uwierzył!- stwierdziła. – To bardzo długa i nieprawdopodobna opowieść. No i mam wrażenie, że bajka wciąż trwa… - na koniec Lil skrzywiła się nieco. Właśnie zapięła ostatni guziczek swojej bluzki. – Ale ty mi powiedz jak pokłóciłam się z Dorcas, bo chyba nie pamiętam wątku, albo…- urwała widząc jak James z rozbawieniem kręci głową.
- Jak mogłabyś zapomnieć? Poszło wam o Syriusza. – może Rudej się zdawało, albo rzeczywiście dosłyszała w głosie Rogacza nutkę żalu.
- Ach… No tak…- chcąc udawać osobę, która wie o co biega, Lil postanowiła wczuć się w nowe życie, by móc je trochę wypróbować. – Do dziś to pamiętam… Dorcas była tak o mnie zazdrosna…
- Raczej ty zazdrosna o nią. – Potter obrócił się powoli i z ulgą stwierdził, że Lily właśnie kończy poprawiać sobie całość szaty.
- No niech będzie, że ja o nią. - Ruda uśmiechnęła się do niego pogodnie, on zrobił bardzo zaskoczona minę jej nagła obojętnością wobec Syriusza. Potter był zupełnie innym człowiekiem. Kulturalny, inteligentny, odpowiedzialny… i przystojny… Słowem ideał. I nagle coś w niej zaskoczyło. A co jeśli to jest życie, w którym powinna zostać? Tu mogłaby mieć… Zaraz…
I pojawiło się w niej dziwne pytanie… „Lily czy ty chcesz mieć Pottera?” Nigdy nie chciała! To był jakiś absurd, ale… Po co w takim razie chciała go ulepszać? Po co zażyczyła go sobie mniej denerwującego, a praktycznie z samymi zaletami? W jej głowie dojrzewała myśl przerażająca. I wtedy podjęła pierwsza decyzję przejmowania tego życia.
Spojrzała głęboko w brązowe oczy chłopaka. Jak zawsze ciepłe i bezpieczne… Tylko bez tej iskierki… Poczuła ukłucie w sercu, jakby ta iskierka była ważnym elementem, którego brakuje. Mimo wszystko postanowiła to zignorować.
- Musze zerwać z Blackiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:49, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


- Nie mogę ci pomóc. – westchnął James, przyglądając jej się smutnie. – Zrobisz głupstwo i będziesz nieszczęśliwa…
- Ale ja jestem teraz inną osobą!- wyrzuciła Lily próbując go ostatecznie przekonać. – Powiedz mi proszę…- zaczęła, ale odwrócił wzrok. Taki nieufny, niepewny….
- Jeśli nie ma go tutaj to ja nie wiem, gdzie jest. – powiedział bezbarwnie Potter, ale nie potrafił ukryć przed nią podenerwowania. Coś ukrywał…
- Nie obronisz go. – stwierdziła beznamiętnie Ruda po dłuższym namyśle. – Ja nie chcę już z nim być. – na te słowa Rogacz popatrzył na nią w zupełnie nowy sposób, jakby z lekką ironią.
- Nie jego chcę bronić za wszelką cenę. – powiedział wreszcie, a po tych słowach usiadł przy stole Gryfonów. – Lepiej zjedz śniadanie. – odezwał się do niej, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem.
Lily nie mogła uwierzyć. Dziwnie to wyglądało od wewnątrz…. I nagle stwierdziła, że i tak zerwie z Blackiem. Tylko nie miała pomysłu gdzie on może się ukrywać. Wielka sala pusta, korytarze puste, dormitorium puste… Ostatni raz z lekkim rozczarowaniem zerknęła na tył głowy okularnika, który zajął się swoim talerzem. Westchnęła bezradnie i opuściła WS. Już gdy znalazła się na korytarzu nie wiedziała dokąd zmierza… Jednak dziwnym trafem poczuła się samotna… Od dwóch dni nie gadała z Dorcas…Jeśli miała zamiar żyć tu i teraz w ten sposób to musiała pogodzić się ze swoją przyjaciółką.
Poszła do PW. Do lekcji zostało jej kilka minut… Nie śpiesząc się zaczęła wchodzić po schodach do dormitorium dziewcząt. I nagle usłyszała ciche chichoty dobiegające z góry. Stopień po stopniu schodziła dwójka dziewcząt, które na jej widok zamarły. Jasmine zamrugała szybko i zawróciła, ale Sheryl złapała ją za ramię i zatrzymała.
- Czekaj… - powiedziała cicho brunetka.
- Ale…- Jas umilkła pod czujnym wzrokiem Corvin. Kiedy mijały ją na schodach, Sher przyglądała jej się z mściwą satysfakcją… Lil poczuła, że bardzo trudno będzie się z nimi pogodzić… I źle jej było z tą świadomością. Jakby była wyobcowana… Niedobra i nie lubiana. Nienawidziły jej z całego serca, a to uczucie emanowało jawnie i wyniszczało Lil. Bo jak można żyć bez przyjaciółek?
Przypominając sobie o głównym celu wędrówki, zaczęła wchodzić po schodach na górę. Zaraz lekcje… Podeszła do drzwi swojego dormitorium. Z początku chciała zapukać, ale… po co? Przecież tam jej miejsce i ma prawo wejść po swoje rzeczy. Chwyciła za klamkę i zupełnie nie mając pomysłu co powie przyjaciółce pchnęła drzwi. To co zobaczyła dotarło do niej po kilku sekundach… Black i Dorcas przyklejeni do siebie… Nawet nie zauważyli, że drzwi są otwarte. Speszona, kaszlnęła cicho, a wtedy Meadows i Syriusz spojrzeli na nią z lekką paniką.
- Eeee…-wybąkała Lily… - To ja nie przeszkadzam. – i wyszła zamykając za sobą drzwi. Nienawidziła niezręcznych sytuacji. Dor uganiała się za tym chłopakiem tak długo… Wreszcie się chyba pogodzili, a tu ona wchodzi i im przeszkadza.
Ruda oparła się o ścianę korytarza i nagle coś do niej dotarło. Zaraz… Przecież Łapa to teraz jej chłopak… Miała zamiar z nim zerwać. Czy to oznacza, że on…?! Lil dopiero teraz zdała sobie sprawę z własnej głupoty. „On mnie zdradza!”, pomyślała. I to na dodatek z dziewczyną, z którą się o niego kłóciła! Poświęciła dla niego przyjaciółki, a on… On… Nie wiedziała czy jest bardziej wściekła czy rozżalona. To nagłe odkrycie zajęło jej zaledwie kilka sekund… I chociaż nie zależało jej wcale na Syriuszu jako chłopaku to poczuła nieodpartą potrzebę wypłakania się… Jak on mógł?! Jak mógł…
I nagle z drzwi jej dormitorium wypadł przystojny brunet o błękitnych oczach. Była oburzona! Jak tylko go zobaczyła od razu się odwróciła i szybkim krokiem poszła w stronę schodów.
- Lily!- usłyszała za sobą. Nie odwróciła się… Nie będzie z nim rozmawiać nigdy więcej! Tak się czują wszystkie te dziewczęta, które oszukiwał… Jak mogła być tak naiwna w tym życiu, żeby w ogóle zacząć z nim chodzić?!
Zbiegła po schodach i wiedziała, że on idzie za nią… Chciała się gdzieś schować… Przeszła przez dziurę pod portretem i jak najszybciej poleciała na korytarz.
- Lily, kochanie, zaczekaj! Ja ci wszystko wyjaśnię! – wyjaśni?! Kochanie?! Jeszcze chce cokolwiek mówić?! Powinna go zaczarować, tak żeby więcej żadna dziewczyna nie mogła się w nim zakochać. Skoro Lil poczuła się tak źle, to jak musiała się czuć Dorcas, którą Evans znała jako swoją przyjaciółkę? Ona wybaczała mu wielokrotnie… A on zawsze ją ranił… Zawsze…
- Lily, kwiatuszku! – dziewczyna nawet nie wiedziała, dokąd się kieruje. Biegła przed siebie… Byle go zgubić, schować się gdzieś i zapomnieć! Już nie chciała tego życia… Stała się głupią dziewczynką, która zawierzyła przystojniakowi. To było okropne! Uwłaczające jej samej…
I nie zwracając uwagi na ludzi, nagle poczuła jak wpada na kogoś. Miała wielką ochotę owego człowieka zabić, ale była zdezorientowana. Tu świadomość, że zaraz uderzy o kamienną podłogę, a z drugiej strony odczucie jak ktoś ją łapie za rękę, a chwilę później druga osoba chwyta ją w ostatniej chwili. Wzięła głęboki wdech, a kiedy otworzyła oczy dostrzegła nad sobą Syriusza, który ze zmarszczonymi brwiami przyglądał jej się badawczo. Tuż obok stał Potter, wyglądał na lekko zmartwionego i wciął trzymał ją za rękę, jakby chciał się upewnić, że nie upadnie…
- Lily pozwól mi wyjaśnić…- nawet nie zamierzała słuchać Syriusza. Potrzebowała kogoś bliskiego… Kogoś kto jej teraz pomoże… Nie ma tu takiej osoby… Nie miała nikogo. I poczuła żal ściskający jej gardło. Nie chciała, by łzy cisnące się do oczu były uważane za łzy wywołane zachowaniem Łapy. I nie wiedząc czemu spontanicznie uchwyciła się jedynej osoby, która była blisko… Zrobiła to bezinteresownie i niemalże automatycznie. Nie zważając na zaskoczenie samego James’a wtuliła się w niego, chowając się przez Syriuszem, przed problemami… przed całym światem, jakby był dla niej schronieniem. Dopiero po kilku sekundach oniemiały Rogacz przytulił ją do siebie. Chyba zrozumiał co się stało…
- Lily…- wyszeptał Syriusz, czując jak ta dziewczyna właśnie mu umyka. Mimo to wciąż trzymał ją i próbował przyciągnąć do siebie. Jednak Lil uczepiła się Pottera. Mogła nawet pozwolić sobie na kilka kropel spływających jej po policzkach. Niech Black już sobie pójdzie… - Lily porozmawiajmy…
- Idź sobie!- wyrzuciła jak mała dziewczynka, jeszcze mocniej wtulając się w bruneta o brązowych oczach.
- Nie bądź głupia...- Black najwidoczniej miał własne pojęcie tego wszystkiego. Zapewne zamierzał zbagatelizować sprawę i udowodnić, że nie zrobił nic złego, ale… On ją całował! Całował Dorcas! Nie patrząc na nic! Dziewczyna zaniosła się nieco głośniejszym szlochem. Chciała wrócić… Musi ponownie odwiedzić tę wiedźmę ze sklepu.
- Zostaw ją!- usłyszała nagle zdecydowany głos Pottera. Jakby był to James, którego znała od kilku lat. Ten pewny siebie i stanowczy, kiedy trzeba. I poczuła jak uścisk Łapy zmniejsza się. Rogacz miał siłę przebicia. Poczuła się bezpiecznie jak nigdy… Niepewnie popatrzyła zapłakanymi oczętami na twarz Pottera. Ściągnął groźnie brwi i wpatrywał się uparcie w Syriusza, a w jego oczach dostrzegła znajome błyski. Delikatnie zarzuciła ręce na szyję James’a, cały czas obserwując reakcję Blacka. Łapa był wściekły…
- Jeszcze zobaczymy…- wyszeptał do swojego przyjaciela, a Lil po raz pierwszy dzisiejszego dnia poczuła się wolna…Patrzyła jak znikał za portretem Grubej Damy, a ciężar z jej serca spadał. A kto jej pomógł?
Jeszcze raz zerknęła na James’a Pottera, który teraz przyglądał jej się swoimi ciepłymi, brązowymi oczyma.
- Już dobrze?- spytał łagodnie, a ona odważyła się na delikatny uśmiech i wreszcie odeszła od niego na kilka korków.
- Chyba tak…- powiedziała. – Po prostu nie wiem…- złapała się na tym, iż nie widziała wytłumaczenia dla swojego zachowania. Poczuła się niezręcznie….- Wiedziałeś co zobaczę jak go znajdę, prawda?- zapytała po chwili. Rogaś zmarszczył brwi, ale nie odpowiedział. – Nie chodziło o to, że on ją całował… Tylko o to, że mógł mi powiedzieć. Zrozumiałabym… Może ja i Dorcas byłybyśmy przyjaciółkami…- i żal powrócił. Ściskał jej gardło, a oczy zaczynały piec… Nie chce żyć skłócona ze swoimi przyjaciółkami.
- Nie postąpił dobrze, ale…
- Mam go gdzieś!- rzuciła gniewnie, nie zważając na zaskoczenie James’a. Wiedziała co robić.
- Zachowujesz się dziś bardzo dziwnie…- stwierdził Rogacz, przyglądając jej się uważnie.
- Bo ja to nie ja…- wyszeptała. – Nie ta ja jaką ty znasz. – popatrzyła wprost na niego. Był zbyt nieśmiały…
- Jak to ty, to nie ty? – zdziwił się chłopak, obserwując jak Ruda siada na wysiedzianej kanapie w PW. – Jest jedna, jedyna Lily z tego co mi wiadomo, a dziwnym trafem okoliczności ciebie zwą Evans.
- Tak, ale…- zawahała się. Zerknęła na niego. Miał spokój Remusa, a jak patrzył to Lil czuła, że w tych oczach brakuje irytujących iskierek, które posiadał tak dobrze znany jej Huncwot. Zabawne jak może brakować czegoś z pozoru niechcianego… - I tak mi nie uwierzysz…- westchnęła rozkładając się na kanapie.
- Spróbuj. – nawet nie zauważyła, kiedy usiadł obok niej, ale przez chwilę była pewna, że to jej Potter. Przez tą krótką chwilę, gdy uniósł wysoko jedną brew w wyrazie rzucenia wyzwania.
- A wierzysz w czary?- spytała, odkrywając na nowo James’a. To mogłaby być nawet zabawne, ale… potrzebowała jego pomocy.
- A wierzysz w magię?- odpłacił jej pytaniem, a w dziewczynie coś drgnęło. Może to głupie, ale właśnie kiedy zachowywał się bardziej jak stary Potter wydawał jej się o wiele bardziej ciekawy. Uśmiechnęła się do niego, czując falę nadziei i sympatii związanej z tym chłopcem, a on po raz pierwszy odwzajemnił uśmiech. Nigdy jeszcze nie czuła się tak ciepło… Po raz pierwszy była pewna, że chce zaufać właśnie Rogaczowi…
Był wdzięcznym słuchaczem. Zaczęła od wieczoru wymuszonej randki, a skończyła na tym jak obudziła się rano i z niemałym zaskoczeniem stwierdziła, że śpi koło Blacka. A James patrzył na nią i tylko czasem marszczył brwi, czasem kiwał głową, dając do zrozumienia, że rozumie, a czasem otwierał buzię, chcąc prawdopodobnie o coś spytać, ale zawsze w porę się hamował.
- I tak teraz muszę po raz trzeci odwiedzić tę starą wiedźmę, bo przecież muszę wrócić, prawda? To znaczy… Nie wyobrażam sobie żebym miała tu sterczeć bez Dorcas. Ona jest najważniejsza dla mnie… - zakończyła kulawo Lily.
- No, ale mówiłaś, że w życiu, gdzie ja nigdy się nie narodziłem to najbliższa była ci Sheryl…- zauważył Rogaś.
- Tak… Bo widzisz… Ty masz ogromny wpływ na moje życie. – spojrzała na niego z lekkim zmartwieniem, a on przyglądał jej się z głębokim zamyśleniem. Lil łapała się na tym, iż bezwiednie gapi się w te brązowo-orzechowe oczy. Nie mogła nic na to poradzić! Dusza człowieka, z którym teraz siedziała z pewnością musiała być piękna, ale były momenty, gdy w tych oczach dostrzegała więzienie. Jakby wewnątrz zamknięto jakąś część duszy, która próbuje uparcie wydostać się na zewnątrz. I bolała ją ta świadomość, czuła się sprawczynią tego wszystkiego.
- Czyli znasz mnie jako pewnego siebie? Bezczelnego? Podobnego do Syriusza? – spytał, a na jego twarzy pojawiło się rozbawienie. To samo, z którym żartował dawny James…
- Tak. – przyznała i poczuła niemiłe skurcze żołądka. Jeśli tu zostanie, to już nigdy nie zobaczy tych iskierek w cudownych oczach…
- I nie…- tu chłopak zawahał się. Kolejny raz dała znać o sobie jego nieśmiałość. Lily dała mu chwilkę na ułożenie sensownego pytania, obserwując jak przygładza sobie włosy na czubku głowy. To nie był James… - Nie podobałem ci się taki?- spojrzał na nią lekko marszcząc brwi. Chciał wiedzieć… Tylko nie zdawał sobie sprawy z tego jak trudne pytanie zadał. Inaczej wyobrażała sobie idealnego Pottera…
Lily westchnęła…
- Biegałeś z Blackiem po korytarzach, rzucając zaklęciami na wszystkich, że nie wspomnę o szczególnych względach dla Snape’a, który najwidoczniej musiał zrobić ci wiele złego skoro go tak traktujesz!- tłumaczyła dobitnie lekko się denerwując. – Odkąd pamiętam byłeś okropny! Gdzie się nie pojawisz tam jest zamieszanie i bałagan, a z Syriuszem tworzycie mieszankę wybuchową. Jeden za drugiego dałby się pokroić…Ale… Nie jest miło, kiedy idziesz korytarzem i słyszysz wołanie „Hej! Evans, zaczekaj!”. Zatrzymujesz się i widzisz napuszonego chłopaka, ze swoim najbardziej bezczelnym uśmiechem na jakiego go stać. Sam taki widok doprowadza do szału! A wyobraź sobie, że on potrafi jeszcze bardziej zepsuć ci humor. Jak?! To proste! „Evans, umówisz się ze mną?” i patrzy na ciebie jakby innego wyjścia nie było! Jakby nie wyobrażał sobie, że można nie mieć ochoty żeby się z nim nie spotkać!
- Eeee…
- I to mnie naprawdę dobija! Bo nie wiem dlaczego taki jesteś! Nie wiem skąd masz takie debilne pomysły! Ja ci mówię nie, a ty „przecież wiem, że chcesz…”! Czy to jest normalne?! Bo ja wątpię! Wszędzie cię pełno. Jesteś tu, a chwilę potem tam. Wynalazłeś jakąś mapkę, jakieś tajemne przejścia… Jesteś dziwny… Nie rozumiem cię.
- No ja…- wyglądało na to, że Potterowi mowę odjęło. Chyba zaskoczyła go elokwencja Lil. Nie spodziewał się, że dziewczyna wyrzuci z siebie niemalże wszystko. Co gorsza… Strach było jej przerywać.
- I tak od lat… Całe lata… A ty i tak nie dałeś mi spokoju.
- Czyli nie podobałem ci się taki? – Rogacz wolał się upewnić. Lily ponownie westchnęła. Nie potrafiła tego wyjaśnić, bo jak można wytłumaczyć, że kogoś nienawidzisz, a jednak ci się podoba?
- Wrzeszczałam na ciebie wiele razy…- zaczęła już o wiele ciszej. - Mimo to wszystko bywałeś zabawny… Czasem musiałam się opanowywać, gdyż nie wypadało, żebym śmiała się z twoich dowcipów, które łamały regulamin szkolny. Zdarzało się, że rozmawiałeś ze mną w sposób inteligentny. Były też chwile, kiedy miałam do ciebie jakąś słabość…- tu urwała. Na samo wspomnienie tych nielicznych razów czuła palący wstyd. Nie miała ochoty wypominać sobie komórki pod schodami, czy szpitala… chociaż…- Czasami jak… - nie miała pomysłu w jaki sposób to wyjaśnić… Temat sam w sobie był zbyt trudny... I choć nie przyglądała się Potterowi, to czuła jak uważnie wsłuchuje się on w każde jej słowo. - …po prostu patrzyłam w te oczy i wiedziałam… - pokręciła zrezygnowana głową. Poczuła się jak idiotka. – Ten uśmiech… zachowanie… Wszystko miało dwie twarze. Jedna wystawiona dla wszystkich i druga gdzieś ukryta… I obie się przenikały, a ja… - spojrzała na James’a. Stał nieruchomo ze swoimi jak zwykle rozczochranymi włosami, które próbował ułożyć, ale i tak powracały do poprzedniego stanu. To jest Potter, ale dlaczego nie ma tych wszystkich cudownych nawyków starego Rogasia? Czemu wydaje się być wybrakowany? Bez bezczelnego uśmiechu, głupich żartów i iskierek w oczach…
- Myślę, że powinnaś była powiedzieć mi to, kiedy byłem tym „okropnym Potterem”.- podsumował wreszcie chłopak z nieco zmartwioną miną.
- Jak mogłabym tak powiedzieć komuś kogo nienawidzę… - Lil spuściła wzrok.
- Dlatego jako pierwsze życzenie wcale się nie urodziłem?- spytał próbując się lekko uśmiechnąć, ale mimo to widoczne było, iż nie był pewny czy chce usłyszeć więcej.
- Tak… - odparła bardzo cichutko.
- A dlaczego zmieniłaś życzenie? – Lil spojrzała swoim zielonym wzrokiem na James’a.
- Wszystko było źle.- powiedziała jakby to miało być nadzwyczaj oczywiste. – Już ci opowiadałam.
- Tak, ale…- chłopak zawahał się i zmarszczył brwi. – Dlaczego po prostu nie cofnęłaś życzenia, tylko zachciałaś żebym był inny? – otrzymała kolejne trudne pytanie. Bardzo dobrze kojarzył wszystkie fakty…
- No, bo… - zaczęła, ale wolałaby nie kończyć.
- Tak?- James popatrzył na nią podejrzliwie. Przez chwilę był bardzo podobny do Pottera, którego znała. Ta chwila wystarczyła, by Lil poczuła się pewniej.
- To nie jest istotne!- oświadczyła stanowczo.
- Wręcz przeciwnie. Dla mnie jest bardzo istotne. – i patrzył na nią z lekkim rozbawieniem. Jakby to, że boi się odpowiedzieć było zabawne. Zaczął przypominać Pottera…
- Ale dla naszego obecnego tematu nie jest istotne!- wyrzuciła Lily z lekkim poirytowaniem.
- Dlaczego tego nie powiesz?- spytał patrząc jej wprost w oczy i unosząc jedną brew.
- A dlaczego ty musisz tak naciskać?!
- Bo chcę zrozumieć…- powiedział spokojnie, a ślady obecności James’a Pottera nicponia zniknęły całkowicie. Jedynie oczy były więzieniem… Lily odwróciła się. – Siedzisz zamknięta w sobie. Dostałaś to czego chciałaś… tylko powiedz skąd nagłe pragnienie ulepszania mnie? – dziewczyna ściągnęła brwi słysząc te słowa. Miał rację. Tego chciała…
- Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek o to poproszę. – odparła nie zaszczycając go nawet przelotnym spojrzeniem. – Dzień bez Pottera… Marzyłam o tym… Ale tyle komplikacji… Chciałam wrócić. A trzymając tę broszkę w reku zrozumiałam, że mogę dostać wszystko… - zamrugała wbijając wzrok w przestrzeń przed sobą. – Tęskniłam za tobą. Brakowało mi ciebie… Ale nie chciałam…- złapała się na tym, że o mało co nie powiedziała „być z…”. Wyprostowała się szukając nowego określenia. Innego…
- Nie chciałaś mnie?- spytał przyglądając się jej uważnie. Zerknęła na niego niespokojnie.
- Ja i ty nie moglibyśmy być razem. Pozabijalibyśmy się. – stwierdziła próbując znaleźć jakieś argumenty, które pomogą jej się usprawiedliwiać i tłumaczyć.
- Dlatego, żeby móc być z Potterem zażyczyłaś sobie człowieka spokojnego, zupełnie innego…- wydedukował Rogacz, uśmiechając się delikatnie. – Nie przewidziałaś, że ktoś z moim charakterem nigdy, by do ciebie nie podszedł, bo go onieśmielasz. – Lily poczuła się pewniej. Rozmawiał z nią szczerze. Nawet przyznał, że się wstydził… Winna mu jest odrobinę szczerości ze swojej strony. W końcu okazał się jedynym człowiekiem, który chce jej pomóc…
- I nie przewidziałam, że kiedykolwiek mogłabym zwrócić uwagę na Blacka. – Evans skrzywiła się. – Nawet nie wiem jak to się stało… - teraz James na chwilę spojrzał na swoje nogi, a następnie w okno przed sobą, za którym szalał wiatr porywając liście z drzew.
- Kiedyś mu się nie podobałaś. – powiedział cicho. Lily natychmiast obróciła się na Rogacza.
- To skąd mu się to wzięło?- spytała ścigając brwi.
- Łapa lubi wyzwania… - westchnął.-A dziewczyna nabiera wartości, gdy podoba się innym… Gdzieś na 4 roku…- tym razem to on się wahał. Lil widziała to. I chyba rozumiała bardzo dobrze…- …powiedziałem, że spodobała mi się pewna dziewczyna. Od tamtej pory jakoś się zaczął jej przyglądać.- spojrzał na nią i Lil w duchu pomyślała, że to najbardziej smutny wzrok jaki widziała. Zrobiło jej się przykro… choć to nie ona zdecydowała się chodzić z Blackiem. A może i ona? Przecież tamta osoba też nazywała się Lily Evans… - Po 6 miesiącach zaczęli się umawiać. A po kolejnym miesiącu już byli razem. – Ruda przygryzła jedną wargę.
- Była głupia, że związała się z Syriuszem. – James nie skomentował tej uwagi. Wciąż smutny i wpatrzony w ogień w kominku.
- Najtrudniej było patrzeć i ukrywać kumpla. Biegał od Dorcas do ciebie… Wreszcie się pokłóciłyście. Ale jemu i tak się upiekło… - w brązowych oczach wyraźnie odbijało się przygnębienie… Cierpiał? Może… Ale ta świadomość bolała Lil. Bolała tak bardzo, że dziewczyna nie wyobrażała sobie jeszcze kiedykolwiek widzieć te cudowne oczy smutne z jej powodu.
Kucnęła przed Potterem, a on spojrzał na nią, próbując stłumić ten smutek. Jakby nigdy nic… Otworzył usta żeby zmienić temat, ale zamarł, gdy Lil czule dotknęła jego policzka. Nie potrafiła inaczej… Pierwszy raz robiła to świadomie. I wciąż patrzył na nią tym sposobem…
- Nigdy nie chciałam żeby tak wyszło…- wyszeptała. Mimo to słyszał ją doskonale… Bała się tego co robiła. A serce, nie wiadomo czy to z wyrzutów sumienia, czy z podenerwowania, waliło jej jak szalone. Kiedy już miała zabrać rękę, poczuła jak chłopak ujmuje ją delikatnie.
- Twoja opowieść jest niewiarygodna. – powiedział cicho. - Ale otwiera tak wiele nowych opcji, że pragnę w nią wierzyć. – i wtedy Lil zerknęła na zegarek. Miała dobę… A z tej doby została jej godzina na cofnięcie życzenia.
- Tak… Ale za chwilkę muszę iść wszystko naprawić. – uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Nie cofaj życzenia… Zostań…- patrzył na nią w ten jedyny i niepowtarzalny sposób, a ta prośba nagle zaczynała brzmieć całkiem poważnie… - Zostań ze mną…







Czuła się okropnie. Cała droga była dziwna, a teraz, kiedy ostatecznie stała przed szklaną gablotką sklepu z biżuterią, straciła resztki pewności siebie. Choć droga minęła jej w całkowitej ciszy, to jednak to milczenie przesączone było mnóstwem przemyśleń jej własnych, jak i chłopaka, którego trzymała za rękę. Atmosfera po części może smutna, ale… pełna zaufania.
Lily zerknęła na James’a, który jak i ona westchnął ciężko, gdy zatrzymali się przed sklepem.
- Jesteś tego pewna?- spytał patrząc na nią wzrokiem, ukrywającym głęboko przygnębienie. Lily delikatnie kiwnęła głową czując jak pęka jej serce. Wcale nie była pewna! Gdyby nie sprawa z Dorcas i innymi dziewczętami to zostałaby z tym Potterem. Potterem, w którego może się wtulić, któremu może się wyżalić… Ten Rogacz nikogo nie krzywdził. Tylko dobijające było to, iż czasem jego oczy zdawały się więzić inną naturę. Nie mogła znieść ani minuty dłużej zastanawiając się nad tym. Z każdą sekundą coraz bliżej była zmiany swojego zdania.
- Chodźmy. – powiedziała ukrywając żal ściskający jej gardło. Może kiedyś to sobie wybaczy? – Mamy mało czasu. – zdecydowanym ruchem pchnęła drzwi.
I po raz kolejny znalazła się w tym obskurnym wnętrzu, które bogato wyściełała wszelkiego rodzaju biżuteria. Tym razem sprzedawczyni już na nią czekała, a w ręku trzymała broszkę. Na widok Lilian uśmiechnęła się podle i zerknęła na zegarek.
- No proszę, proszę…- powiedziała przeciągając wyrazy. – Znów cię tu przywiało kruszyno. A pewna byłam, że już te 10 ostatnich minut wolisz spędzić decydując zostać w swoim świecie. – Lil ściągnęła brwi. – Och! I wzięłaś ze sobą tego chłopaka, który był tu z tobą pierwszy raz… - czujne oczy wiedźmy zatrzymały się na Jamesie. Uśmiech spełzł z jej twarzy. – Taaa… Ma to czego nie potępiasz, prawda?- spytała nieco twardszym tonem.
- Nie przyszłam ci się tłumaczyć. – odparła Evans beznamiętnie. – Chcę zmienić życzenie.
- A wiesz, że to będzie twój ostatni raz? – Lily zawahała się. Była tego świadoma od samego początku, ale… drogi powrotnej nie będzie.
- Tak, wiem…- przyznała cicho i z nutą przygnębienia. Potter musiał wyczuć jej wahanie, gdyż ujął mocno jej dłoń. Spojrzała na niego, uśmiechał się nieśmiało, chcąc mimo wszystko dodać jej otuchy.
Przez chwilę sprzedawczyni i Ruda piorunowały się przenikliwymi spojrzeniami w pełnej napięcia ciszy, aż wreszcie ta pierwsze ponownie zerknęła na zdobiony zegar zajmujący część ściany.
- Masz 5 minut. – powiedziała oschle, podając broszkę przez ladę.
Lily ponownie trzymała ją w dłoniach. Świadoma tego, jak wielka jest jej moc… Tylko dlaczego z chwilą, gdy ozdoba opadła na jej rękę na sercu pojawił się ciężar? Oddychała głęboko, myśląc intensywnie. Jak być szczęśliwą? Wszystkie próby zmiany życia okazały się tragiczne w skutkach.
- 4 minuty…
Dlaczego nie mogła dostać wszystkiego? Tak bardzo nie chciała ranić Pottera, który teraz stał obok niej. Wiedziała, że on również czuje ten sam ciężar. Mimo to milczał… Jak bardzo poważną ranę zada jeśli odejdzie?
- 3 minuty…
Tam czeka na nią Dorcas… Nie zniesie ani jednego dnia dłużej bez swojej przyjaciółki… Nawet kłócić i gniewać się na nią nie potrafiła. Przecież to było najważniejsze! Ludzie jej bliscy. Jej najbliższe koleżanki… Wszystko to co sprawiało jej radość, co dodawało otuchy w trudne dni. Mogła się pokłócić i wygadać…
- 2 minuty…- była zdecydowana i zostało jej mało czasu. Bała się jednak spojrzeć chłopakowi stojącemu obok w oczy, jakby to miało jej odebrać pewność siebie.
- Chce- zaczęła biorąc głęboki oddech. – żeby wszystko…
- Zaczekaj!- James szybkim ruchem chwycił broszkę na jej dłoniach i odłożył ją na ladę. Lily przestraszona zerknęła w jego brązowo- orzechowe oczy. Sam chyba był równie przerażony, pomijając już starą wiedźmę, która wytrzeszczyła na niego oczy, jakby właśnie zrobił coś niewybaczalnego. – Nie musisz tego robić. – powiedział ujmując jej dłonie i oddychając głęboko.
- James…
- Pomyśl… tylko pomyśl….- jego oczy zabłyszczały jakby właśnie dostał przedwczesny prezent gwiazdkowy. – ile mamy przed sobą możliwości, jeśli zostaniesz. Jeśli dalej będziemy tak trwać. Całe lata… Lily, całe lata czekałem, a teraz chcesz mi to zabrać… - patrzyła na niego i czuła pustkę po czymś oraz coś w rodzaju smutku. To nie Potter… to same jego zalety. I potrafił bezwiednie grać na jej uczuciach jak nikt inny.
- James…- westchnęła głęboko, czując jak oczy zaczynając ją piec.
- Nie mów nic…Po prostu zostań albo… albo zabierz mnie ze sobą. Wszystko mi jedno. Byle być blisko ciebie… - nachylił się patrząc głęboko w jej oczy, tak że ich głowy stykały się, a między jednym spojrzeniem, a drugim pozostawała niewielka odległość. Łzę spływającą po policzku dziewczyny było widać zbyt wyraźnie. – Kocham cię… - zaczerpnęła głęboko powietrza, próbując powstrzymać łzy, gdy usłyszała te słowa. On ją kocha…
- Minuta…- sprzedawczyni przypomniała, teraz przypatrując się tej scenie z lekkim zaskoczeniem. Do Lily dotarło to jak nigdy. 60 sekund, by odzyskać stare życie. Nie mogła zostać… Nie po to przyszła… Choćby serce jej pękało to musi wrócić!
- James…- Lil zaczęła po raz trzeci, tym razem szybko ocierając sobie oczy. - …ja… - jak mu wytłumaczyć?- Ja nie potrafię zostać bez Dorcas, bez Sheryl i Jasmine. Nie tu moje miejsce… - dotknęła policzka chłopaka, zauważając jak spuszcza on wzrok. – Ale nie wyobrażam sobie, że tam gdzie wracam ciebie nie ma… Musisz gdzieś być! – stwierdziła z naciskiem. – I wreszcie cię znajdę… Przysięgam, że będę cię szukać… - powiedziała, biorąc do ręki broszkę.
- Przysięgasz? – Rogaś popatrzył na nią z nadzieją. Oczy wciąż miała zaczerwienione i od czasu do czasu pociągała delikatnie noskiem.
- Masz słowo Lily Evans…- uśmiechnęła się delikatnie.
- 15 sekund…- brutalny głos grubawej kobiety po raz kolejny im przerwał. Lily rzuciła zlęknione spojrzenie Jamesowi, a następnie skupiła się na broszce. Nie miała wiele czasu…
- Chcę cofnąć wszystkie dotychczasowe życzenia!- wyrzuciła stanowczo, pewna, że tym razem nic się nie stanie, ale ku jej zdziwieniu ozdoba zabłysła. Przez chwilę zaiskrzyła się okropną czernią, a dosłownie chwilę później wszystko ucichło. Tylko, że broszka, którą Lily teraz trzymała w reku była inna… Ładniejsza, elegantsza… Bardziej błyszcząca… Nie wiedziała co to oznacza…. Udało się? Czy nie? Popatrzyła po wszystkich i każdy był równie zdumiony jak ona.
- Jeszcze tu jesteś…- powiedział Potter patrząc z nadzieją. – A może to tylko złudzenie? – wyciągnął do niej rękę, a ona mocno ją ścisnęła i uśmiechnęła się delikatnie.
- Zostanę z tobą do jutrzejszego ranka, nawet jeśli się udało. – odparła cicho. Już sobie obiecała… To jest człowiek, dla którego warto ryzykować wszystkim… I ona chciała mu dać jak najwięcej szczęścia, w czasie, który jej został. W jego oczach zagościło ciepło tłumiące ból. Dalej były więzieniem…
- Chodźmy…- wyszeptał wskazując wyjście. Lily ochoczo kiwnęła głową, zostawiając na ladzie zupełnie inną broszkę.
- Zaczekaj młoda damo. – Evans obróciła się i spojrzała na sprzedawczynię, która patrzyła na nią bardzo poważnie. Czego mogła chcieć? Może była zła, za broszkę? James ściągnął brwi i również wpatrywał się w kobietę z lekkim zaskoczeniem. Jakby nie powinna się wcale odzywać. – Muszę zamienić z tobą kilka słów.
- Och!- wyrwało się Lily. Mimo wielkiej niechęci do tej wiedźmy zrobiła kilka kroków w jej stronę.
- Ale niech ten chłoptaś wyjdzie. Nie powinien słuchać… - oczy czarownicy były bardzo stanowcze. Wzbudzało to lęk… Potter ani drgnął, wciąż patrząc na nią z nieukrywaną już złością.
- Spokojnie. – mruknęła Lil. – Zaraz do ciebie wyjdę. – tym jednym zdaniem dała jasno do zrozumienia, że powinien grzecznie opuścić lokal i zaczekać na zewnątrz. Ciężko była zgadnąć co o tym myślał, bo nie dał po sobie poznać żadnych emocji. Po prostu wyszedł… To dodatkowo nieco przestraszyło Lily. Dopiero teraz odkryła, że źle się czuje, kiedy tak robi… Już wolałaby żeby wściekle na nią zerknął…
- Słucham?- powiedziała Ruda może nieco zbyt ostro. Była przygotowana na najgorsze…
- Chciałam ci powiedzieć…- zaczęła wiedźma chowając broszkę do specjalnego pudełka… Więc nie trafi już ona na wystawę. – że jestem z ciebie dumna. – Lily zamrugała kilkakrotnie. Tego się nie spodziewała…- Widzisz… Wiele osób korzystało z broszki, ale nikt nigdy nie zdecydował się na powrót do tego co miał. Jej moc tak potrafiła zawładnąć umysłem każdego czarodzieja, że wystarczyło mu powiedzieć „możesz prosić o cokolwiek”. Durnie przychodzili do mnie po tygodniu. Błagali bym jakoś cofnęła życzenie… - tutaj sprzedawczyni uśmiechnęła się wrednie. Evans milczała słuchając dalej. – Nie wiem co takiego jest w tobie. Starsi od ciebie próbowali… Przychodzili płacząc, że muszą wrócić, że już nic więcej nie chcą. Tylko, że w ostatniej chwili zmieniali zdanie. A Ty… Ty miałaś dodatkowy ciężarek. – teraz wskazała głową na dwór, gdzie w płaszczu i powiewającym szaliku stał chłopak, któremu wiatr czochrał włosy. – Ale zażyczyłaś sobie dokładnie tego, czego trzeba. I broszka już nigdy nie spełni żadnego życzenia.
- Taaa….- powiedziała Lil nie do końca przekonana. W rzeczywistości cały czas zastanawiała się czy dobrze zrobiła. Zostawi James’a tylko dla przyjaciółek. A przecież tu też posiadała coś pięknego… Nie wiedziała, że sprzedawczyni bacznie się jej przygląda.
- Dobrze zrobiłaś. – powiedziała po chwili.
- Tak… Mam nadzieję. – wiedźma westchnęła ciężko.
- Popatrz. – wskazała ponownie James’a stojącego za szklaną szybą i rozglądającego się po ciemniejącej uliczce. Lily posłusznie spojrzała na niego, bez większego przekonania, że z tego popłynie jakiś morał. – Co widzisz? – dziwne to było pytanie. Lil westchnęła.
- Chłopaka. Ponad 180 cm wzrostu, rozczochrane włosy, płaszcz z godłem Gryffindoru, i brązowe oczy. – powiedziała beznamiętnie.
- Spójrz jeszcze raz… Głębiej….- Lily nie miała zielonego pojęcia co miało znaczyć głębiej. Zmarszczyła brwi, ale wciąż widziała to samo. – Połącz uczucia z tym co widzisz…- Trudne… Ale mimo to Lil czuła cały czas. Straci go… Ta świadomość odbierała radość wszystkiemu. Jak ma go znaleźć? Nie ma takiego chłopca w jej życiu… Nie ma nikogo tak przystojnego i tak czułego… Nie chciała mówić o tym głośno. Nie mogła wydusić z siebie, że widzi najwspanialszego chłopaka, którego kiedykolwiek spotkała…
- Ja widzę…- zaczęła głośno kobieta. – chłopaka sprzed dwóch dni. Nie wiem jak się nazywa, ale chyba nieco się zmienił. Tamten potrafił rozbrajająco się uśmiechnąć.- Lily w duchu przyznała jej rację. James miał wypracowany uśmiech do perfekcji. Pamiętała go… Nikt nie uśmiechał się tak irytująco i cudownie za razem. Kąciki jej ust zadrgały lekko jakby próbowała powstrzymać uśmiech. – No i nie ulega wątpliwości, że wcześniej to on był o wiele bardziej wesoły. – dodała wiedźma, z czym Lil również się zgadzała. Potter zawsze miał poczucie humoru. – I strasznie się o ciebie martwił. Wystarczyło byś lekko krzyknęła, a on już wietrzył niebezpieczeństwo, gotowy cię bronić.- tym razem Lilian poczuła silne ukłucie. Może i się martwił… Nigdy nie przywiązywała do tego wagi… Dlaczego? Sama nie potrafiła sobie odpowiedzieć… - Największą zmianę jednak dostrzegam głębiej. W jego oczach. – Lil natychmiast spojrzała na sprzedawczynię, która uśmiechnęła się do niej, chyba po raz pierwszy przyjaźnie.
- Jak to w oczach?- wyszeptała Ruda łowiąc każde jej słowo.
- Nie mów, że tego nie dostrzegłaś. Wystarczy popatrzeć gołym okiem, bez zagłębiania się w to. W tych oczach nie ma wspaniałych iskier jakie posiadał dwa dni temu. – Lily oddychała głęboko. Oczywiście, że to zauważyła…
- Och daj spokój dziewczyno!- wiedźma chyba traciła cierpliwość. – Przecież sama to widzisz! Byłaś na tyle mądra, żeby zniszczyć broszkę, a na tyle jesteś głupia, żeby pozostać ślepą na tak oczywiste rzeczy? Przecież chciałaś żeby zostały same cechy, których nie potępiasz! I masz… Ale to wciąż ta sama osoba! Tylko, że gdzieś głęboko zamknęłaś to czego tak nie lubiłaś… Albo zdawało ci się, że nie lubisz. To wszystko wciąż w nim siedzi… Chcesz znaleźć swojego chłoptasia we własnym życiu? To zacznij od szukania w tej samej osobie. – Lily nagle wszystko zrozumiała. Przesłanie tej kobiety było tak banalne… To Evans stworzyła więzienie w oczach Pottera… Zamknęła tam ten uśmiech i poczucie humoru, zamknęła pewność siebie i nienawiść do Snape’a. Zamknęła wszystkie potencjalne cechy, które uważała za wredne. Ale ona miała rację… To musi być wciąż James Potter.
- Rozumiesz?- baczny wzrok kobiety towarzyszył Lil. Dziewczyna powoli kiwnęła głową.
- Dziękuję. – wyszeptała poprawiając sobie szalik. Była naprawdę wdzięczna. Otworzyły jej się oczy… Ale to co odkryła nie do końca jej się podobało…
- Szczęścia życzę. – powiedziała kobieta, kiedy Lily opuszczała już sklep z zamyśloną i zdezorientowaną miną. Była może w ciężkim szoku… Nawet rześki wiatr nie był w stanie przywrócić jej do rzeczywistości. Ale…
- Lily?- jedno słowo wypowiedziane tym głębokim głosem, wystarczyło by się obudziła.
- James… - wyszeptała patrząc się na niego jeszcze bardziej uważnie. Ten chłopak był zupełnie różny od James’a, którego znała… Nie chciała wierzyć, że to ta sama osoba. Nie chciała…
- Coś się stało? – spytał z lekkim zmartwieniem. Uwielbiała te brązowe oczy, uwielbiała ten głos, zapach… Nie potrafiła tego ukryć. Rogacz był jedynym powodem, dla którego warto było tu zostawać. Nie wiedziała co to znaczy, ale sama jego obecności dodawała jej otuchy. Wiedziała, że może się w niego wtulić, a on ją obejmie i pocieszy, wiedziała, że nigdy nie zrobi jej krzywdy.
- Nie…- odparła powoli. – Cieszę się, że cię spotkałam i tyle. – wyznała zgodnie z prawdą. James uśmiechnął się do niej lekko. Jego uśmiech był jak ciepło rozchodzące się szybko i odganiające problemy.
- Ja się cieszę, że znalazłaś tę broszkę. – powiedział. – Nie wiem dokąd nas to zaprowadzi… Ale ufam ci.
- Wracajmy do Hogwartu. – poprosiła, patrząc w jego ciepłe oczy. – Nie powinno nas tu być. Gdyby się dyrektor dowiedział…
- Masz całkowitą rację. – przytaknął otulając ją cieplej szalikiem. Wiatr był całkiem chłodny, jak przystało na październikowe popołudnie. Lily przyglądała mu się uważnie i z każdą chwilą próbowała znaleźć argumenty, który potwierdziłyby, że to nie jest James Potter jakiego zna… To nie mógł być on…







Dziwnie się czuła. Myśl o dzisiejszej wizycie w sklepie oddaliła od siebie już dawno. Teraz nie liczyło się nic więcej ponad jego szczęście. Wciąż miała wyrzuty sumienia, że zdecydowała zażyczyć sobie powrotu… A James był na tyle wspaniałomyślny, że wcale o tym nie wspominał.
Drugi raz nie poszła już na lekcje. Najpierw, kiedy Pottera nie było, a teraz, kiedy odkryła jak bardzo cudowny może być. No i dowiedziała się, że to już drugi raz przeżywa ten sam dzień, gdyż mówiąc „chce cofnąć życzenie” cofała również czas…
- Za chwilę trzeba iść na obiad. – podniosła głowę z jego ramienia, patrząc mu w oczy.
- Jeśli tylko chcesz. – ponownie się w niego wtuliła. Tak było dobrze. Pierwszy raz nie przejmowała się ludźmi zerkających na nich ukradkowo. Skoro jutro już go nie zobaczy, to dlaczego miałaby żałować… Zdążyła mu w zasadzie opowiedzieć tak wiele… Był więcej niż przyjacielem. Nigdy nie pragnęła jego towarzystwa tak jak teraz. Nigdy nie chciała mieć go tylko dla siebie, a teraz? Najgorsza była świadomość, że on zniknie… Bo to tylko życzenie. I w głowie zdołała już znaleźć multum innych życzeń, które uczyniłyby ją bardziej szczęśliwą.
Nagle James uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem.
- Hmm?- Lily ponownie spojrzała na niego. Z delikatnym uśmiechem również jej się podobał. Miała przy sobie najprzystojniejszego chłopaka, a ta świadomość ujmowała jej serce w dziwny sposób. Nieznany jej dotąd. A może już kiedyś to czuła?
- Syriusz to mnie chyba zabije. – stwierdził, bawiąc się jej kosmykiem włosów.
- Syriusz nie ma tu nic do gadania. – rzuciła przewracając się na plecy i kładąc swoją głowę na jego kolanach. Tak widziała go o wiele lepiej. A odkryła, że uwielbia na niego patrzeć.
- Ani ja, ani on nigdy nie pomyślelibyśmy, że tak się kiedyś stanie. – wyznał gładząc jej włosy. W czym tkwi jego urok? – No może w marzeniach… - zawiesił głos, kiedy Lily bezwiednie wyciągnęła rękę w kierunku jego policzka, po czym delikatnie i czule go dotknęła. -…w snach…- wyszeptał i pochylił się lekko z pewnego rodzaju nieśmiałością. Lil serce zabiło mocniej. Gdyby był nieco pewniejszy siebie… Spojrzała w jego brązowo-orzechowe oczy, nawet nie wiedziała, że właśnie zarzuciła mu ręce na szyję. Poczuła za to jak jego dłonie objęły ją i podciągnęły lekko do siebie, tak że w ostateczności ich usta dzieliły może ze 2 centymetry. I nawet nie przejęła się tym, że czuła zapach jego perfum, co zawsze uważała za barierę, której nie można przekroczyć. Zadziwiające było to, iż owe 2 centymetry zdawały się być zbyt wielką odległością, którą natychmiast trzeba pokonać. A szamotające się w piersi serce tylko zachęcało do bliższego kontaktu… Nie zauważała nic innego poza nim i tym nagłym pragnieniem… Nie wiedząc czemu postanowiła po prostu nie myśleć. Ten jeden raz… Przyjrzała się najwspanialszej twarzy na świecie, odruchowo oplatając chłopaka ciaśniej. Dostrzegła, że uśmiecha się olśniewająco, w charakterystyczny dla siebie sposób. Sprawiał, że zapominała o wszystkim i liczył się on, jego uśmiech, jego dotyk i bliskość… I w sumie nie docierało do niej nic więcej ponad głoś, który podpowiadał „bliżej…” . A James z uśmiechem na twarzy, takim triumfalnym i dziwnie znajomym, powiedział coś nad czym nie mogła się w tej chwili zastanowić, całkowicie oczarowana jego blaskiem.
- Moja księżniczka…- wyszeptał i pokonał te ostatnie centymetry dzielące ich usta. Dziwne to było uczucie wreszcie dostać coś czego świadomie się pragnęło, ale jakże cudowne. Odkrywała jego osobowość i z każdą minutą podobał jej się coraz bardziej. Poczuła jak przewraca ją na kanapę, nie odrywając się od niej. Przypomniała sobie schowek na miotły… Czy wówczas nie przeżyła czegoś podobnego? Nie chcąc się w to zagłębiać po prostu odwzajemniała delikatne pocałunki, na które tak czekała. Przebiegł ją przyjemny dreszcz, gdy James przeciągnął ręką wzdłuż jej pleców i w ostateczności zatrzymał się na biodrach. Nie miała pojęcia dlaczego, ale nie chciała go wypuścić. Kiedyś również przeciągnął dłonią po jej ciele w ten sam sposób. To jej się chyba nigdy nie znudzi…
Wtedy Potter oderwał się od niej na chwilę. Chyba również uwielbiał na nią patrzeć… Widziała to w jego oczach. Ciepłych i roziskrzonych… Znała je zbyt dobrze. Powoli i delektując się każdą chwilą bliskości odgarnął kosmyki jej włosów. Lily nie była pewna, ale w myślach wciąż powtarzała sobie „co ty wyprawiasz?!” . Jednak przerwać to, to jak zabrać sobie największą w życiu radość. James patrzył na nią z tymi iskierkami w oczach, których wcześniej mu brakowało. Uniósł jeden kącik ust do góry, po czym nachylił się i zaczął delikatnie muskać wargami jej szyję. Lily już nie wiedziała co się z nią dzieje. Tę minę widziała już w szpitalu… Nie było wspanialszego chłopaka od tego, którego teraz posiadała…
- LILIAN!- usłyszała oburzony głos. I ona i Rogacz natychmiast się obrócili, siadając powoli. W wejściu do pokoju wspólnego stał Syriusz, a obok niego Dorcas z triumfalną miną.
- Czy to oznacza, że teraz nie ma żadnych przeszkód? – Meadows spytała przesłodzonym głosem Blacka podczas, gdy Lil i James powoli usiedli. Dopiero wówczas do Lil dotarło, że nieco się zapomniała. Zerknęła na zupełnie poważnego Pottera, która wpatrywał się w Łapę chłodnym wzrokiem.
- Co ty wyprawiasz?!- Syriusz wściekły podszedł do kanapy, świdrując Lil wzrokiem. Dziewczyna ściągnęła brwi nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi.
- Słucham?- spytała oburzona jego zachowaniem. Wtedy Łapa chwycił ją za ramię i pociągnął mocno, tak że musiała wstać.
- Puszczaj Black!- krzyknęła, odruchowo wyciągając różdżkę. James również wstał, a zanim się obejrzała on również gotowy był rzucić zaklęcie.
- Co ty sobie myślisz?!- spytał Syriusz ogarnięty jakimś szałem. – Jeszcze wczoraj to mówiłaś, że mnie kochasz, a dziś to co?! Całujesz się z NIM?! – Lily wreszcie wyrwała rękę. Poczuła jak ogarnia ją wściekłość. Przecież nie zrobiła nic złego! Zerwali dokładnie tego samego dnia!
- Co ja sobie myślę?!- spytała mierząc go nienawistnym wzrokiem. – Co ty sobie myślisz! Może sam mi wczoraj nie mówiłeś, że kochasz?! Tylko, że powtarzasz to 5 dziewczynom w jednym czasie!
- Jasne! Pomyśl nad tym co mówisz zanim zaczniesz oskarżać! Dla ciebie najwidoczniej słowo kocham również nic nie znaczy, skoro tak szybko się pocieszasz!
- Jak śmiesz!- Lily nabrała powietrza. – Może ci do głowy nie przyszło, ale ciebie nigdy nie kochałam! – zapanowała cisza przesączona wzajemną niechęcią i zawiścią.
- Lily chodźmy…- James wciąż z bardzo stanowczą miną wziął ją za rękę. – Idź do siebie do dormitorium, a ja pójdę…
- Nie!- Lil błyskawicznie odwróciła się i popatrzyła na Pottera. Ścisnęła mocniej jego dłoń. Tak zdenerwowana to już dawno nie była…. – Idziesz spać ze mną! – oświadczyła stanowczo, świadoma tego, że go więcej nie zobaczy. Reakcja była natychmiastowa. Oczy James’a uśmiechnęła się do niej przytakująco, Syriusz ściągnął usta, tak, że całkiem mu pobielały, a Dorcas również nie ukrywała poirytowania z powodu zachowania swojego ukochanego Blacka…






- Idźcie stąd jeśli macie się przytulać!- po raz kolejny prychnął Łapa. Lily uniosła triumfalnie jedną brew i teatralnie jeszcze bardziej wtuliła się w James’a. Syriusz burknął coś sam do siebie. – Nie chcieli was w dormitorium dziewcząt?- spytał z poirytowaniem. Ruda nie wiedziała za co go tak nie lubi, ale czuła dziką satysfakcję, kiedy go denerwowała. Może obwiniała go za kłótnię z Dorcas, a tylko dla przyjaciółki rezygnowała z najwspanialszego w świecie Pottera…
- Gdybyś powiedział jak ominąć schody to by nas chcieli. – odparła śpiewnym tonem. Prawda była taka, że żaden chłopak nie mógł wejść w sposób normalny do dormitoriów dziewcząt. Chyba, że znał odpowiednie przejścia, bądź sposoby. Black należał do osób, które postanowiły pewne sekrety zabrać do grobu.
Syriusz znów coś burknął i następnie odwrócił się do niech plecami, zakrywając się poduszką. Był śmieszny dla Lil. Ale jeśli tak traktował Dorcas… Rudą wzięły nagle wyrzuty sumienia. Stanowczo zbyt mało czasu spędzała na wysłuchiwaniu problemów Meadows związanych z Blackiem… Przecież on ją zdradzał cały czas!
Wtedy poczuła jak ktoś ujmuje jej dłoń. Obejrzała się na chłopaka siedzącego obok niej na łóżku i nie mogła się nie uśmiechnąć, gdy pocałował jej dłoń. Był wspaniały… I nigdy tak nikomu nie ufała. Bo była to dziwna więź, ale tym samym tak cudowna i ujmująca, że nie dało się z jej rezygnować.
- Więc jutro cię nie będzie?- spytał niby spokojnie, ale Lil przysięgłaby, że na samą myśl o tym było mu ciężko. W jego głosie dosłyszała to, z jakim trudem wypowiedział to niby proste pytanie, a to sprawiało, iż i ona cierpiała.
- Będę…- wyszeptała z błyskiem w oku. Sama bardzo chciała w to wierzyć…- Tylko, że ty się zmienisz… Sytuacja się zmieni… - usłyszała jak James wzdycha ciężko, a chwilę później poduszka zaszeleściła, dając znać, że czyjaś głowa już na niej spoczywa… Lily tak bardzo bała się zasnąć… Nie chciała się obudzić następnego dnia…
Zebrała w sobie cała swoją odwagę i przywołała na twarz uśmiech. Dopiero wówczas odwróciła się i ujrzała Jamesa leżącego bokiem na łóżku. Jedną ręką podpierał głowę, a swoimi ciepłymi oczyma błądził po framugach okna.
Dziewczyna nie potrafiła zadeklarować swoich uczuć… Wiedziała, że odkryła coś wspaniałego! TO napełniało ją jedynym w swoim rodzaju odczuciem szczęśliwości. Ale jakie jeszcze było TO? TO sprawiało, że chciała go pocieszać, kiedy jest smutny, jej dusza się śmiała, gdy on się uśmiechał. I nie chciała albo nie potrafiła go zostawić. Każda sekunda z nim była szczęśliwsza. Gdyby nie świadomość, że już jutro…
I patrzyła na niego jak leżał, wiedziała o czym myśli. Światło księżyca, odbijające się w jego oczach wydobywało myśli na zewnątrz. Blade cienie przemykały mu po zamyślonej twarzy. To było zabawne, ale Lily chyba pierwszy raz widziała Pottera tak poważnego.
- Skąd ten uśmiech? – nawet nie wiedziała, że się samą tę myśl po prostu nie mogła się powstrzymać.
- To nie ważne. – wyszeptała wyciągając się na łóżku tuż obok niego. Z normalnym Rogaczem w życiu nie weszłaby na jeden materac. Chyba naturalne, że bałaby się… Ale ten James był nieśmiały. Skrzywdzi ją kiedykolwiek? Nie… Co najwyżej będzie umierała, gdy zniknie, ale… ale to może zawdzięczać tylko sobie. Jak bardzo można odczuć jego brak? Zastanawiała się czy przypadkiem nie przyjdzie jej rozpaść się na malutkie części, a każda będzie cierpieć bardziej od drugiej.
- Nie żałuj…- usłyszała jego ciepły głos. Zamrugała kilkakrotnie Nie przypuszczała, że aż tak to po niej widać.
Leżeli blisko, patrząc sobie wzajemnie w oczy, świadomi, że nie zobaczą się już więcej. Przynajmniej tak się Lil wydawało…
- Nie wiem za bardzo o czym mówisz. – skłamała, ponownie starając się uśmiechnąć i ukryć smutek zżerający ją gdzieś od środka. Pierwszy raz chciała rozpłakać się z tak błahego powodu. Dlaczego nie przejmie się tym, że opuściła drugi wtorek z kolei w szkole? Pff! Nadrobi go! Przecież jutro też będzie wtorek, ale jego NIE będzie… Dlaczego nie potrafiła skupić się na tym, iż zobaczy Dorcas, że jej to wszystko opowie? Bo Dorcas i tak by nie uwierzyła… ale on uwierzył…
- Wiesz…- powiedział spokojnie, dotykając delikatnie jej policzka. – Nie myśl o tym w ten sposób. Jeśli dane nam było się tak spotkać to nie bez powodu… - wyszeptał podciągając się do niej bliżej. Mówił pięknie, ale może to już koniec jakiegoś cudownego snu?
- Ale…
- Ciiiii…- przytknął jej palec do ust, tym samym powstrzymując ją od wypowiedzenia na głos tego wszystkiego czego się bała. – Jestem tu. Będę i tam. Wierzę ci. Wiem, że wreszcie mnie znajdziesz. I wiem, że w głębi serca wiesz już gdzie szukać. – Lily zamrugała kilkakrotnie. Ta sugestia zdawała się być nadzieją i jednocześnie pogrążeniem. Jeśli ma racje… jeśli ona wie… to i tak nie może się stać. W życiu dobrowolnie by na to nie pozwoliła…
A jednak tak jedynie w swoim rodzaju się czuła, gdy wiedziała, że na nią patrzy, że myśli… Kiedy dotykał jej czule, serce przyśpieszało, dając niepowtarzalne wrażenie bliskości. Nikt jeszcze nie rządził tak rytmem jej życia. Jak on to robił? Nie wiedziała… Wciąż jednak czegoś mu brakowało… Jakiś mały szkopuł, który działał na jego niekorzyść…
- Jest w tobie coś… I to istna magia, ale czarujesz silniej i o wiele…- Lily popatrzyła wprost w jego oczy, co sprawiło, że urwał w połowie zdania. Po prostu przyglądał jej się jakby chciał skopiować jej twarz do ponownego odtwarzania. I wtedy w tych ciepłych, brązowo-orzechowych oczach pojawiły się hipnotyzujące iskierki. I to był James, którego pragnęła pamiętać zawsze… - Jesteś pewna, że nigdy wcześniej między nami nic nie było?- spytał, a owe iskierki zadrgały lekko. Lily poczuła się nieswojo.
Wobec nagłej zmiany jaka nastąpiła wyczuwała instynktownie potrzebę skłamania… Ale… Przyglądała się uważnie tym oczom i nie wiadomo czy to ze zmęczenia czy może zakłopotania wszystko zaczęło jej się mieszać. Tego mu brakowało… Gdyby jeszcze potrafił uśmiechnąć się w ten charakterystyczny sobie sposób…
- Lily?- przypomniał jej o sobie i swoim pytaniu. Co miała mu odpowiedzieć? Może zacząć opowiadać o komórce na miotły, albo szpitalu czy o tym jak straciła pamięć i powiedziała zbyt dużo?
- No więc… - zmieszała się. – Mówiłam ci o chwilach słabości. – powiedziała ostrożnie. Ku jej zaskoczeniu James uniósł jeden kącik ust do góry uśmiechając się huncwocko.
- Chwile słabości mówisz? – powtórzył patrząc się na nią wzrokiem, który tak dobrze znała. Wzrokiem najpiękniejszych oczu na całym świecie… I zanim zdążyła odpowiedzieć, czy cokolwiek spróbować wyjaśnić, Potter przewrócił ją na plecy, tak że leżał nachylając się nad nią. Lily poczuła dziwny dreszcz. Nie powinna tu być z Rogaczem, ale… Nie chciała stąd iść. Wręcz przeciwnie… Z każdą minutą sprawiał, że chciała zostać jeszcze bardziej. – Co to znaczy chwile słabości? – spytał wciąż uśmiechając się do niej w boski sposób i w międzyczasie, kiedy była skupiona na próbie koncentracji swoich myśli rękoma wędrował bardzo powoli wzdłuż jej talii. W Lil wszystko drżało… Sprawiał, że zapomniała o wszystkim, a wciąż chciał odpowiedzi. Choć teraz dziewczyna była w pełni świadoma, że to zabawa. Chciał zapewne sprawdzić jak długo wytrzyma. Ile zdoła ją przytrzymać blisko i daleko, takie droczenie się typowe dla Pottera. Tylko dla którego Pottera?
- To znaczy coś jak… - urwała nie mogąc wypowiedzieć słowa kiedy nachylił się i zaczął delikatnie całować jej szyję. Była pewna, że uważa to za świetną zabawę obserwować jak ona rozpływa się pod jego wpływami. Nabrała powietrza i postanowiła nie poddawać się.- Jak…- zaczęła ponownie o wiele słabszym głosem, ale wówczas James podniósł się i popatrzył na nią zadowolony.
Lily widziała perfekcyjny uśmiech przesycony pewnością siebie, orzechowo-brązowe oczy pełne iskierek rozbawienia, ale i radości. Widziała chłopaka, którego zachowania nigdy nie będzie w stanie przewidzieć. Oto nachylony nad nią James Potter sprawiał, że zapominała języka w ustach.
- Jak?- spytał zmysłowym głosem, nachylając się nad nią niżej i pokonując odległość jaka ich dzieliła. Zatrzymał się jednak na tyle daleko, iż mógł spokojnie obserwować jej twarz. Lily zastanawiała się czy robi to wszystko specjalnie. Zresztą, efekt był świetny! Zapominała o czym miała powiedzieć.
- Jak…- i znów. Kiedy tylko zaczęła nachylił się jeszcze niżej. Lil serce zabiło mocniej. Zdawało się, że już czuje jego oddech. Był mistrzem w przeciąganiu spraw jak najdłużej się da. Nie miała szans żeby z nim wygrać. Już nawet nie chciała próbować! Poddanie się oznaczało brak dłuższych gierek, a ona nie potrafiła dłużej wytrzymać. Nie powiedziała nic, nieświadomie podnosząc się o jakiś milimetr byleby zmniejszyć dystans. James chyba zrozumiał swoją przewagę, gdyż uśmiechnął się flirciarsko nie ukrywając triumfu na twarzy.
- Jak teraz?- wyszeptał pochylając się jeszcze niżej, co pozwoliło mu na delikatne muśnięcie jej ust. Następnie znów spojrzał na nią z góry i Lil nie obchodziło już nic poza tym cudownym uśmiechem i błyszczącymi oczętami. Nie marzyła teraz o niczym innym jak zamknąć go dla siebie. Powoli jej ręce powędrowały wzdłuż jego rąk, zatrzymując się na ramionach i oplatając go dokładnie, ale bez pośpiechu. Nie wypuści go już… Potter ponownie się do niej uśmiechnął i znów pochylił się, składając pocałunek na jej ustach. Tylko tym razem nie pozwoliła ponownie mu się odsunąć. Zatrzymał się o wiele niżej, a Lil pomyślała, że życie bez niego byłoby puste. Przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Miała nadzieję, że nie oderwą się od siebie już nigdy. Dlaczego? Z każdym pocałunkiem czuła się jakby ktoś tchnął w nią życie. Życie pełne nieopanowanego szczęścia, radości… Bez smutków i zmartwień, tylko uczucie… I pomyśleć, że tak niewiele było jej potrzeba… I że właśnie Potter potrafi tak zdobyć jej serce. Nie chciała myśleć nad tym co ich łączyło, ale czuła się wspaniale. I tylko to się liczyło…
- Czy ja dobrze zrozumiałem?!- wtrącił Syriusz z nagłym poirytowaniem, na co James podniósł się i spojrzał w kierunku łóżka przyjaciela. Lily niechętnie zrobiła to samo. Niewiele obchodził ją Black, po tym co zobaczyła tutaj… - Lily wyjeżdżasz gdzieś i nie mówisz mi o tym?!
- Chyba nie ma sensu, żebym ci o tym mówiła. Poza tym nie muszę, bo nie wyjeżdżam. Po prostu…- zastanowiła się jak to ująć w słowach. Spojrzała na James’a. Znów miał spokojny wzrok i poważną twarz. Poczuła ukłucie dziwnego żalu, że im przeszkodzono. Gdyby nie Syriusz to wciąż delektowałaby się tymi iskrami… - …znikam… - zakończyła niepewnie, na co James uśmiechnął się pocieszająco i nachylił się jeszcze raz całując ją.
- UH!!!- dobiegł ich wściekły odgłos z łóżka Łapy. – To chociaż przestańcie się ślinić! – wrzasnął. – Nie mogę spać!- burknął na swoje usprawiedliwienie.
Lily westchnęła. Ale chyba Black miał rację. W normalnych okolicznościach do tego by nie doszło… Cmoknęła James’a po raz ostatni, a tym razem, to on przytrzymał ją nieco dłużej, jakby bał się, że już więcej się nie spotkają. Przerwała pocałunek, bojąc się, że ponownie pochłonie ją smutek, a nie takie chciała mieć wspomnienia z tego dnia…
- Dobranoc…- wyszeptała, odwracając się i kładąc na jednym boku. Poczuła jak James dłonią przesuwa kosmyki jej włosów, które opadły na szyję, a następnie składa na niej delikatny pocałunek.
- Branoc…- usłyszała, a chwilę później objął ją w tali i przytulił się. Bezpiecznie było zamykać oczy wiedząc, że jest obok. Tylko dlaczego to musi przeminąć? Tak sobie zażyczyła… Uśmiechnęła się lekko, kiedy poczuła jak ktoś delikatnie przeciąga palcem po długości jej ręki. Słyszała jego głęboki oddech, który pogłębiał się równo ze zwalniającym tempem palca wędrującego tam i z powrotem. Zmrużyła oczy… Była tak zmęczona… I teraz odczuwała niezwykłe ciepło nie tylko na ciele, ale i w duszy. Nowa nadzieja… Świadomość, że istnieje olbrzymie szczęście mimo wszystko… Powoli odpływała w krainę sennych marzeń. Dłoń Pottera zatrzymała się już jakiś czas temu, a rytmiczny oddech świadczył o tym, że Huncwot śpi. Cisza sprzyjała snom… I kiedy była już półprzytomna, James przytulił ją mocniej, pocałował w uszko i wyszeptał sennym głosem:
- Kocham cię… - Lily bezwiednie odtwarzała w myślach te słowa, tak że śniło jej się jak chłopak w kółko mówi „Kocham cię…”. Dorcas patrzyła na nią przyjaźnie, a Sher gotowa była pomóc. Nawet Tyron się cieszył… I Black… Black poprawiał dumnie fryzurę uśmiechając się. Szczęście dla wszystkich. „Ja ciebie też kocham…”- powiedziała ta Lily ze snu….


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:49, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Zerwała się jakby to był nocny koszmar. Zjawa… Serce waliło jej jak oszalałe. To nie był sen… Natychmiast omiotła dormitorium wzrokiem. Męska sypialnia, ale bez śladów Huncwotów. Nie zważając na to, iż na sobie ma zaledwie sweterek sięgający jej do półuda, wyskoczyła z łóżka i podbiegła do pierwszego z najbliższych dla niej miejsc śpiących.
- Tyron…- wyszeptała sama do siebie, widząc śpiącego chłopaka o ciemnobrązowych włosach. Nie wiedziała czy się cieszy… Pierwsza oznaka powrotu do normalności… Coś z pewnością sprawiło, że poczuła jakby ktoś ścisnął mocno jej serce. „To nie oznacza, że wszystko jest już dobrze”- powiedziała sobie.
Po chwili biegła już do dormitorium dziewcząt. Na tym zależało jej najbardziej. Chyba tak szybko jeszcze nigdy nie biegała. Zatrzymała się pod drewnianymi drzwiami opasanymi nazwiskiem Meadows, Corvin, Elvin i Evans. Oparła się o ścianę i przez chwilę uspokajała oddech. Nie była pewna co zobaczy w środku, albo co chce zobaczyć. Która mogła być godzina? Była strasznie ciemno. Jeszcze przed 6… Na pewno… A może wcześniej niż jej się zdaje? Może to iluzja, że spała tyle czasu… Nie wiedziała…
Wzięła głęboki wdech i położyła dłoń na zimnej klamce. Powoli uchyliła drzwi.
W dormitorium panował mrok, ale Lily od razu rozpoznała kontury 5 łóżek. Doskonale pamiętała, gdzie spały poszczególne dziewczyny. Jej łóżko było puste… Teraz ogarnęła ją wyraźna ulga. Jest normalnie! Normalnie… Wycofała się z sypialni. Mrużąc oczy i delektując się świadomością powrotu. Ale… Nagłe ukłucie dziwnego lęku przebiło jej klatkę piersiową. Była jeszcze jedna istotna rzecz w jej życiu, której nie sprawdziła, czy wróciła do normalności… Czyżby zostawiła ją na koniec z powodu strachu? A może miała nadzieję w ogóle tam nie wchodzić… Nie wiedziała czemu czuła, że powinna… Albo chciała… Coś ją tam ciągnęło….
Westchnęła… Jeśli to zrobi to może być to najgłupsza rzecz pod słońcem. Bo jeśli wszystko wróciło do normy…
„Obiecałaś mu…”
Jeśli wróciło do normy to wkroczy do jaskini lwa. Może się pokaleczyć, albo nie wyjść w ogóle…
„Obiecałaś mu to…”
I co po obietnicach? Sytuacja się zmieniła… Jest ciężko… Ale jaką ma szansę? Musi przecierpieć… Odpocząć i przemyśleć.
„Miałaś go znaleźć…”
Zamarła. Ta świadomość chwytała za serce i wczorajsze szczęście zamieniała w męczarnie. Nawet nie zauważyła kiedy stanęła przed drzwiami dormitorium chłopców. Wpatrywała się w nazwisko „Potter” wygrawerowane na tabliczce. Jaki on będzie? Spokojny i opanowany? Czy szalony i narwany… „Musisz sprawdzić…” powiedziała sobie. Chciała go znaleźć, ale w Potterze? Przecież to były dwie różne osoby… Pokręciła ze zrezygnowaniem głową, kiedy jej ręka zacisnęła się wokół klamki. Jeszcze raz westchnęła ciężko, po czym pchnęła drzwi. Ustąpiły lekko.
W ciemnościach zauważyła już bałagan panujący w dormitorium. Uśmiechnęła się sama do siebie… Huncwoci. Zgrabnie ominęła kupki ubrań na podłodze. Przecisnęła się między łóżkami i z ciężkim sercem zatrzymała nad łóżkiem, gdzie ktoś spał całkiem schowany pod kołdrą. Nie wiedziała co chciała osiągnąć przez przyjście tutaj. Przecież go nie obudzi. Ile stała nad jego łóżkiem? Może minutę, a może godzinę? Trudno określić. Ocknęła się dopiero, gdy Potter przeciągnął się, a pościel zsunęła mu się w głowy. Lil w pierwszy odruchu chciała uciec, ale James rozkopał kołdrę, tak że teraz prawie całkowicie go odkrywała. Jak duże dziecko, które śpi niespokojnie… Powoli dojrzewała w niej myśl, iż to już nie jest jej chłopak.
Ukucnęła przy nim, opierając głowę o materac. Po prostu chciała na niego popatrzeć… To nierozsądne, ale… Pozwalało zapomnieć. Ręką delikatnie przeciągnęła mu po ciemnych włosach, robiąc jeszcze większy nieład. Podczas snu nie widziała różnic… Przypomniały jej się słowa wiedźmy, mówiące o tym, że chłopak sprzed dwóch dni i ten stojący za oknem to ta sama osoba…
Ujęła dłoń James’a i ucałowała ją z dziwną czułością. Jak to nazwać? To uczucie? Które skazała właśnie na śmierć? Ach no tak…
- Kocham cię…-wyszeptała zamykając oczy i powstrzymując łzę spływającą po policzku.







- Lily!- ktoś wrzasnął. Natychmiast otworzyła oczy. Gdzie była? Rozejrzała się i oślepiło ją światło słoneczne. Już ranek… Zasnęła… Zasnęła w dormitorium…
- Ach!- poderwała się puszczając rękę Pottera. Miała tu spędzić kilka minut, a nie kilka godzin! Obejrzała się na osobę za nią.
Black patrzył oniemiały. Ona tutaj… Trzymająca Pottera za rękę… Przecież to wydawało się być niemożliwe. A Jednak… I nagle w Syriuszu pojawiła się szalona myśl. Nie wiedział co Rogaś wczoraj wymyślił na jej urodzinach, ale z cała pewnością podziałało. Świadczyła o tym przestraszona mina Evans… Wystarczyło teraz obudzić James’a. Już otwierał usta żeby krzyknąć na Pottera, a tu…
- Nie!- Lily starała się być jak najciszej. Prosiła. W jej zielonych oczach odbijała się panika. Łapa wyglądał na rozbawionego. Musiała sprawdzić… Nieświadoma tego, że właśnie ma zamiar zachować się dziwnie, podeszła do Blacka i chwyciła go mocno za nadgarstek, nerwowo wpatrując się w śpiącego Pottera. – Kto to? – spytała niezbyt rozsądnie.
- James Potter?- spytał Syriusz przyglądając się uważnie Lilian. Dziewczyna wyglądała jakby ta informacja ją zadowoliła, bo jej oczy zalśniły.
- Jaki on jest?- wyszeptała. To będzie niezbity dowód na to, że wróciła do normalności.
- Evans no!- Łapa odwrócił się patrząc na nią dziwnie. – W co ty pogrywasz. To Potter! Huncwot, Rogacz… I się pytasz jaki on jest? Nienawidzisz go odkąd poprosił cię żebyś się z nim umówiła.
- Poprosił…- to znów był pewny siebie James. Tamten w życiu by się nie odważył. Więc wróciła… Patrzyła się na tę twarz, która wczoraj emanowała spokojem i mądrością. No tak… Teraz będzie musiała wyrzucić z pamięci tamten wieczór. No i… nagle do Lil cos dotarło. Stała tu z najlepszym przyjacielem Rogacza. On mu wszystko przekaże! – Syriuszu… - zwróciła się do chłopaka. – Obiecaj mi, że mu nie powiesz!
- Mam pozbawić kumpla największego szczęścia pod słońcem?- spytał uśmiechając się Huncwocko.
- Syriuszu, proszę cię… Daj mi stąd wyjść i nie budź nikogo. – powiedziała z naciskiem.
- On czekał na to dłużej niż sobie wyobrażasz. – stwierdził Black bezlitośnie.
- Wszystko zepsujesz!- rzuciła próbując ratować się byle czym. Ale podziałało. Łapa zerknął na nią z zaciekawieniem. Lil chciała wykorzystać każdą szansę ucieczki. – Nie mów mu. – podeszła do Syriusza, mając nadzieję, że się zlituje. Musiała apelować do jego lepszej połówki.
- Dlaczego po prostu z nim nie będziesz? – spytał wreszcie Black, krzyżując ręce. – Znajdujesz miliony idiotycznych wymówek, a sama czasem nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo widać, że byś chciała…
Lily zamarła… Jak mógł powiedzieć teraz coś takiego. Jak mógł… Nieświadomie właśnie wbijał jej nóż w środek serca. Postanowiła to zignorować.
- Po prostu obiecaj… Na przyjaźń, która połączyła nas przez ostatnie dni. – wiedziała, że na to nie pozostanie obojętny. Był jej coś winien… Choćby za kłótnię.
- Uciekaj!- rzucił nieco obrażony. Lily niepewnie wpatrywała się w jego twarz. Potter wyciągnął się na łóżku. – Uciekaj, bo on się budzi. – powtórzył już nieco łagodniej. Nie rozumiał takiego zachowania… Ruda unieszczęśliwiała się na siłę. Zerknął na wybudzającego się James’a. Lil zniknęła w przeciągu kilku sekund… Jeśli oni się zejdą to będzie chyba cud…
- Miałem sen…- usłyszał zaspany głos Pottera. – Śniło mi się, że Lily tu była… - Black zmarszczył brwi i przez chwilę walczył sam ze sobą. W duchu przeklinał dzień, w którym postanowił zaprzyjaźnić się z Evans.
- To był tylko głupi sen…
A Lily po raz kolejny uciekła…



- Ja was tylko proszę, żebyście udawały najlepiej jak potraficie!- powtórzyła kolejny raz.
- Wiesz, że zrobiłabym wszystko byle jej się nic nie stało?- Dorcas popatrzyła na Sheryl nieco surowo. Przecież nie była dzieckiem. Najtrudniej będzie się chyba opanować nad szałem radości…
- No to dobrze. – podsumowała Sher. Sama chyba lekko zaczynała się denerwować.
- A poskładałaś jej ubrania w szafkach? – zaciekawiła się Jasmine.
- Nie miałam na to czasu!- brunetka podniosła głos. – Wrzuciłam je na byle jak!
- To świetnie…
- Jeśli masz problem to możesz sama je poskładać!- Corvin aż poderwała się z łóżka, nie zważając na przestraszoną minę Jas, gdy drzwi dormitorium otworzyły się. Trójka dziewcząt spojrzała na nauczycielkę i 2 osóbki wchodzące tuż za nią. Sheryl wstrzymała oddech. Zaczęła się… Byle Dorcas nie rzuciła się Lil na szyję z wrzaskiem „wróciłaś!”, a Jasmine zachowywała się w miarę normalnie.
Jednak wszystkie trzy przybrały zdziwiony wyraz twarzy.
- Pani profesor?- Sher w idealny sposób wyraziła zdziwienie.
- Proszę sprawdzić jej szafki!- zaproponowała Meg. Lily stała nieco z tyłu. Lekko znudzona, lekko zobojętniała. Powoli zdążyła się pogodzić z losem. Jeszcze jej nie wyrzucili. Dramat się przedłuża, a jaki będzie jego koniec? Aż strach pomyśleć…
- Szafki? W jakim celu?- Dor włączyła się do rozmowy. McGonagall zdawała się szukać w zachowaniu wszystkich obecnych czegoś wzbudzającego podejrzenia. Evans jednak powoli układała sobie wszystko w głowie. Tyron wysłał ją tu z premedytacją. Był za dobry w kłamaniu, żeby tak ją wkopać. Z lekkim ożywieniem rozejrzała się po przyjaciółkach. Jas wykręcała sobie palce, Dorcas z poważną miną czekała na odpowiedź, a Sheryl… Sheryl swoimi błękitnymi oczętami wpatrywała się wprost w Lily. To nie było spojrzenie pełne złości… Raczej szukające porozumienia… I Ruda tylko na podstawie iście królewskich oczu zrozumiała, że to wszystko zainicjowała brunetka. Skąd miała pewność? Nauczyła się, że amiriadel na jej palcu wiele pomaga…Wtedy Sheryl zerknęła w stronę obcej dziewczyny. Lil podążyła za jej wzrokiem. Patterson właśnie zmierzała do półek, w których niegdyś leżały ciuchy Lilian.
- O nie!- Ruda natychmiast wróciła do dawnego stylu bycia. – Ty mi się po szafkach grzebać nie będziesz!- z pogardą zwróciła się do Meg, a ta z kolei jakby zaczynała tracić swoją pewność siebie, gdyż odwróciła się by szukać wsparcia w profesorce. McGonagall otrząsnęła się i zdecydowanym, nieznoszącym sprzeciwu tonem rozkazała:
- Panno Evans, proszę pokazać zawartość własnych szafek.
- Czyżby dalej była podejrzewana o spanie w męskim dormitorium? Przecież to absurdalne…
- Elvin dziękuję ci za wyrażenie własnej opinii. – McGonagall wpadła jej w słowo. – Aczkolwiek obecnie staram się pewne fakty ustalić i chyba rozsądne byłoby by mi w tym nie przeszkadzać. – Jas natychmiast odwróciła wzrok. Strasznie szybko można było ją speszyć… - Lilian otwórz szafki. – Zielonooka nienawistnie zerknęła na Meg, po czym zgodnie z wolą profesorki otworzyła pierwszą z szafek. Już po spojrzeniu Sheryl, gdy tu weszła, wiedziała, że nic jej nie grozi, ale nie spodziewała się, że brunetka zadbała o niemalże wszystko. W półce spoczywały jej rzeczy ułożone co prawda niezbyt starannie, ale zawsze był to dowód na jej obecność tutaj. W miarę otwierania kolejnych szafek Lil zdała sobie sprawę, że Sher zapamiętała nawet gdzie chowane kiedyś były bluzki, gdzie spodnie, a gdzie spódnice. Ten fakt mile ją zaskoczył…
- To wszystko.- zakończyła bezbarwnym tonem. Napawała się teraz zdumionym wyrazem twarzy Meg.
- No cóż…- McGonagall wyglądała jakby zabrakło jej słów.
- Mniemam, że panna Patterson dostanie szlaban. – Lil zrozumiała, że tym samym znów wraca do łask. W dalszym ciągu będzie mogła z zapałem studiować tajemnice magicznego świata, zgłębiać je i czerpać z tego korzyści. Hogwart był dla niej jak drugi dom.
- Ty powinnaś zostać wydalona ze szkoły!
- Ale prosiłabym, żeby wstrzymać się z odjęciem punktów Gryffindorowi. – Lilian nawet nie przejęła się wtrąceniem „kretynki”. Jednak niecodziennie zwykła prosić o cofnięcie minusowych punktów. W końcu to tylko pogrążyłoby tę Patterson, ale… Ruda przypomniała sobie dzisiejszą wymianę zdań między dwoma chłopakami na jej roku. Spojrzała na zaskoczoną twarz McGonagall i już wiedziała co odpowiedzieć. – Myślę, że pan Potter byłby zawiedziony, gdyby jego cennie zdobyte punkty zostały stracone przez byle kogo. – profesorka nawet nie skomentowała tej uwagi. Lily uśmiechnęła się lekko. Poczuła ulgę i triumf. Oczyszczona z zarzutów, wolna i znów opanowana.
Kiedy w przeciągu 5 minut zarówno nauczycielka jak i jęcząca Patterson ulotniły się z dormitorium, Lily pomyślała o jednym… Zawdzięczała to dwóm osobom, z którymi była pokłócona. Nawet chwila ciszy jaka zapadła nie pomogła jej w pojęciu tego wszystkiego. Wsłuchiwała się w odgłosy tuż za drzwiami, jednocześnie czując na sobie spojrzenia 3 dziewcząt. Nie wiedziała co powiedzieć, ani jak się zachować. Jednak milczeć wiecznie nie mogła… Nie mogła też ot tak teraz stąd wyjść. Wzięła głęboki wdech po czym odwróciła się do swoim przyjaciółek.
- Lily!- blondynka nie czekając na zbędne słowa zarzuciła jej ręce na szyję. Dorcas nie potrafiła opanować radości. – Czekałam aż wrócisz! Czekałam!- niesamowite było to, iż Ruda zdążyła zapomnieć co to znaczy mieszkać u siebie. Przyzwyczaiła się do dormitorium chłopaków, ale tu każdy kąt miał swoje znaczenie. Tam w cieniu Jasmine, która teraz patrzyła z żywym błyskiem w oku, siadała i płakała cicho zawsze gdy było jej źle. Na tym łóżku ona i Dorcas zawsze plotkowały, w tamtym kącie Sheryl często chowała swoje rzeczy, kiedy chciała coś ukryć a tu spała Lil. Tu trzymała swoje rzeczy, tu spędziła jedne z najpiękniejszych chwil swojego życia… Nieco zszokowana objęła Meadows jak miała to w zwyczaju robić od pierwszej klasy.
- Tak się cieszę!- Dor spojrzała na nią parą niebieskich oczu. Przestało się nagle liczyć to, że się pokłóciły, to, że nie chciała tu wracać. Przecież z Dorcas była pogodzona od dawna… Jak mogła kiedykolwiek nie chcieć tu wejść? W ogóle pomysł opuszczenia dormitorium wydał się jej bardzo głupi.
- Dobrze wiedzieć, że jesteś z nami. – odezwała się cicho Jas. Lily nie potrafiła być na nią zła, za to iż ostatnio tak uparcie wtrącała się w jej sprawy. Ruda uśmiechnęła się do niej serdecznie.
- Dobrze wiedzieć, że tęskniłaś. – rzuciła z nutką radości. Zdała sobie sprawę z tego ile znaczą dla niej te 3 dziewczyny. I wtedy dostrzegła stojącą krok dalej brunetkę, która patrzyła na wszystkie z poważną miną. Sheryl jak zawsze zachowywała zimną krew. Opanowana, chłodna i niewzruszona księżniczka… Lily wiedziała, że nie ma innej drogi jak wreszcie i z nią zawrzeć pokój. Odsunęła od siebie Jasmine i Dorcas, mając zamiar podziękować Corvin za uratowanie jej skóry. Westchnęła ciężko…
- Sheryl…
- Nie będę cię przepraszać. – odezwała się brunetka. – Nie będę szaleć z powodu twojej obecności tutaj.
- Nie chciałam żebyś przepraszała…- Lily zmarszczyła brwi. Ona i Sher miały zbyt trudne charakterki…
- Pfff… Może ty chciałaś przeprosić?- prychnęła dziewczyna, odwracając się do Rudej plecami. Zielonooką strasznie to mierzwiło. W normalnych warunkach już dawno podniosłaby głos.
- Nie…- odparła zdawkowo. – Chciałam podziękować. – Sher zamarła. – Dziękuję za to co zrobiłaś….








- Przeniósł?- w głuchej ciszy ten wyraz zabrzmiał jakoś dziwnie. Ni to niedowierzanie, ni to zdumienie i ni to ulga… Peter powoli pokiwał głową, zamyślając się nad czymś.
- Tylko nie chciał rozejmu.- napomknął dodatkowo blondyn, ale nikt się tym nie przejął. – Powiedział, że i tak by jej pomógł. – Glizdogon zerkał na wszystkich obecnych. James zmarszczył brwi i zamyślił się nad czymś odwracając głowę do okna. Normalne było, że siedział na parapecie, ale nienormalne to, że nie skomentował wypowiedzi Hitchswitcha.
- To chyba dobrze, co?- Syriusz ośmielił się przerwać milczenie. Potter nawet nie drgnął.
- Dobrze?- Remus spytał cicho, jakby nie dostrzegał w tym nic dobrego.
- Glizdek, podrzuciłeś co miałeś podrzucić?- Black zaczął wprowadzać zwyczajowe ożywienie.
- Eeee… no tak. Już wcześniej…
- No to w czym problem?!- Łapa uśmiechnął się huncwocko. – Przecież dzięki temu mamy wolną drogę do działania. Możemy wprowadzić w życie nasz cudowny plan i zniszczyć wroga raz na zawsze! Sam przyjdzie przepraszać i przyzna nam rację. – zakończył z triumfem na twarzy, jakby to była mała pesteczka.
- No nie wiem…- Syri syknął wściekle, kiedy Lupin chciał przedstawić kontrargumenty, na co prefekt umilkł natychmiast doskonale wiedząc, że jego przyjaciel właśnie wpadł w twórczy szał.
Black podszedł do obojętnego na to wszystko James’a. Chłopak tępo patrzył się w przestrzeń za szkłem. Martwił się… Po pierwsze, właśnie wyciągnął pojednawczą dłoń, a Tyron dumnie ją odrzucił. Po drugie nie wie i się szybko nie dowie, czy Lil jest jeszcze w zamku, czy udało się jej jakoś pomóc. Nawet nie wiedział co by robił bez niej w wolnym czasie. Przecież dotychczas jego ulubioną rozrywką było zdobywanie jej względów, a najlepszą zabawą chwile z nią spędzone.
- Stary daj spokój. – poczuł na ramieniu rękę kumpla. – Jesteś 100 razy lepszy od tego śmiecia. Zniszczysz go… Wszyscy go zniszczymy. To tylko podbuduje twój autorytet wśród innych. – Syriusz urwał na chwilę. Potter nawet nie mrugnął. – Chciałeś zgody? A on ją odrzucił. Teraz z czystym sumieniem atakuj! Na początek nasz plan. A później…- Black odsunął się, gdy Rogaś westchnął ze zmęczeniem i zdjął nogi z parapetu.
- A później to ja zdecyduję co będzie. – dokończył zdecydowanym tonem szukający Gryfonów. Popatrzył na zaskoczonego Syriusza, który najwyraźniej nie poznawał swojego przyjaciela. Sama jego mina była dostatecznie dobra, by rozbawić. James uśmiechnął się pewnie siebie… - Już mam kilka wspaniałych pomysłów…- dodał z diabelskim błyskiem w oku.
- No i wrócił Rogacz!- Łapa wyszczerzył swoje zęby. Teraz zacznie się prawdziwa zabawa…








Kolejny kawałek czekolady powoli rozpuszczał jej się w ustach, by za chwilę eksplodować jakimś dziwacznym smakiem.
- Schowałam je od ostatniego Hogsmeade. – wyjaśniła Sheryl zaklejając się toffi. Leżała na plecach, a miękki materac łóżka uginał się pod nią lekko. Głowa opadała jej swobodnie w dół w nogach łóżka, tak, że widziała swoje koleżanki do góry nogami, a jej długie, ciemne włosy zwisały swobodnie układając końcówki na podłodze.
- Wiele rzeczy chowasz. – zauważyła nieco zgryźliwie Lily. Brunetka tylko wzruszyła ramionami. Dorcas uśmiechnęła się. Wszystko wróciło do normy, do swojego porządku i odwiecznego stanu rzeczy. – Jak wam się mieszkało beze mnie?- spytała Ruda rozglądając się z czułością po dormitorium.
- Z pewnością było ciszej. – zauważyła Sher, zastanawiając się.
- Trochę nudno…- przyznała Dori.
- I przede wszystkim tęskniłyśmy. – dodała nieśmiało Jas.
- Trochę musiałyśmy zmienić nasz styl życia. – Meadows rozsiadła się wygodniej na podłodze.
- Taaaa…- Corvin skrzywiła się lekko. – Dziwnym trafem Huncwoci zaczęli wpadać o wiele rzadziej… Mniej ich spotykałyśmy. A trzeba przyznać dodatkowo, że tuż po tym, jak się wyprowadziłaś Jamie przypominał wrak człowieka. – na koniec Sheryl westchnęła ciężko.
- Potter jest dziwny. – Lily skrzywiła się na wspomnienie tego, iż ostatnio ma do niego jakąś słabość. Przypomniało jej się jak chłopak zaproponował jej przyjaźń… Czystą przyjaźń. Od tamtej pory nawet nie nastawał na spotkanie z nią. To było nienaturalne…
- Dziwny w jakim sensie?- Sheryl ożywiła się lekko. Była gotowa bronić tego boskiego rozrabiakę w każdej chwili.
- W każdym. Nie chcę nawet o nim myśleć!- Evans machnęła ręką, marszcząc brwi z lekkim poirytowaniem. Tym samym bezspornie zakończyła męczący ją temat. Prawda jednak była taka, że Rudej trudno było przywyknąć do spokoju jaki nagle nastał. No, ale teraz będzie miała co robić. Wróciła do przyjaciółek, do swojego świata…
- A ja uważam, że to całkiem wartościowy człowiek. – Dorcas postanowiła jednak wtrącić swoje zdanie, nie zważając na wielkie ryzyko jakie to ze sobą niosło. Lilian tylko spojrzała na nią groźnie. – Prawda?- blondynka rozejrzała się po przyjaciółkach, szukając wsparcia.
- Tak, oczywiście. – Jasmine natychmiast zrozumiała i zaczęła pomagać Dor. Lil tylko ściągnęła usta, zerkając na nie podejrzliwie. Wiedziała, że czekają na jej reakcję.
- A ja uważam, że Syriusz jest bardzo…- Evans urwała słysząc cichy syk wydobywający się z ust Dorcas. – No co?!- spytała lekko rozbawiona.
- Nie wspominaj mi o nim przez jakiś czas. – poprosiła Meadows.
- No proszę!- Lily uśmiechnęła się zadziornie. – Skoro Potter jest człowiekiem wartościowym to Syriusz tym bardziej, ale..
- To inna sprawa!- Dori postanowiła twardo trzymać przy swoim. Wciąż nie mogła podjąć ostatecznej decyzji. Black przyciągał ją wszystkim, ale bała się… To nie był dobry chłopak. Już tyle razy dawała mu szansę. Nie zasłużył na ani jedną więcej… Z drugiej strony miała Doriana. Idealny materiał na drugą połówkę… Gdyby tylko był choć trochę bardziej podobny do Syriusza…
- Zachowujecie się jak dzieci!- wtrąciła się Sheryl nieco rozzłoszczona ich zachowaniem. – Potter i Black są równie wartościowi, chociaż…- w tym momencie i Lilian i Dorcas zaczęły gorąco protestować. Wyszła z tego paplanina i wzajemne przekrzykiwanie.
- Cicho…- wyszeptała Jasmine, ale nikt jej nie posłuchał. Nie miała wpływu na dyskusje i rozgardiasze panujące w tym dormitorium. Była do tego przyzwyczajona. Jednak cos nie dawało jej spokoju. Czuła się obserwowana… Nawet w jej myślach głupio to zabrzmiało. Może nie obserwowana, ale z pewnością ktoś słuchał… Rozejrzała się po pokoju, a jej wzrok spoczął na drzwiach. Ktoś albo coś…
Spokojnie wstała z podłogi i podeszła ostrożnie do drzwi. Żadna z jej przyjaciółek nie zwróciła na to zbytniej uwagi. Były zbyt zajęte przekonywaniem pozostałych do własnych racji. Coś ją niepokoiło. Nasłuchiwała… Nie wiedząc czemu poczuła, że lepiej zrobi pochylając się nad szczeliną pod drzwiami. Powoli kucnęła i ku jej zaskoczeniu właśnie w tym momencie do pokoju wsunęła się mała zapieczętowana karteczka. Jas zamrugała szybko.
„Lily Evans”
Odczytała staranne pismo. Chłopak- pomyślała biorąc kartkę do ręki. Dziwne uczucie minęło. Ktokolwiek stał pod drzwiami, właśnie się ulotnił, pozostawiając po sobie mała wiadomość.
Elvin popatrzyła na koleżanki.
- Obie nie macie racji!- Lily właśnie przyduszała poduszkami dwie przyjaciółki. Skąd ona znała takie zaklęcia? Czyżby chłopacy ją nauczyli?
- Przepraszam. – Jasmine podeszła do niej zdecydowanym krokiem.
- Tak?- Evans opuściła różdżkę, uwalniając Dorcas i Sheryl. Nie pamiętała lepszego towarzystwa od swoich przyjaciółek.
- To… to chyba do Ciebie. – szatynka szybko wręczyła jej liścik. Lil ściągnęła brwi, biorąc go do ręki. Gdzieś w tle Sheryl poprawiała włosy pomstując, a Dor rzuciła w brunetkę poduszką mówiąc coś w stylu „Black nie jest wartościowym człowiekiem”. Ruda nie spodziewała się jakichkolwiek wiadomości. Odeszła dwa kroki od koleżanek, po czym rozerwała pieczęć.
„Dziś, punkt 21, przy wejściu do Wielkiej Sali.”






James miał o wiele większe zmartwienie na głowie niż to, że jego zazwyczaj świetnie sterczące włosy nagle przyklapły… Męczyło go poczucie niesprawiedliwości trudnej do opisania. Szedł na obiad z dziwną determinacją, a w brzuchu czuł zbudzonego potwora, który domagał się krwi Hitchswitcha. Czy tak kończą się dawne przyjaźnie? Jedna długonoga panienka o ognistych włosach i już robi się zamieszanie?
- Pamiętaj, na luzie…
- Oh Syriuszu… - Rogacz natychmiast przeczesał sobie włosy dłonią, przywracając im poprzedni bałagan. – Mówisz do profesjonalisty. – przypomniał z chytrym uśmiechem.
- Możemy się jeszcze wycofać. – Remus wzniósł oczy ku sufitowi jakby modlił się, by rozsądek wrócił tam gdzie go już dawno nie było.
- Masz na myśli stchórzyć?- Peter zaśmiał się wrednie.
- Nawet jeśli, to uważam to za bardziej odpowiednie. – stwierdził zdecydowanie Lunatyk, zajmując jedno z miejsc w WS. – Coś czuję, że od dzisiaj przestanę lubić kolacje…
- A ja czuję zapach zwycięstwa. – Black teatralnie wciągnął powietrze w nozdrza.
- Dla mnie to dobra zabawa. – Potter przeciągnął się, ziewając. Ukradkiem zerknął w stronę ciemnowłosego chłopaka, który kończył właśnie swoją zapiekankę.
- Mówię wam, żeby się stąd ulotnić. – Remus zaczął wiercić się w miejscu w miarę upływu czasu.
- Nie ulotnimy się. – Potter przewrócił oczyma. – Zawsze się gdzieś chowamy jak coś zbroimy. Dziś możemy zostać i oglądać przedstawienie z pierwszych rzędów, zamiast z ukrycia. – zakończył huncwockim uśmiechem, ignorując kilka panienek które zaczęły z uwielbieniem mu się przyglądać.
- Może spróbuj pogodzić się z Hitchswitchem jeszcze raz?- zaproponował Lupin, a na jego czole wystąpiła zmarszczka zdecydowania.
- Hitchswitch to dureń. – wtrącił Peter, ale natychmiast dostał widelcem po głowie.
- Nie obrażaj naszego dawnego źródła informacji!- pouczył go James. – I teraz nic nie zjem…- z niesmakiem popatrzył na widelec, którym niedawno stuknął Pettigrewa.
- Przecież mam czyste włosy!- Glizdek natychmiast zaczął się czochrać, udowadniając iż nie ma łupieżu, ani innych dziwactw na głowie.
- Wiesz… Szczur zawsze zostanie szczurem. – Rogaś wyszczerzył się złośliwie, słysząc śmiech Syriusza. Peter tylko zasępił się i zaczął wchłaniać swoją kolację.
- Poszli. – zauważył Black, a w jego oczach zalśniły chłodne iskierki oczekiwanej zabawy.
- No to imprezę czas zacząć…- James zerknął w stronę grupki dziewcząt, którą znał doskonale. Lily, Dorcas, Jasmine i Sheryl… Wszystkie pogrążone w rozmowie. Jak przyjaciółki które spotkały się po latach, a teraz każda zdaje relacje ze swojego życia. Ciekawe czy domyślą się, że w rzeczywistości cała idea doskonałego dowcipu należała do Huncwotów. W sumie to nawet nie był pewien czy chce żeby Evans wiedziała, że to była ich sprawka. W każdym bądź razie… Jeśli ona jest tylko przyjaciółką, to… Chwila! Czy to coś zmienia?
- Rogaczu, żyjesz?- Łapa pomachał mu ręką przed oczyma.
- 5 sekund. Lepiej usiądź. – James uśmiechnął się z niesamowita pewnością siebie, udowadniając, iż wciąż nad wszystkim czuwa. Syriusz zajął miejsce w przeciągu 3 sekund, a w ciągu 2 kolejnych Remus był pewien, że ręce mu się pocą. Aż wreszcie na cała salę rozległo się głośne BOOOM!
- Panowie, tylko przekonująco!- napomniał Black zwracając swój wzrok w stronę wybuchu jak to zrobiła większość uczniów. Ustalili wcześniej, żeby udawać niesamowicie zdziwionych zaistniałą sytuacją, jednak udawanie nie było potrzebne. Najgorsze było powstrzymanie śmiechu, przy tak zabawnym widoku. Syriusz zaśmiał się słabo z wypracowanym niedowierzaniem na twarzy. James po aktorsku mrugał oczyma i udawał zdziwionego. Peter zamarł w bezruchu, zaś Remus pobladł jakby go mieli zaraz powiesić. Cała sala zamarła…
- KTO… TO… ZROBIŁ?!- padły pierwsze słowa ze stołu nauczycielskiego. McGonagall drżała ze złości, pomijając fakt, że cały swój porządny strój w szkocką kratkę miała obryzgany zawartością talerzy ze stołu nauczycielskiego. Tak samo wyglądał Slughorn. Tylko jego duży brzuch zdołał zebrać nieco więcej jednolitej papki.
Potter z trudem powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem. Nie spodziewał się aż tak zabawnego widoku. „Nie zaśmiej się. Nie zaśmiej się.”, powtarzał sobie widząc paćki zapiekanki na twarzy Flitwicka. „Nie zaśmiej się! Nie zaśmiej się!”, napominał się kiedy profesor Hestia zebrała palcem krem ze swojego policzka. „NIE ZAŚMIEJ SIĘ! BĄDŹ SPOKOJNY I SIĘ NIE ZAŚMIEJ!” jak na domiar złego usłyszał cichy chichot Łapy. Jego najlepszy kumpel, wśród szmerów i zamieszania, również nie mógł wytrzymać. Najgorsze było to, że jego rozbawienie, działało bardziej na James’a. Potter dławił w sobie śmiech. Ale jak na złość wszystko przybrało tak samo rozśmieszający wymiar.
W końcu usłyszał:
- Nie wyrobię!- Black krzyknął na całą salę po czym wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. James sam nie wiedział kiedy się do niego przyłączył, ale po kilku minutach doszedł do wniosku, że brzuch go zaczyna boleć ze śmiechu.
- O mój Boże!- Rogaś złapał się za przeponę, łapiąc oddech między kolejnymi salwami śmiechu. Obok Syriusz zataczał się, nie mogąc się opanować.
- To… To było bezbłędne!- wyrzucił zwijając się na swoim miejscu.
- POTTER! BLACK!- nawet nie zwrócili uwagi na wściekłą McGonagall zmierzającą ku nim. – SZLABAN!- dopiero na te słowa oboje jakoś się uspokoili na chwilę. Ale gdy Syriusz podniósł wzrok na profesorkę od razu wrócił do śmiania się. Nie co dzień widzi się wychowawczynię zapaskudzona jedzeniem!
- Łapo…- Remus nieco zniesmaczony i na wpół przerażony próbował przywrócić rozsądek Blackowi. James chichocząc obejrzał się po kumplach. Tacy z nim profesjonalni udawacze, że nie potrafili wytrzymać nie śmiejąc się.
- Szlaban?- powtórzył już nieco spokojniej, próbując nic sobie nie robić z tak śmiesznego widoku.
- TAK! SZLABAN! 2 TYGODNIE I MINUS…
- Chwila chwila…- Rogacz założył ręce w nieco bezczelny sposób. – Za co ten szlaban?- McGonagall wyglądała jakby ją ktoś strzelił w twarz. Zamrugała kilkakrotnie, ale już po chwili opanowała się i wróciła do dawnej złości, choć w nieco bardziej wyrafinowany sposób.
- Za naruszanie regulaminu szkolnego! Nie można wam używać różdżek poza lekcjami, tak samo jak nie wolno wam używać wszelkiego typu zabawek, które wybuchają. Nie wolno wam też ośmieszać nauczycieli, czy siać spustoszenia w szkole, bo to NIE PRZYSTOI! – wyrzuciła jednym tchem. James zamyślił się chwilę.
- Nie naruszyłem dziś żadnego z tych punktów. – stwierdził obojętnie. – No dobrze! – przyznał widząc złowieszczy wzrok McGonagall. – Śmiałem się!- wyszczerzył perfidnie ząbki. – Ale gdyby pani widziała jak to wyglą…
- Nie próbuj się wypierać!
- Jeśli pani myśli, że to my, to niestety jest pani w błędzie. Świetny dowcip, przyznaję. Ale ja nie znam takiego zaklęcia które sprawia, że cała zawartość stołu rozpryskuje się po ludziach przy nim siedzących. – tu uśmiechnął się na same wspomnienie tej cudownej chwili. – Poza tym to nie zostałbym w Wielkiej Sali, bo to jak samobójstwo. Szybciej szukałbym sobie alibi. I nie ma pani dowodów. Mogłaby pani przeszukać moje dormitorium, ale tam i tak nie ma nic takiego. – z triumfem obserwował jak nozdrza McGonagall drżą groźnie. Udało mu się te kobietę doprowadzić do szału, ale co ważniejsze, nie mogła mu nic udowodnić.
- Nikt… powtarzam nikt! Nie pójdzie spać dopóki nie znajdę winnych. – James uniósł z zadowoleniem jedną brew. „Tyronie Hitchswitchu… Bój się…”







Dziwnym trafem nie wysiedziała kolacji. Nie obchodziło jej też całe zamieszanie. Dziewczyny gorączkowo o czymś gadały, a ona siedziała na swoim parapecie i myślała. No bo w sumie… Dużo się tego dnia wydarzyło. Sam sposób pogodzenia się ze wszystkimi wydawał się być nieco wymuszony, co nie zmieniało faktu, że to właśnie Sheryl i Hitchswitch jej pomogli.
A jeszcze to wieczorne spotkanie… Niby nic, a jednak nie wiedziała jak się zachować. Ścisnęła w ręku podręcznik do eliksirów. Wiedziała teraz, że ma sprzymierzeńca, przyjaciela… To był ktoś, kto jej mimo wszystko nie zostawił. A ta „przyjaźń” była inna niż przyjaźń między nią a Dorcas. Coś jej podpowiadało, że ta znajomość jeszcze się przyda… O kim mowa? Naturalnie o Tyronie Hitchswitchu. Nie wiedziała czego się spodziewać, kiedy poszła się z nim spotkać. Dostała tylko swój podręcznik, a chwilę później usłyszała:
- Nie zauważyła go i zapomniała zabrać.- Tyron wepchnął ręce głęboko do kieszeni. Używał tonu lekko obrażonego. Lil na samo to wspomnienie uśmiechnęła się. Zawsze unosił się honorem, ale nauczyła sobie z nim radzić.
Przytuliła twarz do chłodnej szyby i wbiła wzrok w ciemność za oknem. Napawała ją ona dziwnym niepokojem. Evans nie zwykła bać się ciemności, ale tej nocy było w tym coś złowrogiego. Jakby ktoś rzucił czar na gwiazdy i księżyc i kazał im straszyć, tak by serce młodej dziewczyny się strwożyło. I mimowolnie Lil pomyślała o Potterze. Ile się zmieniło od poprzedniego roku, a ile rzeczy zostało niezmiennych. W sumie… To ten sam chłopak. Te same rozczochrane włosy, ta sama dumna sylwetka, ten sam perfidny uśmieszek oraz te same oczy. Zawsze uważała, że jest przystojny. Tylko że gdyby zgodziła się z nim umówić już na samym początku, to stawiałaby chyba na bardzo próżną stronę. Zawsze szukała osobowości, a nie wyglądu. Jaką on ma osobowość? Pewność siebie, duma, przeświadczenie o byciu lepszym… Jego poczucie humoru i jej różniły się bardzo. Potrafił żartować, ale czemu kosztem innych? Gdyby cofnąć czas o jakieś 4 miesiące, to spokojnie powiedziałaby, że „TO coś nie ma ludzkich uczuć”, a dziś wiedziała, że James potrafi być poważny. Najbardziej przerażał ją fakt, iż o tym poważnym i spokojnym Jamesie Potterze myślała chyba zbyt często i zbyt wiele próbowała sobie wyobrażać.
Westchnęła ciężko, przymykając oczy.
- A ciebie wcale nie obchodzi ci się dzieje wokół?!- usłyszała oburzony głos Sheryl. – LILIAN! Słuchasz mnie?- dla świętego spokoju uznała za stosowne się odezwać.
- Nie muszę biegać i szukać źródła informacji, jak wszyscy w Hogwarcie. Gdyby to było coś poważnego to McGonagall zawołałaby prefektów. – stwierdziła rezolutnie. – Poza tym… Jeśli już wróciłam, to skorzystam z dobrodziejstwa jakim są moje koleżanki i poczekam aż one mnie doinformują. – uśmiechnęła się na koniec do brunetki. – Nie wmówicie mi, że nie wiecie, za dobrze was znam. – ostrzegła, gdy Dorcas podeszła do dwójki dziewcząt.
- No jeśli już tak bardzo chcesz wiedzieć…- Corvin teatralnie udała zrezygnowaną.
- Oj! Po ludzku jej już powiedz!- Dor była lekko podenerwowana. Lily zauważyła, że blondynce zależało na jak najszybszym przedyskutowaniu tematu.
- No dobra. – Sher nie do końca zadowolona z faktu odebrania jej zabawy, popatrzyła na Lil nieco wyniośle. – Podczas kolacji ktoś rzucił jakieś zaklęcie na stół nauczycielski. W efekcie całe żarcie wybuchło i jako jednolita papka wylądowało na naszym KOCHANYM gronie nauczycielskim!
- McGonagall była wściekła. – wtrąciła się Jas z lekkim przestrachem. – Ponoć od razu zaczęła wrzeszczeć…
- To fakt…- Sheryl ponownie przejęła pałeczkę. – A co ciekawsze… Na kogo nawrzeszczała?- Ruda zdumiona zajściem jakie ją ominęło, nie potrzebowała podpowiedzi do tego pytania.
- Huncwoci…- wyszeptała.
- Otóż to. – Corvin wyglądała na wielce niezadowoloną z tego faktu, a na dowód tego, że nie chce o tym gadać poszła szykować się do spania. Dorcas cicho skradła się bliżej zamyślonej Zielonookiej, po czym usiadła na łóżku przy oknie. Nie chciała jej przerywać. Z pewnością to o czym myślała Lil było ważne, gdyż na jej czole pojawiła się mała zmarszczka, ale…
- Co o tym myślisz?- delikatny głos Meadows wyrwał Lilian z zamyślenia. Ruda zamrugała, po czym zerknęła na przyjaciółkę.
- Chyba to naturalne, że to oni, prawda?- wyraziła swoje zdanie.- To byłoby zbyt piękne, żeby od początku roku nic nie zbroili.
- Niby tak…- Dor niechętnie przyznała rację. – Tylko tym razem wyglądają na niewinnych.
- Jak to wyglądają na niewinnych? – zaciekawiła się Evans. Nie wyobrażała sobie niewinnych Huncwotów.
- Zazwyczaj śmieją się z ukrycia, a dziś ponoć siedzieli na sali. Rogacz kazał sobie zrewidować pokój dla oczyszczenia z zarzutów. – wyjawiła Dorcas. To zmusiło Lily do głębszego zastanowienia się.
- Ale przecież… To musiało być zaklęcie Leviangarpusa. Tego nawet nie ma w szkole! Kto normalny sięgałby do grubych podręczników o „Genialnych uczonych, odkrywców, których niedoceniono”? Tylko Potter i jego banda! Nie uwierzę, że ktoś inny zna to….
- Ty wiesz co to było za zaklęcie?!- Sheryl wyskoczyła zdziwiona.
- Oczywiście, że wiem, bo…
- Nawet się nie odzywaj! McGonagall właśnie teraz przetrząsuje dormitorium Huncwotów, mając nadzieję znaleźć jakikolwiek znak znania tego głupiego zaklęcia! Myślisz, że skończy na ich sypialni? Powiedziała, że nie zaśnie nikt póki ona nie znajdzie winnych! Z tego co wiem to Slughorn przetrząsa Slytherin.
- Aż tak tragicznie?- teraz Lily przeżyła prawdziwy szok. To znaczy, że cała szkoła została postawiona na nogi, a jej to nawet nie obchodziło. Tylko dziwił ja fakt, że Huncwoci dali przeszukać własną kryjówkę. Przecież to co trzymają tam, normalnie wystarczy, by dać im szlaban do końca życia. Chyba że… To było zrobione z premedytacją, a oni przewidzieli, że ktoś będzie ich przeszukiwał. Pozostaje jednak pytanie: gdzie dowody?










- Nie posprzątam tego do końca życia…- Remus załamał ręce, podczas, gdy Syriusz, Peter i James cieszyli się udaną rozgrywką. – Nie mogłeś mniej przekonująco przewracać rzeczy w naszym dormitorium? – spytał z nutką goryczy.
- Oj tam! Marudzisz przyjacielu!- stwierdził Łapa, uśmiechając się radośnie.
- Jesteśmy czyści!- krzyknął uradowany Potter. – Nawet jeśli Glizdek zawalił sprawę, to na bank nie pójdzie na nas!
- Ej!- Pettigrew nagle przerwał te wielką euforię z lekko obrażona miną. – Dlaczego niby miałbym zawalić?
- Ech, te głupie pytania…- westchnął Black, wyglądając przez drzwi. – Idzie do nich!- poinformował wszystkich, ale Rogacz w przeciągu sekundy znalazł się przy drzwiach. To było jedno z tych niesamowitych uczuć. Jak na meczu, kiedy goni za zniczem a szukający drużyny przeciwnej leci ramię w ramię. Musiał tam być… Musiał to zobaczyć…
- A ty gdzie?!- Łapa aż się poderwał, kiedy James wychodził z dormitorium.
- Zobaczyć upadek Hitchswitcha. – Rogaś wyszczerzył ząbki w podły sposób, po czym ignorując oniemiałych przyjaciół, wyszedł na korytarz. Już wiedział, że zwyciężył. W momencie, gdy tylko zaczął zbliżać się do otwartych drzwi dormitorium na końcu. Cicho podkradł się jak najbliżej i oparł o framugę, rozkoszując się widokiem McGonagall stojącej na środku pokoju i rozglądającej się z determinacją w oczach. Na podłodze już leżała połowa rzeczy chłopaków. Wszyscy wyglądali na wściekłych. Takie widowisko z tak bliska!
- Hitchswitch… - nauczycielka przerwała mu. – Wystarczy. – Rogacz aż oniemiał, kiedy pozwoliła im skończyć. – Jesteś kapitanem szkolnej drużyny Gryfonów i zawsze zachowywałeś się dość dobrze. – wytłumaczyła.
- Dziękuję pani profesor. – brunet stojący za plecami McGonagall nie wiedział co zrobić, kiedy usłyszał ten spokojny i opanowany głos Tyrona. Przecież to było nie do pomyślenia! Wystarczyło, żeby kazała mu otworzyć jeszcze jedną szafkę i wyciągnąć z niej rzeczy! I Wtedy Hitchswitch zauważył Pottera.
- A ten co tu robi?- spytał z odrazą. Nauczycielka obejrzała się natychmiast.
- Potter! Kto ci pozwolił wychodzić z dormitorium?!- McGonagall podniosła głos.
- Spokojnie pani profesor. – James uśmiechnął się drwiąco do ciemnowłosego chłopaka zbierającego swoje rzeczy. – Chciałem zobaczyć kto wymyślił tak genialny pomysł z tym jakimś tam zaklęciem.
- I oczywiście myślisz, że tutaj znajdziesz winnych?- Hitchswitch wyglądał jakby zaraz miał go rozszarpać.
- To chyba logiczne, że tu skoro zostało tylko wasze dormitorium do przeszukania, a z tego co wiem to inni opiekunowie nic nie znaleźli.
- Potter nie pozwalałam ci!- profesorka podniosła głos, chcąc zaprowadzić porządek.
- A nie uważa pani, że mi się to należy, po tym jak mnie pani oskarżyła?- James wiedział teraz, że trafił w sedno. Będzie mógł zostać i rozkoszować się widokiem przegrywającego Hitchswitcha. Kwestia tylko jak zwrócić uwagę McGonagall na dowody. – Nie przeszkadzajcie sobie. Opróżniajcie szafki dalej. – zachęcił z lekką bezczelnością. Opiekunka Gryffindoru jednak postanowiła to przemilczeć.
- Już skończyli, Potter. – oznajmiła oschle.
- Już?! Nam pani kazała wywrócić dormitorium do góry nogami!- James perfekcyjnie udał zdenerwowanie.
- Byliście głównymi podejrzanymi!- fuknęła młoda nauczycielka.
- To teraz każdy jest głównym podejrzanym!- Rogaś pozwolił sobie krzyknąć.
- Nie podnoś głosu, Potter! Ostrzegam cię…
- Bo mam rację?! Da mi pani szlaban?! Za to, że mówię prawdę?! Niech cholera weźmie taką sprawiedliwość w Hogwarcie!- zakończył dumnie, po aktorsku wywalając jedną z szafek nocnych, której zawartość rozsypała się po podłodze. McGonagall z pewnością ukarałaby Pottera za tak bezczelny czyn i już otwierała usta żeby dać mu szlaban, ale…
„Jest!”… James był pewien, że po długich staraniach profesorka dostrzegła to co powinna była znaleźć. Na domiar złego książeczka, która wypadła otworzyła się przecudnie na założonej stronie.
„Zaklęcie Leviangarpusa” – głosił tytuł strony.
- Co to?- James, pomny tego, iż nie powinien wykazać się tym razem wiedzą ponad poziom, podniósł książkę, ignorując pobladłą ze złości i zaskoczenia McGonagall. Jednak, gdy tylko miał zamiar udać, że czyta z zainteresowaniem, profesorka wyrwała mu lekturę z rąk.
- Oddaj to!- rzuciła cierpko. – Czyja to książka?- spytała rozglądając się po 4 chłopakach zamieszkujących to dormitorium.
- Ja nie pamiętam, żeby któryś z nas taką miał. – wyznał Conrad.
- Gdybyśmy mieli to byśmy pamiętali. – Jack uśmiechnął się, chcąc rzucić lekki żart. Wszyscy instynktownie wyczuwali, że właśnie Potter zaatakował.
- Nie dyskutować! Rzuciliście to zaklęcie na stół nauczycielski!
- Przepraszam panią, ale jakie zaklęcie?- Tyron zmarszczył lekko brwi, nie przejmując się uciechą Pottera.
- Nie musicie udawać, że go nie znacie. – McGonagall aż drżała. – Nie było was na kolacji!
- Uczyliśmy się w dormitorium. – wtrącił się Mark.
- Wszyscy?!- nauczycielka wyglądała jakby dostała czystej furii.
- Nie. – sprostował Hitchswitch. – Mnie nie było w dormitorium. – James aż zachichotał. Ten idiota nie potrafił nawet znaleźć dobrej wymówki! Powinien się lepiej trzymać wersji o nauce w dormitorium.
- W takim razie gdzie byłeś?!- Rogaś przyglądał się jak na to pytanie Tyron zyskuje jeszcze większy spokój i powagę na twarzy, a później brązowe oczy Hitchswitcha spojrzały wprost na niego.
- Byłem na spotkaniu. Z dziewczyną. – James przestał się uśmiechać. Poczuł niemiły skurcz na słowo „dziewczyna”. Tak jakby już wiedział… „Zabiję go…”, obiecał sobie. „Jeśli to ona, to go zniszczę”.
- Z dziewczyną?!- McGonagall prychnęła.
- To chyba nie jest jeszcze zabronione pani profesor.
- Wasza nieobecność na kolacji świadczy przeciwko wam. – oznajmiła nauczycielka. – Pójdziecie teraz ze mną, gdyż nauka i spotkanie z… z…jakąś uczennicą nie są wystarczające by się z tego wyciągnąć!
- Dobrze pani profesor. Aczkolwiek uważam, że Lily Evans mogłaby potwierdzić moje słowa, co dałoby mi więcej wiarygodności. – James aż poczuł jak coś się w nim gotuje. Zerknął wściekle na Hitchswitcha i jego chłodny, opanowany wyraz twarzy. Jak on go nienawidzi! Nienawidzi całym sercem!
Tyron tylko przelotnie spojrzał na Pottera, wychwytując z jego zachowania zazdrość jaką bardzo chciał wzbudzić oraz doskonale widoczne „jeszcze się policzymy”. Tak więc jeszcze będziemy się spierać o to kto jest bliżej Lilian…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:50, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Nie radziła sobie praktycznie z niczym. Kto jej teraz słuchał? Jak definiowała szczęście? Kiedyś szczęście to były jej 3 przyjaciółki. Szczęściem była Dorcas, Jasmine i Sheryl, które pomagały jej w każdej chwili. A teraz? Teraz szczęście było czymś więcej. Chyba każdy to wyczuł. Wystarczyło kilka tygodni by i jej koleżanki to zauważyły. Straciła dawny entuzjazm… Dawną radość.
- Nie wiem co się z tobą dzieje, ale nie lubię jak się smucisz. – usłyszała wczoraj od Dorcas. Lily naprawdę doceniała to co dawała jej blondynka. Meadows zawsze była blisko, tylko tym razem problem tkwił głębiej… Rudej nie starczała już przyjaźń tej dziewczyny.
Owszem, pierwsze dni jej powrotu były przepiękne. Nadrabiała tyle wspólnych wieczorów, tyle uśmiechów, żartów i rozmów. Ale co potem?
James zgodnie z obietnicą przestał się narzucać, więc było odrobinę spokojniej. Chwilami miała wielką ochotę, żeby do niego podejść i zagadać, ale czy zrobiłaby to normalnie? Nie… Chyba że pod wpływem szantażu lub namową innych. Tylko nikt jej nie namawiał. Nikt teraz nie podpowiadał: porozmawiaj z nim… Nie miała osoby, która wmawiałaby jej uparcie, iż to chłopak odpowiedzialny i wspaniały- odpowiedni. Czasem miała wrażenie, że gdyby ktoś włożył w podobne namowy odrobinę serca, to by posłuchała. Nie umiała wyjaśnić tego dziwnego odczucia… Gdy go widziała miała ochotę zniknąć i nigdy więcej go nie widzieć, bo… Bo on radził sobie bez niej całkiem dobrze. Żartował, uśmiechał się, niszczył szkołę… Słowem wszystko po staremu… W ciągu ostatnich dwóch tygodni udało jej się raz z nim porozmawiać i była to rozmowa zakończona kłótnią, a wplatany był w to Hitchswitch i jego przyjaciele.
Tyron dużo z nią nie rozmawiał. Ograniczali się do zwykłego „cześć”. I to chyba było najgorsze. W istocie brakowało jej najbardziej Jacka, Marka, Conrada i Tyrona… Przywykła do nich. Dzięki nim się zmieniła. Nabrała poczucia humoru, stała się może odrobinę bardziej szalona i rozrywkowa… A teraz? Teraz wróciła do poprzedniego stanu rzeczy i nie może usiedzieć w miejscu. Usycha, ginie… Nie potrafi się ratować. A zaistniała sytuacja nie pozwala jej na odwiedziny u przyjaciół. Dlaczego?
To może dłuższa historia, ale pamiętała o kłótni Hitchswitcha z Potterem. Pamiętała o problemach z fanklubem Pottera oraz pamiętała o tym jak Jack, Mark i Conrad byli pewni, że Huncwoci teraz ich zniszczą. Lil nie miała wątpliwości, że szlaban jaki Tyron i jego kumple dostali za jakiś wybryk w Wielkiej Sali w istocie należał się Blackowi, Potterowi, Lupinowi i Pettigrewowi. Była też w stu procentach pewna, że to jest właśnie to, czego obawiali się tak Mark, Conrad i Jack. Wystarczyła jej jedna rozmowa z tą trójką, by zdobyć się na odwagę i pogadać z Jamesem.
- Lily, oni nas zniszczą!- jeszcze dziś pamiętała jak Jack pokręcił głową i zasmucił się.
- Pogódźcie się. – powiedziała zdecydowanym tonem.
- To takie łatwe?- wtrącił się Mark. – Wystarczy wyciągnąć rękę i już zgoda?
- Doskonale wiesz, że tu trzebaby cudu. – stwierdził Conrad patrząc na nią z lekkim zrezygnowaniem. – My teraz mamy szlaban, zarobiliśmy po minus 50 punktów za każdego z nas, a cały Gryffindoru nas nienawidzi.
- No, ale za to mamy uwielbienie Ślizgonów. – zażartował smętnie Jack.
- Najtrudniejszy w tym jest Rogacz. – Conrad ciągnął swoja wypowiedź. – Trzeba go przekonać do zgody, bo Tyron pierwszy ręki nie wyciągnie. To typ zwycięscy…
- Potter też jest typem zwycięscy…- nachmurzyła się. Jednak już wtedy wiedziała, że musi jakoś pomóc. Czuła się poniekąd współwinna.
Następnego dnia zawitała w dormitorium Huncwotów. Gdy tylko weszła od razu zobaczyła olbrzymi bałagan, który po mieszkaniu z Tyronem i innymi już tak bardzo nie raził.
- Lily? Ty tutaj? – przywitał ją zdziwiony Remus.
- Ja… mam sprawę. – niesamowite jak bardzo mogła się speszyć. Wystarczyła 4 chłopaków, którzy wlepili w nią swoje spojrzenia, jakby była jakimś rzadkim zjawiskiem.
- Cos do zrobienia?- Lunatyk już chwytał swoja plakietkę prefekta.
- Nie, nie…- Lil szybko zaprzeczyła. – To nie jest związane z naszymi obowiązkami. W zasadzie mam sprawę do niego. – tu kiwnęła głową na James’a, który aż wytrzeszczył na nią oczy.
- Do mnie? – spytał zaskoczony. – Ty masz sprawę do mnie?
- Tak…- przyznała speszona.
- To może my mamy wyjść?- zaproponował Black z uśmiechem.
- Nie!- Ruda na ten niezbyt śmieszny dowcip odzyskała zwykłą pewność siebie. – To dotyczy waszej czwórki. – dodała bardziej zdecydowanie. – Chciałam prosić James’a, żeby przeprosił Tyrona.
- Co?!- Potter aż podniósł głos i poderwał się.
- Wiesz, że to wy ich wkopaliście z tym zaklęciem. Nie zasłużyli na takie okrucieństwo. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo…
- To chyba ty nie wiesz o co prosisz. – Rogacz aż zmarszczył brwi. – Kłótnia poszła o ciebie. On zwymyślał tam jakieś niestworzone rzeczy, które nigdy nie miały miejsca i ja tego popuścić teraz nie mogę…- dość ostry głos bruneta oznaczał tyle co „nie zniosę sprzeciwu”.
- Ale cierpią na tym niewinni! – zdenerwowała się. – Oni nic ci nie zrobili!
- Nie są do końca tacy niewinni…
- My też możemy na tym ucierpieć. – stwierdził Syriusz nieco butnie. – A jesteśmy osobami pobocznymi. Oni biorą w tym udział na własne żądanie. Zapewne szykują odwet.
- Nie zdziwiłabym się…- rzuciła ponuro Lil. – Tez bym się zemściła…
- Dzięki za tę wiadomość moja droga. – Łapa przewrócił z poirytowaniem oczyma. – Myślałem raczej, że będziesz po naszej stronie, ale widzę, że wolisz chłopaka, który skłamał, że z nim spałaś. – na te słowa Evans aż pobladła.
- Nie wolę żadnego chłopaka!- krzyknęła stanowczo. – Gdybym kogoś szukała to z pewnością nie byłby to nikt z przyjaciół!
- O! To znaczy, że Rogacz ma szanse? – Glizdek zarechotał cicho z własnego dowcipu, ale szybko urwał krótkim „ała!”, kiedy James uderzył go w potylicę.
- Dlaczego nie z przyjaciół?- zdziwił się Potter.
- Właśnie. – Remus zmarszczył brwi. – Wydawałoby się, że chłopak musi być osobą bliską.
- Dobrze znaną. – dodał Black. Lily tylko popatrzyła na niego wściekle.
- Wystarczy popatrzeć na ciebie i Dorcas. – dopiekła. – Przyjaciele, którzy teraz ze sobą nie rozmawiają!- rzuciła, notując z satysfakcją, że mina Syriusza zrzedła.
- Dobra księżniczko, to było wredne. – stwierdził James. Mimo tego, że obiecał jej tylko stosunki przyjacielskie, nie potrafił odzwyczaić się od niektórych nawyków… Brakowało mu czasem tego.
- A według mnie ty się boisz. – Syri postanowił się odgryźć.
- Ja się boję?- Lil podniosła wysoko jedną brew. Ten wyzywający wyraz twarzy miała po części od chłopaków, z którymi dzieliła dormitorium, jednak perfekcyjnie opanowała to dopiero gdy przyjrzała się Potterowi. Nikt nie robił lepiej takich min… - Niby czego? – prychnęła. – Mogłabym wszystko.
- To znajdź chłopaka, bo zostaniesz starą panną!- Lilian aż zamrugała kilkakrotnie.
- Łapo!- Lunatyk starał się napomnieć przyjaciela.
- Wole zostać starą panną niż…- urwała, zdając sobie sprawę, że mogłaby urazić dobrego znajomego, który nie raz jej pomagał, kiedy została sama. Tego samego, który wpędził ja w kłopoty, a potem z nich wyciągał, ale który udzielał jej wsparcia w trudnych chwilach.
- Niż…? – Black nachmurzył się. – Dokończ!- rozkazał władczym tonem, a jego błękitne oczy zalśniły złowieszczo.
- Nie przyszłam tu, żeby się z tobą kłócić!- odparła prostując się dumnie. – James powinieneś przeprosić Tyrona.
- Jaaasne. – Potter nie wyglądał na do końca zadowolonego. Zrobiłby dla niej wiele, ale wyciągnięcie ręki do Hitchswitcha nic by mu nie dało. Dalej by go olewała i udawała, że jako przyjaciele nie musza ze sobą rozmawiać. W sumie, to nawet nie potrafił wytłumaczyć czemu tak się zachowywała. Przecież tak niedawno byli bardzo blisko…
- To znaczy, że go nie przeprosisz?!- podniosła głos i ściągnęła brwi.
- To znaczy, że nie. Dlaczego on nie może wyciągnąć ręki pierwszy? – spytał Rogaś z podenerwowanymi iskierkami w oczach.
- A dlaczego Ty nie możesz?! Przecież wiesz jaki jest Tyron!- popatrzyła na James’a, nie ukrywając złości.
- Tyrona jesteś w stanie zrozumieć, chociaż to on namieszał, a mnie już nie?- Potter uniósł nieco jedną brew.
- Nie chcę żeby ktoś ucierpiał. – wytłumaczyła naburmuszona.
- Nikt nie ucierpi. – Potter natychmiast złagodniał. Więc się martwiła… O wszystkich. Była na tyle zdeterminowana, żeby przyjść do niego. James westchnął ciężko. Mimo wszystko nie chciał aby odchodziła niezadowolona, bądź z błędnym odczuciem, iż to Huncwoci są winni. – Posłuchaj Lily…- zaczął spokojnym i cierpliwym tonem. Spojrzała na niego zielonymi oczyma, w których tańczył ogień zdenerwowania. Chłopak przez ćwierć sekundy się w nie wpatrywał, świadomy, że musi się wyrwać, bo inaczej ulegnie zatraceniu, a ich „przyjaźń” padnie… - Ja rozumiem, że chcesz wprowadzić zgodę za wszelką cenę, ale nie wyciągnę teraz ręki.
- Ale przecież…
- Nie wyciągnę teraz ręki, - James przerwał jej niegrzecznie. – ponieważ kiedy chciałem się pogodzić Tyron tę rękę odtrącił, najwidoczniej uważając zgodę za uwłaczającą jego czci. – na te słowa Evans znieruchomiała. Potter chciał się pogodzić? Patrzyła na tego bruneta, próbując znaleźć coś w jego oczach, co powiedziałoby jej, że skłamał. Jedno spojrzenie i wiedziała…
- Kiedy?- powiedziała, czując jak schnie jej w gardle.
- Co kiedy?- Black wciąż lekko obrażony użył gburowatego tonu, kiedy usiadła obok niego.
- Kiedy próbowaliście się pogodzić?- to pytanie kierowała tylko i wyłącznie do James’a. Już wtedy jemu tam ufała najbardziej. Potter pojęcia nie miał jak to ubrać w słowa. Gdyby nie to, że postawił sobie za punkt honoru wytrwać jako przyjaciel, to z pewnością mógłby się do niej zacząć przymilać w sposób żartobliwy, żeby nie wyjść na osobę aż tak bardzo zamartwiającą się jej losem.
- Tamte dziewczyny cię wkopały. Wszyscy się martwiliśmy… Chciałem sojuszu, żeby móc ci pomóc…- odparł beznamiętnie Rogaś, nie wiedząc jakiej reakcji ma się spodziewać. Dziewczyna zamrugała tylko kilkakrotnie. Chciał się pogodzić… dla niej? Był w stanie zrezygnować i poddać się, tylko po to, żeby mieć pewność, iż… Lily nie była w stanie tego pojąć. Jednocześnie coś ją w tym tknęło, coś ruszyło… Przygryzła nerwowo jedną wargę.
- Chciałeś się poddać?- spytała już normalnym tonem, choć z lekkim niedowierzaniem. Rogacz zerknął dumnie w jej oczy. I oto nadeszła chwila, w której James Potter upadł… Bez względu na to, co powie i tak sam przed sobą wie, że się zmienił. Jaki wariat rzuca wszystko dla dziewczyny?
- Chciałem, żebyś została…- Ruda zrozumiała to bardzo dobrze. Nijak nie potrafiła jednak wyjaśnić dlaczego to krótkie stwierdzenie tak bardzo podziałało na jej emocje. Wywołało tęsknotę za czymś czego mieć nie mogła. Pewnie jeszcze nie raz ją to czeka, ale dlaczego akurat teraz musiała zobaczyć i przypomnieć sobie James’a Pottera, którego poświęciła dla powrotu do swojego życia?!
- Przepraszam…- powiedziała tylko odwracając się ku zaskoczonemu Jamesowi oraz reszcie Huncwotów. Potter nie zdążył nawet wymyślić sensownej odzywki by ja zatrzymać, a przecież czuł i zauważył, że coś się stało. Już jej nie było… Wybiegła stamtąd taka poruszona…
- Te, co ją ugryzło?- Syriusz najwidoczniej również był zaskoczony.
- Nie wiem…- James wciąż patrzył w drzwi jak zauroczony, zastanawiając się ile jeszcze czasu potrwa zanim któreś z nich odzyska rozum i przestanie udawać przyjaciół…
Naturalne było to, że po czymś takim Lily poczuła chwili, żeby się zaszyć i uspokoić. W ciągu tych wielu dniu, które zdążyła już spędzić z dziewczynami po rozstaniu z czwórką łobuzów, Evans zaczęła dość często spotykać się z Tomem. Ten młody mężczyzna fascynował ją coraz bardziej. Nie tylko swoim dziwnym podejściem, ale również tym, że rozumiał ją bez słowa. Wystarczyło, by udostępniła mu swoje myśli. Może to był wybryk jej fantazji? Może szalała i wymyśliła sobie przyjaciela, który pojawia się po potarciu pierścienia z amiriadelem… Nie wiedziała, ale faktem było, iż to czego nauczył ją Tom dawało rezultaty w życiu. Lily potrafiła już za pomocą oczka w pierścieniu sprawdzić czy ktoś mówi prawdę, czy nie. Mogła czasem odnaleźć prosta informację. Tym samym pozwalała Tomowi na poznanie siebie z każdej strony. Tylko on doradzał jej, aby trzymać się z daleka od Pottera i stwierdzał, że upodobanie jego osoby jest chwilowe. Tylko Tom był w stanie pocieszyć ją, kiedy czuła się źle, tak jak po rozmowie z Huncwotami. Tak, więc Lil odwiedzała go regularnie. Riddle pytany o to czy nie jest tylko wytworem jej umysłu, odpowiadał tajemniczo „niedługo się zobaczymy”.
Kolejną ważną rzeczą mogła być poważna rozmowa z Hitchswitchem, przy jego przyjaciołach… Lily pamiętała, że była bardzo podenerwowana.
- To ty!- wpadła do dormitorium chłopaków jak burza.
- Co?!- Tyron zmarszczył brwi, nie ukrywając zaskoczenia. – Lily nie powinnaś tu przychodzić, te dziewczyny mogą jeszcze węszyć….
- Mam gdzieś te dziewczyny!- krzyknęła wściekle. – Potter chciał się pogodzić!- wyrzuciła. Wywołała tym samym chwile ciszy, spochmurniały wyraz twarzy Hitchswitcha oraz zdziwione miny Conrada, Marka i Jacka.
- Chciał się pogodzić?!- Jack aż otworzył szeroko buzię.
- Chciał. – potwierdziła Evans z podenerwowaniem. Więc na dodatek Tyron nie poinformował o tym przyjaciół.
- Nie pogodziłeś się z nim?!- Mark popatrzył na Hitchswitcha z zawodem.
- Nie. – przyznał ciemnowłosy chłopak. – Gdybym przyjął tę rękę na zgodę to tak samo jakbym stwierdził, że może cię podrywać. – zwrócił się z poważną mina do Rudej.
- Pff!- dziewczyna prychnęła złośliwie. – Sama mogę zdecydować kto ma mnie podrywać, a kto nie! – szturchnęła Hitchswitcha w pierś. – A ta wasza kłótnia jest idiotyczna! Spodziewałam się po tobie więcej rozsądku, ale widzę, że to Potter jest mądrzejszy tym razem…
- Ach tak?!- chłopak podniósł głos. – To idź do niego i go pochwal! Za to co on wyprawia!
- A żebyś wiedział, że tak zrobię!- Lil czuła jak jej gniew sięga zenitu, a gardło zaczyna bolec od wrzasku.
- No i dobrze!
- I dobrze!
- I tak wiem, że do niego nie pójdziesz!
- Ja też wiem i co z tego?!- przez chwilę piorunowali się wściekłymi spojrzeniami. Oboje dysząc ze złości. Aż tu nagle…
- Jesteście rąbnięci. – zdegustowana mina Marka robiła swoje. W chwile później dał się słyszeć śmiech Jacka, a minutę po wszyscy byli równie rozbawieni.
I właśnie za tym Lily ostatnio tęskniła… Za szaleństwami i za ich towarzystwem, które zmieniło ją od podstaw. Inaczej jest się zwierzać dziewczynom, a inaczej chłopakom. Lily rozmawiając ze swoimi byłymi współlokatorami miała sto procent pewności, że nikt nie będzie zazdrosny o chłopaka. Nie było tak takich problemów jak „miłostki”. Sama zabawa i kłótnie od czasu do czasu…
Ruda westchnęła ciężko, wyglądając za gruba szybę. Ciemność, chłód i mrok… Za oknem nic…
- Lily?- usłyszała delikatny głos Dorcas. Nawet nie drgnęła. Poczekała aż jej przyjaciółka zajmie swoje miejsce na parapecie. – Co ci jest?- Ruda popatrzyła na zatroskaną blondynkę najłagodniej jak potrafiła.
- Nic, Dori… - odparła, uśmiechając się słabo. – Jestem trochę zmęczona. Chodźmy spać… - i choć ta odpowiedź wcale nie zadowalała Meadows, to Dor była zmuszona na dzisiaj ją zaakceptować. Przebrały się i wlazły do łóżek, nie czekając na Sheryl i Jasmine, których jeszcze nie było.
- Dobranoc Dorcas.
- Dobranoc Lily… I tak wiesz, że jutro to wszystko z ciebie wyciągnę. – oświadczyła najspokojniej w świecie blondynka. Lily uśmiechnęła się tylko do siebie. Wiedziała o tym doskonale…





- I co o tym myślisz? – spytał uradowany Black. James sam nie wiedział co ma sądzić o tym porąbanym pomyśle. W sumie to był on tak pokręcony, że aż dobry.
- Mi się podoba. – wtrącił Peter podskakując z radości.
- A ja myślę, że to przesada tak ich atakować. – Remus zmarszczył nieco brwi.
- Och, Luniaczku! – Łapa nie ukrywał podniecenia swoim pomysłem. – Przecież minęło tyle czasu od naszego ostatniego dowcipu!
- Dowcipu, który zrujnował im życie…- zauważył ponuro Lupin.
- Ale wtedy nikt nie wiedział, że to była nasza sprawka. – stwierdził Syriusz jakby to miało przesądzić sprawę.
- Jak uważacie…- Remus w wyrazie obojętności udał się na swoje łóżko.
- No Rogaczu…- Łapa najwyraźniej nie przejmując się opinią Lupina, trwał we własnych przekonywaniach. – Pomyśl jaki to będzie rozgłos… Jaka słodka zemsta, a jaka dobra zabawa…- James był pewien, że dałoby mu to pełną satysfakcję i przewagę nad Tyronem. Ostatnie zwycięstwo nie cieszyło go w pełni. Może dlatego, że dowiedział się o spotkaniu Lil z Hitchswitchem? To chyba był czynnik, który zepsuł mu cała radochę. Jednak później Evans sama do niego przyszła. Miała własna sprawę, chciała chronić swoich znajomych…
I Potter po raz kolejny przypomniał sobie rudowłosą istotkę o zielonych oczach. Przez ostatnie tygodnie widział ją przeważnie oczyma wyobraźni, bądź rozpamiętując stare wspomnienia. Jego „przyjaciółka”… Nie spodziewał się, że czekanie będzie aż tak trudne. Nie potrafił zachowywać się jak jej przyjaciel.
- Rogaczu?- Black przypomniał mu o swojej obecności. – To jak będzie?- James spojrzał w błękitne oczy swojego najlepszego kumpla. Kompana od wszelkich szaleństw i kłopotów. Jeden za drugiego dałby się poćwiartować. I nagła myśl… „Czego chciałaby Lily?”. Potter zmarszczył brwi. Wiedział doskonale jaka jest odpowiedź…
- Muszę się kogoś poradzić. – odparł poważnym tonem, zamierzając lada chwila opuścić dormitorium.








- Huncwoci szykują jakiś dowcip. – oznajmiła bez większego entuzjazmu.
- Jaki?- spytała Jasmine z lekkim niepokojem.
- Pojęcia nie mam. – Sheryl ziewnęła przeciągle. – Peter nie chciał nic powiedzieć. Nie miałam więcej czekoladowych żab, żeby wyciągać z niego informacje.
- Lily, wszystko dobrze?- Dorcas zaprzestała czesania włosów, gdy zauważyła jak Ruda ściąga brwi.
- Szykują kolejny dowcip…- powtórzyła Lily oschłym tonem. – Założę się, że ten dowcip będzie miał zbawienne skutki dla Tyrona, Jacka, Marka i Conrada. – Zielonooka wstała i zamknęła się w toaletce, nie ukrywając rozdrażnienia.
- O co jej chodzi?- spytała Sher z lekkim zdziwieniem i zniesmaczeniem zachowaniem koleżanki.
- Sama chciałabym wiedzieć…- stwierdziła smutno Dor. – Jakby wszystko ją denerwowało i nic nie cieszyło.
- Mi się wydaje, że Lil czuje się odrobinę zagubiona. – Jas popatrzyła swoimi bursztynowymi oczętami na drzwi toaletki. – Przecież wróciła do nas nagle, nie do końca tak jak planowała. Zostawiła 4 chłopaków, którzy zastąpili jej…
- Chcesz powiedzieć, że zastąpiła sobie nas chłopakami?!- Meadows zamrugała kilkakrotnie oburzona tak śmiesznym pomysłem. Przyzwyczaiła się, że to ona gra pierwsze skrzypce w znajomościach z Lil.
- Wybacz Jas, ale tak jak Dorcas stwierdzę, że to głupia hipoteza. – Corvin zawiązała fioletową wstążkę na włosach.
- Ja nie mówię, że ona nas zastąpiła…- Elvin pokręciła głową ze zmartwieniem. – Ona po prostu trochę za nimi tęskni. Zmieniła się. Zauważyłyście to?
- Wcale się nie zmieniła. – zaprzeczyła ostro Sheryl. – Wciąż wstaje najwcześniej i drastycznie nas budzi, wciąż unika Pottera, wciąż…
- Zmieniła się odrobinę. – Dori przerwała przyjaciółce.
- Zmieniła się bardzo…- wyszeptała Jasmine. Już nie rozmawia z nami tak często. Nie mówi nam co się z nią dzieje. Nie skarży się na Pottera. A jak się denerwuje to szuka spokojnego miejsca i się chowa. Ona się odizolowała od świata. Powoli przestaje rozmawiać z ludźmi. Zamyka się w swoim świecie.
- To się nazywa chorobą psychiczną Jas. – Sher przewróciła oczyma.
- Może tego nie zauważacie, ale ja wiem, że dzieje się coś złego…- dziewczyna zawiesiła głos.
- Przestałyście mnie już obgadywać?- Lily zmierzyła je wszystkie krytycznym wzrokiem, kiedy tylko niespodziewanie otworzyła drzwi toaletki.
- My nie obgadywałyśmy tylko…- Dorcas aż się speszyła. Nigdy jeszcze nie rozmawiała o Lily poza jej plecami.
- Nie wcale…- Evans uśmiechnęła się sarkastycznie.
- My tylko wymieniłyśmy opinie. – Sheryl uniosła wysoko jedną brew. Lily skojarzyła to z gestem jaki wykonywali Hitchswitch i Potter, kiedy czuli się nadzwyczaj pewni siebie.
- Na następny raz kochaniutkie: jak macie jakieś opinie to ja z chęcią posłucham.
- Ale kiedy…
- Nienawidzę obgadywania. – Lily przeczesała palcami po swoich długich, rudych kosmykach, po czym zaczęła pleść warkocz.
- To powiedz co się z tobą dzieje. Żebyśmy nie musiały same się domyślać. – zażądała Meadows już nieco bardziej stanowczo. Lil zerknęła na przyjaciółkę dość groźnie. Dor jednak przywykła do tych spojrzeń. Przecież pamiętała jak Ruda testowała je wszystkie na Potterze.
- Nic się nie dzieje…- stwierdziła Lil dobitnie. – Nie wiem o co wam chodzi. – wzruszyła ramionami, związując zaplątane włosy.
- To może zachowuj się normalnie?- zaproponowała Sheryl.
- Zachowuję się normalnie. – Lily zmarszczyła brwi z poirytowaniem.
- Taaa… Widać. – Sher znudzona tą samą gadką odeszła od przyjaciółek. Lily odprowadziła ją wzrokiem. Przecież nic a nic nie uległo zmianie. Spojrzała na zaskoczoną Dorcas.
- Zmieniłaś się i nie jestem przekonana co do tego czy oby na dobre. – wygłosiła swoją opinię blondynka.
- Nic się nie zmieniłam!- Ruda uparcie broniła swojego. – Jas powiedz im!- w tym momencie wszystkie zerknęły na nieśmiałą szatynkę.
- No może troszkę… - stwierdziła tamta nieśmiało. Jednak od dłuższego czasu przyświecał jej jeden cel. – Uważam, że skumplowałaś się nie z ta osobą co trzeba. – dodała nieco poważniej.
- Jeśli uważasz Tyrona Hitchswitcha za kogoś…
- Nie mówię o Hitchswitchu. – Jas wiedziała, że Lily zdała sobie sprawę o kogo chodziło. Wiedziała to po jej spochmurniałym spojrzeniu. To było aż nazbyt oczywiste…
- Nie zmieniłam się…- burknęła bardziej do siebie obrażona Lily, wychodząc bez pożegnania.
Trójka dziewcząt zupełnie nie wiedziała jak to skomentować.
- Może za wiele od niej wymagamy?- Dor nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciółka ma jakiś problem i nie chce się tym z nią podzielić.
- Jas o kim mówiłaś?- Sheryl przykuła swoją uwagę do zupełnie innych spraw.
- Jak znam życie… To w swoim czasie wszyscy się dowiedzą. – westchnęła szatynka zbierając swoje rzeczy…







Sam nie wierzył, że to robi… Przecież to był czysty absurd! Zaprzeczenie samemu sobie! A jednak… Jednak zdecydował się na tak dziwaczne posunięcie, które jest sprzeczne z jego naturą. Może zepsuć mu reputację… Reputacja…
Czyż to nie o nią tak bardzo dba Lilian? „Pamiętaj po co tu jesteś”- pomyślał biorąc oddech przed naciśnięciem klamki. Sam nie wiedział czy jest pewny tego co zamierza, ale było za późno. Zdecydowanym ruchem otworzył drzwi dormitorium, po czym zrobił krok do przodu, przekraczając próg, którego teraz przekraczać nie powinien.
- Potter!- usłyszał zdziwiony i oburzony okrzyk Marka.
- We własnej osobie. – Rogacz uśmiechnął się bezczelnie, ignorując zdziwienie wszystkich.
- Co on tu robi…- usłyszał głos Tyrona Hitchswitcha do reszty przesiąknięty jadem. Od razu poprawiło mu to humor… Przecież tylko na to czekał.
- Właśnie, czego chcesz?- burknął wściekle Jack. Najwidoczniej wszyscy byli na niego obrażeni za ten ostatni wybryk. W sumie nic dziwnego… Mieli ostry szlaban od McGonagall… Uśmiechnął się myśląc o tym.
- Przyszedłem do Tyrona. – James uniósł jedną brew w zaczepny sposób.
- Do mnie?- Tyron prychnął pogardliwie. – Nie gadam z rogatymi robakami.- Rogaś puścił tę uwagę mimo uszu, nie zwracając uwagi na zadowolone uśmiechy na twarzach przyjaciół kapitana drużyny Gryfonów.
- No to dziś kopnął cię wielki zaszczyt pasożycie. – James usiadł na wolnym łóżku. Tu kiedyś musiała spać Lily…
- Mów czego chcesz i wychodź stąd. – zażądał Hitchswitch odwracając się z odrazą.
- Chcę porozmawiać na osobności. – odparł pewnie siebie Potter z o wiele poważniejsza miną.
- Wybacz, ale to moi PRZYJACIELE i nie mam przed nimi tajemnic. – Tyron zerknął na niego twardo. Był starszy i silniejszy, ale gorszy w magii. Inteligencją on i Rogacz byli sobie równi. Niegdyś jak bracia.
- No dobrze. – James wzruszył ramionami obojętnie.
- Gadaj, masz minutę. – oświadczył oschle Tyron.
- Więc składam propozycję. Ostatnio nie wyszliście zbyt dobrze, co? – Rogaś z przyjemnością zarejestrował skwaszone miny Conrada, Marka i Jacka. Pewnie na samo wspomnienie szlabanu robiło im się niedobrze, a chodzą słuchy, że niektórzy nauczyciele do dziś się na nich mszczą. – Pomyślałem sobie, że się zlituję i zanim wprowadzę w życie swój kolejny projekt mający na celu zniszczenia was przyjdę porozmawiać. Nie żeby nie sprawiało mi przyjemności patrzenie jak sobie nie radzicie, ale powiedzmy, że mam swoje powody by się wstrzymać…- „powody”… Gdyby nie Lily już roztarłby ich na drobny mak. – Rozejm? Czy mam prowadzić swoja drugą akcję?- to pytanie przez długie sekundy nie doczekało się odpowiedzi. Co gorsza James czuł się jakby coraz bardziej robił z siebie idiotę. Jaki był sens tego, że tu w ogóle przyszedł?!
- Tyron!- Jack desperacko spojrzał na swojego przyjaciela, który dalej stał nieruchomo. James uznał za pocieszający fakt, iż wszyscy pozostali najwidoczniej oczekiwali zakończenia konfliktu. Dosłownie 2 sekundy później Hitchswitch zmierzył wszystkich chłodnym i znudzonym spojrzeniem, następnie zerknął z poirytowaniem na zegarek.
- Minuta minęła. – stwierdził bezbarwnie. – Teraz opuszczasz to dormitorium. – zdawało się, że wszystkich zatkało. Potter nie wiedział co z siebie wykrztusić. To był kompletny kretynizm przychodzić tutaj! Poczuł się ostatni idiota! Chciał zrobić coś z czym lepiej miał się czuć, a teraz ogarniała go wściekłość…
- Dobrze…- Rogacz wyprostował się dumnie i zmierzył do drzwi. – Twój wolny wybór. – wyszedł trzaskając drzwiami. Jack nie mógł uwierzyć, że okularnik wyciągnął rękę pierwszy, a jego kumpel „łaskawie” ją odrzucił. Przecież mieli szansę na spokój! A Tyron to zaprzepaścił. Sterne patrzył się chwilę w zatrzaśnięte drzwi po czym z okrzykiem na ustach „James, czekaj!” wybiegł z dormitorium.
- Czyś ty oszalał?- Conrad wkładał wiele wysiłku, żeby zachować swój zwykły spokój.
- Nie podam mu ręki…
- Już drugi raz pierwszy wyciągał dłoń!- Straut zmarszczył wściekle brwi. Hitchswitch zamilkł.
- Idę pogadać z Lily…- stwierdził Mark, niedowierzając w to co zobaczył.
- Po co akurat z nią?!- Tyron rzucił się do niego gniewnie.
- Bo tylko ona ma na ciebie jakikolwiek wpływ!- Brown podniósł głos opuszczając pokój. Został Conrad, który stał obserwując swojego ciemnowłosego przyjaciela.
- Na co się tak gapisz?- spytał Tyron, siadając na łóżku. Straut tylko pokręcił z politowaniem głową.
- Tracisz przyjaciół… Potter, Huncwoci, a my będziemy następni?








- Skup się!- rozkazał swoim władczym tonem.
- Nie dam rady!- krzyknęła wściekle. Naprawdę nie dała rady… To było zbyt trudne… Wymagało tyle wysiłku…
Otarła kropelki potu z czoła, a po chwili opadła bezwładnie na pojawiający się fotel.
- Jesteś za słaba… -skrytykował ją z odrazą. Poczuła się jak kompletne zero. Takie momenty zawsze ją dołowały.- I chcesz już wracać…- popatrzyła w jego ciemne oczy, nie ukrywając lekkiej złości.
- I cóż z tego?- spytała obrażonym tonem.
- To że dodatkowo jesteś głupia. – stwierdził siadając naprzeciw niej.
- Dzięki. – parsknęła. Wiedziała, że na nią patrzy. Wiedziała, że przeszukuje jej myśli.
- Jak coś ci nie wychodzi to się nie poddajesz. – usłyszała głos pełen jadu. Chwilami miała tego kompletnie dosyć.
- Nie jesteś prawdziwy. – wstała gotowa zakończyć spotkanie.
- Nie?- spytał z obojętnością, chociaż jego wargi jak zwykle wygięte były w uśmiechu pełnym odrazy.
- Gdybyś był prawdziwy już bym cię spotkała. – zauważyła rezolutnie. – Wiesz, że mam rację Tom…
- Masz rację. – uśmiechnął się do niej podle. – Najbliższy wypad do Hogsmeade. Idziesz sama, nikt z tobą. Podeślę Ci kogoś z moim pierścieniem, kto zaprowadzi cię do mnie. – Lily wpatrywała się w swojego przyjaciela, nie wierząc w te słowa. Spotkanie… W końcu spotkanie… Wreszcie zobaczy go na żywo! Ze wszystkimi szczegółami. I nie będzie to wybryk jej rozumu… Podeśle kogoś kto ma pierścień… W tej chwili Evans zatrzymała się… Czy Dorian nie miał takiego pierścienia?
- Może podeślesz O’Conella? – zaproponowała. Uwielbiała błyszczeć swoją wiedzą, więc tym bardziej zaskoczenie na twarzy Toma usatysfakcjonowało ją jeszcze bardziej.
- No proszę…- młody mężczyzna uśmiechnął się jadowicie. – Czyżbyś miała znajomości?- zażartował swoim przyprawiającym o gęsią skórkę tonem głosu. Lily nie zwróciła na to uwagi. Nauczyła się mieć własne zdanie, a Tom przestał ją przerażać dawno temu… Już nawet nie pamiętała skąd było tamte odczucie strachu… Zamyślona zerknęła w róg ciemnego pokoju. Jak zza chmur zaczęło wyłaniać się pianino.
- Po prostu chcę żeby Dorian mnie zaprowadził. – rzuciła obojętnie, wstając i zmierzając do instrumentu. Zasiadła przed klawiszami wpatrując się w nie przez chwilę. Wiele rzeczy ją martwiło. Wciąż czuła na sobie wzrok Toma. – Zastanawia mnie jak to jest…- zaczęła podnosząc dłonie. Zamierzała zagrać… Nigdy wcześniej tego nie robiła. – Przecież nie umiem grać… Nie znam nut, a jednak… - urwała na chwilę. Powolnym ruchem przyłożyła palce do klawiszy, a instrument wydał pierwsze płynne dźwięki… Przez chwilę delektowała się pięknem i harmonią granej melodii. Nie wiedziała co zagrała, ale było to piękne. Z zaciekawieniem zerknęła na ciemnowłosego mężczyznę, wciąż siedzącego na fotelu. – Jednak potrafię zagrać wszystko…- wyszeptała z fascynacją w głosie. – Wystarczy, że pomyślę… - przycisnęła palce do klawiszy raz jeszcze, grając melancholijnie. – A nie potrafię nauczyć się czytać w twoich myślach!- krzyknęła ze złością, uderzając w klawisze byle jak. Nie dostrzegła zmarszczki na czole swojego towarzysza.
- Wiem o czym myślisz….
- Wiem, że wiesz. –prychnęła. – Tylko ciekawi mnie co by było gdybym ja odwiedziła ciebie… Ten jeden raz… - chciała to zobaczyć. Chciała widzieć świat Riddle’a.
- Nie radzę ci tego robić. – Tom wyprostował się i rzucił jej chłodne spojrzenie.
- Dlaczego by nie? – spytała zaczepnie. Nie wiedziała skąd miała te upartość. Myśl była szybsza niż słowa. Wszystko zaczęło się zmieniać…
- Nie!- usłyszała stanowczy i stalowy głos młodego mężczyzny.
- Lily!- Ruda drgnęła, wstając od pianina. Krótko spojrzała na ciemnowłosa postać na fotelu. To nie on wołał…
- Idę. – oznajmiła twardo. Pozostawiając zamysł odkrycia Toma. Chwilę później wszystko się rozpłynęło, a przed jej oczami pojawił się sufit zwyczajnego dormitorium.
- Lily!- usłyszała ponownie. Poderwała się z łóżka.
- Słucham?- popatrzyła wprost w oczy swojej przyjaciółki. Jas zamrugała kilkakrotnie. Szatynka wyglądała jakby coś ją zdziwiło. – Jas?- Lil przypomniała o sobie, szybko poprawiając włosy.
- Znów się z nim widziałaś. – Elvin rzuciła oskarżycielsko. Evans zamarła. Od dawna było jasne, że jej nieśmiała koleżanka wie, ale nigdy o tym nie rozmawiały. Ruda instynktownie czuła, że powinna zachować to dla siebie. – Przestań się z nim widywać Lil… - poprosiła. – Z tego nie wyniknie nic dobrego…
- Chciałaś mi coś powiedzieć?- spytała Zielonooka z poirytowaniem, zupełnie ignorując słowa Jas.
- Uważaj na siebie… Zobacz co on z tobą robi. Zmieniasz się… - w bursztynowych oczach Jasmine widać było smutek i zmartwienie. Lily była świadoma tego, że jako przyjaciółki troszczą się o siebie, ale czy Jas nie przesadzała? – Uważaj… - powtórzyła szatynka idąc do drzwi. – Na dole czeka rudy chłopak. Pilnie chce się z tobą widzieć…- oświadczyła na koniec bezbarwnie.
- Jack!- Evans niemal krzyknęła uradowana. Dawno chciała się z nim zobaczyć. Przecież to dusza towarzystwa. – Dzięki Jasmine. – rzuciła koleżance, wymijając ją w drzwiach i zbiegając do pokoju wspólnego. Jednak tam zamiast jednego rudzielca spotkała trójkę przyjaciół i bynajmniej ich miny mówiły jasno, że nie jest dobrze… To co usłyszała, wcale nie poprawiło jej nastroju…
- Lily… Musisz nam pomóc. – Mark popatrzył na nią jak na ostatnią deskę ratunku.
- Ale…- zaczęła niepewnie.
- Tyron oszalał!- Jack wyrzucił z nutką paniki.
- Oszalał?- powtórzyła zdziwiona.
- Na to wygląda… - potwierdził Conrad. – Widzisz…
- Wyobraź sobie, że Potter przyszedł…
- Potter?!- Evans nie ukrywała zaskoczenia, przerywając Jackowi.
- Tak, Potter. – wtrącił Mark.
- Potter przyszedł i wyciągnął pierwszy rękę…- kontynuował Sterne.
- Chociaż to niebywałe. – zauważył Conrad.
- A ten dureń, bęcwał… On nie chciał zgody! – Jack wydawał się być gotowy za chwilę coś rozwalić. – A kto na tym ucierpi?- do Lil dopiero teraz dotarł ogrom słów, które usłyszała. Potter… Potter chciał się pogodzić? Ten dumny i podły? Nie wiedziała jakich słów na to szukać. Jak musiał się poczuć kiedy tamten odrzucił wyciągniętą rękę? Wciąż ją zaskakiwał. To było do niego niepodobne. Przecież kiedy go prosiła stanowczo odmówił… Poczuła się jakby ktoś wlał jej niesamowity ciężar do serca, a jedyna droga by się go pozbyć to dormitorium chłopców VI roku…








- Jeśli następny raz wyjdę z dormitorium z podobnymi zamiarami możecie mnie zabić!- oznajmił gniewnie Rogacz, wkraczając do swojego dormitorium. Trójka chłopaków popatrzyła na niego ze zdziwieniem, a samego James’a aż zamurowało, kiedy miedzy przyjaciółmi dostrzegł ciemnowłosą dziewczynę. Ślicznotka na pewno, a dodatkowo stara znajoma. Uśmiechnęła się do niego, a w tym uśmiechu nie było nic co możnaby uznać za słodkie czy nieśmiałe. Ta dziewczyna posiadała najbardziej kuszące usta w szkole.
- James, pamiętasz chyba…- zaczął Łapa, ale młoda uczennica przyłożyła mu palec do ust, nie odrywając wzroku z Pottera.
- Oczywiście, że pamięta.- odezwała się swoim zmysłowym głosem.
- Rachel, co tu robisz?- Rogaś był zdezorientowany. Jego była… Dziewczyna, na którą skusiłby się niemal każdy chłopak. Ona i Sheryl zachowywały się tak samo, te same spojrzenia, układanie ust, uśmieszki, mruganie rzęsami. Odpowiedni czas na dotyk i odpowiedni ton głosu. Dziewczyny idealne…
- Zaproszono mnie. – dumnie odrzuciła pasma włosów z twarzy. – Tak na marginesie… Dawno mnie tu nie było. – James wyczuł pretensje w jej jedwabistym głosie. Rachel miała swój charakterek…
- Zaproszono? -Potter zerknął na Syriusza, gdyż tylko on wydawał się zdolny mówić przy tej piękności.
- No tak… - Black wydawał się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. – mam ekstra pomysł!- krzyknął uradowany. James zerknął niepewnie na Rachel obserwującą go z uwagą. Wciąż pamiętał jak ciężko było mu się od niej uwolnić. Uśmiechnął się do niej przepraszająco, odciągając swojego kumpla na bok.
- Ekstra pomysł?! A co ona niby tu robi?!- James ledwo powstrzymywał się od podniesienie głosu. Syriusz słynął ze swoich „genialnych” pomysłów, ale nad ranem przedstawiał przecież gotowy plan działania, a teraz wyskakuje z czymś nowym.
- Jest potrzebna. – tłumaczył cierpliwie Syr z dziecięcym entuzjazmem.
- Potrzebna?!- Potter nie widział siebie współpracującego z Rachel. Przecież to absurd. Większość pomyślałaby, że do siebie wrócili…- Masz się jej natychmiast pozbyć i nie obchodzi mnie jak!- rozkazał James, zamierzając odejść, ale Syriusz chwycił go za ramię.
- Słuchaj, musisz wiedzieć czego chcesz!- Black spoważniał nagle. Najwyraźniej bardzo mu zależało na zrealizowaniu swojego nowego planu. – Poszło wam o Lily, tak?
- No tak…- przyznał niechętnie okularnik.
- O to, który jest jej bliżej i z którym chciałaby być?- James dotychczas nie myślał o co dokładnie wtedy poszło, ale…
- Tak. – potwierdził marszcząc brwi. Do czego zmierzał Łapa?
- To aby wygrać musisz zrobić wszystko, żeby w oczach Lily Hitchswitch był skończony. – to było banalnie proste, ale do czego miała służyć była dziew… Rogaś nagle zrozumiał. Black z radością obserwował pojawiające się iskry w orzechowo-brązowych oczach przyjaciela.
- Ona tego nie zrobi…- wyszeptał pełen fascynacji pomysłem Łapy. Kwestia tego, że był on awykonalny…
- Zrobię. – Rachel oparła się o ścianę tuż przy nich, patrząc twardo na Pottera spod firanki gęstych rzęs, jakby miała mu za złe to co przed chwila powiedział. – To będzie… pestka. – stwierdziła unosząc wysoko brwi. Syriusz wyszczerzył zęby nie ukrywając dumy. Jego cudowny pomysł!
- No w sumie byłbym ci dozgonnie wdzięczny…- Potter pojęcia nie miał dlaczego dziewczyna się zgodziła, ale był pewien, że samo „dzięki” nie wystarczy.
- Wdzięczny?- spytała uśmiechając się lekko. – Jasne, że wdzięczny. Ja też jestem zadowolona z tej transakcji. – uniosła jeden kącik ust wyżej.
- Transakcji?- Jamesowi zaschło w gardle. Bał się tej dziewczyny. Była jego największym błędem. Starsza o cały rok, pewna siebie i uparta…
- Syriuszu, nie powiedziałeś mu jeszcze? – zaśmiała się perliście.
- Czego mi nie powiedziałeś?- Rogacz ściągnął brwi, czując, że zaraz spadnie na niego wiadomość jakiej nie chce usłyszeć. Łapa zrobił przepraszającą minę i już otwierał usta, kiedy…
- Mniejsza!- Rachel machnęła ręką. – Śpieszę się. – odezwała się jedwabiście. Z pewnością mogła uchodzić za najsłodszą dziewczynę na świecie. – Zacznę od dzisiaj, a ta cała Evans- tu przewróciła oczyma- przestanie patrzeć na Tyrona z takim uwielbieniem. – zapewniła. – A co do naszej randki, to dam ci znać kiedy. – uśmiechnęła się przymilnie, dotykając policzka James’a. Chłopak zamarł. Zanim zrozumiał pojęcie „randki” Rachel już zniknęła. RANDKA z tą ślicznotką oznaczała tyle co, cały wieczór oglądania długich nóg, wspaniale podkreślonej idealnej sylwetki i słodkiej buzi, która będzie emanować pięknem.
- Ty…- James wymierzył palcem w zaskoczonego Syriusza. – Ty mi to zrobiłeś!- rzucił oskarżycielsko.
- Mówiłem, że będzie zły!- wtrącił Remus, który najwidoczniej odzyskał mowę w momencie, gdy dziewczyna opuściła dormitorium.
- Peter co ty wyprawiasz?!- Black postanowił zwrócić uwagę wszystkich na ich najmniejszego kumpla, który stał wąchając powietrze przez chwilę, a następnie upadł na ziemię i zaczął wąchać podłogę z błogością na twarzy.
- Stała tu…- wyszeptał z uwielbieniem.
- Maniak. – James skrzywił się z odrazą. Jak można tak wielbić Rachel?
- Ty Glizdku wcale nie myślisz. – Łapa pokręcił głową z politowaniem.
- Nie?- blondyn spytał z zaskoczeniem. Remus tylko przewrócił oczyma.
- Nie. Jakbym był na twoim miejscu jako animag, to już bym węszył w dormitorium dziewcząt jako szczur.
- Aaaa… - Pettigrew wyglądał jakby ktoś właśnie zdradził mu wielka tajemnicę. – Dobry plan. – pokiwał z aprobata głową, zacierając swoje tłuściutkie ręce.
- Syriuszu!- Lupin zmierzył bruneta karcącym spojrzeniem.
- No co?! – Black wzruszył ramionami w wyrazie niewinności i bezsilności, podczas, gdy Glizdogon już biegł na czterech łapkach do drzwi. – Niech się chłopak rozerwie!
- Rozerwie…- prychnął Lunatyk. – Patrz żeby coś go nie rozerwało jak np. dziewczęta krzyczące „Szczur! Szczur!”- Łapa zaśmiał się słysząc jak szkolny prefekt udaje dziewczęcy głos.
- Dlaczego zażyczyła sobie randki?!- Rogacz załamał ręce. Lunio, przechodząc obok, pocieszająco poklepał go po ramieniu.
- Poczekaj aż zobaczysz umowę…- westchnął, biorąc podręcznik.
- Umowę?!- James ni to jęknął ni to krzyknął.
- Eeee… - Syriusz rozejrzał się desperacko po pokoju. – To ja może pójdę się przejść…- Black otworzył drzwi gotowy nawiać, kiedy…
- Chyba oszalałaś!- z korytarza rozległ się głos, który James znał doskonale i na który jedyną reakcją było natychmiastowe znalezienie się na korytarzu.
- Lily…- wyszeptał jak zahipnotyzowany, stając w drzwiach…








Wbiegła wściekle na górę, nie zważając na to, iż wielu chłopaków dziwnie się na nią patrzyło. Powinni przywyknąć do jej obecności tutaj. Przecież niedawno jeszcze tu mieszkała… Z oczywistym zamiarem zwrzeszczenia Hitchswitcha skierowała się na dormitorium najbardziej odległe. Gdzie do niedawna miała swój kąt… Dzieliło ją jeszcze kilka szybkich kroków od chłodnej klamki, kiedy tuz przed jej nosem wyrosła wysoko szatynka z długimi falami włosów, opadających z wdziękiem na ramiona.
- Przepraszam. – powiedziała z podenerwowaniem Lily, próbując ominąć siódmoklasistkę, ale tamta zastąpiła jej drogę.
- Dokąd idziesz Lilyanne? – dziewczyna o najsłodszym na świecie uśmiechu popatrzyła na nią z góry.
- Do przyjaciela. – odparła chłodno Ruda, omijając w końcu ślicznotkę i robiąc krok do przodu, ale wtedy poczuła jak czyjeś, długie, lakierowane paznokcie, wbijają jej się w rękę. Aż syknęła z bólu, kiedy tamta pociągnęła ja gwałtownie.
- Nigdzie nie pójdziesz. – oświadczyła Rachel unosząc wysoko jedna brew.
- Chyba oszalałaś!- Lil krzyknęła z wściekłością, a większość chłopaków wyjrzała z dormitorium. – Nawet cię nie znam!- Evans próbowała odgiąć zaciśnięte na swojej ręce palce, ale nie dawała sobie rady z niesamowicie żelaznym uściskiem „wariatki”.
- Nie znasz?- Rachel uśmiechnęła się z odrobina sarkazmu. Chwile później Lil poczuła za plecami ścianę na która została popchnięta. Jej zielone oczy w niedowierzaniem patrzyły na postać uwielbianej przez wszystkich, idealnej dziewczyny. – Nie pamiętasz Rachel? Dziewczyny Pottera sprzed roku?
- Niewiele mnie obchodzi Potter i jego dziewczyny. – Lily powiedziała do siebie pod nosem, ale najwyraźniej została usłyszana, gdyż w tym samym momencie Rachel podniosła głos:
- Nie wkręcaj! – Ruda już miała multum innych określeń na tę panienkę… - Zrobiłaś wszystko, żeby mi go zabrać!
- Co ty pleciesz?!- Zielonooka już nie wytrzymywała. Wściekle ściągnęła brwi, zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi.
- Zabrałaś mi James’a, a teraz chcesz zabrać Tyrona. – Lily popatrzyła na nią z niedowierzaniem. Otworzyła usta żeby cos powiedzieć i gapiła się na Rachel przed dobrych kilka sekund, szukając jakiegoś, śladu głupiego dowcipu. Przecież dookoła byli ludzie. Chłopcy… I wszyscy na nich patrzyli… Każdy zaciekawił się hałasem na korytarzu.
- Co?!- wyrzuciła w końcu Lilian.
- Co tu się dzieje?- z gniewnym spojrzeniem brązowych oczu na korytarz wyszedł Tyron. Obie dziewczyny natychmiast obróciły głowę w jego stronę. Chłopak przyjrzał się Lily, zatrzymując na niej wzrok na chwilę, oraz zapamiętując jej zdezorientowany wyraz twarzy, a następnie zerknął krótko na Rachel, nie dając jej wielkiego zainteresowania.
- Rachel? – Tyron spytał spokojnie i ze zdziwieniem.
- Wiem, że miałam iść…- westchnęła niewinnie ślicznotka. Hitchswitch rzucił jej nieco zdziwione spojrzenie. – Ale obiecałeś się więcej nie spotykać z „rudą jędzą” więc jak zobaczyłam, że ona idzie do ciebie…- Lily zamarła. „Ruda jędza”? Tak ja nazywał Tyron? Nawet nie zwróciła uwagi jak wszyscy chłopcy w koło cicho buczą:„Uuuuuu….” . Nie zwróciła uwagi na minę Tyrona, który natychmiast chciał zaprzeczyć, po prostu spojrzała mu w oczy z odrazą i rozczarowaniem.
- Lily, wiesz, że ja…
- Perełko nie mów już nic dobrze?- poprosiła Rachel z pewnością najsłodziej jak umiała, po czym zawiesiła się na szyi kapitana drużyny Gryfonów i złożyła soczysty pocałunek na jego ustach. Lilian nie mogła uwierzyć w jedno…”Ruda jędza”….
- Ty dwulicowy padalcu!- syknęła Evans ze złością, wracając z powrotem do swojego dormitorium.
- Lil czekaj!- nie zatrzymała się kiedy ciemnowłosy chłopak za nią zawołał, nie mogła zobaczyć jak Rachel obraca się i wyławia wzrokiem okularnika z roztrzepanymi włosami, jak zadowolona z siebie puszcza mu oko…
A sam Potter nie był w stanie uwierzyć w genialność tego planu. Wyszedł na korytarz z półuśmiechem na twarzy i lekkim zaskoczeniem. Mina Tyrona, który gorączkowo myślał jak naprawić swoje stosunki z Evans, znacznie poprawiła mu humor. Aż nie mógł wytrzymać i zaczął nieustannie szczerzyć zęby, nawet kiedy Rachel już wyszła. W pewnym momencie ulegając pokusie zacmokał głośno. Hitchswitch natychmiast na niego spojrzał i to morderczym wzrokiem.
- Chyba twoje szanse spadły do zera. – James uśmiechnął się nicponiowato. Jak dziecko… Właśnie dostał dobrą zabawkę.
- Zamknij się Potter!- warknął Tyron wracając do swoich drzwi.
- No tak, sory… One są teraz poniżej zera. – dopiekł okularnik, zadowolony z siebie. Z dumą obserwował jak Hitchswitch zamyka drzwi z trzaskiem. A Rogaś nie mogąc uwierzyć, że się zemścił wrócił do dormitorium i z zadowoleniem popatrzył po kumplach.
- Piękny dzień… - wyszeptał euforycznie z diabelską miną.
- Eeee… ta. – przyznał Łap, sceptycznie patrząc na arkusz papieru. James w pierwszej chwili nie skojarzył dlaczego Lupin chowa się w najdalszy kąt dormitorium, a Syriusz wcale się nie cieszy z porażki Tyrona, ale przecież… Umowa… Potter bez słowa spoważniał. Szybko przechwycił kartkę i zaczął czytać.
- Pamiętaj jaką miałeś satysfakcję z upadku Hitchswitcha!- krzyknął desperacko Black, ale James zdawał się tego nie słyszeć. Im więcej czytał, tym robiło mu się słabiej…
„Na mocy umowy z dnia 2 listopada bieżącego roku niżej podpisany James Potter zobowiązuje się do wymiany przysług z niżej podpisaną Rachel Oktawo. W zamian za jakiekolwiek działania podjęte przez panienkę Oktawo w celu udawania związku z Tyronem Hitchswitchem, ma ona zagwarantowane jedno spotkanie z panem Potterem. Reszta przysług według cennika.”
I kilka linijek dalej:
„CENNIK:
1.Za przyznanie się do związku z Tyronem Hitchswitchem przed Lilyanne Evans Rachel Oktawo ma prawo do nie ukrywania się z wcześniej wspomnianym spotkaniem.”
-Dzięki Łapo!- James spojrzał na przyjaciela ze złością. – Cała szkoła dowie się o „randce” z Rachel! – Syriusz tylko popatrzył z lekkim przestrachem.
- To nie jest najgorsze co Cię może spotkać.- stwierdził z ciemnego kata Remus. Rogacz zerknął na niego po czym zaczął czytać dalej.
„2. Za oczernienie Tyrona Hitchswitcha i przedstawienie go jako wroga przed Lilyanne Evans Rachel Oktawo ma prawo do zachowania w tajemnicy umowy i żądania, by wcześniej wspomniane spotkanie było przedstawiane jako zaproszenie od James’a Pottera.
3. Za flirtowanie z Tyronem Hitchswitchem na oczach Lilyanne Evans Rachel Oktawo ma prawo do publicznego spaceru, trzymając za rękę James’a Pottera.
4. Za przytulenie się do Tyrona Hitchswitcha (w tym zawieszanie się na szyi) na oczach Lilyanne Evans Rachel Oktawo ma prawo do krótkiego pocałunku z James’em Potterem.
5. Za pocałowanie Tyrona Hitchswitcha na oczach Lilyanne Evans Rachel Oktawo ma prawo do całowania James’a Pottera podczas wyżej wspomnianego spotkania w dowolnej ilości.

UWAGA! Przyznaje się bonusy czasowe. Żeby otrzymać którąkolwiek z przysług Rachel Oktawo musi ma na działanie 48 godzin. Jeśli się zdąży, żadne z jej działań nie będzie nagradzane. Gdyby zaś wyrobiła się z co najmniej 4 z 5 punktów w 10 minut od podpisania umowy podpisania należy jej się minimum 1 dzień chodzenia z James’em Potterem.

Podpisali: „
I niżej jego podpis. W pierwszej chwili złość, a w drugiej strach…
- W ile minut się wyrobiła?- spytał czując jak schnie mu w gardle.
- Na twoje szczęście…- Syriusz przytknął mu specjalny licznik, który ktoś zastopował. Złote znaczki układały się w napis: 10 min 31 sekund – 4 z 5 wymienionych punktów. Potter poczuł swojego rodzaju ulgę. Nie będzie musiał z nią chodzić… Odetchnął. Ale.. Całowanie?!
- Łapo, musimy pogadać!- oświadczył zdecydowanie.
- Pamiętaj jaki byłeś szczęśliwy… Jaka satysfakcja!
- Kto pozwolił ci używać naszego pióra bez mojej zgody?!- James czuł jak się w nim gotuje. Przecież to było nie do pomyślenia! Sam w życiu by tego nie podpisał!
- Mówiłem, że się wkurzy…- westchnął Remus. Oczywiście mowa była o piórze, które James i Syriusz postanowili stworzyć po tym jak stwierdzili, że mogą sobie ufać i wzajemnie składać podpisy. Bo kiedy jeden z nich wyjeżdżał to czasem takie cudo się przydawało.
- Ale zyskaliśmy na tym. – zaczął się bronić Black. – Klęska Tyrona….
- I przy okazji moja!- warknął Potter. – Znasz Rachel! Wiesz że nie spocznie dopóki…
- To świetnie!- wtrącił się szybko Łapa. – Z Lil jesteście tylko przyjaciółmi. Czas zająć się inną panienką. – James znieruchomiał na te słowa. To stwierdzenie zapiekło bardzo, ale jeszcze bardziej było prawdziwe. Evans od tygodni mija go mówiąc zwykłe „hej”. A on jak głupek każdego dnia czeka żeby przyszła pogadać z nim jak z przyjacielem… Jego ostatni plan niestety nie wypalił. Lily nie postąpiła tak jak się spodziewał… Wcale nie tęskniła…
- I wiesz, że mam rację. – Black popatrzył na przyjaciela z nadmierną pewnością siebie.
- To nie powód żeby umawiać mnie na siłę. – odparł ponuro okularnik. – Ciekawe jak ty byś się poczuł, gdybym szastał twoim podpisem na prawo i lewo i na dodatek zawierał układy nie do końca przyjmowane.
- Oj, dajże spokój!- Łapa udał lekkie znudzenie. – To tylko dziewczyna.
- Sam idź się z nią spotkać. – burknął James.
- No proszę, proszę. – rozległ się nagle głos kolejnej dziewczyny. Tym razem przesycony był rozbawieniem. – Czyżby pan Potter nie cieszył się z randki?- Sheryl bez pytania wkroczyła na środek pokoju z diabelskim uśmiechem na twarzy.
- Witaj Sher. – Remus wychylił się z lekkim uśmiechem.
- Lunatyk. – skinęła głową po królewsku. – To jak kochasiu? Jak twoja nowa dziewczyna?- w jej błękitnych oczach tańczyły iskry czystego rozbawienia.
- A ty skąd o tym wiesz?- spytał Syriusz nieco zdezorientowany. James tylko popatrzył na niego spode łba.
- Od Rachel rzecz jasna! – Corvin uśmiechnęła się niewinnie. – Od razu mi się pochwaliła.
- Taaa… Teraz będzie chwalić się wszystkim, bo „MA PRAWO”. – Rogacz wyglądał jakby za chwilę miał zabić swojego najlepszego przyjaciela.
- Ale nie powiedziała mi co zrobiła, że Lily wyszła z dormitorium chłopaków tak zdenerwowana. Mijałam ją po drodze…- brunetka, wiedząc, że właśnie wchodzi na grząski grunt, uważnie obserwowała reakcję James’a. Przecież on i ona nie rozmawiali ze sobą od tygodni…
- Mijałaś?- James natychmiast się odwrócił i zmusił się do obojętnego tonu. No i na dodatek zdenerwował Lilyanne.
- Tak. – potwierdziła Sheryl. – Ruda z nikim nie chciała rozmawiać. Jak spytałam ją co się stało, to kazała się nie dotykać i zostawić samą.
- Aż tak wkurzona?- zaciekawił się Black z radością. – To genialnie!- krzyknął, kiedy Sher kiwnęła głową.
- A co ty o tym myślisz?- dziewczyna zwróciła się do James’a. Co James o tym myślał? Czuł się jak w sytuacji podbramkowej i zastanawiał się, gdzie skryje się Lily, aby dać ujść złości. Nie wyżali się przyjaciółkom. Do kogo pójdzie?
- Zależy o czym. – odparł oschle Potter.
- O tej całej umowie. Tak, tak… O umowie też wiem. – Corvin uprzedziła natarczywe pytania, które już chciał zadać Łapa.
- Uważam, że - James urwał marszcząc brwi. Sher ostatnio widywała go uśmiechniętego tylko w czasie żartów z przyjaciółmi… - Że to był kompletny idiotyzm. Owszem fajnie, że Tyron został oczerniony, ale nie taka ceną! W ogóle nie wiem skąd Rachel wyciągnęła taką cenę!- Sheryl uniosła wysoko brwi.
- Rachel jest słodka i niewinna. Nawet jak się z nią spotkasz to nie będzie potrafiła cię dla siebie zachować. Owszem, umie podrywać i te sprawy, ale zauważ, że tylko wtedy, gdy ktoś jest nią zainteresowany. Nie jest w stanie zdobyć kogoś, kiedy ten nawet na nią nie spojrzy. Co innego ja. – brunetka uniosła triumfalnie jedną brew. – To typowa dziewczynka, którą trzeba kochać, żeby cię podrywała.
- Bzdury gadasz!- Black spojrzał na Sher jakby ją widział pierwszy raz w życiu. – Sam byłem świadkiem jak stanowczo zażądała swoich praw do całowania, a kiedy James przyszedł, to zachowała się wcale tak bardzo nie odbiegając od…
- Cóż takiego zrobiła?- Sheryl zaśmiała się serdecznie. W tej chwili była genialna. – Czyżby może…?- w tej chwili Sheryl wyciągnęła swoją delikatną dłoń w stronę policzka James’a, dotykając go czule. Potter był pewien, że obie dziewczyny zrobiły to w ten sam sposób, ale miał dość obmacywania! Brutalnie odepchnął rękę Sheryl.
- Nie.- powiedział stanowczo, odchodząc w stronę łóżka.
- Zrobiła dokładnie to samo, tuż przed wyjściem. – stwierdził ponuro Syriusz. Dla niego zależało na udowodnieniu, że Rachel również umie zdobywać, a nie tylko umie być zdobywaną.
- Widzicie… James potrzebuje dziewczyny. – Sheryl odważnie powiedziała to zdanie, a Łapa jej przytaknął. Sam Potter założył ręce na piersi i postanowił to zignorować. Kolejna rozmowa na ten sam temat… I kolejne wnioski, że to czego chce jest nieosiągalne.
- Zgadzam się z tobą. – Black zrobił poważną minę.
- To nie jest takie proste. – Remus odezwał się znad książki. – Lily teraz nie daje ze sobą rozmawiać. Ze mną wymienia mało zdań, same obowiązki. – stwierdził wzdychają ciężko.
- To też fakt…- przyznał Syriusz zasępiając się. – Ale jeśli opracować cudowny plan, w którym…- Łapa już brał kartkę do ręki żeby cos szkicować, ale Sheryl tylko przewróciła oczyma.
- A kto tu mówi o Evans?!- krzyknęła znudzona. Zarówno Black jak i Lupin popatrzyli na nią zdziwieni. Oboje wiedzieli, że posunęła się zbyt daleko. James tylko popatrzył na nią chłodno.
- Chcesz mi wybrać dziewczynę?- spytał unosząc wysoko brwi w geście wyższości. Widać było, że sili się na spokój.
- Sam ją sobie wybierzesz. – odparła pewnie siebie Sher, patrząc mu prosto w oczy. Wiedziała, że kłamie, bo miała dla niego zaplanowaną przyszłość już dawno temu. I to u swojego boku.
- Ta?- spytał sceptycznie. – Mogę?- dodał z sarkazmem.
- Oczywiście, że tak. Masz wybór. – powiedziała karcącym tonem, wyprostowując się.
- Mam? To już wybrałem. – rzucił na szafkę umowę. – Dopóki nie mam Lily żadna inna nie wchodzi w grę. – powiedział powoli i wyraźnie. – Zrozumiałaś, czy mam powtórzyć?- spytał wrednie.
- Uh! Jakiś ty uparty! Ona nawet na ciebie nie spojrzy! Nigdy! Możesz się starać całe życie, a ona zawsze będzie patrzyła na innego! Aj jej odrobinę szczęścia. Ja na przykład pomagam zakochanym!- krzyknęła Sheryl, ale James jednym gestem dał do zrozumienia, że nie chce jej słuchać.
- Pomagasz?- zaciekawił się Syriusz z rozbawieniem. Sam pomysł Corvin, która swata wydał mu się śmieszny. Szybciej mogła odbijać chłopaków. – Niby komu pomagasz?- wyszczerzył się nie ukrywając, że go to śmieszy. - Zakochanym. – odparła chłodno. – Jak na przykład Lily i Tyron. – James znieruchomiał. Miał ochotę wyrzucić tę dziewczynę za drzwi… Gdyby nie była jego dobrą znajomą to z pewnością dawno straciłby cierpliwość. – Powiedziałam Rachel żeby zażądała randki z tobą. Kazałam jej spisać umowę i powiedziałam jak zrobić to wszystko w przeciągu 10 minut. Oczywiście to było niemożliwe żeby się wyrobiła, bo brakuje jej tego czegoś. – tu Corvin uśmiechnęła się dumna z siebie. – Chciałam, żeby dostała prawie wszystko. Prawie…
- To pomogłaś nam, a nie Lil i Tyronowi. –Sheryl na to naiwne stwierdzenie Blacka, uśmiechnęła się z jakąś podłością. – Lil jest wściekła na Hitchswitcha!- dowiódł swojego Syriusz. Nie lubił, kiedy ktoś denerwował jego najlepszego przyjaciela, a widział, że James ledwo nad sobą panuje.
- Obraziła się no i co?- Sheryl spytała zaczepnie. – Usłyszy, że James umawia się z Rachel. Lily nie jest głupia, wie, że Jamie i Tyron walczą ze sobą, dojdzie do słusznych wniosków, że Rachel udawała na prośbę Rogasia. – ten wywód brunetka zakończyła z lekkim uśmieszkiem. – A to daje przewagę Tyronowi. – Remus aż upuścił książkę. Każdy musiał przyznać, że nieźle to sobie wymyśliła. James popatrzył na nią z odrazą.
- Ty….- pokazał na nią palcem. - ..jeszcze śmiesz tu przychodzić?!- ręka mu drżała ze złości.
- Łatwiej o niej zapomnisz, kiedy dotrze do ciebie, że ona tego właśnie chce. – Sheryl uniosła wysoko jedną brew. Była pewna, że robi dobrze.
- Sher, lepiej już idź. – Łapa znając doskonale James’a postanowił oszczędzić koleżankę od przykrych uwag, które zapewne niebawem miały paść.
- Jeszcze mi za to podziękujesz. – rzuciła Corvin na pożegnanie.
- Nie wracaj tu więcej…- zagroził Potter. – Jeśli kiedykolwiek cię tu zobaczę to przysięgam, że zamiast Tyrona zacznę niszczyć ciebie. Nie chcę żebyś się do mnie odzywała, nie chcę cię więcej widzieć. Jesteś najgorsza osoba w całym Hogwarcie! I wiesz co? – Sheryl popatrzyła chłodno w ukochane oczy, których łagodność i rozbawienie gdzieś uleciały. Został w nich tylko gniew i czysta nienawiść. – Straciłem do ciebie szacunek… Powinnaś trafić do Ślizgonów, tak jak twój podły brat bo niczym się od niego nie różnisz. NICZYM! W mojej drabinie wartości jesteś niecały milimetr wyżej od Smarkerusa. Teraz spadaj stąd! I żebym cię tu więcej nie widział! – Rogacz odwrócił się do niej plecami. Był wściekły! Dziewczyna stała nieruchomo, nie mogąc pogodzić się z tym co usłyszała. Za bardzo ja to ugodziło. Nie wiedziała jak się zachować. Przeprosić? Spróbować porozmawiać? Przekonać do swoich racji? Jamie był teraz wściekły i rozżalony nic by nie zdziałała. Czuła jak oczy zaczynają ją piec.
- Sheryl?- Remus postanowił delikatnie załagodzić sprawę. Brunetka podniosła tylko rękę i pomachała głową, każąc mu milczeć.
- Jesteś taki naiwny…- powiedziała lekko drżącym głosem. – I taki głupi.- dodała po chwili, po czym obróciła się na pięcie i wybiegła z dormitorium.
Na chwilę zapanowała cisza…
- No łał…- Łapa odezwał się pierwszy. – To już druga lepiej znana nam dziewczyna, która dziś wybiega wściekła i rozdrażniona.
- To nie jest śmieszne…- powiedział poważnie Remus.
- To nie. – przyznał Łapa. – Ale to tak!- rzucił z rozbawieniem, kiedy mały szczur zmienił się w ich kolegę. Pulchnego, poszarpanego, przestraszonego Petera Pettigrew. Trójka chłopaków od razu popatrzyła na niego z lekkim zaskoczeniem. Pod okiem miał wielkiego sińca, a cała szatę podartą.
- To było… straszne… Chciały mnie zdeptać… Zdeptać… Jak… jak…
- Szczura?- spytał Black.
- I te wielkie… ogromne…
- Ekhem… Peter! Ty podglądaczu!- Łapa zaśmiał się na głos.
- Te ogromniaste… Obcasy….- i kiedy Glizdogon zemdlał, trójka przyjaciół nie wiedziała czy już mogą się śmiać, czy może najpierw podać mu czekoladę….


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 2 z 3
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Forum www.evans.fora.pl Strona Główna  ~  Rozdziały

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach