Forum www.evans.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Rozdziały   ~   WSZYSTKIE NOTKI
aniula19.12
PostWysłany: Wto 20:41, 14 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Postaram się wstawić wszystkie notki. Uwaga: nie będzie tytułów tylko sam tekst ;/
BYŁO TO JEDNAK ZBYT MĘCZĄCE, WIĘC TERAZ POBIERAJCIE WSZYSTKIE NOTKI TUTAJ: [link widoczny dla zalogowanych] W FOLDERZE DOKUMENTY. BĘDĘ STARAŁA SIĘ NA BIEŻĄCO UAKTUALNIAĆ, KIEDY NOWE NOTKI UJRZĄ ŚWIATŁO DZIENNE Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez aniula19.12 dnia Nie 23:02, 19 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 14:49, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Lily szła szybkim krokiem rozglądając się po peronie. Szukała wzrokiem swojej przyjaciółki, której nie widziała przecież od miesięcy. Nawet nie miała jak do niej napisać ponieważ nie posiadała własnej sowy. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, że Petunia szybko by się jej pozbyła.
- Evans, jak miło cię widzieć- wzrok dziewczyny zatrzymał się na niezwykle przystojnym chłopaku. Jego orzechowo- brązowe oczy patrzyły na nią zza okularów z wyczekiwaniem i utęsknieniem.
James Potter dostrzegał w niej najmniejszą nawet zmianę. Zauważył, iż przez te całe dwa miesiące jej niezwykle rude włosy zdążyły nieźle wyrosnąć, zauważył jej ciemniejszą cerę, gdyż zapewne w czasie wakacji musiała się dużo opalać. Patrzył na nią z uwielbieniem. Zdążył już za nią zatęsknić…
- Bez wzajemności Potter- Ruda prychnęła na niego pogardliwie. To, że jest przystojny nie znaczy, iż musi być dla niego miła. Zawsze podobały jej się jego oczy. Zastanawiała się jednak czego natręt może od niej chcieć skoro ją zaczepił. – A teraz mów co cię do mnie przywiało?


-Syriuszu ja się boję!- Dor krzyknęła do chłopaka o ciemnych włosach.- Ona będzie wściekła! Oberwę ja, oberwiesz ty! A nie chcę myśleć co zrobi Jamesowi!- czuła ogarniającą ją panikę. Wiedziała, że zrobiła źle zgadzając się na taki układ. Ona, Lily, Syriusz i James w jednym przedziale, a Sheryl, Jasmine, Remus i Peter w drugim tuż obok. Dlaczego się na to zgodziła? Ponieważ niezwykle zależało jej na obecności tego przystojnego chłopca, którego teraz miała przy sobie.
- Ale przecież Rogacz zgłosił się na ochotnika. – uśmiechnął się promieniście. Wyobraził sobie Evans rozszarpującą jego przyjaciela. – Nic mu się nie stanie. On jej wszystko wytłumaczy.- Łapa starał się uspokoić dziewczynę. Chciał za wszelką cenę zatrzymać ją przy sobie. Ile spotkał takich jak ona? Żadnej. Co prawda zaliczył ją do grona zdobytych, ale wciąż coś go do niej ciągnęło. Chciał zdobyć Dorcas jeszcze raz i nie pozwoli, by taki mały szkopuł jak niechęć Lilki do Jamesa mu przeszkodził.
- Może jednak lepiej będzie jak dziewczyny zajmą jeden przedział, a chłopcy drugi?- spojrzała wyczekująco w oczy Blacka. Jednak wystarczyło, aby zerknał na nią smutnie, a zaczęła się wahać. – Dobra! Zostanę tutaj, ale nie biorę winy na siebie.- oparła się wygodnie. Czuła wielki strach, który czai się gdzieś na dnie. Bała się reakcji Rudej.
- Nie martw się. Ja cię obronię.- Syriusz zbliżył się do niej i przytulił. Niezwykle lubiła, gdy tak robił. Czuła się bezpiecznie. Doskonale pamiętała zapach jego perfum, siłę jego ramion. Na chwilę przywołała tamte wspomnienia…
- MEADOWS! COŚ TY SOBIE MYŚLAŁA?!- Lily wpadła do przedziału jak burza. Złość przepełniała całą ją. Jak to możliwe, że jej przyjaciółka załatwiła jej jazdę w jednym pomieszczeniu z Potterem?!
- Ruda ona nie miała nic do gadania.- Black chciał dotrzymać słowa danego Dorcas i stanął w jej obronie. – Myśmy się…eeee… pokłócili z Peterem i dlatego jesteśmy oddzielnie. Nie było wolnych przedziałów kiedy przyszła Dor, więc podzieliliśmy was bez waszej zgody.- postarał się, aby wyszło mu to jak najbardziej wiarygodnie. Nie chciał, by cały gniew Lilki skupił się na nim. Wtedy do pomieszczenia wtoczył się Potter.
- Liluś zmieniłaś się…- powiedział trzymając się za policzek.- Walisz z liścia mocniej niż rok temu!- wyrzucił z siebie padając na siedzenie. Tak mocno chyba jeszcze nigdy nie dostał. A i ją bolała ręka, ale nie dała tego po sobie poznać. W końcu jak mógł powiedzieć, że Lily Evans pragnie wręcz być blisko niego?!
Każdy, prócz Jamesa, odetchnął, gdyż pierwszy gniew rudowłosej skupił się na biednym Rogaczu.
- Więc dobrze…- starała się opanować za wszelką cenę. – Ty Dorcas możesz tu zostać.- spojrzała w oczy blondynki, która jeszcze była w ramionach ukochanego.- Ja pójdę do tych obok i przyślę tu kogoś zamiast mnie.- dumnie odwróciła się na piecie i wpadła wprost na… Lucjusza Malfoy’a!
- Szlama Evans znów szuka kłopotów!- warknął jej prosto w twarz. Lily znosiła te wszystkie obelgi pod jej adresem z ciężkim sercem, ale nie miała nigdy najmniejszej ochoty na walkę z kimkolwiek. Tylko James dostrzegał każde chwilowe uczucie, które odbijało się w jej oczach. Miał wrażenie, że rozumie ją lepiej niż ktokolwiek inny. Nienawidził i gardził Ślizgonami, gdyż w tak podły sposób jej dokuczali!
- Zostaw ją w spokoju- wycedził przez zaciśnięte zęby Rogacz mierząc groźnym spojrzeniem przeciwnika. Ruda stała obok lekko wystraszona, a lekko oburzona. Nie potrzebowała pomocy tego aroganckiego idioty!
- Potter widzę, że nie masz zupełnie gustu jeśli chodzi o dziewczyny- zadrwił Malfoy.- Nie dość, że szlama, to jeszcze niesamowicie pomarańczowa!- dziewczyna zmierzyła go spojrzeniem pełnym niechęci. Na to nie mogła, a raczej nie potrafiła pozostać obojętna. Czuła jak jej złość sięga niewidzialnej bariery. Powoli ją przekracza…
- Ty.. ty… ty pacanie!- wzięła lekki zamach i uderzyła go z pięści w nos tak, że tamten aż się zatoczył! Nagle zdała sobie sprawę z powagi swego czynu. Cofnęła się przerażona.
Dorcas, Syriusz i Rogacz patrzyli z zaskoczeniem na całą sytuację. Nikt z nich nie widział nigdy Lilki w takim stanie.
- To było świetne!- pierwszy odezwał się Łapa. Taka akcja! Szkoda, iż on nigdy nie wpadł na to, aby dać Lucjuszowi w dziób!
- Dzięki.- Evans westchnęła siadając. Wciąż zastanawiała się jak mogła zrobić coś takiego. Uderzyła ucznia! Fakt, że sprawiło to jej niezwykłą satysfakcję, ale przecież tak nie można! Nawet nie zauważyła, iż pociąg ruszył, nie zauważyła jak Potter usiadł obok niej, nie zauważyła Dori wpatrującej się namiętnie w oczy Blacka, nie zauważyła kiedy zasnęła…
James z uwielbieniem patrzył jak jego ukochana powoli zasypia. Przyglądał się jak przymyka swoje zielone oczy. Kochał ją kiedy się złościła, kiedy siedziała nad książkami, kiedy za każdym razem mówiła: ”Spadaj Potter!”. Mógł tak obserwować Lily godzinami i nigdy się nie znudzić. Całe wakacje jej nie widział, a teraz musi nadrobić straty. Głowa powoli zaczynała jej opadać. Niebezpiecznie chwiała się z jednej strony na drugą. Nagle wylądowała na ramieniu chłopaka. Teraz z bliska mógł przyglądać się delikatnym rysom twarzy. Znał je prawie na pamięć, a jednak nigdy nie mógł się nimi nacieszyć. Gdyby tylko mógł już dawno zabrałby ją tylko dla siebie. Gdyby tylko ona zechciała… Delikatnie ujął jej dłoń. Rzadko miał ku temu okazję. Był świadom, iż Ruda wściekłaby się gdyby spróbował to zrobić podczas, gdy nie śpi. Ale teraz o tym nie wiedziała. Właśnie! Ona śpi! Jeśli się nie obudzi nie będzie pamiętać! Przez myśl przeszedł mu szalony pomysł. Czy mógłby tak postąpić? Wystarczyło jedno spojrzenie, a był pewien, że nie chce zrobić nic bez jej zgody. Już chciał odłożyć jej dłoń, gdy nagle poczuł jak rudowłosa ściska go za rękę. Uśmiechnął się w duchu. Oparł się wygodnie starając się nie obudzić Lilki.
Dorcas zastanawiała się czy kiedykolwiek jeszcze będzie jej dane znów zasmakować ust Syriusza. Teraz byli tylko przyjaciółmi, ale jej to nie wystarczało. Czasem miała wrażenie, że i ona nie jest mu obojętna.
Black siedział spokojnie zastanawiając się nad kolejnymi dowcipami, którymi mógłby uraczyć nauczycieli oraz uczniów Hogwartu. Z każdym kolejnym dopisywał mu coraz lepszy humor. W pewnym momencie spojrzał na śpiących Lily i Jamesa. „Idealnie!” – pomyślał. Okoliczności mu sprzyjały.
- Dori złotko, o czym myślisz moja piękna?- posłał jej jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. Przecież była tego warta.
- Tak się zamyśliłam.- odpowiedziała szybko. Spojrzała w jego oczy. Lśniły w niezwykły sposób. Zachwycała się każdą iskierką, która w nich grała.
- Zmieniłaś się trochę. – przybliżył się do niej i wziął w palce kosmyk jej jasnych włosów.- Jesteś każdego dnia piękniejsza.- dziewczyna poczuła jak palą ją policzki. Od jego słów zaczynała się rumienić. Spuściła wzrok.
- Zawstydzasz mnie.- uśmiechnęła się lekko starając się opanować.
- Ja mówię tylko to co widzę.- nachylił się jeszcze bliżej. Wiedział, że mu nie odmówi. Zdradziła ja czerwień na policzku...



- Remusie…- Sheryl podniosła głowę znad książki i spojrzała prosto w oczy Lunatyka. Wiedziała, że nie powinna go odrywać od lektury.
- Tak ? – czekał aż dowie się o co chodziło przyjaciółce.
- Długo jeszcze? – dziewczyna zrezygnowała z wypowiedzenia tych dwóch prostych, ale jakże ważnych słów. Nie potrafiła mu tego powiedzieć. Nie wiedząc co zrobić zaczęła przyglądać się pożerającemu czekoladowe żaby Peterowi.
- Raczej chyba nie. Może powinniśmy iść się przebrać?- zaproponował zerkając na zegarek. Cieszył się z powrotu do Hogwartu. Gdyby tylko za dwa dni nie było pełni… Lupin dałby wszystko, aby być takim jak inni.
- Nareszcie jakaś propozycją! – krzyknęła poirytowana Jasmine. Zdążyła się już nieźle wynudzić. Wstała chwytając Sheryl za rękę.- My idziemy pierwsze! Do zobaczyska przystojniaki!- posłała im buziaka w powietrzu uśmiechając się przy tym zalotnie. Lunatyk cały poczerwieniał i aby to ukryć wrócił do czytania książek, zaś Glizdogon zakrztusił się kawałkiem czekolady. Dziewczyna roześmiała się serdecznie widząc to wszystko. Chwilkę później chłopcy zostali sami w przedziale…


- Nie budź ich!!- Lily usłyszała czyjś głos… Taki niewyraźny, ale jakże ciepły i troskliwy. Nie chciała otwierać oczu. Czuła zapach męskich perfum. Który od tej pory będzie jej się zawsze wspaniale kojarzyć… Nagle dobiegł ją czyjś cichutki chichot.
- Syriusz! Przestań!- Ruda otworzyła oczka i ujrzała Blacka leżącego na Dorcas.
- Co wy robicie?!- wrzasnęła patrząc karcąco na przyjaciół. Wiedziała, iż Łapa od dawna podobał się Dori, ale przecież to nie powód, aby korzystać z każdej okazji!
- Coś się stało?- Potter ziewnął głęboko. Miał dar trafiania w najmniej odpowiednim momencie.
- Co my robimy?- spytał niewinnie Syriusz.- Popatrz lepiej na was!- w jego oku pojawiły się roześmiane iskierki. Lily dopiero teraz zauważyła, że siedziała przytulona do Rogacza! Jego ręka delikatnie obejmowała ją w pasie, a jej dłoń spoczywała na jego kolanie! Poderwała rękę jak oparzona.
- Potter zabieraj tą łapę!- krzyknęła na chłopaka siedzącego tuż obok.
- Dobrze skarbie tylko się nie denerwuj…- powoli zabrał swoją górną kończynę, która miała tę przyjemność obejmowania Rudowłosej przez jakiś czas.
- A teraz odsuń się ode mnie!- zarządziła zupełnie obrażona. Nie widziała w tej sytuacji nic śmiesznego za to Black najwyraźniej ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
- Nie mogę.- spojrzał prosto w jej zielone oczy.
- Jak to nie?! Kiedy mówię masz się odsunąć to się odsuwasz!- traciła panowanie nad sobą. Złość gromadziła się w niej w coraz większych ilościach.
- Nie mogę, bo trzymasz moją dłoń.- uśmiechnął się chcąc jednocześnie wybadać jej samopoczucie. Evans ze zmieszaniem zabrała rękę. Jak to się mogło stać?!
- Lily, może powinnyśmy pójść się przebrać?- Meadows zaproponowała nieśmiało. Wiedziała, że Syriusz teraz z nią nie porozmawia, gdyż był zbyt zajęty zalewaniem się z Pottera i Rudej.
- Dobry pomysł!- Lilka zareagowała błyskawicznie. Czuła się dość niezręcznie i nie miała ochoty na dłuższe przebywanie w jednym pomieszczeniu z… z … z tym pacanem. Po dosłownie pół minuty już ich nie było.
- Z czego ty się smiejesz?- spytał James przyjaciela obserwując jak pokłada się ze śmiechu.
- Widziałeś minę Evans? – wyrzucił podczas krótkiej przerwy w śmianiu się.
- Widziałem- uśmiechnął się szeroko przypominając sobie jej zaskoczenie i pomieszanie.
- Ja jej daje jeszcze góra kilka miesięcy- spojrzał znacząco na okluranika.
- Kilka miesięcy to stanowczo za długo. Ona pójdzie ze mną na bal jako moja dziewczyna- westchnął głęboko wyobrażając sobie zielonooką w ślicznej sukience u swego boku. Prawda jest taka, że żadnej dziewczyny nie musiał zdobywać tak długo jak jej. Lubił wyzwania, a Lily była chyba najtrudniejszą nagrodą do zdobycia. – A jak tam Dorcas? – spytał bruneta z naprzeciwka.
- No cóż… Ona w zasadzie już jest moja…- Black rozłożył się wygodnie na siedzeniu. Był tego pewien jak niczego na świecie.


- Dori pośpiesz się! – Sheryl nie wytrzymywała, czekanie ją dobijało. – Wszystkie się przebrały tylko ty nie możesz!- bezsilnie oparła się o ścianę.
- Jeszcze chwilka!- Dor szybko poprawiła włosy i nałożyła odrobinę błyszczyku na usta. W końcu udało jej się opuścić łazienkę. – Jestem gotowa. – powiedziała cichutko i niewinnie.
- Nareszcie! Ile można czekać!- Sher spojrzała na nią karcąco.
- Nie marudźcie! Wracamy do przedziału!- Evans nie miała ochoty na kłótnie. W głowie miała tylko jedno- Hogwart, z daleka od Petunii! Wracała do domu! Do przyjaciół i do tych denerwujących ją ludzi i… do Pottera. Słabo jej się robiło jak o nim myślała. Dała radę znieść Ślizgonów i ich kąśliwe uwagi na jej temat, ale tylko on tak naprawdę potrafił wyprowadzić ją z równowagi. Nie chciała znów siedzieć obok niego.- Wiecie co? Chyba nie ma sensu rozsiadać się na przedziały. Chodźcie wszystkie do jednego.- zaproponowała z uśmiechem.
- Masz rację.- westchnęła Jas. – Założę się, że chłopcy już siedzą razem w jednym przedziale.
- I chyba masz rację!- stwierdziła Sheryl otwierając drzwi. Oczom dziewcząt ukazała się cała banda Huncwotów, ślęczących nad kawałkiem jakiegoś pergaminu.
- No i koniec psot!- Syriusz stuknął różdżką w pergamin, by ukryć mały sekret chłopaków.
- Już coś chcieliście zrobić?!- Ruda najwyraźniej nie miała najmniejszej ochoty na ich głupie dowcipy.- Co tam zaplanowaliście?!- chwyciła papier, na którym jak myślała znajdzie jakieś zapiski, ale kartka była pusta.
- To jest pergamin Petera. – Potter odezwał się nie spuszczając oka z tego, co Lily miała w dłoniach. – Skarbie, może mu go oddasz?- delikatnie spróbował jej go zabrać.
- Nie ma mowy!- krzyknęła wściekle chowając go za siebie. – Oddam ci Glizdogonie własny pergamin, a ten zatrzymam. A ty….- wycedziła przez zęby- Nie mów do mnie „skarbie”! – obrzuciła nienawistnym spojrzeniem Rogacza. Wiedziała, że to musi coś skrywać, ale nie wiedziała jeszcze co!
- Lilka zastanów się- Dorcas położyła jej rękę na ramieniu.- Po co ci ten kawałek papieru. Oddaj go im, bo się popłaczą. – Syriusz spojrzał z wdzięcznością na Meadows. Chodź jej słowa nie zbyt go pocieszyły to jednak próbowała im pomóc.
- Proszę was bardzo!- Evans rzuciła im go oburzona. Nie dość, że musiała znosić wszystkie głupie zagrywki to jeszcze jej najlepsza przyjaciółka trzymała z nimi! – Mam nadzieję, że się cieszycie!- warknęła siadając.
- Nawet nie wiesz jak bardzo- uśmiechnął się Black dając miejsce dla Dor.
- Nawet nie chcę wiedzieć!- założyła wściekle ręce i postanowiła nie odezwać się już do końca podróży. Obserwowała jak jej przyjaciółki wspaniale i z lekkością rozmawiały z Huncwotami. Czy ona kiedykolwiek mogłaby do nich należeć? Nie! Nigdy tego nie chciała, a jednak stało się inaczej…


Wielka sala wyglądała jak zwykle wspaniale! Ruda za każdym razem, gdy po dłuższym czasie tu wracała zachwycała się widokiem. Pozostali także zatęsknili za zamczyskiem. Dziewczynę szczególnie ucieszył fakt, iż po przybyciu Huncwoci gdzieś zniknęli. Mogła, więc bez zbędnych komentarzy i żartów spokojnie usiąść i obejrzeć ceremonię przydziału. Siedziała spokojnie i w głębokiej zadumie do momentu kiedy dyrektor miał dać przemówienie, a kiedy zauważyła czwórkę szóstoklasistów, którzy najwyraźniej spóźnili się. Nieco wytrąciło ją to z równowagi. Liczyła na odrobinkę samotności. Tym bardziej wściekła się kiedy Potter po chamsku wepchał się na miejsce koło niej. Starała się nie zwracać uwagi na jego wzrok, który przyglądał jej się prawie od zawsze.
James zastanawiał się czy spodoba jej się jego pomysł. Zapewne znowu się na niego wścieknie i obrazi, ale spróbować warto! Pełen nadziei czekał na odpowiedni moment. Zastanawiał się co mogłoby zagwarantować mu jej przychylność.
- Evans, wyglądasz naprawdę prześlicznie.- wyszeptał zatapiając się w jej zielonych oczach.
- Odczep się ode mnie! Nie widzisz, że teraz mówi dyrektor?- nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. Teraz najbardziej marzyła o swoim dormitorium.
- Przecież ja mu nie przerywam tylko chciałem…
- Potter zamknij się wreszcie! Nie mam najmniejszej ochoty z tobą gadać! – przerwała mu nim zdążył skończyć zdanie. Nagle wszyscy uczniowie zaczęli wstawać. „Nareszcie”- pomyślała idąc korytarzem pod portret Grubej Damy. Zastanawiała się czy spotka tu swojego przyjaciela sprzed roku…
Dorcas szła tuż obok przypominając sobie chwile spędzone z Syriuszem podczas, gdy ich przyjaciele spali. Przestała trzymać się blisko Evans, zaś chciała dogonić Blacka, który wyrwał nieco do przodu. Zostawiła Lilkę z tyłu i dołączyła do Łapy.
- Posłuchaj…- zaczęła zastanawiając się nad tym co powinna powiedzieć, a co ma zatrzymać dla siebie. – To co wydarzyło się w przedziale, to…
- Dori, skarbie, czy ty chcesz mi o czymś powiedzieć?- wszedł jej w słowo jednocześnie świadomie kończąc temat. Nigdy nie lubił takich rozmów. Przecież da jej znać kiedy będzie czegoś od niej potrzebować.
- Heh! Nic!- westchnęła zrezygnowana. Denerwowała ja cała sytuacja. Nie potrafiła mu odmawiać, ale kiedyś zbierze w sobie na tyle sił, by mu to zrobić! I on będzie żałować. W tym momencie minęła próg Pokoju Wspólnego (PW). Gdy tylko zerknęła na ścianę nad kominkiem zamarła!


Ruda nie śpieszyła się z dotarciem do PW. Nigdy nie lubiła tych przepychanek. Jednak to co zastała na miejscu znacznie przekraczało jej najśmielsze obawy. Kiedy tylko zobaczyła wielkie czerwone litery wiedziała, że to nic dobrego nie znaczy. Tym bardziej, iż na pewno nie zostały one napisane przez nauczyciela! Ale gdy wszyscy uczniowie zaczęli patrzeć na nią z nieukrywanym rozbawieniem nie wytrzymała. Podeszła pod sam kominek, by przeczytać napis.
„Lilyanne Evans, czy umówisz się ze mną?
Zawsze kochający- (?)”
Wszystkie oczy skierowały się na nią. Nie mogła uwierzyć, że Potter w swojej arogancji i głupocie posunął się aż tak daleko! Jak on mógł?!
- To jak będzie moja śliczna?- usłyszała pewny siebie głos zza pleców. Chwilkę później obok niej stał James… Tak bardzo chciała dać mu w twarz! Walnąć go aż upadnie! Tak żeby więcej jej nie ruszał! Ale nawet na to nie miała już siły! Nie zwracała uwagi na rozbawiony tłum! Poczuła nagle ogarniającą rozpacz i nienawiść! Ten okularnik jest najgorszą rzeczą jaka może spotkać dziewczynę!
- Ja na ciebie Potter już nie mam siły!- wykrzyczała przez łzy. Nawet nie zauważyła kiedy zdążyła zacząć płakać… - Ja cię po prostu nienawidzę z całego serca!- odwróciła się i wybiegła z PW.
Meadows obserwowała całą sytuację z boku. Powoli podeszła do Rogacza, gdzie stał już Syriusz.
- Stary, albo mi się zdaje, albo ona ci nic nie zrobiła!- stwierdził ze zdumieniem Black. Rzeczywiście! Jak sięgał pamięcią, Evans zawsze się mściła i to na miejscu. A to go walnie, a to ośmieszy. Nigdy za to nie wybiegła z płaczem.
- Coś musiała się stać, nie uważacie?- Dorcas zmarszczyła brwi. Znała Lily doskonale i wiedziała, że to nie było normalne. Na dodatek bardzo się martwiła. W końcu to jej przyjaciółka.
- W każdym bądź razie to jakieś postępy! Ona powoli pęka ja to wiem! Znam się na tym!- uśmiechnął się Łapa puszczając oczko do przyjaciela.
- Jak możesz! – oburzyła się Dor. – Przecież ona też ma uczucia! Nie obchodzi was, że sprawiacie jej przykrość?! Czy liczy się tylko to, aby osiągnąć swój cel?!- wyrzuciła im to prosto w twarz. Naprawdę współczuła Rudej. Tym bardziej, że komu ona teraz się wyżali jak nie dla niej?
- Zastanówmy się….Doruś ja myślę, iż właśnie o to chodzi! ZZZ! Taka nasza męska zasada! – Syriusz powoli także zaczynał się denerwować.
Potter zastanawiał się dlaczego ona nigdy się nie zgodziła. Czyżby robił coś źle? Wiedział, iż teraz pewnie siedzi gdzieś ukryta i myśli o tym jak bardzo ma go dość… I wtedy przypomniał sobie co robiła rok temu jak miała podły nastrój! Może warto spróbować?
- Chamski jesteś! Idę jej poszukać!- Dori z urażoną mina zrobiła krok w stronę wyjścia. Nagle poczuła jak łapie ja ręka Jamesa.
- Zostań! Ja ją znajdę.- zanim zdążyła zaprotestować jego już nie było. Rzuciła tylko obrażone spojrzenie na Łapę. Wbrew pozorom także doskonale znała zasadę ZZZ- Zdobyć, Zaliczyć, Zostawić.


Lily usiadła pod ulubionym drzewem na szkolnych błoniach. Uwielbiała tu przychodzić. Pozwalała sobie wtedy na odrobinę emocji. A dziś miała podły dzień! Potter dał jej się we znaki jak nigdy. Dopiero teraz zastanawiała się dlaczego postanowiła się rozpłakać. Powinna jednak była go uderzyć. Teraz ludzie dopiero zaczną gadać! Nagle zauważyła jak w jej kierunku biegnie jeleń!
- O mój Boże! – krzyknęła radośnie!- A już myślałam, że cię tu nie ma! – objęła szyję zwierzęcia. Pamiętała go sprzed roku. Pewnego dnia wkurzyła się na Jamesa i przyszła tutaj, a ten jeleń dobiegł do niej. Z początku nieco się przestraszyła, ale później zaczęła przychodzić tu prawie codziennie tylko dla niego. Stał się jej przyjacielem. Czasem myślała, że wszystko rozumie. Pozwalała mu nawet być przy pisaniu pamiętnika i zwierzała mu się. Teraz kiedy patrzyła w jego brązowe oczy przypomniało jej się dzisiejsze zajście w Pokoju Wspólnym. Znów uroniła łzę.
- Stęskniłam się.- postarała się uśmiechnąć. Spuściła na chwilę wzrok, by trochę się opanować. Jeleń szturchnął ją lekko. Zerknęła na niego wciąż smutnymi oczami. – Przepraszam cię! Masz rację. Nie powinnam płakać. Następnym razem przyłożę mu z całej siły żeby nie wiedział gdzie się urodził!- zaśmiała się przez łzy. – Ale przecież doskonale oboje wiemy, że nie mogłabym go tak bardzo skrzywdzić!- wstała powoli. – Jakbym go zbyt mocno uderzyła, to miałby spokój z dziewczętami na jakiś czas, a przecież tego to on nie chce! Ten nadęty bufon myśli tylko o sobie… - na chwilkę się zamyśliła. Zastanawiała się co by było gdyby… Od niedawna zaczęła zauważać jak bardzo przystojny stał się Rogacz. Zmienił się przez wakacje, ale zachowanie ma jeszcze gorsze. – Wiesz…- zaczęła powoli i ostrożnie.- Może dałabym mu szanse, gdyby nie był takim dupkiem.
Na te słowa jeleń spojrzał na nią dość zdziwiony. Miała wrażenie jakby z odrobiną pretensji domagał się wyjaśnień.
- Dziś nie mogę być tu długo.- stwierdziła smutno przyjacielowi.- Ale obiecuję, iż jutro posiedzę dłużej. – Podeszła do zwierzęcia i pocałowała go w miejsce gdzie powinien być policzek.- Dziękuję, że ze mną jesteś. – powoli oddaliła się w stronę zamku. Szczęśliwsza i troszkę zmęczona.
Kiedy tylko oddaliła się o kilkanaście stóp jeleń przemienił się w chłopaka. Potter stał opierając się o drzewo i zastanawiając się co powinien zrobić w takiej sytuacji. Naprawdę żałował…
- Evans czekaj! – krzyknął pod wpływem chwili. Dziewczyna odwróciła się natychmiast z zaskoczeniem. Podbiegł do niej szybko.
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?! I… i co ty tutaj robisz?- zapytała wściekła.
- Poszedłem cię poszukać, ale widzę, iż już wracasz, więc może chociaż wolno mi cię podprowadzić?- czekał na jej reakcje. Bał się, że za chwilę wybuchnie i da mu w twarz.
- Dobra! –zgodziła się niechętnie. Nawet nie miała ochoty się do niego odzywać.
- Przepraszam za dzisiaj. – spojrzał w jej zielone oczy. Ruda zatrzymała się na chwilkę. Sam fakt, iż Potter przeprasza za własny pomysł zdawał jej się być jak cud. To było całkowicie niemożliwe!
- Czy tu nie masz gorączki? – dotknęła ręką jego czoła. A może to był kolejny jego żart? Sama nie wiedziała co on chciał przez to osiągnąć.
- Lily, ja chcę cię przeprosić za dziś i za inne razy także. Ja… ja więcej nigdy nie zrobię czegoś takiego. Rozumiesz?- chwycił ja za ramiona i patrzył na zdziwiony wyraz twarzy.
- Chyba tak…- stwierdziła ostrożnie.
- Jak będziemy mogli zostać przyjaciółmi to mnie to wystarczy.- westchnął. Mówił to z ciężkim sercem.
- Ty sobie ze mnie znowu żartujesz? Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju?!- Lilka spróbowała go ominąć, ale zatrzymał ją.
- Przysięgam ci na… na księżyc! – rzucił szybko- Daję ci spokój! Ten, którego tak bardzo pragniesz.- patrzyli sobie w oczy. Dziewczyna już powoli zaczynała mu wierzyć, ale coś ją ostrzegało. Do tej pory była między nimi taka bariera, nie do przekroczenia, która podtrzymywała Evans. Jednak teraz ta niewidzialna granica powoli przestawała istnieć. James także wyczuł, iż coś się zmieniło. Pozwolił sobie wziąć ją za ręce nie przerywając kontaktu wzrokowego. Dziwne to uczucie kiedy czujesz, że możesz mieć coś, dopiero wtedy kiedy z tego zrezygnujesz. Zrobił krok bliżej… Byli naprawdę blisko siebie. Lily zapomniała o wszystkich przykrych sytuacjach. Coś ją do niego ciągnęło i nie mogła się powstrzymać. Rogacz także nie mógł przepuścić takiej okazji. Nachylił się powoli i dotknął wargami jej ust. Nie wyraziła sprzeciwu. Złączyli się w pocałunku. Ruda straciła już orientacje w tym co się działo, ale jednego była pewna- chciał by ta chwila trwała dłużej i dłużej… Dlatego też jeszcze przez chwilkę kiedy James przerwał ten miły incydent miała problemy z ustaleniem wszystkiego.
- Chcę tylko byśmy zostali przyjaciółmi.- powtórzył po głębokim oddechu.
- Tak…- odpowiedziała półprzytomnie. – To będzie chyba najlepsze wyjście.- spojrzała na niego raz jeszcze, wciąż zaskoczona nowym przeżyciem. Jak to się stało? Dlaczego na to pozwoliła?



Sheryl położyła się na łóżku wpatrując się w sufit. Więc spędzi tutaj kolejny rok, a do domu wróci dopiero na wakacje. Nienawidziła bezczynności. Było przecież jeszcze wcześnie!
- Jas! Nie będziemy się przecież nudzić prawda?- spytała szatynki leżącej na łóżku obok. – Wstawaj!
- Sher?! Czy ty wiesz która jest godzina?- dziewczyna dała jej delikatnie zrozumieć, że nie ma zamiaru się nigdzie ruszać. Jasmine Elvin była niezwykle nieśmiała. Nauka nie szła jej tak dobrze jak koleżankom. Miała śliczne loczki do ramion, brązowe oczy i niezwykły uśmiech.
- Tak wiem! – westchnęła – Dopiero 11! Wiesz ile jeszcze rzeczy mogłybyśmy zrobić?- Sheryl Corvin była jej kompletnym przeciwieństwem. Brunetka z jasnymi oczkami. Bardzo pewna siebie i nigdy nie rezygnująca. – Dobra! Pójdę sama.- stwierdziła patrząc na minę Jasmine.
Dźwignęła się i ruszyła do pokoju wspólnego Gryfonów. Nagle wpadła na pomysł odwiedzenia Huncwotów! Wiedziała w którym dormitorium ma ich szukać- nie raz tam była. Jednak po drodze „przypadkowo” pomyliła kilka razy drzwi nim trafiła w odpowiednie miejsce. Nie pukała, bo po co. Po prostu weszła! Od razu uderzył ją bałagan charakterystyczny tylko czwórce chłopaków, którzy są rozrabiakami.
- Peter to ty?- usłyszała czyjś głos dobiegający ją gdzieś z głębi pokoju. – Masz to o co cię prosiłem?- na sam środek wyszedł Remus Lupin w samym ręczniku na biodrach. Zaskoczony Lunatyk nie wiedział dokładnie co ma zrobić. Może powinien schować się gdzieś? Albo ją wyprosić? Stał osłupiały bez żadnego konkretnego pomysłu.
Sheryl ledwo powstrzymywała w sobie śmiech. Rzadko kiedy miała okazję oglądać szkolnego kujona bez ubrania. Tym bardziej cała sytuacją ja śmieszyła.
- Ej! Lupin! Ręcznik ci spada!- krzyknęła wybuchając głośnym śmiechem na co chłopak chwycił nerwowo jedyną rzecz jaka go okrywała. Poczuł jak policzki zaczynają go palić. Nienawidził się rumienić.
Sher szybko zauważyła czerwieniejące policzki na twarzy przyjaciela.
- Remusie czyżbyś się zawstydził?- uśmiechnęła się promieniście podchodząc do niego. Kochała wiedzieć, że podoba się chłopakom. Miała swoje sekrety podrywaczki, o których wiedziała tylko Lily. Podeszła powoli do niego zawieszając mu się na szyi. W ten sposób mogła dowolnie roztaczać swój urok osobisty patrząc w oczy ofiary. Prawdziwa z niej modliszka.
- Co ty robisz?- Lunatyk zdezorientowany spytał towarzyszki.
- Flirtuję głuptasie!- na te słowa zupełnie się speszył. Wprawiła go w kompletne zakłopotanie co bardzo ją cieszyło.
– Dlaczego mnie nie pocałujesz?- spytała uśmiechając się zalotnie.


Syriusz rozłożył się na kanapie w PW. Uwielbiał leniuchować- to wychodziło mu bardzo dobrze.
Dorcas stała wściekła co jakiś czas mierząc spojrzeniem Blacka. Kolejny raz wyprowadził ja z równowagi i pewnie będzie udawał, że nic się nie stało! Gdyby nie był aż tak przystojny już dawno by go udusiła i to gołymi rękami.
- Meadows usiądź! Chyba nie chcesz mi powiedzieć, iż będziesz tak stać i patrzeć się na mnie cały czas.- Łapa uśmiechnął się łobuzersko widząc oburzony wyraz twarzy dziewczyny. Nie ważne co mówiła, jak się zachowywała- on i tak wiedział swoje.
- Jeśli się na ciebie patrzę to tylko dlatego, że większego głąba w życiu nie widziałam!- krzyknęła siadając w fotelu.
- Ależ moja śliczna, czy mogłabyś mi wytłumaczyć z jakiegoż to powodu tak się bulwersujesz?- spokojnie zapytał obserwując każdy jej ruch.
- Z powodu zasady ZZZ! Każda jest ZZZ dla ciebie! Ale z pewnością nie możesz mieć wszystkich! – wybuchnęła nagłym gniewem.
- Skarbie, nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. – Syriusz rzucił jej wyzywające spojrzenie.
- No nie powiesz mi chyba, iż nie stosujesz ZZZ!- Dor nieco się uspokoiła.
- Akurat w tym się nie myliłaś.- w jego oku pojawiły się wesołe iskierki.- Chodziło mi raczej o to, iż nie mogę mieć wszystkich, bo widzisz… Ja mam tą, którą tylko sobie zażyczę. Wystarczy odpowiednio zagadać. – przymknął oczy w wyrazie głębokiego odpoczynku i triumfu.
- Ha ha ha! – Dor zaśmiała się ironicznie. – Chciałbyś.- mruknęła sama do siebie.
- Co mówiłaś?- Black poderwał się nagle.
- Nic takiego. – wstała kierując się w stronę dormitorium dziewcząt, ale nagle poczuła jak Łapa jedną ręka przyciąga ja spowrotem. – Puść mnie!- krzyknęła próbując się wyrwać, ale obcowanie sam na sam z takim chłopakiem mogło okazać się przyjemne… Dlatego po kilku minutach zbędnej walki poddała się. – Czego chcesz?- spytała starając się udawać zniecierpliwioną.
- Myślisz, że nie potrafię zdobyć sobie sympatii wszystkich dziewcząt? Proszę więc bardzo! Podaj tylko imię i nazwisko, a za jakiś czas będziemy parą.- Syriusz kochał wyzwania, a teraz miał okazję udowodnić coś dziewczynie. Nie będzie to zbyt trudne, ale chociaż trochę się przy tym zabawi.
- Chcesz się założyć? – Dorcas nie mogła się nadziwić. Musiała teraz wymyślić kogoś kto nienawidził Syriusza Blacka. Tylko, że takie dziewczyny nie istniały- przynajmniej nie w tej szkole. „Myśl Meadows, myśl!”- szukała… Kto nie chciał mieć styczności z Łapą? Z Huncwotami… Kto za nim nie przepadał…. – Lily Evans!- krzyknęła nagle nie wierząc we własne słowa.
- CO?!


Jas leżała nudząc się niezwykle. Sama nie wiedziała czy dobrze zrobiła zostając. Tak bardzo chciała zobaczyć Remusa, ale sama by tam w życiu nie poszła. Coś jednak mówiło jej, iż tam znajdzie Sheryl. Nie namyślając się długo poszła do dormitorium Huncwotów. Stała chwilkę przed drzwiami zbierając w sobie odwagę. Wzięła głęboki oddech i… pchnęła drzwi.
W jednej chwili pożałowała, że w ogóle tu przyszła. Kiedy zobaczyła Sher i Lupina jak się obejmowali, jak… jak… Z każdą minuta czuła jak coś w niej pęka. Dlaczego to ją zawsze spotyka? Dlaczego Corvin zawsze mogła mieć tych chłopaków, którzy dla niej byli niedostępni?
- Jasmine?- Lunatyk zauważył nagle stojącą dziewczynę. W jej oczach dało wyczytać się smutek. Natychmiast odepchnął Sheryl i zmierzył w stronę drugiej panny.
- Heh, Elvin. – westchnęła brunetka. – Ty zawsze wiesz kiedy mi przeszkadzać. Dopiero co go rozebrałam.- uśmiechnęła się.
- W takim razie serdecznie was przepraszam.- Jas odezwała się drżącym głosem. Z całej siły starała się opanować, ale nie mogła. To było silniejsze od niej! – Nie będę wam więcej przeszkadzać. – odwróciła się a po jej policzku spłynęła łza. Bardzo smutna, ale jakże ważna łza. Od tej pory będzie na zawsze o tym pamiętać. Postara się wyrzucić z serca Lupina. Znajdzie sobie kogokolwiek innego, byle zapomnieć o nim. I nie będzie tak bezmyślna następnym razem.
- Jasmine zaczekaj!- Remus miał wielka ochotę pobiec za nią. Zatrzymać i wytłumaczyć, ale nie mógł. Dręczyło go coś od środka. Dlaczego? Na to pytanie nie potrafił sobie odpowiedzieć.



Była wciąż zdezorientowana, gdy weszła do PW razem z Jamesem bez żadnych kłótni. Zawsze uważała, iż każdemu należy się szansa, a teraz takową szansę musiała dać Potterowi. Nie chciała robić sobie wrogów. Pozostawało tylko jedno pytanie: jak długo tak wytrzyma? Nie zdziwił jej widok Syriusza i Dorcas stojących bardzo blisko siebie. Po prostu weszła i usiadła na fotel.
- Moja najukochańsza i najśliczniejsza przyjaciółka wróciła z Rogaczem bez żadnych kłótni?- Black podszedł do niej szybko. Pamiętny zakład i nagroda na niego czekały. Zwycięstwa był pewien jak niczego na świecie. Był jednak malutki problem- nigdy nie brał Rudej pod uwagę jako dziewczyny do chodzenia, ponieważ był w stu procentach pewien, iż James go zabije, a teraz musiał przestać się tym przejmować.
- Odczep się!- Lilka warknęła na niego wściekle.- Nie jestem w nastroju do twoich głupich żartów.- rozłożyła się wygodnie. Poczuła jak ogarnia ją zmęczenie. Może dlatego nie zwróciła zbytnio uwabi kiedy Łapa usiadł na oparciu fotela tuż obok niej.
- No słodka! Wytłumaczysz mi co to za święto? – uparcie starał się zwrócić na siebie jej uwagę. Nic nie pomagało! Normalnie kiedy mówił w ten sposób dał radę wyczuć czy jego wybranka jest chętna na bliższą znajomość, ale z nią było zupełnie inaczej.
Potter znał Blacka od dawna, każde jego zachowanie było mu znane. Dlatego kiedy zobaczył jak Syriusz stosuje swoje pospolite sposoby podrywu do jego ukochanej zaczął śledzić przebieg wydarzeń. Miał wielką ochotę podejść i spytać się dlaczego on to robi, ale ze względu na obietnicę daną samej Evans starał się powstrzymać.
Dorcas także z trudem obserwowała całą sytuację. Po co się w ogóle z nim założyła skoro każdy jego gest sprawiał jej ból? Był tylko jeden plus- Lily całkowicie go ignorowała.
- Ja idę spać!- rzuciła szybko Dor nie mogąc już dłużej wytrzymać.
- Ja też.- szybko dodał James. Wymienił z podenerwowaną Meadows spojrzenia. Mógł się łatwo domyślić, iż skoro ona się zdenerwowała to musiało się coś stać.
- Idźcie, idźcie..- uśmiechnął się tajemniczo Syriusz.- A my tu sobie zos…
- Dori czekaj! Idę z tobą.- dziewczyna zerwała się szybko. Za nic w świecie nie chciała zostać z Huncwotem sama w PW, a tym bardziej z dziwnie zachowującym się Huncwotem. Podbiegła do przyjaciółki i wkrótce obie szepcząc zniknęły z zasięgu wzroku chłopaków.
- Dobra, stary… A teraz mi tłumacz o co w tym chodzi!- zarządził stanowczo Potter. Nie mógł pojąc dlaczego najlepszy kumpel robi mu takie świństwo i to na jego oczach.
- Rogaczu, przyjacielu, powiedz mi wpierw jakim cudem Evans wróciła z tobą bez obzywania się i tym podobnych! Śladów pobicia też nie widzę.- nie mógł nadziwić się Łapa. Ten fakt wydał mu się naprawdę dziwny.
- Heh szkoda gadać!- James nigdy nie powiedział mu, że przyjaźni się z Lily jako jeleń. Nigdy też nie przypuszczał, iż kiedykolwiek zaproponuje jej tylko przyjaźń. Właściwie teraz sam nie rozumiał dlaczego to zrobił. Będzie musiał zrezygnować z tak wielu codziennych niemalże czynności związanych z nią.
- Nie bądź taki! – Black poderwał się nagle. – To może być swego rodzaju rewolucja! Nie zrobiła ci krzywdy jak po nią poszedłeś! To już coś!
- Nie martw się. – odparł wściekłym tonem.- Możesz ją podrywać. Obiecałem dać jej spokój… - westchnął głęboko. Tak ciężko to mu jeszcze nie było. Na co miał teraz ochotę? Wypłakać się? Nie! Tego nie robił nawet w najbardziej tragicznych sytuacjach. Powoli ruszył do dormitorium chłopaków, a jego przyjaciel podążył za nim.
- Ja wcale nie miałem zamiaru jej podrywać tak na serio. – stwierdził jak najpoważniej.- Ale Meadows wyraziła wątpliwości w mój dar.- uśmiechnął się chytrze. – Założyliśmy się i ona sama podała mi Evans do zdobycia. A nagroda jest wielka…
- Dobra! Przestań już. Jakoś nie mam ochoty na głupie zakłady i to pierwszego dnia w Hogwarcie. – Potter pchnął odpowiednie drzwi. Od razu dostrzegł Remusa siedzącego na parapecie okna i wpatrującego się gdzieś daleko… „Niedługo pełnia”- pomyślał siadając na własnym łóżku.
- A nie da się tej twojej obietnicy jakoś obejść? – Syriusz nawet nie zwrócił uwagi na Lunatyka. W tej chwili zajmował się problemem Rogacza i zastanawiał się jak mu pomóc.
- Nie. Przysięgałem na księżyc…- tłumaczył przebierając się do spania.
- Księżyc…- po pomieszczeniu przeszedł głos Lupina, który nawet nie odwrócił twarzy od szyby.- Jaki on niestały… Dziś jeszcze nie jest cały… Jeszcze jutro pozwoli nielicznym, ale istniejącym zachować ludzką postać. – zapanowała cisza. Jakże małe i błahe wydawały się problemy innych przy jego problemie. Na samą myśli o tym co go czeka niedługo czuł nieprzyjemne skurcze w żołądku.
Nagle drzwi uchyliły się i ukazał się Peter niosąc jakąś malutką paczuszkę. Szybko po twarzach obecnych zrozumiał, że nie powinien się odzywać. Wszyscy zamarli w bezruchu wpatrzeni w Remusa.
- Księżyc drodzy przyjaciele jest bardzo zmienny…- spojrzał po zebranych smutnym i umęczonym wzrokiem. Tak miało być do końca życia. Miał jednak przyjaciół i wiedział, iż oni go nie zostawią.
- Właśnie!- Łapa krzyknął nagle jakby dokonał wielkiego odkrycia.- Skoro przysięgałeś na coś, co nie jest stałe, to dlaczego miałbyś dotrzymywać słowa!
- Lunio… - Potter całkowicie zignorował Syriusza. Czuł przygnębienie przyjaciela, ale wiedział, iż nigdy go dobrze nie zrozumie. – Będziemy trwać w tym szaleństwie razem.- spróbował się uśmiechnąć w pocieszającym geście. Chodź spać! I przestań marudzić. – przywrócił do dormitorium poprzednią atmosferę. Kilka minut później wszyscy byli w łóżkach. Z własnymi myślami i planami na przedostatni rok w Hogwarcie…
Zerwała się nagle. Miała zły sen, ale nic nie pamiętała. Szybkim ruchem chwyciła ubrania i zaczęła się ubierać. Zastanawiała się chwilkę czy obudzić dziewczyny, ale szybko zrezygnowała. Miała już wychodzić, gdy usłyszała cichy płacz. Zamarła… Spojrzała w najdalszy kąt pokoju- zawsze tam płakały, kiedy któraś miała problemy.
- Jas?- spytała niepewnie zbliżając się w stronę dziewczyny.
- Lil? Nie śpisz już?- podniosła twarz wycierając oczy. Nie miała ochoty, by ktoś widział ją w takim stanie.
- Jasmine co się stało? – Ruda dobrze znała przyjaciółkę. Wiedziała, że jeśli ona korzysta z tego kątka to sytuacja jest poważna. Łatwo było ją zranić, ale większość problemów przeżywała sama…
- Nic, naprawdę. – spuściła wzrok. Nie potrafiła kłamać. Dla Lily wystarczyło jedno spojrzenie w jej oczka, by wiedzieć o co chodziło.
- Remus…- stwierdziła na głos zielonooka. – Co on zrobił?- nie ustępowała.
- Oh, Lil!- Elvin krzyknęła zanosząc się płaczem. Przypomniała sobie wydarzenia z zeszłego wieczoru i nocy. – On… on chyba woli Sheryl!- nie dała rady przestać płakać. – Wczoraj zobaczyłam ich razem!
- Jas… - Evans przytuliła koleżankę. – Nie martw się. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.- starała się ją pocieszyć.
- I jeszcze coś…- na chwilę dziewczyna się uspokoiła. Miała coś gorszego do powiedzenia. Czuła, iż to jest ważne. – Moja babcia zaginęła.- popatrzyła wprost w zielone oczy Liliany. – Wiesz co to oznacza? – chwyciła ją za ramiona i mocno potrząsnęła.
- Jasmine! Uspokój się. – zarządziła Ruda. – Skąd masz tę pewność?
- Miałam sen…- mówiła nieprzytomnym głosem. – Śniła mi się rodzina… Dom babci, a nad nim… Mroczny Znak. – była przerażona. Wiedziała, że to nic dobrego nie wróży.
- To był tylko zły sen. Słyszysz?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 14:50, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


- To nie był sen Lil!- krzyknęła ze łzami w oczach. – Jeszcze dziś przekonasz się o tym! A jutro poczujesz tego konsekwencje! – zaskoczona własnymi słowami zakryła usta dłonią. – Przepraszam cię. Nie panuję nad sobą. – ponownie zalała się łzami.
Lilka przytuliła ja do siebie mocniej. Czy powinna się bać po słowach przyjaciółki? Nie wiedziała, ale w końcu ile razy Jas się pomyliła? Zero! Zawsze wiedziała co mówi, nawet w złości.
- Wiesz co? Chodźmy na śniadanie.- pomogła wstać wciąż zapłakanej Elvin.
- A dziewczyny?- powoli zaczęła się uspakajać.
- Same wstaną! Miałyśmy szczęście, że rok szkolny zaczął się w piątek.- uśmiechnęła się.- Ubieraj się i schodzimy!



-WSTAWAAAĆ!!!- Syriusz wydarł się na całe dormitorium. Jakże był szczęśliwy! Piękna sobota przed nim.
- Łapa idioto! – James przeciągnął się na łóżku- Niektórzy chcą spać! – zamknął oczy próbując zasnąć ponownie.
- Jak chcecie!- krzyknął Black biorąc do ręki Mapę Huncwotów.- Ale kogo ja widzę w drodze na śniadanie? – uśmiechnął się chytrze. – Czyżby panna Evans i panna Elvin już wstały?
- Lily już nie śpi?!- Potter zerwał się szybko i zaczął zakładać ubranie.
- Tak jest! Ruda i Jasmine! – powtórzył śmiejąc się z reakcji Remusa.
- Jak wy idziecie to ja też!- Lupin chciał wytłumaczyć pośpiech z jakim wciągał na siebie spodnie. – A Glizdek to co?
- Zostawcie go! Wczoraj przedawkował czekoladę! – zaśmiał się z własnego dowcipu.
- Wychodzimy?- spytał Rogacz z olśniewającym uśmiechem na twarzy przeciągając ręką po rozczochranych włosach.



- Lil, ale właściwie to dlaczego?- Jasmine chciała dociec prawdy.
- Bo tak musi być!- powtórzyła po raz setny Lily pokazując język koleżance. – Ooo! Popatrz kto nadchodzi.- skrzywiła się lekko. Teraz będzie miała czas sprawdzić czy potrafi się przyjaźnić z… z Potterem. W ich kierunku zmierzała cała trójka Huncwotów. Evans zawsze zerkała w stronę wielbicielek chłopaków. Patrzyła z obrzydzeniem jak wzdychają głośno i próbują zwrócić na siebie ich uwagę. Dla niej niżej upaść nikt nie mógł, nikt z wyjątkiem Ślizgonów.
- Witam panie!- uśmiechnął się Syriusz siadając między dziewczętami.
- Nie widziałeś Black, że tu nie było miejsca! Musisz się rozpychać?- przewróciła oczami Ruda.
- Skarbie nie wiem po co tyle złości. – Łapa delikatnie wziął kosmyk jej włosów między palce. – Swoja drogą ślicznie dziś wyglądasz…- stwierdził patrząc w jej zielone oczy.
- Zabieraj łapska!- warknęła wstając od stołu. Czyżby Black próbował ja zdobyć? To graniczyło dla niej z cudem. Usiadła naprzeciwko Elvin, starając się nie zwracać uwagi na chłopaków.
- Jak ci minęła pierwsza noc na 6 roku?- Remus zaczął niepewnie rozmowę z Jas siadając po jej drugiej stronie.
- Dziękuję, dobrze. – nie była na niego wściekła, ale obiecała sobie coś i tego chciała się trzymać, dlatego nie uraczyła go nawet spojrzeniem.
Lupin posmutniał. Nie wiedział czy powinien ją przepraszać czy przejść nad tym do porządku dziennego. Chciał to naprawić, ale jak? Nic ich nie łączyło, więc czemu zaczął się przejmować?
- A jak twoja pierwsza noc?- Jasmine nie potrafiła wytrzymać dłużej patrząc na jego smutną twarz. Nie chciała, by ktokolwiek chodził struty przez nią.
- Bywały lepsze…- zmusił się na lekki uśmiech.

- Mogę tu usiąść?- James spytał ostrożnie Lily, która teraz nie wyglądała na szczególnie rozradowaną.
- Siadaj.- wzruszyła ramionami. Dopóki jej nie zaczepiał wszystko było OK.
Rogaś obserwował jak jego ukochane zielone oczy wpatrują się gdzieś w dal ze znużeniem, jak rude włosy opadają na jej plecy bezwładnie, obserwował jak głęboko nad czymś się zastanawia…
- O czym myślisz?- zapytał bez chwili zastanowienia. Gdyby mógł chciałby wiedzieć o niej wszystko.
Ruda spojrzała na Pottera. Kompletnie ja zaskoczył tym pytaniem. To znaczy spodziewała się, że w końcu zakłóci jej spokój, ale dlaczego akurat teraz.
- O niczym ciekawym.- wróciła do jedzenia Tosta, którego dopiero co posmarowała dżemem. Zerknęła ostrożnie w stronę Blacka, który teraz patrzył posępnie w jej kierunku.
- Dlaczego nie porozmawiasz ze mną? – James nie dawał za wygraną.
- Słuchaj! Ja teraz po prostu nie mam na to ochoty. I jeszcze ten Syriusz…- starała się być miła, ale nie najlepiej jej to wychodziło. – Black z łaski swojej przestań się tak gapić!- krzyknęła przez stół.
- Słońce ty moje zraniłaś mnie!- Łapa udał jak dostaje prosto w serce. Był przy tym tak realistyczny, że aż upadł na ziemię.
Do Lil dotarło tylko głośne bum i nic więcej.
- Wygłupy!- warknęła pod nosem sama do siebie.
- Dzień dobry wszystkim!- przywitała się rozradowana Sheryl siadając przy stole.
- A temu co?- Dorcas zdziwiła się trącając nogą Łapę, który najwidoczniej postanowił leżeć na podłodze. – Nie rusza się, nie mówi… Dosłownie raj!- uśmiechnęła się perliście do wszystkich dosiadając się.
- Black daj spokój!- Evans wstała podchodząc do „nieprzytomnego” .- Ludzie patrzą!- kucnęła przy nim. Nawet nie zauważyła, iż towarzyszył jej Rogacz.
- Potrzebuję reanimacji.- mówił z zamkniętymi oczyma. – Myślę, że usta-usta załatwi sprawę.- uśmiechnął się huncwocko.
- Ty…ty… eh!!- krzyknęła ze złości. – Wstawaj albo nie wiem co ci zrobię!- udzielanie takiej pomocy o jaką prosił ją Syriusz była ostatnią rzeczą, na która dziewczyna zdobyłaby się publicznie.
Chłopak tuż obok jej dostrzegał poirytowanie z jakim podchodziła do całej sytuacji. Co mógłby zrobić dla niej? Może poprawić jej humor?
- Lily czekaj.- James chwycił ją za nadgarstek odsuwając nieco od Łapy.
- Co?- zdezorientowana wyprostowała się i spojrzała wprost w brązowe oczy.
- O nie!- Potter wydarł się na całą wielką salę.- Syriusz Black zemdlał! Ktoś musi zrobić mu usta-usta! – zerknął na zdziwioną Rudą i puścił jej oczko uśmiechając się przy tym chytrze.
Zanim Lilka zrozumiała o co mu chodziło, nad Blackiem zebrała się już kupka dziewcząt z czego każda krzyczała:” Ja! Ja go pocałuję!” Sytuacja była tym bardziej zabawna, że omdlały zaczął się nagle wyrywać i tłumaczyć, iż już wszystko dobrze. Evans sama nie zauważyła kiedy zaczęła się śmiać.
- Zabiję cię Potter!- powiedział Łapa głosem szaleńca kiedy w końcu odgonił wszystkie dziewczyny.
- Syriuszu czy mówił ci ktoś kiedyś, że prześlicznie wyglądasz z rozpiętą koszulką i pomadką na twarzy? – zaśmiała się Sher .
Rzeczywiście! Black miał na twarzy i szyi ślady ust soczyście wysmarowanych szminką, kilka pierwszych guzików w koszulce było wyrwanych, a o włosach lepiej nie wspominać.
- No chodź tu Rogaczu! Niech ja cię tylko dorwę!- i rzucił się wprost na Pottera, który schował się za Lil. Niestety Łapa odczuwał tak potężna chęć zemsty, iż dziewczyna między nimi nie stanowiła dla niego przeszkody. Bez wahania powalił na ziemię ich oboje.
- Co oni wyprawiają?!- krzyknęła zdziwiona Jasmine. Dziwnie wyglądało dwóch chłopaków i jedna dziewczyna na podłodze w WS.
- Nie wiem, ale wygląda na to, że Lilyane znalazła się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. – zauważył Remus.
- Przestańcie się tak patrzeć! Trzeba im pomóc!- Dorcas błyskawicznie zareagowała. Chciała pomóc przyjaciółce i rozdzielić chłopaków, bo choć była w pełni świadoma tego, iż Black żartował, to jednak nauczyciele mogli odebrać to inaczej.
- Masz na myśli.. Przyłączyć się?- Sheryl nie mogła przestać się śmiać.
- Remusie! Zrób coś! – Jas chwyciła go za ramię patrząc błagalnie.
- Chciałbym, ale niby co mam zrobić?- chłopak był zupełnie bezradny. Nie chciał zostać wciągnięty do tej „bójki”, więc bezpieczniej byłoby pozostać przy stole.
- Zróbcie cokolwiek!- krzyknęła Dori. W tym momencie cała sala przyglądała się całemu zajściu. Meadows myślała kurczowo jak ich rozdzielić.. a może by tak…

- DOSYĆ!!!- krzyk rozszedł się po całej Sali. Nagle zrobiło się zupełnie cicho. Evans wstała poprawiając swoje włosy. – Oboje jesteście durni!- kontynuowała swoja przemową po jakimś czasie.
James i Syriusz stali ze spuszczonymi głowami. Nagana od Evans była dla nich gorsza niż nagana od nauczyciela.
- Macie szlaban!- krzyknęła wściekle nie przejmując się roześmianymi twarzami uczniów z całej szkoły.
- Ale ty nie możesz dawać nam…
- Black!!- spojrzała używając jednego ze swoich najgorszych spojrzeń- Macie szlaban na zbliżanie się do mnie! Nie chcę widzieć was obu! – odwróciła się i wyszła dumnie z Sali.
- Przecież nieładnie jest przerywać komuś wpół zdania.- Łapa próbował przywrócić poprzednią atmosferę.
Rogacz stał chwilę patrząc jak Ruda opuszcza WS. Nie wytrzymałby ani chwili dłużej udając jej przyjaciela, a jednak musiał to robić. Wierzył, że da radę.
- Tego chcieliście? – Dorcas podeszła do chłopaków. – Drugi dzień będzie nie do wytrzymania to się zemści na mnie!- jęknęła.
- Wiesz co Meadows?- Syriusz chwycił dziewczynę za dłoń. – Zawsze masz mnie!- uśmiechnął się pewnie. – Co powiesz na mały spacer?
- Spacer z tobą?- zdziwiła się. Chciała! Oczywiście, że chciała. Coś ją jednak powstrzymywało.
- A nie chcesz?- zrobił wyjątkowo słodką minkę. Jak dziewczyna ma wątpliwości najlepiej wziąć ją na litość.
- Mogę pójść, ale pod warunkiem, że ubierzesz się jak przyzwoity człowiek i zmyjesz tą pomadkę. – tym razem to ona się uśmiechnęła.

James stał w miejscu nie zwracając uwagi na innych. Co powinien zrobić jako przyjaciel? Na to pytanie nie znał odpowiedzi, A co powinien zrobić jako Potter? Nie mówiąc nic nikomu pobiegł za Evans.
- Jamie gdzie idziesz?!- Sheryl zerwała się widząc jak chłopak wybiega z WS.- Ona i tak cię nie posłucha!- westchnęła siadając. Dlaczego mężczyźni muszą być aż tak uparci? Nigdy nie myślała, że z kimkolwiek pójdzie jej ciężko, nigdy nie miała problemów, ale on… On się uparł na jedną i nie słuchał żadnej innej…

Jas siedziała czytając Proroka Codziennego .
- Masz jakieś plany na dziś?- Lunatyk spytał niepewnie. Sam był zdziwiony swoimi słowami.
- Nie. – przekładała kartkę po kartce jakby szukała czegoś…
- To może zrobilibyśmy cos razem?- patrzył na jej reakcję. Chciał się z nią spotkać, porozmawiać…
- Nie!- dziewczyna zakryła nagle ręką usta. Zatrzymała się na jednej stronie. Popatrzyła przerażonym wzrokiem po całej WS.
- To może kiedy indziej…- westchnął.
- Remusie przepraszam, nie słuchałam cię zupełnie. Chciałeś coś ode mnie?- popatrzyła na niego smutnym wzrokiem.
- Właściwie to…- zauważył jej spojrzenie…- Jasmine co się dzieje?


Ruda usiadła pod swoim drzewem wzdychając świeże powietrze. Nie była wściekła ani smutna. Zdążyła się uspokoić krzycząc na chłopaków. Ciekawe czy jej posłuchają?
- Nie jest najcieplej. Możesz się przeziębić.- James podszedł i usiadł obok niej.
- Miałeś trzymać się ode mnie z daleka.- westchnęła zamykając oczy.
- Czy kiedykolwiek się ciebie posłuchałem? – popatrzył na jej twarz. Z zamkniętymi oczkami wyglądała równie słodko.
- Tak… Kiedy kazałam wam przestać. – stwierdziła otulając nogi rękoma.
- Masz.- Potter zdjął sweter i podał go Lily.- Okryj się bo inaczej naprawdę zachorujesz.
Spojrzała na niego zastanawiając się co on z tego ma. Wciąż ja zaskakiwał czymś nowym. Czyżby nie był tylko głupkiem, uwielbiającym żarty?
- Chodź!- dziewczyna złapała go za rękę.- Cos ci pokażę…


Jasmine biegła szkolnymi korytarzami szukając Lily. W ręku miała wycinek dzisiejszej gazety. Dręczyło ją swego rodzaju przeczucie… Nie mogła się mylić. Tylko dlaczego uważała, iż Ruda powinna wiedzieć? Minęła portret Grubej Damy i weszła do Pokoju Wspólnego. Miała nadzieję spotkać przyjaciółkę w dormitorium.


Dorcas leżała na swoim łóżku wpatrując się w oczy Blacka, który był tuż obok niej. To chyba była miłość… Zawsze uważała, iż to zbyt wielkie słowo, alby opisać swój zachwyt jego osobą. Był dla niej wyjątkowy, jedyny, niepowtarzalny… Wplotła swoją rękę w jego dłoń. Kochała te chwile bliskości sam na sam.
- Syriuszu?- spytała niepewnie gładząc jego kruczoczarne włosy.
- Tak moja śliczna?
- Czy to oznacza, że dałeś sobie spokój z podrywaniem Lil?- pragnęła by powiedział to jedno króciutkie słowo. Dla niego to znaczyło poddanie się i przyznanie jej racji. Nigdy się nie poddawał, ale spojrzał na słodką twarz blondynki. W jej oczach dostrzegł niewidoczną magię, którą roztaczała w tym momencie. „Ciekawe czy jest świadoma swojej potęgi?”- pomyślał.
- Chyba tak.- stwierdził najspokojniej na świecie.
- Naprawdę?- podniosła się lekko z zaskoczeniem.- To znaczy, że nie udowodnisz, iż potrafisz poderwać każda dziewczynę? – Łapa obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem.- Miałam na myśli, że zrezygnowałeś? Nie! Czekaj! Według mnie możesz mieć każdą, ale… rezygnujesz z zakładu?- sama pogubiła się w tym co chciała powiedzieć. Zastanawiała się czy rozmawia z tym samym chłopakiem, który jeszcze wczoraj dałby się zabić byle wygrać.
- Tak. – zauważył zmieszanie dziewczyny. Usiedli obok siebie na samym środku łóżka.
- Dlaczego?- musiała zadać to pytanie. Chciała znać odpowiedź. Do tej pory nie przypuszczała, iż cokolwiek może być dla niego ważniejsze od własnych zachcianek.
- Dla ciebie.- przyciągnął ją do siebie jednym zgrabnym ruchem. Popatrzył w błyszczące niebieskie oczy i dotknął wargami jej ust. Sytuacja była idealna… Mógł pokierować wszystkim jak chciał. Pocałunki z początku delikatne i krótkie stawały się co raz dłuższe i bardziej zaspakajające. W tym momencie nie istniał nikt prócz Meadows. Liczyła się tylko ona. Nagle poczuł jak dziewczyna odpycha go od siebie i patrzy przestraszona w stronę drzwi wejściowych.
- Co się dzie…- powędrował za jej wzrokiem. W wejściu dormitorium stała Jas . Nieco zaskoczona, a nieco zawstydzona.
- Przepraszam nie widzieliście Lily?- spytała spuszczając twarz.
- Nie. Może jest gdzieś na błoniach?- Dorcas czuła jak pieką ja policzki. Czuła się nieswojo nakryta prze koleżankę.
- Dzięki. – Jasmine zniknęła równie szybko jak się pojawiła. W dormitorium zapanowała idealna cisza. Black zerknął w kierunku blondynki siedzącej obok niego.
- Do twarzy ci w rumieńcach.- uśmiechnął się olśniewająco biorąc w dłonie jej twarz. – Na czym to skończyliśmy?- powiedział zbliżając ją do siebie.



Lily zaciągnęła Jamesa bardzo blisko Zakazanego Lasu. Sama nie wiedziała czemu to robi? Chciała mu zdradzić jeden ze swoich sekretów, o których nie wiedziały nawet jej przyjaciółki. Miała zamiar pokazać coś własnego Potterowi- temu samemu, którego nienawidziła tak bardzo. A tych tajemnic miała kilka.
Rogacz zastanawiał się gdzie mogą iść. Nie chciał jednak się jej pytać, gdyż bardzo miło się czuł kiedy szła trzymając go za rękę. Poza tym uważał to za dobry znak, ponieważ Evans nareszcie mu zaufała. Zatrzymali się dopiero przed jakimś ogromnym głazem.
- Stój!- Lily zatrzymała go na chwilkę. – Musisz mi obiecać, że nigdy nikomu nie powiesz o tym miejscu…- patrzyła na niego podejrzliwie.
- Dla ciebie wszystko.- uśmiechnął się promiennie.
- Nie wierzę, że to robię!- jęknęła wyjmując spod bluzki wisiorek od babci.
- Lil… Wcale nie musisz tego robić jeśli nie chcesz.- spojrzał wprost w jej oczy. Wystarczyło mu samo zaufanie jakim go chciała obdarzyć. To dla niego było bardzo wiele.
- Ale… Ja chcę. – stała utrzymując kontakt wzrokowy, choć sama dopiero teraz uświadomiła sobie sens własnych słów. Skłamała czy taka była prawda?
- Lily…- James wziął ją za ręce zbliżając się powoli. – Dlaczego nigdy nie dajesz mi szansy?- spytał najpoważniej na świecie. To wprawiło ją w zdumienie. Nie wiedziała co powinna odpowiedzieć. Gdyby stwierdziła, że jest dupkiem i egoistą nie pasowałoby to do aktualnej sytuacji.
- Lil! – doszedł ich nagle krzyk. Ruda błyskawicznie odwróciła twarz w kierunku nadbiegającej Jas.
- Co się stało? – podeszła do przyjaciółki.
- Pamiętasz co mówiłam ci dziś rano? – Elvin obrzuciła Pottera nieufnym spojrzeniem. Nie chciała by ktokolwiek był wtajemniczony. Nikt prócz ich obu.
Evans jasno odebrała intencje koleżanki.
- James wybacz, pokażę ci to kiedy indziej. Teraz mam sprawę do załatwienia.- rzuciła mu smutne spojrzenie, które mówiło „Wybacz, może jeszcze kiedyś…”
- Nie ma sprawy. – uśmiechnął się. W głębi duszy jednak czuł zawód. Kiedy miał okazję szczerze porozmawiać ze swoją ukochaną ktoś musiał im przerwać. Taka okazja mogła mu się ponownie nie nadarzyć.
- I jeszcze jedno. Dzięki za sweter.- Ruda rzuciła mu jego własność uśmiechając się przy tym perliście. Ta chwila była dla niego jedna z najszczęśliwszych tego dnia. Lil bardzo rzadko raczyła obdarzyć go swoim wspaniałym uśmiechem. Nigdy nie wierzył w coś takiego jak przyjaźń między kobietą a mężczyzną, ale ufał, iż zdobywając zaufanie Liliany zdobędzie także i ją… Stał przy głazie obserwując jak rudowłosa oddala się wraz z Elvin w stronę zamku.



Dziewczęta wbiegły do PW. Evans automatycznie chciała dostać się do dormitorium.
- Stój!- Jas zatrzymała ją. Przypomniała sobie jak niezręcznie się czuła kiedy przeszkodziła Syriuszowi i Dorcas. Z pewnością wciąż tam byli. – Tu jest dobrze. – dała znak, by przyjaciółka usiadła przed kominkiem.
- A teraz mów co się stało?- Lily wpatrywała się w szkliste oczy Jasmine.
- Masz!- wręczyła jej wycinek papieru. – Przeczytaj.- Lilka szybko rozłożyła go i zaczęła pochłaniać tekst.

Kolejna zaginiona osoba

„Ostatniej nocy odnotowano kolejne zniknięcia czarodziejów i czarodziejek. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, iż zniknęła miedzy innymi Amelia Elvin. Jest to kilkusetnia elfka. Do tej pory Śmierciożercy nie porywali ani nie atakowali stworzeń niepodlegających Sami- Wiecie- Komu. Nad jej domem znaleziono Mroczny Znak, więc wątpliwości nie ma. Oczywiście trwają poszukiwania…”

Lily zerknęła na zdjęcie dołączone do malutkiego artykuliku, który nie zajmował więcej niż pół strony.
- Oh, Jasmine… - westchnęła cichutko. – Tak mi przykro. – spojrzała smutnie na dziewczynę o ślicznych lokach.
- Przestań!- Jas krzyknęła.- Doskonale wiesz, że oni ją porwali w jakimś celu. Chcą z niej coś wyciągnąć… Ale babcia nie da się tak łatwo…- zastanawiała się głośno Elvin.
- Jas…
- Będą ja męczyć aż im powie to czego chcą! Będzie cierpiała…-w jej oczach pojawiły się łzy.
- Jas…
- Powie im! Dowiedzą się, ale nie wszystkiego….
- Jas przestań na litość Boską!- Lily chwyciła mocno przestraszoną przyjaciółkę.- Nic się nie stanie…- Przytuliła ja do siebie. Sama do końca w to nie wierzyła, ale nie chciała się mylić. Pragnęła spokoju i szczęścia i chciała by to samo spotkało jej przyjaciółki.
- Miejmy nadzieję…- stwierdziła jakby nieobecna Jasmine. Sama nawet odrobinkę w to nie wierzyła. Zdolność przewidywania przyszłości jej rodzina dziedziczyła z pokolenia na pokolenie. Babcia, mama, a teraz miała być ona. Dlatego była pewna swoich słów. Dlatego tak się bała myśleć o tym co będzie…



Sheryl nawet nie wierzyła we własne szczęście kiedy dojrzała go wchodzącego do zamku. Nigdy nie patrzył na nią tak jakby tego chciała. Nawet jej czar nie pomagał… Bez dłuższej chwili czekania podeszła do niego.
- Gdzie byłeś?- uśmiechnęła się zalotnie zaglądając mu w oczy.
- Ooo! Witaj Sher.- Potter zaśmiał się zaskoczony. – Byłem z Lily na podwórku.- stwierdził nieco bardziej poważnie. Ile minut temu ją widział? Niecałe 5? A miał ochotę zobaczyć ją po raz kolejny.
- To chyba nie za dobrze ci z nią poszło skoro wracasz sam.- chciała wybadać sytuację. Zawsze miała jakąś nadzieję, że kiedyś będą razem.
- Mam wrażenie, iż wręcz przeciwnie. – przypomniał sobie jej lśniące oczy. Kochał w ich każdą najmniejszą nawet iskierkę. Kiedy się złościły, kiedy radowały… Wciąż były piękne…
- Jak to? Jamie…- westchnęła robiąc bardzo smutną minę.- Oszukujesz samego siebie. Oboje doskonale wiemy, że ona nigdy nie zwróci na ciebie uwagi tak jakbyś tego sobie życzył. – delikatnie przeciągnęła dłonią po jego policzku. – Może czas dać jej spokój i rozejrzeć się naokoło. Przecież istnieją też inne dziewczyny. – wierzyła we własne słowa. I pragnęła z całego serca, aby on uwierzył.
- Pewnie masz rację.- Rogacz przytaknął zdezorientowany. Nie wiedział do końca co ma oznaczać ręka Corvin na jego poliku. Był jednak zbyt pewny swego by rezygnować tylko dlatego, że tak mu radzą inni. – Ale nie jesteś pierwszą, która mi tak mówi.- chwycił ją za przegub dłoni odsuwając ją od siebie. – Syriusz doradzał mi to już pierwszego roku.- wciąż pamiętał jak mała rudziątka dziewczynka krzyczała do niego „Spadaj Potter!” Do dziś się to nie zmieniło! Jednak już wtedy był pewien, iż nie chce nikogo innego. – Wiesz co mu wtedy powiedziałem?- spojrzał z tajemniczym błyskiem w oku.
- No co?- spytała od niechcenia. Już teraz wiedziała… Nic nie udało jej się wskórać! Była wściekła sama na siebie! Nie powinna była zaczynać rozmowy na ten temat.
- Stwierdziłem, że i tak będzie moja. – uśmiechnął się łobuzersko.
- Więc robisz to dla własnej ambicji!- krzyknęła.
- Po części zapewne i tak…- stał zastanawiając się nad tym.
- Więc kiedy ją zdobędziesz straci dla ciebie wartość.- przewróciła oczami idąc razem z nim do PW. – Nie rozumiem po co to wszystko.
- Nie rozumiem co ty masz z tym wspólnego.- zirytował się James. – Nie powinnaś się aż tak interesować.
- Ale…
- Skończmy już ten temat, bo się pokłócimy.- sprawnie zakończył Potter. Nie widział najmniejszego sensu po raz kolejny przedstawiać własne argumenty. Nie raz już kłócił się o to z Łapą. Jednak Evans rzeczywiście była z początku tylko pięknym celem do zdobycia, ale z czasem, kiedy poznał ją lepiej, zdobyła także jego serce.
- Jak chcesz.- wzruszyła ramionami Sheryl. W głębi duszy nie miała najmniejszego zamiaru się poddać. „Jeszcze będziesz mój…”- pomyślała stając przed portretem Grubej Damy.


Stała na środku ciemnego pokoju. Dobiegały ją tylko delikatne płomienie z kominka. Usiadła na małym dywaniku, gdzie dobiegało ją ciepło ognia. Nagle usłyszała za sobą cichy szelest. Serce zabiło jej mocniej. Zaczęła się bać… Może nigdy nie powinna, ale wbrew poczuciu bezpieczeństwa jakie miała przerażało ją nieznane. Czuła czyjąś obecność, nienawidziła niepewności. Jej oddech stawał się co raz bardziej płytki. Zaczęła nerwowo rozglądać się na około. Nagle usłyszała odgłos podobny do… do… Ostrożnie spojrzała na podłogę…
- AAAAAAAAAAAA!!!- Wrzasnęła na całe gardło zrywając się nagle.
- Lily? Co się dzieje?- Dorcas usiadła powoli przeciągając się w łóżku. Miała zaspany głos, oczy… Było jeszcze wcześnie, a tu nagle słyszy wrzask przyjaciółki.
Ruda omiotła wzrokiem całe dormitorium. Ani śladu po kominku, ani po tym… Wzdrygnęła się w myślach. Miała problemy z oddychaniem. Jedyne co się zgadzało to ciemności, który towarzyszyły jej także teraz.
- N-nic..- starała się uspokoić drżenie własnego ciała.- Śpij dalej.
- Właśnie Dor śpij! – wtrąciła się półśpiąca Sheryl.- A ty Lilka mogłabyś przestać krzyczeć w nocy. Wystarczy nam popis jaki dajesz za dnia. – powiedziała zakrywając się kołdrą.
Evans jeszcze raz zbadała całe pomieszczenie. To był tylko sen… Starała się pocieszyć samą siebie. „Tylko zły sen…”- położyła się i zacisnęła powieki.



Syriusza ze snu zaczęło wytrącać skrobanie. Z początku ciche i dość spokojne, ale z upływem czasu stawało się bardziej natarczywe… Zupełnie jakby jakaś mysz, albo szczur próbowała…
- Glizdogonie, jeśli zaraz nie przestaniesz to przysięgam, że cię zabiję!- warknął Black nie otwierając oczu. Wszelkie odgłosy natychmiast ucichły. Jak dla Łapy ten spokój był zbyt piękny, aby mógł być prawdziwy. Powoli wstał z łóżka chwiejnym krokiem. Obrzucił spojrzeniem śpiących chłopaków. Był Remus, był Peter… Brakowało tylko James’a!
- Gdzie ten drań ….- nagle wzrok Blacka wylądował na podłodze między łóżkami jego a Pottera. – Co do cholery?!- zaklął głośno. Na ziemi było widocznych mnóstwo maleńkich literek, które najprawdopodobniej przedstawiały „L. E.” Najciekawsze było to, iż przedstawiono je na wiele różnych sposobów. Jedne namalowane farbą, drugie wydrapane, trzecie przyklejone… Szedł tak śladami inicjałów aż dotarł do miejsc spania Pottera. – Ale sobie zaszalał!- stwierdził oglądając ogromne litery na drewnianej konstrukcji łóżka tuż za nagłówkiem. Były wspaniałe, niemalże z mistrzowską obróbką- chodziło tu o dekoracje je otaczające. Mnóstwo fantazyjnych wyrytych kwiatków, motywów roślinnych, można by to uznać za dzieło mistrza wręcz! A pod tymi wielkimi „L. E.” nieco mniejsze wyjaśnienie- Lily Evans. – Chory głupek. – myślał na głos Łapa. Wiedział, że jego przyjaciel ma na tym punkcie swego rodzaju obsesję, ale żeby aż taką?! I jak mógł nie pomyśleć o konsekwencjach! Przecież skrzaty z pewnością by to zauważyły, a potem dowiedziałaby się McGonagall! – Reparo!- krzyknął celując różdżką na podłogę. W jednej chwili wszystkie ślady zniknęły. Teraz miał zamiar pozbyć się „arcydzieła”. Skierował różdżkę i… się rozmyślił! Szczerze mówiąc to nawet trochę szkoda mu było. Tyle pracy jego najbliższego przyjaciela miałoby pójść na marne. Nie! Nie pozbędzie się tego. – James! Szalony idioto gdzie jesteś?!- zawołał rozglądając się po dormitorium.
- Tutaj! I nie krzycz tak, bo chłopaków obudzisz.- skarcił go Rogacz wychodząc z toalety. Ręcznikiem wycierał niesforne włosy. Od razu zauważył braki na podłodze i trochę spochmurniał. – Czemu to usunąłeś?- spytał zawiedziony. – To miało zostać dla przyszłych pokoleń.
- Jasne! A my przypłacilibyśmy to kolejnym szlabanem polegającym na naprawianiu tego bez różdżek. – przewrócił oczami Black. - Myśl trochę człowieku. – zapukał w głowę kolegi, która czasem wydawała się być zupełnie pusta. James przestawał myśleć racjonalnie kiedy na horyzoncie pojawiała się Ruda. Jeśli zaś chodziło o jakąkolwiek akcję Huncwotów działał doskonale! Potrafił przewidzieć wszystko. – Po co się tak męczyłeś?- zaciekawił się.
- Obudziłem się w środku nocy.- ziewnął przeciągle.- I potem już nie dałem rady zasnąć, więc… więc musiałem się czymś zająć.- uśmiechnął się promiennie. Dopiero teraz zmęczenie dało o sobie znać. Przetarł oczy.
- Wiesz co? Idź ty lepiej spać! Bo wyglądasz jak pół nieszczęścia.- skrzywił się Syriusz wpychając James’a pod kołdrę. Tamten nawet nie odpowiedział. Pokornie wtulił głowę w poduszkę.


- Lilka wstawaj! Jest dwunasta!!!- usłyszała oburzone krzyki przyjaciółek.
- Jeszcze chwilka…- jęknęła przykrywając się kołdrą i próbując uciszyć hałas.
- Nie ma mowy moja droga! Wstajesz i to teraz!- Sheryl chwyciła ją za nogę i zaczęła powoli ściągać z łóżka. Nie zamierzała wcale zrobić jej krzywdy, zależało bardziej na zabawie, ale Lil nie reagowała do momentu kiedy…. BUM!- spadła.
- Czyście zgłupiały do reszty?!- rozwrzeszczała się na wszystkich obecnych.
- Ja wiem, że źle spałaś, ale już późno!- Sher pokazała jej język.
Rzeczywiście. Ta noc nie należała do najlepszych. Ciągle męczyły ją koszmary, których nie rozumiała, ani nie pamiętała. Jednak stwierdziła z żalem, iż Corvin ma rację. Było późno.
- Dobra… Idę się ubrać.- chwyciła za ciuchy i zamknęła się w toalecie. Na chwilkę oderwała się od trójki dziewcząt, wyłączyła ze świata. Dziś sama nie wiedziała czemu odczuwała wielkie przygnębienie. Smutek ją przytłaczał niesamowitym ciężarem tak, jakby ktoś w pewnym momencie rzucił na nią niezwykłych rozmiarów głaz. Melancholia- to pewne, ale dlaczego? Nie potrafiła sobie odpowiedzieć. Włosy związała w ciasny kucyk. „Będę musiała coś z nimi zrobić”- pomyślała. Sięgały jej do pasa. Zastanowiła się chwilkę, już miała wychodzić, ale szybkim ruchem ręki rozpuściła rude kosmyki, które wolne opadły na plecy. Wzięła nożyce do ręki. Jedno cięcie mogłoby zmienić tak wiele…
- Lil?!- usłyszała głos zza drzwi.
- Tak?
- Ubrałaś się?- idiotyczne pytanie, ale z drugiej strony, któraś z koleżanek mogła być za potrzebą.
- Ubrałam. Zaraz wychodzę! Tylko jeszcze zwiążę włosy!- rzuciła nożyczki w najciemniejszy kątek. Ta zmiana kosztowałaby ją zbyt wiele. Nie jest warto robić czegoś pod wpływem chwili. Nagle usłyszała trzask i drzwi z łoskotem się otworzyły. Stał w nich James patrząc z błyskiem w oku na jej zaskoczoną twarz. Nie zdążyła uporządkować fryzury.
- Potter co ty tu robisz?!- krzyknęła z nie udawanym oburzeniem.
- Witaj Evans!- nagle z tyłu wyskoczył Syriusz z Dorcas na rękach.
- Black!- Ruda otworzyła usta ze zdziwieniem. – Zostaw ją natychmiast!- wskazała Meadows, która najwyraźniej całkiem nieźle się bawiła.- Ile razy mam powtarzać?! To jest dormitorium dziewcząt, a wy jesteście chłopakami! – nie miała najmniejszej ochoty po raz kolejny im to tłumaczyć. Po co? I tak by nie posłuchali. Zerknęła bezsilnie na James’a i ujrzała jak szykuje się przejść przez próg do damskiej toalety. – Ani mi się waż!- krzyknęła ostrzegawczo mierząc go wrogim spojrzeniem. Chłopak zawahał się, a Lil widząc to postanowiła z tego skorzystać. – Wiesz, iż niektóre pomieszczenia są chronione zaklęciami przed płcią przeciwną? Nie ryzykowałabym na twoim miejscu.
Potter na te słowa wiedział już co zrobi. Zastanawiał się tylko przez chwilkę, ponieważ coś w tonie jej głosu mu tak nakazało. Nie bał się żadnych zaklęć. Bez głębszych namysłów zrobił jeden szybki krok w kierunku zielonookiej piękności.
Tego się nie spodziewała. Miała nadzieję, że zrezygnuje ze swojego pomysłu. Nie wiedziała co Rogacz zamierzał, ale tym bardziej nie chciała wiedzieć! Te iskierki w jego oczach zdradzały jej, iż pomysł z pewnością nie będzie dobry. James zrobił kilka kroków w jej kierunku co pozwoliło mu stać niemalże w milimetrowej odległości od ukochanej. Napawał się widokiem jej wspaniałej twarzy, zapachem używanych przez nią perfum, wszystko co jej dotyczyło dla niego było wspaniałe.
- Rogacz pośpiesz się, bo mi Dori ucieknie!- Łapa krzyknął nieco zniecierpliwiony. Dla niego to nie było nic trudnego. Wystarczyło podejść i wziąć ja na ręce! Łatwiejsze niż lewitowanie książki!
James nie odrywając wzroku ze wspaniałej pary oczu, które teraz były centralnie naprzeciwko niego, powoli zaczął się pochylać.
Lily jak zahipnotyzowana stała bez ruchu. Nie mogła nawet się odezwać. Zaparło jej dech w piersiach. A potem zupełnie zdezorientowana poczuła jak Potter obejmuje ją w udach, podnosi i przerzuca sobie przez ramię. Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu. Wisiała sobie bezwładnie po stronie jego pleców, a nogi miała na jego przodzie.
- Puść mnie!- zarządziła czując jak obrócili się o 180 stopni.
- Nie puszczę.- w głosie James’a Pottera dało się wyczuć tę chłopięcą radość jaką każdy z nas odczuwa kiedy otwiera prezent urodzinowy bądź też bożonarodzeniowy. Czekasz aż będzie ci wolno rozerwać papier na opakowaniu w napięciu, pokusa staje się coraz większa aż jej ulegasz i sprawdzasz co jest w środku. Rogacz długo czekał aż znów mu będzie wolno wziąć Lily, albo chociaż spytać czy się z nim umówi. I nawet przez jakiś czas miał nadzieję, że uda mu się pozostać przyjacielem, ale… To było silniejsze od niego. Tkwiło zbyt głęboko w sercu okularnika.
- Daj spokój!- zaczęła krzyczeć kiedy zauważyła, iż zmierzają w stronę wyjścia z dormitorium. Wcale jej to nie bawiło! Przecież może ktoś siedzieć w PW i ich tak zobaczyć, a to nie wesoła sytuacja! Przed sobą widziała Syriusza i Dorcas, którzy podążali za Potterem. Black najwidoczniej zrezygnował z niesienia jej przyjaciółki- teraz szli trzymając się za ręce. Dostrzegła wyraz twarzy Dor… Choć koleżanka na pierwszy rzut oka była spokojna, to dla Rudej istniały znaki, o których wiedziała tylko ona. Przede wszystkim Meadows założyła po jednej stronie włosy za uszy, często spuszczała wzrok, uśmiechała się tak, iż na policzkach pojawiały się u niej dołeczki. Wszystko wskazywało na niezwykle udany dzień. „Przynajmniej jedna z nas będzie się odrobinę cieszyć”- pomyślała wzdychając głęboko.-Potter?
- Tak skarbie?- spytał przytrzymując ją żeby pod żadnym pozorem nie zdołała się ześlizgnąć.
- Czy wiesz, że Łapa i Dori zachowują się NORMALNIE?- wycedziła przez zęby z naciskiem na ostatnie słowo.
Rogacz odwrócił głowę patrząc w kierunku przyjaciół. Zrozumiał o co chodziło Lil.
- Jeśli pójdziesz ze mną za rękę to cię puszczę.- uśmiechnął się łobuzersko.
- James! –wrzasnęła jak najbliżej jego ucha.- Masz mnie puścić i to natychmiast!- wciąż łudziła się, iż to coś da. Znała tego rozczochranego nicponia na tyle długo, że mogła przewidzieć to wszystko! Dlaczego nie uciekała od razu? Dlaczego się nie wyrywała? Nie reagował na nic. Weszli do PW i od razu rozmowy ucichły. „Pięknie!”- pomyślała ze wściekłością. – Potter błagam postaw mnie na ziemi…- nie chcąc by ktokolwiek ją usłyszał zaczęła szeptać.- Wszyscy się strasznie gapią.- jęknęła.
- Od kiedy to przejmujesz się tym co mówią inni?- szybko znalazł odpowiedź. Uwielbiał kiedy się złościła, nie ważne czy na niego.
- James? – Lil nagle uświadomiła sobie coś nadzwyczaj ważnego. Mogło jej się to przydać w bieżącej sytuacji.- Pójdę z tobą za rękę.- poczuła jak chłopak zatrzymuje się. Wzięła głęboki oddech. Musiała teraz bardzo dobrze to rozegrać.
- Przysięgasz?- nauczył się ostrożności przy niej. Chciał mieć tą pewność, aby nie ryzykować. Do dziś pamięta jak kiedyś powiedziała, że się z nim umówi. To był chyba najszczęśliwszy dzień w jego życiu! Niestety wszystkie nadzieje Ruda rozwiała chwilkę później spytana o datę spotkania.
- Umówię Potter! A to oznacza, że zrobię to w przyszłości nieokreślonej. Równie dobrze może być kiedy będziesz mieszkać daleko ode mnie. – doskonale pamiętał słowa wypowiedziane wtedy przez 13-letnią Lilyanne.
- Masz słowo panny Evans.- powiedziała uroczystym tonem, a chwilkę później poczuła podłogę pod stopami.
Rogacz obserwując ją zdał sobie nagle sprawę powagi swego czynu. W jej oczach jak na dłoni mógł wyczytać zamiary. Patrzyła zbyt żywo, zbyt ciekawie. Jakby chciała zachować czujność. Okularnik sam nie wiedział czemu skojarzył sobie ją z ofiarą czekającą na drapieżnika, który pochwyci ją za chwilkę. Uśmiechnął się na tę myśl.
Lily nie zastanawiając się dłużej obróciła się w ułamku sekundy i pobiegła przed siebie na korytarz. Po kilku minutach odwróciła się- nikt jej nie gonił. Zwolniła tempo.
- To gdzie teraz?- spytała na głos samą siebie. Poczuła nieprzyjemne skurcze w brzuchu. Głód dawał się we znaki. W myślach ułożyła sobie plan…



-Czy ona właśnie nawiała?- Syriusz podszedł do przyjaciela zostawiając na chwilkę samą Dor.
- Właśnie tak Łapo.- Potter uśmiechnął się łobuzersko. Wiedział gdzie ma jej szukać. To było bardzo proste, wystarczyło myśleć jak ona, a tą sztukę James trenował prze ostatnie 6 lat.
Dorcas podeszła bliżej chłopaków.
- Lily… ona uciekła?- spytała z lekkim rozbawieniem.- Czy dobrze widziałam? Ta sama poważna i odpowiedzialna dziewczyna właśnie dała nogę jak małe dziecko?- zaczęła się śmiać. Tego się po przyjaciółce nie spodziewała!
- Dobra, dobra.- Rogacz skwitował wszystko.- To ja lecę drogą na skróty do szkolnej kuchni.- oczy znów zaczęły mu błyszczeć niesamowicie.
- A skąd wiesz, że poszła właśnie tam?- Dor zaciekawiła się nagle przerywając śmiech. – Równie dobrze mogłaby pójść gdziekolwiek indziej.- zauważyła.
- Meadows pomyśl logicznie…- zaczął chłopak.- Jak wyszliśmy było grubo po dwunastej, nie jadła śniadania, do obiadu zostało jeszcze trochę czasu- stwierdził zerkając na zegarek. – Co byś zrobiła na jej miejscu?
Dorcas zamyśliła się… Miał rację. Evans zawsze umiała o siebie zadbać i z pewnością nie wytrzymałaby głodna.
- Mów dalej.- zachęciła rozczochranego towarzysza.
- Są dwa wyjścia. Pierwsze: poszła do kogoś kto ma własne zapasy jedzenia; drugie: udała się do szkolnej kuchni.
- Rozwiązaniem pierwszego jest Hagrid prawda?- Black wtrącił się nagle. Był pod wrażeniem domyślności kolegi.
- Tak. Ale czy Lily kiedykolwiek zjadła coś, czym poczęstował nas nasz duży przyjaciel?- zrobił triumfalną minę. Świetny z niego detektyw!
- Nie zjadła. Do dziś pamięta co się stało z Gwizdkiem kiedy się poczęstował tymi…- Dori skrzywiła się. Na samą myśl robiło jej się niedobrze. – Ale.. weź pod uwagę, iż Lilka nie łamie szkolnych zasad. Kuchnia odpada.
- Gdybym się nie śpieszył żeby być tam przed nią pokazałbym ci dłuuugą listę zasad ze szkolnego regulaminu, które ona złamała w ciągu tych lat.- uśmiechnął się szeroko. – Mam nawet napisane daty i dokładnie opisane co zrobiła!- powiedział z dumą.- A teraz muszę was opuścić.- puścił oczko do Syriusza. Chwilkę później zniknął z pola widzenia.
Dorcas zerknęła wyczekująco na Łapę. Zastanawiała się co mógł jej ciekawego zaproponować. Ten jakby czytając w jej myślach uśmiechnął się nonszalancko.
- Nie pożałujesz, że wyszłaś z dormitorium….


Jasmine siedziała obok Remusa, który przynajmniej wydawał się jej nieobecny. Nie chciała sprowadzać go na ziemię- miała własne problemy. Nie mówiła o tym nikomu, ale… Ale wiedziała co się wydarzy. Ostatniej nocy babcia jej powiedziała… Powiedziała wszystko. Jas nie miała nawet ochoty zaglądać do Proroka Codziennego. Czekała aż to się stanie, to wielkie nieszczęście. Po jej policzku stoczyła się wielka łza. Dziewczyna otarła ją tak aby została na palcu. Przez chwilę się nią bawiła, ale wpadła na świetny pomysł.
Lupin nie mógł odpędzić wizji jaka roztaczała pełnia. Dokładnie wyliczył o której zachodzi słońce. Wiedział kiedy ma zniknąć z zamku, i kiedy pojawi się we Wrzeszczącej Chacie. Choć nie był już tak samotny jak niegdyś to jednak przemiany były najgorsze… Wzdrygnął się na samą myśl. Nagle przypomniał sobie o obecności Elvin. Spojrzał smutnie w jej kierunku. Siedziała bardzo blisko, a nie zamienili nawet słowa. I wtedy ujrzał tę małą kroplę opadającą swobodnie po jej twarzy. Obserwował jak dziewczyna zdejmuje ją jednym palcem i się jej przygląda. Łza zaczęła zamieniać się w przepiękny kwiat. Wyglądał jak ze szkła, ale kiedy mu się bliżej przyjrzeć był zbyt delikatny.
- Jas? Jak to zrobiłaś?- zaciekawił się nie spuszczając wzroku z rośliny, jakby zaraz miała zniknąć.
- Nie ważne jak. – spróbowała się uśmiechnąć. - Ważne, że jest…- włożyła mu lilię w rękę. Oglądała jak bał się nawet poruszyć. Nie chciał jej zniszczyć. – Nie rozpuści się, nie zwiędnie… To mój kwiatuszek, który powierzam tobie. Kiedy wpatrzysz się na dłużej, zauważysz pewne podobieństwa…- dotknęła lekko płatka, a ten jakby chciał utrzymać jej dotyk jak najdłużej.
- Jest niesamowity.- zauważył Lunatyk. – Powinnaś go dać równie niesamowitej osobie…
- Właśnie to zrobiłam.- nie dała mu nawet dokończyć. Nie chciała by kończył. W jego oczach widziała smutek dorównujący jej uczuciu. Zastanowiła się co go tak męczy? W tym momencie połączyła ich nić zrozumienia. Wbrew pozorom wyczuwalna w niezwykły sposób.
- Chyba oboje mamy dziś podły nastrój.- spuścił głowę.
- Nie da się ukryć.- westchnęła głęboko.
- Wiesz… Syriusz i James mają schowane trochę…- zawahał się. A jeśli się nie zgodzi? – Trochę Ognistej Whisky. Jeśli miałabyś… Może zechciałabyś…ale jeśli nie chcesz to nie, bo w sumie to nie mógłbym cię namawiać do takich rzeczy, aczkolwiek…
- Z chęcią się z tobą napiję.- posłała mu ten swój słodki uśmiech.




Sheryl siedziała w WS naprzeciwko Glizdogona. Zniecierpliwiona spojrzała na zegar.
- Boże drogi!- krzyknęła. – Ile można jeść? Peter siedzimy tu od 9, a teraz jest prawie 13! –bezsilnie położyła głowę na stole. – Jesteś jak chodzący odkurzacz od jedzenia.
Chłopak popatrzył bardzo smutnie na jedzenie jakie udało mu się zatrzymać ze śniadania, a następnie przeniósł wzrok na Sher. Dlaczego nie potrafi podrywać tak jak Black albo Potter?
- A może masz ochotę na spacer?- dziewczyna natychmiast się poderwała.
- O tak! Przyda ci się odrobina rekreacji żebyś ten tłuszczyk zgubił. – chwyciła go za rękę i wyciągnęła na podwórko. Wdychała głęboko świeże powietrze odpoczywając. Uwielbiała czuć się epicentrum świata i teraz właśnie miała takie wrażenie. Kochała być najlepsza, wygrywać. Od pierwszej klasy rywalizowała z Lily o prawie wszystko. Może koleżanka tego tak nie odbierała, ale Sher triumfowała z każdej lepszej oceny, z każdego wyróżnienia. Nie mogła nigdy się pochwalić za to byciem prefektem i… Nie mogła mieć Pottera. Ale jej uparty charakter podpowiadał :”jeszcze osiągniesz to wszystko” . A ona w to wierzyła, albo bardzo chciała wierzyć. Spojrzała na Petigrewa, który wyjmował z kieszeni jakiś batonik.
- Oddawaj to!- warknęła wydzierając mu go z rąk. Bez chwili zastanowienia wyrzuciła go jak najdalej nie zwracając uwagi na szkliste niemal oczy Glizdka. – Popatrz na tych przystojniaków tam!- wskazała grupę chłopaków. – Mógłbyś być jak oni! Od dziś mój drogi jestem twoja stylistką, dietetykiem oraz tymi… jak to on…- zaczęła się zastanawiać jak nazywa się osoba od ćwiczeń i inne od wyglądu. – W każdym bądź razie zakazuje ci jeść!- uśmiechnęła się z błyskiem w oku. – Będą z ciebie ludzie…
- Ale kiedy ja wcale nie chcę…- Peter zaczął nieco przestraszony. Nie wyobrażał sobie życia bez czego takiego jak śniadanie, obiad czy kolacja, a tym bardziej bez słodyczy. Jednak jedno spojrzenia Sheryl wystarczyło, by się zawahał…



Lil od obrazu, który był zarazem wejściem do kuchni, dzielił jeszcze tylko jeden zakręt. Spokojnie więc, bez zbędnego pośpiechu zrobiła te parę kroków i nagle ujrzała… James’a Pottera.
-Jakim cudem…?- stała zdumiona. W pierwszej chwili znów chciała uciec, ale to byłoby wyjątkowo niemądre posunięcie.
- Wiesz ja mam swoje dojścia.- uśmiechnął się do niej promiennie. Wciąż wyglądała na zdezorientowaną. Odwrócił się do obrazu i podrapał delikatnie gruszkę. – Idziesz?- spytał.
Lil rozważała wszystkie możliwe wyjścia. Uciec oznaczało zachować się jak dziecko… I choć niechętnie, podeszła do Jamesa. Obrzuciła go wściekłym spojrzeniem. I dopiero teraz Evans zdała sobie sprawę, że wchodzi tu po raz pierwszy. Stawiała wolne kroki tuż obok Rogacza starając się zauważyć jak najwięcej szczegółów. To co ujrzała przerosło jej najśmielsze wyobrażenia. Po pomieszczeniu krzątało się mnóstwo skrzatów domowych. Owszem- Ruda wiedziała, że to one przygotowują te wszystkie pyszności, ale spodziewała się… czegoś zupełnie innego. Wszystko zrobiło na niej ogromne wrażenie, tak wielkie, iż gdy tylko ujrzała kuchnię chwyciła kurczowo Pottera za rękaw.
- Niesamowite…- powiedziała chłonąc wzrokiem wszystko dookoła.
- Lily? To tylko kuchnia. – podsumował chłopak tuż obok niej. Nie spodziewał się takiej reakcji. – Chodź, przyszłaś tu coś zjeść.- wziął ja za rękę i pociągnął do najdalszego zakątka kuchni. Wystarczyło, iż pstryknął palcami, a pojawił się jego ulubiony skrzat- Pufek (wtrącenie od autora: nazwę wymyśliła Ann Very Happy ).
- Czym mogę służyć, sir?- popatrzył nieśmiało na James’a. Lil obserwowała z zapałem każde zachowanie tego małego stworzenia.
- Najlepiej przynieś coś do jedzenia dla niej.- wskazał na oniemiałą Evans. – Lily co chcesz zjeść?- dziewczyna nawet nie zauważyła go. Była zbyt zajęta Pufkiem, aby zwracać uwagę na kogokolwiek innego. – Lily?!- powtórzył z naciskiem.
- Co? A tak! Straciłam apetyt. Ale z chęcią napiję się herbaty.- uśmiechnęła się lekko. Skrzat zniknął bardzo szybko. Rudowłosa przyjrzała się już niemalże wszystkiemu. Spojrzała powoli na Pottera. – A jak ty znalazłeś się pod kuchnią tak szybko?- przypomniała sobie nagle.
- Evans, ja jestem Huncwotem. Nie zapominaj o tym.- mrugnął do niej okiem. – Znam niemalże wszystkie skróty w Hogwarcie. – zmarszczył nagle brwi. – Ale twoje zachowanie mnie zaskoczyło. Teraz przynajmniej wiem, że nie mogę polegać na słowie Lily Evans.
- Ja zawsze dotrzymuję danych obietnic!- powiedziała wściekle. – To ty mnie pierwszy okłamałeś! Ja uważam, iż miałam prawo odpłacić ci pięknym za nadobne. – wzruszyła ramionami nieco się opanowując. W tym momencie Rogacz był świadomy, że wkroczył na grząski grunt.
- Lil, a pamiętasz co ja ci powiedziałem wtedy kiedy obiecywałem?- postanowił zaryzykować jej gniew.
- Jasne! Przysięgałeś na księżyc! Ten sam, który świeci jasno każdej nocy.- stwierdziła.
- Prawie każdej.- powiedział nieco ciszej jakby w nadziei, że go niedosłyszy.
Lil usłyszała dokładnie i zrozumiała znaczenie jego słów.
- Księżyc nie świeci tylko jednej nocy, ponieważ przechodzi przez różne fazy cyklu…
- Z tego wniosek, że każdego dnia jest inny. Jak można mieć poparcie w czymś tak niestałym?- uśmiechnął się triumfalnie widząc jej zdziwioną twarz. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale najwyraźniej się rozmyśliła. Nagle spojrzała na niego, a w jej oczach grały złowrogie iskierki.
- Ty oszuście!- krzyknęła oburzona. – Nie mogę uwierzyć, że dałam się tak… tak nabrać!
- Lily spokojnie… Opanuj się…- starał się w jakiś sposób zmniejszyć jej oburzenie.
- A ty…- wycedziła przez zęby- Ty się do mnie nie odzywaj!- krzyknęła. W myślach próbowała znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie własnej nieuwagi. Mogła się domyślić! Spokój od James’a – to byłoby zbyt piękne, aby być prawdziwe!
Nagle pojawił się Pufek z herbatą.
-Proszę herbata dla pani.- pochylił lekko głowę podając kubek.
- Dziękuję.- skinęła spokojnie głową. Na te słowa skrzat lekko się wzdrygnął. Obdarzył Evans bardzo zniesmaczonym spojrzeniem po czym się wycofał.- Co ja złego zrobiłam?- spytała na głos kiedy tamten zniknął.
- To skrzaty moja droga. Nie przywykły do traktowania ich na równi z czarodziejami, a ty mu właśnie podziękowałaś.- uśmiechnął się Rogacz. – No a wracając do tematu… Ja cię nie okłamałem, ale ty okłamałaś mnie. – zastanawiał się chwilkę. Ciekawe jak długo będzie na niego obrażona.
- Potter… Podejdź do tego na spokojnie.- siliła się na miły ton głosu.- Biorąc pod uwagę twoje zachowanie nie sądzę, by moje obietnice miały jakiekolwiek znaczenie. Aczkolwiek nie mogę pozwolić abyś podważał moje zdanie. Ja zawsze dotrzymuję słowa. – założyła ręce. Wiedziała co to oznaczało, ale jakoś oddalała tę myśl od siebie. Więcej nic mu nie będzie obiecywać!
- W takim razie doskonale!- ucieszył się chłopak. – Akurat trzeba iść na obiad.- spojrzał na zmarszczone czoło ukochanej. Wiedział, że to dla niej nie na rękę, ale… Właśnie. Czy mógłby postawić siebie na pierwszym miejscu? Poczuł jak dojrzewa w nim pomysł, o okrutnych dla niego konsekwencjach.- Lil…- zaczął poważnym tonem.
- Tak?- podniosła na niego wzrok biorąc łyk herbaty. Była ciekawa co ten rozrabiaka jeszcze wymyśli.
Popatrzył wprost w jej zielone oczy i wbrew sobie powiedział:
- Wcale nie musisz dotrzymywać słowa. Możemy o tym w najprostszy sposób zapomnieć.- dziewczyna wyprostowała się nagle. Nie spodziewała się tego po nim.
- A gdzie jest haczyk?- spytała po chwili kiedy zdążyła dojść do wniosku, że nie ma nic za darmo.
- Nie ma haczyka.- obserwował ruch każdego kosmyka jej włosów. Były rozpuszczona i luźno opadały jej na ramiona dodając jej osobistego uroku i… Po prostu uwielbiał ją za ta naturalność!
- Przerażasz mnie.- uśmiechnęła się do niego, a on zrozumiał, iż za taki uśmiech jest w stanie oddać niemalże wszystko.
- Sam siebie także.- obrzucił ją ciepłym spojrzeniem. – Idziemy?- wskazał wyjście z kuchni.


Kiedy Dorcas i Syriusz przyszli do WS wszyscy byli na swoich miejscach. Nic więc dziwnego, iż dziewczynie towarzyszyły zazdrosne komentarze „koleżanek” z całego Hogwartu. Starała się jednak nie zwracać na nie uwagi. Kiedyś już miała do czynienia z fanklubem Blacka. Nigdy tego nie zapomni- to nie było zbyt miłe przeżycie. Dumnie usiadła obok Evans.
- Gdzie jest Jasmine?- przyjaciółka zaatakowała ja od razu.
- Nie mam zielonego pojęcia. Nie pilnowałam jej.- stwierdziła nieco rozdrażniona Dori.
- Idę jej poszukać!- Lil wstała i pobiegła w stronę wyjścia.
- Evans! Gdzie idziesz?!- Potter krzyknął za nią, ale chyba go nie dosłyszała, albo w najprostszy sposób udała, że nie słyszy. Chłopak chciał już biec za nią, kiedy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.
- Nie czas teraz na uganianie się za Rudą.- Syriusz spojrzał na niego znacząco.- Musimy jeszcze znaleźć Remusa.- wskazał puste miejsce przy stole.
- Jasne! My tu mamy siedzieć i rezygnować z … z ulubionych zajęć, a on pewnie spędza miło czas razem z Jas. – usiadł obrażony. – Peter pośpiesz się!- krzyknął na małego blondyna.
- Ja…eee.. właściwie już skończyłem jeść.- wszyscy spojrzeli ze zdziwieniem na Glizdogona, który lekko się zarumienił.
- Ale kiedy ty nawet nie tknąłeś jedzenia.- zauważyła Meadows.
- Eeee…- popatrzył błagalnym wzrokiem na Sheryl. – Ja nie jestem głodny.- spuścił smutno głowę.
- On się odchudza!- poprawiła go Sher. – Od dziś będę go miała na oku. Chłopcy proszę nie dawać mu żadnych słodyczy broń Boże! – pomachała im palcem przed nosem dając jasno do zrozumienia, iż gorzko pożałują jeśli nie dostosują się do jej poleceń. Corvin miała w sobie ducha przywódcy. Jeśli coś postanowiła to musiała to zrobić, a jak cos robiła to zawsze w idealny sposób.
- W takim razie będziemy mieli więcej czasu.- stwierdził Łapa.- Chodź Rogaczu i ty- Glizdogonie. – chwycił tego drugiego za kaptur i lekko pociągnął tym samym pomagając mu wstać. – A was moje śliczne muszę niestety przeprosić. – pochylił grzecznie głowę spoglądając na dziewczyny. – Mamy coś do załatwienia. – nie czekając na pytanie odwrócił się i wyszedł z Sali.
- Jak myślisz co planują?- Dorcas zapytała wciąż patrząc w kierunku miejsca, gdzie jeszcze przed chwilką stał najpiękniejszy czarodziej na tej ziemi.
- Nie wiem, ale i wiedzieć nie chcę. – Sheryl wróciła do kończenia swojego obiadu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez aniula19.12 dnia Śro 14:51, 15 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 14:51, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Lily spojrzała w okno- przepiękny księżyc w pełni rozświetlał niebo. Niesamowite źródło energii, wyczerpywane czy niewyczerpywalne? Nie mogła sobie wyobrazić, że pewnego dnia zabraknie czegoś takiego jak gwiazdy. Nagle nabrała niezwykłej ochoty na spacer. Nie namyślając się długo chwyciła płaszcz i wyszła na dwór. Kilka pierwszych głębokich wdechów dało jej wiele energii. Spokojnie szła przez błonia, aż do swojego ulubionego miejsca. Usiadła na wilgotnej trawie plecami opierając się o korę drzewa.
Tak niewiele potrzeba człowiekowi do szczęścia… Przymknęła oczy. Poczuła jak chłodny wiatr rozwiewa jej włosy. W takich momentach uwielbiała myśleć o czymś przyjemnym. Jasmine nazwałaby to napełnianiem pozytywną energią. Właśnie… Jas, gdzie ją poniosło z samego rana? Nagle usłyszała jak ktoś się zbliża. Mimowolnie uśmiechnęła się. Kiedy miała pewność, iż przybysz znajduje się tuż obok niej otworzyła oczy.
- Moje ukochane zwierzę!- zaśmiała się na głos obejmując szyję jelenia. – Wiedziałam, że przyjdziesz.- spojrzała w te brązowe oczy, takie ufne. Wstała gładząc grzbiet przyjaciela. Często podziwiała jego dymną postawę. Wyglądał na naprawdę silnego. – Jak ty to robisz, iż zawsze jesteś taki wspaniały?- poklepała go lekko. Po kilku minutach znów usiadła pod drzewem, ale tym razem wyjęła także malutki notatnik oprawiony w skórę smoka. Był to jej prywatny pamiętnik. Dostała go rok temu od James’a na Boże Narodzenie. Nigdy nie wierzyła, iż zrobi z tego jakikolwiek pożytek, ale z czasem… Różne rzeczy się dzieją. Wyciągnęła pióro do pisania i otworzyła na wolnej stronie. Zaczęła przelewać na papier swoje najskrytsze myśli. Jeleń zaczął zaglądać jej przez ramię, aby widzieć co pisze. Nie odgoniła go- przyzwyczaiła się, że towarzyszy jej przy tym. Pozwalała mu robić co tylko chciał. Nagle usłyszała czyjeś kroki i zamarła. Bała się poruszyć… Jej przyjaciel odwrócił się w stronę skąd dobiegał hałas.
- Rogaczu gdzieś ty się podziewał?!- usłyszała głos Syriusza.- Lunatyk nawiał!- krzyczał histerycznym głosem.- A ty sobie siedzisz tutaj!- Lily wyjrzała. Black szedł wściekły w zupełnie innym kierunku. Napotkała wzrok jelenie, który patrzył smutnie. Chciał jej coś powiedzieć? W głowie Rudej brzmiało tylko jedno słowo- „Rogaczu”. Łapa zawsze nazywał tak Pottera… Poczuła nagłe zawroty głowy. To był absurd! Dziewczyna podeszła do zwierzęcia obejmując go za szyję.
- James pośpiesz się! Czy dociera do ciebie to co powiedziałem?!- Syriusz odwrócił się na piecie i zobaczył… - Evans?- zdziwił się.- Co ty do cholery tu robisz? I to o tej porze!- zerknął podenerwowany na księżyc.
- Czy to Potter?- spytała blada. Chłopak nie odpowiedział. Zawahał się na ten jeden moment.- James to ty?- spojrzała wprost w orzechowo-brązowe oczy i nagle odskoczyła. – O mój Boże!- zakryła dłonią usta. – On… on czytał wszystko co ja… Ja mu mówiłam … - zastanawiała się jak to możliwe. Tyle wypowiedzianych słów. Myślała, ze nikt nigdy ich nie usłyszy, a tymczasem jeden z Huncwotów słuchał cały czas wszystkich jej zwierzeń. Dlaczego on zawsze musi za mną łazić?!- krzyknęła ledwo powstrzymując łzy.


Dorcas leżała we własnym łóżku wspominając cały dzień. Niebawem zacznie się prawdziwa szkoła, dni zaczną stawać się krótsze i krótsze… No i zbliżają się wycieczki do Hogsmeade. Żadna chyba nie minęła im spokojnie.
- Dorcas śpisz?- usłyszała nagle szept Sheryl.
- Nie śpię. – powiedziała siadając wygodnie w swojej ulubionej piżamce.
- Martwię się.- Corvin spojrzała na Dori, która nawet teraz miała nieskazitelnie ułożone włosy. Ciekawiła się jak ona to robi…
- O co się martwisz?- Meadows spytała zakładając kapcie.
- One jeszcze nie wróciły- wskazała dwa wolne łóżka.- Jak myślisz gdzie mogą być? Może cos się im stało? – Sher w myślach rozpatrywała najgorsze opcje, a dla niej było to, że dziewczęta mogły spać teraz w dormitorium chłopaków, a ona siedziała u siebie.
- Nudzisz się aż tak bardzo, że zaczęłaś się zamartwiać?- zaśmiała się Dor gładząc pojedyncze kosmyki koleżanki.- To pobawmy się na wyzwania- oczy zalśniły jej jak nigdy dotąd. Meadows uwielbiała grać w tę grę, szczególnie z chłopakami…


- Lily to nie tak!- Syriusz podbiegł do dziewczyny pomagając jej wstać. – To nie jest ten James Potter.- nie dał rady ukryć zniecierpliwienia. Przed chwilą stało się coś strasznego! Lunatyk uciekł! Jeśli go szybko nie znajdą może mieć to katastrofalne skutki.
- Nie kłam!- Ruda krzyknęła nie spuszczając oka z jelenia. – Zawsze wiedziałam, że jest nie tak. Potter jak mogłeś?!- nie potrafiła opanować nadmiaru emocji. Nad słowami też nie panowała. Same płynęła jej z ust. To było silniejsze od niej, ale dawało ulgę. – Nienawidzę cię! Czemu zawsze za mną łazisz?!- podeszła do zwierzęcia, które odwróciło głowę. W normalnych warunkach dostałby w twarz, ale teraz potrafiła się wstrzymać. Może dlatego, iż do niedawna to był jej przyjaciel?
Nagle Rogacz znów przybrał dumną pozę. Rzucił ostrzegawcze spojrzenie dla Blacka i pogalopował w stronę Zakazanego Lasu.
- Wracam do zamku.- Evans siliła się na spokojny ton głosu.
- Ale… Przemyśl to sobie jeszcze raz.- Syriusz nie wiedział czy powiedzieć prawdę czy szukać innego wytłumaczenia. „Jutro się nad tym zastanowię”- pomyślał dając jej odejść.
Nagle Zielonooka dostrzegła sylwetkę znajomego drania. Zatrzymała się w miejscu chcąc rzucić mu nienawistne spojrzenie po raz niepamiętny od początku ich znajomości.
- Łapo, co się stało Rogaczowi? Zaatakował mnie! Ledwo mu uciekłem!- James miał największą nadzieję, że jego plan zadziała. Liczył na współpracę ze strony zwierzęcego przeciwnika…
Ruda obserwowała reakcję Syriusza. Patrzył pytająco na swojego przyjaciela. Była wściekła zanim on tu przyszedł, ale kiedy zobaczyła jak udaje i próbuje wszystko świetnie zagrać miała ochotę rzucić się na niego i zadusić!
- Jak śmiesz! Ty oszuście, ty palancie! Ty…- podeszła do niego bez namysłu i popchnęła z całej siły. – Zakało świata czarodziejów i ludzkości! Jesteś kompletnym durniem! Myślisz, że dałabym się nabrać na takie głupie przedstawienie jakie przed chwilą dałeś?! Najlepiej zrobisz jak będziesz się ode mnie trzymał z daleka!- chłopak leżał na ziemi udając zdezorientowanego.
- Ale Lily o co ci chodzi? I co ty robisz o tej porze na błoniach? Nie pomyślałaś, że może być niebezpiecznie?!- teraz to on miał być zdenerwowany prze jej lekkomyślność. Modlił się, aby wszystko sprawnie zadziałało. Jego jedyna szansa, by uniknąć potężnego konfliktu z Lilyanne Evans.
- Nie udawaj głu…- zamarła i przeniosła wzrok na przestrzeń za Potterem. Z początku nie była pewna, ale po niecałej sekundzie wiedziała. Jeleń pędził z niesamowitą szybkością przyszykowany do walki, pędził wprost na… na tego durnia. Ze zdziwienia nie była w stanie się nawet ruszyć. Ostatnie sekundy dłużyły jej się niesamowicie. Chciała ostrzec James’a, ale nie wiedziała jak. W myślach już widziała jak pada pod potężnym uderzeniem poroża. A zwierze zbliżało się nieuchronnie. 100m… 50…20…
- Potter uważaj!- krzyknęła wskazując palcem na, jak myślała, swojego przyjaciela. Właśnie w ostatnim momencie pojawiły się w niej te wątpliwości. Możliwe, iż niepotrzebnie wybuchła nagłym gniewem, mogła nie mieć wcale racji…
Rogacz odwrócił się przodem do przeciwnika. Nie spodziewał się aż takiego gniewu z jego strony. Z pewnością został ostrzeżony zbyt późno! W takich chwilach nawet ciało odmawia ci posłuszeństwa. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów, które tamten przebędzie w ciągu góra 2 sekund! Zaraz! Różdżka! Spuścił głowę chcąc ją wyjąc i wtedy poczuł silne uderzenie w ramię. Zmusiło go ono do stracenia równowagi. Upadł.
- Evans nie spodziewałem się tego po tobie!- zagwizdał z zachwytem Syriusz, który teraz stworzył naokoło dziewczyny pole ochronne dzielące ja od rozeźlonego jelenia. – Odepchnęłaś Rogacza, aby wziąć uderzenie na siebie!- zaśmiał się.- Niezwykle szlachetnie.
- Zamknij się Black.- Lil nie spuszczała wzroku z jelenia. Dlaczego był taki wściekły, jakiś inny i… Chciała znów pogładzić jego grzbiet, ale się bała. Wciąż szykował się do walki.
- Mam z nim ostatnio zbyt wiele problemów.- stwierdził James. – Przestaje się mnie słuchać mój Rogaś.- poklepał zwierzę w drugiej dłoni trzymając różdżkę tak, by ją widziało. Miał w ten sposób całkowitą pewność, iż tamten nic mu nie zrobi.
Spotkali się po raz pierwszy kiedy Huncwoci chodzili sobie po Zakazanym Lesie. Przybrali wtedy swoją druga postać i … I James animag natknął się na drugiego jelenia! Oczywiście poszło o terytorium! Na dodatek Potter nie chciał ustąpić choć nie znał się na bójkach rogaczy. Zawsze uwielbiał trudne wyzwania. Szczegółem zaś było, iż wrócił cały poharatany, a jeleń i tak potem dostał osobistą nauczkę od Syriusza. Właśnie dlatego do dziś boi się różdżek… Rogacz jak wiadomo nie znosi żadnych porażek, dlatego zna się tak doskonale z tym dumnym zwierzęciem.
– No stary wracaj do lasu.- uśmiechnął się triumfalnie, ale w zachowaniu przywódcy stada dało się odczytać stanowcze „policzymy się później”. – Dziękuje.- popatrzył tym swoim wdzięcznym spojrzeniem na Rudą.
- Nie masz za co. – utrzymywała zdenerwowany ton głosu. Teraz jednak wiedziała, że się myliła i… i czuła się strasznie ze świadomością, iż wypadałoby przeprosić wroga. – Ja…- zaczęła powoli i o wiele spokojniej, kiedy nagle poczuła polec przytknięty do jej warg, który miał oznaczać „nie mów nic więcej”
-Ciiiii…- James uśmiechnął się promiennie.- Teraz moja kochana wrócisz grzecznie do dormitorium. Jest późno i nie wiesz nawet ile ryzykujesz.- użył stanowczego tonu mimo woli. Nie miał zielonego pojęcia co by zrobił gdyby nagle przybiegł tu wilkołak i ich zaatakował. Jako człowiek nie miałby szans jej ocalić.
- A wy to co?- stwierdziła podejrzliwie. – Mogłabym wam pomóc szukać Remusa, bo Syriusz wspominał….
- NIE!- krzyknęli obaj równocześnie.
- Wracaj do zamku, albo…- w jego oczach zalśniły łobuzerskie iskierki.- Potraktuję to jako naszą randkę.
- Nie zrobiłbyś tego!- krzyknęła oburzona.
-Chcesz sprawdzić?- objął ją delikatnie przyciągając do siebie. – To jak Evans?- spojrzał wprost w bezkresną zieleń jej oczu.
- Spadaj!- odepchnęła go jedną ręką. – Dureń z ciebie!- lekko uderzyła go w czoło. Przyzwyczaiła się do obrażania Pottera. Kiedyś sprawiało jej to niezwykłą radość patrzeć jak wszyscy się z niego śmieją, bo ona zemściła się za kolejne „umówisz się ze mną Evans?” Teraz to była swego rodzaju tradycja. – Wracam do siebie, a wam życzę udanej zabawy we dwoje. – uniosła triumfalnie głowę powoli zmierzając do zamku.
- Dzięki! Z pewnością będzie miło!- krzyknął za nią Syriusz. Kiedy tylko dwójka chłopców upewniła się, iż dziewczyna z pewnością ich nie dosłyszy…
- Mówiłeś coś o Remusie?- Rogacz pobladł nagle zdając sobie sprawę jak daleko mógł być w tej chwili ich przyjaciel.
- Tak…. James, on uciekł! I nie wiem czy damy rade go znaleźć!- w głosie Blacka dało się wyczuć panikę. Bał się o konsekwencje tej nocy, bał się, że jutro w Proroku Codziennym przeczyta o ofiarach wilkołaka, a Lupin znajdzie się kilometry od Hogwartu.
- Spokojnie. – Potter starał się myśleć logicznie. Wiedział, iż tylko to może im jakoś pomóc.- Najpierw sprawdzimy na naszej cudownej mapie….



Lil weszła do Pokoju Wspólnego bardzo cicho. Zastanawiała się nad własnym kretynizmem. Czyżby aż tak się pomyliła? Jak mogła napaść na Pottera nie mając dowodów! Położyła się wygodnie na kanapie i poczuła jak dopada ja znużenie. Zawsze pod wieczór dopadały ją najrozmaitsze myśli. Wyobrażała sobie jak wyglądałby Hogwart bez niektórych osób. Wymazała James’a, Blacka, Malfoy’a… Nie! Szkoła bez Huncwotów to nie byłoby już to samo. Postanowiła zatrzymać dwójkę chłopaków, a pozbyć się jednego wrednego. Zaśmiała się sama z siebie. Jeszcze niedawno patrzyła na niektóre sprawy zupełnie inaczej. I Rogacz denerwuje ją mniej niż rok temu. Wszystko się zmienia, albo nie zmienia się nic… Przymknęła oczy i zasnęła…



- Dorcas prawda czy zadanie?- Sheryl leżała na łóżku głową w nogach.
- Prawda!- dziewczyna z uśmiechem obserwowała reakcję przyjaciółki.
- Nie no!- Corvin wściekła się.- Dor mówiłam ci, że cię zabiję jeśli jeszcze raz wybierzesz prawdę! – udała niezwykle zdesperowaną. Koleżanka tylko zaśmiała się serdecznie. Sher zaczęła się zastanawiać. Pytała o Blacka, o chłopaków, o marzenia, o naukę, o cele, o pragnienia…. O wszystko! Nie wiedziała o co zapytać! – Dorcas….- zaczęła nagle powoli i poważnie. Nie była do końca pewna czy poruszać ten temat właśnie z nią.- A co myślisz o James’ie? – wypaliła z niezmierna ulgą. Chciała o tym pogadać od dawna, ale nie miała z kim.
- No przede wszystkim to on całkowicie szaleje za Lily, ona ma go dosyć, a to do niego nie dociera….
- Nie o to mi chodziło!- Sheryl przerwała jej w dość niegrzeczny sposób. Patrzyła wymownie w błękitne oczy towarzyszki.
Dor rozumiała doskonale. Od dawna widziała o tym, iż dla Brunetki tuż obok podoba się Rogacz, ale jakoś wszyscy unikali tego tematu. Nie chciała pozbawiać jej w brutalny sposób nadziei z jaką żyła Sheryl. Ona wciąż wierzyła, że kiedyś będą razem, a wiadomo było, iż to niemożliwe. Czuła dziwny niepokój zapytana o to.
- Sher…- spojrzała przeciągle licząc na jakiś cud, który uwolniłby ją od odpowiedzi. – Według mnie….- nagle urwała wsłuchując się w nocną ciszę. Czyżby jej się zdawało? Rozejrzała się nerwowo po ścianach, a następnie przeniosła wzrok na błyszczące z zaskoczenia oczy Corvin.
- Też słyszałaś?- spytała nieco podekscytowana Sher. Krzyk w środku nocy nie był czymś normalnym nawet w Hogwarcie. Tym bardziej, iż jak jej się zdawało wydobywał się z Pokoju Wspólnego i wydawał się stłamszony.
- Słyszałam…- odpowiedziała powoli Meadows. Ogarniało ją przerażenie na myśl co może się dziać na dole. – Myślisz, że powinnyśmy tam zejść, prawda?- miała złe przeczucia. Nie chciała opuszczać ciepłego i bezpiecznego dormitorium.- Według mnie to kiepski pomysł.- podwinęła pod siebie nogi. Bała się tego co czeka ich na dole.
- A jeśli coś stało się dla Jas, albo Lil?!- Sheryl próbowała wszelkimi sposobami przekonać przyjaciółkę. Nie wierzyła we własne słowa, bo tamte umiały o siebie zadbać. Za to uradowała ja postawa Dorcas- nigdy nie zostawiła Lily w potrzebie.
- W takim razie chodźmy.- Dor z sercem pełnym trwogi ruszyła ku wyjściu. Schodziła schodami ręką w rękę s Sher, a jednak wciąż … bała się. Im bliżej znajdowały się PW tym głośniejsze stawały się głosy. Nagle Dori zatrzymała się nasłuchując. Od PW dzieliło je tylko kilka kroków. – Sheryl ja chyba słyszę Syriusza…. – zamarła trzymając kurczowo przyjaciółkę za rękaw. Po niedługiej chwili była pewna- tam był Black! Dla Lil chciała pomóc, ale Łapa to zupełnie inna sprawa. Jemu pomagać musiała, ponieważ pchała ją ku temu dziwna siła zwana uczuciem. – Szybko!- krzyknęła i pociągnęła brunetkę do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Tam zastały już tłum uczniów. Każdy pchał się do środka tłumu, aby zobaczyć co się wydarzyło, z ust ludzi wydobywały się ciche krzyki. Ktoś głośno zaklął, tam zemdlała dziewczyna z pierwszej klasy, jakiś chłopak coś krzyczy… Zamieszanie, które mąci w głowie i przeszkadza myśleć.
- Odsuńcie się do cholery!- Dorcas usłyszała czyjś zdesperowany krzyk. Wiedziała, że to jej ukochany, ale zaniepokoiło ją, iż miał tyle przerażenia w głosie. Bez namysłu zaczęła wpychać się w tłum. Zanim dotarła jeszcze do pierwszego rzędu gapiów zdążyła już dostrzec zakrwawione dłonie, automatycznie zwolniła. Była tak blisko, a daleko tak, z jednej strony chciała wiedzieć więcej, z drugiej dostrzegała pewną granicę.
- Lily błagam!- Syriusz znów się odezwał. Tym razem słyszała go wyraźnie. To zaważyło. Zrobiła ten jeden krok! Kiedy ujrzała co stało się atrakcją tej nocy poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Chciała krzyknąć, ale nie mogła. Zakryła tylko dłonią usta. Nie zauważyła nawet jak Sheryl nagle wyrwała się z grupy uczniów i upadła na kolana ze łzami w oczach, chwytając bezwładna rękę osoby leżącej na ziemi. Meadows chcąc unikać plam krwi na dywanie przeniosła wzrok na niezwykle bladą twarz dziewczyny o nazwisku Evans.



Obudził ją krzyk. Zawsze tak było, nawet najmniejszy hałas potrafił ją wybudzić, a co dopiero czyjś podniesiony głos. Lily przeciągnęła się na kanapie w PW. Powoli wstała jeszcze zaspana. Pomieszczenie oświetlały delikatne płomienie kominka. Spojrzała w ogień i przypomniała sobie o hałasie. Wtedy jak na zawołanie do pokoju wpadł Black ciągnąc ze sobą Pottera.
- Evans…- wyszeptał Syriusz z nieukrywanym przestrachem.- Jak dobrze! Musisz mi pomóc!- mówił jakby na wpół przytomnie. Rudej to wcale nie zaskoczyła. Przyzwyczaiła się do wielu nocy, kiedy Huncwoci robili sobie potajemne imprezy i pili nadzwyczajne ilości najrozmaitszych alkoholi. Pomyślała, wiec, że i tym razem upili się i teraz James nie da rady wrócić o własnych siłach a Łapa nie może go już ciągnąć.
- Nie żartuj sobie ze mnie! Sami musicie sobie poradzić. – odwróciła się dumnie wpatrując w ogień. Nienawidziła widoku zataczających się chłopaków. Nagle usłyszała jak coś ląduje na podłodze. Tuż za nią. Mimo woli odwróciła się i ujrzała… Rogacza. Nie był to zwyczajny widok. Leżał bezwładnie na dywanie z ranami ciętymi na brzuchu, klatce piersiowej, rekach. Zadrapania, otarcia… Krew wciąż płynęła przypominając im o czasie.
- Boże!- dziewczyna usiadła obok ciała. Black stanął przed nią na kolanach. Spojrzała mu w oczy i dostrzegła lęk jakiego nigdy nie spodziewała się w nich ujrzeć.
- Lily ratuj go!- chwycił ja za rękę ściskając kurczowo. Nie panował nad sobą, to nie był ten Black.- Błagam!- wyrwała dłoń, gdyż zaczynała już ja boleć. Znów spojrzała na Pottera i poczuła jak jej ciało obiega dreszcz strachu. Naokoło zaczęły robić się czerwone plamy rozpływające się z niezwykłą szybkością. Nie zwróciła uwagi na zbierających się ludzi. Gorączkowo myślała jak mogłaby pomóc. Nie znała żadnego zaklęcia, a może znała?! Nie dała rady sobie przypomnieć! Spanikowała. Każda minuta zdawała się być godziną, a to przecież tak mało czasu… Jeśli nic nie zrobi on się wykrwawi na śmierć!
Tłum robił się co raz większy. Jakaś osoba krzyknęła starając się zahamować. Lil obrzuciła ja stanowczym spojrzeniem. Nie da się temu wariactwu w jakie już popadł Łapa. Musi myśleć logicznie.
- Niech ktoś pobiegnie po pielęgniarkę czy kogokolwiek!- wrzasnęła do uczniów. Zero reakcji.
- Słyszeliście?!- spojrzała przestraszona na Syriusza.- Ty!- wskazał zdecydowany palcem na jakiegoś chłopaka.- Biegnij i to już! Tylko szybko!- krzyknął a ten od razu posłuchał. Black popatrzył desperacko na Evans. Życie jego kolegi spoczywało w jej rękach. Dlaczego on sam nie zdołał mu pomóc? Dokładnie nie wiedział, ale czuł jak męczy go świadomość, iż przyjaciel- tak cenny- umiera, bo on nie zrobił nic. NIC!
Lil postanowiła poczekać na kogoś z dorosłych. Bała się, że próbując z zaklęciami tylko pogorszy sytuację. Tymczasem zaczęła przyglądać się ranom. Wydawały jej się dziwne. Nie zadał ich czarodziej, nie był to wypadek… Delikatnie dotknęła dłonią największego skaleczenia. Czuła ciepło jego ciała. Jeszcze żył. Powoli zaczęła przeciągać palcem po ranie i nagle poczuła mocne ukłucie. Oderwała szybko rękę i zaczęła ja oglądać. Była zakrwawiona, a na wskazującym palcu zauważyła maleńka kropelkę swojej krwi. Zmarszczyła brwi. Musiała się skaleczyć. Popatrzyła raz jeszcze na ranę i zauważyła coś małego, ale najwidoczniej ostrego. Wyjęła to i zaczęła się przyglądać próbując dojść pochodzenia tego przedmiotu…
- Gdzie on się tak poharatał?- spytała próbując wyglądać na spokojną Blacka.
- Byliśmy w lesie i… - spojrzał spanikowany na blade policzki Rudej. Nie znała całej prawdy, wiec nie mógł nic powiedzieć.- i zaatakował nas wilk.
- Wilk?!- pokręciła przecząco głową. Dopiero teraz zauważyła, że plamy dosięgnęły miejsca gdzie opierały się jej dłonie. Teraz była zbrukana krwią James’a. To także zdawało się wydłużyć jej czas. – Syriuszu schowaj to.- podała mu tajemniczy przedmiot znaleziony w ranie Pottera. Była pewna, że to mogłoby zdemaskować lipną bajeczkę o wilku, ale coś jej podpowiedziało, aby nie wydawać ich zbyt szybko.
Black popatrzył na nią z nieukrywanym zdziwieniem, ale był także niezmiernie wdzięczny. Teraz tylko modlił się, by wszystko dobrze się skończyło. Nagle z tłumu wypadła dziewczyna. W oczach miała pełno łez, szybko padła tuż obok Rogacza i chwyciła go za rękę.
- Jamie! Dobry Boże!- po policzku spłynęła jej kropla.
- Sheryl…- Lily dotknęła jej ramienia.- Zaraz powinna tu być pomoc. – sama wierzyła w to bezgranicznie. Nie wyobrażała sobie, by ktoś miał nie zdążyć. Gdyby tylko potrafiła- już dawno by mu pomogła!
- Ale…- Sher przestała łkać. Zbladła przenosząc spojrzenie z ukochanego na Evans.- Nie wyczuwam tętna!- krzyknęła szybko nachylając się nad jego ustami.- Lily on nie oddycha!
- Lil błagam! Wiem, że potrafisz!- Łapa patrzył wyczekująco na zielonooką.
Dziewczyna pod wpływem tych słów odpłynęła do własnego świata. Nie przypomni sobie zaklęcie, nikt nie przyszedł na czas, on nie żyje. Za późno, aby go ratować. Miała szansę i jej nie wykorzystała. Umarł przez nią. Umarł?! To wydawało się jej równie niemożliwe. Popatrzyła na twarz swojego dręczyciela. Nie mogła pozwolić mu tak odejść! Nie chciała tego! A jednak nie potrafiła… Zawiodła samą siebie i wszystkich dookoła. Poczuła ukłucie żalu i smutku. Miała największą ochotę usiąść i rozpłakać się jak małe dziecko ze słowami: „Nie umiem! Gdybym mogła oddałabym za niego życie, ale nic nie mogę na to poradzić!” I sama zatrzymała tok myśli przy tym. Czy rzeczywiście była w stanie poświęcić samą siebie? I dla kogo? Dla chłopaka znienawidzonego, a może stał się on właśnie przyjacielem? Stop! Czasu jest niewiele jeśli w ogóle go ma. Wiedziona nieznanym instynktem położyła dłoń na rozciętej klatce piersiowej. Twarz miała niezwykle zaciętą jakby tylko to się liczyło. Cały świat przestał istnieć. Wciąż coś ściskało jej gardło nakłaniając do płaczu. Serce drżało na myśl o bezwzględnej śmierci, która jest tak blisko. Nie odrywając ręki nachyliła się do ucha James’a.
- Gdybym tylko mogła… oddałabym życie….- wyszeptała mu wierząc, że ją słyszy. Powoli wyprostowała się, ale miała już łzy w oczach. Błyszczały jej teraz w bardzo smutny sposób. Chyba każdy to dostrzegł: szlochająca Sheryl, wciąż mający nadzieję Black i obejmująca go Dorcas. Właśnie tracili jednego z przyjaciół.
Lily nikomu nie mogła spojrzeć w oczy. Bała się, wstydziła. Jakże była naiwna! Dlaczego nie… Nagle zauważyła coś dziwnego. Spróbowała zabrać dłoń, ale… nie mogła! Cos się działa, a ja ogarniało przerażenie.
- Odsuńcie się!- krzyknęła do wszystkich rozglądając się nerwowo. Po chwili na środku została tylko ona, Potter i Sheryl.- Sher odejdź stąd błagam cię!- jęknęła co raz bardziej zaniepokojona.
- Niby dlaczego!- dziewczyna zwróciła się do niej tonem pełnym wyrzutów. – On nie jest twój! Zawsze go odrzucałaś!- te słowa raniły Evans jak żadne inne. Miedzy innymi dlatego, że płynęły od przyjaciółki.- Teraz też chcesz go zatrzymać tylko dla siebie?!
- Corvin ostrzegam cię!- w zielonych oczach pojawiły się niebezpieczne iskierki. Kiedy Lil zaczynała zwracać się do kogoś po nazwisku zwiastowało to same kłopoty. Lily nie potrafiła w tak wspaniały sposób zapanować w jednym momencie nad żalem, smutkiem, zawodem, a także złością i strachem. Kłębowisko różnych uczuć mogło ją zniszczyć, doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji.
- Bo co mi zrobisz?! Teraz i tak za późno! On umiera! Przez ciebie!- przemawiała przez łzy brunetka.
- Od-suń się! – wycedziła powoli. Potrzebowała ujścia emocjom i na dodatek czuła niebezpieczne mrowienie w palcu dłoni, która stykała się z klatką piersiową Rogacza.
- Musisz sama go sobie zabrać Lil! Ja nie potrafię ci pomóc! No dawaj! Zrób to jak należy!- Sher zrobiła prowokującą minę mając nadzieję, iż jej plan się powiedzie. Wiedziała, że zagrała nie fair, ale to był jedyny sposób… JEDYNY. Obserwowała jak Lilyanne walczy z czymś co dla niej samej wydawało się być potworne. Za każdym razem, gdy spoglądała na twarz Jamie’go czuła ciężar przytłaczający ją właśnie teraz… Nigdy nie będą razem…
Skupiła się na czekaniu… w pewnym momencie dostrzegła delikatne źródło światła wydobywające się spomiędzy dłoni Evans, a ciała James’a. To było to! Nadzieja i radość napełniły jej serce w jednym momencie. Istniej cień szansy… Wystarczyło ją sprowokować! Bez namysłu podeszła jeszcze bliżej i chwyciła Rudą za ramię.
- Mówiłam ci żebyś się odsunęła!- krzyknęła Lilka, która walczyła już jakiś czas z dziwnym doznaniem. A teraz skupiona na kłótni pozwoliła, aby to wydostało się na zewnątrz. Tak powoli czuła jak uwalnia się energia- jej energia.
- Liluś przestań się opierać… Tylko tak coś zdziałasz, wbrew pozorom potrafisz!- Sheryl wyszeptała jej to wprost do ucha, a dziewczyna zdała sobie sprawę, że ona wie co się dzieje. Lil nie wierzyła, że dała się tak podpuścić! Była wściekła i nie miała już siły walczyć! Poddała się!
Światełko szybko obiegło cały PW tworząc barierę między Lily a resztą. Ruda zdezorientowana obserwowała co się dzieje i rozpoznała … pole siłowe. Co by teraz dała, byle tylko wiedzieć co jest grane! Zauważyła, iż Sheryl najwidoczniej została odepchnięta, ale szybko zdążyła podejść do granicy pola. Najgorsze było zmęczenie, które dawało o sobie znać bardziej i bardziej… Każda część jej ciała robiła się słabsza z każdą minutą.
- Lily wytrzymaj!- usłyszała dobiegający ja głos. Nie wiedziała kto to, nie miała siły odwrócić głowy.
- Nie dam rady!- krzyknęła na ślepo. Znów powrócił żal i smutek. Możliwe, że dano jej szanse, a teraz może ja zaprzepaścić, bo jest za słaba! Nie! Lily Evans nigdy się nie poddaje! Zmobilizowała się do maksimum. Sama nie wiedziała, iż tak potrafi. Nagle usłyszała jak ktoś wbiega do pokoju. Pozwoliła sobie spojrzeć w kierunku wejścia. Ujrzała Profesora Dumbledore’a i profesora Flitney’a (wtrącenie od autorki: nazwisko wymyślone przez Nimfusię). Uczniowie szybko się rozstąpili pozwalając im przejść do Pottera.
- Teraz nie można do nich podchodzić!- zobaczyła jak Corvin zatrzymuje nauczycieli. Lily była zupełnie wycieńczona. Pocieszała się myślą: ”jeszcze troszeczkę….” A czas dłużył się niezmiernie.
- Właśnie widzę.- Flitney dotknął pola i w tym samym czasie Lil poczuła ukłucie w palec. Syknęła z bólu. – Ona musi opuścić osłonę.- zwrócił się do dyrektora.
- Nie potrafi!- Sher krzyknęła do profesora. Najwidoczniej bardzo jej zależało na utrzymaniu dotychczasowego stanu rzeczy.
- Sheryl… jak…- teraz nawet mówienia sprawiało jej problem. Nie potrafiła się wysłowić normalnie. Opuściła bezwładnie głowę. Ile ma jeszcze czasu. 5 minut? 10? Czy 30? Wszystko jedno! Sama nie wiedziała już dlaczego, co i jak.
- Corvin popatrz. Ona długo nie wytrzyma. Musimy go stąd zabrać do Skrzydła Szpitalnego. Chyba, że chcemy ryzykować życiem obojga.
- Nie ma o tym mowy- Dumbledore odezwał się obserwując zachowanie dziewczyny wewnątrz pola. – Panno Evans. Wiem, że mnie słyszysz. Nie trać panowania, uwalniaj tylko tyle energii ile musisz, a nie tyle ile ona sama tego chce.
Ruda spojrzała na dłoń i zaczęła intensywnie myśleć. Jak to zrobić?! Nie próbowała odrywać ręki za to starała się zatrzymać w sobie jak najwięcej sił. Nie wiedziała czy działa. Nie czuła różnicy!
- A teraz spokojnie opuść pole. Musisz je cofnąć tak jak je wypuściłaś.- usłyszała nauczyciela obrony przed czarna magia. Naprawdę chciała móc usłuchać, ale jak do cholery cofnąć uczucia?! Powoli się uspokoiła i próbowała z wyobraźnią. Nie było dzisiejszego strachu. To tylko sen… Zaraz się obudzi i wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Zamknęła oczy i mocno zacisnęła powieki próbując wyzbyć się wszystkiego, rozluźnić. Po kilku sekundach otworzyła ostrożnie jedno oko, a potem drugie. Udało się! Nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Dumbledore już szedł do niej, zaraz ich rozdzielą. Starała się siedzieć, choć brakowało jej sił.
- Lily będę zmuszony prosić cię jeszcze o coś…- spojrzała powoli w oczy dyrektora. Nie musiała nawet pytać. – Spróbuj wytrzymać tak całą drogę do Skrzydła Szpitalnego dobrze?- poczuła rozczarowanie. Potrzebowała odpoczynku. Zerknęła na Pottera leżącego bez ruchu tuz obok niej. Zrobiło jej się przykro. Żałowała swoich niektórych zagrań w stosunku do niego. Powinna mu się jakoś odwdzięczyć. Przypomniała sobie o pytaniu profesora i powoli skinęła głową. Patrzyła jak Syriusz wyczarowuje nosze i w pewnym stopniu była świadoma tego co muszą zrobić.
- To będzie ją piekielnie bolało. Zdajecie sobie z tego sprawę?- Sheryl stała z założonymi rekami nie przestając wpatrywać się w Jamie’go. Teraz wiedziała, że wszystko będzie dobrze. Nadzieja jest przydatna, a teraz miała poparcie.
- Vingardium Leviosa!- krzyknął Black i zaczął lewitować Rogacza na nosze.
Lil w tym samym czasie poczuła silny ból. Zupełnie jakby ktoś wypalał ci skórę. Na domiar tego poczuła się jeszcze gorzej i musiała wstać. Powoli się podniosła, choć dla niej graniczyło to z cudem. Obiecała sobie, że nigdy więcej nie pozwoli sobie na taki gest. Skrzywiła się nieco. Do SS miała spory kawałek drogi. Tłum uczniów zdążył rozejść się po kątach. Lily szła z ręką na klatce James’a. Myślała, że zaraz upadnie, zemdleje, cokolwiek! Miała wrażenie, że się jej nie uda. I nagle poczuła jak Łapa pomaga jej iść. Pozwolił jej się podeprzeć za co była mu niezmiernie wdzięczna.
- Wiedziałem, że potrafisz.- powiedział jej cicho i spokojnie. Nic nie odpowiedziała. Nie dała rady. – Dziękuję za nas obu.- uśmiechnął się do niej i włożył jej do kieszeni jakiś przedmiot.- Na pamiątkę.- wyjaśnił widząc jej zdziwienie.
Lil Udało się dotrzeć do SS. Kiedy tylko miała pewność, że Potterem zajmie się szkolna pielęgniarka siłą odciągnęła dłoń co przyszło jej z wielkim trudem. Stała chwilkę i patrzyła jak wszyscy zajmują się rannym. Cieszyła się spokojem i tym co jej jeszcze pozostało. Nagle zauważyła jak się zapada. Wszystko staje się czarne. Poczuła jak osuwa się na ziemię. Nie bała się, nie czuła już nic. Zupełnie nic….


Zerwała się czując kropelki potu na swojej twarzy. Znów miała zły sen. Ciemny pokój istniał tylko w jej wyobraźni, a ona nie dała rady się z nim uporać. Przetarła dłonią oczy i odkryła, iż ma jest słaba. Za mało odpoczynku, albo coś innego. Było ciemno, powoli zaczęła przyzwyczajać wzrok do mroku. Była w Skrzydle Szpitalnym. Nagle poczuła jak ktoś łapie ja za nadgarstek. Strach ogarnął jej ciało, chciała krzyknąć ale zakryto jej usta.
- Ciiii… - usłyszała uspokajający głos.- To ja, Sheryl. – automatycznie rozluźniła się na dźwięk imienia jednej ze swoich przyjaciółek. Sher puściła ją i pomogła wygodnie usiąść. Lil sama nie miała aż tyle energii. – Wciąż jesteś słaba prawda?- spytała zmartwiona brunetka. Dręczyło ja swoiste poczucie winy. Nie powinna była tak się zachować.
Lily kiwnęła głową na znak, iż tamta ma rację. Najgorsza była dla niej niewiedza. Rozumiała zbyt mało.
- Czy mogłabyś mi…
- Lilka błagam cię. Nic nie mów. – dziewczyna przerwała jej niemalże natychmiastowo.
- Ale ja chcę…
- Ciiicho!- przytknęła jej palec do ust. – Musisz się oszczędzać jak chcesz jeszcze dziś wrócić do dormitorium.
Evans natychmiast zaczęła wszystko sobie przypominać. Wczorajsze wydarzenia wracały dopiero teraz jakby były tylko snem. Nagle zdała sobie sprawę, że jeśli to wszystko prawda w SS powinna leżeć jeszcze jedna osoba, a obok niej winien siedzieć Black. Zerknęła nerwowo na drugie łóżko. Mało się pomyliła. Nawet w ciemnościach dostrzegła nieruchomą sylwetkę chłopaka, leżącego niedaleko. Zatrzymała wzrok na klatce piersiowej, która poruszała się monotonnie- oddychał! Sam ten fakt niezwykle ją ucieszył. Westchnęła z wyraźną ulgą.
- A gdzie jest Black?- spytała po chwili.- I która godzina? – uprzytomniła sobie, iż jest poniedziałek- tym samym rozpoczynają się lekcje, a ona nie chciała tracić nic tak cennego.
- Black pewnie śpi, a ty musisz odpocząć. – zmarszczyła brwi w geście nie znoszącym sprzeciwu.
Nagle Ruda uświadomiła sobie, że Potter może obudzić się w każdej chwili. Nie za bardzo cieszyła ją opcja, iż będzie jedna z pierwszych osób, które zobaczy. Bała się jego reakcji choć sama nie wiedziała czemu. Poderwała się niezwykle szybko jak na swój stan.
- Wracam do siebie, a raczej idę na śniadanie. – stwierdziła stanowczo.
- Nie możesz! Pielęgniarka powiedziała, że…
- Nie obchodzi mnie co mówiła pielęgniarka!- zielonooka uniosła się niepohamowanym gniewem i szybko tego pożałowała. Ogarnęła ja senność jakiej nie zaznała chyba w całym swoim życiu nie licząc wczorajszej nocy.
- Widzisz?! – Sher pomogła jej usiąść z powrotem. – Mimo wszystko muszę cię przeprosić za mój egoizm. – odwróciła twarz nie mogąc spojrzeć w oczy Lil. Wyrzuty sumienia od kilku godzin ja dręczyły, a może będą dręczyć zawsze. Naraziła na śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko Rudą, ale także przecież i Jamie’go. Ale tym samym uratowała mu życie.
- A co ty zrobiłaś? Przecież nie miałaś w tym swojego udziały, prawda?- Lily zaciekawiła się nagle. Nie lubiła tajemnic. Czekała kilka sekund, ale nie uzyskała odpowiedzi. Zapadła cisza, która irytowała je obie, ale żadna nie odważyła się jej przerwać.
Evans patrzyła na James’a i zastanawiała się co naprawdę się wczoraj zdarzyło. Nagle przypomniała sobie, że Syriusz coś jej podarował. W pierwszym odruchu pragnęła sięgnąć do kieszeni i wyjąć tajemniczy przedmiot, ale… Czy powinna to robić przed Corvin, która jak się okazało miała własne tajemnice? Nie! W ostateczności może przecież poczekać. Bez zbędnych słów zdecydowanie wstała i chwiejnie ruszyła ku drzwiom od SS.
- Lily gdzie ty idziesz?!- krzyknęła za nią brunetka, ale tamta nawet nie zareagowała. – Lily!- znowu nic. Nawet się nie odwróciła. W zasadzie spodziewała się takiego zachowania z jej strony, a mimo wszystko znów dopadło ja poczucie winy. Tęsknie spojrzała w stronę Rogacza. Musiała go opuścić, by nie stracić przyjaciółki. – Lil czekaj!- pobiegła w jej kierunku. Kiedy się zrównały dobrała odpowiednie tempo kroków.
- Ty doskonale wiedziałaś co się dzieje. Nieprawdaż?- spytała z nutką goryczy w głosie Evans. – Pamiętam co mi powiedziałaś zanim utworzyło się to.. to…
- Lil…- Corvin zatrzymała Rudą patrząc w jej oczy. – Ja cię przepraszam, ale tylko tak mogłaś coś zdziałać. Przecież zrobiłabyś to sama gdybyś potrafiła. Pomogłam ci, bo nie chciałam, aby komuś stała się krzywda. – starała się być jak najbardziej uczciwa. Nie wiedziała kogo chce oszukać- siebie czy koleżankę.
- Ty przynajmniej wiedziałaś co się dzieje! Ja nic! Dałam sobą pokierować jak dzieckiem! Ale musze ci pogratulować! Wspaniale wytrąciłaś mnie z równowagi!- Evans krzyczała nie panując nad własnym gniewem. Dawała ujścia emocjom, które siedziały w niej od kilku godzin. Tyle gniewu, czy kiedyś znów porozmawia z Sher w normalny sposób? Wiedziała jedno- póki co nie ma takiego zamiaru.
- Ale kiedy sama zrobiłabyś tak samo!- tłumaczyła się Sher, ale Ruda patrzyła na nią powątpiewająco. – Błagam cię, wracaj do SS.- poprosiła niemalże błagalnie.
- Nie. Idę do dormitorium, a ty jak chcesz to zostań przy tym idiocie. – tym razem ton jej głosu był o wiele bardziej spokojny. Obróciła się na pięcie i zniknęła na zakręcie korytarza.
Sheryl poczuła dziwne ukłucie kiedy tamta nazwała Jamie’go idiotą. Wciąż nie mogła pojąć jak to możliwe, że choć taki chłopak jak on tak się stara, ona wciąż go obraża. Przecież sobie na to nie zasłużył. Weszła z powrotem do SS i usiadła tym razem przy łóżku Pottera.
- Mam nadzieję, że kiedyś mnie zrozumiesz- ujęła jego dłoń.- Byleby nie było za późno…



Dorcas przeciągnęła się na łóżku. Do dormitorium wkradły się już promienie słońca. Powoli wstała ubrała się, umyła twarz, uczesała włosy… Poddała się codziennej rutynie. Nagle zauważyła, że pod kołdra jednego z łóżek ktoś jest. Podeszła nieco bliżej w napięciu, ale kiedy ujrzała rudą falę włosów na poduszce nie musiała sprawdzać. Tylko męczyło ją jedno pytanie, dlaczego ona nie jest w SS? Według Sheryl powinna spędzić tam cały dzisiejszy dzień.
Blondynka spokojnie usiadła tuż obok Lily i delikatnie pogładziła kosmyk jej włosów.
- Lil…- delikatnie dotknęła jej ramienia.- Wstawaj śpiochu. – uśmiechnęła się ciepło widząc zaspane oczy przyjaciółki. Ruda przeciągnęła się jak gdyby nigdy nic. Odwzajemniła uśmiech.- Nie powinnaś być w Skrzydle Szpitalnym?- Dori spytała zmartwionym tonem głosu.
- Nie wiem. Jest poniedziałek i lekcje…- uwielbiała kiedy Meadows pytała ją w tak spokojny sposób. Więź miedzy nimi była silna, rozumiały się bez słów, jedna martwiła się o drugą.
- To bardzo w twoim stylu.- zaśmiała się Dor.- Zawsze stawiałaś naukę nad własne zdrowie. Pamiętam jak rok temu się uczyłaś do SUM-ów. – przez chwilę dziewczyna pogrążyła się we własnych wspomnieniach. Jakie były inne jeszcze kilka miesięcy temu. Mimo wszystko wciąż się bała- pamiętała twarz Lilki kiedy ta siedziała przy kałużach krwi. Wzdrygnęła się na samą myśl. Co by zrobiła, gdyby ucierpiała Evans? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić.
- Chodźmy na śniadanie.- Ruda zmieniła temat dostrzegając coś dziwnego w oczach Dorcas. Wiedziała, że zaraz jej przyjaciółka zapytałaby ją o wczorajsza noc, a przecież ona sama wiedziała tak niewiele. Dlatego też ucieszyła się, gdy nie padły kłopotliwe pytania. Sama obecność blondynki dodawała jej otuchy i sprawiała, iż przestawała się przejmować całym zajściem. Powracał do niej dobry humor oraz złość na Sheryl zmniejszała się z każdym stopniem schodów do PW.
Jednak wyraz twarzy pierwszych uczniów, którzy wstali przed nimi zdmuchnął tę cienką chmurkę wesołości. Lily nie była do końca pewna, może się jej zdawało, albo sobie wmówiła… Rozwiała wszystkie wątpliwości kiedy idąc korytarzami wszyscy dalej dziwacznie się jej przyglądali. Kiedy przechodziła rozmowy cichły, a to doprowadzało ją do szczytu irytacji.
- Czy mi się wydaje czy oni wiedzą coś czego ja jestem nieświadoma?- spytała rozżalonym głosem swojej przyjaciółki. W zasadzie miała wielka ochotę podejść do jednej grupki dziewcząt i spytać czemu patrzą tak na nią i się śmieją.
- Ja jestem pewna, że rozbiegła się wieść o twoim wczorajszym wyczynie.- stwierdziła bez ogródek Dori, podczas gdy siadały przy stole Gryffindoru w WS.
W pierwszej chwili Lily chciała stwierdzić, że nic nie zrobiła, ale doszła do wniosku, iż sytuacja wyglądała inaczej. Bo Chiciak to Corvin miała gotowy plan ona posłużyła za narzędzie wykonawcze. Z drugiej strony uratowały życie Potterowi. Kierowały ja chwiejne uczucia. Raz wściekłość, raz rozpacz, raz radość, a raz smutek. Jedna wielka huśtawka!
Powoli dłubała widelcem w talerzu nie mogąc nic zjeść. Rozpraszały ją spojrzenia rzucane bez ukrywania się. Doprowadzało ja to do tego, że zaczynała krążyć po bardzo cienkiej krawędzi. Miała wrażenie, że zaraz spadnie i zrobi krzywdę komuś lub sobie.
- A gdzie jest Jasmine?- z wyraźna ulga przypomniała sobie o nieśmiałej szatynce.
- Nie było jej wczoraj z tobą?- zdziwiła się Meadows.
- Nie widziałam jej od wczoraj…- Lilka poczuła ukłucie strachu. Przecież mogła być na zewnątrz, mogła stać się jej krzywda.
- Spokojnie, pewnie jest u chłopaków. – głos Dori nie brzmiał już tak spokojnie. Sama powątpiewała w to co mówiła.
- Idę sprawdzić!- stwierdziła stanowczo Lil wstając od stołu.
- Ale …
- Lepsze to niż siedzenie kiedy wszyscy wytykają cię palcami. – popatrzyła znacząco na koleżankę i tamta spuściła tylko głowę. Dorcas Meadows jeszcze przez jakiś czas patrzyła za Rudą. Kiedy tylko tamta zniknęła nie dało się nie zauważyć jak wszyscy zaczęli gorączkowo szeptać. Dziewczyna westchnęła ciężko. Evans tak tego nie zostawi. Jeśli ktoś ja wyprowadzi z równowagi prawdopodobnie wyżyje się na pierwszej lepszej osobie. Jej temperament był adekwatny do koloru włosów- ognisty.
- Co tam słychać u twojej kochanej szlamy Evans?- usłyszała nagle czyjś jadowity głos.
- Odwal się Malfoy. Nie uważam cię za godnego odpowiedzi.- parsknęła pogardliwie. Sam widok tego pacana napawał ja obrzydzeniem.
- Co ty nie powiesz Meadows…- wycedził przez zaciśnięte zęby nachylając się nad nią. Dorcas ze zdziwieniem zauważyła, iż przypatruje się im całkiem spora liczna uczniów. Za to nikt zza stołu nauczycielskiego nawet nie patrzył w ich stronę. – A może wolisz rozmawiać o sobie i Blacku co?- ugodził ją poniżej pasa .Została zaskoczona.
- Co masz na myśli?- spytała zdezorientowana patrząc na drwiący uśmiech Lucjusza.


Syriusz nie mógł zasnąć, ale pielęgniarka nie pozwoliła mu zostać w SS. Pomimo zmęczenia leżał półprzytomny na łóżku. Zawsze byli świadomi ryzyka. Dlaczego tym razem tak się przejął? Zaraz! Może dlatego, iż Rogacz prawie nie przypłacił tego życiem. No, ale uratowała mu życie Evans. Właśnie, do końca nie rozumiał dlaczego to zrobiła. On z pewnością zostawiłby Smarkerusa na pastwę losu, a Ruda pomogła swojemu największemu być może wrogowi.
Nagle jak na zawołanie do dormitorium wparował nie kto inny jak Lilyanne! Rozglądała się nerwowo po całym pomieszczeniu.
- Lily?!- Łapa zmarszczył brwi.- Co ty tu robisz?! Nie powinnaś być w …
- Nie!- krzyknęła na niego. Dopiero teraz zastanowiła się i stwierdziła, iż powinna jednak zapukać nim weszła. Black albowiem siedział bez koszulki a Peter spał jeszcze. Odkaszlnęła głośno.- Przepraszam, powinnam was uprzedzić. – postarała się uśmiechnąć, ale nie była pewno czy do końca taki efekt uzyskała. – Czy jest tu Jasmine? Albo czy była chociaż?- Lily patrzyła błagalnie na Syriusza jakby wyczekując potwierdzającej odpowiedzi.
Chłopak doskonale pamiętał co się stało. I nie wiedział czy z James’em postąpili do końca właściwie.
- Śpi w łóżku Remusa.- odpowiedział najspokojniej w świecie.
- CO?!- cale dormitorium wypełniło się wściekłym wrzaskiem Lilki. – To znaczy, że spędzili te noc razem?!- dziewczyna gotowa była skrzyczeć Lupina za brak odpowiedzialności.
- Lunatyka nie ma tu i nie było całą noc. – Łapa wciąż zachowywał swój spokój. Zaczął się ubierać i wyszykowywać do wyjścia.
- To skąd ona się tu wzięła?!- Ruda użyła jednego ze swoich przenikliwych spojrzeń.
- Lil błagam cię! Nie krzycz tak!- dobiegł ja błagalny głos Elvin.
- Spytaj się Jas!- Black wyszedł zamykając za sobą drzwi. Evans podbiegła do przyjaciółki otulając ja ramieniem.
- Co ty tu robisz?- spytała troskliwie. – Jakim cudem się tu znalazłaś? – patrzyła na bladą twarzyczkę Jasmine, która nie wyglądała najlepiej.
- Ja… Lily moja głowa!- jęknęła chwytając się za czoło. Ruda szybko podchwyciła ją i przytuliła mocno do siebie. Wtedy wyczuła zapach przetrawionego alkoholu. I zaczęła się powoli wszystkiego domyślać… Mogła pić z jednym z chłopaków, albo… Nie chciała rozważać gorszych opcji! Nie ulegało jednakowoż wątpliwości, iż koleżanka zatruła się… nadmiarem procentów we krwi. Lil zastanawiała się jak jej pomóc. Zaprowadzić ja do SS? Nie! Przecież jakby została tam przyjęta dziewczyna z kacem… Zostawić ją tak na pastwę udręk? Co prawda sama Lilyanne nigdy nie dowiedziała się jakie to uczucie, ale szczerze jej współczuła. Potter i Black często na to chorowali, ale oni mieli pociąg do ryzyka i rozpoczęcie lekcji w takim stanie im nie przeszkadzało, za to Jasmine była zupełnie inna osoba. Zawsze taką delikatną i krucha, w życiu nikt nie podejrzewałby jej o zażycie czegokolwiek mocniejszego od kremowego piwa. Nagle Jas poderwała się i odwróciła bardzo gwałtownie. Evans nie wiedziała co się dzieje dopóki nie usłyszała odgłosów wymiotowania. Zmarszczyła lekko brwi. Szybko podjęła decyzję. Nie obchodzi ją co zrobi pielęgniarka- liczy się, by pomogła biednej dziewczynie.
- Jas trzymaj się. Idziemy do Skrzydła Szpitalnego!- zarządziła stanowczo. Elvin podniosła na nią wzrok kiedy wycierała usta rękawem swojej szaty. Oczy lśniły jej w niebywały sposób. Lily pomogła jej wstać i złapać równowagę. W ciszy ruszyło do SS. Teraz nie dbała o spojrzenia innych. Martwiła się czy Jasmine nie stało się nic poważniejszego, bo w końcu nie widziała jeszcze takiej reakcji u nikogo. W jej rodzinie nie była pijących członków, znajomi też się tym nie odznaczali, ale co skusiło Jas?
Po dobrych kilku minutach udało im się dowlec do Skrzydła Szpitalnego. Jakoś kiedy tam weszły nikt się zbytnio nimi nie przejął. Lil posadziła przyjaciółkę na jednym z łóżek (oczywiście jak najdalej Pottera, który wciąż leżał nieprzytomny) i udała się do pani Pomfrey. Zanim się spostrzegła okazało się, iż nie do końca przemyślała własna strategię…
- Proszę pani, moja koleżanka ona..- Ruda zastanowiła się jak to ująć.- nienajlepiej się czuje.- zmusiła się do lekkiego uśmiechu. Dopiero teraz szkolna pielęgniarka odwróciła się i obdarzyła ją podenerwowanym spojrzeniem.
- Evans? Czy ty nie powinnaś być właśnie na jednym z łóżek?- popatrzyła na nią podejrzliwie.- Jakim prawem opuściłaś Skrzydło Szpitalne? Przecież…
- Proszę pani,- wtrąciła się niecierpliwie Lily nie chcąc wysłuchiwać wykładu na temat własnej odpowiedzialności. Skąd wiedziała, że właśnie go dostanie? Za każdym razem kiedy Huncwoci tu lądowali i tak uciekali i łazili po korytarzach, więc nie raz słyszała jak Pomfrey im tłumaczy jacy to są nieodpowiedzialni i nierozważni. – Tam siedzi Elvin.- wskazała palcem na szatynkę z lokami. Zdawało się jakby kobieta dopiero teraz ją zauważyła.
- Ach tak…- westchnęła i ruszyła w stronę Jas. Lily podążyła za nią wzrokiem zostając na środku sali. Obserwowała jak tamta wypytuje ją i docieka co się wydarzyło.
- Nie..nie pamiętam! Poszłam z Remusem i zaczęliśmy no…- tu twarz dziewczyny poczerwieniała- pić.- spuściła wzrok. – Pamiętam pierwsze dwa kieliszki, a potem nic. – zaniosła się płaczem. Evans nie podeszła do nich. Teraz albowiem zaczął się wykład na temat szkodliwości alkoholu. Lily wcale nie słuchała. Mimo woli teraz patrzyła na Pottera. Doszła do wniosku, że wcale nie wygląda na takiego zepsutego do szpiku kości kiedy leży spokojnie. Ale przyzwyczaiła się do widoku go w okularach, które teraz spoczywały na stoliku tuż obok. Nagle usłyszała jakiś szelest. Dobiegał ją z najdalszego końca SS. Bez namysłu ruszyła w tamtym kierunku wprost do łóżka otoczonego szczelnie zasłonami. Zbliżała się, była tak bliziutko… Obejrzała się czy Pomfrey nie patrzy z lekkim podenerwowaniem. Miała w końcu zamiar naruszyć czyjąś prywatność, ale ciekawość była silniejsza od niej… Zrobiła szybki krok do przodu i znalazła się obok leżącego…. Remusa?!
Stwierdziła, że wyglądał okropnie, cały blady, liczne zadrapania i siniaki…Zastanawiała się co mu się przydarzyło? Przecież był razem z Jasmine z tego co mówiła. Dlaczego ją zostawił?
- A! Lily to ty.- powiedział powoli Lupin z przymkniętymi oczyma.
- Przepraszam, ja nie wiedziałam, że… To znaczy myślałam, że śpisz, aczkolwiek nie powinnam była tu wchodzić pod żadnym pozorem, ale…
- Nie szkodzi. – przerwał jej pogodnie. – Jeszcze nigdy nie oparłaś się swojej ciekawości. – zielonooka spuściła wzrok.
- To prawda.- oboje uśmiechnęli się lekko. I wtedy Lil zauważyła, iż Lunatyk stracił jednego paznokcia ze wskazującego palca.
- A w zasadzie to co ci się stało?- popatrzyła z lekkim zaciekawieniem i zakłopotaniem jakby pytała wbrew samej sobie.
- Ekhem. ..- odchrząknął głośno.- No więc ja byłem z Rogaczem i innymi…
- Czemu uciekłeś?- spytała bez żadnych ogródek wiedziona instynktem. Musiała wiedzieć.
- Co?- Remus zmarszczył brwi, była pewna, że cos ukrywa.
- Wczoraj widziałam chłopaków zanim to COŚ zaatakowało Pottera.- obserwowała jego zachowanie. Poczuł się trochę jak na jakimś przesłuchaniu. Dziewczyna doskonale wiedziała, że zaczął się denerwować. I widziała jak zamrugał kilka razu na wyraz „coś” , który wypowiedziała z naciskiem. – Black podbiegł z krzykiem do jelenia James’a…
- Jelenia James’a?- teraz to Lupin najwyraźniej został zaskoczony. Zupełnie jakby nie wiedział o czym mówiła.
- Nie mów Luniaczku, że nie pamiętasz Rogacza?- nagle pojawił się Łapa. Stał uśmiechając się lekko.
- Aaaaa… Masz na myśli TEGO jelenia…- powiedział ostrożnie Lunatyk nie spuszczając wzroku z Blacka.
- Wy coś ukrywacie…- stwierdziła zamyślona Lil. – A ja wcześniej czy później i tak poznam prawdę.
- No dobra dobra Evans.- Syriusz obdarzył ją roześmianym spojrzeniem.- Ale za równiutko 5 minut- spojrzał na swój ręczny zegarek.- zaczynają się lekcje, a ty jak widzę nie masz rozkładu na dzisiejszy dzień.- w jego oczach zalśnij triumf.
- Dzięki, żeś mi o tym przypomniał.- zmusiła się na grzeczny ton. Spokojnie wstała i zostawiła Remusa samego. Znów patrzyła ujrzała Jas łykającą tajemnicze eliksiry dane jej przez pielęgniarkę. Nawet nie zauważyła jak tuz obok niej stanął Black.
- Dziękuję Lilian.- wzdrygnęła się na swoje pełne imię. – Nie musiałaś go wczoraj ratować. – dopiero teraz zrozumiała, że chodziło mu o Pottera.
- Nie mnie powinieneś dziękować.- odparła chłodno wciąż wpatrując się w Jasmine. Wszyscy były w błędzie. Została wplątana w to bez własnej decyzji. Nie ona zdecydowała. Zrobili to za nią inni. Gniew w niej wezbrał.
- A niby komu? Kto wczoraj…
- Nie zrobiłam tego z własnej woli!- krzyknęła nieco zbyt głośno. Oddychała głęboko próbując się uspokoić.
- Mów co chcesz. Wszyscy to widzieli.- wzruszył ramionami. Ruda nie mogła już wytrzymać. Odwróciła się i spojrzała wprost w niebieskie oczy Łapy.
- Właśnie! Widzieli! Nikt nie zadał sobie pytania jak było naprawdę! Liczy się to co WIDZIELI! Nie wszystko jednak można zobaczyć! – groźne iskry w jej oczach ostrzegały chłopaka. Nie powinien jej denerwować.
- W takim razie jak było naprawdę? – najspokojniej w świecie zadał pytanie.
- Sama chciałabym wiedzieć. – spuściła głowę wciąż zdenerwowana, ale świadoma nagłej fali złości, która teraz powoli ja opuszczała. Pani Pomfrey podeszła do niej i stwierdziła:
- Elvin ma zwyczajnego uczniowskiego kaca!- wydyszała wściekła.- Ale te wymioty mnie nieco niepokoją. Uważam, że powinniście zostać. OBIE. – podkreśliła dobitnie.
- Ze mną wszystko dobrze. –zaperzyła się Ruda. – Zamierzam iść na lekcje.
W ciągu kilku minut dotarła z Blackiem pod salę eliksirów. Czekały ich albowiem 2 godziny ze ślizgonami. Osobiście Evans uważała ten przedmiot za doskonały. Uwielbiała bawić się różnymi substancjami. Tego dnia wszystko mogłoby być idealnie gdyby nie denerwujące plotki za jej plecami. Po prostu wiedziała, że każdy na nią patrzy! Za to Huncwoci, a raczej ich połowa, nie robiła żadnych dowcipów. To był jeden z nielicznych cudów poniedziałku!
Następna była lekcja z McGonagall- transmutacja (tu duże ożywienie ze strony Syriusza, ponieważ uwielbiał ten przedmiot), a potem OPCM z Flitney’em. Tej lekcji dziewczyna bała się najbardziej. Nie mogła jednak nawet pogadać o tym z Dorcas, gdyż od śniadania tamta odzywała się bardzo mało. Jakby jej unikała, albo nie mogła spojrzeć w oczy. Wszystko jedno! Nie była pewna czy wcale chciała z kimkolwiek rozmawiać. Ku jej zaskoczeniu te 45 minut minęło spokojnie (nie biorąc pod uwagę szeptów z całą pewnością dotyczących nocnych wydarzeń). Lily i tym razem nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż nauczyciel obserwuje ją baczniej niż innych. Utwierdziła się w tym przekonaniu kiedy poprosił ją, aby przyszła do niego o godzinie 17.
Cały dzień miała zmarnowany. Nie mogła się ni jak pocieszyć. Dlatego z utęsknieniem oczekiwała momentu kiedy znajdzie się w PW i odpocznie choć chwilkę. Siedziała tak w najwygodniejszym fotelu przywracając sobie wewnętrzny sposób. Każdego dnia starała się być opanowana, ale życie z takim Potterem u boku to prawdziwa katorga. Szukała chociaż 3 powodów, dla których warto mu było pomóc. Niestety nie znalazła ani jednego.
Wkrótce nadeszła 17 i Lily udała się do sali OPCM na spotkanie z Flitney’em. Zobojętniała na wszystko pchnęła drzwi i zobaczyła profesora, ale… nie był sam.
- Chciał się pan ze mną widzieć, więc jestem.- powiedziała stając swobodnie między ławkami.
- Co ona tutaj robi?- poczuła na sobie zdumiony wzrok Sheryl. – Przecież miałam mieć teraz…
- Pomyślałem, że powinnaś jej co nieco wytłumaczyć.- Lil wiedziała, iż Sher się zdenerwowała, ale nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi.- proszę usiądź Evans.- posłusznie zajęła miejsce obok Corvin patrząc to na przyjaciółkę to na nauczyciela.
- Co się dzieje?- spytała wreszcie z niezwykle poważną miną. Sheryl popatrzyła na Flitney’a a ten zaczął mówić:
- Rok temu, pewna uczennica bardzo dokładnie słuchała mnie w czasie lekcji i doszła do całkiem słusznego wniosku. – westchnął głęboko i popatrzył nieco zdenerwowany na brunetkę.
- Do jakiego wniosku?- spytała bezceremonialnie Lil. Nie widziała w jakim celu marnuje tu swój wolny czas, który równie dobrze mogłaby poświęcić na odrabianie prac domowych, a trochę ich mieli zadane.
- Na litość boską! Profesor często cos wspominał o Starożytnej Magii! Wspaniałych zaklęciach niemalże zapomnianych! Ale to były malutki wzmianki…- Sheryl wtrąciła się nagle z błyskiem w oku.- Ale dla mnie to wystarczyło w pełni. Pewnego dnia poszłam do sali i moje przypuszczenia się potwierdziły.- zrobiła triumfalną minę, ale po wyrazie twarzy Evans miała wątpliwości czy ta zrozumiała.- Nasz nauczyciel OPCM zna się na tym bardzo dobrze, nieprawdaż?- teraz zwróciła się do profesora. Ten kiwnął tylko lekko głową, ale nie w spokojny sposób. Z podenerwowaniem, jakby chciał to ukryć.
- W takim razie dlaczego nie nauczy pan innych uczniów?!- Ruda wyraźnie wstrząśnięta zrozumiała, że właśnie oto otwierają się przed nią nowe predyspozycje. Pojawiło się coś czego nie znała, a powinna znać. Zawsze chciała wiedzieć o tym magicznym świecie jak najwięcej.
- To już zapomniany rodzaj czarów, nie każdy jest do niego przekonany. Za to kiedy ta młoda dama się o tym dowiedziała z niezwykłą euforią przystąpiła do dodatkowych zajęć.
- Zaraz… Sheryl ty się tego uczyłaś?!- popatrzyła na nią oburzona Lil. Koleżanka przytaknęła z uśmiechem lekko drwiącym.- I nic nie powiedziałaś?! Ani mnie, ani Dorcas, ani Jasmine?!
- Nie musicie wiedzieć o każdym moim wyczynie…- spojrzała na paznokcie dłoni udając, że coś na nich zauważyła.
- Ale my jesteśmy twoimi przyjaciółkami!- w głosie zielonookiej zabrzmiał niezwykły gniew. Teraz łatwo ja było sprowokować.
- Przecież to temu nie przeczy!
- To dlaczego nic nie powiedziałaś?!
- Nie musze wam mówić o wszystkim!
- My byśmy ci powiedziały!
- Powinnaś mi dziękować, a nie się wściekać!
- Tak?! A to niby dlaczego?!
- Bo to dzięki temu właśnie uratowałaś Pottera!- nagle zrobiło się cicho. Słychać było tylko głośne oddechy obu dziewcząt. – On by umarł…- powiedziała teraz ciszej i o wiele spokojniej Sher. – Wiedziałam co zrobić, ale..- głos jej się załamał.- Ale chociaż naprawdę chciałam to akurat wtedy…- spojrzała w podłogę. – Ja nie potrafiłam- mówiła ze łzami w oczach. – Nie wiem czemu, to się działo tak … tak szybko. Pragnęła go ratować z całego serca, ale bałam się ucierpieć.- teraz podniosła wzrok na Lil. – I zauważyłam ciebie… Starałaś się mu pomóc, ale twoje umiejętności nie wystarczyły. Gdybyś miała więcej czasu pewnie znalazłabyś jakieś zaklęcie, ale każda sekunda była cenna. I… i ja byłam w stu procentach pewna, że pragniesz mu pomóc, a potem jeszcze słyszałam jak powiedziałaś do niego… -przywołała na myśl wspomnienie szeptanych wówczas słów przez Lily, szeptanych do Jamiego. Mogłaby przysiąc, że rudowłosa stojąca obok robiła właśnie to samo.- Słowem ty się nie bałaś, a ja niestety tak. Więc znając teorię zrobiłam wszystko abyś go uratowała, ja posiadałam wiedzę, a ty umiejętności…
- Posłużyłam ci za narzędzie…- szepnęła z rozpaczą Ruda. – W życiu nie pomyślałam, że mogę być tak naiwna…- stwierdziła z goryczą w głosie. Jeszcze niedawno była wściekła na tę ciemnowłosą dziewczynę, ale teraz zrozumiała, że ona nie zrobiła nic złego. Chciała ratować życie człowieka i posłużyła się nią. Ale przecież sama była w stanie poświęcić siebie, aby ratować Rogacza…
- Ekhem, ekhem…- przypomniał o swojej obecności profesor. – Oczywiście Corvin zdawała sobie sprawę z ryzyka, co czyni ją lekkomyślną i bezduszną.- mówił najspokojniej w świecie jakby to nie było warte najmniejszej uwagi.- Miałem szczera nadzieję, że będzie umiała zastosować to czego jak nauczyłem w praktyce, niestety się pomyliłem. Pradawna magia nie jest zależna od rozumu, ale bardziej od.. od serca- tak przynajmniej ja uważam. – zerknął wprost w migdałowo zielone oczy zdezorientowanej dziewczyny. – Dlatego chciałem prosić cię o pomoc.- zwrócił się wprost do niej.
- Jaką pomoc?- zdziwiła się. Zresztą i nie tylko ona , teraz i Sheryl wytrzeszczyła oczy na Flitney’a jakby zrobił właśnie coś zakazanego.
- Sher potrzebuje wspólniczki, która pomogłaby jej zrozumieć.
- Phi!- prychnęła pogardliwie brunetka.
- Kiedy ja sama nic z tego nie rozumiem!- podkreśliła Evans.
- Ja ci składam propozycję… Czy chcesz się uczyć czy nie.- nauczyciel OPCM doskonale widział błysk i ożywienie w oczach Rudej. Był pewien, że dziewczyna nie oprze się takiej opcji.
- Ale…- otworzyła usta, by zaprzeczyć sama własnym chęciom. Oczywiste, że chciała.
- Ona daje ci teorię, ty pomagasz zrozumieć wszystko w inny mniej egoistyczny sposób.- popatrzył drętwo.
- Hej! Nie jestem egoistką!- oburzyła się zaraz Sheryl. W małej części swojej podświadomości kiedyś urosła ta Sheryl, która była próżna, piękna i choć się nie przyznawała egoistyczna. Tak… Mimo wszystko gorąco zaprzeczała kiedy ktoś ją tak nazwał.
- Zgadzasz się?- zignorował tamtą Flitney. Swoją uwagę całkowicie skupił na rudej uczennicy.
Lil zawsze szybko podejmowała decyzję zazwyczaj dlatego, że zdążyła sobie wszystko w myślach poukładać. Miała niezwykły dar organizowania wszystkiego. Zaplanowywała wszystkie możliwe wyjścia sytuacji, ale tego się nie spodziewała. Co jakiś czas otwierała usta, by odpowiedzieć i rozmyślała się nagle. Z jednej strony to coś nowego, a z drugiej nie ma nic za darmo. Bała się i nie pragnęła niczego tak bardzo. Niezdecydowanie dawało o sobie znać. Nienawidziła się wahać… Musiałaby dużo pracować poza lekcjami. I do nadrobienia ma cały tok… Zerknęła na profesora po czym powiedziała jedno krótkie słowo….



Syriusz zauważył zmianę w zachowaniu Dorcas. Nie chodzili ze sobą, a ale już coś było nie tak. Była markotna i mówiła bardzo mało. Z trudem przekonał ją do spotkania. Zdziwiło go to niezwykle. Zazwyczaj uwielbiała ich chwile sam na sam. Teraz siedzieli tuż obok siebie w dormitorium chłopaków na dwóch zupełnie równych końcach łóżka.
- Dlaczego usiadłaś tak dal…
- A nie mogę?!- zaatakowała od razu. – Nie zawsze muszę być na każde twoje zawołanie, każde skinienie ręką. – prychnęła wściekle.
- Ale czy ja powiedziałem, że musisz?- podsunął się bliżej blondynki.- Przecież nigdy nie traktowałem cię jak rzeczy. To byłoby okropne.- spróbował objąć ją ramieniem. Nie uchyliła się, nie odepchnęła go. Wszystko było w miarę dobrze.
- Nie. Nigdy tego nie powiedziałeś.- potwierdziła chłodno. Poczuła, że cała jej złość topi się w jego objęciach. Nic nie mogła na to poradzić. Jak kostka lodu przystawiana co raz bliżej ognia tak ona się czuła, gdy pocałował ją w policzek. Na zawsze pozostanie jej ta słabość.
- Jesteś moim…- chciał powiedzieć „skarbem”, ale nagle Dori odepchnęła go i poderwała się na nogi.
- Nie! Nie jestem twoją własnością! – przypomniała sobie poranna rozmowę z Lucjuszem. Może miał więcej racji niż przypuszczała. Toczyła wewnętrzną walkę z samą sobą, którą musiał wygrać rozsądek. Popatrzyła na zdziwionego Blacka. Była pewna, iż się tego nie spodziewał. A jednak!- Muszę iść.- rzuciła szybko na odchodnym i opuściła pomieszczenie.
Łapa siedział sam zdezorientowany. Nie był głupi. Albo czegoś się dowiedziała, albo ją uraził, albo oczekiwała czegoś więcej. Która opcja najbardziej go przerażała? Zaczął się nad tym zastanawiać i doszedł do wniosku, że wszystko jest do naprawienia, ale najgorzej byłoby, gdyby liczyła na więcej…


Lil wyszła przed Sheryl ponieważ tamta musiała zostać z profesorem. Wiedziała, że Corvin nie ucieszyła się z jej współuczestnictwa. Szła korytarzami pogrążając się we własnych myślach. Musiała sobie jakoś z tym poradzić. I tak nauka szła jej z dziecinną łatwością. Dodatkowe zajęcia nie mogą przeszkadzać, a i wiele chciała się dowiedzieć. Najbardziej przerażało ją, iż teraz ona i Sher będą musiały „poznać się od wewnątrz i zrozumieć, niemalże poczuć się jak w ciele drugiej”- tymi słowami pożegnał ją Flitney. No cóż… zapewne miał coś konkretnego na myśli. Ale jak się można zamienić na ciała? I czy….
Nagle poczuła jak czyjaś dłoń łapie ją za nadgarstek i wciąga do małego pomieszczenia. Wszystko trwało w ułamku sekundy! Znalazła się w chyba w schowku na miotły, nie próbowała się nawet wyrywać, nie krzyknęła! To musiała być wina zaskoczenia. Panika ogarnęła ją dopiero kiedy drzwiczki się zamknęły i zrobiło się ciemno. Czuła obecność kogoś jeszcze. Podeszła do swojej sytuacji logicznie. Zamknięta z kimś, nie wie z kim, kto ją tu wciągnął w nie wiadomo jakim celu. Zmarszczyła lekko brwi.
- Kto tu jest?- spytała głośno i usłyszała jakiś szelest. Jakkolwiek ta osoba starała się nie dawać o sobie znać nie wychodziło jej to. – Przysięgam, że zaraz zacznę…- jeden szybki ruch i jej usta były zamknięte zgrabnym pocałunkiem. Zdezorientowana nie wiedziała co robić na początku, kto to jest ani… I wtedy poczuła zapach znajomych perfum. Tych samych, których używał tylko jeden chłopak w szkole. Kiedyś był to dla niej znacznik odległości. Kiedy czuła zapach tych perfum znaczyło to, że był za blisko i kazała mu się odsuwać. Teraz był stanowczo za blisko….
Oderwała się od niego szybko i wymierzyła na oślep mocnego liścia. Ku jej ogólnemu zadowoleniu trafiła tak, że aż ręka zaczęła ją piec.
- AUĆ! A to za co?- usłyszała pełen dziecinnej wręcz radości i zaskoczenia głos Pottera.
- Czy ty przypadkiem nie powinieneś być w skrzydle szpitalnym?- wyrzuciła szybko odsuwając się jak najdalej jego, wciąż czuła ten zapach….
- Może i powinienem…- udał, że się nad czymś zastanawia.- Ale tam są teraz Remus i Jasmine, więc przyszedłem ci ładnie podziękować…- przybliżył się i zaczął powoli nachylać nad dziewczyną.
- Ostrzegam cię.- w jej głosie zabrzmiała nutka groźby. Popatrzyła wściekle. – Nie chcę robić ci krzywdy.- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Nie bój się. Przy tobie nic mi nie grozi i tak zawsze mnie wydrzesz od śmierci…- był blisko… znów zbyt blisko. Nie mając najmniejszej ochoty na bliskie kontakty z James’em musiała coś zrobić. Musiał być nieźle poobijany po tym wypadku…dlatego się wahała, ale kiedy niemalże dotknął swoimi wargami jej ust bez słowa z całej siły odepchnęła go nogą. Nie wiedziała, że potrafi tak nieźle kopnąć.
- Evans… Teraz to bolało…- chwycił się za brzuch chłopak nie spodziewał się ataku z jej strony. Lil zawsze go umiała zaskoczyć i to była w niej najciekawsze. Co zrobi jutro, a co za 10 lat?
- Miało boleć.- rzuciła dumnie ruszając w stronę drzwiczek. – Mam nadzieję, że skoro sam tu przylazłeś, to i sam stąd wyjdziesz.- uśmiechnęła się triumfalnie choć może gdzieś w głębi duszy było jej go szkoda. Mimo wszystko chwyciła za klamkę i pociągnęła. Nic! Drzwi nie ustąpiły. Pociągnęła raz jeszcze… Znowu nic!
Rogacz wstał i zauważył jak Ruda zmaga się ze starym sprzętem. Te drzwi trzeba było umieć otwierać. Podszedł powoli i odciągnął Lily od wyjścia.
- Trzeba mieć podejście. Patrz i ucz się.- posłał jej swój wspaniały uśmiech. Pociągnął za klamkę raz i pchnął lekko. Dalej było zamknięte. Naparł na drzwi najpierw lekko, a potem całą siłą. – Co do cholery…- wyszeptał pod nosem.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie da się stąd wyjść?!- krzyknęła zrozpaczona zielonooka.
- Chyba zamek się zaciął.- wzruszył ramionami w przepraszającym geście. Oczywiście było 1000 sposobów na wezwanie tu pomocy, ale po co? Jest wieczór, ciemność i wspaniała, ukochana dziewczyna. Na taką okazję mógłby czekać z kilka lat… Uśmiechnął się łobuzersko sam do siebie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez aniula19.12 dnia Śro 14:53, 15 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 14:53, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Czuła się już o wiele lepiej niż nad ranem. Przez okna do SS wpadały wątłe światła gwiazd. Wieczory zawsze były nastrojowe i pomagały jej w skupieniu swojej uwagi na jednej rzeczy. Chciała porozmawiać z mamą… Potrzebowała tego, ale wiedziała, że zbyt wiele by ryzykowała. Wróg mógłby się o tym dowiedzieć. Babci prawdopodobnie więcej nie ujrzy na oczy… Jeszcze się nie przyzwyczaiła do tej myśli. Nigdy się nie przyzwyczai, iż straciła kogoś tak bliskiego samej sobie.
Nagle zauważyła jak z oddalonego końca sali wychodzi Remus. Chyba zbierał się do wyjścia. Według niej powinien zostać w skrzydle szpitalnym, ale nie słuchał nikogo.
- Idziesz już do dormitorium?- spytała z nieukrywanym zawodem. Miała nadzieję, że może tu uda im się w końcu porozmawiać, a on jej unika.
- Przecież mówiłem ci dzisiaj, że nic mi nie jest. – uśmiechnął się do niej spokojnie podchodząc do jej łóżka. Ona jednak widziała smutek w jego oczach. Nie potrafił ukryć przed nią niczego. Zauważyłaby najdrobniejszy szczegół…
- W takim razie dlaczego jesteś smutny?- spytała i natychmiast poczuła jak udziela się jej jego nastrój.
- Nie jestem smutny- skłamał bez mrugnięcia okiem. Naprawdę przytłaczało go poczucie winy. Przez niego do SS trafiły 2 osoby. Najpierw bez skrupułów zaprosił Elvin na Ognistą Whisky, nie dość, że ją upił to jeszcze musiał zostawić, bo przecież pełnia! To była jedna z wielu głupich rzeczy… Oczywiście nie przewidział, iż jeśli spożyje zbyt wiele alkoholu będzie bardziej nieznośny jako wilkołak. Nie pomyślał, że rzuci się na jednego ze swoich przyjaciół. Nawet tak rączy jeleń jak Rogacz nie miał szans… Zabiłby go, gdyby w końcu nie zaczął uciekać. Po co oni go szukali?! Już lepiej zrobiliby jakby zostawili go w spokoju! Z rana sam by jakoś wrócił… Chyba… Naprawdę był im wdzięczny za takie poświęcenie, ale teraz… I na dodatek jak tylko James się przebudził od razu gdzieś polazł! A w jego stanie nie powinien! Pomfrey się wścieknie, a wszystko przecież jego wina. To nie Potter sam sobie zrobił tylko to on zrobił jemu! Przez niego Lily Evans musiała go ratować ryzykując własne życie! Przez niego Jasmine Elvin zatruła się strasznie! Nikt inny nie jest temu wszystkiemu winien tylko on! Nienawidził samego siebie! NIENAWIDZIŁ!
- Remus?- spytała zmartwionym głosem dziewczyna przypominając mu jednocześnie o swojej obecności. Martwiła się bardziej niż kiedykolwiek.
- Ja… Lepiej będzie jak pójdę znaleźć Rogacza…- odwrócił się i poszedł w stronę wyjścia, a gardło ściskał mu żal.
Chłopak zniknął, a ona znów została sama.
- Kogo ty chcesz oszukać Jasmine? On nigdy z tobą nie będzie. Jesteś skazana na samotność.- powiedziała cichutko sama do siebie wierząc, że nikt tego nie słyszy. Nie wiedziała wówczas jak bardzo się myli…



Dorcas od połowy godziny próbowała się pozbyć Blacka z własnego dormitorium, ale ten uparcie wypytywał co się jej stało. Czy nie pomyślał, że choć raz może mieć go dość?! Nie zawsze musi mu ulegać! Nie jest aż tak łatwa nawet dla szkolnego podrywacza!
- Dori, skarbie, ale co cię ugryzło?- spytał zaskoczony Syriusz próbując zyskać jej spojrzenie. Nic nie dawało rezultatów. Zaglądanie wprost w oczy(odwracała wtedy twarz), chwytanie za dłoń (natychmiast ją zabierała nawet nie zerkając w jego stronę), a przytulanie kończyło się nawet krzykami. Po raz jeden z niewielu Łapa nie wiedział jak się zachować. Uznał to za dość śmieszny fakt.
- Wyjdź stąd.- odparła chłodno nie zwracając na niego uwagi. Pełna była gniewu. Jak on mógł?! I to takie upokorzenie… Gdyby uświadomił ją ktokolwiek inny… Ale dowiedziała się od Malfoy’a! To była przykre doznanie. Nigdy nie poczuła się bardziej oszukiwana, bardziej wykorzystana… Miała ochotę uderzyć tego niezwykle urodziwego chłopaka, ale powstrzymywała się. Z jeden strony chciała, aby wyszedł, a z drugiej żeby prosił ją o wybaczenie… Żeby poczuł się choć w malutkiej części tak jak ona dzisiaj!
- Nie wyjdę dopóki się nie dowiem co się stało.- uśmiechnął się flirciarsko, ale to też nic nie dało, a wręcz pogorszyło…
- Jak możesz?! Wynoś się!- nie mogła zrozumieć! Teraz ja podrywa, a z rana to co innego robił! Wzięła wazonik z kwiatami stojący przy jednym z łóżek i cisnęła nim w bruneta z całą siłą. Na jego szczęście zdążył się uchylić w porę, za to kwiaty i resztki naczynia leżały teraz na ziemi porozrzucane. Dorcas popatrzyła na odłamki porcelany i nagle coś w niej drgnęło. Rozbiła wazon… Ten, który podarował jej ojciec zanim… zanim… Zakryła dłonią usta i ukucnęła obok resztek pamiątki. Była taka lekkomyślna! Rozbiła go! Rozbiła! Cały jej świat przewrócił się do góry nogami. Teraz usiadła obok kawałków tego w czym zawsze trzymała świeże kwiaty. Zbierało jej się na płacz, a serce przepełniała gorycz.
Syriusz zauważył nagłą zmianę nastroju wywołaną rozbiciem jakiegoś głupiego wazony na badyle. Wyczuł jednak, że tym razem to było cos wyjątkowego… Czy odpowiednie byłoby jej teraz przeszkadzać? Patrzył jak piękne, niebieskie oczy dziewczyny stają się co raz bardziej szklane.
- Dor… Wszystko w porządku?- pytanie jemu samemu wydało się mieć bynajmniej głupi sens, ale w obliczu jej smutnego spojrzenia nie mógł inaczej. Kiedy podniosła na niego twarz z tymi płaczącymi oczętami, z trzęsącą się bródką, z czerwonymi policzkami od płaczu i łezką spływającą po jej słodkiej jak nigdy buźce.
- Nie-e!- zaczęła zawodzić. – Ni-ic nie jest dobrze-e!- mówiła przez płacz. Nie mogła się zahamować. – Zosta-aw mnie-e w spoko-oju!- skuliła się pod ścianą ściskając w ręku największą część po wazonie. Żal jej było tego co zrobiła. Ostatnia rzecz jaką posiadała, ostatnia rzecz przypominająca jej ojca, którego już więcej nie zobaczy. Dobrze pamiętała jak kiedyś chciała być tam gdzie on… Był jej bohaterem, dopóki bohater nie zniknął… Z początku pani Meadows wmawiała jej, że on wróci, bo to tylko kwestia czasu. Ale mała Dorcas wiedziała, iż nie pozwoliłby jej czekać. Nie zostawiłby swojej małej córeczki nigdy. Zawróciłby dla niej z drugiego końca świata… I tak dopiero z czasem do Dori dotarło, że jej ukochany tatuś zmarł. Jednak ciągle miała go w pamięci jako najdzielniejszego z dzielnych. A te naczynie podarował jej na urodziny….Ile miała wtedy lat? Nie pamięta! Jak mogła zapomnieć! Szloch stał się głośniejszy, a łzy większe.
- Słońce proszę cię…- Łapa usiadł obok jej i z ulga stwierdził, że się nie odsunęła. – Przecież ten wazonik da się naprawić. – zaczął bardzo łagodnym tonem, a dziewczyna na chwile przestała płakać. Lecz wystarczyło jedno spojrzenie w te boskie oczy rodu Blacków, a znów zaniosła się płaczem.
- Nie da się!- jęknęła ze łzami w oczach.- On był zaczarowany! Teraz już nie będzie działał jak kiedyś!- odepchnęła rękę Syriusza, która próbowała ja objąć. Jak wyglądał jej tatuś? Jak? Nie pamiętała! Nigdy sobie nie przypomni!- znów zaszlochała jeszcze bardziej. Kiedy traci się cos bardzo cennego jest bardzo ciężko. Ten ciężar przytłacza, męczy torturuje. A choćby nie wiem jak się starać i tak kiedyś znów powraca się do tego myślą. Ona powracała miliony razy i zawsze sztylet w jej sercu wbijał się mocniej. Nie wyjmie go nigdy, bo on siedzi tam wetknięty bardzo dobrze… Dokładnie w samo serce. Można to złagodzić wielkim szczęściem tak, że na jakiś czas się zapomina, ale sztylet wypuszcza truciznę i ona zadaje ci ból kiedy się tego najmniej spodziewasz. Dorcas niemalże czuła jak trucizna pochłania całe jej ciało. Ale teraz czara goryczy się przelała.
- Meadows…
- Nie odzywaj się do mnie! – przerwała mu zapominając, iż to ten sam Black, którego kocha całym swym zranionym sercem. – Ja jestem dla ciebie nikim! I nie jestem głupia!- krzyczała pozbywając się żalu.
- Nie prawda!- zaprzeczył szybko.
- Dobrze jest mieć takich przyjaciół jak Lucjusz Malfoy… - ściszyła ton głosu i spróbowała się nieco opanować.- Zawsze mogą do nas podejść w porze śniadaniowej i porozmawiać. Powiedzieć wiele ciekawych rzeczy….- spojrzała nieprzytomnie w okno.
- Ale co to ma wspólnego z tym wszystkim? To on cię tak wyprowadził z równowagi? Przysięgam, że jak go dorwę to…- ona go nie słuchała. Myślami wróciła do WS kiedy to podszedł do niej ślizgom z mściwym i drwiącym uśmieszkiem na twarzy… Przypominała sobie jak mówił jej o licznych spotkaniach, które odbyła z Blackiem, choć nie jest jego dziewczyną. Nie zapomniał jej ubliżyć i poniżyć przed wszystkimi. Jednak nie zwróciła na to uwagi. Odgryzła się i na tym by się skończyło, gdyby nie wskazał jej palcem dalekiego kata wielkiej sali… Tam stał Syriusz Black i jakaś dziewczyna. Sądząc po szatach była ze Slytherinu, a patrząc na zachowanie Łapy… on… on z nią flirtował. Kiedyś z nią zerwał dla innej, a teraz podrywał dwie na raz!
Dorcas popatrzyła na chłopaka wściekłym spojrzeniem i wyrzuciła mu wszystko. Opowiedziała o dzisiejszej rozmowie z Malfoy’em i nie zapomniała mu powiedzieć jaki z niego egoista, flirciarz, dupek, palant, żigolo, drań i wiele innych.
Syriusz nawet się nie odezwał. On wiedział, że mówiła prawdę, ale w sumie nigdy jej niczego nie obiecywał… Więc skąd teraz ten szalony pomysł w jego głowie? Nie zrobi tego! Faktem jednak było, iż ślizgonka to lekka przesada… Powinien wyrywać kogoś z Ravenclawu, Hufflepuffu, a najlepiej z Gryffindoru… Dlaczego by więc nie….(?) Sam sobie się dziwił mając takie pomysły! Nie może to wbrew jego zasadom! Popatrzył na podpuchnięte jeszcze oczy Meadows i zrobiła mu się jakoś smutno… Czyżby wyrzuty sumienia? Spuścił ze smutkiem głowę…
- Przepraszam.- wyszedł zamykając powoli drzwi.
Tylko tyle? Dor patrzyła z rozwartymi ze zdumienia ustami. Nie będzie się starał jej odzyskać? Samo „przepraszam”?! Czyli rzeczywiście jest mu obojętna! Znowu dała się nabrać!- zerknęła na rozbity wazon i znów zaczęła płakać….




Sheryl szła wściekła! Jak Flitney mógł tak ja wrobić?! Przecież miała sama zgłębiać tajniki starożytnej magii! Bez pomocy jej największej konkurentki nie tylko w życiu szkolnym, ale również i prywatnym! Jak to możliwe! I jeszcze mają się tak dobrze zrozumieć, żeby jedna czuła się jak w ciele drugiej! To musiał wymyślić już jakiś palant! Jej kroki stawały się co raz bardziej energiczne. Co on miał na myśli? „Jak w ciele drugiej…” Nie istnieje zaklęcie, które zamieniłoby im ciała! Zrozumieć siebie nawzajem….
Nagle doznała olśnienia! Wie o co chodziło profesorowi! I tym razem musi przyznać mu rację! Nawet jej to się spodobało… Tym razem ona też wyciągnie korzyści… Czym prędzej pospieszyła do dormitorium. Musi dogonić Lilyanne i przekazać jej swoje spostrzeżenia, przekonać i wprowadzić plan w życie. Wtedy wszystko się może zmienić….


- No i dlatego wtedy musiałem to zrobić.- skończył swój wywód chłopak z niesamowicie rozczochranymi włosami. Siedział w schowku na miotły tuż obok dziewczyny swego życia, miejsce rozświetlał promień światła padający z różdżki Lil. Ruda znudzona tymi ciągłymi wymówkami miała dość. Godzina spędzona z Potterem to katorga, a zapowiadało się, iż zostaną tu na całą noc. Nie krzyczała o pomoc, bo i tak już ją wszyscy obgadywali, a co by się stało gdyby ktoś ją zobaczył z tym, którego uratowała?! Bała się myśleć. Postanowiła poczekać aż zostaną znalezieni przez szkolnego woźnego.
- Ale to nie tłumaczy czemu się nad nim znęcasz.- odcięła się. Już od jakiegoś czasu zaczęła wytaczać przeciw niemu zarzuty. Przypominała mu wszystko od pierwszej klasy, a on próbował się tłumaczyć. Irytował ją jego głupkowaty wyraz twarzy, jego sposób bycia, jego… jego sama obecność była wystarczająco denerwująca!
- Oj Lily! Przecież ciebie samą niejednokrotnie nazwał… no… sama wiesz jak. A mnie denerwuje, że tacy jak on się tułają po Hogwarcie i obzywają tak prześliczne czarodziejki jak ty. Pomyśl o tym w ten sposób: on z pewnością wyrośnie na zakałę tego społeczeństwa.- uśmiechnął się łobuzersko patrząc wprost w kusząco zielone oczy.
- To tacy jak ty są zakałą społeczeństwa. – rzuciła mu jadowitym tonem. Nie wytrzymywała z nim nerwowo. Wręcz nienawidziła całym sercem.
- Mniejsza z tym.- zakończył temat James. – A co z tobą? Czemu mnie zawsze odpychasz?
- Phi!- prychnęła pogardliwie. – Może dlatego, że nienawidzę próżniaków, którzy zachowują się jak napuszone pawie, kiedy wsiadają na tę swoją „wspaniałą” miotłę i popisują się różnymi technikami łapania znicza, którego i tak ukradną! – mówiła co raz głośniej starając się zachować spokój.
- Czasem trudno jest odróżnić miłość od nienawiści.- uśmiechnął się flirciarsko wiedząc, iż lada chwila dziewczyna wybuchnie.
- Czyli co sugerujesz?! – wydarła się nagle.- Że ja niby kocham kogoś takiego jak ty?! To śmieszne!- przewróciła oczami z najwyraźniejszą ochotą przyłożenia mu.
- Tego nie powiedziałem.- jeszcze bardziej wyglądał na zadowolonego niż wcześniej. Dobiło ją to.
- Jesteś idiota.- rzuciła odwracając twarz.
- A ty jesteś śliczna. – znów patrzyła na niego groźnie gotowa zaatakować.
- Próżniak.- obzywanie go miało na celu wyprowadzenie go z równowagi. Szczerze wierzyła, iż to sprawi jej niezmierną satysfakcję. W sumie dlaczego tylko ona ma być podenerwowana?!
- Moja królewna.- chłopak uśmiechał się przyjaźnie i najspokojniej w świecie obserwował jej zachowanie jakby na cos czekał.
- Spadaj durniu! Jesteś najgorszy z najgorszych!- burzyła się co raz bardziej…
- A ty jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką znam. – ten jego stoicki wyraz twarzy był najgorszy! Miała wrażenie jakby odbierał jej słowa jako komplementy! A przecież powinien rozpocząć z nią otwarta walkę! Tego oczekiwała i to chciała osiągnąć!
- A ty jesteś bałwanem.
- A ty jesteś urocza.
- Jesteś zakochany w sobie!
- Jesteś miłością mego życia…
- Mam cię dość Potter!- krzyknęła ze złością ledwo powstrzymując się od podniesienie ręki. Dawno nie odczuwała takiej chęci uderzenia kogoś. Ostatnio było to na wakacjach kiedy Petunia strasznie jej dokuczała (wtrącenie od autorki: pozdro dla Jen:P) właśnie wtedy zaczęła się z nią bić we własnym pokoju, którego potem nie mogła doprowadzić do porządku.
- Za to ja jestem pewien, że nigdy mi się nie znudzisz.- triumfował, a ona kipiała ze złości. Taka bezradna z pragnieniem zemsty. – Liluś pogódź się z tym- podniósł jedną brew co było wyrazem niezwykłej pewności siebie, którą Evans nazywała bezczelnością. – przeciwieństwa się przyciągają. Jesteśmy dla siebie stworzeni.- uśmiechał się teraz z rozbawieniem i czymś jeszcze czego ona nie nauczyła się rozpoznawać w jego twarzy.
- Wiesz co ci powiem?!- starała się mówić powoli i spokojnie, ale i tak było widać jak walczy z sama sobą, aby nie wrzeszczeć. – Nie licz na to Potter! I nigdy, przenigdy NIE MÓW DO MNIE LILUŚ! – sama nawet nie zauważyła jak zamachnęła się, by dać James’owi siarczystego liścia. Rogacz był jednak na to przygotowany. Jej dłoń była tuz przy jego policzku kiedy złapał ją za nadgarstek. Bawił się świetnie choć nieco go martwiło, iż jest aż tak wściekła.
Lily westchnęła głośno z wyraźną złością. W myślach przeklinała dzień, w którym pojawił się ten zapchlony okularnik!
- Nie denerwuj się skarbie.- mówił szczęśliwy James nie puszczając jej ręki. Wciąż istniała mała szansa, ze zrobi to ponownie, albo dokończy swoja malutką zemstę. Jednak w jego oczach istniała jako słaba kobieta kryjąca to swoim ognistym charakterem.
- NIE MÓW DO MNIE SKARBIE!- chwyciła drugą ręką jego dłoń i ścisnęła z całej siły. Chłopak zaskoczony jej agresywnością nawet nie zareagował. Szczerze mówiąc lekko odczuł jak ściska mu nadgarstek, ale nie zadała mu tym bólu takiego jakiego chciałaby.
- Jakaś ty nerwowa dzisiaj.- tonął w głębi jej wspaniałych oczu. Potrafiła utopić go na dobre… Przestawało się wtedy liczyć dla niego wszystko prócz tego spojrzenia. Nieświadomie go hipnotyzowała… Zaczął się zbliżać…
Ruda patrzyła zaskoczona i nagle dojrzała te same niebezpieczne iskierki w oczach Pottera. Modliła się, aby to był tylko wytwór jej wyobraźni… Wątpliwości rozwiały się, kiedy zauważyła jak odległość między nimi znacznie się zmniejsza. Ogarnął ją strach. Byli sami, a ona nie wiedziała czego się może spodziewać po James’ie.
- Potter ani mi się….- nie dokończyła. Nawet nie zwracał uwagi na jej słowa. Musiała działać a nie mówić. Wciąż wściekła skupiła się na ręce, która przytrzymywała jej nadgarstek. Szybkim ruchem przyciągnęła ja do siebie i ugryzła!
- Auć!- Rogacz natychmiast uwolnił ją ze swego uścisku i odsunął się. Odetchnęła z ulgą.
- Puść mnie!- rozkazała patrząc na niego wściekle.
- Ależ Evans. Jak się przyjrzysz to dojdziesz do wniosku, iż ja właśnie puściłem twoją rękę, za to twoja ręka nie puściła mnie.- na jego twarz powrócił ten łobuzerski uśmiech przystojniaka. Lil rzeczywiście zapomniała o swojej drugiej ręce. Natychmiast ją cofnęła. Opanowała się w jednej chwili. Wzięła kilka głębokich oddechów popatrzyła zdruzgotana na różdżkę. Jak długo tu jeszcze będzie?
- Ej! Nie powinnaś się tak smucić. – delikatnie podniósł jej twarz.
- Wcale nie jestem smutna.- odwróciła wzrok nie chcąc nawet obdarzyć go przelotnym spojrzeniem. W myślach szukała sposobów na wydostanie się stąd. Wszystkie zaklęcie, które znała zawiodły.
- Jak uważasz. Ja i tak wiem swoje.- nie mógł oderwać od niej wzroku. Ruda wpatrzyła się w widoczne bandaże na jego ciele. Zastanawiała się jak długo je ponosi i jakim cudem tak szybko odzyskał siły. Nagle dojrzała na jego szyi łańcuszek. Nie pamiętała, aby nosił cokolwiek. Spojrzała w jego orzechowe oczy i zmarszczyła brwi.
- Cos się stało?- zapytał Rogacz widząc nagłą zmianę w wyrazie twarzy dziewczyny.
- Co to za łańcuszek?- wskazała na przedmiot, który nagle ją zaabsorbował.
- To…- wyciągnął medalion zza koszulki.- to jest medalik ze zdjęciem osoby, na której bardzo mi zależy. – pokazał jej zawieszkę w kształcie serduszka a na samym jej środku dziewczyna ujrzała podobiznę…
- Rachel?- zdziwiła się widząc twarz o wielkich brązowych oczach, pełnych ustach i kształtnym nosie, którą otaczały długie fale gęstych włosów koloru ciemny brąz. Była starsza o rok i każdy chłopak uważał ją za jedną z najlepszych w szkole. Rok temu chodziła z James’em. Czyżby wciąż o niej myślał? Poczuła dziwne ukłucie na tę myśl. Drażniła ją ta świadomość.
- Tak…- Potter odpowiedział ostrożnie widząc jak Lily się nachmurzyła. Przez krótką chwilę zastanawiał się i w końcu postanowił odkryć przed nią tajemnicę.- Obiecaj, że się nie wściekniesz jak ci pokażę coś.- spojrzała z wyraźnym zaciekawieniem na okularnika. Ten delikatnie potarł zdjęcie, a osoba na nim natychmiast zaczęła się zmieniać. Teraz Lil zauważyła rudowłosą panienkę o zielonych oczach. Była uśmiechnięta i szczęśliwa. Poznawała tą fotografię. Była robiona w te wakacje, ale jakim cudem Potter ja zdobył… Zginęła jej tuż po wywołaniu filmu.
- Skąd ją masz?!- spytała ostrym tonem.
- Nie ważne. W każdym bądź razie Rachel była dla przykrywki. Na wypadek, gdybyś kiedyś dorwała ten medalik. – schował go dokładnie.- Nie musisz więc być zazdrosna. – popatrzył na nią uradowany.
Najpierw chciała dociekać skąd dostał jej wakacyjne zdjęcie, ale w ostateczności skupił jej uwagę na ostatnim zdaniu.
- Że niby ja zazdrosna?! O ciebie?! W życiu! Chyba sobie nie wyobrażasz co to znaczy tak bardzo kogoś nienawidzić jak ja ciebie! Takie bęcwała jak ty powinno się….- James doskonale wiedział, że teraz nic jej nie uspokoi, ale przynajmniej nie wnikała w szczegóły tej fotki. Patrzył jak Evans właśnie wyrzuca z siebie całą złość i nagle doszedł do wniosku, iż istnieje jeden sposób, który ją uspokoi… Bez namysłu i nie bacząc na konsekwencję szybkim ruchem zbliżył się do Rudej na tyle, aby swoimi wargami dosięgnąć jej ust. I udało mu się! Przez chwilkę nie wiedziała co się dzieje, dała mu odrobinę czasu i nagle szybko oderwała się.
- Co ty sobie myślisz?!- krzyknęła do niego gotowa kopnąć. Po jego oczach jakoś wiedziała, że za chwilkę spróbuje ponownie. Były w nich te dzikie iskierki.- Nawet nie próbuj…- i zauważyła jak spojrzał na jedyne źródło światła jakie posiadali- jej różdżkę. – Wyciągnęła rękę i nagle….
- Nox!- głos James’a rozszedł się w jej głowie. W jednej chwili straciła z widoku swoją ostatnią deskę ratunku. Zapanowały ciemności.
- Potter?- spytała drżącym ze zdenerwowania głosem. I nagle znów poczuła jak ich usta się spotykają. Była całowana, ale ta świadomość do niej docierała dopiero po kilku sekundach, tak jakby na chwile ktoś ją wyłączył i była całkowicie bierna. Przez ten króciutki czas sama siebie złapała, iż przez chwilkę chciała wcale nie przerywać tego kontaktu fizycznego. Jednak zwyciężył rozsądek! Znowu przerwała i wzięła głęboki oddech próbując dojrzeć w ciemności tego wstrętnego Rogacza. Nie widziała jednak nic! – Jesteś okropny.- powiedziała spokojnie i nagle poczuła jak czyjaś ręka przyciąga ją do siebie. Jej ciało ściśle przylegało do jego ciała, a usta łączyły się w 4 już pocałunku.
James czuł, że tym razem Lily jest bardziej uległa. Pozwolił sobie nawet na krótką przerwę w całowaniu, aby to sprawdzić. I rzeczywiście! Nie odwzajemniała pocałunków, ale nie broniła się tak jak za pierwszym razem. To było bardzo pocieszające. Sam oddawał się dość przyjemnej atmosferze. Tak może spędzać całe życie…
Ruda nawet nie zauważyła jak z jej różdżki znów wydobywa się promień światła oświetlając całe pomieszczenie. Przez chwilkę miała wielką ochotę objąć chłopaka… Przytulić go do siebie… Już prawie to uczyniła, ale przypomniała sobie. „Lil co ty najlepszego wyprawiasz! To jest przecież James Potter!” . Odwróciła szybko twarz. Ale po kilku przeniosła wzrok na orzechowe oczy. Teraz te iskierki w nich dawały jej motywację. Wydawały się być dziwnie przyciągające i magnetyzujące.
Także i on dostrzegł w przepięknych zielono migdałowych oczętach coś czego wcześniej nie było. Żył w nich najprawdziwszy żar, który rozpalał go do granic możliwości! Przez moment był gotów znowu ją pocałować pewny swojej wygranej. Powoli zaczął się nachylać i… i się rozmyślił. I wtedy spotkało go coś nieoczekiwanego. Poczuł jak ręce dziewczyny zawieszają się na jego szyi, a dłonie trafiają we włosy miętosząc je we wspaniały sposób. Sama Evans przycisnęła do niego swoje usta z niezwykłą szybkością obdarowując go wspaniałymi i namiętnymi pocałunkami. Nie spodziewał się takiego zachowania po szkolnej prymusce, ale najwidoczniej była taka jak jej temperament- ognista… Lil przybliżyła się do niego i nie zwróciła uwagi kiedy oboje zaczęli leżeć na podłodze. Lily z początku na górze nie mogąc oderwać się od James’a. Nie dawała mu wytchnienia. Zupełnie jakby zaraz miał rozpłynąć się w powietrzu! Uciec, albo jakby dostała nową zabawkę, która jak najszybciej musi wypróbować.
Potter był wniebowzięty zapałem Evans. Nadzwyczaj mu to odpowiadało, no i oczywiście czerpał z tego korzyści. Już dawno powinien był wykorzystać właśnie taki sposób. Istniało tylko jedno, ale: musiał ją jakoś opanować, bo brakło mu powoli tchu. Bał się odezwać, aby nie odzyskała dawnej świadomości i trzeźwości umysłu. Nagle wpadł na pomysł. Powoli przewrócił ja n plecy nie odrywając się od jej warg. Teraz to on był na górze. Taka sytuacja zdarzała się do tej pory jedynie w snach i jego wyobraźni. Odruchowo położył rękę na jej talii. Udało mu się zwolnic nieco obroty choć nie ucierpiała na tym namiętność między nimi. Jego dłoń zaczęła wędrować co raz wyżej.. i wyżej….
Nagle drzwiczki się otworzyły a z wejścia z wyrazem szczerego zaskoczenia przypatrywało się im 4 osoby i 5 w tle…



Syriusz wrócił do swojego dormitorium i opadł bezwładnie na łóżku.
- Nie jesteśmy dziś w humorze?- spytała Sheryl wychodząc zza kotary do miejsca spania Remusa.
- A ty co tu robisz?- zastanowił się nagle Black.
- Spokojnie, byłam u niego.- wskazała wychodzącego Lupina.- I już wychodzę. – drzwi zaskrzypiały i już jej nie było…
- Co ona od ciebie chciała?- spytał zdezorientowany Łapa.
- Ekhem.. Powiem ci później. – zrobił tajemnicza minę Lunatyk dając mu do zrozumienia, iż niczego się nie dowie i że ma lepsze wiadomości.
- A tak na marginesie, wróciłeś już?- rozłożył się wygodnie Black. Wpatrując się w swoje buty. Wciąż nie mógł zapomnieć o kłótni z Dorcas. Zostawił ją. Przecież i tak by to zrobił. Skąd nagle w nim takie wyrzuty sumienia? Niczego jej nie obiecywał. Oszukał w ten sposób niejedną.
- Tak… I wiesz co? Martwię się. – nagle mina Remusa nachmurzyła się.
- Niby dlaczego?
- Jak wychodziłem… To Rogacza nie było w SS. I do teraz go tam nie ma…- wyciągnął mapę Huncwotów i pokazał mu skrzydło szpitalne. Była tam Jasmine Elvin i Peter Pettigrew.
- Co Gwizdek robi z Jas?- zaśmiał się Black. – Chyba się nie zakochał?!- wybuchnął jeszcze większym śmiechem.
Lupin poczuł ukłucie zazdrości. Odzywało się w nim cos co teraz miało ochotę dorwać Petera i zakazać mu zbliżania się do Jasmine.
- Mniejsza z tym. Gdzie jest Potter? – oboje wlepili wzrok w mapkę i zaczęli przeglądać plany całego zamku, każdego pietra, każdej najmniejszej komórki….
- Mam!- krzyknął nagle Syriusz. – Patrz gdzie się schował. To pomieszczenie na miotły!- skrzywił się trochę.
- I to na dodatek ten, w którym drzwi otwierają się tylko od jednej strony. – oboje byli wystarczająco rozbawieni. Przypomniało im się jak kiedyś się chcieli schować i przez przypadek zamknęli się tam. Po 10 minutach wrzasków McGonagall zlitowała się i ich wypuściła. Wtedy dostali jeden z największych szlabanów w życiu, bo musieli się przyznać do dowcipu. Co oni wtedy wymyślili?
- Patrz na to!- nagle Syriusz wskazał jeszcze jedna malutka kropeczkę w tym samym pomieszczeniu. Aż przetarł oczy ze zdziwienia. – Czy ja aby dobrze dziś widzę?
- Lilian Evans…- przeczytał po cichu tylko dla formalności Lunatyk. – Może nie powinniśmy im przeszkadzać?- zastanowił się Lunio najwyraźniej wahając się.
- Zgłupiałeś? Oni tam są razem! Albo ich zobaczę, albo uratuje przyjaciela, bo Ruda to go zabije wzrokiem jak on ją wkurzy. – najwyraźniej podekscytowany nagłą rozrywka jaka mu się nadarzyła po kilku sekundach był gotów do drogi. Zeszli do PW i nagle Remus stwierdził, że musi cos zrobić. Wrócił po kilku minutach z Sheryl i Dorcas. I jedna i druga nie wyglądały na zbyt szczęśliwe.
- Idę tam, bo Lil źle by się czuła sama znaleziona tam przez was.- Dori popatrzyła pogardliwie na Blacka. Sam nie wiedział czemu jej spojrzenie paliło go mocniej od innych spojrzeń. Znów powrócił głupi pomysł, którego nie zrealizuje.
- A ja tam idę, aby udowodnić wam, że on powinien dać sobie z nią spokój!- stwierdziła Sheryl wyjaśniając dumnie po drodze. Przez cały czas nikt się nie odzywał dopóki nie dotarli pod właściwe drzwiczki.
- To kto ciągnie za klamkę?- spytał nieśmiało Lupin.
- Ja mogę…- Syriusz już wyciągał dłoń kiedy blondynka o niebieskich oczach nagle niemalże krzyknęła.
- Ja to zrobię!- jej wrogość przerodziła się w otwarta wojnę.
- Oj o takie głupoty się kłócić!- Sheryl podeszła do klamki i zdecydowanym ruchem pociągnęła ja w swoja stronę. Drzwi ustąpiły, ale to co tam dostrzegła nie było dla niej zbyt wesołym widokiem. Otworzyła usta w niemym zdziwieniu i zawodzie. Powinno być inaczej.
Syriusz Black znał swojego przyjaciela bardzo długo, ale teraz go zaskoczył. Odjęło mu mowę, kiedy zobaczył co się tam działo. Dorcas chyba to samo myślała o Lilce, gdyż kręciła tylko głowa z niedowierzaniem. Zaskoczenie było ogromne. Remus patrzył zbity z tropu. Widział najmniej, ale więcej mu nie było potrzeba. Nagle poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odwrócił się i nagle zobaczył…..McGonagall, która patrzyła na to z wyrazem zgorszenia i dysaprobaty. Nauczycielka robiła sobie drogę do samego serca kłopotów. „Ciekawe czy dostana za to szlaban?”- pomyślał Black zaś nieświadomy niczego Potter wciąż przeciągał ręką po ciele Evans, która całowała go nie zwracając uwagi na resztę świata….


Lily siedziała na parapecie wpatrując się w okno. Szare krople uderzały w szybę pogłębiając jej podły nastrój. Ostatnie dwa tygodnie minęły jej niesamowicie szybko. Czas przestał się zatrzymywać w miejscu- pędził nieubłaganie, a dowodem na to była chociażby pogoda. Dało się odczuć przygnębiającą, ponurą jesień. Nawet barwne kolory pierwszych gubionych listków nie potrafiły tego nadrobić.
Przytknęła dłoń do zimnego szkła uporczywie wpatrując się w boisko od quidditcha- dziś trening, a pogoda wyraźnie nie sprzyja. Gdzieś tam na miotłach znajduje się dwóch najprzystojniejszych chłopaków w szkole, a z trybun obserwuje ich 5 jej przyjaciół. Nie rozumiała ostatnio wielu spraw, które nie powinny jej obchodzić np.: dlaczego Dorcas poszła na dwór skoro jest śmiertelnie obrażona na Blacka? To niezwykłe. Potrafi się wściekać choć kocha, a ten dureń nie zrobił nic, aby mu wybaczyła…
Wydawało jej się, że z daleko dostrzegła sylwetkę chłopaka o niezwykle roztrzepanych włosach. Patrzyła przez chwilkę na niego i zastanawiała się czy już dostrzegł znicza. Popadła w melancholijny nastrój z nieznanych sobie przyczyn… Nie zamierzała jednak spędzić w taki sposób całego popołudnia- patrząc bezmyślnie w okno. Postawiła stopy na ziemi i wyszła z pokoju wspólnego. Nie zauważyła, iż mimo własnej woli chwyta płaszcz i kieruje się w stronę wyjścia. Ze spuszczoną głową mijała próg zamku, gdy nagle poczuła jak na kogoś wpada. Straciła równowagę i wylądowała na posadzce.
- Mogłabyś bardziej uważać!- warknął do niej chłopak o czarnych krótkich włosach i zimno niebieskich oczach. Przypominał jej kogoś bardzo… Znała go z widzenia i opowiadań Sheryl. Patrzył na nią z pogardą do czasu, gdy nie zauważył jej spojrzenia pełnego niepohamowanej nienawiści choć jeszcze ze sobą nie rozmawiali. Nagle złagodniał i wyciągnął do niej dłoń, aby pomóc jej wstać.
- Tak mogłabym.- warknęła wściekle podnosząc się bez jego pomocy.
- Nazywam się….
- Wiem jak się nazywasz.- przerwała mu poprawiając dumnie szatę. Z osobami jego pokroju rozmawiać nie zamierzała. Budził w niej odrazę jakby miał w sobie wirus, który przenosił się cały czas z jednej osoby, na drugą. Połowa uczniów omijała go z przestrachem, osobiste spotkania z nim miała zaledwie jedna trzecia tych osób, za to nikt nie miał po tym miłych wspomnień.
- Zapewne Sheryl ci powiedziała.- uśmiechnął się zastępując jej drogę, by nie mogła mu uciec.
- Cos wspominała…- udała obojętny ton głosu.- Wybacz śpieszę się.- spróbowała go ominąć.
- A ty jesteś…?- świdrował ją swoim bystrym wzrokiem.
- Lily Evans.- poddała się świadoma, iż nie ucieknie. Nie da jej odejść. – A ty czego chcesz ode mnie? – nie zwracała uwagi na swój niegrzeczny ton, byleby zostawił ją w spokoju.
- Porozmawiać. – uśmiechnął się chytrze.
- Doprawdy?- jej głos przesączony był odrazą. – Myślałam, że nie gadasz z kimś mojego pokroju!- wycedziła przez zęby.
Chłopak zmarszczył brwi. Jej wrogie nastawienie najwidoczniej go zaskoczyło.
- Czy kiedykolwiek uczyniłem ci coś złego? Znęcałem się nad tobą, bo nie jesteś z tych czystokrwistych?- spytał oczekując szybkiej odpowiedzi.
- Nie, bo przyjaźnię się z twoja siostrą. – uniosła jedna brew w triumfalnym geście.
- Na jedno trafna uwaga.- na jego twarzy zagościł ten szyderczy uśmieszek. – Aczkolwiek nie zamierzam cię gnębić za bycie szlamą. Wydajesz się być całkiem rozsądna.
- Nie trawię ludzi takich jak ty Kraven. Ty i Sheryl z wyglądu tak podobni, zachowujecie się zupełnie inaczej… Swoja droga ty nie powinieneś tak nienawidzić „szlamowatych” . Sam jesteś mieszańcem!- z głęboka satysfakcja obserwowała jego reakcję.
- Co masz na myśli?- zaciekawił się nieco zbity z tropu.
- Powiedz mi Corvin… czy tak jak Sher masz w sobie odrobinę czaru wili?- uśmiechnęła się dumnie. Kochała odgryzać się na tych czarodziejach pokroju Malfoy’a. Uważali się za lepszych, a należeli do najgorszych!
Kraven zaśmiał się sam do siebie kiedy zrozumiał, iż Lily wie.
- Oczywiście. Dlatego powinnaś się bać! Mógłbym wykorzystać go na tobie…- popatrzył w jej zielone oczy uśmiechając się perfidnie.
- Jasne. I przyciągnąłbyś do siebie wszystkich chłopaków, bo w całej historii nie widziałam, aby ten czar przyciągał kobiety.
- W historii nie ma kogoś takiego jak ja. Bo we mnie płynie krew babki, a czar przyciąga płeć przeciwną. Skąd wiesz, ze właśnie go nie używam?- zaczął się zbliżać patrząc mściwie. Cofnęła się z przestrachem.
- Zostaw ją!- dobiegł ich nagle zdecydowany krzyk.
- Ooo! Kogo my tu mamy.- uśmiechnął się pogardliwie.- Siostrunia… Co tam słychać wśród twoich przyjaciół? Jakoś mało rozmawiamy poza domem.
- Gardzę tobą bardziej niż ty mną! Na samo wspomnienie twojego imienia mam ochotę zerwać się do kibla i zwymiotować! Jesteś nic nie wartym śmieciem! Powinni cię zamknąć u św. Munga na oddziale schorzeń psychicznych.- Sheryl chwyciła Lily za rękę i pociągnęła ze sobą.- Chodź, Lil! Już powoli zaczyna śmierdzieć!- dwójka rodzeństwa mierzyła się wzrokiem pełnym nienawiści. Nawet panny Evans chyba bardziej za sobą przepadały. Ruda nie mogła przestać wpatrywać się w te chłodne oczy Kravena.. Przywołały do niej przekonania, o których w dzisiejszych czasach często zapominała… Kiedyś Petunia i ona były ze sobą blisko, obie w przekonaniu, że są ludzie źli, ale nigdy do końca nie zepsuci. Z całego serca wierzyły, że każdego można naprawić… A potem? Potem pojawił się Potter zdziecinniały, zadufany w sobie i tak wkurzający… I poznała okrucieństwo Lorda Voldemorta może nie na sobie, ale z opowieści innych. Przestała doszukiwać się w ludziach tych pięknych rzeczy z wewnątrz, których nie okazywali na co dzień. Dlaczego więc teraz sobie o tym przypomniała? Nie znalazła innego tłumaczenia jak to, iż on i Sher są bardzo do siebie podobni. Wiedziała, że ta dziewczyna, choć na pozór arogancka i zimna wewnątrz ma w sobie coś wspaniałego! Potrafiła ufać jak nikt inny i działała w bardzo zadziwiający sposób. Kraven nie mógł się różnić od niej aż tak bardzo jak to się wydawało. Lily to czuła… Wiedziała…
- Zmieniłam się. – stwierdziła po chwili z goryczą, gdy były już prawie w PW. Nie potrafiła odpędzić wspomnienia tych oczu…
- To chyba normalne. – wzruszyła ramionami Corvin.- Każdy się z czasem zmienia. Ty, ja, Dorcas, Huncwoci…
- Ale ja zapomniałam o tym co jest ważne. Zmieniłam się na gorsze.- opadła przybita na fotel. Brunetka obok niej nie odezwała się obserwując ją wnikliwie. Evans wiedziała, że jej przyjaciółka czeka na dalsze wyjaśnienia. – Nawet w Potterze drzemie odrobina poczucia taktu i sumienia. Black nie zawsze robi chamstwo dziewczynom, a…
- Lil…- przerwała jej Sheryl siadając na miękkim oparciu.- Ty o tym wiedziałaś zawsze. Nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale cię podziwiam. Nie daj sobie wmówić, że jesteś bezwartościowa. – dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie. Chciała jej coś powiedzieć, ale musi z tym zaczekać. To nie jest odpowiedni moment.
- Muszę być dla nich milsza. Zawsze się na nich odgryzam i dokuczam. Nigdy nie próbowałam rozmawiać. – westchnęła pełna żalu do samej siebie. – To się musi zmienić!- stanowczość w jej głosie mówiła „zrobię to!” i nikt jej nie powstrzyma. Pogrążona w myślach zaczęła się zastanawiać czy nie traktuje zbyt oschle swojej rodzonej siostry i czy, by jej czasem pisemnie nie przeprosić…
- Lil! Ja nie po to wcześniej wyszłam treningu chłopaków. – Corvin postanowiła jednak przejść do sedna. – Czasu mam niewiele, bo zaraz będą tu pewnie Dorcas z Jasmine. – Ruda patrzyła pytająco na koleżankę. – Pamiętasz co mówił Flitney? O tej zamianie? – błękitne oczy rozjarzyły się nagle najwyraźniej czymś bardzo podekscytowane.
- Pamiętam…- potwierdziła powoli Evans. Bała się tego ożywienia, bo przywodziło jej to na myśl decyzje podejmowane zbyt pochopnie, a wszystko należy dobrze przemyśleć…
- Więc ja chyba wiem o czym on mówił!- oświadczyła z triumfem Sher. – Patrz!- szczęśliwa jak małe dziecko wyciągnęła buteleczkę z jakimś płynem podając ją Lilian.
- Co to jest?- zielonooka zaczęła badawczo obracać w rękach tajemnicza miksturę próbując ja zidentyfikować.
- Eliksir wielosokowy!- niemalże krzyknęła Sheryl, a Lily od razu popatrzyła na nią wrogo odkładając butelkę.
- Nie sądzę, by to miał na myśli profesor.- stwierdziła ostro. – Chodziło mu raczej o dogłębne poznanie naszej podświadomości, abyśmy lepiej rozumiały jedna drugą. – nie miała najmniejszej ochoty na użycie tego eliksiru! Nie potrafiłaby wcielić się w kogokolwiek innego! Z sama sobą miała czasem kłopoty!
- Lilcia ja ci mówię! To nam pomoże jak nic! Jak masz mnie zrozumieć jeśli nie wiesz co to znaczy budzić się z rana i wyglądać jak ja!- brunetka zdążyła wszystko sobie zaplanować! W idealny sposób, a teraz jedna słowo „nie” wypowiedziane w ustach rudowłosej panny mogło zniszczyć wszystko.
- To nie jest dobry pomysł. Ja to wiem. – siedziała wyobrażając sobie jakby to mogło wyglądać. Ta wizja ja przerażała!
- Lil błagam cię… Nie wyobrażasz sobie nawet jak ciężko jest zdobyć tak pokaźna ilość tego napoju. Ile ja się narażałam…- kłamała, ale teraz jej to nie obchodziło. Chciała osiągnąć swój cel. – A innego pomysłu nie mamy! Co nam szkodzi spróbować… Dziś jest piątek dlatego mogłybyśmy zrobić to nie narażając się tak bardzo na zdemaskowanie. Dziś wypijamy po łyku, a on zaczyna działać na 1h. Co godzinkę pijemy po kolejnym łyczku, aby zatrzymać wygląd i tak równo przez dobę. Po 24 godzinach każda ma swój wygląd. Swoje życie… - wyłożyła jej swój wspaniały plan. – I nie rób takiej miny! Pomyśl, że nie będziesz musiała już unikać Jamesa!- uderzyła w czuły punkt. Dało się zauważyć wyraźne wahanie na twarzy Lily.
Ruda myślała intensywnie. Jeden dzień spokoju od wszystkich swoich problemów! Jeden dzień bycia Sheryl Corvin… A jak się ktoś dowie? Nie wiedziała sama, ale kusiło ją by się zgodzić. Nagle nabrała ochoty, aby stać się kimkolwiek innym, byleby przestać być sobą…
- Zgoda!- krzyknęła w głębi serca wciąż niepewna przepełniona obawami.
- Wspaniale!- Sher miała problemy z ukryciem swojej radości. Powstrzymywała się od śpiewu i tańca z wielką trudnością. – Spotkamy się za 30 minut przed łazienką na 3 piętrze. O tej porze nie powinno tam być już nikogo.
- Dobrze… - potwierdziła cicho Lilka nie do końca jeszcze uświadamiając sobie na co się godzi. Wpatrzyła się gdzieś przed siebie w głębokim zamyśleniu.. Nie zauważyła jak Corvin zniknęła z pokoju wspólnego. Ocknęła się dopiero 28 minut później kiedy nie miała już nawet czasu, by do kogokolwiek się odezwać…




- Całkiem nieźle dziś graliście.- podsumowała trening Jasmine kiedy szli korytarzami na kolację.
- Nieźle? Tylko tyle? Byliśmy jak zawsze wspaniali!- uśmiechnął się Black.
- Bylibyście jeszcze lepsi gdyby Rogacz przestał się gapić w stronę zamku, a wypatrywałby znicza. – zaśmiał się Remus zerkając w stronę James’a.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że nie przyszła na trening!- powiedział rozżalony. Nie zdawał sobie sprawy, że nikt nie wie o czym mówi. Był sam w swoim smutku i zawodzie. Myślał, iż po dwóch tygodniach olewania zbierze się ze wszystkimi i pójdzie na szkolne boisko. Nie było jej…
- Mówisz o Lily?- spytała Dorcas.
- Tak. – spuścił głowę zupełnie jakby przegrał właśnie mecz quidditcha (a to nie miało jeszcze miejsca).
- Sheryl poszła z nią porozmawiać. A Lil ostatnio ma zły humor i unika cię od zawsze, więc nie powinieneś się zbytnio przejmować. – stwierdziła bez skrupułów Meadows.
- Dori, skarbie, jak ty wspaniale potrafisz pocieszyć. – Syriusz posłał jej swój flirciarski uśmiech, ale ona nawet na niego nie spojrzała. Wciąż była zła i obrażona, a on czekał aż to przejdzie. 14 dni jednak to trochę przydługo…
Blondynka nie miała ochoty odpowiadać. Może większość osób uznałoby to za dziecinne, ale nie odzywała się do Łapy. Zabolało ja to co zrobił… Siedziało jak drzazga… I wracała do tego myślami w każdej minucie, a tak bardzo chciała zapomnieć… Jej serce rozrywało się na dwie równe części zadając jej niewyobrażalny ból… Nigdy czegoś takiego nie czuła… I nikomu nie życzyła, aby czuł…
Zapadła cisza podczas, której wszyscy chyba wyczuli, iż Syriusz nawet nie spróbował przeprosić blondynki.
- Chodźmy na obiad. – wyrzucił pospiesznie Peter. – Błagam… Póki Sheryl nie wróciła. – błagalnie błądził oczkami po wszystkich.
- Dalej cię głodzi?- zdziwił się Lunatyk rady, że nasunął się nowy temat.
- Przez dwa tygodnie nie najadłem się porządnie.- wyznał ze smutkiem Glizdogon. – Ta dziewczyna jest niezwykle …
- Po prostu chce abyś schudł!- wtrąciła się Jas. – Ma na myśli tylko twoje dobro.- uśmiechnęła się serdecznie jak do młodszego braciszka.
- Ale kiedy ja wcale nie che schudnąć! Ona to sobie sama wymyśliła…- pokręcił głową z niedowierzaniem, ale nikt nie rozumiał jego przygnębienia. Towarzystwo bawiła pasja z jaką Pettigrew odnosił się do jedzenia.
- Dobra chodźmy na ten obiad. – James spojrzał na zegarek mając szczerą nadzieję, iż tam właśnie spotka swoja ukochaną.
Nie było sprzeciwów. Cała 7 udała się do wielkiej sali….



Lily sama nie wiedziała czy dobrze robi. Zmierzała do przeklętej toalety na tym piętrze i myślała jak w grzeczny sposób powiedzieć Sher, że zmieniła zdanie. Nauczono ją, iż w razie jakichkolwiek wątpliwości należy się wstrzymać. W ogóle ten pomysł od początku wydawał jej się głupi! Nie chce tego robić! Nie potrafi i odmówi dla Corvin!
- Evans?- na dźwięk swego nazwiska zatrzymała się nim zidentyfikowała głos. Nie wołało ją sumienie, ale wróg. Natychmiast ruszyła przed siebie nie odwracając się nawet, by spojrzeć mu w oczy. – Lily czekaj! – usłyszała po chwili, a potem dobiegły ja szybkie kroki. Po kilku sekundach chłopak zrównał się z nią.
- Czego chcesz Potter?- spytała wściekle nie ukrywając niechęci.
- Chce porozmawiać. – uśmiechnął się do niej, ale Ruda ignorowała każdy jego gest, a czasem jest to gorsze niż okazywanie jawnej niechęci…
- Nie mamy o czym rozmawiać Potter. – podsumowała oschle.
- Mimo wszystko sądzę, iż odnalazłbym jakikolwiek ciekawy temat. – zatrzymali się przed drzwiami łazienki. Wreszcie doczekał się tych cudownych zielonych oczu.
- Niby jaki!- prychnęła pogardliwie. – Myślisz, że chciałabym rozmawiać o meczu quidditcha? Albo najnowszych modelach mioteł, twoich wspaniałych taktyk chwytania znicza czy może o sposobach na znęcanie się nad Snapem lub najnowszymi dowcipami, które z pewnością jeszcze zrobisz?!- spoglądała gniewnie. Z każdym słowem co raz bardziej podnosiła głos. Tak mało zdążył powiedzieć, a tak bardzo wyprowadził ja z równowagi. I wtedy uświadomiła sobie coś …
James’a zaskoczył odzew Evans. Od dłuższego czasu był pewien, iż uważa go za próżnego chłopaka, zawsze wyrzucała mu prosto w twarz wszystko co myślała i w zasadzie była to sytuacja całkowicie normalna, a jednak… Już otwierał usta, by spokojnie odpowiedzieć i posłać ten powalający uśmiech, ale Ruda odezwała się ponownie.
- Uważam, że kiedy wyjdę z toalety będę bardziej skora do rozmowy. – uśmiechnęła się niewinnie mrugając roześmianymi oczkami. – Pozwolisz?- spytała kierując się w stronę drzwi.
- Eeee… No jasne! Jak.. eee… musisz to idź!- odpowiedział speszony okularnik. Wciąż zadziwiała go swoja bezpośredniością. I znów zasiała ziarenko nadziei w jego sercu… Z uwielbieniem wpatrywał się jak znikała za framugą.



- Myślałam, że nie przyjdziesz.- przywitała ja od razu blada Sheryl. Lil przestraszyła się odrobinę i poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku. Sher była podenerwowana, a to przecież jej pomysł!
- Słuchaj, ale czy ty jesteś tego pewna, że….
- Tu masz rozlany eliksir na nas dwie wystarczy wziąć po łyku, a resztę obdzielić równo tak, aby starczyło na 24h.- Corvin zignorowała słowa Lilian. Ręce jej się trzęsły i czuła wewnętrzny niepokój. Wcisnęła Evans jej butelkę z napojem. – Jeszcze tylko….- drżącymi dłońmi wyrwała sobie jednego włosa i włożyła do eliksiru Lil. Następnie wyrwała ognistoczerwonego włosa z głowy przyjaciółki i włożyła do swojej buteleczki.
- Jesteś pewna, że to zadzia…
- Tak! Jestem pewna!- spojrzały sobie w oczy. Obie z przestrachem i wątpliwościami. Jedna czekała na ten moment bardzo długo, a druga nawet się tego nie spodziewała…
- W takim razie…- Ruda nie pewnie podniosła butelkę do ust.
- Twoje zdrowie!- Sheryl szybkim ruchem wzięła łyk eliksiru. Jeszcze płyn nie zdążył dokładnie spłynąć po jej przełyku, a ona już poczuła niezmierne mdłości. Nie tłumacząc nic pobiegła do jednej z kabin i zamknęła się tam.
Lily rzuciła ostatnie spojrzenie na napój.
- Jak ona to i ja.- westchnęła ciężko sam do siebie. Przechyliła buteleczkę tak by odrobina eliksiru wlała jej się do ust. Przełknęła i spojrzała w lustro nad umywalką. Nagle chwyciła się za usta i szybko pochyliła się nad umywalką. Miała wrażenie jakby zaraz miała zwymiotować, a wszystko w jej brzuchu przewracało się niebezpiecznie. Stała tak nachylona około 30 sekund aż poczuła na tyle lepiej by podnieść głowę. Spojrzała w zwierciadło i co ujrzała? Siebie! Nie zaraz… Niby ona, ale jej włosy zaczęła gwałtownie się ściemniać. Z wielka uwagą przyglądała się jak kolejne pasma robiły się czarne, a nim się spostrzegła oczy zaczęły tracić swą zieleń. Blakły…. Patrzyła w co raz jaśniejsze i jaśniejsze tęczówki. Rzęsy zrobiły się gęstsze i dłuższe, twarz bardziej podłużna… To już nie była Lily Evans!
Nagle usłyszała ciche jęknięcie zza siebie. Odwróciła się gwałtowni wciąż zszokowana tym co przed chwilą widziała, a tam stała… ona!
- Mój Boże! – wyszeptała podchodząc do towarzyszki i przeciągając palcami po rudych pasmach włosów.
- Lily to działa…- Sheryl uśmiechnęła się jej ustami. Kiwnęła tylko głową nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Nie! Powinno się rzecz nie mogąc uwierzyć JEJ oczom! Pomyślała teraz o okularniku czekającym na nią za drzwiami i o tym jaką niespodziankę mu zrobi….


Po obiedzie praktycznie każdy poszedł w inna stronę. Dorcas i Jasmine ruszyły do dormitorium pewne, iż tam znajdą Lilian i Sheryl, które nie pojawiły się na obiedzie. Remus i Peter cieszyli się nieobecnością Sher z czego jeden spokojnie zjadł, a drugi zasiadł do nauki nie zagadywany.
Najbardziej na niczyjej obecności zależało jednak Syriuszowi i Jamesowi. Od dawna Black starał się na spokojnie porozmawiać z przyjacielem, ale zawsze tamten był nie do życia z powodu ignorancji ze strony Evans. Tym razem jednak nawet się tym nie przejął. Zaciągnął Rogacza do jakiejś pustej sali i opadł na potężne krzesło przy biurku nauczyciela.
- Mówiłeś, że chcesz o czymś pogadać?- zagadnął James obserwując strapionego czymś Łapę.
- Tak… Zapewne zauważyłeś tę drobna zmianę w zachowaniu Dorcas?- Black spojrzał na najbardziej zaufaną osobę w całym swoim życiu.
- No ostatnio sprawia wrażenie obrażonej… Wciąż chodzi o tę druga dziewczynę?- Potter wiedział, iż w takich przypadkach należy poświęcić całą swoja uwagę problemowi kumpla. Od zawsze tak robili. Jeden słuchał, a drugi opowiadał i zasięgał rady. Nie zawsze wszystko dobrze się kończyło, ale czego się spodziewać po dwójce narwańców.
- No tak… A dodatkowo wtedy jak się wściekła…
- Pobiła wazon… - dokończył. Analizował całą sytuację w myślach szukając rozwiązania. – Słuchaj… Ona przecież wyraźnie liczyła na coś więcej niż tylko przyjacielska znajomość. Może myślała, że będziecie parą…- Syriusz na te słowa niebezpiecznie zakręcił się na Krześle. Po chwili odetchnął głęboko i w swoim zwyczaju zaczął bujać się na tylnych nogach siedzenia.
- Ja jej niczego nie obiecywałem.- uśmiechnął się niewinnie, ale oszukiwał sam siebie.
- Łapo, ja będę szczery, te wasze spotkania były jednoznaczne. Chcesz wszystko naprawić?- spytał z błyskiem w oku.
- Tak…
- Chcesz żeby się do ciebie odzywała?
- Tak.
- By znów się z tobą spotykała?
- Tak!
- Żeby dawała ci jasno do zrozumienia jak cię uwielbia zupełnie tak jak kiedyś?!
- TAK!
- Chcesz żeby była twoją dziewczyną?!- Black spadł z krzesła z łoskotem.
- Prawie odpowiedziałem „tak”. – wydyszał wstając i poprawiając włosy.
- To nie byłby pierwszy raz kiedy dałbyś się złapać w moja pułapkę. – zaśmiał się Rogacz.
- Stajesz się co raz bardziej przewidywalny przyjacielu. – odparł ukazując białe zęby Syriusz. Powrotem zasiadł na krześle bujając się na jego tylnych nóżkach.
- Nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji jak chodzić z nią na randki jako z własną dziewczyną. W następny weekend mamy wypad do Hogsmeade i mógłbyś ją tam wtedy zaprosić.- wyraził swoją opinię James.
- Ale… Ja zaprosiłem już tę drugą. Jak jej na imię?- zapytał bez krępacji chociaż u innego chłopaka nie pamiętanie aktualnej podrywanej dziewczyny wywołałoby choć lekkie zażenowanie.
- Ta ostatnia? Ta Ślizgonka to chyba Anna? Tak?- James sam nie miał pewności. Skoro Black się gubił w swoich panienkach to co on miał powiedzieć!
- No… Może i Anna… - westchnął. – W każdym bądź razie ona idzie ze mną do Hogsmeade, więc twój plan odpada. – wpatrzył się w sufit najspokojniej w świecie.
- To ci powiem, że nie mam zielonego pojęcia co mógłbyś w takim razie zrobić!- Potter usiadł w pierwszej ławce. – Ja sam mam problemy z Evans…- każdy z nich pogrążył się we własnych myślach.
- Powinniśmy sobie pomagać…- powiedział powoli Łapa zastanawiając się nad podobieństwami ich sytuacji. I jedna i druga nie chciały z nimi gadać… No, ale on przynajmniej z Dorcas już kiedyś był, a ten… - Nasza sytuacja jest beznadziejna!- westchnął głęboko.
- No, ale ja na twoim miejscu mógłbym wszystko naprawić.- stwierdził Rogacz wyobrażając sobie na powrót Syriusza i Dori.
- Phi! Ja na twoim miejscu już dawno miałbym Evans. – odparł na to Black. W końcu każda dał rady zdobyć jak się odrobinkę postarał.
- Tak sądzisz?- spojrzał z zaciekawieniem i drwiną okularnik.
- Tak uważam. – Syriusz patrzył wyzywająco.
- W takim razie niech każdy z nas pokaże co potrafi!- James uśmiechnął się łobuzersko.- Bez ograniczeń, jak zwykle wszystkie chwyty dozwolone! – odwzajemniał wyzywające spojrzenie Blacka wyciągając ku niemu dłoń.
- Stoi!- chwycił za rękę przyjaciela. Od razu poprawił mu się humor. Takie zakłady zawsze kończyły się ukochanymi kłopotami, ale nie zwracał na to uwagi. Ciekawe, któremu się powiedzie….



Dorcas opadła na łóżko.
- Nawet mnie nie przeprosił.- żaliła się dla Jas. Nie mogła przestać o tym myśleć. To powracało w każdej sekundzie.
- Jeszcze wszystko się ułoży…- Jasmine mówiła to już po kilkadziesiąt razy na dzień. Lil nie pozwoliłaby sobie na to, aby to był temat przewodni każdego dnia, ale Elvin odczuwała te przygnębienie…
- A może Lily miała rację?- spytała wyraźnie zdołowana. – Może on nigdy nie brał mnie na poważnie? Byłam dziewczyną na boku. Tą drugą nic nie znaczącą.
- Nie myśl tak nawet!- szybko zaprotestowała. – Syriusz nie jest głupi. I zawsze wracał do ciebie... Z całą pewnością coś w tym było. – uśmiechnęła się lekko chcąc jej dodać otuchy.
- Nie… Wiesz co? – wpatrywała się w miejsce gdzie niegdyś stał wazonik z zawsze świeżymi kwiatami. – Ja o nim powinnam zapomnieć. I zrobię to…- padły kolejne puste słowa bez pokrycia. Tyle razy to obiecywała sobie i innym, a za każdym razem kiedy tylko skinął palcem była przy nim.
- Nie zrobisz… - Jas patrzyła badawczo jakby nie do końca pewna. – Znam cię. On cię przeprosi i będziecie znów razem.
- Dlaczego on taki jest! – Dor westchnęła głęboko. – Dlaczego ja taka jestem…
- Bo za nim szalejesz dziewczyno!- Elvin rzuciła w nią poduszką.
Dorcas zdezorientowana nie zdążyła się uchylić. Jasiek padł jej wprost na twarz.
- Auć!- krzyknęła szybko chwytając drugą poduchę i mierząc nią w Jasmine. W powietrzu zaczęły unosić się pierze. Z czasem było ich co raz więcej i co raz głośniejsze krzyki i śmiechy wypełniły pomieszczenie. Atmosfera stała się bardziej radosna, zupełnie nie odpowiadająca jesieni. Prawdopodobnie szesnastolatki zdemolowałyby całe dormitorium, gdyby ktoś nie zapukał do drzwi.
Obie zamarły. Jasmine rozejrzała się nerwowo zdając sobie sprawę, że zdążyły narobić niezłego bałaganu.
- Otwórz..- zwróciła się do blondynki.
- Ty otwórz ja wyglądam teraz okropnie!- zaśmiała się Meadows.
- Już jesteś śliczna. – Jas z uśmiechem na twarzy powyciągała jej z włosów piórka. – A teraz otwieraj!- Dori podeszła do drzwi i pociągnęła za klamkę.
- Potter?!- zdziwiła się widząc przed sobą chłopaka o rozczochranych, ciemnych włosach, który trzymał pokaźny pakunek w ręku.
- Co taka zdziwiona!- uśmiechnął się ukazując olśniewająco białe zęby.
- Ale Lily nie ma. – powiedziała niemalże mechanicznie święcie przekonana, iż przyszedł właśnie do niej.
- Nie ma? A gdzie jest? – spytał z zaciekawieniem wchodząc bez zaproszenia. – Mniejsza z tym. Ja mam coś dla ciebie. – patrzył na Dorcas z dziwnym błyskiem w oku.
- Do mnie? – zapytała zdezorientowana.
- Tak. – postawił pakunek na ziemi. – To dla ciebie. Od Syriusza. – dodał szybko i rozkoszował się widokiem zaskoczonej Dor.
Jasmine stała cicho, a coś wewnątrz jej mówiło, że to koniec wielkiej złości do Blacka. Z jednej strony wielka radość, ale… Iskry w oku Jamesa nie dawały jej spokoju. Nie śmiała się jednakowoż wtrącić. Mogła się zwyczajnie mylić…
Meadows przenosiła wzrok to z opakunku na Rogacza to z Rogacza na opakunek. Nie wiedziała, czy się złościć czy płakać. W pierwszej chwili chciała wyrzucić to cos przez okno, ale… Zaniemówiła, znieruchomiała. Brak jakiejkolwiek reakcji.
- To ja już lecę szukać Evans. – James powoli przesuwał się w Stern drzwi nie do końca pewien czy mu się nie oberwie. Na całe szczęście dziewczyna była zbyt oszołomiona. Nie zwróciła na niego uwagi kiedy wychodził. Spokojnie znalazł się w pokoju wspólnym i cieszył się doskonałością swojego planu. Wygra zakład!
Wyciągnął z kieszeni mapę.
- Uroczyście przysięgam, że knuje cos bardzo niedobrego. – wyrecytował i na pergaminie zaczęły pojawiać się kontury pomieszczeń oraz nazwiska osób obecnych na terenie szkoły. Roześmiał się w duchu kiedy zauważył malutką kropeczkę z widniejącym nad nią nazwiskiem. Lil zmierzała na piętro. Nieco dalej w łazience zauważył kropkę należącą do Sheryl. Z pewnością się tam umówiły. Gdyby użył kilku skrótów zdążyłby ją dogonić…
Nie tracąc więcej czasu ruszył szybkim krokiem po korytarzach….




Stała tak w ubraniach Sher. „Boże, co ja wyprawiam!”- myślała, ale było już za późno.
- Musisz rozpuścić włosy.- pouczyła ją Sheryl. – Ja nigdy nie związuje ich w taki koński ogon. – już sięgała ręką, ale dziewczyna się odsunęła. Odsuwała się od samej siebie!
- Zostaw je tak. – mówiła wciąż w szoku.- Przeszkadzałyby mi. – odwróciła się ponownie w stronę lustra. Wpatrywała się w te błękitne oczy… Teraz jej oczy, przynajmniej na najbliższe 24 godziny. Przeciągnęła dłońmi po policzkach. Co najlepszego zrobiły?! Na co się zgodziła! I w imię czego?! Nienawiści do Pottera?!
- Sheryl?- zwróciła się do przyjaciółki.
- Od teraz mów mi Lily. – tamta uśmiechnęła się i mrugnęła do niej okiem.
- Na drzwiami czeka Potter…- dziewczyna zdrętwiała nagle. Lil zauważyła to. – Powiedziałam mu, że porozmawiam z nim jak wyjdę z łazienki. Masz teraz pole do popisu i wolna rękę. Możesz zrobić co zechcesz. – mówiła powoli i spokojnie. Patrząc w zielone oczy, które „pożyczyła” Corvin.
- Dziękuję.- odparła cicho szykując się do wyjścia. Zdała sobie właśnie sprawę, że Evans doskonale wie co ona zamierza. Wystarczyło teraz wyjść, ale serce waliło jej zbyt mocno. Z podenerwowania czy podniecenia? Sama nie wiedziała…- Lil… To znaczy Sheryl? – uśmiechnęła się słabo. – Mogłabyś iść przodem? – spytała błagalnie.
- Oczywiście. – Lilian stanęła przed drzwiami. Chwyciła klamkę i pewnym krokiem wyszła oglądając się za siebie, by móc widzieć zostającą w tyle Corvin.
Nagle BUM! Upadła uprzednio uderzając w kogoś. Spojrzała przed siebie wprost na podnoszącego się właśnie obok chłopaka.
- Ojć Sheryl…- James podszedł do brunetki, która wciąż siedziała na ziemi. Szła tak szybko, że potrąciła go i upadli oboje. Wyciągnął ku niej dłoń, aby pomóc jej wstać. – Przepraszam najmocniej…
- Za kogo ty się uważasz?!- wybuchnęła niepohamowanym gniewem nie zwracając uwagi na zaskoczoną minę Pottera.
- Sher..? Jesteś na mnie zła?- wziął ją za ramiona i podniósł.
- Nie! Wcale nie mam powodów, by być zła! –krzyczała poprawiając włosy.
Rogacz oszołomiony jej zachowaniem teraz dostrzegł w błękicie jej oczu coś znajomego. Jakiś osobisty blask… Dziwne uczucie go ogarnęło. Jakby rozbawienie. Przywołał na twarz swój nicponiowaty uśmiech wbrew własnej woli.
- Z czego się tak cieszysz?!- warknęła.
- Bo jeszcze nigdy cię takiej nie widziałem. Zazwyczaj byłaś milutka.- przypomniał sobie te wszystkie razy kiedy starała się, aby zapomniał i Evans. Tak! Nastąpiła pewna zmiana, która zapewne pomogła mu uwolnić się od Sheryl raz na zawsze. Innego wyjścia nie było. – No i masz związane włosy i…- zauważył łańcuszek na jej szyi. – Sheryl?
- Co znowu?- odparła z rozpuszczając długie , ciemne kosmyki. Noszenie ich związanych mogło być przyczyną podejrzeń.
- Od kiedy nosisz cokolwiek na szyi? – spytał wyjmując wisiorek spod jej sweterka. Kiedyś już gdzieś go widział… Mógłby przysiąc.
Nie zdążył dokładniej się przyjrzeć.
- Bezczelność!- krzyknęła oburzona wyrywając mu z dłoni zawieszkę. – Czy kiedykolwiek pozwoliłam ci tego dotykać?! Nie! – dosyć! Przekroczył barierę! – Ty… ty napuszony egoisto! Ty…. Bęcwale! Palancie! Ty…
- Sheryl?- rozległ się nagle czyjś głos. Dziewczyna i James skierowali wzrok na rudowłosą przyjaciółkę.
- Lil! – krzyknął uradowany chłopak.
- Co tu się dzieje?- spytała patrząc karcąco zielonymi oczętami. – Sher nie słyszałam żebyś kiedykolwiek wydarła się na kogoś prócz swego brata. – starała się przekazać Lilian ostatnie wskazówki dotyczące jej zachowania.
- Jasne... Potter jest gorszy od Kravena. I to po stokroć!- brunetka westchnęła odwracając się do nich plecami.- Idę do biblioteki. Cenny czas lepiej poświecić nauce. – ruszyła korytarzami zostawiając ich samym sobie.
Rogacz patrzył za nią długo nie wiedząc co o tym myśleć. Corvin spędzająca wolny czas w bibliotece? I jak go potraktowała? To było bynajmniej dziwaczne.
Odwrócił się i spojrzał na Rudą chcąc spytać się co ugryzło jej koleżankę ale napotkał jej rozżarzone spojrzenie. Nigdy nie patrzyła w ten sposób… Stał tak w milczeniu bojąc się odezwać.
- Jamie? – nagle przerwała ciszę. – Zdawało mi się, że chciałeś porozmawiać. – uśmiechnęła się perliście.
- Jamie?- powtórzył zaskoczony.
- Nie lubisz jak tak się do ciebie mówi? – spytała jakby nigdy nic.
- Nie o to chodzi… Tylko zawsze mówisz do mnie Potter.- posłał jej flirciarski uśmiech. – No ewentualnie James, ale Jamie mówiła zawsze… Sheryl…- powiedział powoli i ostrożnie przypatrując się badawczo Lil. Jej zachowanie wydało mu się inne. Zbyt miła była…
- To co będziemy robić?- rzuciła z entuzjazmem chcąc odwrócić jego uwagę od porównywania stylów swojego i Evans.
- MY? – Rogacz osłupiał.
- To znaczy, że nie chcesz spędzić dzisiejszego wieczoru ze mną? – zrobiła bardzo smutną minę. – Jak nie, to rozumiem.- odwróciła twarz zmuszając się do uronienia łzy. Stosowała ten patent nie raz chcąc coś wymusić na chłopaku. Budziła w nim wtedy wyrzuty sumienia.
- Ale Lily ja bardzo chcę! – powiedział szybko. Taka okazja nie zdarzyła mu się nigdy w życiu! Evans sama do niego przyszła! Ale co mogło wywołać tę zmianę nastroju? Nie obchodziło go to! Był zbyt szczęśliwy samą wizją Lily i jego, a co dopiero mówić o tym, że zechciała spędzić z nim trochę czasu.
- Więc co zrobimy przystojniaku?- mrugnęła do niego.
- Aaaaaa co byś chciała? – spojrzał głęboko w jej oczy. Chciał kolejny raz się w nich zatopić, ale… nie mógł!
- Chcę mieć cię dla siebie.- zbliżyła się nieco chwytając go za dłonie. – Bez ukrywania się…- po raz pierwszy jej się nie opierał. Marzyła o tym odkąd go poznała. Wszystko stało się jak przecudny sen.
Wspólnie usiedli na kanapie w PW. Sheryl wtuliła się w Jamesa szczęśliwa jak nigdy. On także nie narzekał. Wydawało się, iż Lilian nareszcie mu uległa. Sytuacja niecodzienna i wzbudzająca na ogół podejrzenia, ale tak piękna, że z całego serca chciałoby się, aby była prawdziwa. Oboje na pozór mieli właśnie to czego pragnęli tak bardzo…




Syriusz zastanawiał się w jaki sposób mógłby wygrać zakład… W stu procentach był pewien, iż Rogacz przystąpił do działania i nic go nie powstrzyma. Ale jak on przekona Evans? Sam jej nawet nie poderwał! Jest zbyt sceptycznie do nich nastawiona. To byłaby czysta magia gdyby… Właśnie! Żeby wygrać trzeba sięgnąć po magiczne środki…
Black poderwał się z łóżka, gdy usłyszał jak ktoś puka do drzwi dormitorium. Spojrzał szybko na Lunatyka, który czytał jakąś książkę i najwyraźniej także zdziwił się niezapowiedzianą wizytą.
- Na mnie nie patrz. Ja nie spraszałem.- powiedział Remus powracając do lektury.
Łapa z niechęcią powlókł się by wpuścić intruza. A trzeba przyznać, że mu się opłacało, albowiem za drzwiami czekał nie kto inny jak…
- Dorcas?- spytał z niedowierzaniem.
- Przyszłam porozmawiać.- uśmiechnęła się delikatnie.
- No tak…- gestem zaprosił ją do środka nie do końca doinformowany. Co się właściwie stało?
Kiedy dziewczyna usiadła Lupin poczuł się jak piąte koło u wozu. Pewny, iż będą chcieli porozmawiać na osobności zabrał swoja rzeczy, pozdrowił ich i ruszył do biblioteki.
- Dorcas, skarbie, więc o co chodzi?- spytał beztrosko siadając tuż obok niej.
- Przede wszystkim… Dziękuję za te zdjęcie, ale nie wiem skąd je masz. Ono zginęło mi jak miałam z 6 lat! – popatrzyła na niego.
Jakie zdjęcie? O co jej chodzi? Black bał się odezwać.
- A potem jak przeczytałam tę karteczkę… Byłam na ciebie wściekła! No i chyba przyznasz mi trochę racji. Już myślałam, że nie traktujesz mnie poważnie! I… Syriusz…- spojrzała spod kurtyny długich rzęs. – Ja się zgadzam.- spłonęła rumieńcem.
Syriusz siedział otępiały zastanawiając się co teraz zrobić. Cokolwiek chodziło jej po głowie, z pewnością mu wybaczyła, a na tę wiadomość powinien się ucieszyć.
- Dori, słońce to wspaniale!- przytulił ją mocno z nieukrywaną euforią.
- Tylko jedno mnie zastanawia… Czemu posłałeś Pottera zamiast przyjść osobiście?- ich wzrok spotkał się i Łapa zrozumiał… Właśnie James przystąpił do działania… Teraz kolej na jego ruch.


Lily non stop odgarniała z twarzy ciemne kosmyki. Nie mogła się przyzwyczaić! Przeszkadzały w nauce i nie mogła się skupić na żadnej czynności! Nagle dojrzała sylwetkę chłopaka wkraczającego do biblioteki.
- Remus!- powiedziała spokojnie najwyraźniej uszczęśliwiona jego obecnością. – Usiądź ze mną.
- Eeee… No dobra…- Lupin nie ufał Sheryl, chociaż Huncwoci powierzali jej liczne tajemnice, a ona nie wydała dziewczynom jeszcze żadnej.
- Nareszcie ktoś normalny.- westchnęła kiedy zajął krzesło naprzeciw niej.
- No tak… Dziś mamy istny dzień cudów.- wyciągnął na stolik pergamin i starannie go rozłożył.
- Co masz na myśli? – spytała najwyraźniej zaciekawiona.
- Najpierw do Syriusza przyszła Dorcas. Nie wyglądała na zagniewaną. I tylko zszedłem do pokoju wspólnego, a kogo zobaczyłem? Lily i James’a razem. To dopiero cud.- na te słowa dziewczyna kaszlnęła głośno. – Na szczęście nie byli aż tak sobą zajęci żebym nie mógł zabrać Rogaczowi mapy.
- Mapy?- nie odpowiedział za to na jej oczach wymówił formułkę i na pergaminie pojawił się plan Hogwartu. – Mój Boże!- wyszeptała zdając sobie sprawę z tego co widzi.
- Co się stało?- Lunatyk popatrzył podejrzliwie.- przecież nie raz ją widziałaś…
- Tak oczywiście… Nic przecież nie mówię…Oooo! Tu są nawet pozaznaczani ludzie!- nachyliła się nad mapą przyglądając się każdej kropeczce.
- No tak… Sher teraz zobaczymy czy zakochani wciąż siedzą razem…- odszukał PW Gryffindoru i…- A to co?- spytał sam siebie.
- Co się stało?- zdziwiła się Lil sta


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 14:54, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


- Dorcas, skarbie, a nie wiesz może dlaczego Lily tak Nielubi Rogacza?- Black obmyślał cały czas plan wygrania zakładu. Ma tydzień na wymyślenie czegoś i wprowadzenie tego w życie.
- To chyba naturalne!- zaśmiała się blondynka.- On jej spokoju nie daje w bardzo bezczelny sposób. Denerwuje ja sama jego obecność. Cytuję: „Jak takie coś może chodzić po ziemi?!”- od kilku minut chodziła z Syriuszem. A myślała, że nigdy jej o to nie poprosi… Co prawda przez karteczkę to nie to samo co prosto w oczy, ale…
- A nie myślałaś kiedyś… Że oni do siebie po prostu pasują?- miał pomysł, ale potrzebował pomocy.
- Czy ja wiem…- wyobraziła sobie swoją przyjaciółkę i szkolnego łobuza razem… Wspaniale byłoby, gdyby obie miały za chłopaków Huncwotów… Z drugiej strony przed oczyma miała rudą dziewczynę o ognistym temperamencie i nadzwyczaj bezczelnego i pewnego siebie chłopaka. Tak… Potter z całkowita pewnością nie bał się dyskutować na wszystkie tematy z kim popadnie. Ale kto jak nie on wybronił siebie i Rudą od szlabanu kiedy McGonagall nakryła ich w tej nieszczęsnej komórce? „Proszę panią, ale w regulaminie szkoły nie ma zakazu całowania się w schowkach na miotły.” i ten huncwocki uśmieszek. No tak… czasem się przydaje… Ale Lil zjadłaby go w pierwszej minucie związku. W nerwicę by popadł po pewnym czasie.. Chociaż… Tyle już wytrzymał kiedy na niego wrzeszczała, ośmieszała… Szybciej to ona wpadłaby w nerwicę. Nie wytrzymałaby nerwowo z nim. – Ja myślę, że lepiej jest tak jak jest… Dla ich własnego dobra….
- A ja się z tym nie zgadzam. – uśmiechnął się. – Oni potrzebują tylko odrobiny pomocy z naszej strony.
- Do miłości jej nie zmusisz.- westchnęła Meadows.- A jak zaczniesz się bawić w swatkę to tylko niepotrzebnie nerwy stracisz.- jednak wiedziała już, że zbyt mu na tym zależy. Zapewne to teraz jego cel, ale lepsze to niż podrywanie innych dziewczyn.
- Wiem, że nie istnieją ludzkie sposoby na przekonanie Evans… Ale od czego są te magiczne…- objął ramieniem Dorcas, która pobladła.
- Nie chcesz chyba rzucić na nią czaru czy … Mam na myśli, że to byłoby podłe.- popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Ech, ale to jedyny sposób. Uwarzylibyśmy eliksir miłosny i podali go Lilce bez wiedzy James’a. Wtedy oboje byliby szczęśliwi…- uśmiechnął się lekko.
- Nie powinniśmy w to ingerować!- zaprzeczyła ostro. – Znasz historię Tristana i Izoldy?- spytała przypominając sobie słowa zielonookiej wypowiedziane kilka lat temu.
- Tak… Matka Izoldy była czarodziejką, słynęła z licznych eliksirów uzdrawiających. Podała córce eliksir miłosny, który Izolda miała wypić na współ ze swoim przyszłym mężem. Nieszczęśliwie wypiła go z Tristanem… No i połączyli się wielką miłością! Dlaczego tak nie mogłoby być z naszymi przyjaciółmi?- z pewnością ją przekona… Musi się zgodzić…
- Tak. Miłowali się! Ale należy dodać, że na koniec oboje zginęli!- odwróciła się zakładając ręce. Nie mogła uwierzyć, że on chce zrobić coś takiego! Jak śmiał zwracać się do niej z tym planem?!
- Dorcas… Słońce… Ja chciałem tylko żebyś mi uwarzyła ten napój. Do reszty nie musisz się mieszać. – przyciągnął ją do siebie.
- Co ty z tego będziesz miał?- spytała patrząc w niebieskie oczy pełne dumy.
- Świadomość, że mój przyjaciel jest szczęśliwy z dziewczyną, którą kocha… Obiecaj mi… że się zastanowisz.- pocałował ją lekko w usta. Jak mogłaby mu odmówić?
Dori zastanawiała się. Może miał rację…. Uprzedzenie Lil do James’a było zbyt wielkie, aby kiedykolwiek zdecydowała się dać mu szansę. A według całej trójki dziewcząt powinna.
- Pomogłabym ci… Ale eliksiry to specjalność Lily. – spuściła smutno twarz. – Nikt inny nie waży skomplikowanych eliksirów. Tylko ona. Ma teczkę, w której kolekcjonuje fiolki z różnymi eliksirami. To jej mała pasja… - przypomniało jej się jak Ruda zakładała swoją kolekcję. Na początku mieściła się w kieszeni, a teraz?
- Dorcas! A nie pomyślałaś, że ona ma już tam eliksir miłosny? – Black ożywił się nagle. Sprawa wydała się tym bardziej prosta.
- Zapewne ma. – uśmiechnęła się lekko. – Doprawdy mało jej brakuje w tym zbiorze.
- Więc go ukradnij!




Lily wpadła do dormitorium i od razu zauważyła Jasmine czytającą książkę. Ruda szybko zwróciła na siebie uwagę miedzy innymi przez to, że oddychała głęboko po biegu i śmiała się głośno sama do siebie z własnej głupoty.
Jas patrzyła na Sheryl w niemym zdziwieniu. Otworzyła już usta…
- Nawet nie pytaj.- odpowiedziała brunetka i niemalże w tym samym momencie do pomieszczenia wpadł Rogacz. Evans natychmiast się opanowała.
- Sheryl co się stało?- podszedł chwytając ją za ramiona, ale wyrwała się. – Cały dzień jesteś jakaś dziwna. – znów rzucił mu się w oczy łańcuszek na jej szyi. Po tym co usłyszałam od Remusa był niemalże w stu procentach pewien swego… Z jednej strony poczuł się urażony, bo prawdopodobnie bawią się właśnie jego kosztem, ale po dłuższym zastanowieniu… Muszą udawać, więc on może także na tym skorzystać…
Wtedy wpadła Sheryl a tuż za nią Lupin.
- Jamie dlaczego mnie zostawiłeś?- popatrzyła z wyrzutem w jego oczy. – Zawsze myślałam, że ci na mnie zależy, a jak raz chciałam ci dać szansę to ty tak się zachowujesz!
James nie do końca był pewny czy miał rację. Jeśli Lilian jest prawdziwa? A on teraz z niej zrezygnuje? To byłoby największe głupstwo!
- Bo mi zależy. Tylko…- zerknął w oczy Sheryl, w których odbijały się niezwykłe iskry. I tak zawsze ryzykował! Podszedł bliżej brunetki, a w jej oczach odbiło się zaskoczenie na wpół z przerażeniem. – Boisz się mnie?- wyszeptał do niej głębokim tonem.
- Nie powinieneś iść teraz z nią.- Lilian oddychając głęboko unikała jego spojrzenia. Czyżby przejrzał ich plan?
- Nie teraz…- zbliżał się… A co zrobiłaby Sheryl? Musiała grać rolę swojej przyjaciółki. Corvin pewnie wcale by się nie wzbraniała… Czy ona też powinna tak postąpić? Nie mogła! Spojrzała w jego oczy i dostrzegła łobuzerskie iskierki. On wiedział!
- James nie!- odeszła od niego.
- A niby to dlaczego Sher?- uśmiechnął się.- Przecież zawsze tego chciałaś.
- Za kogo ty się masz?- odezwała się rudowłosa.- Myślisz, że możesz mieć nas obie?
- No tak… - cała sytuacja niezwykle go bawiła. – Wczoraj wystarczyłaby mi jedna, ale dziś chcę obie.- zaśmiał się.
Elvin obserwowała to z otwartymi ustami. Nie rozumiała ani słowa. Kiedy Remus usiadł obok niej spytała go po cichu o co w tym wszystkim chodzi, ale ten tylko uciszył ją i kazał przysłuchiwać się. Mimo wszystko ciekawiło ją jak się to zakończy.
- Jamie…- nagle w głowie Sheryl pojawiła się szatańska myśl. – A gdybyśmy ci kazały podjąć decyzję?
- To znaczy wybrać tylko jedną?- zaczynało robić się co raz ciekawiej…
- Tak!- Sher potrząsnęła głową z czerwonymi kosmykami.
- Zgoda!- Rogacz uśmiechnął się łobuzersko. – A mogę wam zadawać pytania lub sprawdzić zanim podejmę decyzję?
-Nie!- krzyknęła Lil.
- Tak!- uciszyła ją Corvin.- Oczywiście, że tak. Możesz zrobić cokolwiek jeśli pomoże ci to zdecydować.
- Cokolwiek… - w jego oczach zawitał ten niebezpieczny blask, którego Evans tak nie lubiła. Z przestrachem patrzyła jak podchodzi do przyjaciółki, która miała jej wygląd i przyciąga ją do siebie. Patrzyła jak ona obejmuje go i jak złączają się w pocałunku. I wszystko zaczęło w niej drgać. Drugi raz dzisiaj. Odwróciła twarz żeby na to nie patrzeć. Czemu tak reagowała? Był nikim dla niej, a przejmowała się taką błahostką.
- Sheryl?- podniosła głowę pamiętając, że dziś tak na nią wołają. Naprzeciwko stał Potter wpatrując się z tymi brązowiutkimi oczkami, które bardzo przypominały jej jelenia… Jak on go nazwał? Rogaczem…. – Teraz twoja kolej. – uśmiechnął się kiedy na jej twarzy pojawiło się zdziwienie.
- Ale ja nie chcę.- starała się zachować spokój. Remus cicho chichotał, a Jas najwyraźniej zszokowała jej wypowiedź.
- Nie masz wyboru!- podniósł jedna brew w wyrazie triumfu.
- Jamesie Potterze! Nie możesz mnie zmusić!- krzyknęła z furią.
- Nie moja droga. – teraz nie miał już żadnych wątpliwości. – Ty nie możesz mnie zatrzymać. – przyciągnął ją w ten sam sposób w jaki przed chwilą przyciągał jej koleżankę. Pocałował… Po co to wszystko? Więc jak łatwo się domyślić Huncwoci mieli swoje sposoby na zdobywanie pewnych rzeczy. James i Syriusz już w klasie pierwszej w doskonały sposób, z małą pomocą Mundungusa, opanowali sztukę wyciągania małych przedmiotów z kieszeni. Wystarczyło odwrócić tylko uwagę okradanej osoby… A tu to była najprostsza z możliwych rzeczy. Dziewczyna sama walczyła ze sobą, żeby go nie odepchnąć i nie wydać się.
Oderwał się po chwili.
- I co?- Sheryl patrzyła. I tak wygrała. Jeśli powie, że wybrał Lily to przecież ona ma jej ciało, a jeśli wybierze ją to wybiera jej charakter. Wszystko przemyślała.
James spojrzał chytrze na zegarek. Za pięć minut minie równo godzina od czasu kiedy Sheryl łyknęła coś z tej swojej buteleczki.
- Jednakowoż mam chyba kilka minut do zastanowienia. Cierpliwość jest cnotą.- usiadł spokojnie przyglądając się im obu i oczekując jakichkolwiek zmian.
Lily westchnęła ciężko. Nagle poczuła się dziwnie i uzmysłowiła sobie, że zapomniała zażyć eliksiru! Szybko sięgnęła do kieszeni i… Nie ma! Omiotła przerażonym wzrokiem pokój. Zatrzymała wzrok na Rogaczu, który podrzucał w ręku buteleczkę.
- Tego szukasz?- spytał z niezwykła bezczelnością.
- Złodziej!- krzyknęła osuwając się na ziemię. W jednej chwili znalazł się przy niej. I zauważyła jak włosy na powrót stają się rude. Jak dobrze się z tym poczuła! Jednak najgorsze były te mdłości… Podniosła głowę i zauważyła jak Remus pomaga wstać Sheryl. Teraz już prawdziwej Sheryl…
Potter chwycił Evans i podniósł ją pilnując, by nie straciła równowagi.
- Dobrze się czujecie?- Lupin zerknął na nie podejrzliwie.
- Co wyście wyprawiały?!- Jasmine zeskoczyła z łóżka gotowa dać im wykład. – Czy pomyślałyście co mogłoby się stać?!
- Jas nie teraz…- Lil nie miała zamiaru wysłuchiwać kazań. Czuła się głupio. Tak dały się wkopać! Zdradziły się!
- To nie miało tak być.- Sheryl zaczęła, a na jej czole pojawiła się malutka zmarszczka.
- Co wy sobie myślałyście? Że nie zauważę żadnej różnicy?!- Ruda jeden z nielicznych razy widziała teraz jak Potter podnosi głos. Kiedy się kłócił z Łapą, albo Ślizgonami owszem- to było normalne, ale nigdy nie zwracał się tak do niej, albo do którejś z dziewcząt. – Jakimiś głupimi sztuczkami chciałyście mnie oszukać?! Przykro mi! Nie udało wam się!- rzucił im resztki eliksiru.
Wyrzuty sumienia z powodu James’a… To niezwykle żenujące. Nie chciała się z tym pogodzić… Nie potrafiła… A jednak.
- A kiedy zacząłeś się domyślać? – Corvin wciąż ubolewała nad utraconym szczęściem.
- Sher! Nie było trudno się domyślić! Żadna z nas nie potrafi udawać drugiej. Jesteśmy różne…- Lil wtrąciła się nagle chcąc się jakoś usprawiedliwić, albo chociaż … Sama nie wiedziała czego chce!
- Ale nie brakowało mnie nic do bycia tobą! Dlaczego on to przerwał?!- obie zaczęły podnosić na siebie głos.
- Najwyraźniej skoro przerwał to czegoś ci brakowało!
- Ciekawe czego?!
- Może nie zależy mu tylko na wyglądzie, ale także na charakterze?! – James zaciekawił się nagle. Dyskusja stawała się interesująca i dotyczyła go. Poza tym słuchał Remus i Jasmine…
- Tak?! Masz na myśli twój wygląd i mój charakter?!- brunetka dumnie odrzuciła włosy.
- Nie! Raczej mój wygląd i MÓJ charakter!- złość przeradzała się powoli we wściekłość, a ta w furię.
- No, no, no! I kto tu jest próżny?! Niby to dlaczego chciałby mieć tylko twoje cechy! Wyraźnie mówił dziś, że chciałby obie! – patrzyły na siebie z niechęcią i oburzeniem.
- A może to dlatego, że mnie kocha?! Wiesz to takie uczucie jest, że się uwielbia i wady i zalety jakiejś osoby!- nagle zapadła cisza. Nie wierzyła, iż powiedziała coś takiego. Przesadziła grubo!
- No Lily przynajmniej wyciągnęłaś jakieś właściwe wnioski z tej całej zabawy!- stwierdził z sarkazmem Potter, a ona obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem.
Sheryl odwróciła się plecami obrażona, James wściekły za coś czego nie była pomysłodawcą, Remus i Jas patrzyli na nich tępo.
- Ja mam na dzisiaj dosyć kłótni. – powiedziała już spokojniej wyciągając płaszcz i swój pamiętnik. – Z góry mówię dobranoc!- wyszła trzaskając drzwiami.
W dormitorium dalej panowała cisza. Nagle Lupin chrząknął głośno.
- Rogaczu… To nie było rozsądne posunięcie. I tak po …- spojrzał na zegarek. Rekordowa wściekłość James’a na Lily wynosiła 5 sekund, to tyle ile przeciętnie zajmowało jej obrażanie go. Wybaczał jej bardzo szybko. -.. góra 20 minutach ci przejdzie. A tak odniosłem wrażenie, że zdenerwowała się jeszcze bardziej.
I rzeczywiście, po niespełna minucie Rogacz miał ochotę pobiec i ją przeprosić. Wiedział, gdzie była, kiedy brała pamiętnik…
- On nie musi się nią przejmować!- prychnęła pogardliwie Corvin.- Prawda Jamie?
- Jesteś tak samo winna jak ona.- odparł szorstko. – Idę stąd!- ruszył ku drzwiom i ponownie dało się słyszeć trzaśnięcie. Po chwili James’a nie było….
- Eeeee….- Remus speszył się odrobinę.- To ja też pójdę, bo tego… trzeba będzie go jakoś uspokoić zanim zdemoluje nam dormitorium.- uśmiechnął się serdecznie patrząc na Elvin, która także się uśmiechała.- Dobranoc.
- Dobranoc…- Jas patrzyła za nim jak wychodził… Nareszcie czuła, że coś się układa. Z chęcią pogrążyłaby się w marzeniach, gdyby nie wściekła mina Sheryl. – Co?- spytała.
- Nie ważne!- brunetka pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Sher w twoim przypadku stwierdzenie, że złość piękności szkodzi działa niemalże dosłownie. – ziewnęła przeciągle Jas.
- To naturalne! Na każdą wilę tak działa!- opadła na swoje łóżko i wtuliła się w poduszkę. – I tak będzie mój…- stwierdziła z zawziętością nieznaną dotąd jej samej. – Zrobię wszystko….


Wróciła do swojego dormitorium i zauważyła, że nikt jeszcze nie śpi. Na dodatek atmosfera była dość nerwowa… Sheryl czesała włosy z wielkim zamyśleniem dając wszystkim jasno do zrozumienia, że nie ma nic do powiedzenia, Jasmine siedziała przenosząc wzrok z Lily na Sher i z Sher na Lily zupełnie jakby spodziewała się wybuchu wulkanu, a Ruda przeglądała swój pamiętnik.
- Co tu się stało?- spytała ostrożnie, aby przypadkiem nie oberwać na pierwszej linii frontu.
- Ooo! Dorcas, gdzieś ty była? – Corvin spytała swoim najsłodszym tonem. Używała go tylko w skrajnych przypadkach.
- U chłopaków w dormitorium…-Dori obserwowała Lil, która zamknęła swoja księgę sekretów. Zielonooka powoli wstała i wyszła na środek pokoju patrząc wściekle na Sheryl.
- Jak miło. Słyszałyście? Meadows pewnie znów zeszła się z…- nagle dłoń Lily wylądowała na gładkim policzku Sher z takim impetem, że pozostałe dwie dziewczyny podskoczyły.
- Jak jesteś zła na mnie, to nie wyżywaj się na nich!- warknęła Evans na zaskoczoną brunetkę. – Pogodziłaś się z Syriuszem?- spytała przyjaciółki teraz już ze zwykłym uśmiechem.
- Tak. Przeprosił mnie, ale co się….
- Świetnie! Opowiedz mi wszystko, bo muszę odwrócić swoją uwagę od niej.- wskazała Corvin. Ostatecznie obie były dla siebie opryskliwe i wredne. Żadna nie dała rady wytrzymać obecności drugiej.
- Ja także byłabym rada gdyby ta szlama zeszła mi z oczu!- chcąc odwdzięczyć się za uderzenie posłużyła się chwytem poniżej pasa. Nagle zrobiło się cicho. Jas popatrzyła na Sher z wyrzutem. Dziewczyna westchnęła ciężko świadoma, iż tym razem posunęła się za daleko.- Dobra, nie powinnam była…
- Daj mi teraz spokój!- zielonooka pomachała z niedowierzaniem głową i zbiegła do PW. Wściekła na cały świat! Dawno się tak nie czuła… Eksperyment miał je do siebie zbliżyć, a je poróżnił! I pozwoliły na to! Na domiar złego Potter się obraził, bo pomyślał, ze zrobiły to tylko i wyłącznie ze względu na niego! W takiej sytuacji najłatwiej byłoby schować głowę w ramionach i rozpłakać się! Lily była tego bliska… Jakże mało brakowało….
- Lil?- usłyszała zatroskany głos swojej najlepszej przyjaciółki. – Wszystko dobrze?- nie! Nie było dobrze.
- Oh Dorcas!- wtuliła się w nią i pozwoliła uciec całemu swojemu żalowi kiedy opowiadała wydarzenia ostatnich kilku godzin. Dori wysłuchała jej cierpliwie gładząc włosy w czuły sposób niemalże matczyny.
- Lilcia… Ten pomysł nie był najlepszy, ale innego nie miałyście. Więc to powinnaś wybaczyć Sheryl. Poza tym znasz ja doskonale. I tak spędziłaby cały czas z James’em. Powinnaś wyciągnąć wnioski, przeprosić Rogacza i pogodzić się z Sher…- podsumowała wszystko spokojnie Dor. Zawsze służyła obiektywną radą, za to sobie nie potrafiła mądrze doradzić.
- Miałabym przeprosić JEGO? – spytała z niedowierzaniem Evans.- Dori czy ty wiesz co by się wtedy działo? – wyobraziła sobie jego triumfalna minę, kiedy tłumaczy mu się i przeprasza ze skruszoną miną. – Nigdy!
- Lily posłuchaj… - chwyciła ja za ramię. – Jesteś jeszcze zła, ale jutro pomyślisz o tym spokojniej i dojdziesz do wniosku, że mam rację. Pierwszy raz ty zawiniłaś nie on. Wiem, że ciężko ci to przyznać, ale to niestety prawda…- popatrzyły sobie w oczy.
- Dorcas ja wiem, że masz rację, ale ja nie umiem… nie potrafię go przepraszać.- wzdrygnęła się.
- Jak znam życie to pewnie tego nie zrobisz…- Meadows stwierdziła nie mogąc nawet wyobrazić sobie skruszonej Lilian przed James’em. – Wracajmy na górę.
- Idź sama… Ja chcę jeszcze tu posiedzieć…- Ruda skuliła się na kanapie.
- Zostać z tobą?- blondynka pochyliła się próbując spojrzeć jej w twarz.
- Nie.
- Jesteś pewna?
- Tak… Idź już, bo się nie wyśpisz!- uśmiechnęła się do niej serdecznie tym samym zachęcając ją do opuszczenia pokoju. W chwilkę potem została sama… Z błyszczącymi oczyma, w których odbijały się iskry z kominka….





- Cholera!- tym razem poleciała cała szafka stojąca przy łóżku.
- Ekhem…- odkaszlnął Syriusz. – Może łaskawie wytłumaczysz mi co się stało zanim przerzucisz się na MOJE rzeczy?!- Black powoli tracił cierpliwość.
- Łapo nie teraz…- Remus uspokoił go nie spuszczając z oka miotającego się Rogacza.
- Jak nie teraz? To niby kiedy? On rozwalił już swoją szafkę, a w dormitorium zostały jeszcze 3!! – odparł poirytowanym szeptem. – Myślisz, że je tak zostawi?- oboje zerknęli na Pottera. Remus wiedział co się stało i szczerze mu współczuł choć nie musiał unosić się honorem i obrażać to jednak trudno mu było nie przyznać racji.
W tym czasie James po części zły Lily, a po części na siebie szukał ujścia agresji. Niewielka ulgę sprawiło mu roztrzaskanie jakiegoś lipnego mebelka. Dzikim wzrokiem rozejrzał się po pokoju. W całym bałaganie mógł dostrzec tylko szafki nocne. Łakomie zatrzymał się przy łóżku Glizdogona…
- James nie…- za późno! Lupin nie zdążył nawet dokończyć zdania, bo Rogacz wziął się za demolowanie!
- Dosyć tego!- Syriusz złapał go za ramię odciągając od tego wszystkiego.
- Puść mnie!- krzyknął wściekły Potter.
- Puszczę jak się uspokoisz! – wycedził przez zęby Black. – Dlaczego musisz niszczyć własność prywatną?! Idź na korytarz! Wysadź coś w powietrze, ochłoń i wróć jak normalny czarodziej!- okularnik usiadł już nieco spokojniej. – A teraz co się stało?
- Nic kurw…cze. – odparł opanowując się, by nie zacząć rzucać przekleństwami.
- Jak nic?- Łapa obserwował go czujnym spojrzeniem.- To co cię tak wyprowadziło z równowagi?
- Nie ważne! Nie chce mi się o tym gadać. – odwrócił twarz wciąż wściekły.
- No jasne! Lepiej zniszczyć wszystko dookoła! Ale jak chcesz. Więc ja zmieniam temat…- Syriusz znał swojego przyjaciela i był pewien, iż odrobina prowokacji tylko pomoże mu się wygadać…
James rzucił gniewnym wzrokiem na Blacka. Zamiast redukować agresję powiększał ja i akumulował w sobie. Jeszcze trochę o skupi ją na tym brunecie z naprzeciwka….
- Świetny miałeś ten pomysł żeby dać Dorcas małą roślinkę. A ta karteczka co jej napisałeś była genialna! Szkoda, że nie pomyślałeś, że ja nie będę mógł chodzić z nią nawet tygodnia!
- I co z tego…- Rogacz uśmiechnął się triumfalnie. Satysfakcję sprawiało mu, że ktoś jeszcze jest zły i choć odrobinę rozżalony. – Wszystkie chwyty dozwolone… Taka była umowa… Ja wygrałem!
- Nie nie nie! – Black odwzajemnił uśmiech.- Bo widzisz… Mam całe 6 dni na skołowanie eliksiru miłosnego lub rzucenie na nią jakiegoś zaklęcia!- zaśmiał się podle.
- Nie zrobiłbyś tego!- Potter patrzył zaskoczony na kumpla.
- Założymy się?- spytał z przekąsem.
- Nie możesz tego zrobić!- James wstał wściekły.
- A właśnie, że mogę, wszystkie chwyty dozwolone… Czyżbyś powoli zapominał o własnych warunkach. – James czuł, że nie może na to pozwolić mimo wszystko! Co go obchodzi jakiś głupi zakład jeśli on chce sięgnąć po takie środki?!
- Ale…- zastanowił się chwilkę czy, aby powinien to mówić.- Ja się dziś pokłóciłem z nią i… I nie chcę jej już! – stwierdził zdecydowanie z bólem w sercu. Nawet nie dał rady kłamać w ten sposób.
- Nie kituj stary!- Black zerkał ostrożnie najwidoczniej nie do końca pewny tego co powiedział przyjaciel. – To jak ja mam wygrać ten zakład?! Jak ty zmieniasz sobie nagle dziewczynę! Po 5 latach?!- krzyknął mu prosto w twarz.
- Ty wygrałeś!- stwierdził Rogaś. – Niech będzie, że ja przegrałem. Masz Dorcas, masz wygraną… Czego więcej chcesz? – spojrzał w błękitne oczy Łapy. Syriusz jednak zdał sobie sprawę z czegoś ważnego. Musiał mieć poważny powód, żeby raz: skłamać, a dwa: przegrać zakład. I zrobiło mu się przykro, iż dodatkowo go denerwuje próbując wyciągnąć liche informacje, które wcześniej czy później do niego dotrą.
- Chcę żebyś przestał się już denerwować.- poklepał go po ramieniu w pocieszający sposób. – Gdzie ten twój wredny uśmiech?- zaczął się martwić, ale tym razem nie o pokój, ale przyjaciela…
- Nie teraz Łapo…- westchnął głęboko. – Muszę nad tym pomyśleć sam. A uważam, że Lunatyk i tak ci wszystko opowie…- wszyscy zwrócili nagle uwagę na zakłopotanego sytuacją Remusa.
- Eeee… A jaki zakład był tym razem?- z entuzjazmem próbował zmienić temat.
- Jakby co to będę siedział w pokoju wspólnym…- ze spuszczoną głową Potter zamknął za sobą drzwi.
Syriusz zamrugał kilkakrotnie jakby nie mogąc w to uwierzyć. Następnie przeniósł wzrok na Lupina.
- Co go ugryzło?



Dorcas usiadła obok Sher, która wpatrywała się tępo w jeden punkt z wielka nienawiścią.
- Moja droga musisz się opanować… - pokręciła głową.
- Nic nie muszę! Dla Evans to można wszystko!- prychnęła z pogardą.
Dori westchnęła głęboko. Tak… Pogodzenie ich będzie o wiele gorsze niż cokolwiek innego…
- Poniosło was obie. Jesteście przyjaciółkami…
- Przyjaciółkami?! PRZYJACIÓŁKAMI?!- Corvin zaśmiała się perfidnie. – Po tym co się działo już nimi nie jesteśmy!
- Nie zrywa się przyjaźni… Ja jestem pewna, że Lil cię będzie chciała przeprosić… Ona ma taki charakter… Przemyśli wszystko, a potem będzie chciała się pogodzić. – Meadows uśmiechnęła się pocieszająco i z nadzieją.
- Ale ja się nie będę chciała pogodzić!- brunetka odwróciła twarz w wyrazie urażenia.
- Świetnie! Tym samym stracisz jakiekolwiek poparcie u James’a…- Dorcas wiedziała, że istnieją sposoby na przekonanie każdego. Nie cieszyła się uciekając do tych najgorszych metod. A zrobi to jeszcze raz jutrzejszego dnia…
- Nie stracę!- prychnęła Sheryl. – On jest obrażony tak samo na mnie i tak samo na Lily!- przypomniała sobie jak się wściekł… Nie chciała go zdenerwować, ale zrobiła wszystko co możliwe, aby plan był idealny… Czy na pewno?
- Sher zastanów się. W głębi serca doskonale wiesz, że on chce Lilian i żadnej innej. Komu szybciej wybaczy? Jej czy tobie? – nie odpowiedziała. Te słowa w ustach przyjaciółki nieco ją przeraziły. Zdawała sobie z tego sprawę w pewnym stopniu, ale nigdy tak do końca. – I na kogo wtedy przeniesie całą swoją złość jeśli się dowie, że Ruda wyciągnęła rękę na zgodę, a ty ją odtrąciłaś?- odpowiedź wydawała się oczywista. Wzrok błękitnookich dziewcząt spotkał się na chwilę. I Dor wiedziała już, że jej się powiodło…


James zszedł po schodach do ciemnego PW… No nie całkiem ciemnego. Wciąż jeszcze tlił się ogień w kominku... Opadł na fotel i przymknął oczy… I pomyśleć, że Syriusz chciał użyć magicznego sposobu, aby wygrać ten zakład! Już wolał go przegrać i skłamać niż skrzywdzić w taki sposób Lily. Mimo, że ona i Sheryl tak się dziś zabawiły jego kosztem…
Po kilku minutach odpoczynku dostrzegł jak iskierki w kominku przygasają. Z ociąganiem podszedł podłożyć trochę drewna. Ziewnął przeciągle i wrócił na fotel… Rozejrzał się leniwie po pokoju… i… Nie był sam! Na kanapie leżała dziewczyna… Zaskoczony zbliżył się nieco i poznał w niej swoją rudowłosą piękność. I ożyła w nim złość połączona na wpół z żalem, a na w pół ze smutkiem… Jak bardzo nie chciał się na nią wściekać. Tak słodko wyglądała we śnie kiedy kosmyki włosów opadały jej na twarz. Oddychała głęboko i jednostajnie pogrążona w krainie sennych marzeń. Delikatnie ogarnął jej kosmyki z twarzy. Na chwilkę wstrzymała oddech, przypominając mu jak kiedyś skradając się wybudził ją. Wtedy także na pewien moment przestała dawać znaki życia, a potem otworzyła oczy i zwrzeszczała go jak nigdy.
Uśmiechnął się sam do siebie i nie był do końca pewny czy chciałby, by teraz spojrzała na niego swoimi zielonymi tęczówkami. Ale ona nie podniosła powiek. Znów zaczęła spokojnie oddychać. Rogacz westchnął głęboko czy to z ulgi czy to z zawodu. Sam dokładnie nie mógł określić. Wyczarował ciepły koc.
- Lily, jak mogłaś być tak głupiutka, aby myśleć, że nie zauważę różnicy…- powiedział szeptem, nakrywając ją kocem. Jeszcze raz zerknął na jej twarz z utęsknieniem. Ostrożnie i z niezwykłą czułością pocałował ją w czoło. Powoli odwrócił się zmierzając ku dormitorium.
- Wcale nie chodziło o to, aby cię oszukać…- zamarł słysząc zaspany głos zza swoich pleców. Zwinnie obrócił się i zauważył, iż Ruda wciąż ma zamknięte oczy, ale przestała wydawać równe oddechy. – Nie miałam zamiaru cię urazić. To wszystko miało być inaczej…- dziewczyna powoli otworzyła zmęczone oczy, ale mimo wszystko błyszczały jej i lśniły.
- Taaaa? To o co niby chodziło? Wytłumaczysz mi łaskawie?- w jednej chwili zdążył przywołać oschły ton głosu. Za późno spostrzegł się, że robi jej tym przykrość. Mimo wszystko nie potrafił podejść i powiedzieć „już po sprawie” i zachowywać się jak zwykle.
- James nie chodziło wcale o ciebie! Miałyśmy się zamienić, żeby lepiej się poznać! I przyznam… powinnam była przewidzieć, że Sheryl z tego skorzysta…- westchnęła smutno przypominając sobie słowa Dorcas. Nawet na nią nie patrzył. Stał tak naprzeciwko z wzrokiem w bitym gdzieś obok. Jakby niecierpliwiła go cała ta gadka. – I może niewiele to dla ciebie znaczy, ale coś zrozumiałam. Chodź miałam niby dzień wolny od wkurzającego Pottera to nie był on taki wspaniały… Brakowało mi twoich irytujących tekstów i strasznie męczyła świadomość, że gdzieś tam jesteś z Corvin i myślisz, że to ja…
- Czyli nie można mi mieć innych dziewczyn, bo będziesz zazdrosna, ale sama też mnie nie chcesz?- prychnął wściekle.
- Nie! Ja nie byłam zazdrosna! I nie to miałam na myśli!- szybko zaczęła zaprzeczać. Z trudem powstrzymywała się od złości.– Po prostu… Przyzwyczaiłam się. Wbrew pozorom zdążyłeś mnie przyzwyczaić.- uśmiechnęła się lekko. – Stałeś się codziennością i odkryłam, iż czas spędzony spokojnie, bez twojej denerwującej osoby, jest bynajmniej nudny… - podkurczyła pod siebie nogi i usiadła zajmując jak najmniej miejsca.
Te słowa nie miały dla niego najmniejszego sensu, ale… Zmusiła go do zastanowienia się. Jak to miał w zwyczaju wszystko dopasowywał pod własne plany. Więc Lilian jest zazdrosna, ale nie chce się przyznać, tęskniła za nim i właśnie to próbowała powiedzieć… Czy nie na to czekał? Oczami wyobraźni widział jak spędzają razem dzień… A potem następny, i następny…. Sam nie wiedział, że zaczął się uśmiechać. Złość przeszła mu w jednym momencie.
- Przepraszam cię za to co zrobiłam…- wydawało się jej, że nie będzie musiała tych słów wypowiadać nigdy. – Czy kiedyś zdołasz… zdołasz mi to zapomnieć?- ubierała to w słowa najlepiej jak potrafiła unikając niektórych takich jak ”wybaczyć” …
Potter usiadł obok niej patrząc ckliwie na jej twarz.
- Lily… Nawet jakbym bardzo chciał to nie potrafię się na ciebie wściekać. Jeden twój uśmiech, a nie umiem nad sobą zapanować. I na dodatek mnie przepraszasz! To jest już zbyt wiele cudów jak na jeden dzień.
- To znaczy, że…?- chciała mieć tę pewność. Nie rozumiała czemu jej na tym zależało, ale czuła, iż musi…
- Że się nie gniewam głuptasie.- odparł ze swym zwykłym huncwockim uśmiechem. Evans w pierwszej chwili poczuła ulgę, która zmieniła się w niepohamowaną radość. Miała ochotę obudzić wszystkich i zacząć cieszyć się w hałasie i gwarze.
- Cudownie!- krzyknęła rzucając mu się na szyję nie zdając sobie sprawy z własnego szaleństwa.
- Ja też uważam, że to wspaniale!- powiedział przyciskając ją do siebie. Ruda sama się przytula, czyżby kolejny cud?
- Dobra już starczy.- nagle zauważyła, że nie powinna tak reagować. – James powiedziałam dość!- powtórzyła z lekkim poirytowaniem, ale chłopak nie puszczał… - Potter!
- No co?- mówił rozbawiony przytulając ją jeszcze mocniej. – Sama wpadłaś w moje ramiona.- zaśmiał się łobuzersko.
- Bo mnie udusisz!- pisnęła nie mogąc złapać oddechu.
- Już dobra.- rozluźnij uścisk wypuszczając ją. Obserwował jak głęboko wdychała powietrze jeszcze przez chwilę. – Mówiłaś, że jestem twoją codziennością…- zastanowił się nagle.
- Tak, ale…- już wiedziała, iż w swojej rozczochranej głowie coś obmyśla…
- Więc z czasem popadniesz w nużącą monotonię. I ja także. – stwierdził z poważną miną.
- No w zasadzie tak, ale…
- Musimy temu zaradzić! – poderwał się nagle jakby wymyślił coś genialnego.
- Nie, nie musimy ponieważ…-Lil starała się powiedzieć coś co zahamowałoby jego tok myślenia lecz ten wciąż jej przerywał.
- Najlepiej będzie jak się umówimy. Mała randka w pokoju życzeń powiedzmy…- uśmiechnął się przysuwając się bliżej niej. – To jak Evans? Umówisz się ze mną?- przeciągnął dłonią po swoich włosach stwarzając jeszcze większy nieład.
- Nie!- odparła szybko pokazując mu język i rzucając w niego jedną z poduszek, którą wcześniej miała pod głową. – Nie popadniemy w monotonię, bo z każdym rokiem robisz się bardziej arogancki i denerwujący. Masz więcej głupich pomysłów, a za dwa lata, łącznie z tym rokiem szkolnym, więcej się nie spotkamy.- zakończyła dobitnie swoją wypowiedź.
- Myślisz, że pozwoliłbym, abyśmy się więcej nie zobaczyli? Nigdy? – zapytał z zaskoczeniem.
- No raczej nie będziesz miał wyboru.- dała mu pstryczka w nos.
- Nic bardziej błędnego. – w jego oczach pojawiły się roześmiane iskierki.- Będziesz musiała gdzieś pracować, żeby zarobić na utrzymanie, a ja już się postaram żebyśmy nawet mieszkali blisko siebie. – oparł się wygodnie.
- To cię zawiodę. Będę mieszkać z rodzicami do czasu aż za mąż nie wyjdę.- zrobiła triumfalną minę.
- A jak wyjdziesz za mąż to co? – spytał z zaciekawieniem.
- To będę mieszkać z nim.- odparła szybko.
- To jeszcze lepiej! Nie będziemy mieszkać obok siebie tylko zamieszkamy razem.- uwielbiał się z nią przekomarzać. Szczególnie kiedy nie wrzeszczała za każde słowo.
- Jakoś mi się nie wydaje żebyśmy mieli zostać małżeństwem- prychnęła zakładając rękę za rękę.
- A tam! Twoje zdanie się nie liczy. – uśmiechnął się wrednie. – Wystarczyłoby uzyskać zgodę rodziców.
- Wredny jesteś! Nie odzywaj się do mnie. – odwróciła głowę w teatralnym geście udając obrażoną.
- No nie… Liluś chyba nie zamierzasz się do mnie nie odzywać. – z jego twarzy nie schodził powalający uśmiech, za którym szalało wiele dziewcząt.
- Nie, wcale!- rzuciła w niego drugą i ostatnia już z zasobów poduszką.
- Ha! Teraz nie masz czym rzucać.- uniósł jedna brew z niezwykła pewnością siebie. – No i nie masz na czym oprzeć głowy.- powiedział niemalże śpiewająco.
- Phi! A od czego są te oparcia?- spytała zgryźliwie.
- One są twarde i niewygodne. – ziewnął przeciągle.
- Powinniśmy wracać do dormitoriów… Ale nie chce mi się stąd ruszać. – przeciągnęła się.
- Zostaje z tobą gdziekolwiek nie pójdziesz. – spojrzeli sobie głęboko w oczy. Ten zielono- migdałowy wzrok znów był głęboki…
- To ja się przeniosę na fotel może…- powoli wyszeptała nieco zmęczona.
- Nie… nie trzeba będzie… - wstał pomagając jej się wygodnie ułożyć i podkładając jej poduszki pod głowę. Sam usiadł na ziemi tuż obok kanapy przypatrując się jak opadają jej powieki zwieńczone firanką rzęs.
- James…- powiedziała cicho. – Siedzisz tak żeby wzbudzić we mnie litość?- nie miała już siły otwierać oczu. Mówiła z przymkniętymi powiekami.
- W pewnym sensie.- zaśmiał się.
- Bo czuje się okropnie. Zupełnie jakbyś z mojej winy siedział na tej zimnej podłodze…- uśmiechnęła się.
- Siedzę tu, bo chcę na ciebie patrzeć. – odparł dotykając lekko jej policzka na co zamrugała oczyma.
- A nie mógłbyś robić tego z czegoś wygodnego? – spytała błagalnie.
- Nie. Byłbym za daleko.- bawiło go, że tak się zaczęła przejmować. Tym bardziej, iż mówiła na wpół przytomnie. Tym razem on myślał trzeźwiej i dawało mu to przewagę.
- Okropny jesteś. – westchnęła otwierając oczy. Zrobiła trochę miejsca obok siebie i spojrzała na Rogacza. – Jak mnie nie zepchniesz to możesz spać tutaj…




Syriusz opowiedział Remusowi o zakładzie, a ten w zamian powiedział wszystko co wiedział na temat zamiany dziewcząt.
- Więc temu się tak wkurzył…- Syriusz zaczął się zastanawiać.
- Każdy by się zdenerwował. No, ale najbardziej mnie zdziwiło, że naskoczył na Lily, chociaż zawsze jej bronił i nawet jak go obrażała nie podniósł na nią głosu. – Lupin przypomniał sobie minę dziewczyn kiedy tamten się wydarł.
- Oni są dla siebie stworzeni…- Black uśmiechnął się.
- No nie wiem… - Lunatyk skrzywił się nieznacznie.
- Wygrałem zakład… Ale dla jego dobra i tak użyje tego eliksiru…- Łapa stwierdził zdecydowanym tonem.
- Syriuszu to nielegalne i byłoby dość wredne.
- On mi za to podziękuje, a ona także. Tworzyliby wspaniałą parę. A z moja pomocą to się uda…
- Nie powinieneś. Zawiódłbyś James’a…- Remus jakoś nie widział uciekania się do sposobów magicznych. Jeśli Evans zechce to kiedyś się z nim umówi. A tak ingeruje w to osoba trzecia.
- Jak nie chcesz mi pomagać to chociaż mnie nie wydaj.- prychnął Black.
- Nie bój się… Nie będę się wtrącać. Ale jeśli Lily kiedykolwiek by się o tym dowiedziała… Znienawidziłaby cię do końca życia. – westchnął głęboko.
- Branoc przyjacielu…- Łapa zakończył rozmowę.
- Dobranoc.



Było ciemno. Siedziała tak przed fiolkami i zastanawiała się czy powinna wziąć ją do reki. Chciała ją ukraść. Zabrać coś Lilce. Pewnie nawet nie zauważyłaby, że jej zniknęła jedna probówka z eliksirem miłosnym. Jednak nie mogła jej tego zrobić. To była walka. Posłuchać ukochanego czy sumienia? Drżącymi dłońmi schowała całe zbiory Lil. Dorcas z ciężkim sercem wróciła do łóżka. Nie potrafiła… nie mogła… Powinna porozmawiać z kimś o tym… Zdecydowanie.
Z tym przeświadczeniem powróciła pod ciepłą kołdrę. Owinęła się szczelnie i zasnęła…




- Co się stało z moją szafką nocną?!- Glizdogona wrzeszczał piskliwym głosem na całe dormitorium nie zważając, iż niektórzy jeszcze śpią.
- Glizdek, cicho!- Syriusz zasłonił się poduchą.
- Jak mam być cicho jak ktoś mi mebel zdemolował!- ledwo powstrzymywał się od płaczu. – I dla James’a też! – wskazał palcem druga rozwaloną szafeczkę.
- Peter! Morda!- wrzasnął podenerwowany Black. Zupełnie nie mógł pojąć jak można mieć tak donośny głos.
- Nie było tu nikogo?! Kto mógł zrobić coś takiego?!- Pettigrew w dalszym ciągu przeżywał stratę cennej rzeczy wypchaną słodyczami. Dlaczego zdecydował się trzymać te wszystkie rezerwy pyszności właśnie tam?!
- To nie był żaden ktoś.- Remus wstał przeciągając się. – Tylko tak zwany rozwścieczony jeleń. – zaśmiał się cicho zakładając spodnie.
- Rozwścieczony jeleń? – zdziwił się mały blondyn. – To zwierzęta też wpuszczają do Hogwartu?!- spytał ze zgrozą.
- Jaaaaasne!- ziewnął Łapa.- Wystarczy spojrzeć na Lunatyka. Jak wilkołaka wpuścili to jelenia tym bardziej.- uśmiechnął się wrednie poprawiając włosy. Ale kiedy zobaczył, że Peter najwidoczniej uwierzył w każde słowo dodał spokojnie:- Oczywiście, że nie ty głąbie. Wysil szare komórki i pomyśl logicznie. O Rogacza chodziło!- stuknął go w czoło.
- Aaaaaa!- i wszystko stało się jasne, a przynajmniej jaśniejsze…- I swoją szafkę też rozwalił?- zajęczał po chwili namysłu.
- No tak! Pokłócił się z dziewczyną…- wyszeptał rozbawiony Black. Kochał denerwować i prowokować ludzi. Szczególnie łatwo było podpuścić Glizdka.
- Moje, biedne, słodkie, kochane… SŁODYCZE!- rzucił się z płaczem na łóżko, które lekko zaskrzypiało pod jego ciężarem.
- Oj nie płacz jak baba. Tylko chodź z nami na śniadanie. – Black przewrócił oczami w niecierpliwością.
- Peter tam też są słodycze, a poza tym za tydzień mamy wypad do Hogsmeade. I czy ty się nie odchudzasz? – nagle przypomniał sobie Lupin.
- Eeee… Nie. Tylko nie mówcie Sheryl!- dodał szybko z przestrachem.
- Dobra, dobra cwaniaczku. A teraz do pokoju wspólnego po Pottera i na wielka salę. – Łapa otworzył szeroko drzwi od dormitorium. Cała trójka zeszła spokojnie po schodach….



- Lilka spała na dole?- zdziwiła się Jasmine.
- Zapewne… - Dorcas zmartwiona swoją słabością bała się komukolwiek spojrzeć w oczy. Nie była świadoma, iż tak bardzo widać po niej jak coś ukrywa.
- OK.! Dori! Gadaj!- rozkazała Sheryl kiedy wszystkie wybierały się na śniadanie.
- Ale co?- spytała niewinnie dziewczyna.
- Ojć, to czego nam jeszcze nie powiedziałaś. – włączyła się Jas.
- Ale…
- Bez żadnego „ale”. Mów!- brunetka popatrzyła na nią zachęcająco. Dorcas spojrzała na jedna i na drugą i doszła do wniosku, iż tym razem dla Evans się nie wygada. Więc komu?
- Dobra, ale ani słowa dla Lil…- zaczęła. Po 5 minutach zdążyła naświetlić im pomysł Syriusza, swój udział w tym i to jak próbowała w nocy zwinąć fiolkę z eliksirem. Po minach przyjaciółek domyśliła się, że nie są zbyt szczęśliwe.
- To by ją unieszczęśliwiło na zawsze…- stwierdziła ostrożnie Elvin. – Byłaby wściekła.
- Chyba, że się o tym nie dowie.- odparła Dor.
- Ja uważam, że Blackowi odbiło. – Jasmine jakoś nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Nawet dla dobra ogółu. Lilian nie uciekła się nigdy w takich sprawach do czarów i one tez nie powinny.
- A ty?- Meadows zwróciła się do Corvin.
- Ja…- dziewczyna czuła jak razem z tym eliksirem odpływa wszelka nadzieja na bycie z Jamie’m . Jeśli Lily kiedykolwiek go pokocha to on świata poza nią nie będzie w stanie zobaczyć. Z radości by oszalał. Gdyby tylko ona mogła mu dać takie szczęście… Zrobiłaby wszystko by go uszczęśliwić, a on chce tylko… - Ja go kocham.- powiedziała głośno ze smutkiem. – I chcę jego szczęścia. Sama mogę zwinąć ten eliksir.- zaoferowała się ku zdziwieniu pozostałych.
- Nie, nie… Porozmawiam o tym z Rudą.- blondynka pokręciła szybko głową.
- Nie chcę się wtrącać, ale.. To czyste samobójstwo!- Jasmine potrząsnęła swoimi uroczymi lokami.
- Muszę spróbować… A teraz na dół!
Zeszły po schodach do PW i miejsca zauważyły 3 chłopaków. Remus i Peter siedzieli w fotelach, a Syriusz klękał przed kanapa i pokładał się ze śmiechu. Poza tym wszyscy, którzy przechodzili na śniadanie z ciekawością i zaskoczeniem wpatrywali się na kanapę.
- Co się dzieje?- spytała Sheryl zmierzając szybkim krokiem do Glizdogona.
- Oooo!- Black zrobił krótka przerwę w wyśmiewaniu się. – Dorcas, skarbie!- ucieszył się na jej widok. Podbiegł do niej nim ona uczyniła kolejny krok. – Mam dla ciebie…- tu powstrzymał śmiech.- niespodziankę! Zamknij oczy…- posłusznie przymknęła powieki nie zwracając uwagi na minę Jas, która z pewnością widziała już co jej powodem tak świetnego nastroju Łapy. Chłopak chwycił Dori za ręce i pociągnął gdzieś na sam środek pomieszczenia. Następnie poczuła jak ciągnie ją w dół, gdzie usiadł na dywanie. Posadził ją sobie na kolanach, przytulił i z rozbawieniem powiedział:- Spójrz teraz przed siebie!
Otworzyła oczy! Pierwszą ważną rzeczą jaką dostrzegła była Evans, śpiąca głęboko jak dziecko. Nie przeszkadzały jej szmery i hałasu, więc musiała wczoraj baaardzo długo sobie tu siedzieć w …eeee… samotności? I tu pojawił się taki malutki szczegół. Ruda spała na samej krawędzi, ale nie spadła. Na dodatek koc nie przykrywał jej całej odsłaniając brzuch, a że spała na boku miało się na niego wspaniały widok. Tym bardziej, iż sweter miała nieco podciągnięty, a dwa na jej delikatnej skórze w okolicach pępka spokojnie spoczywała czyjaś dłoń. Meadows rozwarła usta ze zdziwienia. Nie dało się jednak poznać kto leżał razem z nią, gdyż twarz całkowicie miał zasłoniętą tym nieszczęsnym kocem.
- Boże…- wyszeptała zszokowana Dor. – Tego bym się po niej nie spodziewała. Znalazła pocieszyciela po kłótni z Potterem. – zignorowała kolejny głośny śmiech Syriusza. – Tylko ciekawe kto to?
- Buahahahahaha! Dorcas,- wziął głęboki wdech, aby odrobinę się opanować.- kotku, znam tylko jedna osobę, co jak poczuje na twarzy pierwsze promienie słońca chowa się pod kołdrę.- uspokoił się zupełnie. – Odsłonię ci rąbka tajemnicy. Patrz.- wskazał na kanapę i śpiące na niej osoby. – James, wariacie, pora śniadaniowa! Evans już dawno zeszła na dół!
Nagle spod koca wyłoniła się gwałtownym ruchem rozczochrana głowa Rogacza. Wciąż zmęczony i na wpół przytomny, spojrzał przez przekrzywione okulary. Rozejrzał się po roześmianych już zgromadzonych. Następnie zerknął z satysfakcją na dziewczynę, która wciąż spała tuż obok. Wymamrotał cos pod nosem w stylu „bardzo śmieszne” i znów schował się bezpiecznie od słońca.
Śmiali się niemalże wszyscy prócz dwóch osób. Dorcas i Sheryl. Meadows zaczęła na poważnie się zastanawiać czy oby jej wspaniały chłopak nie zdążył użyć jakiegoś zaklęcia na jej przyjaciółce…


- Na pewno jej niczego nie dolałeś do napoju?- spytała po raz dziesiąty z bardzo poważną miną.
- Dorcas, czy ja wyglądam jakby to była moja wina?- na chwilkę przestał się śmiać i spojrzał na nią załzawionymi z rozbawienia oczami. Zaczęła się zastanawiać. Bawił się tym…
- No… poważnie rzecz biorąc to tak.- odparła po chwili zastanowienia.
- Więc cię zawiodę. Nie wiem jakim cudem mu się udało, ale udało się! I chciał mi wmówić, że się nią już nie interesuje. – pokręcił z niedowierzaniem głową i powrócił do zalewania się z nich.
Blondynce jakoś ciężko było w to uwierzyć… No kto jak kto, ale żeby Lil kiedykolwiek zmieniła zdanie tak nagle, to było niemożliwe. Jednak widziała przed sobą dziewczynę z krwi i kości, a przed chwilą miała najbardziej namacalny ślad Pottera tuz przy jej boku. Spojrzała po pozostałych dziewczętach.
Sheryl siedziała na oparciu fotela Glizdogona. Więc Dorcas miała rację? Lily szybko pogodziła się z Jamiem i teraz ona zostanie obarczona winą za wszystko? Naturalna wydawała się aktualna wzmocniona zawiścią nienawiść do Rudej. Zabierała jej wszystko! Odznakę prefekta, chłopaka, … Sher powinna była dostać to na co miała ochotę, a tak na drodze zawsze stoi zielonooka Evans. Wpatrywała się z niechęcią wypatrując momentu kiedy Lil się obudzi…
Jasmine nie wierzyła. Popatrzyła jednak na równie zaskoczonego Remusa i uśmiechnęła się. Wiedziała lepiej niż ktokolwiek inny, że pozory mylą. Jednak z całego serca życzyła Lilce, by oczy ich nie myliły! Uniknęłaby w ten sposób zażywania eliksiru no i Rogacz byłby chyba wystarczająco szczęśliwy…
Nagle Lilian leniwie zaczęła przewracać się na drugi bok, co wywołało ożywienie na twarzy Syriusza. Sama zdjęła dłoń chłopaka ze swojego brzucha i odrzuciła ją gdzieś za siebie. Słyszała cichy chichot… czuła… ale wciąż spała. Meadows nawet nie zdziwiła się, kiedy powoli zaczęła osuwać się po bliżej krawędzi kanapy…
- Zaraz spadnie!- rzuciła Dorcas, ale jednak nie podtrzymała przyjaciółki. Bała się ingerować w tę scenę. I rzeczywiście!
Wydawało się, iż za chwilę Ruda upadnie na posadzkę obok mebla, ale znienacka Rogacz znów objął ją ręką wciągając z powrotem na jej miejsce. I nagle w ramach podzięki ręka dziewczyny z całą siłą uderzyła w miejsce, w którym pod kocem miała ukrywać się jego głowa.
- Auć!- krzyknął zmęczony.
- Oj!- Ruda poderwała się nagle. – Ja… przepraszam…- wyjąkała kompletnie zakłopotana. – Znowu to zrobiłam…- popatrzyła przepraszająco na siadającego właśnie Pottera. Nie napotkała jednak jego spojrzenia. On wpatrywał się gdzieś za nią. Szybko odwróciła głowę i zauważyła 6 przyjaciół. Blacka, który z trudem powstrzymywał śmiech, zdziwionych Jas, Dor, Petera i Remusa oraz wściekłą Sheryl.
- Czyli już nie jesteś na nią wściekły!- krzyknął uradowany Łapa, a wszystkie oczy zwróciły się na James’a.
- Nie…- stwierdził powoli chłopak poprawiając sobie okulary.- Lily tak ślicznie i przekonująco przeprasza, że nie sposób odmówić!- uśmiechnął się łobuzersko.
- Idiota!- Ruda cisnęła w niego poduszką jednak z nieproporcjonalnie mniejszą złością niż normalnie. – Idę na śniadanie.- oświadczyła próbując wstać. – Potter!- krzyknęła oburzona, gdy odkryła jak brunet trzyma ją mocno.
- Co?- spytał niewinnie.
- Puszczaj!- warknęła podenerwowana już całkiem na serio.
- Nie dam rady!- walnął dalej trzymając Evans.
- Nie denerwuj mnie!- krzyknęła próbując się wyrwać.
- No co ja na to poradzę?!
- Puść mnie normalnie! Po ludzku!
- Ale kiedy ja cię nie trzymam! Patrz!- spróbował odciągnąć rękę, ale zamiast tego pociągnął dziewczynę. – Chociaż muszę przyznać, że mi takie cos pasuje.- uśmiechnął się perliście.
Lilian szybko rozejrzała się po dormitorium i dostrzegła Syriusza z różdżką w ręku i nadzwyczaj szczęśliwą miną.
- Black po co ci ta różdżka?!- walnęła prosto z mostu.
- Eeee…- Ruda nie czekała na zmyśloną odpowiedź. Szybkim ruchem wyciągnęła własną różdżkę i rzuciła odpowiednie zaklęcie. Łapę odrzuciła na dobry metr, ale ręka Pottera puściła.
- Ej! To nie było fair!- Syriusz zrobił wściekłą minę.
- Wszystko co złe i ciebie spotyka nie jest fair Black. – odparła spokojnie Evans. – Idę na śniadanie, ale najpierw… Gdzie jest Sheryl?



Sheryl nie chciała nawet słuchać, ani tym bardziej patrzeć jak Potter znów stara się o względy Lily. Wzbudzało to w niej odrazę. I nie chciała czekać aż całą winą o kłótnię obarczy się ją. Wyszła i nikt tego nie zauważył! Nie chciała być zauważona… Jednak odczuwała swoisty żal do przyjaciół. Była nikim w tej chwili… A może tak było zawsze? W takich sytuacjach powinna zapomnieć o jakichkolwiek znajomościach!
Wyszła na błonia. Z rana panowały tam pustki. Większość przychodziła tu dopiero w południe. Ale to lepiej. Sher potrzebowała teraz samotności. Usiadła pod drzewem i przymknęła oczy. Nawet jakby bardzo chciała… nie potrafiła płakać. Jednak odczuwała ból wewnątrz duszy. Nikt tego po niej nie widział lecz potrafiła współczuć. Szczególnie kiedy znała czyjąś sytuację….
- Przepraszam… Ty jesteś… Corvin?- podniosła z ociąganiem powieki i spojrzała na wysokiego, ciemnego blondyna, dobrze zbudowanego, opalonego chyba po wakacjach i o zielonych oczach.
- Taak…- odpowiedziała powoli. – A ty musisz być…
- Dorian!- wyciągnął do niej rękę w przyjacielskim geście. Zaskoczył ją swoja bezpośredniością. Mimo to uścisnęła mu dłoń.
- Ten…
- Znajomy Lil?- uśmiechnął się promiennie siadając obok niej. – To chyba ja.- brunetka przyglądała mu się bacznie. Evans często cos wspominała o spotkaniach z niejakim Dorianem O’Conellem. Bardzo tajemniczy typ jak dla niej, ale Ruda była zafascynowana jego poziomem konwersacji.
Po krótkiej chwili postanowiła całkowicie go zignorować. Spuściła głowę i siedziała w milczeniu nie zwracając uwagi na jego przenikliwy wzrok.
- Czemu siedzisz tu o tej porze?- a miała nadzieję na chwilkę samotności!
- A czemu ty tu jesteś?- spytała oschle zerkając na niego.
- Tak szczerze to… z twojego powodu. – tu ją zaskoczył.
- Jak to?
- Mam wielką nadzieję, że mogę liczyć na twoją pomoc. Przekażesz Lilian, że będę czekać na nią dziś o ósmej tam gdzie zwykle?- cierpliwie czekał aż odpowie, a Sheryl musiała rozważyć wszystkie za i przeciw.
- Wy ze sobą jesteście?- spytała z namysłem wpadając na genialny pomysł.
Chłopak roześmiał się, a było w tym coś miłego. W każdym jego geście była serdeczność, o którą wszyscy jej znajomi musieli się starać.
- Chyba w pewnym sensie można tak to nazwać.- uśmiechnął się rozbawiony.
- To ona cię zdradza!- Corvin oświadczyła triumfalnie, ale mina szybko jej zrzedła gdy okazało się jak niewielkie wrażenie zrobiły te słowa.
- Tak?- zaciekawił się, ale jego ton wciąż był pogodny.- A z kim?
- Z Potterem…- powiedziała zdawkowo nie chcąc zdradzić samej siebie. Dorian znów się roześmiał. – Co w tym takiego śmiesznego?
- Bo teraz wszystko jasne. James ci się podoba prawda?- był naprawdę rozbrajający. Miał w sobie coś, co sprawiała, że nie dasz rady kłamać kiedy z nim rozmawiasz. Roztaczał wokół siebie wspaniały nastrój.
- Nie. To coś więcej…- sama nie wiedziała czemu postanowiła się przed nim otworzyć. Może nie miała nikogo więcej pod ręką? A może to jego osobowość? – Ona go wyzyskuje! Jamie jest tak naiwny, że zawsze do niej wraca! Miał inne dziewczyny, ale i tak na koniec była ona! To za mną powinien tak latać! – oddychała ciężko po tych wszystkich zdaniach. Bardzo mocno to przeżywała mimo początkowej udawanej obojętności.
- Masz rację… Ciebie powinien zdobywać.- zdziwiła się. Była pewna, że będzie trzymał stronę Evans, a tu taka niespodzianka.- Przecież o niego dbasz! Próbujesz za wszelką cenę skupić na sobie jego uwagę, mówisz otwarcie o swoich uczuciach! Szanujesz go i zbyt wiele nie wymagasz w zamian…
- Właśnie!- przytaknęła z goryczą.
- Nigdy go nie oszukiwałaś, poświęciłabyś dla niego wszystko co możliwe, nawet samą siebie, nieprawdaż?- spojrzał głęboko w jej niebieskie oczy. Nie odpowiedziała… Spuściła głowę zrezygnowana. – I Lilian i James są bardzo uparci. Podejrzewam, że Potter niegdyś wybrał sobie Lil jako kolejny cel, ale ona ma swój charakterek. Stała się swego rodzaju obsesją dążenia do zwycięstwa. Gdyby umówiła się z nim na samym początku pewnie na tym zakończyłaby się ich bliższa znajomość, ale nie zrobiła tego. Urażona duma chłopaka postanowiła zdobyć ją za wszelką cenę i z czasem zaczął dostrzegać coś więcej niż wygląd… A moja kochana przyjaciółka nienawidziła go tak bardzo za tę próżność i znęcanie się nad słabszymi, iż przyzwyczaiła się do odmawiania i upokarzania go. Nie zmieni zdania, bo co powiedzieliby inni i jak ona ładnie to ujęła „głupek nigdy nie stanie się człowiekiem inteligentnym”.
- Po co mi to mówisz?- spytała oschle brunetka, ale Dorian ciągnął dalej.
- To nie będzie tak trwało wiecznie. Są trzy rozwiązania… Pierwsze: ustąpi James Potter. Da dziewczynie spokój, zrezygnuje dla jej dobra, wymyśli jakąś wymówkę dla publiki, gdyż będą go pytać „jak to możliwe?”. Lilian będzie szczęśliwa i wolna, ale on będzie cierpiał i nigdy się nie dowiemy czy z czasem zapomni… Drugie rozwiązanie: ustąpi Lily Evans. Zrezygnuje ze wszystkiego. Ze swoich przekonań i postara się znieść kąśliwe uwagi pod swoim adresem, które będą pochodzić od innych dziewcząt. Czy James będzie szczęśliwy? Tak, bardzo… Ale nie wiadomo czy ona kiedykolwiek się będzie potrafiła cieszyć tym jakiego ma chłopaka. No i trzecie rozwiązanie: kompromis. Rogacz pozbędzie się niektórych wrednych nawyków, które przeszkadzałyby Rudej, a ona schowa swoje uprzedzenia i opinie publiczną głęboko w buty. Oboje będą szalenie szczęśliwi mimo, że musieli zrezygnować z czegokolwiek. Które wyjście byłoby najlepsze dla ciebie? Gdybyś miała myśleć wyłącznie o sobie…- Sheryl najpierw nie chciała odpowiadać. Nie było takiej potrzeby…. Jednak po chwili spojrzała bezczelnie na rozmówcę.
- Te pierwsze. Wybrałabym pierwsze rozwiązanie. – stwierdziła bez mrugnięcia. Taka była prawda. Wtedy mogłaby być z nim, bo przestałby myśleć o Lilce.
- Więc straszna z ciebie egoistka. – O’Conell uśmiechnął się spokojnie.- James byłby nieszczęśliwy. Mogłabyś żyć z taką świadomością?- racja…. Nie mogłaby. Liczył się tylko on…
- Racja…- zamyśliła się. Znała kolejną odpowiedź. – W takim razie wyjście nr dwa.
- Naprawdę straszliwa z ciebie egoistka i samolub. – zaśmiał się delikatnie.- Twoja przyjaciółka. Nawet jeśli jej zazdrościsz to ona cię wspiera. Chciałabyś, żeby cierpiała kosztem szczęścia kogoś kogo kochasz?- Sher w tym momencie nie miała ochoty wspominać Evans. Jednak złość powoli jej przechodziła kiedy rozmawiała z Dorianem. I z trudem przyznawała przed samą sobą, że on ma rację.
- Kompromis…- powiedziała cicho ze smutkiem.
- Tak… Ale nie ma tam miejsca dla ciebie w roli kochanki czy kogokolwiek takiego. Przyjaciółka, jak Dorcas czy Jas… To by pasowało…
- Ale wtedy ja będę nieszczęśliwa. Czy na to też są trzy wyjścia?!- podniosła głos wstając.
- Wybacz. Nie jestem typem przyjaciela, który chwali każdy krok, który mówi to co chciałabyś usłyszeć. Podzieliłem się z tobą swoimi spostrzeżeniami… I proszę byś powiedziała Lilianie o naszym spotkaniu. Dziś o 20, tam gdzie zwykle.
- Jasne….- pobiegła do zamku…




- Odejdź!- krzyknęła poirytowana po raz setny tego ranka.
- No ale…
- Dość! Odechciało mi się jeść! Idę napisać pracę na transmutację, albo…. Albo zrobię cokolwiek byle z dala od niego!- wstała od stołu, a za nią chłopak w okularach.
- Idę z tobą Liluś!
- Nie Potter!- krzyknęła starając się nie wybuchnąć. – Ty zostajesz tutaj!
- Ojć, kochanie…
- NIE! NIGDY więcej nie mów do mnie KOCHANIE!- wrzasnęła nie zwracając uwagi na kilka gapiących się osób.
- A skarbie? Królewno, misiu, kotku, słoneczko, serduszko, najdroższa….
- NIE! Żadnych skarbów, misiów, kotków, słoneczek, serduszek i najdroższych! Nie możesz mnie zostawić w spokoju??!!!- James zastanowił się chwilę.
- Więc królewno mogę mówić?- spytał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- Boże….- westchnęła ukrywając twarz w dłoniach w wyrazie bezsilności. – Potrzebuję chwili samotności.- zwróciła się do Jasmine i Dorcas patrzących ogłupiale. – I pomocy małej…- ukradkiem zerknęła na Rogacza, który najwyraźniej wybierał się iść razem z nią.- Wiecie co macie robić…- ściszyła głos, a dziewczęta od razu uśmiechnęły się tajemniczo.
- Oczywiście- Dorcas mrugnęła jednoznacznie. Jas i Dor wstały, wzięły kubki z napojem i podeszły do James’a.
- Eeee… Idziesz z nią?- spytała niewinnie Elvin.
- No… raczej tak.-chłopak spojrzał podejrzliwie. Nagle poczuł się osaczony.
- To fajnie.- szatynka uśmiechnęła się w ten swój jedyny niepowtarzalny sposób. – To znaczy, że jesteście parą?- spytała jak gdyby nigdy nic.
- Może niedługo!- odparł z entuzjazmem. – Prawda Liluś?- Ruda odburknęła pod nosem coś co chyba miało znaczyć „akurat”.
- Jasmine uważaj!- Meadows zgrabnym ruchem wytraciła napój z ręki koleżanki, który rozlał się na koszulkę Rogasia. Dziewczyny zaśmiały się serdecznie.
- Wy małe żmije!- Potter spojrzał na wielką, mokrą plamę na swojej koszuli.
- Teraz chyba nie pójdziesz tak z Lily? Nie chcesz wyjść na brudasa prawda??- Dorcas zaniosła się głośniejszym śmiechem, który znalazł poparcie u Syriusza, Remusa i Jasmine.
- Phi! Jak myślisz, że mnie to powstrzyma…- machnął różdżką, a koszulka zalśniła bielą.- to się grubo mylisz. No Liluś możemy….- rozejrzał się nagle, ale nigdzie nie dostrzegał żadnej dziewczyny o rudych włosach i zielonych oczach.- Lil?
- Ojć Potter!- zwróciła się do niego rozbawiona Jas.- Pewnie nie chciało jej się czekać aż się wyczyścisz, uczeszesz, poprawisz i powiesz, że możecie iść!- wciąż się uśmiechała.
- Bardzo śmieszne….



Lily odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się w pokoju wspólnym, a poczuła się jeszcze lepiej, kiedy zobaczyła na fotelu Sheryl. Pomyślała, że skoro potrafiła przeprosić tego nadętego głupka to z przyjaciółką powinno jej pójść łatwiej. Wyczuła jednak wrogie nastawienie, gdy ich spojrzenia się spotkały.
- Nie było cię na śniadaniu…
- Nie byłam głodna.- przerwała jej utrzymując kontakt wzrokowy. Patrzyła z czystą złością, nie wiedziała czemu wzmacniała się ona, gdy napotykała na swej drodze Lily. Przecież chciała się pogodzić po rozmowie z Dorianem…
- Szukałam cię wszędzie, bo…
- To znalazłaś.
Lilian poczuła się jak kompletna idiotka. Corvin zbywała ją ze wszystkich sił, a ona próbowała się tłumaczyć. Tak być nie mogło. Opuściły ją wszystkie wyrzuty sumienia w jednym momencie i z pomocą jednego spojrzenia. Powoli skierowała się w stronę schodów do dormitoriów.
Sheryl nagle poczuła palącą potrzebę zatrzymania Rudej. Nie chciała się z nią kłócić jednak swoim postępowaniem przeczyła uczuciom.
- Ej! Lilian!- zielonooka odwróciła się natychmiast. – Rozmawiałam dziś z niejakim Dorianem O’Conellem. – powiedziała z nutką drwiny w głosie, ale Evans ożywiła się znacznie.
- No i?!- spytała podenerwowana.
- Co?- Sher patrzyła ignorancko.
- Gdzie, kiedy i o której mamy się spotkać?- brunetkę zatkało. Nie miała zamiaru w ogóle wspominać jej o spotkaniu, ale ta wiedziała.
- A skąd wiedziałaś, że chce się spotkać?- spytała zaciekawiona i na wpół zaskoczona.
- Oh Sher! Znam Doriana bardzo dobrze. Jak rozmawia z jedną z moich przyjaciółek to tylko po to, by coś mi przekazały no i aby jej doradzić. Zazwyczaj prosił Dorcas i rozmawiał z nią o Syriuszu, ale… Zaraz! O czym rozmawiał z tobą?- Lily rzuciła Corvin przenikliwe spojrzenie nr 6.
Dziewczyna przypomniała sobie trzy opcje i natychmiast zapragnęła zapomnieć. Żeby o tym nie myśleć, nie zastanawiać się…
- O niczym. – odwróciła twarz wciąż zła, ale także odrobinę rozżalona. – Dziś, tam gdzie zwykle o 20. – powiedziała obojętnym tonem.
- Dzięki…- Ruda znów skierowała się do cichych i spokojnych dormitoriów.
- Lily…- dobiegł ją głos przyjaciółki.
- Tak?
- Przepraszam…- miała spokojny i cichy głos. Lil podeszła do niej.
- Ja też cię przepraszam. – westchnęła głęboko. – Pokłóciłyśmy się o głupotę…
- W pewnym sensie o głupotę.- poprawiła ją Sher.
- Co za różnica!- Evans uścisnęła przyjaźnie Sheryl i dopiero teraz obie poczuły się o wiele lepiej.
- Nigdy więcej kłótni przez chłopaka. – Ruda uśmiechnęła się perliście.
Żadna z nich nie wiedziała, że przy wejściu całą scenę ogląda pewien chłopak o niezwykle roztrzepanych włosach. Patrzył zszokowany, ale o dziwo nie całą sytuacją i tym co zobaczył. W głowie dudniły mu słowa „dziś, tam gdzie zwykle o 20” i oczywiście zapamiętał sobie nazwisko Dorian O’Conell….


- Pewny jesteś?- Syriusz patrzył podejrzliwie, ale i zbyt spokojnie. Dla James’a się to nie podobało.
- Tak! Słyszałem… Zbyt entuzjastycznie podchodzi do tego spotkania żeby to miał być zwykły kolega bądź przyjaciel.- prychnął całkiem przygnębiony.
- A tam! Daj mi sześć dni, a będzie twoja.- Black powrócił do pisania wypracowania na eliksiry ignorując karcące spojrzenie Remusa.
- Co chcesz zrobić?- spytał ponuro Rogacz. Powoli tracił wszelką nadzieję.
- No naślę na nią Dorcas, żeby obadała sprawę. Jeśli sytuacja będzie beznadziejna to ci powiem. Lilka nie skłamie przyjaciółce. – Łapa uśmiechnął się chytrze. Przed oczyma stanął mu eliksir miłosny, który wcześniej czy później trafi do napoju Evans.
- Nie powinieneś się wtrącać.- odezwał się nagle Lupin. Jednak poczuł się odrobinę nieswojo kiedy trójka przyjaciół popatrzyła na niego jak na wariata. – Sama powinna podjąć decyzję…- dodał bardziej nieśmiałym tonem.
- Luniaczku tobie też by się pomoc przydała. Wzdychasz ty tak do tej Jasmine, ale jakoś nic nie robisz. – Syriusz z rozbawieniem obserwował jak na policzkach Remusa pojawiają się rumieńce. – Ja jej do niczego nie zmuszę.- w błękitnym oku zalśniło.- Lily sama będzie wiedziała czego chce…
- Ja się nie mieszam. Jak potem będzie chciała nas zabić to ja umywam ręce. – Lupin nachylił się nad pergaminem.
- A niby dlaczego chciałaby nas zabić? – spytał nagle James.- Jak z nią Dorcas porozmawia nic się przecież nie stanie.- zmarszczył brwi.
- Od rozmowy to raczej chyba nie, ale jak….
- Remusie miałeś się nie wtrącać!- Black przerwał mu wpół zdania.
- Że jak?- Potter zerknął pytająco na kumpla.
- Zaufaj mi… Sama do ciebie przyjdzie za kilka dni. – Łapa puścił oczko do Rogacza.
- Eeee… To jaki temat miało mieć to wypracowanie dla Slughorna? – z niewinną miną wtrącił Peter.
- Heh, Glizdogonie! Ty byś zginął bez nas. – uśmiechnął się James i wszyscy wrócili do pisania.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez aniula19.12 dnia Śro 14:57, 15 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 14:55, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Lily powoli zaczynała się nudzić. Prace domowe odrobiła już dawno. Czekała aż Dorcas, Sheryl i Jasmine dokończą swoje wypracowania… Cieszyła się opcją wieczornego spotkania z Dorianem. Od początku roku szkolnego się z nim nie widziała. Pamiętała dokładnie dzień, w którym się poznali. Jak weszła jako 11 latka do Expresu Londyn- Hogwart. Nie było wolnych przedziałów, a ona nikogo nie znała. Same obce twarze i obcy świat. Dosiadła się wtedy do grupki drugoklasistów. Zabawna to była mieszanka. Był tam chłopak ze Slytherinu, jeden z Ravenclawu i jeden z Hufflepuffu. Wtedy jeszcze nie miała zielonego pojęcia o dormitoriach, domach, wielkiej sali i przedmiotów jakiś się będzie uczyć. Wszyscy trzej byli dla niej mili, ale najbardziej zapamiętała Doriana O’Conella, gdyż tylko on w następnych dniach, miesiącach, latach utrzymywał z nią kontakt. Jednak nigdy więcej nie ujrzała troje osób z różnych domów w jednym przedziale. Nie pamiętała imienia Ślizgona, ale wydawało jej się, że nie chciał mieć z nią nic wspólnego, ponieważ pochodziła z mugolskiej rodziny. A teraz to ostatni rok Doriana! I więcej się może nie zobaczą. Jednego pewna była: nie ma bardziej wyjątkowej osoby niż on.
- Skończyłam!- doniosła z entuzjazmem Dori uśmiechając się promieniście.
- A ja mam dosyć…. – westchnęła Jas.
- Może mała przerwa?- zaproponowała radośnie Sheryl. – Mnie się przyda, nie ma co!- rozciągnęła się na swoim łóżku.
- Lily?- Meadows spojrzała na przyjaciółkę nieco zmartwionym wzrokiem. Widać była wyraźnie, że się waha.
- Tak Dor?- zaciekawiła się Ruda.
- Ja się tak zastanawiam… Czy ty nie zechciałabyś mi pomóc?- blondynka zerknęła niewinnie w zielone oczy koleżanki. Spojrzenia Sheryl i Jasmine natychmiast się spotkały. Obie doskonale zdawały sobie sprawę do czego zmierza Dorcas.
- Ale o co ci dokładniej chodzi? Jakaś praca domowa?- Lilian zaczęła świdrować ją podejrzliwym wzrokiem.
- Nieeeee…. – zapeszyła się dziewczyna. – Bo widzisz, jest taka dziewczyna. Wredna i podła! Cały czas mi dokucza i jest bujnięta w Syriuszu, a mnie to przeszkadza. – zawstydziła się lekko.
- To zrozumiałe. Gdyby któraś dziewczyna była nachalna do mojego chłopaka to nie wiem co bym jej zrobiła. – powiedziała obojętnym tonem Evans. – Ale do rzeczy… Czego oczekujesz ode mnie?
- Eliksiru miłosnego!- wypaliła szybko patrząc wyczekująco na Lily. Ta siedziała chwilkę nawet nie mrugając.
- Dziewczyno…- zielonooka westchnęła głęboko- CZYŚ TY KOMPLETNIE OSZALAŁA?- spojrzała na nią karcąco. – To jakieś szaleństwo!
- Lil słuchaj ja chcę dzień spokoju… Tylko jeden dzień, żeby…
- Mowy nie ma! – przerwała jej Ruda.- Biedaczka zakocha się bez pamięci w jakimś chłopaku! Na cały dzień! Ty nie wiesz jakie to mogłoby mieć konsekwencje! Sprawy sobie nie zdajesz o co prosisz!
- ŻEBY… zakochała się w Potterze.- Meadows zauważyła nagłą zmianę w wyrazie oczu Evans. Złagodniały wyraźnie.
- To znaczy, że ta dziewczyna zaborcza jest?- spytała ostrożnie.- I męczyłaby go cały dzień?- zaciekawiła się.
- No…. Myślę, że tak, chociaż…
- Zgadzam się!- zielonooka zaskoczyła wszystkie przyjaciółki nagłą zmianą decyzji. – Ale stawiam warunki. Eliksir działa tylko 24 godziny.- wyciągnęła swój prywatny zbiór z fiolkami i wyciągnęła malutką buteleczkę przyglądając jej się dokładnie. – Zadziała na 100% , ale nie wiem jak zareaguje ona, gdyż nie dam ci tego o silnym stężeniu. – otworzyła eliksir i dodała czegoś- To da pewność, że spodoba jej się James. – uśmiechnęła się sama do siebie. – Jak jej wlejesz do napoju to chcę wiedzieć, która to.- mrugnęła do przyjaciółki. – Mam wrażenie, że będzie się z czego pośmiać. Eeee… Czemu jesteście takie zdziwione?- popatrzyła po minach pozostałych.
- Nie spodziewałam się, że zgodzisz się tak łatwo. – Dor pierwsza otrząsnęła się z szoku.
- Taaa… Zaskoczyłaś nas.- stwierdziła Sheryl. – chociaż z drugiej strony to zawsze byłaś nieprzewidywalna.- zaśmiały się cicho, a Lily wręczyła fiolkę blondynce.
- Tylko błagam cię Dorcas… Bądź ostrożna. I nie zrób tym nikomu przykrości…- mówiła całkiem poważnie i ze zmartwieniem.- Zabawy z eliksirami nie zawsze kończą się dobrze.
- Nie zawiodę twojego zaufania Lil…- Dori szczerze chciała jej szczęścia. A co jeśli się nie uda? Spojrzała smutno na fiolkę. Niech decyduje Syriusz! Ona zrobiła swoje! Schowała eliksir do kieszeni.
- To w ramach tej przerwy od wypracowań może pójdziemy na błonia? Dopóki jeszcze jest ciepło? Niedługo październik i zima potem…- Jas skrzywiła się. Nie lubiła zimy za to lato kochała.
- Nie gadajmy tylko chodźmy! – stwierdziła Sher, której humor najwyraźniej jeszcze bardziej się poprawił.



- To idziesz z nami Peter?- Remus patrzył pytająco na małego blondyna.
- Nie wiem… - wszyscy zaskoczeni popatrzyli na Glizdogona.
- Chcesz zostać sam? – zdziwił się Black. To było niepodobne do Pettigrewa.
- Chyba… No tak…- popatrzył płaczliwymi oczkami po kumplach.
- Dobra zostawmy go!- James wyjrzał przez okno na błonia. – Oooo! Widzę długie, rude, związane włosy, a tuż obok blond piękność…- do okna podbiegł Syriusz.
- Nie może być!- wypalił Black. – I widać wspaniałe sprężyste loki podskakujące swobodnie na plecach ich właścicielki.- Remus rzucił się natychmiast żeby dojrzeć cokolwiek zza Łapy i Rogacza.
- Są wszystkie cztery. – uśmiechnął się Lunatyk. – Na pewno chcesz zostać Glizdku?
Peter ukradkiem zerknął na nachowane słodycze.
- Tak… Chcę byś sam.- zamrugał szybko.
- Jak uważasz!- Potter już był gotowy do wyjścia.- Usiadły na brzegu jeziora. – uśmiechnął się łobuzersko. Po chwili trójka chłopaków z gracją wyszła z dormitorium. Nie zwracając uwagi na pełne uwielbienia spojrzenia dziewcząt Syriusz, James i Remus zmierzali na błonia, aby usiąść pod swoim ulubionym drzewem, gdzie mieli idealny widok na jezioro….
James swoim zwyczajem wyciągnął złotego znicza i zaczął się nim bawić. Kilka czwartoklasistek przypatrywało mu się ukradkiem z niezwykłym zaciekawieniem zmieszanym z podziwem. Jednak chłopak nawet nie patrzył na te dziewczyny, ani na złotą kuleczkę, którą chwytał w niezwykle popisowy sposób. Jego wzrok spoczywał na szóstoklasistce, która właśnie razem ze swoimi przyjaciółkami moczyła nogi w zapewne chłodnej wodzie jeziora. Dumnie odrzucała swoje długie włosy na plecy uśmiechając się uroczo do wszystkich naokoło. Z wdziękiem chlapała wodą na Dorcas i z równą gracją chowała się przed kropelkami wody. I chciał zatracić się w jej wdzięku, ale nie dawało mu spokoju istnienie jednej osoby. Co z tym Dorianem?!
- Syriuszu co ty wyprawiasz?- z zamyślenia wyrwał go głos Lupina. Automatycznie przeniósł wzrok na Łapę, który zmierzał po cichu w stronę dziewcząt.
- Ciiiiicho!- zbeształ go Black. – Nie można sobie już pożartować? – Rogacz obserwował uważnie jak Syriusz niezauważony zachodzi od tyłu Dorcas, która stała najbliżej brzegu i najwyraźniej dopiero zaczynała wchodzić do wody, gdyż reszta jej przyjaciółek z Lilką na czele weszła już po łydki.
Blondynka nie zdążyła nawet krzyknąć, bo poczuła na ustach czyjąś dłoń.
- Ciiichutko skarbie.- wyszeptał jej do ucha doskonale znany głos, który sprawiał, że w jej brzuchu pojawiało się stado motylków.
- Syri!- wyszeptała odwracając się i rzucając mu się na szyję w międzyczasie obdarowując go długim pocałunkiem.
- Też się cieszę, że cię widzę. – uśmiechnął się czarująco do swojej dziewczyny.
- Mam coś dla ciebie…- stwierdziła tajemniczo.
- Co takiego moja słodka? – spytał zaciekawiony. Jednak nie spodziewał się, że ujrzy fiolkę z upragnionym eliksirem. – Nie wierzę!- westchnął biorąc do ręki eliksir.
- Wystarczyło ją poprosić…
- Sama ci to dała?- nie mógł się nadziwić. Nie uzyskał odpowiedzi, gdyż jego uwagę odwrócił Remus wyciągający ukradkiem z wody Jasmine.
- Oooo! Dor ciebie też zabrali siłą?- spytała nieco zaskoczona, a nieco speszona. Cała czwórką teraz patrzyła na Lily i Sheryl. Evans uwielbiała to jezioro i wszystko co miało jakikolwiek związek z Hogwartem. Stała w wodzie po uda zamaczając lekko rąbek spódnicy. Twarz miała podniesioną do słońca, delektowała się jego promieniami…Tryskało z niej szczęście.
Sheryl stała na obrzeżach. Zaledwie zamoczyła łydki, a już nie miała ochoty na więcej. Nagle zdała sobie sprawę, że nie ma z nimi Jas i Dori. Rozejrzała się i dojrzała je stojące z chłopakami. Już otwierała usta, by do nich krzyknąć, ale wydało jej się jak jej tego odradzają. Jakiś podstęp? Spojrzała na Rudą, a potem ujrzała James’a jak zaczął włazić w chłodną wodę jeziora. Mrugnął przyjaźnie do Sher i ruszył w stronę Lilian zamaczając spodnie. Zatrzymał się dopiero tuż za Evans. Przez chwilę stał ciesząc oczy jej widokiem, takiej szczęśliwej i spokojnej, uśmiechnął się huncwocko, na myśl o tym co zamierza….
Lil niczego nieświadoma swobodnie zaplanowała zrobić jeszcze jeden krok. Oderwała stopę od dna i znów powróciło wspaniałe uczucie lekkości. Kochała wodę. Już była gotowa zrobić krok do przodu… Nachyliła się a tu nic! Zaskoczona odkryła, że ktoś trzyma ją w talii mocno i nie chce puścić.
- Kto to jest Dorian.- wyszeptał jej do ucha niezwykle głęboki głos. Przez chwilkę przebiegł ją dreszcz. Przymrużyła lekko oczy… na krótką chwilę… I nagle się opamiętała!
- Potter puść mnie!- postarała się wyrwać z jego uścisku. Robiła to jednak bez większego przekonania.
- Powiesz mi?- spytał nachylając się bliżej jej ucha. Znów poczuła się niepewnie.
- Podsłuchiwałeś dziś jak rozmawiałam z Sheryl!- odwróciła się i popatrzyła na niego oskarżycielsko.
- Mniejsza o większe- uśmiechnął się w uwodzicielski sposób.- Kto to jest?
- Co cię to obchodzi?- spytała oschle walcząc z jego dłońmi.
- Wspaniale.- w jego oczach zalśniły iskierki niosące ze sobą niepokój.
- Potter co ty zamierzasz… aaa…- wciągnęła głęboko powietrze kiedy ten podniósł ją lekko wciąż trzymając w pasie i przeniósł na głębszą wodę, tak, że sięgała jej w okolicach pępka.
- Trochę zimna prawda?- uśmiechnął się złośliwie.
- Wypuść mnie!- woda była lodowata, a poza tym Ruda nie miała w planie wracać mokrej. Nauczyła się jednego- po James’ie można spodziewać się wszystkiego. Był nieobliczalnym egoistą.
- Jak mi powiesz kto to Dorian…- w jego głosie brzmiała nutka szantażu.
- A wiesz, że kąpiele w tym jeziorze są zabronione? – szukała jakiegoś sposobu by odwrócić jego uwagę, ale na te słowa chłopak postawił ją jeszcze głębiej. Tym razem końcówki jej włosów były zanurzone.
- Potter zostaw ją!- zawołała Dorcas z brzegu. – Oszalałeś do reszty?!
- Dosyć tych kąpieli Rogasiu. Woda bywa zdradliwa…- nawet Syriusz zaczął się interesować. Okularnik puścił te uwagi mimo uszu.
- A więc…?- popatrzył ostrożnie na drżącą z zimna Evans.
- Palant z ciebie!- krzyknęła już rozdrażniona. I znów poczuła jak jej stopy odrywają się od dna bez jej woli, a na znienawidzonej twarzy pojawia się perfidny uśmiech. – Dorian jest przyjacielem!- wyrzuciła rozpaczliwie i nagle zawisła. Patrzyła tak uniesiona przez Pottera.
- Przyjacielem?- spytał z zaciekawieniem.- A gdzie się spotykacie?- na to Lily nie miała najmniejszej ochoty odpowiadać. Korzystając z chwili zamyślenia chłopaka i tego, że trzymał ją podniesioną Pod woda zamachnęła nogą i kopnęła go z całej siły. Zadziałało! Znów poczuła pod sobą grunt!
James prawie nie odczuł bólu, ale popchnęła go z taką siłą, że zaczął tracić równowagę. W ostatniej chwili chwycił się na oślep Lilian trafiając na jej rękę i runął pod wodę! Dziewczyna za późno zorientowała się co się dzieje, nagła siła zaczęła ją ciągnąć ku powierzchni wody. Z przerażeniem odkryła, iż nie da rady ustać. Oczy rozszerzyły się z przerażeniem zdążyła tylko nabrać odrobinę powietrza w usta i już znalazła się pod wodą ciągnięta przez tego głupka Pottera.
- O Boże…- Sheryl wybiegła na brzeg do reszty przyjaciół. – Czy oni…
- Poszli na dno…- stwierdziła z przerażeniem Jasmine.
- Syriusz zrób coś!- Dorcas popatrzyła na swojego chłopaka błagalnie. – Zanim przyjdzie ktoś z nauczycieli.
- A co ja niby tu zrobię? – Black nie odrywał wzroku od jeziora. – James pływa doskonale… Nie powinien się utopić, bardziej się martwię i Lilian…
- On ją pociągnął za sobą!- krzyknęła oburzona Sher.
- No jak ona go popchnęła…- zaczął zastanawiać się Łapa.
- Czyli to w ramach zemsty?!- Jas podniosła głos. Nie doczekała się jednak odpowiedzi, gdyż w tym samym czasie rozległ się głośny chlupot wody i powierzchnię zmąciła Evans, która wynurzyła się nagle łykając od razu duży haust powietrza. Nie dało się nie zauważyć, iż była dalej od miejsca, w którym zniknęła.
- Zabiję…- powiedziała głośno rozglądając się wokoło kiedy stała już na tam, gdzie poziom wody sięgał jej do ramion.
- Lil gdzie Jamie?- spytała zatroskana Corvin.
- Nie wiem, gdzie jest ten idiota, ale kiedy wpadnie w moje ręce, to…- nagle zamarła. Stała tak w jednym miejscu nie odzywając się, bez żadnego, najmniejszego ruchu.
- Lily co się dzieje?- Dorcas patrzyła pytająco zmartwiona. Czyżby ktoś rzucił jakiś czar?
Nagle Evans zanurkowała, a po 5 sekundach wynurzyła się z krawatem w barwach Gryffindoru.
- Skubany zwiał!- krzyknęła nie ukrywając złości.
- Evans nie zgub krawata bo więcej to on już nie ma. Wszystkie poniszczone! Przez nasze cudne eksperymenty.- powiedział z dumą Black teraz już całkiem spokojny. Ruda chce zabić James’a, a ten jak zwykle się z nią drażni. Czyli wszystko w jak największym porządku!
Lily pomna słów Łapy założyła sobie krawat i zaczęła się rozglądać, aby dopaść przygłupa. Nie dała rady nigdzie zauważyć najmniejszej zmiany w ruchach wody. Spokojnie więc zmierzyła w stronę brzegu. Bez pośpiechu stojąc po kostki zaczęła wykręcać wodę z włosów. Do tego czasu zebrała się spora liczba gapiów. Najwięcej chyba chłopaków i wszyscy wlepiali w nią swój wzrok.
- Eeee… Lil?- Dorcas patrzyła na nią z ukosa.
- Tak?- nie dowiedziała się o co chodziło przyjaciółce, bo w tym momencie ktoś chlapną wodą prosto w jej plecy. Odwróciła się szybko patrząc wściekle na rozbawioną twarz Pottera, który stał po pas w wodzie.- Wyłaź!- krzyknęła wyciągając różdżkę z niezwykłą rządzą zemsty.
- Nie ma mowy!- zaśmiał się serdecznie.- Będziesz musiała tu po mnie przyjść. – w jego oczach cały czas grały te same iskierki.
- Nie będę się z tobą bawić idioto!- warknęła. W tym samym momencie machnęła różdżką i do jej dłoni poszybowała inna różdżka naruszając powierzchnię wody.
- Ej! To moje!- James starał się złapać swoją własność, ale było za późno.
- Wyłaź!- powtórzyła Ruda co raz bardziej rozzłoszczona.
- Nie!- wciąż się uśmiechał mimo tego wszystkiego, a to doprowadzało ją do szału. Stała przez chwilę patrząc na jego sylwetkę. Nagle zaśmiała się cicho i chłodno, wręcz przerażająco. Zerknęła triumfalnie po wszystkich.
- Dziewczęta zapraszam na przód. Będzie na co popatrzeć…- stwierdziła uśmiechając się jeden z nielicznych razy w sposób w jaki robił to Rogacz. Chłopakowi automatycznie zrzedła mina, gdy naokoło pojawiło się pełno koleżanek. Młodszych czy starszych. Evans nie miała w zwyczaju robić widowisk.
- Liluś możesz mi powiedzieć co zamierzasz zro….- machnęła różdżką i ku zaskoczeniu okularnika, a uciesze wszystkich patrzących dziewczyn do dłoni Lily trafiła jego koszula. Patrzył z zaskoczeniem w te przepiękne zielone oczy i wiedział, że stać ją w tej chwili na wszystko. Stała się niebezpieczna.
- Eeee…- stał tak bez koszulki bojąc się odezwać. Non stop rozglądał się niepewnie. – Królewno zimno mi czy ….
- Co ty nie powiesz Potter?- wtrąciła się wciąż z tym uśmiechem.- A mi to nie jest zimno?- spojrzała wściekle. – Wychodzisz czy nie?- stała gotowa rzucić kolejne zaklęcie.
- A możemy negocjować?- spytał z nadzieja w głosie. Dziewczyna podniosła tylko jedną brew i zwinnie wykonała ruch nadgarstkiem ręki w której miała różdżkę. James poczuł jak zsuwają się z jego spodnie. Chwycił je niemalże błyskawicznie, zupełnie jakby się tego właśnie spodziewał. – Lily spokojnie!- krzyknął zrozpaczony.
- Jasne… Jestem spokojna…- sytuacja znów się powtórzyła, a Ruda zaczęła czerpać z tego satysfakcję. Bawiło ją to. Wszędzie pełno fanek szukającego Gryffindoru i każda z chęcią chciałaby go zobaczyć w samej bieliźnie. Znęcała się na nim, ale on na to w pełni zasługuje. Sam znęcał się nie raz nad nią, nad Ślizgonami, a najbardziej nad Severusem. – Wychodzisz?- spytała z iście huncwockim uśmieszkiem.
- Tak!- krzyknął poddając się jednocześnie. Kilka dziewcząt wydało zawiedzione westchnięcia. James zrównał się ze swoją rudowłosą sprawczynią patrząc jej w oczy z bojowym nastawieniem, ale jednocześnie uśmiechając się uwodzicielsko.
Lily stwierdziła z zaskoczeniem, że do twarzy mu bez koszulki. Jej pewność siebie ulatniała się kiedy podchodził bliżej i bliżej aż w końcu spojrzał na nią i zatrzymał się.
Rogacz, który nie dostrzegł tego wcześniej teraz zerknął na mokrą, koszulkę Evans, która nie dość, że przykleiła się jej do ciała to na dodatek prześwitywała ukazując dokładnie każdy zarys jej sylwetki. Chłopak nie miał sposobu by utrzymać wzrok na zielonych oczach Rudej… to było silniejsze od niego!
- James!- poczuł na ramieniu dłoń Syriusza, która lekkim ściśnięciem starała się sprowadzić go na ziemię. – Ubierz się chłopie.- Black popatrzył znacząco odciągając Pottera i wyrywając Lily jego koszulkę.
- Eeee.. tak, oczywiście. – Huncwot wciąż zerkał przez ramię na piękną dziewczynę starając się nie rzucić jakiegoś głupiego tekstu.
Lily obserwowała jak okularnik zakładał górną część garderoby. Najgorsze było to, że nie mogła i nie chciała przestać o nim myśleć akurat w tym momencie.
- Lil?- Sher szturchnęła ją lekko.
- Tak?- odparła nie mrugając nawet okiem.
- Nie obraź się, ale czy nie powinnaś się przebrać? Zerknij na swoją…- w tym momencie Sheryl zamarła. Rogacz podszedł w mokrej koszuli, która także prześwitywała i nie zakrywała w ten sposób zbyt wiele.
Evans zachichotała cicho widząc to. Spuściła głowę starając się ukryć swoje rozbawienie.
- Co?- spytał zaskoczony nie zwracając uwagi na gromadkę ludzi przyglądających się im z zaciekawieniem.
- Ta koszulka nic ci nie daje.- opanowała się na tyle, by móc mu to powiedzieć bardzo spokojnym tonem. – Wszystko przez nią widać. - westchnęła z uśmiechem.
- Taak?- spojrzał na siebie odklejając koszulę od ciała. Następnie spojrzał powrotem na Evans i przeciągnął dłonią po nieco przylizanych włosach roztrzepując je niemiłosiernie. – Twoja koszulka także jest zbędna. Też byłaś w wodzie księżniczko i tez jesteś mokra, a w związku z tym….- ucieszył się widząc przerażenie na jej twarzy. – A tak na marginesie… Umówisz się ze mną Evans?- posłał jej jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
- Phi!- prychnęła.- Wiesz doskonale, że w życiu bym tego nie zrobiła! Nawet jakbyś miał być ostatnim mężczyzną na ziemi. – rzuciła mu wyniosłe spojrzenie.
- Zawsze można zmienić zdanie!- stwierdził z zadowoleniem. – A póki co…ACCIO!- do jego reki spod drzewa, pod którym niedawno siedział z Łapą i Lunatykiem przyleciała jego wierzchnia część szaty, którą zarzucił Rudej na ramiona.
- W życiu nie zmienię zdania. Masz moje słowo Potter.- odparła chłodno.




- Jak mogłyście mi nie powiedzieć?!- krzyknęła na całe dormitorium z wyrzutem.
- Lily…
- To było wręcz chamskie! Spodziewałam się, że jako przyjaciółki będziecie mi mówić wszystko nawet gdyby miało mi to sprawić przykrość!
- Lily…- co raz to któraś ze zgromadzonych starała się wejść jej w słowo i jakkolwiek wytłumaczyć.
- Wiecie jak ja się poczułam?!
- Lilian Evans!- Dorcas wreszcie nie wytrzymała i podniosła głos. Podziałało…- My próbowałyśmy ci powiedzieć!- stwierdziła z naciskiem.
- Właśnie!- poparła ją Sheryl. – Ale ty byłaś zbytnio zajęta oglądaniem nagiej klaty Jamiego do tego stopnia…- umilkła pod wściekłym i złowrogim spojrzeniem Rudej.- No w każdym bądź razie nie słuchałaś nas.- wzruszyła ramionami.
- Na mnie nie patrz.- odezwała się niewinnie Jasmine. – Ja zostałam wyniesiona siłą z wody.
- Ooo! Dlaczego mnie żadna nie ostrzegła?!- Evans znalazła kolejny powód do skrzyczenia przyjaciółek. Skierowała w tym czasie strumień ciepłego powietrza na swoje długie włosy. Zdążyła wysuszyć ubranie, ale to nie poprawiało jej humoru. Będzie musiała odnieść nieswoje rzeczy.
- A niby kiedy miałyśmy to zrobić?- spytała Dori.
- Ja byłam w stu procentach pewna, że on cię chce z tej wody wyciągnąć taj jak Syriusz i Remus zabrali Jas i Dor.- westchnęła nieco znudzona oburzeniem przyjaciółki. – Skąd mogłam wiedzieć, że cię do wody wrzuci…
- Nie chciał wrzucić!- stwierdziła wciąż zła zielonooka.- Chciał wiedzieć kto to jest Dorian!- wszystkie jej koleżanki nagle tknęło. Popatrzyły na Lilian przerażone.
- A co on ma do Doriana?- zapytała Jas drżącym głosem.
- Zgłupiałaś?!- nagle odezwała się Dorcas. – Przecież to oczywiste, że jest zazdrosny! Lily uważaj…- zerknęła prosto w oczy koleżanki. – Znasz James’a. Potrafi być nieobliczalny. Pamiętasz….
Sheryl olśniło. Nie przejmowała się niczym. Jamie chciał wiedzieć jak najwięcej, a ona mu powie. Wszystko co wie… Może jakoś wpłynie na jego decyzje, na jego postępowanie. Miała plan działania i świat przestał się liczyć. Wszystko przestało się liczyć….




Po kolacji Lily szybko zniknęła ku zawiedzeniu James’a. Widział jak wychodziła i szczerze zastanawiał się czy nie wziąć mapy, założyć peleryny i nie pobiec za nią. Ten O’Conell dla niego nie powinien być najmniejszym problemem, a jednak czuł się przez niego zagrożony.
- Wiem o czym myślisz. – stwierdziła Dorcas widząc jego tęskne spojrzenie biegnące za jej przyjaciółką. – I mówię stanowcze nie.- zerknęła twardo na chłopka.
- Oj Dor, słońce, nie znasz się. Rogaczu nie bądź głupi i biegnij za nią! A tamtego dorwij i dokop!- uśmiechnął się huncwocko Black, a choć Meadows miała szczerze chęci na niego krzyknąć to nie potrafiła. Ta słabość do Łapy nie minie jej nigdy. Korzystając z chwili nieuwagi Dori Rogaś wstał od stołu i gotowy był puścić się biegiem do dormitorium po niezbędne rzeczy, już był gotów śledzić swoją rudowłosą ukochaną, aż tu…
- Jamie stój!- krzyk znajomej dziewczyny. Na prędce odwrócił się i popatrzył na poważną minę brunetki.
– Sheryl ja teraz nie mam czasu…
- Nie przerywa się parom Jamie. – spojrzała triumfalnie na okularnika. Nie chciała by to zabrzmiało tak drastycznie.
- Co proszę?- zdziwił się, ale podziałało. Było widać, że doznał głębokiego szoku.
- Oh! No tak… Mówiłam o Lily i Dorianie dziś z nim rozmawiałam, a on powiedział…
- Ciii…- Potter rozejrzał się nagle podejrzliwie. –Rozmawiałaś z nim na ten temat?- zapytał z poruszeniem, którego Sher oczekiwała od tak dawna.
- Oczywiście. – uśmiechnęła się tajemniczo.
- W takim razie chodźmy w jakieś bardziej odosobnione miejsce.- bez skrupułów i zahamowań chwycił ją za dłoń i pociągnął w stronę wyjścia z wielkiej sali.





Wybiegła z zamku wciąż odwracając się za siebie, aby upewnić się, że nikt jej nie śledził. W końcu dotarła pod głaz. Zwyczajny kamień, kawałek skały, a jednak sekret. Tylko dla nielicznych.
Wyciągnęła łańcuszek na końcu, którego był wisiorek w kształcie kryształu. Przez chwilę uważnie mu się przyglądała… Westchnęła ciężko widząc ostatnie promienie słońca przechodzące przez niego jak przez pryzmat. W wakacje dzień trwał dłużej, a ona mogła wpatrywać się tak w niego cały czas. Szybkim ruchem dotknęła wisiorkiem uszczęrbka w kamieniu i nagle głaz zaczął się przesuwać. Odskoczyła nieco na bok i wkrótce jej oczom ukazały się schody do podziemi.
Rozejrzała się raz jeszcze i upewniwszy się, iż jest całkowicie bezpieczna zeszła stopień niżej i niżej, i niżej, aż zniknęła całkiem. Otoczyły ją ciemności…
- LUMOS!- wyszeptała wyciągając różdżkę. Skała przesunęła się z powrotem zabierając ze sobą resztki słońca. Ale wystarczyło pokonać jeszcze jeden stopień, a już dostrzegła światło kominka. Pewniej ruszyła na dół.
- Lilian!- chłopak siedzący wygodnie w fotelu uśmiechnął się na jej widok. – Jesteś przed czasem.- zerknął na zegar wiszący nad kominkiem.
- Nie mogłam się doczekać. – odwzajemniła uśmiech. Bez zbędnych ceremonii podeszła do wyższego od siebie chłopaka i uścisnęła go serdecznie. – Brakowało mi twojego zrzędzenia, pouczania mnie i ostrzegania.
- A mi brakowało kogoś tak lekkomyślnego i temperamentnego jak ty.- zaśmiał się widząc jej błyszczące zielone oczy. – Więc jak wakacje?- wskazał jej fotel z czerwoną narzutą. Rok temu było tu zielono, gdy spotkali się po raz pierwszy w roku.
- Nie narzekam. Wyjechaliśmy z rodziną do Egiptu, bo Petunia się uparła. – zaczęła ironicznie Evans.- Ale potem to nawet rodzice mieli dość, więc wygrały Włochy. Wspaniale było!- rozmarzyła się wspominając najwidoczniej.- I musze sprawdzić kilka nazwisk i przydomków. Nie jestem pewna czy to nie były czarownice i czarodziejowi.- powrócił ten rezolutny ton.
- Jak zwykle nawet w lecie nie mogłaś przestać myśleć o historii chociaż doskonale wiedziałaś, że nie będziesz się dalej uczyć tego przedmiotu.- Ruda była świadoma, że ma rację. On zawsze miał rację, a jego rady były nieocenione choć czasem wydawały się głupie. Wzruszyła tylko ramionami.
- A jak twoje wakacje?- zaciekawiła się.
- Znasz mnie…- posłał jej swój spokojny uśmiech.
- Rozwijałeś swoje zainteresowania?- spytała wciąż z tym miłym tonem. Nie potrafiła przy nim inaczej. W jego osobowości było coś co sprawiało, że czuła się winna, kiedy na niego krzyczała.
- Oczywiście. Przyda mi się to do owutemów z wróżbiarstwa. – odparł entuzjastycznie.
- Jesteś chyba jedyną osobą, która chce je zdawać akurat z wróżbiarstwa. – rzuciła zaskoczona. – Ale ciebie to zawsze interesowało.
- No tak…- westchnął.- A co z tobą i tym niezwykle napuszonym chłopakiem jak mówiłaś jeszcze rok temu?- mina jej zrzedła. Wchodził na nadzwyczaj grząski grunt.
- To palant! Dorian nie przypominaj mi o nim nawet!- starała się napomnieć go z lekkim naciskiem.
- No tak… Ale dzisiaj nie wyglądał jak palant prawda?- popatrzył na nią podejrzliwie.
- O co ci chodzi?- zaczęła bronić się z pretensją w głosie.
- Widziałem dzisiejszą akcję nad jeziorem. Lily ja cię pilnuję niemalże jak starszy bart. Bez ingerowania w twoje sprawy, ale widzę wszystko. Wiem o wszystkim…- powiedział dodając do tego nutkę tajemniczości. Dziewczyna patrzyła uważnie w zielone oczy nieświadoma jak bardzo przyjaciel się o nią troszczy. – A teraz uważaj… - wbił wzrok w ogień. – Jutro bądź ostrożna. Możliwe, że ktoś cię będzie chciał oszukać.
- Co?- zaskoczył ją tymi słowami i zupełnie zbił z tropu. Wiedziała jednak, że ma rację. – Kto?- spytała lekko zdołowana.
- Nieważne kto i nieważne jak. Nie zrobi tym nic złego. Tylko ty musisz uważać. Nie zmieniaj się choćby nie wiem co. - przeciągnął dłonią po jej policzku.
- Dobrze…- miała w zwyczaju brać sobie do serca jego uwagi.
Spojrzeli na siebie i Ruda ujrzała w jego opanowanych i spokojnych oczach odbicie swoich. Przestraszonych i czujnych….




Usiadła na łóżku jednego z chłopaków. Jak podejrzewała musiało to być miejsce spania Pottera. Naprzeciw niej usadowił się sam Jamie. Wszystko szło tak jak ona tego chciała.
- Co on powiedział?- spytał chłopak przechodząc do rzeczy.
- Na pytanie czy jest chłopakiem Lily?- Sheryl grała na zwłokę. Chciała jak najbardziej i jak najdłużej cieszyć się widokiem ukochanego.
- No tak!
- Powiedział, że tak. Albo, że raczej tak…- nie zwracała uwagi na to co mówi. Całkowicie wolałaby zając się czymś innym.
- To w końcu jak??- spytał podnosząc lekko głos.
- Nie wiem. Nie pamiętam.- odparła roztargniona. James westchnął, a ona poczuła, że traci jego uwagę. – Ale mówił mi o trzech wyjściach.- te słowa dały efekt. Spojrzał z blaskiem w oku.
- Jakich wyjściach?- po skrócie podała mu trzy rozwiązania uśmiechając się tajemniczo. – Więc które jest najlepsze?- spytała na koniec.
- To pierwsze… Ja zrezygnuję, a ona będzie wolna i szczęśliwa. – spojrzał nieprzytomnym wzrokiem po dormitorium.
- Ha! Ja podjęłam tę samą decyzję! Pierwsze wyjście. A Ten Dorian na to, że nie! Że to nie jest poprawna odpowiedź!- prychnęła zaciekle dumna z siebie.
- Jak to nie jest? To znaczy, że według jego któraś jest możliwa? Która?!- potrząsnął mocno Sher chwytając ją za ramiona. Czuł nagły przypływ mieszanych uczuć. Nie wiedział czy to radość czy żal…
Corvin zdała sobie sprawę z własnej głupoty. Trzeba było milczeć po tym jak odpowiedział. Spuściła głowę i przygryzła wargę.
- No w ostateczności stanęło na tym, że oboje będziecie musieli z czegoś zrezygnować żeby być razem. - zdziwiła ją tak gwałtowna reakcja Rogacza. Przeraziła się trochę.
- Tak powiedział?- James nie wierzył własnym uszom. Jeśli jest jej chłopakiem to jaki sens w mówieniu takich rzeczy? Zamyślił się patrząc w okno. – Coś tu nie gra…
- Jamie!- Sheryl zarzuciła mu ręce na szyję błagalnie patrząc w orzechowe oczy. – Ja błagam… Zapomnij o niej i zacznij żyć!
- Wiesz, że nie mogę…- delikatnie, ale stanowczo zdjął jej dłonie ze swojego karku.
- To i tak się nie uda!- stwierdziła z goryczą. – Ale ty wolisz trwać w swoim szaleństwie!- rzuciła mu spojrzenie pełne wyrzutu.
- Nie Sheryl…- wpatrywał się w nią ze współczuciem. – To ty trwasz w tym szaleństwie. Zdajesz sobie sprawę w głębi serca, że ta walka jest bez sensu, ale nie chcesz się poddać. – po jej policzku spływała najprawdziwsza łza, której on nigdy nie otrze. Była tylko jedna osoba, która byłby gotów pocieszać bez zastanowienia.
- Twoja walka też nie ma sensu!- krzyknęła mu w twarz pełna złości i żalu. Nie rozumiała dlaczego rezygnuje ze wszystkiego co ona mogłaby mu dać? Straszny ból wypełniał jej klatkę piersiową. Okropne uczucie owładnęło ją całą.
- Ale to moja walka.- rzucił szybko oschle.- A tobie nic do tego. – zerkał wściekle. Wyprowadziła go z równowagi na krótką chwilkę, ale szybko się opanował. Nagle dojrzał przez okno delikatną sylwetkę młodej dziewczyny mknącą w stronę wejścia do zamku. – Lecę. – powiedział nie spuszczając jej z oka.
- Idź! Pogrążaj się jeszcze bardziej!- w jej głosie było mnóstwo jadu i złości. Potter pokręcił tylko głową ze zrezygnowaniem. Dla niego była stracona…






Lily wbiegła na ruchome schody. Nieco zdołowana może bardziej niż szczęśliwa po rozmowie z przyjacielem. Nie spodziewała się takich tematów. No i uparł się zostać jeszcze odrobinę sam. „Pamiętaj, że masz przyjaciół i nie strać ich…”- te słowa ciążyły jej najbardziej. Dorian był wyraźnie czymś przygnębiony. Coś przytłaczało go…
Weszła ostrożnie do PW. Liczyła na cisze i spokój, a zastała gwar i tłum ludzi. Narzuciła kaptur na głowę i przeszła niezauważona do dormitoriów. Odetchnęła z ulgą dopiero kiedy opadła na łóżko. Chciała mieć ten okropny dzień za sobą. Nic nie mogło go zepsuć. Nic! Zamachnęła się ręka i uderzyła w szafkę z ubraniami, która się otworzyła. Wypadł z niej krawat i część szaty należącej do Gryfona. Westchnęła ciężko.
- Lil?- spytała Sheryl drżącym głosem. – Już wróciłaś?- otarła szybko oczy.
- Tak…- Ruda uśmiechnęła się przymilnie. Jednak rzucało się w oczy przygnębienie brunetki. – Sher…
- Nie wnikaj… Proszę.- przerwała jej patrząc załzawionymi oczętami.
- Jak chcesz…- Evans zmartwiła się. Najwidoczniej wszystko wskazywało, że można popsuć samopoczucie jeszcze bardziej. – Ja odniosę może ubrania dla Pottera. – starała się nie zasmucać bardziej Sher, ale na samo wspomnienie tego imienia najwidoczniej zadała jej ból.- Sheryl…- wyszeptała Lily współczująco zbliżając się by objąć koleżankę.
- Nie… Lily błagam… idź już…- cofnęła się starając opanować płynące po policzkach łzy. I choć z niechęcią i wyrzutami sumienia Ruda opuściła dormitorium zostawiając Sheryl samą. W tym samym czasie narodziła się w niej pretensja do James’a. To musiała być jego sprawka! Gotowa wyzbyć negatywnych uczuć z dzisiejszego dnia na biednym Potterze wkroczyła pewnie do pomieszczenia, w którym spali Huncwoci.
- James chcia…- nikogo nie było. Pustka. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Weszła na sam środek pokoju i stwierdziła, że jest zbyt spokojnie. Nagle ujrzała czuprynę ciemnych włosów wystających spod kołdry. Podeszła powoli kładąc na szafce obok przyniesione rzeczy. Ukucnęła przy łóżku i przeciągnęła dłonią po tych włosach w delikatny i pieszczotliwy sposób. Podniosła nieco kołdrę odsłaniając jego twarz i z trudem przyznała w duchu, że jest nadzwyczaj przystojny. Gdyby tylko nie ten paskudny i wredny charakter…
Rogacz z trudem powstrzymywał się od otworzenia oczu. Była tak blisko, że wystarczyłoby wyciągnął nieznacznie rękę. Z całych sił starał się zachowywać ten sam jednostajny oddech… Jej perfumy, jej dotyk i sama jej obecność wyprowadzały go z równowagi. Wprowadzały w stan euforii.
Lil zbliżyła dłoń do jego policzka i zawahała się. Nie powinna… Wzięła głęboki oddech. Cofnęła dłoń wstała i wyszła. Zupełnie zdezorientowała. Nieświadoma…




Dorcas nie udało się uzyskać żadnych informacji w sprawie wczorajszego spotkania. Sheryl powróciła do zwykłego nastawienia do świata, więc śniadanie powinno wyglądać jak najbardziej normalnie. POWINNO. Gdyby nie mała fiolka, którą Black kurczowo ściskał w dłoni, tak aby nikt jej nie wypatrzył.
- Lily błagam opowiedz chociaż odrobinę…- Dori jęczała nad uchem rudowłosej. To była jedna z jej udziału w całości. Miała dodatkowo odwrócić uwagę przyjaciółki od kubka z sokiem dyniowym. W środku nerwy zżerały ją nie dając tknąć nawet kawałeczka tostu.
- Nie! To była dziwna rozmowa.- spojrzała zielonymi oczętami na blondynkę. – W ogóle nic nie zrozumiałam…- westchnęła dłubiąc widelcem w talerzu.
Rogaś dostrzegał jej przygnębienie oraz wysiłki Dori. Zbyt nienaturalnie i histerycznie odciągała ją od stołu. Coś mu nie pasowało. Z uwagą obserwował poczynania Meadows i zaczął narastać w nim niepokój.
- Dorcas!- Evans chwyciła ją w końcu za dłonie, a Syriusz momentalnie otwarł fioleczkę i nachylił się nad stołem. – Nie jestem teraz w nastroju!- powtórzyła z naciskiem. – Daj mi spokojnie zjeść. – Dorcas rzuciła zlęknione spojrzenie swojemu chłopakowi, a on przytaknął. Dała spokój Lilian, ale pobladła strasznie. Co raz więcej wątpliwości. Zrobiła dobrze czy źle?
Potter czuwał cały czas. Podstęp? Zmowa? Syriusz I Dor dają sobie jakieś znaki?
- Nie denerwuj się Evans!- uśmiechnął się chytrze Łapa. – Co prawda to nie piwo kremowe…- wcisnął w jej dłoń kubek z napojem.- ale zwykły sok, lecz proponuje wypić za dzisiejszy dzień!
Spojrzała w zawartość naczynia smętnym wzrokiem.
- Za dzisiejszy dzień i oby był lepszy niż wczorajszy!- zbliżyła kubek do ust.
Nagle James doznał olśnienia wpatrując się w minę Blacka, która najwyraźniej z napięciem czekała aż dziewczyna weźmie pierwszy łyk.
- Liluś czekaj!- zatrzymał ją w ostatniej chwili. W jednym momencie przypomniał sobie jak Łapa mówił coś o eliksirze miłosnym. – Nie pij tego!- krzyknął jak desperat.
- Phi! Potter zmieniłam zdanie. Twoje zdrowie!- szybkim ruchem przechyliła kubek i poczuła jak do jej ust wpływają pierwsze krople soku dyniowego….



Od samego początku poczuła się dziwnie… Lekkie zawirowanie w głosie, mnóstwo motylków w brzuchu. Nagła lekkość swoboda i trudniej określić co. Rozejrzała się półprzytomnie i nagle poczuła jak wszystko się zamazuje… osuwa…
- Lily!- krzyknęła przerażona Dorcas, kiedy Potter szybko złapał ją opadającą na podłogę. Natychmiast oprzytomniała. Popatrzyła na bladą twarz chłopaka i doznała zaskakującego odkrycia. Orzechowo- brązowe oczy nigdy nie wydały jej się tak piękne jak dziś, każdy szczegół zdawał się być wspaniały i idealny, nawet rozczochrane włosy dodawały mu osobistego uroku! I czuła się szczęśliwa, gdy podtrzymywał ją w ten sposób, rozczulała się jak się o nią martwił… Traciła poczucie codziennej rzeczywistości!
- Nic ci nie jest?- Rogacz wciąż przytrzymywał ją, aby nie upadła, ale nie odpowiedziała mu. Ich spojrzenia się spotkały, a kiedy w jej zielonych oczach ujrzał coś dotychczas niespotykanego był pewien, że Syriusz zrobił to co wcześniej zapowiedział. Ogarnęła go wściekłość pomieszana z żalem, dopóki jej nieskazitelnego wzroku nie ogarnął jakiś nagły chłód.
- Nigdy więcej nie wypiję za twoje zdrowie.- wzdrygnęła się odchodząc od niego na bezpieczną odległość. – Musiało mi zaszkodzić. – znów zajęła się śniadaniem tym razem dłubiąc widelcem zaciekle.
Black skrzywił się niezadowolony. Nie tak miało to wyglądać! Spodziewał się, że rzuci się James’owi na szyję i będzie happy end, a tu nici! Zerknął zawiedziony na Meadows, która dopiero teraz zaczęła się rozluźniać.
- Liluś może powinnaś pójść do pielęgniarki? Takie zasłabnięcie….
- Potter nie wyprowadzaj mnie z równowagi dobrze?!- warknęła nawet na niego nie patrząc. Bała się odwrócić się i spotkać z nim twarzą w twarz.
- To działa bardziej odwrotnie…- szepnął Remus do Łapy widząc zdesperowaną twarz okularnika. – Ona zdaje się być bardziej rozdrażniona jego obecnością niż zwykle…
- Myślisz, że nie widzę?- Syriusz przewrócił oczyma. – Coś poszło nie tak… - spuścił głowę i zamyślił się głęboko. Czyżby Evans pomyliła składniki? A może wiedziała i zrobiła to naumyślnie?
- Odsuń się na litość boską!- Ruda nie wytrzymała i obrzuciła Rogacza wściekłym spojrzeniem i natychmiast tego pożałowała. Paliło ją od środka i choć jeszcze nie do końca tego świadoma toczyła własną walkę z samą sobą. Z jednej strony coś czego wcześniej nie było… Nieznane i nieokiełznane, przerażające i ciągnące strasznie w stronę boskiego, przystojnego… ekhem… wrednego i egoistycznego Pottera, a rozsądek mówił uciekaj, to wróg! Licz się z opinią innych. I mimo, iż całą siłą woli chciała odwrócić twarz nie mogła. Odkrycie tego faktu przytłoczyło ją jeszcze bardziej. Zakryła dłonią usta wbrew własnej woli. Szybkim ruchem podniosła się wywracając kilka kubków i swój talerz. Przestraszona rzuciła jeszcze szybkie spojrzenie zaskoczonemu James’owi i wybiegła z WS nikomu nic nie mówiąc.
- Co ją ugryzło?- spytał teatralnie udając niewinnego Black.
- Już ty doskonale wiesz co!- Rogacz zerknął na niego z ukosa z nieukrywaną niechęcią. – To teraz mi powiecie co jej dolaliście do napoju?!- podniósł głos przenosząc wzrok ze złością z Dorcas na Syriusza i z Syriusza na Dorcas.
- Ja…- blondynka spuściła głowę smętnie. Nie spodziewała się u siebie aż takich wyrzutów sumienia. Jednocześnie gnębił ją swoisty niepokój. Coś co sprawiało, że wszystko w jej brzuchu wirowało niebezpiecznie i chciała zapomnieć o eliksirze. Żeby to się już skończyło!
- Dori nic nie musimy mówić!- Łapa zbulwersował się odrobinkę bezczelnością i podenerwowaniem swojego najlepszego przyjaciela. Rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie. Jeśli chce kłótni to będzie ją miał!
- Na twoim miejscu Meadows sam bym się przyznał, bo Lily cię rozszarpie jak ja jej powiem!- dziewczyna zbladła. Tego obawiała się najbardziej. Strach owładną ją całą. On tylko żartował… To żart… Jedno zerknięcie w brązowe oczy i… Nie żartował!
- James…- wyszeptała drżącym głosem chcąc się jakoś wytłumaczyć.
- Nie!- krzyknął. Pierwszy raz widziała go tak śmiertelnie poważnego i wściekłego. – Nie będę słuchał głupich tłumaczeń! Co jej dolaliście?- spytał z naciskiem na dokładnie każde słowo.
- Jamie spokojnie…- wtrąciła się nagle Sher, ale jej jasna twarz prawie niczym nie różniła się od białej Dori. – Bo widzisz… Nie tylko oni są w to zamieszani.- powiedziała unosząc dumnie głowę.
- Ty chcesz mi powiedzieć, że też….- powoli zaczynał całkowicie tracić kontrolę nad sobą. To było nie do pomyślenia! Zrobić taką krzywdę dla niej!
- Wiedziałam o wszystkim…Ale się nie denerwuj!
- I mimo to pozwoliłaś na to?! – pokręcił głową z niedowierzaniem.
- James, przyjacielu…- odezwał się nagle Remus.- Choć nie brałem w tym czynnego udziału, to jednakowoż zostałem wtajemniczony i czuję się współwinny. – spuścił smutno głowę zerkając na Pottera.
- I ja!- wtrąciła się Jasmine. – Przykro mi…-spojrzała smutno.
Rogacz podążając za myślami przeniósł wzrok na Glizdogona jedzącego śniadanie jak gdyby nigdy nic!
- Eeeee…- chłopak skrzywił się nagle ukazując rząd ząbków. – No… Ja też wiedziałem!- stwierdził ze zmieszaniem obserwując minę Blacka, Lupina i dziewcząt.
- Wszyscy jesteście egoistyczni! Nawet nie pomyśleliście jak ona się czuje! Co byś zrobiła Sheryl gdyby ktoś tobie wlał eliksir?! Jasmine w życiu nie pomyślałbym, że zrobiłabyś coś takiego, a co dopiero mówić o Dorcas! Remus i Peter gdzie wasza uczciwość?! Lunatyku jesteś prefektem, a mimo to…
- Oj zamknij się już!- przerwał bezczelnie Black. Z całą pewnością możnaby stwierdzić, iż każdemu zrobiło się przykro. Każdemu prócz Syriusza. – My egoistami?!- prychnął. – Spójrz na siebie! Przecież to było zaplanowane specjalnie z myślą o tobie! Cały eliksir miłosny…
- Miłosny?!- Potter krzyknął jeszcze głośniej. – Ty pomyślałeś chociaż, że jak go uwarzysz to może nie podziałać?!- nagle James’a naszła wielka ochota, aby szybkim ruchem uderzyć kolegę. Tak by przestał gadać na jedna krótką chociażby chwilkę.
- Masz rację! Dlatego postarałem się, by pochodził od osoby, która zna się świetnie na eliksirach!- bezczelnie i arogancko założył ręce i wpatrywał się w James’a.
- To kto go uwarzył?! Kolejna osoba do współpracy, która nie przejmuje się losami innych?!- wodził wzrokiem po wszystkich, którzy już się przyznali i nagle zauważył jak Łapa triumfalnie daje znać Dorcas. Ta zrobiła krok do przodu i westchnęła ciężko.
- Ja zdobyłam eliksir… Poprosiłam o niego Lil…- każde słowo wypowiadała z trudem. Powinna była pamiętać, że kłamstwo ma krótkie nogi, ale nie! Wolała zatracić się i ulec swojemu chłopakowi!
- I ona ci go dała?!- chłopak aż otworzył usta ze zdziwienia nie zwracając najmniejszej uwagi na Blacka poprawiającego włosy zwyczajem zwycięzcy po ciężkiej walce.
- Poprosiłam podstępem…- stwierdziła ze skruchą.- trochę skłamałam. Wiedziałam, że będzie chciała mi pomóc, ale nie da eliksiru chyba, że sama też będzie miała z tego korzyści. No i powiedziałam, że to eliksir dla dziewczyny zakochanej w Syriuszu, i że chcę, aby się zakochała w tobie. Skusiła ją możliwość patrzenia jak jakaś namolna laska cię męczy…- Dor starała się wyglądać jak najbardziej naturalnie i spokojnie, ale wszystko w niej drżało. Lily się dowie i zabije wszystkich!
Do James’a nagle dotarł ogrom słów wypowiedzianych przez niewinnie wyglądającą blondynkę.
- Dała się oszukać byleby…- nie dokończył.- Jesteście podli! – rozejrzał się z obrzydzeniem.
- Zaraz, zaraz… nie mam zamiaru słuchać twoich głupkowatych zarzutów!- Syriusz wstał od stołu wyzywająco zerkając w stronę James’a.
Okularnik w mig pojął o co chodzi tamtemu. Odwzajemnił spojrzenie dodatkowo podnosząc drwiąco jedną brew.
- Zdajesz sobie sprawę z tego co to oznacza?! Czy wytłumaczyć ci jak dziecku?- uśmiechnął się wrednie Łapa.
- Nie ja się będę tłumaczyć tylko ty kiedy stracisz połowę wielbicielek, na skutek publicznego ośmieszenia!
- Na litość boską! Dajcie spokój…- Lupin wszedł między nich z zawziętą miną. Doskonale pamiętał jak kiedyś już podjęli wojnę między sobą. Skończyło się na katastrofalnych skutkach dla wszystkich prócz nich. Pogodzili się w napadzie śmiechu kiedy ich zaklęcia spotkały się, złączyły i uderzyły w Snape’a. Severus przez tydzień leżał w SS, a oni mieli tygodniowy szlaban.
- Nie wtrącaj się!- krzyknęli równocześnie.
- Dopadnę cię…- Syriusz wyszczerzył zęby w złowieszczym uśmiechu.
- Prędzej ja ciebie zgniotę jak robaka…- Potter zmrużył oczy wytrzymując spojrzenie Łapy.
- Skarbie…- Dorcas podeszła powoli do Syriusza.
- Nie teraz…- wycedził przez zaciśnięte zęby nawet na nią nie patrząc.
- Ja… ja idę do Lilian. – zraniona zachowaniem swojego chłopaka wyszła z WS, a za nią reszta dziewczyn.





Otwarte okno wcale jej nie przeszkadzało. Ani chłodny wiatr muskający jej policzki i porywający kosmyki rudych włosów. Westchnęła ciężko patrząc na tańczące na wietrze liście drzew. Który raz już dziś westchnęła? 5? 10? 20? Nie była w stanie powiedzieć. Tęskniła strasznie, ale bała się opuścić bezpieczną kryjówkę w jakiej się znajdowała. Nie odpowiadała za swoje zachowanie kiedy go zobaczy, a z każdą minutą było coraz gorzej. Przymknęła oczy i ujrzała twarz… Jego twarz…
- Dziewczyno!- krzyknęła nagle sama do siebie.- Weź się w garść! To się robi jak obsesja!- schowała twarz w dłoniach.
- Lily?- dotarł do niej nieśmiały głos Dorcas. Szybko podniosła głowę zaskoczona. – Jas, Sher… Zostawcie nas same…- blondynka poprosiła pozostałe dwie dziewczyny zamykając drzwi od środka.
- Dori co się stało?- Ruda zaniepokojona wnikliwie obserwowała twarz przyjaciółki.
- Nic się nie stało… Co się mogło stać…- Meadows wciągnęła dużą ilość powietrza w płuca, aby po chwili ciężko je wypuścić.
- Przecież widzę…- Lil podsunęła się i wskazała jej miejsce na parapecie bardzo blisko siebie. Dor usiadła nie patrząc jej w oczy. Wina dawała o sobie znać. – Dorcas, moja droga, jesteśmy przyjaciółkami?- padło pytanie pogrążające je obie w melancholii. Wyrzuty sumienia niemalże odbijały się w błękitnych oczach, a wzmocniły się kiedy Lilian położyła jej swoją głowę na kolanach, tak by móc obserwować spuszczony wzrok…
- Jeśli się nie mylę to od 5 lat i właśnie rozpoczęłyśmy 6.
- Co się stało?- Ruda powtórzyła pytanie marszcząc czoło w wyrazie niepokoju.
- Syriusz i James się pokłócili…- oczy Dorcas zaszkliły się. Musi jej to powiedzieć! Bez względu na konsekwencje! Powinna była pomyśleć o wszystkim wcześniej!
Na dźwięk tego imienia serce Zielonookiej zabiło mocniej. Dlaczego tak się stało? Zasmuciła się w głębi duszy, ale nie chciała okazać swojej nowoodkrytej słabości…
- O co?- spytała niby mimowolnie obojętnym tonem. Toczyła niebezpieczną grę pozorów.
- O… - Dor zawahała się. Ukradkiem zerknęła na znudzoną minę przyjaciółki jednak znała ją zbyt dobrze, by wiedzieć, że udaje. – Czemu się ukrywasz?
- Słucham?- Evans zbita z tropu tym pytaniem poderwała się nagle siadając prosto. Wbiła wzrok w śliczną twarz blondynki.
- Jak przyszłam usychałaś…- żadna z nich nie wiedziała jak trafne było to określenie. – Czemu?
Głowa z burzą rudych włosów wychyliła się za framugę okna wychodząc naprzeciw wiatrowi. Orzeźwienie sprawiało, że na chwilę potrafiła zapomnieć o wszystkim. I nagle dostrzegła czwórkę chłopaków i dwójkę dziewcząt idących na błonia wokół zamku. Nie dało się ich nie poznać. Dziewczyny najwyraźniej czymś oburzone, niski blondyn i nieco wyższy prefekt Gryffindoru spokojnie wiedząc co robią trzymali się z tyłu, zaś dwóch brunetów prowadziło zaciekłą konwersację nie raz zapewne obrażając się nawzajem. Jednak ona całą swoją uwagę skupiła na tym chłopaku z roztrzepanymi włosami. Wodziła za nim rozmarzonym wzrokiem póki nie zatrzymał się nagle. Wstrzymała oddech w napięci, przeczucie? Odwrócił się przenosząc bezczelnie swoje spojrzenie na nią. Wszystko zamarło, choć w ciągu sekundy zdążyła schować się bezpiecznie. Przyparła do ściany oddychając głęboko, dopiero teraz zauważyła, że Dorcas również wyjrzała przez okno. Teraz machała ręką do przyjaciół bez większego entuzjazmu, a nawet z lekkim przygnębieniem.
- Właśnie o to mi chodziło Lil… Chowasz się. Przed czym?- spytała starając się to wyczytać z jej wyrazu twarzy.
- Dorcas!- Ruda jęknęła. – Ja nie wiem sama co się ze mną dzieje! Tracę panowanie nad sobą! On się zmienił w moich oczach…
- Kto?
- Potter! Jakoś sobie z tym radzę kiedy go nie ma, ale ciągle myślę.. i… i… i on jest wspaniały!- westchnęła ciężko.- Ale cierpię strasznie! Bo jak można zmienić zdanie o osobie w ciągu jednego dnia? Jednej chwili?!- w jej oczach odbijał się przeraźliwy smutek zaś Meadows bladła z każdym jej słowem.- Co powiedzieliby inni….- ściszyła głos. – Przecież go nie znosiłam, olewałam, a teraz? Teraz z trudem powstrzymuję się żeby tam do niego nie zbiec! A jak go widzę…- uciszył ją palec Dorcas przyłożony do jej ust.
- To się zwie miłością.- stwierdziła blondynka. – Powinnaś się cieszyć.
- Ale ja nie mogę z nim być!- krzyknęła nagle z pretensją w głosie Evans. – A poza tym… Dorian powiedział, że ktoś z bliskich mnie zdradzi. Kazał być ostrożną.
- Tak powiedział?- zaciekawiła się nagle dziewczyna.
- Niedokładnie… Ale o to mu chodziło. Kazał wybaczać przyjaciołom…- zamyśliła się przypominając sobie jego słowa.
- Bardzo mądrze powiedział!- podchwyciła Dorcas. – Obiecaj mi, że nic nie zburzy naszej przyjaźni… - wbiła smutne oczy z błagalnym uśmiechem prosto w zielone, przenikliwe spojrzenie.
- Oj, Dori, przecież wiesz, że ja cię nigdy nie zostawię, nie skrzywdzę… Jesteśmy przyjaciółkami na wieki. Nawet mężczyzna nie przekonałby mnie żebym ci coś zrobiła, albo przestała rozmawiać. – Lily nie wiedziała jak te słowa raniły jej przyjaciółkę. Uścisnęły się i siedziały tak kilka minut.
Dorcas przez ten czas rozważała wszelkie za i przeciw, no ale jeśli nie ona to Rogacz jej powie. I wyjdzie gorzej… Chłopcy się kłócą, a ona staje przed straszliwym wyborem. Nie chce jej okłamywać! Nie chce…
- Lilian ja muszę ci coś powiedzieć!




Krzyk dało się słyszeć wszędzie. Potter stał z wyciągniętą różdżką naprzeciw Blacka. Obaj wpatrywali się w otwarte okno, w którym niedawno było widać Dorcas.
- Myślicie, że jej powiedziała?- Remus także najwyraźniej usłyszał wrzask, który brzmiał jak: „CO ZROBIŁAŚ?!”
- Poprosiła nas żebyśmy wyszły…- westchnęła Sheryl.
- Uważam, że dobrze zrobiła.- Jas czytała książkę siedząc pod wierzbą. – Uczciwość przede wszystkim.
- Nie no! Cholera! To niech ją ktoś uratuje!- Syriusz znów spojrzał bezczelnie na James’a. – Zanim „twoja dziewczyna” ją rozszarpie…
- Znając Evans… Wypyta ją dokładnie, dojdzie kto był pomysłodawcą i zarżnie ciebie! Ale najpierw ja ci się dobiorę do skóry!- Rogacz zerkał wyzywająco.
- Koniec kłótni chłopaki!- zarządził Lupin. – Na lekcje.- skrzywił się nieznacznie, ale z drugiej strony w czasie tych 45 minut jego przyjaciele nie warczeliby na siebie.
- Ale jest niedziela…- zauważył Glizdogon patrząc zdezorientowanymi oczętami.
- A no tak…- chłopak zarumienił się nagle zerkając nerwowo w stronę Jas.
- Ty to zawsze tylko o nauce.- przewróciła oczyma Sheryl zawstydzając go jeszcze bardziej i wnikliwie obserwując ukradkowe spojrzenia Jasmine i Lunatyka.
- To jak Black boisz się?- po podwórzu potoczył się głos Rogasia. Stali naprzeciw siebie z wyciągniętymi różdżkami.
- Oszalałeś?- zadrwił brunet a jego błękitne oczy pobłyskiwały groźnie. – Pokaż na co cię stać. O ile WOGLE cię na coś stać. – w młodych i gniewnych sercach wezbrała złość i wściekłość. Od dawna każde z nich miało ochotę na drobny spór, ale nigdzie w pobliżu nie było Snape’a. Co więc im zostało w obliczy kłótni między sobą? Coś co zwali wojną stulecia! Kilka poziomów, a pierwszy to pojedynek. Nigdy dotąd nie udało im się wytrwać pokłóconym do drugiego etapu. Dlatego dziś oboje wyczuwali także narastające napięcie. Strzelać celnie i uczciwie.
Nagle Łapa machnął różdżką, ale James machinalnie krzyknął „protego!” odbijając zaklęcie.
- Syr… Rzucasz niewerbalne?- podniósł jedną brew. – Niech i tak będzie!- w następnej chwili rozpoczęła się prawdziwa wojna. Różnokolorowe promienie tryskające z różdżek odbijały się, chybiały przyciągając coraz większy tłum. Ktoś przez przypadek oberwał i zawisł w powietrzu, ktoś inny padł sparaliżowany… Mnóstwo ofiar naokoło tylko sam Syriusz i James jakoś dawali sobie radę. I wtem promień światła trafił Rogacza w policzek. Trysnęła krew, którą chłopak szybko otarł rękawem. Wezbrała w nim nienawiść! Ale nie czysta… Wiedział, że to chwilowe, ale nie mógł nic poradzić. Rzucił połyskujące iskrami spojrzenie w stronę triumfującego przyjaciela po czym trafił w niego expeliarmusem. Cieszył się kiedy Łapę odrzuciło o kilka stóp. Jednak dał mu podjąć różdżkę i ponownie stanąć do walki..
Zaklęcia stawały się okrutniejsze… Tłum naokoło ich przybierał zasłaniając przed nauczycielami. Sheryl z przerażeniem oglądała widowisko przekazując wszystko Jas stojącej trochę dalej. Nielicznym udawało się tak wepchnąć, aby widzieć co się dzieje.
Tylko jeden chłopak siedział nad książką z połyskującą odznaką prefekta przypiętą do jego szaty. Mógł ich zatrzymać, ale doświadczenie nauczyło go, że ta dwójka i tak robi to, na co ma ochotę. Nie zważając na przepisy, ani tym bardziej szlabany czy punkty, które udawało im się odrobić w ciągu jednego dnia.
Niebawem ujrzał zbliżające się dwie dziewczyny. Jedną rudą i wyraźnie zbulwersowaną. Jej twarz mówiła: „niech ja go tylko dorwę…” . Tuż za nią biegła blondynka non stop nawołując przyjaciółkę i prosząc, żeby się zatrzymała.
„Kłopoty”- pomyślał Remus zamykając podręcznik. Wstał i podszedł do Elvin.
- Każ przekazać chłopakom, że przyszła Lily i nie jest szczęśliwa. – zwrócił się do niej, a ta kiwnęła lekko głową przepychając się na przód.
- Przepraszam!- Evans w dość niegrzeczny sposób starała się dotrzeć do znienawidzonego na dziś źródła problemów. Nie wiedziała jeszcze co mu zrobi, ale nie obejdzie się bez skrzydła szpitalnego! Eliksir dla niej! Jak ktoś mógł wpaść na tak beznadziejny pomysł?!
- Lil proszę… błagam! Przemyśl to!- Meadows podążała jej krokami próbując jej wyperswadować chęć zemsty. Spodziewała się tego mówiąc jej prawdę, w zasadzie Ruda miała nawet dużo racji… Ale przecież ona rozszarpie Blacka!
W końcu Zielonooka wybiła się na przód! Bez skrupułów wyszła na pole walki, ale jednak trzymała się w miarę z boku.
- Kończcie to natychmiast!- krzyknęła tonem nie cierpiącym sprzeciwu nie spuszczając z oka Łapy. Wciąż bała się zerknąć nawet na Rogacza, sama jego bliskość ją przerażała.
- Na litość boską nie teraz Evans!- Black uchylił się właśnie od odbijającego się zaklęcia. Różnokolorowe promienie latały wszędzie.
- Właśnie, że TERAZ! – zacisnęła dłonie w pięści co nie wróżyło nic dobrego. – Masz mi wiele do wytłumaczenia mój drogi! – nie zdziwiło jej wcale „zdziwione” spojrzenie Syriusza, ani to, że nagle zaklęcia przestały latać. Wszystko zdawało się być prawie normalne pomijając jej wielką złość, dopóki nie poczuła jak w plecy dostaje czymś co zwaliło ją na podłogę. W jednej chwili przewrócił się świat…
- Lily! Lily!- zatroskany głos James’a i jego twarz wszystko się oddalało… Nierealne… Nierzeczywiste….


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez aniula19.12 dnia Śro 14:58, 15 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 14:55, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Otworzyła oczy i natychmiast poczuła potężny ból głowy. Zamknęła je powrotem, mając nadzieję, że wszystko wróci do normy.
- Lil?- usłyszała nagle pełen nadziei głos Dorcas. Zerknęła na nią jednym okiem. Tak stała tam… Ona, Sheryl, Jasmine i Huncwoci rzecz jasna. – Lil!- przytuliła ją do siebie mocno promieniejąc ze szczęścia.
- Spokojnie, głowa straszliwie mnie boli.- chwyciła się za czoło siadając wygodnie. Przeleciała wzrokiem na wszystkich zebranych i zatrzymała się na parze brunetów.- Już w zgodzie?- spytała z lekkim jadem.
- Eeee… Tak.- odparł Syriusz.
- Więc po pierwsze!- podniosła się do pretensjonalnego tonu.- Czy wasze kłótnie muszą się Kończyc zawsze tym, że osoba postronna ląduje w Skrzydle Szpitalnym?!- krzyknęła nie zwracając uwagi na zmieszane miny przyjaciół. Nie zdążyła się wygadać ostatnio.- Po drugie, Black nie zapomniałam o tym zasranym eliksirze!- poznać było, że zdenerwowała się nie na żarty, gdyż normalnie posługiwała się łagodniejszym słownictwem. Spodziewała się, że ktoś będzie miał przeciw niej jakieś zarzuty, ktoś coś powie na swoją obronę, ale cisza… nic więcej… - I po trzecie… - dodała po chwili ciszy już spokojniej.- Czym dostałam?
Syriusz i James wymienili zaniepokojone spojrzenia.
- Nie teraz Lilian… Powinnaś wypocząć. Ale wygląda na to, że nie podziałało.- uśmiechnęła się do niej Sheryl.
- Sharon nie próbuj mnie odwieść od swoich przekonań!- zdziwiła się kiedy wszyscy jej przyjaciele zamarli.
- Jak ją nazwałaś?- spytała przestraszona Jasmine z szeroko otwartymi ustami.
- Sharon. Przecież tak ma na imię, prawda?- sama już nie wiedziała. Rzecz tak oczywista. Imię, a oni się boją?
- Pani Pomfrey! – Potter krzyknął nie spuszczając oka z Rudej. To wszystko wina tej głupiej wojny! Gdyby przerwali to w porę kiedy o to poprosiła…
- Tak?- pojawiła się przy nich szkolna pielęgniarka.
- Ona… Traci pamięć.- jęknęła cicho Dorcas, chowając twarz w ramieniu swojego chłopaka.
Lily nagle poczuła się jakby nikt jej nie zauważał. Rozmawiali obok! Mówili o traconej pamięci, a ona to słyszy! Wodziła wzrokiem od pielęgniarki do przyjaciół i zatrzymała się nagle na Rogaczu, który usiadł obok niej na brzegu łóżka. Odgarnął jej włosy i pocałował w czoło, skrzywiła się.
- Obiecuję, że wszystko wróci do normy.- uśmiechnął się do niej opiekuńczo i z czułością.
- Ależ wszystko jest w jak największym porządku! – przewróciła niecierpliwie oczyma. – Sprawiacie problemy! Nie mam amnezji! I nie całuj mnie więcej Jimmy! To ostatnie ostrzeżenie!


Do wieczora dziewczyna zaczynała zapominać niektórych znajomych, wydarzenia… Wszystko umykało jej przez palce. Co gorsza nie było sposobu, by jej pomóc jeśli pani Pomfrey nie dowie się co jej zaszkodziło. Amnezja postępowała coraz szybciej. W końcu kiedy Lily stwierdziła, że nie zna Petera Dorcas, Jas i Sheryl przekonały James’a i Syriusza żeby się przyznali. W ostateczności wymyślili historyjkę, w której wszystko wskazywało na nieszczęśliwy wypadek. Cała 7 z ciężkimi sercami wróciła na noc do dormitoriów zastanawiając się czy uda się przywrócić pamięć przyjaciółce…
Następnego dnia na lekcjach nikt nie mógł się należycie skupić. Godziny lekcyjne spędzane wspólnie przegadywali rozważając różne możliwości.
- A jak pani Pomfrey nie znajdzie lekarstwa?- Dorcas dłubała widelcem w swoim obiedzie. Nie dała rady nic zjeść. Wszystko przez głupi wybryk z eliksirem!
- Dori, leżałem w Skrzydle Szpitalnym nie raz…-westchnął Potter.- I za każdym razem pielęgniarka potrafiła sprawić, że tego samego dnia, którego tam trafiałem byłem w stanie uciec stamtąd o własnych siłach. – szczerze w to wierzył. W końcu ona nie mogłaby pozostać taka na zawsze. Żyć bez wspomnień. Przekonywał sam siebie dodając przy okazji otuchy innym. Nadzieja zawsze pozostawała…
- Ja idę do niej pod wieczór.- stwierdziła Sher.
- Ja też… Nawet jeśli nie będzie mnie pamiętać powinnam ją odwiedzać.- zasmuciła się Jasmine. Wszystkie traciły jedną z przyjaciółek. Ale wszystkie głęboko wierzyły, że nie bezpowrotnie.
- Cholera, a my to inni?- Łapa od czasu, gdy JEGO zaklęcie trafiło w Evans strasznie się denerwował. Bo przecież to ON kazał jej zaczekać, to ON wlał jej eliksir, to JEGO wina!
- Nie chcę mówić…
- To nie mów!- Syriusz spojrzał na Remusa groźnie.
- Ok… W porządku.- znów zanurzył się w książce. – Ale jak tylko wszystko sobie przypomni z całkowitą pewnością da wam szlaban. Wszystkim.- zerknął na zgromadzonych.
- Jak to wszystkim?- poderwał się Glizdek.
- Przecie każdy wiedział o eliksirze… Tylko mnie nie może ukarać, bo też jestem prefektem. – spojrzał czule na odznakę. W takich chwilach był wdzięczny, iż ją posiada.
- Masz rację. – zastanowił się Black. – Zarżnie nas wszystkich, ale wtedy poczuję się sto razy lepiej. No, ale nie pamięta, że nienawidzi Rogacza….- nagle jego mózg zaczął pracować na przyśpieszonych obrotach. – Rogaś to jest to!- krzyknął uradowany. – Skorzystaj póki możesz!- uśmiechnął się chytrze do przyjaciela.
- Ani mi się waż!- podniosła głos Dorcas. – Nikt! Powtarzam NIKT z was teraz jej nie tknie!- ręce jej drgały z podenerwowania. Odczuwała silną potrzebę chronienia Rudej. Po tym wszystkim…
- Ale to nie taki zły pomysł…- Potter zmarszczył lekko brwi najwyraźniej zastanawiając się głęboko. – Mówicie idziemy do niej po kolacji?- w jego oczach zadrgały złe iskierki, a w głosie dało się zauważyć intrygującą nutę.




Nikt się nie odzywał kiedy stanęli przed drzwiami do SS. Meadows była wściekła na Syriusza za jego głupie pomysły, ale na całe szczęście z pomocą Sheryl, Jas i Remusa udało jej się wyperswadować ideę wykorzystania stanu świadomości Lilian. Wszyscy mieli nadzieję, że gdy tam wejdą Lil wstanie i przywita ich po imieniu. Jak zwykle spyta co było na lekcjach i powie kilka niemiłych słów Potterowi. Jakże inna była rzeczywistość!
- Dobrze, że przyszliście!- powitała ich pani Pomfrey.- Uważam, że można ją zabrać do dormitorium. – kobieta uśmiechnęła się, ale najwidoczniej coś było nie tak.
- To znaczy, że wróciła jej pani pamięć?- Dorcas zrobiła krok bliżej z nadzieją. Szybciej bijące serce kazało jej się rozejrzeć i pójść w stronę przyjaciółki.
- Podałam jej serum. Jutro powinna sobie… przypomnieć wszystko. Dlatego tak ważne jest żeby trafiła do siebie. Wydaje się że nie chce tu dłużej siedzieć. Wszyscy obecni spojrzeli na rudowłosą dziewczynę poprawiającą swobodnie włosy na jednym z łóżek.
- Lil!- Dori podeszła do niej energicznie, ale na twarzy przyjaciółki pojawił się tylko pytający grymas. – Jak się czujesz?
- Nie narzekałabym, gdybym nie była odrobinkę zmęczona. Poza tym cały czas mam bóle głowy i tu jest okropnie!- przewróciła oczyma.
Meadows odetchnęła z ulgą. To wciąż była ta sama Lily! Szczera i wredna. Dori wzięła ją w swoje objęcia ze łzą szczęścia w oku. Dziewczyna zdezorientowała delikatnie poklepała ją po plecach ze zmieszaniem.
- No już dobrze… Bo mnie udusisz!- uśmiechnęła się niepewnie. - Znałam was?- to jedno pytanie zburzyło całe szczęście. Wszyscy wytrzeszczyli na nią oczy.
- Liluś ty nie pamiętasz?- James kucnął przed nią i nagle zdał sobie z czegoś sprawę.
- Nie… Ta baba mówi, że przypomnę sobie jutro.- kiwnęła głową na Pomfrey. – I czemu trzymasz mnie za rękę?- zerknęła zaskoczona w brązowo-orzechowe oczy.
- Och Dorcas!- Rogacz wbił w błękitne oczy błagalny wzrok. – Pozwól mi!- otworzyło się przed nim nagle tyle możliwości! Cała noc do jutra, a klucz do tego trzyma blondynka.
- Nie!- odparła stanowczo.
- Zaprowadziłbym ją do dormitorium… - wciąż patrzył błagalnie i nieustępliwie. – Tylko porozmawiać…
Zaczęła się wahać. Może powinna mu pozwolić? A może nie… Nie darzyła go chyba na tyle zaufaniem, żeby powierzyć mu bezbronna teraz Lilian.
- Dori, skarbie?- Black objął ją w pasie nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenie Rudej. – Tak sobie myślę… Zostawilibyśmy dla nich dormitorium… Nie! Zaczekaj, daj mi skończyć! Wszystkie dziewczyny poszłyby do naszego dormitorium, a oni by porozmawiali. Zastanów się… Nie miałaś jeszcze okazji spać na moim łóżku.- uśmiechnął się czarująco składając na jej ustach lekki pocałunek.
Dorcas westchnęła.
- Nienawidzę, kiedy tak robisz…- uśmiechnęła się. – Bierzesz mnie pod włos, a tego nie lubię. – przeniosła wzrok na Pottera, który usiadł teraz obok Lil i patrzył błagalnie na Dor. – Oh no dobrze! Ale pamiętaj… Jeśli jej coś zrobisz…- pogroziła mu palcem, ale nie zdążyła dokończyć zdania, bo okularnik poderwał się i rzucił się ku niej ściskając ją i całując po policzkach.
- Dziękuję! Nawet nie wiesz jak bardzo!- krzyczał z entuzjazmem. Wkrótce przyjrzał się zielonym oczom, które spoglądały na niego jakby próbowały rozpoznać… przypomnieć…
James wyciągnął dłoń ku Rudej wciąż obserwującej najmniejszy jego ruch z niepokojem.
- Idziemy stąd?- spytał uśmiechając się do niej.
Zerknęła nerwowo na rękę, a potem znów na chłopaka i jego roztrzepane włosy. Wszyscy w pomieszczeniu zamarli. Wydawało się, że będzie tak siedziała i czekała aż on tę dłoń zabierze, ale ku ogólnemu zaskoczeniu po krótkiej chwili chwyciła ją i wstała.
- Nienawidzę wszystkiego co ma w nazwie „szpital”- stwierdziła, a Rogaczowi serce podskoczyło do gardła, kiedy ścisnął jej dłoń w swojej dłoni. Peter patrzył z otwartą buzią zaskoczony tym, iż Zielonooka nie prychnęła na okularnika wściekle. Corvin także zdawała się być zdezorientowana.
- Co się dziwicie!- nagle Meadows spojrzała zaciekle po wszystkich. – Ona nie pamięta! Nie wie…- opuściła bezradnie ręce.
- Boże drogi… Dorcas ty się robisz jak Evans.- stwierdził Lupin. Rzeczywiście. Zaczynała krzyczeć, złościć się i zajmować się wszystkimi sprawami na raz.
- Bez takich komplementów mi tu!- zerknęła morderczo na Lunatyka.
- Nawet spojrzenia masz jak ona! Dobra! Już nic nie mówię!- jęknął Remus widząc wyraz jej twarzy.
- Wy!- blondynka zwróciła się do Lily i James’a. – Pójdziecie przodem żebym was miała na oku!- zarządziła stanowczo. Miała zamiar wydać polecenia reszcie przyjaciół, ale…
- Chwileczkę!- usłyszała pretensjonalny głos. – Może ja nie mam ochoty iść przodem?!- na czole Rudej pojawiła się zmarszczka, która najwyraźniej miała ostrzec.
- Ależ Lil!- Dorcas zasmuciła się podchodząc do niej. – Będziesz szła z chłopakiem, któremu na co dzień nie ufasz. Dlatego powinnam mieć go na oku. Nie chcę broń Boże szpiegować ciebie, ale jemu nie ufam!
- Dzięki za reklamę Dor.- James przewrócił oczyma z politowaniem. – Liluś jeśli nie chcesz iść ze mną to nie musisz…- znów wzrok każdego zwrócił się ku niej.
Nabrała powietrza w płuca. Tyle obcych twarzy, decyzja do podjęcia… I co ma zrobić? Utkwiła spojrzenie w ciemnowłosym chłopaku o jasnobłękitnych oczach.
- A ty kim jesteś?- wyrzuciła nie namyślając się długo.
- Eh!- Syriusz powstrzymał się żeby nie zakląć na głos.- Nie ma sensu cię okłamywać, bo i tak dojdziesz. Jestem przyjacielem, który cię tu wpakował.- ukłonił się lekko z ironią. – Jeśli to coś da to bardzo mi przykro, iż z twoją głową…- Jas szturchnęła go lekko. – no że straciłaś pamięć!- Lily go zignorowała. Dziś ci ludzie są dla niej obcy. A jutro będzie ich pamiętać… Zrobiła samotnie kilka kroków po SS rozglądając się badawczo. Jest tu pierwszy raz czy była już wcześniej? Skrzydło Szpitalne… Nienawidziła szpitali! Wzdrygnęła się lekko.
- Zabierzcie mnie stąd. Do mojego domu, gdziekolwiek!- westchnęła.
- Ja cię zaprowadzę!- zanim któraś dziewcząt zdążyła do niej podejść u jej boku znalazł się Potter.- I nie do domu, tylko do dormitorium, bo przez całe 10 miesięcy w roku mieszkasz tutaj, ale na wakacje wracasz do Londynu. – radość sprawiało mu każde wypowiedziane do niej słowo, każdy jej odwzajemniony uśmiech, każde zdziwione spojrzenie, każdy najmniejszy gest wykonany bez cienia niechęci.
- Więc to coś w rodzaju szkoły?- posłała mu spojrzenie pełne zaciekawienia. Po raz pierwszy naprawdę chciała z nim rozmawiać. Nie zabrała dłoni kiedy za nią chwycił, nie stała w miejscu, kiedy pociągnął ją na korytarz. Czy to nie były wystarczające świadectwa cudu?
Nieco z tyłu, ale tak, by słyszeć wszystko szła Dorcas non stop przyhamowywana przez Blacka. Miotały ją obawy o najlepszą przyjaciółkę, ale jednocześnie swoisty brak zaufania do chłopaków.
- Dorcas mogłabyś dać im odrobinkę prywatności…- wyszeptał Syriusz napawając wzrok widokiem czegoś nadzwyczajnego, a mianowicie Lilki i Rogacza razem. I któżby pomyślał? Bez eliksiru! Wystarczyło walnąć ją zaklęciem! I cóż z tego, że jutro będzie miał kłopoty przez wszystko co zrobił?! Teraz miał ochotę cieszyć się! Udało mu się coś nad czym pracował przez ostatnie kilka dni, a nic nie jest tak wspaniałe jak zwycięstwo.
- Nie! Będą mieli trochę spokoju w dormitorium… Pod warunkiem, że się nie rozmyślę. – podenerwowanie Meadows udzielało się także pozostałym przyjaciółkom. Sheryl sępim wzrokiem obserwowała wszystkich. Tak! Popsuło jej to humor. Takie coś nie powinno mieć miejsca! Jak bardzo zazdrościła jej w tym momencie…
Zaś Jasmine choć przejmowała się bieżącą sytuacją miała problemy z koncentracją kiedy szła tak blisko Remusa, który uśmiechał się napotykając jej spojrzenie. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego tak ją onieśmiela! Darzyła go sympatią większą niż innych i była pewna, że nic tego nie zmieni- przynajmniej wtedy tak uważała…
- To jest właśnie pokój wspólny.- James uśmiechnął się zawadiacko pokazując Rudej pomieszczenie. Owładnęła je wzrokiem. Wszędzie pełno było szkarłatu.
- Więc to są barwy Gryffindoru?- poczuła potrzebę upewnienia się.
- Tak. Każdy uczeń ma je na krawacie i szatach szkolnych.- wyciągnął swój krawat w czerwono- żółte paski. Wzięła go do ręki przyglądając się i porównując z dekoracjami pokoju.
- A mówiłeś, że pozostałe domy jakie mają barwy?- spytała nagle przyglądając się reszcie osób.
- No więc Ravenclaw przeważa w błękicie, Hufflepuff to kolor żółty, a Slytherin to zielony.- stwierdził posyłając jej huncwocki uśmiech.
Lily przyjrzała się wszystkim obecnym i wpadła nagle na śmieszny dość pomysł.
- Wasza czwórka- zwróciła się do Syriusza, Petera, Dorcas i Sheryl- powinna być w Ravenlawie. – Dorcas nagle drgnęła na te słowa.
- A Remus?- blondynka odezwała się niepewnie napotykając baczne spojrzenie Evans.
Ruda spojrzała w oczy spokojnego i opanowanego chłopaka.
- Hufflepuff.- stwierdziła po chwili.
- James?
- Gryffindor.
- A ty?- spytała nagle z zaciekawieniem.- Masz zielone oczy…
- Tak… Więc najbardziej pasowałyby barwy Slytherinu… I dlatego taki sposób wyboru uważam za…
- Idiotyczny!- Dorcas dokończyła śmiejąc się lekko. Lilian także się zaśmiała. – Już wiesz, że nie przepadasz za Slytherinem?
- On mi powiedział, iż to najgorszy z domów. A skoro jesteście przyjaciółmi to wierzę w to.
Dori nagle zrozumiała, że to wciąż jest ta sama Lily. Nie zmienił się jej charakter, tylko… nie pamięta! Zdała sobie sprawę, że jeśli Potter zrobi jeden zły ruch to zaprzepaści tę znajomość, że teraz każdy zaczyna od nowa, że ufa im wszystkich i wszystkich lubi… No i że przede wszystkim jutro sobie przypomni każde wydarzenie.
- Lil, zazwyczaj śpimy w dormitorium we 4- blondynka kiwnęła głową na Jas i Sher.- Ale dziś my idziemy do chłopaków. – A…- tu spojrzała na James’a dając mu jednocześnie ostrzegawcze sygnały.- a ty, pójdziesz z nim.- przytuliła Lily mocno do siebie.
- Niby dlaczego?- Ruda nagle zmarszczyła brwi i uśmiechnęła się chytrze, jakby spodziewała się podstępu.
- Bo ja chcę z tobą porozmawiać. – Rogacz spojrzał jej głęboko w oczy starając się wyglądać jak najbardziej poważnie i odpowiedzialnie. – Zgadzasz się?- posłał jej jeden ze swoich flirciarskich i niewinnych uśmiechów, które tak często ćwiczył z Łapą przed lustrem.
Zielonooka zastanawiała się czy zgodziłaby się normalnie. To przyjaciel, ale czy dobry… O czym chce z nią rozmawiać? No i jeśli ta blondynka o niebieskich oczach się na to zgodziła to może ona też powinna?
- Niech będzie. – odparła obojętnym tonem.
- W takim razie dobranoc.- Dor pocałowała ją w policzek- I słodkich snów. – uśmiechnęły się serdecznie.
- Powodzenia wam obojgu.- Sheryl nie uśmiechnęła się, rzuciła to raczej od niechcenia.
- Dobranoc.- Jasmine podeszła w stronę schodów wiodących na górę.
- Lily chcę żebyś wiedziała i pamiętała, że sama się zgodziłaś zanim jutro zaczniesz cokolwiek robić. – Lupin uśmiechnął się delikatnie.- Śpijcie dobrze.
Wysłuchiwanie tego wszystkiego nieco zaniepokoiło rudowłosą. Czyżby źle zrobiła?
- Heh! Rogaczu, mój przyjacielu! I ty Lilka.- Syriusz uśmiechnął się diabelsko. – Miłej i PRZYJEMNEJ nocy wam życzę.- jednym ruchem objął ich oboje.
- Branoc wam…eeee… wszystkim.- Evans nie do końca wiedząc jak ich nazwać patrzyła jak wszyscy znikają na schodach. – My też idziemy tamtędy?- zerknęła zaciekawiona na Pottera.
- Nie… My idziemy tam.- wskazał drugie schody. – Do dormitoriów dziewcząt…




- A jeśli to nie był dobry pomysł? – Dorcas siedziała na jednym z łóżek.
- Wy dziewczyny nie będziecie się rozbierać?- Black spytał uśmiechając się nicponiowato. – Bo my to w piżamach.- rzeczywiście. Peter i Remus mieli na sobie piżamy w paski, ale Syriusz najwidoczniej piżamą nazywał długie spodnie ze ściągaczem w pasie, do których nie było koszulki.
- Nie dziękuję!- Sher prychnęła wściekle.
- Coś ty taka zła?- Łapa spytał ze zdziwioną miną.
- Wolałabym spać na swoim łóżku!- założyła zaciekle ręce.
- Właśnie, jest 5 łóżek… Ktoś musi spać na ziemi. – Jasmine rozejrzała się.
- Nie.- pokręcił głową Black. – Ja biorę do siebie Dorcas.- chwycił dziewczynę w pasie i przeniósł na swoje łóżko nie zważając na jej oburzone krzyki.
- Zapowiada się ciekawa noc.- westchnął z uśmiechem Remus rzucając ukradkowe spojrzenia Elvin.
- Tak… Bardzo ciekawa…- Jas wbiła w niego wzrok nie zważając na konsekwencje. Przez chwilkę patrzyli na siebie w milczeniu i oboje poczuli coś niesamowitego. Dziwne doznanie w okolicy żołądka, ale bardzo przyjemne. Dziewczyna odwróciła twarz rumieniąc się.
- No na litość boską! – przewróciła oczyma Sheryl ledwo powstrzymując się od komentarza. Aż ją nosiła żeby się na kimś wyżyć. Podeszła do Petera patrząc na niego podejrzliwie.
Mały blondyn spuścił głowę pokornie nie mogąc znieść przenikliwego wzroku. Poczuł jak ogarnia go fala przerażenie.
- Wstań!- Corvin rozkazała bezlitośnie. Usłuchał. Szybkimi ruchami przerzuciła wszystkie jego rzeczy zupełnie jakby czegoś szukała. Nic! – A już myślałam, że…- i wpadł jej do głowy pomysł. Schyliła się i zajrzała pod łóżko. – Mam cię!- krzyknęła triumfalnie wyjmując czekoladę i kilka innych łakoci.
- Eeee… To nie moje. T-to R-remusa.
- Jasne! Czy ja wyglądam jak święty Mikołaj?! Jak się umawialiśmy?! Miało nie być słodyczy! I ty chcesz schudnąć?!
- Cisza!- krzyknęła Meadows i wszyscy zwrócili się ku niej. - Ja idę zabrać stamtąd Lily- wielkimi krokami rzuciła się do drzwi.
- Nie!- kilka osób na raz zatrzymało ją.
- Już za późno...- stwierdził Remus.
- Daj spokój. Chodźcie do łóżek.- Black zgrabnym ruchem zgasił wszystkie świece.





Lily siedziała spokojnie we własnym dormitorium rozglądając się dookoła. Chłopak stojący przy wejściu bał się nawet odezwać żeby nie zmącić jej spokoju. Czasami są takie sytuacje, które wyobrażamy sobie w myślach niejednokrotnie zastanawiając się jakbyśmy postąpili. Za każdym razem nasze postępowanie wydaje się być lepsze i pewniejsze aż w końcu wydaje nam się, iż całkowicie jesteśmy przygotowani na nadejście takowego momentu. Dla James’a nadszedł on właśnie teraz.. Wiedział już dawno co miałby powiedzieć jeśli znalazłby się ze swoją ukochana sam na sam i na dodatek ona zgodziłaby się porozmawiać. Jednak nawet w jego najśmielszych marzeniach jej widok nie zapierał aż tak bardzo dechu w piersiach.
We wspaniałych, zielonych oczach odbijały się promienie świec dodając im swoistego uroku. Siedziała na łóżku opierając się dłońmi w tak swobodny i naturalny sposób, a jednak tak cudowny. Nie potrafił się do niej odezwać. Nagle ich wzrok spotkał się. Instynktownie Rogacz uśmiechnął się nieśmiało.
- Chodź. – Lil wskazała miejsce obok siebie. – Usiądź ze mną.- powiodła z nim wzrokiem jak podszedł powoli i nie spuszczając z niej spojrzenia zajął miejsce tuż obok niej. – Jesteśmy parą?- spytała bez żadnych zbędnych wstępów.
- Bardzo bym chciał. - Potter uśmiechnął się sam do siebie, kiedy o to spytała.- Niestety nie jesteśmy.
- Dlaczego?- przyglądała mu się uważnie i wiedział o tym. Czuł jej baczne spojrzenie.
- Nie przepadasz za mną na co dzień. – westchnął głęboko.
- Nie przepadam? – zaciekawiła się uśmiechając się z zaskoczeniem. – Jakim cudem?- położyła się podkładając jedną rękę pod głowę.
- Cóż… Nasze pierwsze spotkanie nie było zbyt udane.- uśmiechnął się sam do siebie przypominając sobie dzień, w którym wszedł do sklepu Madame Malkin chcąc kupić szatę szkolną. Stała tam wtedy chuda dziewczynka o długich rudych włosach. Patrzył się na nią tak długo aż zauważyła i spytała: „Na co się tak gapisz?” . Nie pamiętał co odpowiedział. Zamurowało go po tych słowach. – No, a potem w Hogwarcie łącznie z Blackiem tylko utwierdziłem cię w przekonaniu, że wariat ze mnie. – teraz i on położył się obok niej. Dzieliło ich od siebie zaledwie 15cm.
- Może i wariat, ale za to bardzo przystojny.- uśmiechnęła się perliście. – Mówiłam ci to kiedyś?- spytała widząc jego zmieszanie.
- Nie.
- A powinnam… Bardzo podobają mi się twoje oczy. - nie spuszczała z niego wzroku. Nagle roześmiała się cicho.- Rumienisz się…- dotknęła dłonią jego policzka.
- Nie na co dzień słucham takich komplementów z twoich ust. - stwierdził wpatrując się w jej roześmiane spojrzenie. – Mnie kiedyś zafascynowały twoje oczy o nieskazitelnym spojrzeniu i fascynują tak do dziś…- uśmiechnął się delikatnie. Pozwolił jej przeciągnąć ręką po swoich włosach.
- Są niesamowite.- zaśmiała się. – Nie da się ich ułożyć?- spytała próbując je przygładzić.
- Po pierwsze nie, a po drugie nigdy nie próbowałem. – teraz on się zaśmiał.
- Uśmiech masz opracowany do perfekcji.- zauważyła znów wprawiając go w zakłopotanie. – Musisz lubić flirtować.
Zadziwiała go swoją inteligencją i wyciąganiem wniosków.
- Masz rację. – odparł posyłając jej najbardziej czarujący uśmiech na jaki go było stać. – I jeśli o to ci chodzi to należę do tej grupy chłopaków, którzy uważają, że mogą zdobyć każdą dziewczynę. No, ale spotkałem kogoś kto mi utarł nosa. – pieszczotliwie dotknął jej policzka. Nie cofnęła się. – Powinnaś jednak wiedzieć, że jestem uparty. I nigdy nie rezygnuję.
- A ja jestem uparta?- spytała układając się na poduszce.
- O tak. Nie wiem , które z nas bardziej uparło się na swoim, ale do tej pory żadne nie ustąpiło. – przeciągał dłonią po kosmykach jej włosów, a ona przymknęła oczy zmęczona dzisiejszym dniem.
- Wiesz… - wyszeptała półsenna. – Jest w tobie coś… -zmarszczyła brwi szukając odpowiedniego słowa. – Coś… Nie wiem jak to określić.- uśmiechnęła się.- Ale uważam, że to jest wspaniałe.- podsunęła się bliżej i wtuliła w niego. Zasnęła.
James długo patrzył na jej śliczną twarz oświetlaną promieniami świec. Tak właśnie wyglądało jego szczęście…




- Syriusz ja tak nie mogę!- jęknęła Dorcas chociaż wszyscy już spali. – Błagam cię puść mnie.- dziewczyna leżała tuż obok największego przystojniaka w Hogwarcie objęta w pasie jego ręką tak by nie mogła wyjść.
- Dori, skarbie…- Black od pół godziny próbował zasnąć.- Sama się zgodziłaś. – mówił z zamkniętymi powiekami.
- Tak, ale teraz się boję. On jej zrobi krzywdę!- próbowała się wyrwać, ale to nic nie dawało, a wręcz przeciwnie.
- Dorcas!- Łapa przytulił ją do siebie.- Znam Rogacza i wiem, że Lilka jest osobą, na której najbardziej mu zależy. Nie skrzywdzi jej choćby nie wiem co.
- Tak! I może Snape’a też nigdy nie ruszał? Nie dokuczał pierwszoroczniakom?!- Meadows przygryzła jedna wargę.
- To inna sprawa… Smarkerusa jest osobą obok, której nie można przejść obojętnie… Takim trzeba umilić życie. Mi to aż go szkoda…- BUM! Syriusz oberwał poduszką po twarzy. – Auć! A to za co?
- Za Lily! Nie pozwoliłaby ci tak powiedzieć. – Dor wpatrzyła się drzwi. Gdyby tak jakoś…
Nagle poczuła jak ktoś ciągnie ją na ziemię i nagle BUM! Wylądowała wprost na roześmianym Syriuszu.
- Zemsta jest słodka.- w jego oczach zabłysnęły wesołe iskierki.
- Jesteś okropny!- powiedziała z wyrzutem, ale bez cienia gniewu. Nie potrafiła być zła na niego.
Black bez słowa przyciągnął ją do siebie. Wiedziała o co mu chodzi…





Pierwsze promienie słońca nie były w stanie obudzić 6 przyjaciół. Byli zbyt zmęczeni. Za to wystarczyła tylko jedna osoba…
- WSZYSCY MACIE SZLABAN! – Lily wparowała z wściekłą miną do dormitorium chłopaków. – CO WYŚCIE SOBIE MYŚLELI?!- krzyczała ściągając z łóżek wszystkich.
- Lil? Boże jest 6 rano!- jęknęła Sheryl zakrywając się poduszką, która natychmiast została jej wydarta przez panią prefekt.
- Wstawać i to już! A w ramach szlabanu…- zaczęła mściwym tonem.
- Mnie nie możesz dać.- Remus ziewnął udając się do łazienki.
- Ja nie…- Evans założyła ręce. – Ale McGonagall pewnie to przemyśli kiedy jej wszystko opowiem!- krzyknęła wściekle na pobladłego Remusa. – A gdzie jest Dorcas i Syriusz? – zerknęła na puste łóżko.
- Kto? Gdzie? Jak?- nagle wyłoniła się głowa Blacka z roztrzepanymi włosami. Wystarczyło jedno zaciekłe spojrzenie Rudej, a już odzyskał świadomość. – Gdzie Rogacz?!- spytał blady, ale ona nie odpowiedziała. – Mój Boże! Zabiłaś James’a!- krzyknął i wtedy drzwi otworzyły się i stanął w nich Potter.
- Co się dzieje?- spytał ziewając przeciągle.
- No może trochę histeryzuję. – Syr zwrócił się do Lilian.
- Ciebie… to gołymi rękami uduszę mój drogi.- zielonooka wycedziła jadowitym tonem zbliżając się do bruneta o błękitnych oczach.
- Nie no ty nie mówisz poważnie. – prychnął Black trącając lekko leżącą na ziemi Dorcas.
- Ją zresztą też…
- Lily czemu mnie nie obudziłaś kiedy wychodziłaś?- Rogacz podszedł do rudowłosej odwracając ją do siebie, a jednocześnie dając wszystkim zebranym czas na uporządkowanie wszystkiego.
Lil doskonale pamiętała słowa, które padły z jej ust tej nocy. Czuła się bynajmniej głupio teraz patrząc w oczy chłopakowi, którego zachwalała kilka godzin temu. Bała się również, że rozpowie to swoim przyjaciołom.
- Potter proszę…- postarała się wyciągnąć ramię z jego uścisku. – Nie widziałam sensu zrywać cię z łóżka przedwcześnie.- skłamała spokojnym tonem. Naprawdę bała się konfrontacji bez towarzystwa innych.
- Coś ty jej zrobił!- Meadows krzyknęła podchodząc do James’a. Zszokowana tym, że Ruda nie podniosła nawet głosu do okularnika. Zwracała się do niego spokojnie i ze swego rodzaju respektem! – I tyś mi mówił, że on jej nie tknie?!- Dori zerknęła mściwie na Syriusza. – Oboje dostaniecie…
- Dor przestań!- Evans podniosła ton chwytając przyjaciółkę za ręce. – Uspokój się. My tylko… rozmawialiśmy. – rzuciła zlęknione spojrzenie w stronę Pottera kiedy obejmowała blondynkę.
Chłopak na wspomnienie tej rozmowy uśmiechnął się wbił wzrok we wspaniałą twarz swojej ukochanej. Nic dotąd nie sprawiło mu większej satysfakcji od tych kilku chwil szczerości. To była najwspanialsza rzecz jaka mu się przytrafiła. I był pewien, że Lilian nie kłamała, bo nie wiedziała, iż w swoim życiu ma Pottera, którego nienawidzi za swoje zachowanie. Mówiła wtedy to co myśli, a swoją bezpośredniością wręcz rozbrajała. Do chłopaka dotarło, że nie potrafi zrezygnować oraz, że nadzieja istnieje, a to pobudzało jego entuzjazm i wprawiało w stan euforii.
- Martwiłam się. – jęknęła Meadows ściskając przyjaciółkę.
- Nie próbuj mnie zmiękczyć. – odparła ciepło i żartobliwie Lily.- I tak dostaniecie ten szlaban. – uśmiechnęła się.
- Ja też się martwiłam!- Jasmine podchwyciła jedyna z możliwych szans i rzuciła się na koleżanki ze smutną miną.
- A ja płakałam całą noc!- Sheryl przytuliła się do ich wszystkich.
- Jesteście okropne…- zaśmiała się Lily. – Dobra nie dostaniecie tego szlabanu. Nie mówiłam o was chłopcy, zwracałam się do przyjaciółek. – szybko się poprawiła widząc uradowany uśmiech Petera.
- Lily! Moja kochana nie pójdziesz do McGonagall? – Remus podszedł do niej tuląc ją jak młodsza siostrzyczkę.
- Ze wzgląd na odznakę i świetną współpracę ciebie również zwalniam ze szlabanu. – powiedziała powstrzymując śmiech. – A wasza trójka ma się stawić…
- Evans!- Black podszedł do niej na kolanach, objął ją iście przyjacielsko, pociągnął ze wzruszeniem nosem. – Taki mi ciebie brakowało tej nocy!- wszyscy w pomieszczeniu z trudem powstrzymywali się przed głośnym wybuchem śmiechu, kiedy Lilian omiotła dormitorium wściekłym spojrzeniem.
- Nie dotykaj mnie nawet! Jestem na ciebie wściekła!- Ruda próbowała odepchnąć chłopaka, ale ten co jasne miał więcej siły.
- Liluś, kochana!- Potter skoczył dodatkowo na Syriusza i wszyscy troje przewrócili się. Tak leżała Lil, na niej Black, a na Blacku Potter.
- Sadyści…- dziewczyna z trudem mówiła przygnieciona ciężarem ich ciał. – Złazić, ale już!- wrzasnęła. I nagle poczuła jakby coś w niej pękło. – Ile wy ważycie?! – wciągnęła powietrze.
- To nie my.- skrzywił się James. – To Glizdek! Pettigrew złaź ze mnie ty spasiona świnio! – Rogacz jęknął pod masą ciała przyjaciela.
- Ale ja nie chcę mieć szlabanu.- chłopak rozejrzał się szklanymi oczkami.
- Złaź jak chcesz mieć całe kości!- podniósł głos Łapa, który najwidoczniej też już nie wytrzymywał.
- Boże! Peter cofam szlaban tylko zleźcie ze mnie!- Ruda wściekle machnęła nogą, która akurat nie była przygnieciona, a po chwili leżała oddychając głęboko i czując wspaniałą lekkość. – Wszyscy powinniście się odchudzić. – stwierdziła prychając wściekle ignorując wyciągniętą rękę Rogasia i wstając o własnych siłach. – Na śniadanie.- zarządziła i jakoś nikt nie miał ochoty się jej sprzeciwić…


Cały tydzień spędzała jak najdalej od Pottera i jego czochratej głowy. Większość czasu starała spotykać się z Dorcas, gdyż ich plany lekcji różniły się nieznacznie. No i dodatkowo eliksiry nie dawały jej już takiej satysfakcji jak kiedyś czego Slughorn nie zauważył, bo dowalał im co raz trudniejsze receptury. Nastająca jesień dawała o sobie znać.
Bijąca wierzba, choć jeszcze młoda, powoli strząsała pożółkłe liście. Wrzesień dobiegał końca, a w sobotę szykował się pierwszy wypad do Hogsmeade. Ruda całkowicie pogrążyła się w rutynie szkolnego szaleństwa zdając prace i przesiadując w bibliotece to z Sheryl, Dorcas, Jasmine, Remusem, a nawet Blackiem czy Peterem, ale nauczyła się unikać tych dni, kiedy musiałaby siedzieć tam z James’em.
Wszystko toczyło się składnie do pewnego poranka…
- Wstawać!- zarządziła wyciągając spod kołder wszystkie dziewczyny. – Mamy mało czasu!
- Lily, wybacz, że cię poprawię, ale TY masz mało czasu. My nie próbujemy uciekać.- ziewnęła przeciągle Sheryl łapiąc jakieś ubrania.
- Jakbyście nie pozwoliły mi z nim iść to bym nie uciekała!- warknęła dziewczyna poprawiając sobie swój krawacik. Od poniedziałku robiła im takie wyrzuty. Nie powiedziała nikomu jakie słowa wtedy padły. Kiedy myślała o tym co powiedziała Rogaczowi czuła jak coś pali ją od wewnątrz. Prawdopodobnie wstyd…
- Ale co się tam takiego stało, że schodzisz mu z drogi?- Dorcas zamrugała szybko widząc jak jej przyjaciółka ściąga usta w wyrazie irytacji. – Zapomnij!- dodała szybko.- Nie było pytania.
- Bosko! A teraz wychodzimy!- otworzyła drzwi w pośpiechu.





- Wstała!- Rogacz poderwał się starając się wyłączyć głośny alarm.
- Jelonku ty jak cos wymyślisz!- Łapa schował się pod poduszką. Wczoraj James opracował nową technikę. Do sypialni dziewczyn podłączony jest magiczny alarm, który daje o sobie znać, kiedy Lily wstanie z łóżka.
- Glizdek szybko!- Potter ściągnął go z łóżka. – Nie! Nie ubieraj się! Robisz to co zwykle! Zmieniaj się i idź szpiegować! Jak się upewnisz, że wyszła to przyleć tutaj…- i z małego krępego chłopaka zrobił się nagle tłusty szczur.
Okularnik powiódł za nim wzrokiem do szczeliny w drzwiach przez, którą tamten ledwo się prześlizgnął. Rogacz dostrzegł z bólem obsesyjną chęć Lilki do unikania go. Czyżby zepsuł wszystko tą króciutką chwilką szczerości? Chciał zamienić z nią jeszcze jedno słowo chociażby miała go skrzyczeć. Brakowało mu jej towarzystwa. W ostateczności opracował wspaniały plan. Budzi wszystkich w gotowości do wyjścia, wygania Pettigrewa na zwiady, a kiedy Lilusia wyjdzie on o tym wie. No, ale musiał przyznać, że we wtorek i środę jakimś cudem udało jej się uciec.
Pogrążony w myślach zaczął się ubierać, obudziwszy uprzednio Remusa i Syriusza….




- Szybko, bo nas dogonią!- krzyknęła Lily niemalże spychając ze schodów przyjaciółki.
- Dobra, dobra…- jęknęła Jasmine. – A wzięłaś swoją niezawodną lekturę?- spytała nagle, a widząc otwarte usta Rudej i jej zdziwione oczy doszła do wniosku, że zapomniała. – Poczekaj pójdę po nią. – i już zaczynała się wspinać po chodach, gdy poczuła rękę na swoim ramieniu.
- Nie.- Evans patrzyła na nią spokojnie. – Ja pójdę, a wy lećcie na śniadanie. – i pobiegła z powrotem na górę.
Nie zajęło jej długo stanąć przed drzwiami z napisem „Dormitorium- klasa VI” spały tam razem od I klasy. Ciekawe z kim by się przyjaźniła, gdyby przydzielić ją do innego dormitorium… Uśmiechnęła się sama do siebie i zerknęła na podłogę.
Nagły ruch przestraszył ją. Wrzasnęła widząc biegnącego szczura. Był w jej sypialni! Jak to możliwe! Chciała schować się i krzyknąć raz jeszcze, ale… Przecież jest czarownicą! A to tylko głupie zwierzę, które komuś mogło uciec! Zrobiło jej się głupio, że dała się przestraszyć! Dosłownie w ostatnim momencie wyciągnęła różdżkę i skierowała ją na uciekającego w popłochu szczura.
- PERTIFICUS TOTALUS!- struga światła pomknęła po schodach. Zdawało się, że wszystko ucichło…
Ruda powoli zaczęła schodzić, schodek po schodku, jakby oczekując, iż zaraz coś ją zaatakuje.
- Jest!- krzyknęła widząc znieruchomiałe zwierzę. Z obrzydzeniem podniosła je za ogon i zaniosła do dormitorium. W ostateczności umieściła szczura w jednym ze wspaniałych słoików, które kiedyś dostała od Jasmine. – Nawet jeśli będziesz próbował stąd wyjść to ci się to nie uda!- zaśpiewała melodyjnie pukając w szklaną ściankę. – Znajdę twojego właściciela.
Lily szczęśliwa jak nigdy chwyciła podręcznik i pobiegła do WS.
Mijała zgraje uczniów, najczęściej tych małych, krzątających się po korytarzach. Nie miała w zwyczaju wtrącać się w ich sprawy, a dziś była wystarczająco szczęśliwa, żeby przymknąć oko na niektóre powiedzmy czynności. Wszystko szło idealnie. Czego mogła więcej chcieć? Nawet Malfoya wydawał się bardziej głupi i za mało inteligentny do konwersacji niż zazwyczaj. Było zbyt pięknie…
- Evans!- zatrzymała się na dźwięk swojego nazwiska. W pierwszej chwili była pewna, że jeśli się odwróci zobaczy okulary, roztrzepane włosy i pewny siebie uśmiech, ale głos był zbyt dziecinny.
- Evans?!- odwróciła się na pięcie patrząc na pierwszoklasistę stojącego naprzeciw niej.- Nie pomyliłeś się maluchu nazywać mnie po nazwisku?- zadrwiła. – Bo ja nie lubię jak ktoś mnie nie zna, a zachowuje się w tak bezczelny sposób!- podniosła głos co bardzo osłabiło linię obrony wroga, gdyż po chwili usłyszała:
- Eeeee… Znaczy się pani prefekt.- odniosła kolejny triumf dzisiaj.
- Dobra już. Po prostu zejdź mi z oczu mały.- i zrobiła krok w stronę wielkiej sali.
- Nie jestem mały.- zaperzył się chłopczyk.
- Nie wcale.- Ruda szczypnęła go delikatnie w policzek jak to w zwyczaju mają robić ciotki dla swoich ulubionych siostrzeńców. – To jak się nazywasz?
- Możesz mi mówić Potter.- i posłał jej bezczelny uśmiech, który przeraził ją doszczętnie.
- Ale się tak nie nazywasz!- zaprzeczyła bardziej ku własnej uldze. Nie zniosłaby dwójki rozkapryszonych dzieciaków.
- Ale chciałbym.- i dopiero teraz Lily zauważyła do jakiej perfekcji ten chłopiec doszedł w udawaniu swojego idola. Każde mrugnięcie musiał mieć wyćwiczone! Włosy układał, aby sterczały mu we wszystkie strony, nosił okulary!- Co ty wyprawiasz?! – Evans nie zauważyła kiedy zaczęła przygładzać mu włosy i kiedy schowała jego okulary do swojej kieszeni.
- Ty wiesz, że on cię może za takie coś do sądu podać?!- starała się znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie byleby temu dziecku wyperswadować udawanie kogokolwiek, a w szczególności Pottera.
Była nieświadoma, że gdzieś tam stoi jedyny unikat, szukający Gryfonów. Nie widziała jego rozbawienia, kiedy obserwował jak krzyczy na jakiegoś pierwszoroczniaka.
- To się plagiat nazywa!
- Phi!- prychnął malec.
- Jak się nazywasz?- spytała spokojnie patrząc w brązowe oczy. Wiele im brakowało do tych James’a…
-Colin (imię zawdzięcza Anuśce:*).- odwrócił obrażony głowę.
- To śliczne imię.- uśmiechnęła się nieśmiało.- Po co ci głupie nazwisko jakiegoś głupiego chuligana.
Rogacz dotychczas trzymający się z tyłu zaskoczony pobłażliwością Zielonookiej postanowił podejść bliżej. Nasłuchiwał każdego słowa z ich rozmowy.
- Wcale nie!- naburmuszył się zakładając ręce. – I tak wolę Potter.- i znów uśmiechnął się do niej w ten wyuczony sposób.
- Ale to będzie plagiat!- jęknęła Lily przewracając oczyma.
- Coś ci powiem…- Colin ściszył głos przywołując dziewczynę bliżej siebie. Ruda nachyliła się lekko oczekując jakowejś tajemnicy.- Evans umówisz się ze mną?- i szybko cmoknął ja w policzek.
- Ty mały pad…- Zielonooka wzięła zamach i poczuła jak ktoś zatrzymuje jej rękę, która miała wylądować na twarzy pierwszoklasisty stojącego ze zmrużonymi oczami.
- TO był plagiat!- podniósł głos James stojący teraz tuż za Lil. – Ja rozumiem nazwisko moje pożyczać, ale dziewczynę?- Potter zacmokał głośnie i demonstracyjnie pokręcił głową z niedowierzaniem.
Chłopiec stał z szeroko otwartymi ustami wpatrując się w James’a jak w boga.
- Potter puść mnie!- Lily powiedziała pretensjonalnie, ale na swój sposób grzecznie.
- Liluś chciałbym z tobą porozmawiać. – Rogaś odwrócił do niej twarz i uśmiechnął się huncwocko. – Ostatnio mamy małe problemy ze spotkaniem się. – nie zwracał uwagi na to, że wyrywała się jak mogła, ani na obserwującego ich Colina.
- Puszczaj!- powtórzyła. Cały czas unikała jego wzroku jak tylko mogła. Mówiąc nie patrzyła mu w oczy, odwracała twarz, gdy na nią patrzył…
- Przekonaj mnie żebym to zrobił…- podniósł jedną brew prowokacyjnie. Przestała się szarpać.
- Puść mnie…
- Puść mnie?- spytał czekając aż zrobi dokładnie to czego się spodziewał.
- Proszę…- wyrzuciła z naciskiem podnosząc dumnie głowę i rzucając mu rozgniewane spojrzenie. Jej ręka uwolniła się z uścisku. W pierwszym momencie chciała uciekać jak najdalej, ale to byłaby oznaka słabości i uległości.
- Więc to twój nowy chłopak? – zaśmiał się James. – Kazałaś mu się do mnie upodobnić?- jego bezczelny uśmiech irytował ją.
- Tak…- odpowiedział za nią Colin patrząc z lubością na swojego idola. – Podoba ci się moja nowa dziewczyna?- chłopczyk uśmiechnął się wyzywająco.
- Ha ha ha!- Rogacz zaśmiał się sztucznie. – Posłuchaj… dam ci złotego znicza, którego zwędziłem w V klasie i którym bawiłem się całe lato jak się od niej odczepisz, dobra?
- Nie. Jest więcej warta niż głupi znicz.- i pierwszoroczniak ujął jej dłoń. Zrobiło jej się dziwnie miło, kiedy Colin nie „sprzedał” swoich przekonań tak łatwo. Fan Pottera a jednak nie ustąpił.
- Właśnie! Chcesz żeby mnie rzucił dla głupiej kulki ze skrzydełkami?- zadrwiła ściskając mocniej rękę mniejszą od swojej.
- Lily, ta kulka to znicz, która ma dla mnie wartość sentymentalną. To jest tak jakbyś ty proponowała…- zamyślił się na chwilkę. – Jakbyś proponowała Dorcas!
- Liluś, może chcesz iść na śniadanie?- Colin popatrzył na nią flirciarsko. Uśmiechnęła się na pokaz.
- Ależ oczywiście.- i zrobili krok do przodu. Dla Rudej kojarzyło się to z prowadzeniem młodszego brata do wielkiej sali.
- Czekaj!- James nie zamierzał dawać za wygraną. – Dostaniesz znicza, szatę treningową, zapoznam cię z resztą huncwotów i… unikatowe zdjęcie z moim podpisem, w mojej najukochańszej ramce. – wyrzucił jednym tchem.
Evans obserwowała twarz chłopca. Jego oczy zabłyszczały niebezpiecznie w niemym podziwie. Wyglądał na usatysfakcjonowanego tą propozycją. Jednakowoż szybko spoważniał.
- Nie.- Lily popatrzyła zdziwiona, a Potter zaklął cicho pod nosem. – Chcesz dać mi zdjęcie z podpisem, a ona jest jak żywy podpis. Jesteś w stanie oddać wszystko, ale to JA mam to czego najbardziej pragniesz. I w ten sposób udowadniam, iż jestem wart nazwiska Potter.
- Masz rację. Żywy podpis, bo jest moja i tylko JA mam prawo do pozostawiania na niej kolejnych „podpisów”.- James pociągnął Lil w swoją stronę.
- Ale ona woli mnie!- Colin nie poddawał się. Z determinacją dążył do celu.
- Jesteś za mały!- prychnął Potter mierząc go pogardliwym spojrzeniem. – Dobrze ci radzę, jeśli nie chcesz mieć na pieńku ze mną i resztą moich przyjaciół to odczep się od niej!
- Będę taki jak ty! A ona to jeden z etapów upodabniania się. Chcę tego samego co ty, a tobie najbardziej zależy na niej!- stali tak wykłócając się.
Lily przechodziła ciągana raz w jedną, raz w drugą stronę. Wydało się jej to nadzwyczaj głupie. Wzbierało w niej zniecierpliwienie i rozdrażnienie. Ile jeszcze wypowiedzi wytrzyma?
- Zamknijcie się!- krzyknęła wyrywając się od nich.- Oboje jesteście głupi, bezczelni i egoistyczni!- zmierzyła ich zabójczym spojrzeniem.
- Nie no, ale powiedz, którego byś wybrała?- spytał Colin uśmiechając się najmłodziej jak potrafił.
- Wybrałabym kogoś takiego jak….- i nie było jej dane dokończyć zdania. Wśród ludzi idących korytarzem dostrzegła przyjaciela.- Dorian!- krzyknęła uradowana i podbiegła do chłopaka zmierzającego samotnie do WS.
James odprowadził ją spojrzeniem i poczuł dziwne ukłucie. To było coś o wiele silniejszego niż zazwyczaj. Ona wybierała się z tym chłopakiem do Hogsmeade! Bez namysłu pobiegł za nią.
- Cześć!- wyciągnął dłoń do zielonookiego siódmoklasisty przyglądającego mu się uważnie.- Nazywam się James Potter.
- Znam cię z widzenia. I Lily dużo mi o tobie mówiła.- Dorian uśmiechnął się do niego serdecznie.
- Słuchaj stary, chciałem cię o coś prosić. Widzisz…- Ruda podchwytywała każde jego słowo zaskoczona bezpośredniością i bezczelnością na jaką zdobył się Rogacz.- … proponuję byś odstąpił mi ją na wypad do Hogsmeade.- okularnik wskazał dziewczynę stojącą oburzoną miną.
- Nie mam nic przeciwko żeby Lilian poszła z tobą, jeśli tylko tego chce.- odparł najspokojniej w świecie O’Conell.
- Oczywiście, że nie zechcę. Pa Potter!- i Evans wraz ze swoim przyjacielem zrobiła krok do WS.
- Lily porozmawiajmy!






- O idą!- zauważyła Sheryl zniecierpliwiona.- Na śniadanie zostało im 10 minut.
- No nareszcie!- krzyknęła Dorcas witając przyjaciółkę i obdarzając wściekłym spojrzeniem Pottera idącego tuż za nią.
- A gdzie Glizdek?- Syriusz wywalił nagle rozglądając się dookoła.
- To jeszcze nie przyszedł?- James zdziwił się. Czyżby coś się stało? Chciał spytać o wielkiego i tłustego szczura, ale to mogłoby ściągnąć niepotrzebne podejrzenia.
- Pewnie poszedł do dormitorium.- stwierdził Remus uspakajając chłopaków.
Wtedy do wielkiej sali wleciały sowy wręczając swoim właścicielom listy i paczki. Evans w ciągu roku dostawała naprawdę mało kartek. Najczęściej w okolicy świąt przychodził list od rodziców o nadchodzących świętach, informujący, że nie mogą się jej doczekać w domu. Nic więc dziwnego, że oniemiała kiedy wylądowała przed nią biała koperta.
- Lil? Otwórz.- szturchnęła ją lekko Jasmine.
- Zaraz…- Ruda chwyciła list i wybiegła z WS otwierając go.
Cała 6 obecnych gapiła się na nią ze zdziwieniem.
- Czy ona właśnie dała nam dowód na istnienie tajemnic, których nie znamy?- Sher w końcu przerwała milczenie wstając od stołu. – Świetnie! Mam minutę na dojście pod salę. – westchnęła głęboko.
- Muszę z nią pogadać. – obudziła się Dori. – Zawsze mi wszystko mówiła. – powiedziała z goryczą. Poczuła się w pewien sposób zdradzona.
- Idealnie wprost! Najpierw ten Dorian! Teraz jeszcze to!- James czuł palącą go od środka zazdrość. Odkąd kilka dni temu miał sposobność porozmawiania z nią stała się dla niego ważniejsza.
- Ty się Rogaś martw gdzie Peter!- krzyknął Black.- Nie zdarzyło mu się opuścić śniadania…




Stanęła przed posągiem kamiennej chimery. Nie bywała tu zbyt często. Gdyby mogła, zapewne nie bywałaby tu wcale. Podczas kilkuletniego pobytu w mugolskich szkołach nauczyła się, że wizyta u dyrektora to nic chwalebnego. Na tak zwanym „dywaniku” lądowali najgorsi uczniowie, z którymi nie radzili sobie nauczyciele.
Lily nerwowo zerknęła na McGonagall znajdującą się tuż obok.
- Mam nadzieję, że wzięłaś ten list?
- Oczywiście pani profesor.- potrząsnęła kartką papieru.
- Krówki ciągutki.- chimera poruszyła się ukazując ukryte przejście.
Evans wraz z nauczycielką ruszyły na spotkanie z dyrektorem Hogwartu- Albusem Dumbledorem. Lil zawsze czuła się niezręcznie odwiedzając ten pokój, gdzie na ścianach wisiały portrety byłych dyrektorów. Zdawało jej się, że właśnie tu zawsze jest spokojnie. Profesor siedzi tutaj, w krótkich momentach między wyjazdami. O tak! Biorąc pod uwagę okoliczności wyjazdów miał sporo. Śmierciożercy odwiedzali w nocy wiele czarodziejskich rodzin, które nie chciały poprzeć Tego Którego Imienia Nie Można Wymawiać. Ginęła coraz więcej osób. Nawet mugole nie byli już bezpieczni.
Lilian siadając w fotelu i pogrążając się w błogim spokoju, nie mogła zapomnieć, że Dumbledore jest tym, którego On się boi. Chciałaby w przyszłości mieć wpływ na bezpieczeństwo ludzi takie, jakie miał on, ale to wydawało jej się nierealne. W każdym świecie znajdzie się jakiś czarny charakter, który wybija pół ludności zanim ktoś zabije jego.
- Lily!- usłyszała radosny ton podnosząc głowę. Ujrzała spokojną i uśmiechniętą twarz, nieco zmęczoną, ale wciąż żywą.
- Dzień dobry profesorze. – przywitała się grzecznie jak małe dziecko. Para niebieskich oczu przyglądała jej się uważnie.
- Nie lubisz odwiedzać pokoju dyrektorskiego?- spytał dziarsko.
- Raczej nie przepadam.- westchnęła wbijając wzrok w podłogę.
- Ooo! Minerwo, proszę cię usiądź.
- Dziękuję Dumbledore. – Mc Gonagall opadła na jedno z krzeseł.
- Więc was do mnie sprowadza tym razem? – profesor zmarszczył brwi najwidoczniej czekając na informacje.
- A więc…chodzi o to, że ja dziś rano dostałam list od rodziców. – Ruda spojrzała dumnie na Dumbledore’a. – Proszę…- podała kartkę papieru, która ściskała w dłoni. Zapadła cisza…. Przenikliwe spojrzenie wczytywało się w słowa zapisane długopisem.
- To okropne.- nagle spokojny głos potoczył się po pomieszczeniu z lekką nuta współczucia. – Złamać biodro już we wrześniu.- pokręcił głową.
- Cała Petunia.- prychnęła Lily, a McGonagall zmierzyła ją surowym spojrzeniem.
- Nie przepadasz za swoją siostra i nie ukrywasz tego, a mimo wszystko z tego co rozumiem chcesz ją odwiedzić w szpitalu?- dyrektor Hogwartu doskonale zdawał się odczytywać jej myśli.
- Dokładnie. Z dwóch powodów. Po pierwsze rodzice mnie o to poprosili, a po drugie bądź co bądź to moja siostra i powinnam ją wspierać. – wzięła głęboki oddech. – Czy jest sposobność, abym udała się do Londynu jeszcze w tym tygodniu? – spytała z nadzieją w głosie. Sama dokładnie nie wiedziała czemu tak bardzo jej na tym zależy.
- Ja myślę, że to może być podstęp, aby wywabić pannę Evans ze szkoły.- podrzuciła nauczycielka transmutacji prostując się.
- Nonsens pani profesor!- stwierdziła Lily. – Po co mieliby wywabiać uczennicę z mugolskiej rodziny? Moi rodzice nie będą mogli wspomóc Voldemorta.- widząc jak nauczycielka się wzdryga Ruda zawahała się.
- Ale ty możesz!
- Pani profesor mam 16 lat! W tym wieku nie przyjmuje się Śmierciożerców. Poza tym w życiu nie chciałabym do nich dołączyć!- krzyknęła upierając się przy swoim.
- Minerwo zdaje się, że ta młoda dama ma rację. – Dumbledore ku oburzeniu McGonagall uśmiechnął się. – Nie widzę powodów by utrudniać jej odwiedzenie siostry, która nie jest w stanie się ruszyć. Aczkolwiek Lily, sama powinnaś podjąć decyzję. Ja umożliwię ci dotarcie i bezpieczny powrót do Londynu w tę sobotę. Musiałabyś też być pod kontrolą nauczyciela, ale nie dlatego, że ci nie ufamy, to przezorność.
- Ale… W sobotę jest Hogsmeade!- jęknęła zasmucając się nagle. Nie uśmiechało jej się to raz konieczność zabrania np. Binnsa. Nie wytrzymałaby!
- Dlatego właśnie decyzja należy do ciebie. – zerknęła w te spokojne oczy. Jak on to robi, iż przy takiej licznie problemów wciąż się uśmiecha?
- A gdybym zamiast nauczyciela wzięła kogoś ze swojego przedziału wiekowego?- zapytała ostrożnie.
- Chcesz połączyć przyjemne z pożytecznym? – zdziwiła się McGonagall.
- Dokładnie. – uśmiechnęła się Evans.
- Myślę, że to idealna decyzja. – poparł ja Dumbledore. – Pod warunkiem, że kogoś znajdziesz.- mrugnął do niej.
- A jeśli nie znajdzie?- nauczycielka ściągnęła usta.
- Wtedy ty będziesz mogła znaleźć jej kogoś wystarczająco odpowiedzialnego.





Po całodniowym dniu nauki wszyscy zebrali się w pokoju wspólnym. Wszyscy prócz Lil, która unikała James’a jak ognia i prócz Glizdogona, który nie pokazał się od śniadania.
- Dosyć tego!- stwierdziła Dorcas. – Co żeś jej nagadał wtedy jak nie pamiętała nic, że teraz się ciebie boi?!- napadła nagle na Pottera.
Trafiła w sedno. Chyba każdego to interesowało najbardziej w ciągu ostatnich kilku dni, ponieważ 5 par oczy skierowało się na leżącego na kanapie Rogacza.
- A co was to tak obchodzi?- odparł beztrosko wpatrując się w sufit z głębokim zamyśleniem.
- Bo tak się składa, że przez to, to nikt z nas życia nie ma! – Syriusz krzyknął wysuwając argument nie do pobicia. – Wstajemy wcześnie! A i tak nie dasz rady na nią trafić! Oj, przepraszam! Dzisiaj ci się udało, ale nawet słowem się do ciebie nie odezwała!
- Zamknij się. – James rzucił w niego poduszką idealnie rozwalając fryzurę Blacka. Wywołało to salwę śmiechu.
- Oj Syri i tak wyglądasz bosko!- uśmiechnęła się Dorcas zarzucając mu ręce na szyję.
- Rogaś idź do niej i porozmawiaj!- krzyknął nagle Łapa poprawiając sobie włosy jedną ręką, a druga obejmując Meadows.
- Wiesz co….- nagle do poczochranej głowy wpadł diabelski pomysł. – Zrobię to pod jednym warunkiem.- spojrzał chytrze na Remusa i Jasmine pochłoniętych rozmową. – Jeśli oni się umówią to ja pójdę i ściągnę tu Lily!- zapadło milczenie.
- Że jak?- wykrztusił nagle Lupin, a Jas zarumieniła się.
- Luniaczku zlituj się nad nami! – jęknęła rozbawiona Sheryl. – Jak dla Lil przejdzie to będziemy mieć święty spokój!- rozmarzyła się demonstracyjnie.
-Eeeee…
- Remus dawaj! Gdzie twoja odwaga huncwota?- zaśmiał się Syriusz, a Lupin zmierzył go podenerwowanym spojrzeniem.
- Jasmine, czy ty… Może zechciałabyś, ale…- zaczął się plątać we własnych słowach. Po raz pierwszy nie potrafił się wysłowić tak, jakby tego sobie życzył. – Czytysięzemnąumówisz ?- spytał patrząc niewinnie.
- Słucham?- Elvin nie zrozumiała z ostatniego zdania ani słowa. Była zakłopotana cała sytuacją.
Gdzieś w tle Łapa zaniósł się śmiechem co dodatkowo onieśmieliło chłopaka.
- Czy zechciałabyś…- wziął głęboki oddech.- umówić się ze mną?- w tej chwili nawet Syriusz spoważniał. Ku ogólnemu zaskoczeniu Lupin odważył się.
- Myślę, że tak.- Jasmine przypieczętowała to swoim niezwykłym i niewinnym uśmiechem. Oblała się szkarłatnym rumieńcem kiedy Sheryl się odezwała:
- A myślałam, że nigdy tego nie zrobicie!
- Dobra Potter, a teraz masz mi wrócić starą Lilian!- zażądała Dorcas pretensjonalnie.
- Dobra już dobra!- ziewnął przeciągle James wstając z kanapy. Przeciągnął dłonią po włosach pozostawiając na głowie jeszcze większy nieład. – A wy znajdźcie Glizdka, bo mógł się gdzieś zgubić. – i pobiegł do sypialni dziewcząt przeskakując na schodach po kilka schodków.
- Myślicie, że mu się uda?- spytała Meadows.
- Myślę, że tak ją wkurzy, iż nie wytrzyma i go skrzyczy. Biorąc pod uwagę, że Lilka wybuchnie niekontrolowaną złością wszystko powinno wrócić do normy.





Lekko uchylił drzwi dormitorium tak, aby nie zdążyła wymyślić jakiejś wymówki na poczekaniu. Od razu zobaczył Lily jak leży na łóżku trzymając w rękach słoik i mówiąc do czegoś co znajdowało się w środku.
- Już nie spowiadasz się jeleniom? – zagadnął uśmiechając się huncwocko.
- Potter!- Evans zerwała się.- Kto pozwolił ci tu wejść?!- popatrzyła na niego wściekle.
- Przyszedłem porozmawiać bez zaproszenia…- nagle dostrzegł to coś co było zamknięte w słoiku. – Mój boże!- pobladł.
- Boisz się szczurów?- zadrwiła. Sam fakt, iż James Potter może bać się małych gryzoni wydał jej się prawdopodobny biorąc pod uwagę jego próżność.
- Nie! – odparł szybko, ale widząc jej minę nie uwierzyła w to. – Skąd go masz?- zapytał przestraszony.
- Złapałam dziś rano. Wybiegł z naszego dormitorium jak wróciłam po podręcznik. – i nagle zanim się spostrzegła Rogacz pochwycił naczynie i zaczął nim podrzucać nie zwracając uwagi na miotające się wewnątrz zwierzę.
- Co ty robisz?!- krzyknęła Ruda rzucając się by wydrzeć mu słoik.
- Zabieram go do siebie.- odparł odsuwając rękę na bezpieczną odległość.
- Nie możesz! Miałam znaleźć jego właściciela!- chwyciła go za nadgarstek bo tak się dosięgała, ale i tak nie udało jej się odzyskać własności.
- Oddam ci go… Jeśli ze mną teraz porozmawiasz. – zatrzymała się.
Rozmowa oznaczała zapewne wyjaśnienie pewnych kwestii wiążących się z tym co powiedziała mu pamiętnej nocy. Nie miała na to ochoty, ale coś jej mówiło, że to nieuniknione. Okoliczności im sprzyjały.
- Ale nie mamy o czym gadać. – zerknęła w jego brązowe oczy.
- Jeśli nie mamy to dlaczego terroryzujesz przyjaciółki zrywając je z łóżek?- podniósł triumfalnie jedną brew. – Doskonale wiesz, że mam rację. – nachylił się nad nią.
- Ciężko ci zrozumieć, że nie mam ochoty cię widzieć?!- odeszła od niego na kilka kroków.
- Nie masz ochoty mnie widzieć, bo powiedziałaś wtedy o kilka rzeczy za dużo?- podszedł do niej wypuszczając za jej plecami szczura, który pomknął ku drzwiom. Następnie położył swoją dłoń na jej ramieniu.
- Słuchaj… Zapomnijmy o tym co powiedziałam. Ja wtedy nie byłam sobą!- po raz pierwszy poruszyła ten temat. Unikała jego spojrzenia jak nigdy, nawet nie strąciła jego ręki.
- A może byłaś bardziej sobą niż myślisz? Zastanów się! Po raz pierwszy spojrzałaś na to obiektywnie i chcesz się wyprzeć!- odwrócił ją przedtem do siebie i objął w talii tak by nie mogła się wywinąć. Nie zrobiła nic. Stała ze spuszczoną głową i zmarszczonymi brwiami. Delikatnie podniósł jej twarz i spojrzał głęboko w oczy. – No uśmiechnij się. I powiedz, że uważasz mnie za przystojnego.- pokazał wszystkie białe zęby widząc jak się uśmiecha.
- I znów się będziesz czerwienił jak burak?- mina nieco mu zrzedła co Lily przyjęła z radością.
- Lily!
- No dobra! Nie jesteś przystojny!
- LILY!
Roześmiała się widząc jego pretensjonalną minę.
- Jesteś bardzo przystojny, ale nadrabiasz to wszystko swoim sadyzmem i egoistycznym podejściem do wszystkiego. Na dodatek często przejawiasz próżność czego dowodem jest czas, który poświęcasz wraz z Syriuszem na stanie przed lustrem…- zaczęła wymieniać wszystko, dokładnie wszystko co mogłoby go oczernić.
- No tak… a poza tym jestem….? – Potter uśmiechnął się przyciągając ją bliżej.
- Samolubny?
- Nie… Mówiłaś to wcześniej!- uśmiechnął się flirciarsko.
- Egoistyczny?
- Nie… to było przed sadystycznym.- ujął jej twarz w swoje dłonie.
- Hmmm…- Evans zamyśliła się. – Nie mam pojęcia o które określenie ci chodzi. – rozpromieniła się z wesołymi iskierkami w oczach. I nie wiedziała czemu go nie skrzyczała i nie wygoniła. Czemu coś się zmieniło… W tej chwili było inaczej niż zwykle.
- Pomyśl dobrze… - James powiedział to głębokim szeptem od którego Lil przebiegł dziwny dreszcz. Chłopak nachylił się bliżej ocierając ustami o jej szyję.
- James przestań to łaskocze!- zadrżała, ale się nie cofnęła. Po części dlatego, że nie miała jak, a po drugie nie była w stanie się ruszyć.
- Nie mogę. – przeniósł dłonie na jej ramiona. – Chyba, że mi powiesz…- w jego głosie zabrzmiała nuta wyzwania.
- Jesteś przystojny! – uśmiechnęła się perliście, ale on nie przestawał.
- Jak bardzo?- wiedziała, że się uśmiecha. Czuła najmniejsza zmianę w jego oddechu.
- Hmm… Tak bardzo, jak bardzo jesteś próżny i egoistyczny.- Potter oderwał się i popatrzył w jej zielone oczy. Lily westchnęła mimo woli. Wyzwoliło się w niej coś dziwnego… - Najbardziej przystojny spośród wszystkich, których znam….


- Cieszę się, że się pogodziliście czy co tam było!- Dorcas uścisnęła Lil po raz kolejny, kiedy już siedziały w swoim dormitorium. Ku ogólnemu zaskoczeniu James’owi udało się przyprowadzić Lily uśmiechniętą bez wrzasków i obrażania się. Nie było to zbyt normalne, ale przynajmniej zaczęła po ludzku go traktować (czyt. tak jak dawniej). Na pytanie „Umówisz się ze mną Evans?” prychnęła pogardliwie i rzuciła kilka niemiłych określeń w kierunku Pottera co upewniło wszystkich, że od teraz będzie spokój.
- Nic nie było!- Ruda rzuciła się na swoje łóżko. – Po prostu miałam dość siedzenia samotnie.
- Jaaasne!- Sheryl usiadła tuż obok. – A fakt, że musieliśmy kogoś wysłać nie miał żadnego wpływu?- zaśmiały się i jak zwykle zebrały się razem.
- Słuchajcie… - zaczęła Zielonooka.- Co robicie w sobotę?- spytała przygryzając nerwowo jedną wargę co nie spodobało się reszcie.
- Lil w sobotę mamy Hogsmeade, pamiętasz?- spytała zaskoczona Dor. – Ja idę z Syriuszem, ty z Dorianem…
- Ja z tym przystojniakiem z Hufflepuffu… - pochwaliła się Sher.- Tylko jak on miał na imię…
- A ja z Remusem…- stwierdziła cichutko jak mysz Jas.
- Naprawdę?- Evans spojrzała na nią zdziwionym wzrokiem.- To świetnie, ale… Lupin cię zaprosił? Sam? Odważył się?!- zamrugała kilkakrotnie przeżywając najwidoczniej głęboki szok.
- Super nie?- zapiszczała Meadows. – Druga z nas będzie chodzić z Huncwotem! – na te słowa Jasmine poderwała się.
Nie myślała o chodzeniu tylko o swego rodzaju randce. Chociaż… Remus zawsze jej się podobał. Prawdopodobnie stworzyliby świetną parę, ale jeśli on ja zaprosił tylko dlatego, że Rogacz go zaszantażował? Jeśli Lunatyk nie chciał z nią iść? Nie chciał się umawiać, a zrobił to dla świętego spokoju?
- Oczywiście równie dobrze mogłyby przynajmniej 3 z nas chodzić z Huncwotem, ale…
- Dorcas!!!- Lily spojrzała na przyjaciółkę groźnie spojrzeniem mówiącym jeszcze słowo, a zginiesz.
- A jeśli mi chodziło o Sheryl?- blondynka pokazała jej język.
- Eeee… No mnie raczej James nie zechce, a Petera nie dałam rady wychować. – zadrwiła Corvin.
- Czemu myślisz, że cię nie zechce?- Ruda spojrzała głęboko w błękit oczu koleżanki.
- Lil, dziwię się, iż jeszcze cię nigdy nie pobiłam, bo ilekroć próbuję nawet czaru wili on i tak pamięta tylko ciebie. – uśmiechnęła się smutnie. – Uważam, że powinnam się z tym pogodzić. – zapadła cisza pełna jakiegoś żalu. Można było wyczuć przygnębienie z jakim brunetka mówiła i wspominała.
Lily nie potrafiła wytrzymać, bo nagle dopadło ja poczucie winy jakiego nie czuła nigdy z tego powodu. Jednakowoż to ona zatrzymywała dla siebie Rogacza. Nie chciała go, ale nigdy nie kazała mu się zając inną na tyle poważnie żeby ten związek wytrzymać miał dłużej…
- Ekhem….- chrząknęła ściągając na siebie uwagę wszystkich obecnych. – W każdym bądź razie, chociaż nie powinnam was o to prosić, to chciałam was spytać… czy… Czy nie pojechałaby któraś z was ze mną odwiedzić siostrę w szpitalu?
- Do Londynu?- Sher popatrzyła na rudowłosą w niemym podziwie. – W roku szkolnym?
- Lil powiedz tylko kiedy!- zaoferowała się Dorcas z uśmiechem na twarzy.
- No… w tą sobotę. – wszystkie zamarły.
- A Dorian?
- A Hogsmeade?
- A możliwość oglądania zazdrosnego Pottera?- wszystkie spojrzały na nią błagalnie.
- Wiem! Ale coś wewnątrz mnie mówi, że powinnam odwiedzić Petunię.- rozejrzała się po przyjaciółkach. – Rozumiem, że mam szukać gdzie indziej?
- No ja umówiłam się z Syriuszem…- Dor spuściła głowę.
- Ja nie mogę raczej odwołać tej randki…- skrzywiła się Sheryl.
- No, ale ja z tobą pojadę. – Elvin popatrzyła oczkami skrzącymi się w blasku świec.
- Nie!- Lil szybko odmówiła. – Nie teraz kiedy się Remus odważył…- posłała jej uspakajający uśmiech. – Znajdę kogoś innego.





Nie znalazła. Nadszedł piątek i nie było osób, które bardziej interesowała opcja odwiedzenia czegoś na wzór Munga. McGonagall przejęła inicjatywę i wydawało się, że już kogoś znalazła. Evans nawet nie spytała kto to. Za bardzo przejęta była odnalezieniem i poinformowaniem Doriana o tym, że nie pójdzie z nim do Hogsmeade. Chciała mu w zamian zapewnić inne towarzystwo, ale jeśli wszystkie przyjaciółki się poumawiały to sposobności zbyt wielu nie miała.
Wszystko jednak zaczęło się komplikować bardziej niż zwykle. Lekcje się skończyły i Dorcas, która jako jedyna z całej ósemki wybrała jako jeden z przedmiotów zielarstwo, wracała właśnie do dormitorium gdzie miała nadzieję spotkać Syriusza.
Nic nie sprawiało jej większej radości niż zbliżające się wyjście razem ze swoim chłopakiem. Mogli wtedy spokojnie spacerować i zajmować się sobą nie przejmując się głupimi komentarzami.
Stanęła przed drzwiami dormitorium chłopaków, zapukała delikatnie i otworzyła….
- Jest Syri??- zauważyła Rogacza, Glizdka i Lunatyka grających w eksplodującego durnia.
- Jest przy wejściu do kuchni z…-Peter zaczął, ale nagle urwał, bo James rzucił w niego poduszką.
- Zaraz przyjdzie.- Potter podbiegł do Meadows i gestem zaprosił ja do środka.- Poczekaj TU na niego. – posłał jej przekonujący uśmiech, któremu się nie odmawia.
Blondynka rozejrzała się… Czy jej umysł nie powinien zobaczyć wtedy jakiegoś niebezpieczeństwa? Uśpiona błogością podziękowała. Nie zwróciła uwagi na zakłopotanego i zmartwionego James’a kiedy oświadczyła, że pójdzie do tej kuchni, aby wyjść do swojego ukochanego.
Mijała korytarze lekka jak motyl, napełniona dziwnym szczęściem. „Jeśli wszystko układa się idealnie to znak, że niedługo coś się popsuje…”- słowa wypowiedziane przez pewną rudą osóbkę, która miała wówczas 15 lat. Tyczyły się wtedy do kilku tygodni bez Pottera, który po powrocie z wakacji stał się bardziej bezczelny i zaborczy.
Pierwszym złym omenem powinny być dziewczęta stojące po drodze. Nie zauważyły jej pochłonięte w rozmowie.
- … nie wiedziałam… Idzie z Blackiem?- w głosie jednej z nich słychać było nieukrywaną zazdrość.
- Tak!- syknęła druga.- Ale o tym cicho! Ariel powiedziała, że to odrobinkę skomplikowane i że ma jakiś plan…- nagle urwała i spojrzała na Dorcas przestraszona. W jednej minucie zabrała swoje rzeczy i koleżankę. Korytarz opustoszał, a ona ruszyła dalej…
Dori była w stu procentach pewna, że to dla niej zazdroszczą Syriusza. Nic dziwnego! Jest przystojny… Idealny wręcz. Gra w quidditcha jako jeden ze ścigających. Nie jest to posada szukającego, ale zawsze coś! Kochała go i była gotowa się poświęcić tak jak i on powinien…
To co zobaczyła i usłyszała zadało jej większy ból niż cokolwiek innego. Czymże byłoby wypicie trucizny? Czym nóż tkwiący w sercu, kiedy zdawało jej się, że wszystkie te rzeczy są niczym.
- To jutro spotkamy się w Hogsmeade… Ja zgubię Meadows i będziemy mieli trochę czasu dla siebie.- Syriusz musnął ustami policzek tej dziewczyny. Dziewczyny z długimi falami włosów koloru czekolady.
- Nie wiem czemu z nią nie zerwiesz!- tamta odwróciła się od niego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez aniula19.12 dnia Śro 14:58, 15 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 14:59, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


- Bo to skomplikowane skarbie… Fariel no proszę cię…- objął ją w ten sam sposób w jaki jeszcze dziś rano obejmował Dorcas.
W Dor coś pękło. Nie wiedziała czy ma wybiec z płaczem czy na niego nakrzyczeć. Ze łzami w oczach i żalem ściskającym jej gardło wyszła z cienia…
Black miał cały plan w małym palcu. Dorcas zostaje z przyjaciółkami, a on idzie do Far. Na dodatek obie dziewczęta wierzyły w każde jego słowo! Od tygodnia mu się udawało w idealny sposób łączyć dwie wspaniałe osoby w jednym czasie.
Wszystko miało swój porządek, który zburzył się w jednej sekundzie kiedy ujrzał stojącą kilkanaście stóp dalej blondynkę. Wydawało się, że po jej policzkach za chwilę obficie popłynął łzy…
- Jak…- zaczęła i zatrzymała się. Głos jej drżał. Wzięła głęboki oddech, a spod zamkniętej powieki wymknęła się mała kropla. – Obiecałam…- powiedziała nagle chłodno i spokojnie. – Nigdy więcej nie płakać z tak błahego powodu.- pokręciła głową z niedowierzaniem i znów musiała postarać się, by odeprzeć nieposkromiony żal. Jak on mógł?! Dlaczego zrobił jej to akurat teraz?! – Wiesz Syriuszu musimy chwilkę porozmawiać.- westchnęła spuszczając wzrok. – Chyba się nie obrazisz Ariel czy jak ci tam jak pożyczę go na chwilkę?- zerknęła na bladą twarz, która zdradzała zaskoczenie i zmieszanie.
- Dorcas…- Syriusz postanowił dzielnie się odezwać. W końcu nie chciał tracić przyjaciółki. Darzył ją czymś cennym, ale się skończyło! Nie było trwałe i trudno. Nienawidził, gdy przy zrywaniu dziewczyna płakała. Przecież nikt nie myślał, że będą ze sobą na zawsze!
- Nie mów nic!- podniosła błękitny wzrok na ściągnięte brwi Blacka. – Jest taka granica między miłością, a nienawiścią, której prawie nie widać. Mówiłeś tak kiedyś o Lily i James’ie…- wspomniała z nutą zamyślenia.- Dziś przekroczyłam tą granicę!- odwróciła się i nagle odkryła, że nie ma pod powiekami łez. Była wściekła! Chciała coś rozbić, rozwalić, nawrzeszczeć! Cokolwiek!
- To tyle?- zdziwił się Łapa.- Zerwałaś bez płaczu? Meadows zadziwiasz mnie!- uśmiechnął się wkładając ręce do kieszeni spodni. I było w tym dla niej coś bardzo bezczelnego.
- Wiesz co?- Dorcas odwróciła się.- I pomyśleć, że ja uważałam cię za najukochańszego na świecie!- wzięła zamach i wymierzyła mu potężnego liścia.



Choć Lily chodziła po całej szkole to nie dała rady odnaleźć przyjaciela. A musiała mu powiedzieć, że nie pójdzie z nim do Hogsmeade. Zwlekała z tym wystarczająco długo. Nie znalazła też nikogo na swoje miejsce…
Zrezygnowana wróciła do dormitorium. Zamknęła za sobą drzwi z ciężkim sercem i zobaczyła… Zobaczyła Dorcas na swoim łóżku, która leżała z dziwnie przygnębionymi oczętami.
- Dori?- spytała niepewnie siadając obok.
- Tak?- spytała spokojnie. Za spokojnie z przesadnym przymilaniem się.
- Wszystko gra?
- Tak… Wszystko. – odparła monotonnie. – Tylko, wiesz mogę z tobą jechać do tego Londynu odwiedzić Petunię chociaż ona mnie tak nie lubi. – westchnęła, a głos jej zadrżał.
- Och.- Ruda zrozumiała bez słów. Jeśli Meadows wybierała się do Londynu to oznacza, że nie idzie jutro do Hogsmeade, jak nie idzie do wioski czarodziejów to tylko dlatego, że jej plany legły w gruzach, jak plany legły w gruzach to tylko przez Blacka…- Chodź tu do mnie. – przytuliła mocno przyjaciółkę. – On nie był ciebie wart od samego początku!
- Jak ty to robisz, że wiesz co się dzieje zanim ci dokładnie wytłumaczę?- starała się panować nad rosnącym żalem, ale nie było to łatwe. Siedziała obejmując najbardziej zaufaną osobę jaka jej się trafiła od 11 roku życia. Teraz wszystko wydało jej się takie ckliwe.
- Szybko kojarzę.- Evans uśmiechnęła się nieśmiało. – Opowiedz mi… Od początku.
I Dorcas wyrzuciła z siebie to co zobaczyła, to jak się poczuła i to, że nie wybiera się do Hogsmeade. Lil była świetną słuchaczką. Zawsze służyła dobrą radą i krytykowała jeśli tego było trzeba.
- Sama widzisz… Jadę z tobą. – Dor nabrała głęboko powietrza.
- Ależ moja kochaniutka…- Lily popatrzyła na nią smutno.- Ja bym cię wzięła ze sobą zawsze i wszędzie, ale… McGonagall już kogoś znalazła to raz, a dwa musisz pokazać temu zacofanemu bałwanowi kto tak naprawdę rządzi!- i siłą ściągnęła ją z łóżka, poprawiła jej włosy i zarządziła:- Dorcas wychodzimy! Jesteś od niego więcej warta skarbie, więcej niż ta cała Ariel czy jak jej tam!- mrugnęła okiem i rozpromieniła się, kiedy na twarzy przyjaciółki zagościł uśmiech.
Poszły na błonia i usiadły pod drzewem plotkując na Syriusza. To było wredne, ale podbudowywało poczucie wartości Meadows i sprawiało im obu niezwykłą frajdę.
Dorcas czasami miała wrażenie, że Lily szuka czegoś wzrokiem, ale kiedy miała o to spytać przyjaciółka zaczynała nowy temat. Jedna na drugą mogły liczyć i to było najważniejsze.
Siedząc tak mogły obserwować wielu ciekawych ludzi… A to Sheryl ze swoim nowym przyjacielem przechodziła brzegiem jeziora za rękę, to Remus nieśmiało rozmawiał z Jas, można było też zobaczyć Lucjusza Malfoya z Narcyza Black, którzy zazwyczaj raczej się ukrywali.
Zielonooka jednak miała opracowany idealny plan. Nie obchodził jej nikt inny jak Syriusz w tym momencie. Obracała głowę sprawdzając czy nie wychodzi nie siada gdzieś na błoniach. Tak przez całą godzinę, aż w końcu zobaczyło go w towarzystwie Jamesa i dwóch dziewcząt. Jedna musiała być nową Łapy, a druga wyraźnie chciała zrobić jak najlepsze wrażenie na Potterze. Evans obserwowała jak Rogacz rozmawia z nią w bardzo swobodny sposób i owładnęła ją swego rodzaju wściekłość, wcale nie trudna do opanowania, ale dziwna…
Zapomniała o planie obserwując ich. Dziewczyna starała się go… poderwać! W pewnym momencie Lily zdała sobie sprawę, że patrzy się na nich w bezczelny sposób i nagle napotkała spojrzenie roześmianych brązowych oczu, które natychmiast spoważniały. Odwróciła twarz do blondynki siedzącej obok.
- Przyszedł!- wyszeptała zerkając w błękit oczu Dori. – Pół sukcesu za nami.
- Tak przyszedł, ale James tak ich zaprowadził żeby siedzieć jak najbliżej nas, a ja nie mam ochoty słyszeć o czym gadają!- syknęła Dorcas, ale do Lil to nie docierało. Najwidoczniej pochłonięta była podsłuchiwaniem.
- Rogaczu, a może ja poszedłbym z Fariel, a ty z Angeliną na jutrzejsze Hogsmeade?- Syriusz najwyraźniej starał się zeswatać tamtych za wszelką cenę. Nie chciała słuchać dalej… W tłumie ludzi dojrzała postać swojego najlepszego przyjaciela.
- Dorian tutaj!- pomachała do niego ręką ignorując pytanie „Lilka co ty wyprawiasz” wypowiedziane przez Meadows.
James’a strasznie męczyło towarzystwo nowej koleżanki. Zupełnie mu nie odpowiadała, a Syriusz starał się ich ku sobie zbliżyć. Potter śledził raczej postać chłopaka zmierzającego do dwóch dziewcząt siedzących pod drzewem. Czasem nawet udawało mu się pochwycić ostrożne zerknięcia jednej z nich… Co by dał by zamachała ręką akurat na niego!
- Dorian… Nie mogę iść z tobą do Hogsmeade. – Ruda zrobiła przepraszającą minę.
- Wiem Lilian, ale nie umawiałem się z nikim innym pewny, że znajdziesz rozwiązanie. – posłał jej serdeczny uśmiech.
- No nie do końca…- westchnęła.
- Znalazłaś je i przyprowadziłaś do mnie czy tego chcesz czy nie.- mrugnął do niej okiem. Rogacz obserwował to wszystko z uciskiem żalu i zazdrości. Gdyby on się tak zachował zostałby skrzyczany. – Dorcas…- zielonooki chłopak delikatnie ujął dłoń dziewczyny. – Może ty zechciałabyś iść ze mną do Hogsmeade. Byłbym zaszczycony towarzystwem tak wspaniałej osoby.
Meadows nie wiedziała co powiedzieć widząc triumfalną minę Evans. Mogłaby przysiąść, iż to było ukartowane! Po prostu zaniemówiła z wrażenia zupełnie nieświadoma, że właśnie rozmowie zaczął przysłuchiwać się błękitnooki brunet trzymający dłoń dziewczyny zwanej Fariel.
- Będę szczęśliwa mogąc ci jutro towarzyszyć. – uśmiechnęła się promiennie, kiedy O’Conell pocałował ją ostrożnie w policzek i pożegnał się.
W Syriuszu coś się zagotowało. Coś nagle zaczęło go irytować. Meadows nie powinna się tak cieszyć z powodu nagłego umówienia! Nie żeby chciał, aby płakała i rozpaczała, ale… To wszystko nie tak!
- To masz z kim iść. I chyba jesteś zadowolona. – Lily uradowana obserwowała koleżankę. Wtedy poczuła czyjąś obecność . Odwróciła się i zobaczyła Pottera, który podszedł do niej zostawiając tą drugą. Evans uspokoiła się, gdy mina Angie była najwyraźniej wściekłą i zazdrosna.
- A ty z kim idziesz Liluś?- padło pytanie, na które nie odpowiedziała. – Może umówisz się ze mną Evans? – przeciągnął dłonią po rozczochranych włosach.
- Nie Potter. – odparła spokojnie. – Nigdy się z tobą nie umówię. – obie z Dorcas wstały gotowe wracać do zamku.
- Dlaczego?- spytał jak małe dziecko.
- Pa James!





- Nie wierzę, że to zrobiła!- Black rzucił czymś o ścianę robiąc duży huk.
- Osobiście nie widzę powodów do złości.- skomentował Remus mierząc go chłodnym spojrzeniem.
- Tak! Ty wciąż utrzymujesz, iż zachowałem się…
-.. jak ostatnia świnia.- dokończył Lupin. – Tak i tego się będę trzymał. Powinna dowalić ci mocniej.
Syriusz podszedł do lusterka, które kiedyś zawiesili sobie z James’em. Dotknął policzka jakby wciąż go bolało. Nie podobało mu się, że Dorcas idzie z Dorianem, nie podobało mu się jak na niego patrzyła, ani to jak ją pocałował. A przecież wcale go nie obchodziła! Może martwił się o nią jak przyjaciel? Nie! Mało prawdopodobne skoro tak go to irytowało… Czyżby to była …
- Zazdrosny?- nagle odezwał się James.
- Skąd ten pomysł?- Łapa gotowy zaprzeczyć spojrzał drwiąco na Pottera.
- Sądząc po twoim zachowaniu…
- Ha ha ha!- Black zaśmiał się sarkastycznie. Sam nie był już taki pewny.
- Tak jak mnie denerwuje Dorian, tak ciebie…
- Tak i mnie on działa na nerwy!- dokończył szybko Syr. – Ty, a może by go tak jakoś się pozbyć? No wiesz…- Rogacz zmarszczył brwi. – poświęcić mu trochę uwagi tak jak Smarkerusowi…- coś błysnęła w oku Blacka. James’a kusiło żeby przytknąć i zacząć obmyślać szczegółowy plan dopadnięcia i zastraszenia, ale…
- Nie!- wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni.
- Jak to nie?!
- Lily nie chciałaby żebym męczył jej przyjaciół. Za Smarkiem stoi murem, a co dopiero mówić za tym Dorianem. – westchnął chłopak.
- Ty na starość się głupi robisz! Tyle ci powiem!- Łapa założył ręce zawiedziony.
- Albo zmądrzał. – stwierdził Lunatyk.
- Zmądrzał? Mógł mieć towarzystwo do Hogsmeade, a nie zaprosił tej… Jak jej tam? Nie ważne no! Przyjaciółki Fariel nie zaprosił. – Black popukał się w czoło dając do zrozumienia, iż uważa to za szczyt kretynizmu.
- Wolę iść z kim innym.- odparł spokojnie Potter uśmiechając się tajemniczo.
- Tak się składa, że Evans ci odmówiła!- Syriusz dokuczył mu śpiewnym tonem.- Z kim innym pójdziesz?
- Ja już wiem z kim. Przy odrobinie szczęścia uda ci się nas zobaczyć. – James doskonale wiedział co robi. Miał zaplanowaną każdą sekundę. Nawet uzgodnił wszystko, tak, aby nie musiał kombinować łamiąc szkolne przepisy.
- Ale jedno mnie zastanawia…- Lupin spojrzał w okno zamyślony.- Jeśli Lily odstąpiła O’Conella dla Dorcas, to z kim idzie ona?- chłopak spodziewał się ujrzeć podenerwowaną i zazdrosną twarz Pottera, ale tamten zdawał się nie dosłyszeć pytania.
- Rogasiu słyszałeś co on powiedział?- Syriusz pomachał mu ręką przed oczyma.
- Słyszałem i mówię, że prawdopodobnie jutro wszystko wyjdzie na jaw. – James położył się na jednym z łóżek dormitorium, w którym powoli zachodziło jesienne słońce.





Kiedy Lily wstała rano pomyślała, że dzień zapowiada się naprawdę pięknie. Słońce grzało pomimo chłodnego wietrzyku, a liście które powoli żółkły dodawały uroku i kolorów ziemi.
Wybierając się cały czas myślała, jak bardzo wolałaby Hogsmeade i czemu uparła się odwiedzić Peti.
O dziwo kiedy dziewczyny wstały jakoś wybieranie się nie kolidowało ze sobą. Evans zakładała ubranie, w tym czasie Meadows przemywała twarz, Elvin myła zęby, a Corvin czesała włosy. Zazwyczaj z podenerwowania jedna na drugą krzyczała „Dorcas przesuń się, bo rozpychasz się jak słoń!” I jeszcze przed 8 wszystkie były gotowe i zaskoczone sprawnością z jaką to zrobiły.
- Ja jestem umówiona w pokoju wspólnym z Remusem. – oświadczyła Jasmine poprawiając uczesanie. – Jak wyglądam?- spytała podenerwowana.
- Wspaniale!- Dorcas posłała jej uspakajający uśmiech.
- Dobrze…- Elvin wzięła głęboki wdech. – Schodzę.
- Poczekaj!- Sheryl nakładała ostatnie poprawki. – Ja idę do sali wejściowej to mogę zejść z tobą.
- Wiecie co?- Ruda spojrzała po wszystkich. – Dori ubieraj się zejdziemy razem, bo my i tak musimy zaczekać na zewnątrz. – stwierdziła. – Nie ma sensu wychodzić pojedynczo.
Cała czwórka zarzuciła na siebie płaszcze. Każda z nich odstroiła się na swój sposób, tylko Lily starała się wyglądać normalnie, tak mugolsko, żeby nie rzucać się w oczy na ulicach Londynu.
Zeszły spokojnie po schodach i pierwszą, która odczuła nerwy w końcówkach palców była Jas. Na „randkę” z Remusem czekała miesiącami, a nawet latami i nagle z inicjatywy Pottera dostała zaproszenie. Nic więc dziwnego, że kiedy dostrzegła stojącego W PW Lunatyka coś w niej zadrżało. Chłopak widocznie bardzo się denerwował. Oddychał głęboko starając się wyglądać na opanowanego. Dodało to dla niej pewności siebie i na pewien sposób rozczulało.
- Jasmine!- Remus nagle ją zauważył. – Eeee… Ślicznie wyglądasz.- uśmiechnął się niepewnie.
- Dziękuję. – odwzajemniła uśmiech zbliżając się do niego.
- To my zostawiamy was samych…- zdawali się nie słyszeć zajęci sobą, kiedy Sher cichutko pociągnęła pozostałe ku wyjściu z pokoju wspólnego.
- Byłaby z nich dobra para…- wypowiedziała się Lilian zmierzając ku wyjściu.
- Byłaby, gdyby on się odważył albo gdyby ona miała coś ze mnie!- Sher mrugnęła do nich okiem co bardzo je rozbawiło. Szły chichocząc rozśmieszane przez brunetkę, gdy nagle ona odezwała się.- Oho! Dobra… Tam stoi mój towarzysz dnia. Przy odrobinie szczęścia wrócę z nim do szkoły, a jak mu się nie powiedzie to wrócę sama!- zaśmiała się i pomachała przyjaciółkom na pożegnanie.
Lily i Dorcas popatrzyły na siebie i wyszły na dwór.
- To jak właściwie się tam dostaniesz?- zagadnęła blondynka.
- Nie wiem… Dumbledore to obmyślił, a McGonagall będzie nadzorować. Na dodatek nie wiem co za odpowiedzialną osobę wyznaczyła…- rozejrzała się niespokojnie po placu przed szkołą gdzie już zbierali się uczniowie gotowi ruszyć do Hogsmeade. – Tam jest Black…- odezwała się po chwili dyskretnie wskazując ciemnowłosego chłopaka, który obejmował dziewczynę z burzą fal na ramionach. Nie dało się ukryć, iż co chwila zerkał w ich stronę z triumfalnym wyrazem twarzy.
- Jestem!- nagle obok nich pojawił się Dorian uśmiechając się serdecznie.
- Cieszę się. Zaraz was pożegnam, a ty moja panno masz się dobrze bawić. – Evans mrugnęła do Dorcas.
- Czy mnie się zdaje czy ten młody Black spogląda tutaj co chwilkę? Czy to nie był twój chłopak?- O’Conell spojrzał pytająco na blondynkę.
- Dobrze powiedziane… BYŁ. Ale nie jest. – ściągnęła usta.
- Powinien żałować tracąc taką dziewczynę jak ty. – chłopak chwycił ją za rękę.
- Dziękuję. Ale sądząc po jego zachowaniu…
- Będzie niezwykle zazdrosny jeśli się odrobinkę postaramy. – cmoknął ją w policzek na co zareagowała rumieńcem.
- W zasadzie to chyba już masz wroga Dorian. – zauważyła Lily wpatrując się w mordercze spojrzenie Syriusza.
- A drugi mój wróg właśnie tu zmierza…- jego zielone oczy rozpromieniły się kiedy dumnym krokiem podszedł do nich okularnik z rozczochranymi włosami i zawadiackim uśmiechem.
- Witam i pozdrawiam. – Potter uścisnął wolną dłoń Doriana. – A jednak żeś zmienił dziewczyny, czy może masz zamiar wziąć obie? – spytał zaczepnie i wyzywająco.
- Byłoby ty zbyt piękne aby być prawdziwe.- uśmiechnął się pobłażliwie.- Musiałem zrezygnować z Lilian…
- Ona nie lubi jak się do niej mówi Lilian.- wtrącił James napotykając ostrzegawcze spojrzenie Lily.
- Jak się mówi Liluś nie lubię tym bardziej!- podkreśliła.
- Mniejsza z tym…- westchnął Potter. – Jeśli ty bierzesz Dorcas, to ja biorę tę zielonooką istotkę. – i pochwycił Evans za rękę ciągnąc ja jak najdalej.
- Potter co ty wyprawiasz?!- choć dziewczyna zapierała się jak mogła i tak nie dorównywała siłą chłopakowi.
- No wybieramy się razem nie wiedziałaś?- uśmiechnął się nicponiowato.
- Puszczaj!- wyrwała się nagle świdrując go wściekłym spojrzeniem. – Idę sama!
- Potter! Evans! Tu jesteście…- nagle podeszła do nich McGonagall. – Szukałam was…
- Właśnie miałam się do pani zgłosić. – Ruda zmieniła ton głosu na spokojny. – Chciałabym poznać chociaż osobę, z którą pójdę…- ściszyła nieco nerwowo zerkając na James’a.
- Ależ nie widzę takiej potrzeby.- nauczycielka transmutacji zmierzyła ją zdziwionym wzrokiem. – Chyba znasz James’a Pottera?- w jednej chwili całe plany Lil legły w gruzach! Poczuła jak bardzo żałuje, że nie idzie do Hogsmeade!
- Że jak?! Ale pani profesor! Mówiła pani o kimś odpowiedzialnym!- oburzyła się. Coś zaczęło się buntować. Rogacz na ulicach mugolskiego Londynu! To przekraczało jej wyobrażenia!
- No może tu nie do końca miałam… eee… rację. – obie zerknęła nerwowo na okularnika, który wyszczerzał zęby w uśmiechu typu „zaraz coś zbroimy”. – No, ale na litość boską Evans! To jedyna osoba, która zechciała zrezygnować z Hogsmeade…
- Słowem… Ja albo nie odwiedzasz Petunii czy jak jej tam.- wcale nie była pewna czy w obecnej sytuacji tak bardzo chce odwiedzić siostrę.
- Za co!- uniosła twarz ku słonecznemu niebu. – Masz się słuchać! Jak powiem milcz to nawet nie piśniesz! Jak powiem nie ruszaj się to nie drgniesz!
- Jak poprosisz bym nie oddychał to wstrzymam oddech, a kiedy będziesz chciała żebym cię pocałował to zrobię tak…- objął ją ramieniem, przechylił i…
- Ekhem!- odchrząknęła głośno McGonagall. Nie życzę sobie byście wyprawiali cokolwiek podobnego do pamiętnych wydarzeń w schowku na miotły!- powiedziała ostrzegawczym tonem. – A teraz tak… Pójdziecie na boisko do quidditcha, tam czeka na was pani Hooch. Dumbledore dał jej świstoklika i tak właśnie dostaniecie się na ulice Londynu. Tam będziecie musieli o własnych siłach dostać się do szpitala…
- Rodzice zadbali o to pani profesor…- Zielonooka wyciągnęła kilka banknotów. – Za pieniądze bezpiecznie dotrzemy na miejsce autobusem, mieszając się z tłumem. – zauważyła rezolutnie.
- No tak. Po odwiedzinach macie wrócić na miejsce, w którym zostawicie świstoklika, napisać list do mnie i czekać. Powinno nam to zając około 1h. Sowa będzie w pobliżu i podleci do was jeśli tylko zechcecie cokolwiek napisać w razie problemów, których…
- Z całą pewnością nie będzie. – James stał wciąż uśmiechając się. Lily sądząc po spojrzeniu McGonagall podejrzewała, że kobieta waha się czy oby mądre było zatrudnianie Pottera. Już łatwiej byłoby dostać się tam samej niż z nim!
- No cóż…- nauczycielka westchnęła. – Lily zostawiam was i liczę, że nie będzie żadnych komplikacji z waszej strony.
- Pani profesor z mojej strony nie będzie żadnych komplikacji, ale za tego…tego…- tu Ruda wzięła głęboki oddech.- Nie odpowiadam za niego!- wskazała palcem poprawiającego włosy chłopaka.
- Oj Liluś! Nie narzekaj! Zobacz!- podszedł do niej i pokazał odległy punkt gdzieś na terenie szkoły.- Tam czeka nasz bilet.- popatrzył głęboko w jej oczy. Odbijała się w nich złość, ale nawet to nie mogło ostudzić jego zapału.- Wcale nie musi być tak źle…- uśmiechnął się do niej wciąż obserwując jej baczne spojrzenie. Chłód stopniał i ustąpił miejsca niezdecydowaniu. Zaskakiwało go jak dawało się wyczytać z oczy tej przepięknej dziewczyny najmniejszą zmianę. Nawet kiedy wydawała się być opanowana to oczy ją zdradzały… On zawsze wiedział.
Zupełnie nie wiedziała co robi wierząc mu na słowo! Coś jej podpowiadało, żeby nie skreślać tego tak od razu. Zastanawiała się… I tak musi go wziąć tylko… Właśnie! Wyboru nie ma! On jej wszystko popsuje! Albo… mogą się dogadać i spędzić razem miło dzień. Przecież nie da się miło spędzić dnia z Potterem!
- Lily…- Rogacz kątem oka dostrzegł, iż McGonagall oddaliła się gdzieś. – Idziesz z najprzystojniejszym chłopakiem czyżbyś o tym zapomniała?- mrugnął do niej, a ona wydała się bardziej oburzona niż do tej pory. Zniszczył wszystko! Spalił most i teraz będzie musiał przekonywać ją od nowa!
- Nie pochlebiaj sobie. – ku jego zaskoczeniu… uśmiechnęła się uderzając go lekko w ramię. – Ale obiecaj mi coś…
- Wszystko co zechcesz…





Dorcas zadowolona z siebie usiadła przy stoliku w Trzech Miotłach pochłonięta rozmową z Dorianem. Chłopak wydawał jej się co raz bardziej interesujący. Jego spostrzeżenia i poglądy były tak poważne, że aż imponowały. Co lepsze zauważyła, że Black zerkał w jej kierunku dość często jakby kontrolując wszystko. Pochlebiało jej to i wkrótce odkryła, iż wcale nie obchodzi jej co ten przystojniak zrobi. Dała się wciągnąć w konwersację z O’Conellem.
- Poczekaj, pójdę zamówić piwo kremowe. – wstał i podszedł do lady.
Blondynka wbiła wzrok w drzwi wejściowe, w których ukazała się nowa para.
Syriusz rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu wyławiając wzrokiem zaskoczone i zgorszone błękitne spojrzenie.
Co ona wyprawiała z tym kujonem z siódmej klasy?! Nie minęła pełna doba, a Meadows siedziała spokojnie uśmiechając się do jakiegoś przygłupa podczas, gdy to on- Syriusz Black powinien kraść jej najmniejszy gest! Irytacja przepełniała go kiedy Dorian przynosił i płacił za jej kufel z kremowym piwem! To ON powinien to robić! Dlaczego ten idiota przyczepił się akurat do Dori!
Bez słowa chwycił za rękę Fariel i usiadł przy stoliku najbliżej tamtych dwoje. Musiał słyszeć każde słowo…
- Czy to nie on chodził za nami przez cały czas?- Dorian obejrzał się na bruneta, który wcale nie krył swojego niezadowolenia i nawet nie odezwał się słowem do swojej towarzyszki.
- Tak… - Dorcas skrzywiła się z niesmakiem.
- Przeszkadza ci on? Możemy iść gdzie indziej żebyśmy mogli…- ściszył głos, kiedy Meadows pokręciła głową i przytknęła mu palec do ust.
Łapa poczuł dziwne uczucie, które sprawiało, że nienawidził z całego serca tego ciemnego blondyna! I Dor zadawała mu niezmierny ból tak go traktując kiedy jeszcze niedawno zapewniała właśnie jego o prawdziwości swoich uczuć! Rzuciła go wczoraj i tak szybko się pocieszyła! Ta dziewczyna nie ma serca!
- Syriusz nie zwracaj na nich uwagi…- Fariel popatrzyła na niego błagalnie i położyła mu rękę na ramieniu. Bez wahania ją odtrącił nasłuchując dalej.
- Podoba mi się twoje podejście. – Dorian nie uśmiechał się nawet w połowie tak bosko jak on miał to opracowane.
- Dziękuję. Ty mi przypadłeś do gustu już po pierwszej rozmowie. Lily nie daje złego słowa na ciebie powiedzieć… Mówiłam, że masz w sobie coś co mnie przyciąga?- jej oczy zabłyszczały niebezpiecznie.
- Nie, ale czegoś takiego chyba mógłbym słuchać wiele razy, a w szczególności z twoich ust. Dorcas jesteś wyjątkową dziewczyną. – zaczął bawić się kosmykiem jej włosów, a ona nie odepchnęła jego dłoni.
- Nie aż tak wyjątkową…- zerknęła ukradkiem na Blacka, który jakby nigdy nic bujał się na tylnych nóżkach krzesła.
- Bo on wybrał inną?- teraz Syriusz miał stuprocentową pewność, że rozmowa zeszła na niego. Poczuł się odrobinkę lepiej, kiedy rozpoznał nutkę żalu w głosie dziewczyny. Czyli jednak na swój sposób tęskniła?
- Nie… - odparła niepewnie jakby gubiąc się we własnych myślach.- Ale to przeszłość i nie obchodzi mnie co on teraz będzie robił, bo sobie obiecałam, iż nigdy więcej nie będę zwracać na to uwagi. Nadużył mojej cierpliwości.- zawiesiła głos.
- Ale zależało ci na nim tyle czasu…- Dorian spojrzał na nią współczująco. Poczuła się jakoś dziwnie. Dołowało to ją i normalnie nie miała ochoty o tym mówić, ale jemu mogłaby powiedzieć wszystko…
- Zależało… To czas przeszły i mam zamiar się tego pilnować. On mnie wyzyskiwał, nigdy nie traktował poważnie. To przykre, ale starałam się rozpaczliwie wierzyć, że czuje choć odrobinę tego co ja czułam do niego. Myliłam się. Tacy jak on stworzeni są dla łamania damskich serc. – wzruszyła smętnie ramionami. – A ty? Miałeś jakąś dziewczynę?
- Nie liczy się to co było, ale to co będzie.- obiecująco spojrzał w jej oczy. Roześmiała się nieśmiało. Co raz bardziej jej się podobał, a Łapę siedzącego obok ściskało coraz bardziej niemiłe odczucie… zazdrości?






- James proszę cię zachowuj się normalnie!- jęknęła po raz setny kiedy maszerowali ulicami Londynu. – Jeszcze tylko kilka przecznic…- powtarzała sobie po cichu.
- Ale zobacz! Jak lubić coś takiego?! – wskazał na wystawę sklepową gdzie spoczywały telewizory.
- To daje mnóstwo rozrywki i jest pouczające. Istny pożeracz czasu. – westchnęła przypominając sobie popołudnia, gry razem z Petunia siedziały przed ekranem i oglądały jakiś program. Dawno już przestała się tym zajmować. Nawet w wakacje znajdowała lepsze zajęcia.
- Dziwny jest ten świat. – stwierdził wkładając ręce do kieszeni spodni naśladując luzacki typ chodzenia chłopaka, który właśnie ich mijał.
Lilian zerknęła na tego niechlujnego kolesia. Z całą pewnością nie należał do grzecznych i uprzejmych. Szedł wprost na nią i choć starała się tego uniknąć…
- Uważaj jak łazisz!- warknął na przestraszoną Rudą.
- Że jak proszę?!- Potter nagle chwycił go za ramię łypiąc na niego groźnie.
- James nie… Zostaw go!- poprosiła błagalnie chcąc uniknąć kłopotów. – Musimy iść odwiedzić Petunię.- stwierdziła z naciskiem.
- Masz szczęście idioto!- Rogacz odepchnął go tak, że tamten o mało co nie upadł.
Nagle nieznajomy chłopak spojrzał na Lil z nie udawanym zaskoczeniem.
- Ty znasz Petunię Evans?- spytał wytrzeszczając na nią swoje świńskie oczka.
- Phi!- Zielonooka prychnęła i ruszyła dalej.
- Ty musisz być Lily!- zmierzył wzrokiem jej długie, rude włosy. – Petunia często o tobie mówiła. – Ruda zatrzymała się.
- Ktoś ty?- spytała świdrując go bacznym spojrzeniem. Był dość krępy i z pewnością dałby radę James’owi, który był lekki i zwinny. Miał pulchną, świńską twarzyczkę i wyglądał na typowego maminsynka, chociaż zgrywał twardziela.
- Vernon Dursley. – wyciągnął swoją grubą łapę najpierw do Lil, która choć z lekkimi obawami to chociażby z grzeczności ją uścisnęła, a następnie do Rogacza, który zupełnie go zignorował. – Mam nadzieję, że nie masz mi za złe…
- Ma! A przynajmniej powinna!- James nie spuszczał z niego oka. Ten typ nie wzbudzał w nim zaufania. – Myślisz, że zachowujesz się tak modnie? To jest nic jak godne pożałowania!
- James...- Lilian odezwała się ostrożnie.
- Nie teraz Lil, wybacz, ale jestem zmuszony cię zignorować kochana. Przez takich ćwoków jak ty mugole są mugolami! W życiu nie będziesz dobrym przykładem dla swoich dzici, bo kim teraz jesteś? Popychasz dziewczyny i słabszych od siebie?! Jesteś zerem…- Dursley zerkał na niego tempo zastanawiając się czy odejść czy mu przyłożyć. Chyba o decyzji przesądziła obecność Evans. Vernon wstał i na pożegnanie kiwnął głową do Rudej. Odwrócił się i znów poszedł swoim zwykłym krokiem.
- Lil przepraszam, ale tak mnie on zirytował…- Potter zacisnął pięści powstrzymując się od ataku gniewu. – To bałwan! Bęcwał jakiś!
- James…
- Ja nie wiem jak taka kreatura w ogóle chodzi po ziemi!- prychnął wściekle i nagle Lily wśród wielu wyzwisk, które padały dostrzegła coś co wprawiło ja w zakłopotanie, ale i jednocześnie znacznie poprawiło jej humor.
- James!- popatrzyła na niego surowo i od razy zamilkł. – Chyba kompletnie oszalałeś! Ten Vernon był od ciebie dwa razy większy! Rozgniótłby cię na kawałki. Nie wiem co w ciebie wstąpiło, ale zachowałeś się bardzo po mojemu co stwierdzam z pewną uciechą. – zaśmiała się promiennie, a okularnikowi wydało się nagle, że wszechświat cieszy się wraz z nią.
- Bronić ciebie to dla mnie zaszczyt o pani!- uśmiechnął się flirciarsko nachylając nad nią.
- Rycerzu bez zbroi, właśnie nadjechał nasz autobus….






Syriusz z ciężkim sercem obserwował jak Dorcas świetnie się bawi w towarzystwie nowo poznanego chłopaka. Zasępiał się co raz bardziej i bardziej i w zasadzie sam nie wiedział czemu… Może Meadows znaczyła coś więcej, a może denerwował go fakt, iż tak szybko się pocieszyła?
Fariel przestała go interesować. Stała się jedną z wielu, które zaliczył do przeszłości. Czy kiedykolwiek jej potrzebował? Była Tylka dla zachcianki, a ta cudna blondynka siedząca przy stoliku obok była teraźniejszością i przeszłością zarazem. Nie rozumiał tego i nie doceniał… Nie zwracał uwagi, ale nie pozwoli pierwszemu lepszemu zdobyć jej serce, kiedy choć cząsteczka należy do niego!
- Jesteś cudna.- Dorian szastał komplementami, które wprawiały ją w miłe zakłopotanie, a Blacka doprowadzały do szału! – Naprawdę…
- Dziękuję. – Dori uśmiechnęła się lekko starając się ukryć rumieńce na twarzy. Zawstydzał ją swoją bezpośredniością.
- Mnie nigdy nie dziękowała.- nagle ich spokój naruszył ktoś kogo Dorcas nie chciała przy swoim stoliku.
Syriusz Black pociągnął ku nim Fariel i dostawił dwa krzesła. Przyglądał się triumfalnie O’Conellowi.
- Kiedy ja jej prawiłem podobne komplementy zazwyczaj odpłacała tym samym. – podniósł wojowniczo jedną brew.
- Syriusz odwal się i odejdź stąd!- Meadows popatrzyła na niego ostrzegawczo. – Zajmij się koleżanką. – odwróciła twarz dając mu jasno do zrozumienia, że jest wściekła.
- Odejdę jak ten bęcwał cię zostawi i jak wyjdziesz stąd ze mną!- Łapa chwycił ją za dłoń, a ona ją wyrwała.
- Wynoś się! A Dorian nie jest bęcwałem! Szybciej ty!- prychnęła.
- Dorcas nie bądź głupia! Jak teraz ze mną nie wyjdziesz to będziesz żałować. – stwierdził z przesadną pewnością siebie. Irytowało to ją.
- Wiesz co?- nagle Dorian założył ręce przyglądając się badawczo. – Mnie obrażać możesz, bo na to uwagi zwracać nie będę, nie odpowiadasz mi intelektualnie, ale nie pozwolę ci być ignorantem w sprawach dziewcząt. Doprowadzasz do złości Dor, a ponadto wydaje mi się, że przyszedłeś tu z kimś innym…- utkwił wzrok w Far, która spuściła smętnie głowę i nie odzywała się.
- Ciebie intelektualisto za dychę nawet nie pytam! – atmosfera robiła się nieprzyjemna. – Dorcas wybacz mi, że byłem taki głupi…- choć unikała jego spojrzenia to nie przestawał się jej przypatrywać.- Ja żałuję tak szczerze… Powiedz, że mi wybaczysz i że wszystko wróci do poprzedniego stanu bycia, proszę… błagam…- nerwowo zerknęła w jego smutne oczy. Czemu nie potrafiła powiedzieć zwykłego nie? Czemu tak ją kusiło żeby zarzucić mu ręce na szyję i pocałować?
- To jak będzie?- spytał i wydał jej się dziwnie maleńki i bezbronny. Prosił ją w taki sposób po raz pierwszy. Przepraszał, a ona była gotowa zrezygnować ze swoich postanowień! Właśnie! Postanowienia…
- Zapytaj się Doriana. Uzależniam swoja decyzję od jego głosu. – wszystkie oczy zwróciły się na zielonookiego chłopaka. O’Conell zmarszczył brwi patrząc na blondynkę, która wyrażała swoje niezdecydowanie.
- Nie gniewaj się za bęcwała.- Syriusz wbrew sobie i lodowatym tonem przeprosił ciemnego blondyna wyciągając ku niemu rękę.
- Nie ma sprawy, ja wybaczam i uważam, że powinniście się pogodzić. – zamrugał kilkakrotnie.
Dorcas nie wiedziała czy dobrze zrobi, ale nie chciała ulegać przystojniakowi za każdym razem. Zrodził się w niej silny bunt i pragnienie zarazem. Jedno przeczyło drugiemu i wahała się, któremu zaufać. Polubiła Doriana bardzo, może byłby lepszym chłopakiem niż Łapa? A może Łapie nie dorówna nikt?
Przygryzła nerwowo wargi. Syriusz znał ten gest doskonale. Zawsze kiedy się zastanawiała, albo coś ukrywała marszczyła czoło, spuszczała wzrok i przygryzała dolna wargę.
- Dorcas…- Black ujął jej dłoń, która spoczywała na stoliku. Spojrzeli sobie w oczy. – Proszę…- czuł, że nie zabrała ręki… nie śmiał się jednak odwrócić od niej wzroku.
- Syri… Ja nie potrafię się na ciebie gniewać. – uśmiechnęła się delikatnie. Wyglądała naprawdę słodko. – Wybaczyłam ci właśnie, bo cała moja złość gdzieś się ulotniła.- westchnęła widząc przesycony zwycięstwem uśmiech Blacka. – Ale nie pozwolę, by wszystko wróciło do poprzedniego stanu rzeczy. – dodała stanowczo i Syriusz nagle zorientował się, że choć wciąż czuł czyjąś dłoń to nie mogła ona należeć do blondynki, gdyż Dori już dawno zabrała ręce ze stołu. Za to Fariel spoglądała na niego nieco zaskoczona i zdezorientowana. To jej dłoń teraz trzymał.
- Nie pozwolę sobie znów stać się twoją własnością. Przyjaciele w tej sytuacji to zbyt wiele. Poza tym… tobie wcale na mnie nie zależy tak jakbym tego chciała. – wyznaczyła dystans z jakim od tej pory będą musieli rozmawiać. Jak bardzo Łapa chciał właśnie teraz powiedzieć jej, że nie ma racji! Coś się w nim wydzierało. „Powiedz jej, że ci zależy…” Głos w jego głowie dawał o sobie znać, ale rozsądek podpowiadał: „To tylko dziewczyna… Jak wiele innych! Znajdziesz lepszą!” „Nie będzie lepszej…” „Zawsze są lepsze!”
- Przepraszam, ale nie chcę wam już przeszkadzać. – Dorcas wstała i to samo uczynił Dorian.
- Może spacer?- O’Conell chwycił ją za rękę, a ona uśmiechnęła się. Black poczuł nieznośny ból i niechęć do tego chłopaka. Nie powiedział jednak nic. Co niby miałby zrobić? Coś w nim szaleje z rozpaczy, ale to nie ma sensu.
- Tak… Spacer to teraz świetna rzecz. – Meadows mrugnęła do siódmoklasisty.
Czemu właśnie teraz przywiodło to na myśl Łapy wszystkie te chwile, w którym czyniła ten sam gest do niego? Spędzili razem wiele wspaniałych chwil, które wydały się nagle bardzo lotne. Uciekały mu przez palce jak delikatne motyle.
- Miłej zabawy wam życzę. I Syriuszu!- Dorcas podeszła do niego szybko i cmoknęła go w policzek.- Nie zapominaj już o tym, iż dziś twoją towarzyszką jest Fariel. – uśmiechnęła się do niego pogodnie, a on zmarkotniał jeszcze bardziej.
Obserwował jak za drzwiami Trzech Mioteł znika „obojętna” mu dziewczyna, zabierając ze sobą połowę tego co miał…






Lily stała przed budynkiem szpitala i na poważnie zaczęła zastanawiać się czy w ogóle powinna tam wchodzić.
- No chodź!- Potter uśmiechnął się zachęcająco. – Nic ci tu nie zrobią ci uzdrowiciele.
- Lekarze James. Tu się nie mówi uzdrowiciele. – z uwagą przyglądała się solidnym ścianom. Nie zrobiła ani jednego kroku do przodu.
- Lily przyjechałaś odwiedzić swoją siostrę tak?- Rogacz widział ja tak niepewną i zdenerwowaną po raz drugi dopiero. Pierwszy był tuz przed SUM-ami, kiedy wciąż przesiadywała czytając książki. Jeszcze rok temu nie spędzali razem tyle czasu. Widywał ją w pokoju wspólnym i na lekcjach, ale ten rok, a przynajmniej jego początek był inny. Bez skrupułów Huncwoci odwiedzali dormitorium dziewcząt.
- Niby tak, ale… Ja…- Evans sama nie wiedziała co chciała powiedzieć. Czuła coś dziwnego…
- Tak?- Potter zmarszczył brwi pytająco.
- Ja się chyba boję…-stwierdziła niepewnie na co on uśmiechnął się w ten oryginalny sposób.
- Liluś.- podszedł do niej i delikatnie ujął jej dłoń. – Nawet jeśli twoja siostra jest tak straszna to ze mną nic ci nie grozi!- uśmiechnął się huncwocko. Tym żartem sprawił, że przez zamyśloną twarz Rudej przebiegł cień uśmiechu.
- Z tobą z całą pewnością nie zginę. – stwierdziła z lekką ironią.
- Chodźmy!- James pociągał ją za rękę. – Chcę sprawdzić czy obie siostry Evans są równie cudne.
Dziwne to uczucie, kiedy ktoś kogo zdaje się nienawidzisz wspiera cię duchowo w sytuacjach zwątpienia. Tak samo Lily czuła, gdy Potter namawiał ją do pewnego wejścia i odwiedzenia Petunii. Prawda jednak była taka, iż Zielonooka bała się reakcji siostrzyczki na jej współtowarzysza. Mogło to wywołać prawdziwy atak furii. Już podczas jazdy windą Lilian zrozumiała w czym tkwi problem…
- Nie odzywaj się!- zwróciła się nagle po dłuższej ciszy do Rogasia. – Nie rób nic, - zajęła się poprawianiem jego ubrań, aby wyglądał jak najbardziej normalnie. – Najbezpieczniej będzie jak poczekasz na korytarzu.- zerknęła na niego niepewnie kiedy ludzie zaczęli wysypywać się na biały korytarz szpitala.
- Chyba żartujesz! Nie zmiotły mnie tłuczki to przeżyję i twoją siostrę. Jak ona miała na imię? Begonia? – uśmiechnął się w duchu widząc te zmartwienie dobijające się w zielonych oczach.
- Petunia. Pe- tu- nia. Zapamiętaj to błagam. – i poprowadziła go pod drzwi jednej z sal. – To chyba tutaj.
- Czekaj…- Potter obserwował ciągle Rudą. – Może ja wejdę za kilka minut? Kiedy już zdążysz z nią trochę porozmawiać?- zapytał, a sądząc po minie swojej ukochanej pomysł chyba się spodobał. Uspokoiła się.
- Dobra!- odwróciła się i zrobiła krok w stronę drzwi. – Wejdź za kilka minut, chyba, że korytarz ci się spodoba i postanowisz na nim pozostać.
- Powodzenia.- odezwał się patrząc jak znika za framugą drzwi.
Lilian rzadko ostatnio bywała w szpitalach. Szczególnie tych dla mugoli. Jak miała 6 latek musiała przesiedzieć tydzień w takim pokoju i miała dosyć na całe życie. Nie cieszyła się tym, że zobaczy Peti, ani tym, że Peti w ogóle trafiła do takiej sali.
Wkroczyła tam pewnym krokiem i od razu ujrzała tylko jedno pełne łóżko, na którym leżała ciemna blondynka, a sadząc po aparaturze i tych wszystkich przyrządach zakazane było jej się ruszać.
- Peti co oni ci zrobili!- zaśmiała się na głos widząc markotną twarz siostry. Tamta nagle pobladła.
- Nech to będzie tylko zły sen!- zacisnęła mocno powieki.- Ja się tylko przesłyszałam! Zobaczę ja dopiero w wakacje!- Ruda była całkowicie przyzwyczajona do takiego typu zachowań. Podeszła spokojnie i usiadła na skraju łóżka.
- Jak się czujesz?- spytała jak gdyby nigdy nic.
- Nie odzywaj się do mnie!- Petunia najwyraźniej nie próbowała się chować z wyraźną niechęcią. – Czemu kiedy człowiek jest chory to spada na niego najwięcej nieszczęść. – Lil spotkała pełne obrzydzenia spojrzenie.
- Może dlatego, że szanuję wolę rodziców i rada czy nie przyjechałam cię odwiedzić.- Lily wiedziała, że nie ma nic gorszego niż uśmiechać się do Petunii podczas, gdy ona chce wyprowadzić cię z równowagi przynajmniej do takiego samego stopnia, w którym była ona sama.
- Pff!- starsza siostra Evans prychnęła wściekle. – Niesamowite, że puścili cię z tej szkoły dla wariatów. Jesteś groźna i powinni cię pilnować!- w bladych oczach Peti zauważalna była silna nienawiść.
- Wiesz to dziwne, iż o tym wspominasz. Rzeczywiście mam dziś obstawę. – tym razem to Zielonooka uśmiechnęła się wrednie. - I jest przystojniejszy od twojego chłopaka Vernona….- zaśpiewała wesołym tonem.
- Jak śmiesz!- kościste ręce Petunii wyciągnęły się złowieszczo by zacisnąć się na szyi Lil.
- Ha ha ha!- Ruda pokazała jej język jak małe dziecko, które przekomarza się ze wszystkimi. – Nie możesz ruszyć się na tyle daleko żeby mnie dosięgnąć!- między siostrzyczkami nic nie zmieniło się od lat. Niecierpiały się nawzajem.
- Za to mogę dosięgnąć tego!- Petunia chwyciła wazon stojący na półeczce obok łóżka gotowa cisnąć nim w Lilian.
- No cześć!- nagle do pomieszczenia wparował James z wypracowanym uśmiechem, na który złapała się niejedna dziewczyna. – Ach te wasze uzdrowicielki.- mrugnął do Lil na co ona oburzyła się gwałtownie i nagle…
ŁUP!
Potter zdążył schylić się w ostatniej chwili przed wazonem, który roztrzaskał się o ścianę. Zerknął przerażony na dyszącą z wściekłości dziewczynę z zagipsowaną nogą.
- Podejrzewam, że to przypadkowo wymknęło się z rąk. – odetchnął głęboko wyciągając różdżkę. – REPARO!- wazon znów był cały.- Na wszelki wypadek wolałbym aby nie znajdował się w zasięgu cudzych dłoni. – postawił go przy szafce obok innego łóżka.
- Jak… mogłaś… przyprowadzić… tu… kogoś … TWOJEGO POKROJU!- Peti poczerwieniała łypiąc na Lily groźnie.
- Jak już wspomniałaś, jestem tak niebezpieczna, że potrzebuję kogoś kto mnie będzie kontrolował. – Ruda triumfalnie podniosła jedną brew.
- Dzień dobry!- w drzwiach stanęła nagle młodziutka pielęgniarka. W ręku trzymała tacę ze strzykawkami wypełnionymi jakimiś chemikaliami oraz z całkiem spora ilością plastikowych kubeczków z lekarstwami.
- My się już znamy.- Rogacz przeciągnął dłonią po swoich włosach mierząc dziewczynę spojrzeniem. Zarumieniła się.
- Pani tu pracuje?- Evans nagle coś tknęło.
- Nie! Ja tylko odbywam praktyki. – podała Petunii jakieś tabletki i wodę do popicia. Wyglądała bardzo sympatycznie, ale było w niej coś więcej co sprawiało, że nie spodobała się Zielonookiej. Mianowicie zwracała na siebie zbyt wielką uwagę okularnika.
- A co jest w tym?- James pochwycił jedną ze strzykawek przyglądając się dokładnie jej zawartości.
- To jest silny środek usypiający stosowany przed operacjami. – pielęgniarka zabrała delikatnie i ostrożnie strzykawkę. – Gdyby to komuś zaaplikować spałby na dobrych kilka godzin.- zaśmiała się. – No i jeszcze w takiej dawce…- dziewczyna zaczęła szczegółową konwersację na temat substancji.
- Czy mnie się zdaje czy ona zabiera ci chłopaka…- Petunia wyszeptała z lekceważącą nutką.
- Zdaje ci się. To nie jest mój chłopak, nigdy nie będzie…- zerknęła nerwowo w stronę flirtującego Pottera.
- To dlaczego tak na niego patrzysz? Czemu trafił tu akurat on?- jej starsza siostra zrobiła kpiącą minę.
- Jest tu ze mną, bo nie zgłosił się nikt inny, a głupio bym się czuła gdybyś cisnęła kwiatami w nauczyciela. – obie przewróciły oczyma. – Co u rodziców? – nagle ton głosu Lily stał się przyjemniejszy. Bardzo tęskniła za rodziną.
- Gdybyś na cały rok nie jeździła do tych dziwolągów to sama byś się nim nie stała i wiedziałabyś co u rodziców!- blondynka syknęła do niej.
- Ty mi zawsze zazdrościłaś…
- Niby czego?! Jakiegoś czary-mary?! Przestań…- odwróciła głowę urażona i rozeźlona.
- Wiesz, że chociaż się nie lubimy to jesteśmy rodziną i kiedyś możesz czegoś ode mnie potrzebować. – Ruda ignorowała jej chamskie zachowanie.
- Szybciej ty będziesz chciała cos ode mnie!
- Nie twierdzę, że nie… W dzisiejszej dobie może niedługo przyjdzie mi umrzeć. Lord Voldemort ma co raz więcej zwolenników…- zawiesiła głos widząc zaciekawioną minę siostry. – Ale ciebie nie obchodzi „ten zdowniony świat” .- uśmiechnęła się przymilnie.
- Spadaj z mojego łóżka!- Peti zaczęła miotać się jak dała radę.
- Dobra, już dobra. – Lily wstała. – Wracam do szkoły, a ty wypoczywaj i pozdrów rodzinkę. – zrobiła krok w tył nie odwracając się, krok na oślep.
- Tylko nie zapomnij zabrać tego bęcwała. – starsza z sióstr zerknęła za ramię Lil tam gdzie zapewne stał Potter.
- Jego już nigdy nie zobaczysz.- znów krok do tyłu.
- Lily…
- A mnie zobaczysz dopiero w wakacje – uśmiechnęła się cofając się w dalszym ciągu.
- Lil!
- To by było na tyle. Do zobaczenia i…
- Lilian stój i się nie ruszaj!- Petunia wyglądała na przestraszoną.
- Ładnie zagrane siostrzyczko, ale ja się nie boję.- Ruda wysłała jej w powietrzu buziaka na pożegnanie. – Pa.- Odwróciła się tyłem do blondynki i nagle zdała sobie sprawę co było takiego za jej plecami czego bała się Petunia. Pierwsze co zauważyła to przerażone spojrzenie praktykantki, która była teraz dosłownie o milimetr od niej.
Powoli cofnęła się o jeden krok i to co zobaczyła przyprawiło ją o czyste zawroty głowy.
- Liluś!- nagle krzyk Pottera, zanim zdała sobie z czegokolwiek sprawę już podtrzymywał ją żeby nie upadła. Wszyscy w pomieszczeniu w przerażającym skupieniu wpatrywali się w pustą strzykawkę…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:00, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


- Bo to skomplikowane skarbie… Fariel no proszę cię…- objął ją w ten sam sposób w jaki jeszcze dziś rano obejmował Dorcas.
W Dor coś pękło. Nie wiedziała czy ma wybiec z płaczem czy na niego nakrzyczeć. Ze łzami w oczach i żalem ściskającym jej gardło wyszła z cienia…
Black miał cały plan w małym palcu. Dorcas zostaje z przyjaciółkami, a on idzie do Far. Na dodatek obie dziewczęta wierzyły w każde jego słowo! Od tygodnia mu się udawało w idealny sposób łączyć dwie wspaniałe osoby w jednym czasie.
Wszystko miało swój porządek, który zburzył się w jednej sekundzie kiedy ujrzał stojącą kilkanaście stóp dalej blondynkę. Wydawało się, że po jej policzkach za chwilę obficie popłynął łzy…
- Jak…- zaczęła i zatrzymała się. Głos jej drżał. Wzięła głęboki oddech, a spod zamkniętej powieki wymknęła się mała kropla. – Obiecałam…- powiedziała nagle chłodno i spokojnie. – Nigdy więcej nie płakać z tak błahego powodu.- pokręciła głową z niedowierzaniem i znów musiała postarać się, by odeprzeć nieposkromiony żal. Jak on mógł?! Dlaczego zrobił jej to akurat teraz?! – Wiesz Syriuszu musimy chwilkę porozmawiać.- westchnęła spuszczając wzrok. – Chyba się nie obrazisz Ariel czy jak ci tam jak pożyczę go na chwilkę?- zerknęła na bladą twarz, która zdradzała zaskoczenie i zmieszanie.
- Dorcas…- Syriusz postanowił dzielnie się odezwać. W końcu nie chciał tracić przyjaciółki. Darzył ją czymś cennym, ale się skończyło! Nie było trwałe i trudno. Nienawidził, gdy przy zrywaniu dziewczyna płakała. Przecież nikt nie myślał, że będą ze sobą na zawsze!
- Nie mów nic!- podniosła błękitny wzrok na ściągnięte brwi Blacka. – Jest taka granica między miłością, a nienawiścią, której prawie nie widać. Mówiłeś tak kiedyś o Lily i James’ie…- wspomniała z nutą zamyślenia.- Dziś przekroczyłam tą granicę!- odwróciła się i nagle odkryła, że nie ma pod powiekami łez. Była wściekła! Chciała coś rozbić, rozwalić, nawrzeszczeć! Cokolwiek!
- To tyle?- zdziwił się Łapa.- Zerwałaś bez płaczu? Meadows zadziwiasz mnie!- uśmiechnął się wkładając ręce do kieszeni spodni. I było w tym dla niej coś bardzo bezczelnego.
- Wiesz co?- Dorcas odwróciła się.- I pomyśleć, że ja uważałam cię za najukochańszego na świecie!- wzięła zamach i wymierzyła mu potężnego liścia.



Choć Lily chodziła po całej szkole to nie dała rady odnaleźć przyjaciela. A musiała mu powiedzieć, że nie pójdzie z nim do Hogsmeade. Zwlekała z tym wystarczająco długo. Nie znalazła też nikogo na swoje miejsce…
Zrezygnowana wróciła do dormitorium. Zamknęła za sobą drzwi z ciężkim sercem i zobaczyła… Zobaczyła Dorcas na swoim łóżku, która leżała z dziwnie przygnębionymi oczętami.
- Dori?- spytała niepewnie siadając obok.
- Tak?- spytała spokojnie. Za spokojnie z przesadnym przymilaniem się.
- Wszystko gra?
- Tak… Wszystko. – odparła monotonnie. – Tylko, wiesz mogę z tobą jechać do tego Londynu odwiedzić Petunię chociaż ona mnie tak nie lubi. – westchnęła, a głos jej zadrżał.
- Och.- Ruda zrozumiała bez słów. Jeśli Meadows wybierała się do Londynu to oznacza, że nie idzie jutro do Hogsmeade, jak nie idzie do wioski czarodziejów to tylko dlatego, że jej plany legły w gruzach, jak plany legły w gruzach to tylko przez Blacka…- Chodź tu do mnie. – przytuliła mocno przyjaciółkę. – On nie był ciebie wart od samego początku!
- Jak ty to robisz, że wiesz co się dzieje zanim ci dokładnie wytłumaczę?- starała się panować nad rosnącym żalem, ale nie było to łatwe. Siedziała obejmując najbardziej zaufaną osobę jaka jej się trafiła od 11 roku życia. Teraz wszystko wydało jej się takie ckliwe.
- Szybko kojarzę.- Evans uśmiechnęła się nieśmiało. – Opowiedz mi… Od początku.
I Dorcas wyrzuciła z siebie to co zobaczyła, to jak się poczuła i to, że nie wybiera się do Hogsmeade. Lil była świetną słuchaczką. Zawsze służyła dobrą radą i krytykowała jeśli tego było trzeba.
- Sama widzisz… Jadę z tobą. – Dor nabrała głęboko powietrza.
- Ależ moja kochaniutka…- Lily popatrzyła na nią smutno.- Ja bym cię wzięła ze sobą zawsze i wszędzie, ale… McGonagall już kogoś znalazła to raz, a dwa musisz pokazać temu zacofanemu bałwanowi kto tak naprawdę rządzi!- i siłą ściągnęła ją z łóżka, poprawiła jej włosy i zarządziła:- Dorcas wychodzimy! Jesteś od niego więcej warta skarbie, więcej niż ta cała Ariel czy jak jej tam!- mrugnęła okiem i rozpromieniła się, kiedy na twarzy przyjaciółki zagościł uśmiech.
Poszły na błonia i usiadły pod drzewem plotkując na Syriusza. To było wredne, ale podbudowywało poczucie wartości Meadows i sprawiało im obu niezwykłą frajdę.
Dorcas czasami miała wrażenie, że Lily szuka czegoś wzrokiem, ale kiedy miała o to spytać przyjaciółka zaczynała nowy temat. Jedna na drugą mogły liczyć i to było najważniejsze.
Siedząc tak mogły obserwować wielu ciekawych ludzi… A to Sheryl ze swoim nowym przyjacielem przechodziła brzegiem jeziora za rękę, to Remus nieśmiało rozmawiał z Jas, można było też zobaczyć Lucjusza Malfoya z Narcyza Black, którzy zazwyczaj raczej się ukrywali.
Zielonooka jednak miała opracowany idealny plan. Nie obchodził jej nikt inny jak Syriusz w tym momencie. Obracała głowę sprawdzając czy nie wychodzi nie siada gdzieś na błoniach. Tak przez całą godzinę, aż w końcu zobaczyło go w towarzystwie Jamesa i dwóch dziewcząt. Jedna musiała być nową Łapy, a druga wyraźnie chciała zrobić jak najlepsze wrażenie na Potterze. Evans obserwowała jak Rogacz rozmawia z nią w bardzo swobodny sposób i owładnęła ją swego rodzaju wściekłość, wcale nie trudna do opanowania, ale dziwna…
Zapomniała o planie obserwując ich. Dziewczyna starała się go… poderwać! W pewnym momencie Lily zdała sobie sprawę, że patrzy się na nich w bezczelny sposób i nagle napotkała spojrzenie roześmianych brązowych oczu, które natychmiast spoważniały. Odwróciła twarz do blondynki siedzącej obok.
- Przyszedł!- wyszeptała zerkając w błękit oczu Dori. – Pół sukcesu za nami.
- Tak przyszedł, ale James tak ich zaprowadził żeby siedzieć jak najbliżej nas, a ja nie mam ochoty słyszeć o czym gadają!- syknęła Dorcas, ale do Lil to nie docierało. Najwidoczniej pochłonięta była podsłuchiwaniem.
- Rogaczu, a może ja poszedłbym z Fariel, a ty z Angeliną na jutrzejsze Hogsmeade?- Syriusz najwyraźniej starał się zeswatać tamtych za wszelką cenę. Nie chciała słuchać dalej… W tłumie ludzi dojrzała postać swojego najlepszego przyjaciela.
- Dorian tutaj!- pomachała do niego ręką ignorując pytanie „Lilka co ty wyprawiasz” wypowiedziane przez Meadows.
James’a strasznie męczyło towarzystwo nowej koleżanki. Zupełnie mu nie odpowiadała, a Syriusz starał się ich ku sobie zbliżyć. Potter śledził raczej postać chłopaka zmierzającego do dwóch dziewcząt siedzących pod drzewem. Czasem nawet udawało mu się pochwycić ostrożne zerknięcia jednej z nich… Co by dał by zamachała ręką akurat na niego!
- Dorian… Nie mogę iść z tobą do Hogsmeade. – Ruda zrobiła przepraszającą minę.
- Wiem Lilian, ale nie umawiałem się z nikim innym pewny, że znajdziesz rozwiązanie. – posłał jej serdeczny uśmiech.
- No nie do końca…- westchnęła.
- Znalazłaś je i przyprowadziłaś do mnie czy tego chcesz czy nie.- mrugnął do niej okiem. Rogacz obserwował to wszystko z uciskiem żalu i zazdrości. Gdyby on się tak zachował zostałby skrzyczany. – Dorcas…- zielonooki chłopak delikatnie ujął dłoń dziewczyny. – Może ty zechciałabyś iść ze mną do Hogsmeade. Byłbym zaszczycony towarzystwem tak wspaniałej osoby.
Meadows nie wiedziała co powiedzieć widząc triumfalną minę Evans. Mogłaby przysiąść, iż to było ukartowane! Po prostu zaniemówiła z wrażenia zupełnie nieświadoma, że właśnie rozmowie zaczął przysłuchiwać się błękitnooki brunet trzymający dłoń dziewczyny zwanej Fariel.
- Będę szczęśliwa mogąc ci jutro towarzyszyć. – uśmiechnęła się promiennie, kiedy O’Conell pocałował ją ostrożnie w policzek i pożegnał się.
W Syriuszu coś się zagotowało. Coś nagle zaczęło go irytować. Meadows nie powinna się tak cieszyć z powodu nagłego umówienia! Nie żeby chciał, aby płakała i rozpaczała, ale… To wszystko nie tak!
- To masz z kim iść. I chyba jesteś zadowolona. – Lily uradowana obserwowała koleżankę. Wtedy poczuła czyjąś obecność . Odwróciła się i zobaczyła Pottera, który podszedł do niej zostawiając tą drugą. Evans uspokoiła się, gdy mina Angie była najwyraźniej wściekłą i zazdrosna.
- A ty z kim idziesz Liluś?- padło pytanie, na które nie odpowiedziała. – Może umówisz się ze mną Evans? – przeciągnął dłonią po rozczochranych włosach.
- Nie Potter. – odparła spokojnie. – Nigdy się z tobą nie umówię. – obie z Dorcas wstały gotowe wracać do zamku.
- Dlaczego?- spytał jak małe dziecko.
- Pa James!





- Nie wierzę, że to zrobiła!- Black rzucił czymś o ścianę robiąc duży huk.
- Osobiście nie widzę powodów do złości.- skomentował Remus mierząc go chłodnym spojrzeniem.
- Tak! Ty wciąż utrzymujesz, iż zachowałem się…
-.. jak ostatnia świnia.- dokończył Lupin. – Tak i tego się będę trzymał. Powinna dowalić ci mocniej.
Syriusz podszedł do lusterka, które kiedyś zawiesili sobie z James’em. Dotknął policzka jakby wciąż go bolało. Nie podobało mu się, że Dorcas idzie z Dorianem, nie podobało mu się jak na niego patrzyła, ani to jak ją pocałował. A przecież wcale go nie obchodziła! Może martwił się o nią jak przyjaciel? Nie! Mało prawdopodobne skoro tak go to irytowało… Czyżby to była …
- Zazdrosny?- nagle odezwał się James.
- Skąd ten pomysł?- Łapa gotowy zaprzeczyć spojrzał drwiąco na Pottera.
- Sądząc po twoim zachowaniu…
- Ha ha ha!- Black zaśmiał się sarkastycznie. Sam nie był już taki pewny.
- Tak jak mnie denerwuje Dorian, tak ciebie…
- Tak i mnie on działa na nerwy!- dokończył szybko Syr. – Ty, a może by go tak jakoś się pozbyć? No wiesz…- Rogacz zmarszczył brwi. – poświęcić mu trochę uwagi tak jak Smarkerusowi…- coś błysnęła w oku Blacka. James’a kusiło żeby przytknąć i zacząć obmyślać szczegółowy plan dopadnięcia i zastraszenia, ale…
- Nie!- wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni.
- Jak to nie?!
- Lily nie chciałaby żebym męczył jej przyjaciół. Za Smarkiem stoi murem, a co dopiero mówić za tym Dorianem. – westchnął chłopak.
- Ty na starość się głupi robisz! Tyle ci powiem!- Łapa założył ręce zawiedziony.
- Albo zmądrzał. – stwierdził Lunatyk.
- Zmądrzał? Mógł mieć towarzystwo do Hogsmeade, a nie zaprosił tej… Jak jej tam? Nie ważne no! Przyjaciółki Fariel nie zaprosił. – Black popukał się w czoło dając do zrozumienia, iż uważa to za szczyt kretynizmu.
- Wolę iść z kim innym.- odparł spokojnie Potter uśmiechając się tajemniczo.
- Tak się składa, że Evans ci odmówiła!- Syriusz dokuczył mu śpiewnym tonem.- Z kim innym pójdziesz?
- Ja już wiem z kim. Przy odrobinie szczęścia uda ci się nas zobaczyć. – James doskonale wiedział co robi. Miał zaplanowaną każdą sekundę. Nawet uzgodnił wszystko, tak, aby nie musiał kombinować łamiąc szkolne przepisy.
- Ale jedno mnie zastanawia…- Lupin spojrzał w okno zamyślony.- Jeśli Lily odstąpiła O’Conella dla Dorcas, to z kim idzie ona?- chłopak spodziewał się ujrzeć podenerwowaną i zazdrosną twarz Pottera, ale tamten zdawał się nie dosłyszeć pytania.
- Rogasiu słyszałeś co on powiedział?- Syriusz pomachał mu ręką przed oczyma.
- Słyszałem i mówię, że prawdopodobnie jutro wszystko wyjdzie na jaw. – James położył się na jednym z łóżek dormitorium, w którym powoli zachodziło jesienne słońce.





Kiedy Lily wstała rano pomyślała, że dzień zapowiada się naprawdę pięknie. Słońce grzało pomimo chłodnego wietrzyku, a liście które powoli żółkły dodawały uroku i kolorów ziemi.
Wybierając się cały czas myślała, jak bardzo wolałaby Hogsmeade i czemu uparła się odwiedzić Peti.
O dziwo kiedy dziewczyny wstały jakoś wybieranie się nie kolidowało ze sobą. Evans zakładała ubranie, w tym czasie Meadows przemywała twarz, Elvin myła zęby, a Corvin czesała włosy. Zazwyczaj z podenerwowania jedna na drugą krzyczała „Dorcas przesuń się, bo rozpychasz się jak słoń!” I jeszcze przed 8 wszystkie były gotowe i zaskoczone sprawnością z jaką to zrobiły.
- Ja jestem umówiona w pokoju wspólnym z Remusem. – oświadczyła Jasmine poprawiając uczesanie. – Jak wyglądam?- spytała podenerwowana.
- Wspaniale!- Dorcas posłała jej uspakajający uśmiech.
- Dobrze…- Elvin wzięła głęboki wdech. – Schodzę.
- Poczekaj!- Sheryl nakładała ostatnie poprawki. – Ja idę do sali wejściowej to mogę zejść z tobą.
- Wiecie co?- Ruda spojrzała po wszystkich. – Dori ubieraj się zejdziemy razem, bo my i tak musimy zaczekać na zewnątrz. – stwierdziła. – Nie ma sensu wychodzić pojedynczo.
Cała czwórka zarzuciła na siebie płaszcze. Każda z nich odstroiła się na swój sposób, tylko Lily starała się wyglądać normalnie, tak mugolsko, żeby nie rzucać się w oczy na ulicach Londynu.
Zeszły spokojnie po schodach i pierwszą, która odczuła nerwy w końcówkach palców była Jas. Na „randkę” z Remusem czekała miesiącami, a nawet latami i nagle z inicjatywy Pottera dostała zaproszenie. Nic więc dziwnego, że kiedy dostrzegła stojącego W PW Lunatyka coś w niej zadrżało. Chłopak widocznie bardzo się denerwował. Oddychał głęboko starając się wyglądać na opanowanego. Dodało to dla niej pewności siebie i na pewien sposób rozczulało.
- Jasmine!- Remus nagle ją zauważył. – Eeee… Ślicznie wyglądasz.- uśmiechnął się niepewnie.
- Dziękuję. – odwzajemniła uśmiech zbliżając się do niego.
- To my zostawiamy was samych…- zdawali się nie słyszeć zajęci sobą, kiedy Sher cichutko pociągnęła pozostałe ku wyjściu z pokoju wspólnego.
- Byłaby z nich dobra para…- wypowiedziała się Lilian zmierzając ku wyjściu.
- Byłaby, gdyby on się odważył albo gdyby ona miała coś ze mnie!- Sher mrugnęła do nich okiem co bardzo je rozbawiło. Szły chichocząc rozśmieszane przez brunetkę, gdy nagle ona odezwała się.- Oho! Dobra… Tam stoi mój towarzysz dnia. Przy odrobinie szczęścia wrócę z nim do szkoły, a jak mu się nie powiedzie to wrócę sama!- zaśmiała się i pomachała przyjaciółkom na pożegnanie.
Lily i Dorcas popatrzyły na siebie i wyszły na dwór.
- To jak właściwie się tam dostaniesz?- zagadnęła blondynka.
- Nie wiem… Dumbledore to obmyślił, a McGonagall będzie nadzorować. Na dodatek nie wiem co za odpowiedzialną osobę wyznaczyła…- rozejrzała się niespokojnie po placu przed szkołą gdzie już zbierali się uczniowie gotowi ruszyć do Hogsmeade. – Tam jest Black…- odezwała się po chwili dyskretnie wskazując ciemnowłosego chłopaka, który obejmował dziewczynę z burzą fal na ramionach. Nie dało się ukryć, iż co chwila zerkał w ich stronę z triumfalnym wyrazem twarzy.
- Jestem!- nagle obok nich pojawił się Dorian uśmiechając się serdecznie.
- Cieszę się. Zaraz was pożegnam, a ty moja panno masz się dobrze bawić. – Evans mrugnęła do Dorcas.
- Czy mnie się zdaje czy ten młody Black spogląda tutaj co chwilkę? Czy to nie był twój chłopak?- O’Conell spojrzał pytająco na blondynkę.
- Dobrze powiedziane… BYŁ. Ale nie jest. – ściągnęła usta.
- Powinien żałować tracąc taką dziewczynę jak ty. – chłopak chwycił ją za rękę.
- Dziękuję. Ale sądząc po jego zachowaniu…
- Będzie niezwykle zazdrosny jeśli się odrobinkę postaramy. – cmoknął ją w policzek na co zareagowała rumieńcem.
- W zasadzie to chyba już masz wroga Dorian. – zauważyła Lily wpatrując się w mordercze spojrzenie Syriusza.
- A drugi mój wróg właśnie tu zmierza…- jego zielone oczy rozpromieniły się kiedy dumnym krokiem podszedł do nich okularnik z rozczochranymi włosami i zawadiackim uśmiechem.
- Witam i pozdrawiam. – Potter uścisnął wolną dłoń Doriana. – A jednak żeś zmienił dziewczyny, czy może masz zamiar wziąć obie? – spytał zaczepnie i wyzywająco.
- Byłoby ty zbyt piękne aby być prawdziwe.- uśmiechnął się pobłażliwie.- Musiałem zrezygnować z Lilian…
- Ona nie lubi jak się do niej mówi Lilian.- wtrącił James napotykając ostrzegawcze spojrzenie Lily.
- Jak się mówi Liluś nie lubię tym bardziej!- podkreśliła.
- Mniejsza z tym…- westchnął Potter. – Jeśli ty bierzesz Dorcas, to ja biorę tę zielonooką istotkę. – i pochwycił Evans za rękę ciągnąc ja jak najdalej.
- Potter co ty wyprawiasz?!- choć dziewczyna zapierała się jak mogła i tak nie dorównywała siłą chłopakowi.
- No wybieramy się razem nie wiedziałaś?- uśmiechnął się nicponiowato.
- Puszczaj!- wyrwała się nagle świdrując go wściekłym spojrzeniem. – Idę sama!
- Potter! Evans! Tu jesteście…- nagle podeszła do nich McGonagall. – Szukałam was…
- Właśnie miałam się do pani zgłosić. – Ruda zmieniła ton głosu na spokojny. – Chciałabym poznać chociaż osobę, z którą pójdę…- ściszyła nieco nerwowo zerkając na James’a.
- Ależ nie widzę takiej potrzeby.- nauczycielka transmutacji zmierzyła ją zdziwionym wzrokiem. – Chyba znasz James’a Pottera?- w jednej chwili całe plany Lil legły w gruzach! Poczuła jak bardzo żałuje, że nie idzie do Hogsmeade!
- Że jak?! Ale pani profesor! Mówiła pani o kimś odpowiedzialnym!- oburzyła się. Coś zaczęło się buntować. Rogacz na ulicach mugolskiego Londynu! To przekraczało jej wyobrażenia!
- No może tu nie do końca miałam… eee… rację. – obie zerknęła nerwowo na okularnika, który wyszczerzał zęby w uśmiechu typu „zaraz coś zbroimy”. – No, ale na litość boską Evans! To jedyna osoba, która zechciała zrezygnować z Hogsmeade…
- Słowem… Ja albo nie odwiedzasz Petunii czy jak jej tam.- wcale nie była pewna czy w obecnej sytuacji tak bardzo chce odwiedzić siostrę.
- Za co!- uniosła twarz ku słonecznemu niebu. – Masz się słuchać! Jak powiem milcz to nawet nie piśniesz! Jak powiem nie ruszaj się to nie drgniesz!
- Jak poprosisz bym nie oddychał to wstrzymam oddech, a kiedy będziesz chciała żebym cię pocałował to zrobię tak…- objął ją ramieniem, przechylił i…
- Ekhem!- odchrząknęła głośno McGonagall. Nie życzę sobie byście wyprawiali cokolwiek podobnego do pamiętnych wydarzeń w schowku na miotły!- powiedziała ostrzegawczym tonem. – A teraz tak… Pójdziecie na boisko do quidditcha, tam czeka na was pani Hooch. Dumbledore dał jej świstoklika i tak właśnie dostaniecie się na ulice Londynu. Tam będziecie musieli o własnych siłach dostać się do szpitala…
- Rodzice zadbali o to pani profesor…- Zielonooka wyciągnęła kilka banknotów. – Za pieniądze bezpiecznie dotrzemy na miejsce autobusem, mieszając się z tłumem. – zauważyła rezolutnie.
- No tak. Po odwiedzinach macie wrócić na miejsce, w którym zostawicie świstoklika, napisać list do mnie i czekać. Powinno nam to zając około 1h. Sowa będzie w pobliżu i podleci do was jeśli tylko zechcecie cokolwiek napisać w razie problemów, których…
- Z całą pewnością nie będzie. – James stał wciąż uśmiechając się. Lily sądząc po spojrzeniu McGonagall podejrzewała, że kobieta waha się czy oby mądre było zatrudnianie Pottera. Już łatwiej byłoby dostać się tam samej niż z nim!
- No cóż…- nauczycielka westchnęła. – Lily zostawiam was i liczę, że nie będzie żadnych komplikacji z waszej strony.
- Pani profesor z mojej strony nie będzie żadnych komplikacji, ale za tego…tego…- tu Ruda wzięła głęboki oddech.- Nie odpowiadam za niego!- wskazała palcem poprawiającego włosy chłopaka.
- Oj Liluś! Nie narzekaj! Zobacz!- podszedł do niej i pokazał odległy punkt gdzieś na terenie szkoły.- Tam czeka nasz bilet.- popatrzył głęboko w jej oczy. Odbijała się w nich złość, ale nawet to nie mogło ostudzić jego zapału.- Wcale nie musi być tak źle…- uśmiechnął się do niej wciąż obserwując jej baczne spojrzenie. Chłód stopniał i ustąpił miejsca niezdecydowaniu. Zaskakiwało go jak dawało się wyczytać z oczy tej przepięknej dziewczyny najmniejszą zmianę. Nawet kiedy wydawała się być opanowana to oczy ją zdradzały… On zawsze wiedział.
Zupełnie nie wiedziała co robi wierząc mu na słowo! Coś jej podpowiadało, żeby nie skreślać tego tak od razu. Zastanawiała się… I tak musi go wziąć tylko… Właśnie! Wyboru nie ma! On jej wszystko popsuje! Albo… mogą się dogadać i spędzić razem miło dzień. Przecież nie da się miło spędzić dnia z Potterem!
- Lily…- Rogacz kątem oka dostrzegł, iż McGonagall oddaliła się gdzieś. – Idziesz z najprzystojniejszym chłopakiem czyżbyś o tym zapomniała?- mrugnął do niej, a ona wydała się bardziej oburzona niż do tej pory. Zniszczył wszystko! Spalił most i teraz będzie musiał przekonywać ją od nowa!
- Nie pochlebiaj sobie. – ku jego zaskoczeniu… uśmiechnęła się uderzając go lekko w ramię. – Ale obiecaj mi coś…
- Wszystko co zechcesz…





Dorcas zadowolona z siebie usiadła przy stoliku w Trzech Miotłach pochłonięta rozmową z Dorianem. Chłopak wydawał jej się co raz bardziej interesujący. Jego spostrzeżenia i poglądy były tak poważne, że aż imponowały. Co lepsze zauważyła, że Black zerkał w jej kierunku dość często jakby kontrolując wszystko. Pochlebiało jej to i wkrótce odkryła, iż wcale nie obchodzi jej co ten przystojniak zrobi. Dała się wciągnąć w konwersację z O’Conellem.
- Poczekaj, pójdę zamówić piwo kremowe. – wstał i podszedł do lady.
Blondynka wbiła wzrok w drzwi wejściowe, w których ukazała się nowa para.
Syriusz rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu wyławiając wzrokiem zaskoczone i zgorszone błękitne spojrzenie.
Co ona wyprawiała z tym kujonem z siódmej klasy?! Nie minęła pełna doba, a Meadows siedziała spokojnie uśmiechając się do jakiegoś przygłupa podczas, gdy to on- Syriusz Black powinien kraść jej najmniejszy gest! Irytacja przepełniała go kiedy Dorian przynosił i płacił za jej kufel z kremowym piwem! To ON powinien to robić! Dlaczego ten idiota przyczepił się akurat do Dori!
Bez słowa chwycił za rękę Fariel i usiadł przy stoliku najbliżej tamtych dwoje. Musiał słyszeć każde słowo…
- Czy to nie on chodził za nami przez cały czas?- Dorian obejrzał się na bruneta, który wcale nie krył swojego niezadowolenia i nawet nie odezwał się słowem do swojej towarzyszki.
- Tak… - Dorcas skrzywiła się z niesmakiem.
- Przeszkadza ci on? Możemy iść gdzie indziej żebyśmy mogli…- ściszył głos, kiedy Meadows pokręciła głową i przytknęła mu palec do ust.
Łapa poczuł dziwne uczucie, które sprawiało, że nienawidził z całego serca tego ciemnego blondyna! I Dor zadawała mu niezmierny ból tak go traktując kiedy jeszcze niedawno zapewniała właśnie jego o prawdziwości swoich uczuć! Rzuciła go wczoraj i tak szybko się pocieszyła! Ta dziewczyna nie ma serca!
- Syriusz nie zwracaj na nich uwagi…- Fariel popatrzyła na niego błagalnie i położyła mu rękę na ramieniu. Bez wahania ją odtrącił nasłuchując dalej.
- Podoba mi się twoje podejście. – Dorian nie uśmiechał się nawet w połowie tak bosko jak on miał to opracowane.
- Dziękuję. Ty mi przypadłeś do gustu już po pierwszej rozmowie. Lily nie daje złego słowa na ciebie powiedzieć… Mówiłam, że masz w sobie coś co mnie przyciąga?- jej oczy zabłyszczały niebezpiecznie.
- Nie, ale czegoś takiego chyba mógłbym słuchać wiele razy, a w szczególności z twoich ust. Dorcas jesteś wyjątkową dziewczyną. – zaczął bawić się kosmykiem jej włosów, a ona nie odepchnęła jego dłoni.
- Nie aż tak wyjątkową…- zerknęła ukradkiem na Blacka, który jakby nigdy nic bujał się na tylnych nóżkach krzesła.
- Bo on wybrał inną?- teraz Syriusz miał stuprocentową pewność, że rozmowa zeszła na niego. Poczuł się odrobinkę lepiej, kiedy rozpoznał nutkę żalu w głosie dziewczyny. Czyli jednak na swój sposób tęskniła?
- Nie… - odparła niepewnie jakby gubiąc się we własnych myślach.- Ale to przeszłość i nie obchodzi mnie co on teraz będzie robił, bo sobie obiecałam, iż nigdy więcej nie będę zwracać na to uwagi. Nadużył mojej cierpliwości.- zawiesiła głos.
- Ale zależało ci na nim tyle czasu…- Dorian spojrzał na nią współczująco. Poczuła się jakoś dziwnie. Dołowało to ją i normalnie nie miała ochoty o tym mówić, ale jemu mogłaby powiedzieć wszystko…
- Zależało… To czas przeszły i mam zamiar się tego pilnować. On mnie wyzyskiwał, nigdy nie traktował poważnie. To przykre, ale starałam się rozpaczliwie wierzyć, że czuje choć odrobinę tego co ja czułam do niego. Myliłam się. Tacy jak on stworzeni są dla łamania damskich serc. – wzruszyła smętnie ramionami. – A ty? Miałeś jakąś dziewczynę?
- Nie liczy się to co było, ale to co będzie.- obiecująco spojrzał w jej oczy. Roześmiała się nieśmiało. Co raz bardziej jej się podobał, a Łapę siedzącego obok ściskało coraz bardziej niemiłe odczucie… zazdrości?






- James proszę cię zachowuj się normalnie!- jęknęła po raz setny kiedy maszerowali ulicami Londynu. – Jeszcze tylko kilka przecznic…- powtarzała sobie po cichu.
- Ale zobacz! Jak lubić coś takiego?! – wskazał na wystawę sklepową gdzie spoczywały telewizory.
- To daje mnóstwo rozrywki i jest pouczające. Istny pożeracz czasu. – westchnęła przypominając sobie popołudnia, gry razem z Petunia siedziały przed ekranem i oglądały jakiś program. Dawno już przestała się tym zajmować. Nawet w wakacje znajdowała lepsze zajęcia.
- Dziwny jest ten świat. – stwierdził wkładając ręce do kieszeni spodni naśladując luzacki typ chodzenia chłopaka, który właśnie ich mijał.
Lilian zerknęła na tego niechlujnego kolesia. Z całą pewnością nie należał do grzecznych i uprzejmych. Szedł wprost na nią i choć starała się tego uniknąć…
- Uważaj jak łazisz!- warknął na przestraszoną Rudą.
- Że jak proszę?!- Potter nagle chwycił go za ramię łypiąc na niego groźnie.
- James nie… Zostaw go!- poprosiła błagalnie chcąc uniknąć kłopotów. – Musimy iść odwiedzić Petunię.- stwierdziła z naciskiem.
- Masz szczęście idioto!- Rogacz odepchnął go tak, że tamten o mało co nie upadł.
Nagle nieznajomy chłopak spojrzał na Lil z nie udawanym zaskoczeniem.
- Ty znasz Petunię Evans?- spytał wytrzeszczając na nią swoje świńskie oczka.
- Phi!- Zielonooka prychnęła i ruszyła dalej.
- Ty musisz być Lily!- zmierzył wzrokiem jej długie, rude włosy. – Petunia często o tobie mówiła. – Ruda zatrzymała się.
- Ktoś ty?- spytała świdrując go bacznym spojrzeniem. Był dość krępy i z pewnością dałby radę James’owi, który był lekki i zwinny. Miał pulchną, świńską twarzyczkę i wyglądał na typowego maminsynka, chociaż zgrywał twardziela.
- Vernon Dursley. – wyciągnął swoją grubą łapę najpierw do Lil, która choć z lekkimi obawami to chociażby z grzeczności ją uścisnęła, a następnie do Rogacza, który zupełnie go zignorował. – Mam nadzieję, że nie masz mi za złe…
- Ma! A przynajmniej powinna!- James nie spuszczał z niego oka. Ten typ nie wzbudzał w nim zaufania. – Myślisz, że zachowujesz się tak modnie? To jest nic jak godne pożałowania!
- James...- Lilian odezwała się ostrożnie.
- Nie teraz Lil, wybacz, ale jestem zmuszony cię zignorować kochana. Przez takich ćwoków jak ty mugole są mugolami! W życiu nie będziesz dobrym przykładem dla swoich dzici, bo kim teraz jesteś? Popychasz dziewczyny i słabszych od siebie?! Jesteś zerem…- Dursley zerkał na niego tempo zastanawiając się czy odejść czy mu przyłożyć. Chyba o decyzji przesądziła obecność Evans. Vernon wstał i na pożegnanie kiwnął głową do Rudej. Odwrócił się i znów poszedł swoim zwykłym krokiem.
- Lil przepraszam, ale tak mnie on zirytował…- Potter zacisnął pięści powstrzymując się od ataku gniewu. – To bałwan! Bęcwał jakiś!
- James…
- Ja nie wiem jak taka kreatura w ogóle chodzi po ziemi!- prychnął wściekle i nagle Lily wśród wielu wyzwisk, które padały dostrzegła coś co wprawiło ja w zakłopotanie, ale i jednocześnie znacznie poprawiło jej humor.
- James!- popatrzyła na niego surowo i od razy zamilkł. – Chyba kompletnie oszalałeś! Ten Vernon był od ciebie dwa razy większy! Rozgniótłby cię na kawałki. Nie wiem co w ciebie wstąpiło, ale zachowałeś się bardzo po mojemu co stwierdzam z pewną uciechą. – zaśmiała się promiennie, a okularnikowi wydało się nagle, że wszechświat cieszy się wraz z nią.
- Bronić ciebie to dla mnie zaszczyt o pani!- uśmiechnął się flirciarsko nachylając nad nią.
- Rycerzu bez zbroi, właśnie nadjechał nasz autobus….






Syriusz z ciężkim sercem obserwował jak Dorcas świetnie się bawi w towarzystwie nowo poznanego chłopaka. Zasępiał się co raz bardziej i bardziej i w zasadzie sam nie wiedział czemu… Może Meadows znaczyła coś więcej, a może denerwował go fakt, iż tak szybko się pocieszyła?
Fariel przestała go interesować. Stała się jedną z wielu, które zaliczył do przeszłości. Czy kiedykolwiek jej potrzebował? Była Tylka dla zachcianki, a ta cudna blondynka siedząca przy stoliku obok była teraźniejszością i przeszłością zarazem. Nie rozumiał tego i nie doceniał… Nie zwracał uwagi, ale nie pozwoli pierwszemu lepszemu zdobyć jej serce, kiedy choć cząsteczka należy do niego!
- Jesteś cudna.- Dorian szastał komplementami, które wprawiały ją w miłe zakłopotanie, a Blacka doprowadzały do szału! – Naprawdę…
- Dziękuję. – Dori uśmiechnęła się lekko starając się ukryć rumieńce na twarzy. Zawstydzał ją swoją bezpośredniością.
- Mnie nigdy nie dziękowała.- nagle ich spokój naruszył ktoś kogo Dorcas nie chciała przy swoim stoliku.
Syriusz Black pociągnął ku nim Fariel i dostawił dwa krzesła. Przyglądał się triumfalnie O’Conellowi.
- Kiedy ja jej prawiłem podobne komplementy zazwyczaj odpłacała tym samym. – podniósł wojowniczo jedną brew.
- Syriusz odwal się i odejdź stąd!- Meadows popatrzyła na niego ostrzegawczo. – Zajmij się koleżanką. – odwróciła twarz dając mu jasno do zrozumienia, że jest wściekła.
- Odejdę jak ten bęcwał cię zostawi i jak wyjdziesz stąd ze mną!- Łapa chwycił ją za dłoń, a ona ją wyrwała.
- Wynoś się! A Dorian nie jest bęcwałem! Szybciej ty!- prychnęła.
- Dorcas nie bądź głupia! Jak teraz ze mną nie wyjdziesz to będziesz żałować. – stwierdził z przesadną pewnością siebie. Irytowało to ją.
- Wiesz co?- nagle Dorian założył ręce przyglądając się badawczo. – Mnie obrażać możesz, bo na to uwagi zwracać nie będę, nie odpowiadasz mi intelektualnie, ale nie pozwolę ci być ignorantem w sprawach dziewcząt. Doprowadzasz do złości Dor, a ponadto wydaje mi się, że przyszedłeś tu z kimś innym…- utkwił wzrok w Far, która spuściła smętnie głowę i nie odzywała się.
- Ciebie intelektualisto za dychę nawet nie pytam! – atmosfera robiła się nieprzyjemna. – Dorcas wybacz mi, że byłem taki głupi…- choć unikała jego spojrzenia to nie przestawał się jej przypatrywać.- Ja żałuję tak szczerze… Powiedz, że mi wybaczysz i że wszystko wróci do poprzedniego stanu bycia, proszę… błagam…- nerwowo zerknęła w jego smutne oczy. Czemu nie potrafiła powiedzieć zwykłego nie? Czemu tak ją kusiło żeby zarzucić mu ręce na szyję i pocałować?
- To jak będzie?- spytał i wydał jej się dziwnie maleńki i bezbronny. Prosił ją w taki sposób po raz pierwszy. Przepraszał, a ona była gotowa zrezygnować ze swoich postanowień! Właśnie! Postanowienia…
- Zapytaj się Doriana. Uzależniam swoja decyzję od jego głosu. – wszystkie oczy zwróciły się na zielonookiego chłopaka. O’Conell zmarszczył brwi patrząc na blondynkę, która wyrażała swoje niezdecydowanie.
- Nie gniewaj się za bęcwała.- Syriusz wbrew sobie i lodowatym tonem przeprosił ciemnego blondyna wyciągając ku niemu rękę.
- Nie ma sprawy, ja wybaczam i uważam, że powinniście się pogodzić. – zamrugał kilkakrotnie.
Dorcas nie wiedziała czy dobrze zrobi, ale nie chciała ulegać przystojniakowi za każdym razem. Zrodził się w niej silny bunt i pragnienie zarazem. Jedno przeczyło drugiemu i wahała się, któremu zaufać. Polubiła Doriana bardzo, może byłby lepszym chłopakiem niż Łapa? A może Łapie nie dorówna nikt?
Przygryzła nerwowo wargi. Syriusz znał ten gest doskonale. Zawsze kiedy się zastanawiała, albo coś ukrywała marszczyła czoło, spuszczała wzrok i przygryzała dolna wargę.
- Dorcas…- Black ujął jej dłoń, która spoczywała na stoliku. Spojrzeli sobie w oczy. – Proszę…- czuł, że nie zabrała ręki… nie śmiał się jednak odwrócić od niej wzroku.
- Syri… Ja nie potrafię się na ciebie gniewać. – uśmiechnęła się delikatnie. Wyglądała naprawdę słodko. – Wybaczyłam ci właśnie, bo cała moja złość gdzieś się ulotniła.- westchnęła widząc przesycony zwycięstwem uśmiech Blacka. – Ale nie pozwolę, by wszystko wróciło do poprzedniego stanu rzeczy. – dodała stanowczo i Syriusz nagle zorientował się, że choć wciąż czuł czyjąś dłoń to nie mogła ona należeć do blondynki, gdyż Dori już dawno zabrała ręce ze stołu. Za to Fariel spoglądała na niego nieco zaskoczona i zdezorientowana. To jej dłoń teraz trzymał.
- Nie pozwolę sobie znów stać się twoją własnością. Przyjaciele w tej sytuacji to zbyt wiele. Poza tym… tobie wcale na mnie nie zależy tak jakbym tego chciała. – wyznaczyła dystans z jakim od tej pory będą musieli rozmawiać. Jak bardzo Łapa chciał właśnie teraz powiedzieć jej, że nie ma racji! Coś się w nim wydzierało. „Powiedz jej, że ci zależy…” Głos w jego głowie dawał o sobie znać, ale rozsądek podpowiadał: „To tylko dziewczyna… Jak wiele innych! Znajdziesz lepszą!” „Nie będzie lepszej…” „Zawsze są lepsze!”
- Przepraszam, ale nie chcę wam już przeszkadzać. – Dorcas wstała i to samo uczynił Dorian.
- Może spacer?- O’Conell chwycił ją za rękę, a ona uśmiechnęła się. Black poczuł nieznośny ból i niechęć do tego chłopaka. Nie powiedział jednak nic. Co niby miałby zrobić? Coś w nim szaleje z rozpaczy, ale to nie ma sensu.
- Tak… Spacer to teraz świetna rzecz. – Meadows mrugnęła do siódmoklasisty.
Czemu właśnie teraz przywiodło to na myśl Łapy wszystkie te chwile, w którym czyniła ten sam gest do niego? Spędzili razem wiele wspaniałych chwil, które wydały się nagle bardzo lotne. Uciekały mu przez palce jak delikatne motyle.
- Miłej zabawy wam życzę. I Syriuszu!- Dorcas podeszła do niego szybko i cmoknęła go w policzek.- Nie zapominaj już o tym, iż dziś twoją towarzyszką jest Fariel. – uśmiechnęła się do niego pogodnie, a on zmarkotniał jeszcze bardziej.
Obserwował jak za drzwiami Trzech Mioteł znika „obojętna” mu dziewczyna, zabierając ze sobą połowę tego co miał…






Lily stała przed budynkiem szpitala i na poważnie zaczęła zastanawiać się czy w ogóle powinna tam wchodzić.
- No chodź!- Potter uśmiechnął się zachęcająco. – Nic ci tu nie zrobią ci uzdrowiciele.
- Lekarze James. Tu się nie mówi uzdrowiciele. – z uwagą przyglądała się solidnym ścianom. Nie zrobiła ani jednego kroku do przodu.
- Lily przyjechałaś odwiedzić swoją siostrę tak?- Rogacz widział ja tak niepewną i zdenerwowaną po raz drugi dopiero. Pierwszy był tuz przed SUM-ami, kiedy wciąż przesiadywała czytając książki. Jeszcze rok temu nie spędzali razem tyle czasu. Widywał ją w pokoju wspólnym i na lekcjach, ale ten rok, a przynajmniej jego początek był inny. Bez skrupułów Huncwoci odwiedzali dormitorium dziewcząt.
- Niby tak, ale… Ja…- Evans sama nie wiedziała co chciała powiedzieć. Czuła coś dziwnego…
- Tak?- Potter zmarszczył brwi pytająco.
- Ja się chyba boję…-stwierdziła niepewnie na co on uśmiechnął się w ten oryginalny sposób.
- Liluś.- podszedł do niej i delikatnie ujął jej dłoń. – Nawet jeśli twoja siostra jest tak straszna to ze mną nic ci nie grozi!- uśmiechnął się huncwocko. Tym żartem sprawił, że przez zamyśloną twarz Rudej przebiegł cień uśmiechu.
- Z tobą z całą pewnością nie zginę. – stwierdziła z lekką ironią.
- Chodźmy!- James pociągał ją za rękę. – Chcę sprawdzić czy obie siostry Evans są równie cudne.
Dziwne to uczucie, kiedy ktoś kogo zdaje się nienawidzisz wspiera cię duchowo w sytuacjach zwątpienia. Tak samo Lily czuła, gdy Potter namawiał ją do pewnego wejścia i odwiedzenia Petunii. Prawda jednak była taka, iż Zielonooka bała się reakcji siostrzyczki na jej współtowarzysza. Mogło to wywołać prawdziwy atak furii. Już podczas jazdy windą Lilian zrozumiała w czym tkwi problem…
- Nie odzywaj się!- zwróciła się nagle po dłuższej ciszy do Rogasia. – Nie rób nic, - zajęła się poprawianiem jego ubrań, aby wyglądał jak najbardziej normalnie. – Najbezpieczniej będzie jak poczekasz na korytarzu.- zerknęła na niego niepewnie kiedy ludzie zaczęli wysypywać się na biały korytarz szpitala.
- Chyba żartujesz! Nie zmiotły mnie tłuczki to przeżyję i twoją siostrę. Jak ona miała na imię? Begonia? – uśmiechnął się w duchu widząc te zmartwienie dobijające się w zielonych oczach.
- Petunia. Pe- tu- nia. Zapamiętaj to błagam. – i poprowadziła go pod drzwi jednej z sal. – To chyba tutaj.
- Czekaj…- Potter obserwował ciągle Rudą. – Może ja wejdę za kilka minut? Kiedy już zdążysz z nią trochę porozmawiać?- zapytał, a sądząc po minie swojej ukochanej pomysł chyba się spodobał. Uspokoiła się.
- Dobra!- odwróciła się i zrobiła krok w stronę drzwi. – Wejdź za kilka minut, chyba, że korytarz ci się spodoba i postanowisz na nim pozostać.
- Powodzenia.- odezwał się patrząc jak znika za framugą drzwi.
Lilian rzadko ostatnio bywała w szpitalach. Szczególnie tych dla mugoli. Jak miała 6 latek musiała przesiedzieć tydzień w takim pokoju i miała dosyć na całe życie. Nie cieszyła się tym, że zobaczy Peti, ani tym, że Peti w ogóle trafiła do takiej sali.
Wkroczyła tam pewnym krokiem i od razu ujrzała tylko jedno pełne łóżko, na którym leżała ciemna blondynka, a sadząc po aparaturze i tych wszystkich przyrządach zakazane było jej się ruszać.
- Peti co oni ci zrobili!- zaśmiała się na głos widząc markotną twarz siostry. Tamta nagle pobladła.
- Nech to będzie tylko zły sen!- zacisnęła mocno powieki.- Ja się tylko przesłyszałam! Zobaczę ja dopiero w wakacje!- Ruda była całkowicie przyzwyczajona do takiego typu zachowań. Podeszła spokojnie i usiadła na skraju łóżka.
- Jak się czujesz?- spytała jak gdyby nigdy nic.
- Nie odzywaj się do mnie!- Petunia najwyraźniej nie próbowała się chować z wyraźną niechęcią. – Czemu kiedy człowiek jest chory to spada na niego najwięcej nieszczęść. – Lil spotkała pełne obrzydzenia spojrzenie.
- Może dlatego, że szanuję wolę rodziców i rada czy nie przyjechałam cię odwiedzić.- Lily wiedziała, że nie ma nic gorszego niż uśmiechać się do Petunii podczas, gdy ona chce wyprowadzić cię z równowagi przynajmniej do takiego samego stopnia, w którym była ona sama.
- Pff!- starsza siostra Evans prychnęła wściekle. – Niesamowite, że puścili cię z tej szkoły dla wariatów. Jesteś groźna i powinni cię pilnować!- w bladych oczach Peti zauważalna była silna nienawiść.
- Wiesz to dziwne, iż o tym wspominasz. Rzeczywiście mam dziś obstawę. – tym razem to Zielonooka uśmiechnęła się wrednie. - I jest przystojniejszy od twojego chłopaka Vernona….- zaśpiewała wesołym tonem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:03, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Wieczór był piękny i dało się wyczuć rozmarzoną atmosferę dwóch dziewcząt siedzących w dormitorium.
- Ach jaki piękny to był dzień!- westchnęła Jasmine kiedy skończyła opowiadać o wspaniałym spacerze, o rozmowie jaką odbyła z Remusem. Przeżywała każdy fragment tak cudownego dnia. Niesamowite i tak piękne, że wręcz nierealne. – A tobie Dorcas jak minął dzień z Dorianem?
- Ciekawie, ale zarazem i bosko!- i tym razem blondynka zaczęła przypominać sobie wszystko i opowiadać przyjaciółkom. O Syriuszu i o swoich wątpliwościach, ale także o miło spędzonych chwilach z Dorianem. – A ty Sheryl?
- Phi! Ten Derek to idiota!- żachnęła się. – Nawet w połowie nie jest tak zabawny jak… - urwała w porę. Nie potrafiła przestać porównywać chłopaków z tym jednym i niepowtarzalnym. A właśnie! Czemu go dziś nie zobaczyła chociaż tak się starała?- Słuchajcie widziała któraś z was James’a?!- Sher swoje odkrycie natychmiastowo zamieniła w panikę.
- Nie…- zastanowiła się nagle Jas.
- Lily powinna już wrócić.- zauważyła nagle Dori.
- Odpada, że są razem. – prychnęła Corvin.
- A to niby dlaczego? – Elvin nagle ożywiła się. – Myślisz, iż do siebie nie pasują, bo chcesz go dla siebie?
- Nie. Lilian w życiu, by się z nim nie umówiła!- brunetka uśmiechnęła się triumfalnie.
- O ile sobie dobrze przypominam to McGonagall miała jej kogoś znaleźć. – Meadows zaczęła gorączkowo myśleć. – A jeśli wybrała…
- To też odpada!- bez zastanowienia wypaliła Sheryl. – Potter nie jest odpowiedzialna osoba i wszyscy o tym wiedzą.
- Ale to nie zmienia faktu, że on widział Lily jako ostatni. – Dorcas rozejrzała się zatroskanym wzrokiem. – Zabrał ja ode mnie i Doriana i mówił coś, iż on spędzi z nią dzisiejszy dzień czy jakoś tak. – zapanowało małe zmieszanie połączone z podenerwowaniem i zamartwianiem się.
- A może po prostu pójść i zapytać chłopaków? – Jasmine popatrzyła po nich z nadzieją.
- Spytajmy Rogacza! O tej porze powinien być już z chłopakami w dormitorium….





Black leżał wygodnie na swoim łóżku zmarkotniały i wściekły na cały świat. Nie miał za złe Remusowi jego nieobecnego spojrzenia co prawda, ale tamten psuł mu podły nastrój. Peter jak zwykle szczęśliwy opychał się jakimiś cukierkami!
- Tu się nie da spokojnie poodpoczywać!- Syriusz warknął zrywając się. – Gdzie Rogacz?!- krzyknął rozglądając się posępnie, zupełnie jakby za kilka minut miał zamiar rozwalić wszystko.
- Jeszcze nie wrócił.- zauważył Glizdek.
- Jasne! To gdzie on się jeszcze pałęta!- kopnął z całej siły w jakiś przedmiot na podłodze.
- Dobra! Łapo mów co się stało!- Lupin zerknął na niego surowo i stanowczo.
- A co się niby miało stać?- Syr prychnął.
- Jeśli nic się nie stało to przestań zachowywać się jak zwierzę na uwięzi!- Lunatyk wyciągnął książkę do eliksirów i pogrążył się w lekturze.
Zapadła cisza przerywana odgłosami otwieranych słodyczy. Syriusz poczuł się zawiedzony. Podejrzewał, a raczej miał nadzieję, że ktokolwiek zajmie się jego problemem bliżej, ale przeszli nad tym do porządku dziennego.
- Bo chodzi o tę Meadows!- nagle Black spuścił głowę.
- A co ona zrobiła?- Remus zupełnie jakby spodziewał się, iż wcześniej czy później przyjaciel się odezwie odpowiedział niemal natychmiastowo.
- Nic…- westchnął Syriusz. – Nie zrobiła nic żeby mnie do siebie przekonać. To ja za nią łaziłem cały dzień żeby pod koniec wraz z nią dojść do wniosku, że nigdy się nie liczyła bardziej ponad każdą inną.
- To wszystko powinno być w porządku. – Lupin obserwował dokładnie Łapę, nie zaskoczyło go nawet oburzenie z jakim tamten powiedział:
- Nie! Nie jest! A niby czemu powinno?!
- Bo do niedawna twierdziłeś, że w Dorcas nie ma niczego niezwykłego i martwiłeś się, że będzie rozpaczać, gdy z nią zerwiesz. Tymczasem ona zniosła to dzielnie, a ty się jeszcze czepiasz. To nieco egoistyczne podejście.
- Wielkie dzięki za słowa pocieszenia!- Syri odezwał się z nutka sarkazmu.
Nagle drzwi do ich dormitorium rozwarły się i stanęła w nich prześliczna brunetka roztaczając wszędzie swój blask.
- Witam panów.- uśmiechnęła się złowieszczo zajmując jedno z łóżek. Za nią wkroczyły jeszcze dwie dziewczyny. Jedna z nich poruszała się swobodnie i z odczuwalnym spokojem, a druga z niezwykłą nieśmiałością.
Łapa zauważając Dorcas poderwał się chcąc do niej podejść, ale nagle poczuł ukłucie gdzieś w okolicach żołądka. Przypomniał sobie o Dorianie i o bolesnej porażce.
- Cześć Dor.- rzucił niby od niechcenia, kiedy usiadła obok niego.
- Syriuszu nie ma sensu się witać skoro już się widzieliśmy.- uśmiechnęła się rozbrajająco.- Jak twoja randka z tą dziewczyną z burzą loków? – spytała starając się nie wypaść na zbyt ciekawą. Meadows odczuwała, że coś się szykuje. Jakaś cicha wojna między nimi. Ona nie chciała rzucić mu się w ramiona po niespełna kilku godzinach, pragnęła utrzymać swoją obojętną postawę jak najdłużej.
- Nie narzekam.- mimo entuzjazmu przez twarz chłopaka przebiegł cień niezadowolenia. – Ale mniemam, iż Dorian i ty…
- O’Conell jest wspaniałym chłopakiem i doskonałym przyjacielem.- weszła mu nagle w słowo. – I nie zastanawiałabym się, gdyby kiedykolwiek spojrzał na mnie jak na dziewczynę. – nie wiedziała czemu to mówi. Odtąd ich wypowiedzi robiły się coraz bardziej oficjalne…
Jasmine i Remus najwidoczniej choć zaabsorbowani sobą to jednak żadne z nich nie odezwało się słowem do siebie.
- Gdzie Jamie?- wypaliła Sher nie tracąc czasu.
- Nie było go odkąd wszyscy wrócili z Hogsmeade. – Glizdek odpowiedział przełykając duży kawałek czegoś oślizgłego i gumowego.
- To gdzie on może być?!





- Wiedziałam! Dumbledore trzeba natychmiast do nich kogoś wysłać!- McGonagall chodziła podenerwowana po pokoju dyrektorskim.
- Minerwo spokojnie.- w głosie Albusa wyczuć można było rozbawienie, a w jego bladych oczach wesołe iskierki. Z pewnością nie był tak poważnie nastawiony do bieżącej sytuacji jak chciałaby tego nauczycielka transmutacji.
- Od samego początku uważałam, Pozwolenie panu Potterowi jechać było niedopuszczalne! To najmniej odpowiedzialna osoba w całej szkole!- kobieta zwęziła usta do maksimum oddychając ciężko.
- A ja w dalszym ciągu jestem pewien…- dyrektor uprzejmie, ale i stanowczo zaczął wygłaszać swoją opinię dając do zrozumienia, że dalsze dyskusję na ten temat są zbędne.- że świetnie sobie poradzą oraz że James jest na odpowiednim stanowisku.
- Ale kiedy oni właśnie potrzebują pomocy! Śmierciożercy…
- Minerwo…- spojrzenie bacznych błękitnych oczu uciszyło ją. – Wątpię czy Voldemort zechciałby zaatakować uczniów. Nie ma w tym własnego celu. Poza tym zapewniliśmy im chyba dogodną ochronę, której są nawet nieświadomi. – uśmiechnął się. Z zadowoleniem zerknął na karteczkę przyniesioną mu przez szkolną sowę. Jej treść, chociaż nie powinna, to jednak niezwykle go ucieszyła.

Panie profesorze,
Mam nadzieję, że kłopotem nie będzie jeśli zatrzymamy się na noc u Petunii? To znaczy w Londynie. Wystąpiły drobne nieprzewidziane trudności z naszym powrotem. Czy świstoklik mógłby ponownie zostać aktualizowany? Wrócimy następnego dnia.
Z góry dziękuję
James Potter
PS. Czy profesor McGonagall mogłaby poinformować naszych przyjaciół?


- Ja osobiście widzę w tej wiadomości widzę wiele nieścisłości. – nauczycielka transmutacji zerknęła nerwowo na literki zapisane w pośpiechu. – Według mnie Potter zdołał coś sobie wymyślić, a Evans na tym ucierpi.
- Wszystko ma swoją przyczynę… - dyrektor podszedł do okna spoglądając na błonia oblane światłem księżyca. Niedługo pełnia…
- Może wysłać im kogoś? Przecież na ulicach porozstawiane jest mnóstwo członków Zakonu…
- Myślę, że świetnie sobie poradzą bez naszej interwencji.
- Ale tego nie pisała Lilian tylko James.- McGonagall pochwyciła liścik podenerwowana. – Przecież ten chłopak nie zrobił jeszcze nic jeśli nie wiązało się to z ryzykiem i głupimi żartami!- kobieta podnosiła głos. Najwyraźniej martwiła się.
- Wątpię, aby James Potter narażał na jakiekolwiek niebezpieczeństwo Lily. – Dumbledore nie przestawał uśmiechać się. Mówił o tym tak beztrosko, że zdawało się to być czymś błahym i zupełnie nieważnym. – Minerwo byłbym wdzięczny gdybyś odwiedziła dormitorium Syriusza Blacka, Petera Pettigrewa oraz Remusa Lupina. Podejrzewam, że znajdziesz tam koleżanki Evans. Byłabyś tak uprzejma i uprzedziła ich o późniejszym powrocie tej dwójki?
- Oczywiście.-odparła po czym odwróciła się i zniknęła za drzwiami.
W gabinecie został tylko starzec, jeśli tak można powiedzieć o Albusie Dumbledore. Był to człowiek niezwykły. Każdy plan należy realizować z wielką dokładnością, a on wiedząc o tym miał nadzieję, że się nie omylił…





Kiedy usłyszała szmer okolicznych ulic i hałas bliski miastu pomyślała, że to zwykły sen. Lecz gdy otworzyła oczy i oślepiła ja olśniewająca biel poczuła ogarniającą ją panikę. To nie Hogwart! Wciąż była w szpitalu!
Światło jarzeniówek irytowało ją. Leżała na jednym z łóżek, a na stoliku obok dostrzegła wazon, którym wcześniej rzuciła Petunia. Zerknęła nerwowo no łóżko obok. Jej siostra pochłonięta była czytaniem książki i nawet nie zauważyła, iż ta się ocknęła.
Znów zaczęła przyglądać się wazonowi i kwiatom w nim stojącym. Lilie, róże, a wszystko w bukietach o powalającej kompozycji. Jej uwagę przykuł jednak pojedynczy rumianek. Nie wyglądał jak zwyczajny kwiatuszek. Zamiast białych płatków i żółtego środka miał on istną tęczę barw.
Kiedy go powąchać pachniał jak… Tego Lily określić nie umiała. Po części zapach świąt, który roznosi się w domu, po części coś jeszcze. Oddziaływał na wszystkie zmysły tak, że kiedy zamknęła oczy mogła ujrzeć rodzinny dom, mamę i tatę siedzących w wygodnych fotelach, Petunia tam była i… Nie wiedziała już czy to jej się zdaje czy ten rumianek naprawdę posiadał w sobie coś magicznego.
- Która godzina?- spytała nagle siadając i gotując się do wyjścia. Peti podskoczyła, a książka wypadła jej z rąk.
- Mogłabyś uprzedzać!- wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Nie widzisz, że za oknem ciemno? – kiwnęła swoją końską twarzą na szybę za która świecił księżyc.
- To znaczy, że… - Ruda pobladła. – Gdzie Potter?!- wrzasnęła tak, że słychać ją było na korytarzu.
- Chyba wrócił do szkoły…- starsza z sióstr najwidoczniej zaczynała świetnie się bawić sądząc po jej usatysfakcjonowanej twarzy. – No, ale jak się zdenerwował kiedy straciłaś przytomność!- ciągnęła dalej swoją opowieść z coraz wredniejszym uśmiechem. – Ta praktykantka, co z nią flirtował, nie dość, że była roztrzęsiona to jeszcze twój kochany skrzyczał ją!- zaśmiała się sztucznie i perfidnie. – „Chcę rozmawiać z głównym uzdrowicielem! Dyrektorem tego ośrodka!”- zacytowała próbując naśladować głos Rogacza. Śmiała się przy tym tak głośno, że Lil czuła jak jej złość wzrasta do maksimum.
- Ty żmijo! – bez zastanowienia wyciągnęła wszystkie kwiaty z wazony zrzucając je na ziemie, tylko rumianek trafił na jej kolana. Chwyciła naczynie gotowa rzucić nim w siostrę. – Ty mugolu!
- Ej! Nie nazywaj mnie swoimi chorymi określeniami!- teraz obie dyszały ze złości.
- Panienki proszę spokojnie!- w drzwiach ukazała się roześmiana twarz Pottera. W oczach Petunii przez chwilę było widać wredne iskierki, kiedy w ułamku sekundy wazon poleciał wprost na chłopaka. Szybko jednak musiała starać się, aby ukryć rozczarowanie.- Liluś nieładnie!- Rogaś uśmiechnął się kiedy w popisowy sposób złapał naczynie.
- Dlaczego nie pozwoliłeś by to roztrzaskało się o twój napuszony łeb?!- Evans traciła panowanie nad sobą. – Albo chociaż się roztrzaskało?!- jęknęła za złości.
- To lata ćwiczeń. – podniósł triumfalnie jedną brew podrzucając w ręce wazonik. – Jako szukający mam świetny refleks.
- Ode mnie żeś nie złapał.- blondynka popatrzyła na niego mściwie.
- Bo moja droga trzeba koncentrować się na przedmiocie. To jak znicz w quidditchu… - ściszył głos. - Widzisz tylko jego… No, a biorąc pod uwagę, że wtedy siedziała tu Lily to ona pochłaniała całą moją uwagę. – uśmiechnął się wrednie.
- Wynoś się!- krzyknęła Lilian. – Przez ciebie nas wyrzucą z Hogwartu! Mieliśmy wrócić o wiele wcześniej. – było widać, że się boi, ale równie bardzo i się wścieka.
- Spokojnie, królewno…- James podszedł do niej i usiadł w nogach jej łóżka.- Już napisałem do Dumbledore’a.
- I co z tego?! Jesteś głupi! Nie! To ja jestem głupia! Powinnam iść do Hogsmeade, kiedy się dowiedziałam, że to ty masz mi towarzyszyć!- czuła, że zaraz popłacze się ze złości i bezsilności.
- Lily…- Potter popatrzył w jej zielone oczy współczująco. – Będzie dobrze…- Przyciągnął ją do siebie przytulając.
- Nie będzie dobrze!- coś ścisnęło jej gardło, taki przeraźliwy żal… Nie miała ochoty korzystać z pomocy Pottera, ale nie potrafiła teraz go odepchnąć. – Jesteś palant! Dureń i w ogóle!- ledwo powstrzymywała łzy, a głos jej drżał.
- No niech i tak będzie…- westchnął James przytulając ją mocniej.
- Jesteś najgłupszy na świecie! Najgorszy! Wszystko co złe to ty!- kontynuowała Lil za wszelką cenę starając się kontrolować łzy.
- No ale za to jestem przystojny.- stwierdził optymistycznie przypominając sobie jej własne słowa.
W ostateczności Lily zaniosła się głośnym szlochem wypłakując się w jego ramię. Doprowadzało ją do szału, że nie potrafi go zdenerwować! Wyrzucą ich z Hogwartu, a on się tym nawet nie przejął!
- Jesteś beznadziejny!- krzyknęła wtulając się w niego wciąż płacząc.
- Phi!- Petunia zmierzyła ich pogardliwym spojrzeniem.
- Lily, moja wiewióreczko!- nagle dziewczyna zamarła słysząc czyjś głos. To byłoby zbyt wiele jak na jeden dzień! Wyprostowała się nagle i trafiła na roześmiane spojrzenie James’a.
- Pani Evans musiała pani wejść w takim momencie. – Rogacz spojrzał na rudą kobietę, która uśmiechnęła się.
Tego było zbyt wiele! Zielonookiej zdawało się, że nigdy nie zapomni roześmianej twarzy swojej siostry.




Wszyscy zamarli. Na krótką chwilę wydawało się, że każde z nich doznało swoistego szoku. Ciszę przerwały słowa:
- Gdzie są?!- Black wytrzeszczył oczy ze zdumienia.
- Pani profesor, ale… dlaczego pani nam nie powiedziała, że ona pojedzie z Potterem?- Dorcas jęknęła.
- Nie marudź Meadows. – McGonagall odparła prostując się. – Żadna z was nie wyraziła najmniejszej chęci, aby dotrzymać towarzystwa dla Lily. – zmierzyła je chłodnym spojrzeniem jakby były wszystkiemu winne.
Dor i Jasmine zarumieniły się.
- Więc czym zawinił Jamie, że go pani tam wysłała?- spytała odrobinkę znudzona Sheryl.
- Pan Potter sam się zgłosił. Ośmielam się także przypuszczać, iż dłuższy pobyt w Londynie był przez niego zaplanowany. – nauczycielka ściągnęła usta.
- Bzdura!- krzyknął Syriusz.
- Dziwi mnie, że nie poinformował żadnego ze swych kolegów. – Łapa spochmurniał.
- Kiedy oni wracają?- spytał Remus spokojnie.
- Oh, napisali, a raczej James napisał, że jutro po południu. – stwierdziła Minerwa z powątpiewającą miną.
- Tak wrócą. – Jas zatrzepotała rzęsami.- Bo Lily nie mogłaby opuścić lekcji, przecież jutro poniedziałek…- i nie rozumiała czemu wszyscy patrzą na nią jak na idiotkę.
- Jas, moja droga, ja się obawiam, że w tym nie tylko sprawa Lil jest…- Dorcas uśmiechnęła się do niej jak do dziecka.- Nie wiemy czemu tam zostali, ale ja jestem pewna, że teraz to Potter dyktuje tam warunki. – i skrzywiła się z niesmakiem wyobrażając sobie Rudą słuchającą się „kudłatego gamonia”.
- Zostaliście poinformowani.- McGonagall przypomniała im o swojej obecności. – A teraz czy panienki Meadows, Elvin oraz Corvin są w stanie dać mi racjonalne wytłumaczenie tego, czemu przebywają w dormitorium dla chłopców?!
- Eeeee…. My właśnie wychodziłyśmy!- uśmiechnęła się Sher.
- Tak pani profesor…, bo martwiłyśmy się o Evans…
- …a jej długo nie było….
- … pomyślałyśmy, że Potter coś wie…
-… ale jego też nie było…
-… więc…
- więc….
- Dosyć! Marsz do siebie, albo będę zmuszona pozbawić Gryffindor kilku punktów. – nauczycielka wyrzuciła cierpko najwyraźniej oburzona całą sytuacją.
- Tak jest pani profesor.



- Mamo czy mogłabyś wytłumaczyć mi co się tutaj dzieje?- Lily zmarszczyła brwi szepcząc do kobiety siedzącej obok. Miała szczęście, że Potter poszedł właśnie po coś do picia dla wszystkich.
- Ale czego nie rozumiesz skarbie?- Jane Evans była kobietą o miłym i delikatnym głosie. Miała rude, proste włosy sięgające ramion oraz błękitne oczy.
- Powiedz mi co tu robisz ty i tata!- Zielonooka przyglądała się badawczo matce.
- Bo widzisz… Jak napisaliśmy do ciebie, żebyś odwiedziła Petunię, to spodziewaliśmy się, że zapewne zrobisz to w tajemnicy, nie informując nas o dacie konkretnej. I za bardzo się nie pomyliliśmy.- pani Evans spojrzała czule na córkę i uśmiechnęła się. Lilian uwielbiała ten uśmiech. Kojarzył jej się ze wszystkim co dobre.- No, ale jak już przypadkowo i ty musiałaś tu zostać… Siedzieliśmy sobie, ja i twój ojciec, oglądając telewizję i pewna byłam, że zawału dostanę jak coś rąbnęło w okno. Okazało się, że to sowa z wiadomością, ale napisana nie przez ciebie tylko przez jakiegoś James’a Pottera. – Lil zmrużyła oczy wyrażając swoją niechęć. – Ekhem!- kobieta odchrząknęła mierząc ja surowym spojrzeniem. – W każdym bądź razie ten chłopak uprzejmie nas poinformował, że jesteś w szpitalu i że z jego winy. Od razu przyjechaliśmy i okazało się, że to naprawdę miły człowiek.
- Miły jak chce… Ale to jest…- dziewczyna powstrzymała się żeby nie rzucić przykrego określenia przy mamie.
- Ech Lily!- błękitny wzrok śmiał się do niej. – Już niczego nie ukrywaj.
- Że co?
- James nam już powiedział. W końcu jesteś prawie pełnoletnia… Ale wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że to w 17 lat możesz już wychodzić za mąż. – na twarzy kobiety pojawiło się zmartwienie.
- Mamo co ten głupek ci nagadał? – Ruda poczuła nagle nieprzyjemny skurcz w żołądku.
- Głupek?- pani Evans zerknęła na nią pytająco.
- Oh Lily! Nie ma co się ukrywać!- nagle dało się słyszeć krzyk Petunii, która musiała złośliwie podsłuchiwać od jakiegoś czasu. – James to bardzo uroczy chłopak. Nic dziwnego, że ci się spodobał, ale grzechem jest się nie przyznawać do takiej boskości!- Peti wpatrywała się z nieudawaną satysfakcją na rozzłoszczoną siostrę. – Twój chłoptaś nam wszystko opowiedział!
- To nie jest MÓJ CHŁOPTAŚ!- Lil była gotowa wstać i udusić siostrę. Jedyna czego się bała to to, że znów zaaplikują jej środki uspokajające.
- Kwiatuszku uspokój się.
- Jak mam być spokojna jak ta… ta… ona jest MUGOLEM! To najbardziej do niej pasuje!
- A ja wątpię.- do pomieszczenia wszedł Rogacz z cała swą bezczelnością.
- Ty….- Lil zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem. – Ty się lepiej nie odzywaj jak chcesz żywy stąd wyjść!
- Zabiłabyś swojego chłopaka?- uśmiechnął się złośliwie siadając na jej łóżku.
- Obawiam się, że nie pozostawiasz mi wyboru!
- Do jutra ci przejdzie księżniczko.- pocałował ją w czoło ujmując jej dłoń. Wyrwała ją.
- Zastanówmy się. – udała zamyślenie. – Kiedy ja wyraziłam chęci, żeby być twoją dziewczyną….?!
Na to pytanie, James z chęcią udzielił odpowiedzi nachylając się nad jej uchem i przypominając bardzo cicho chociażby komórkę na miotły.
Pan Evans, który wkroczył do sali zaraz po Potterze usiadł przy łóżku Petunii. Wszyscy z uwagą przyglądali się kłótni dwojga nastolatków. Dla Jane wydawało się to byś czymś zupełnie nowym. Widywała w domu swoją starszą córeczkę zapraszających chłopaków i spędzającą z nimi sporo czasu we własnym pokoju. Nigdy za to Lily nie wspomniała o żadnym przedstawicielu płci męskiej. A kiedy już się ją spytało…” Ależ mamo! Myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty tylko biegać za chłopakami?!” Tym bardziej zdziwiła się, kiedy „wiewióreczka” zarumieniła się.
- Wystarczy tych przykładów?- Rogaś oddalił się nieco od jej ucha. Zauważył wypieki na jej twarzy i uśmiechnął się w duchu.
- Wystarczy…- bała się teraz nawet spojrzeć na kogokolwiek. Zadała głupie pytanie. Powinna lepiej to przemyśleć. – Niech ci będzie. Tak mamo, jesteśmy ze sobą. – uśmiechnęła się sztucznie do wszystkich. – A teraz… JAMES’IE POTTERZE ZRYWAM Z TOBĄ!- i podniosła jedną brew triumfalnie ku niememu zdziwieniu wszystkich.
- Że jak?!- Rogacz popatrzył na nią osłupiały.
- Że tak!- krzyknęła złośliwie.
- A tam przejdzie ci. – uśmiechnął się flirciarsko. – Zawsze ci przechodzi….- i mrugnął do niej, a ona znów poczuła, że przegrywa. Czuła się jak w jakimś głupim teatrze, gdzie zakończenie sztuki zależało od aktorów. Wygrywał ten kto ostatecznie postawił na swoim. Cała sztuka nazywałaby się „Być albo nie być”, a gdyby zależne to było wyłącznie od Evans końcówka głosiłaby „nie być z Potterem”.
- Nie tym razem.- i jednym kopnięciem zrzuciła go z łóżka.
- Phi!- Petunia zerknęła sarkastycznie na całe to widowisko.
- A ty się mugolaku lepiej nie odzywaj, bo sobie znów coś złamiesz!
- Tylko nie rzucaj tymi swoimi obelgami! Myślisz, że nie wiem co to znaczy?!- rozpoczęła się zajadła kłótnia.
- Moje panienki!- nagle odezwał się pan Evans mierząc je surowym spojrzeniem, ale żadna się nie uspokoiła. – Cisza!- dalej nic.
- Proszę pana czy mógłbym… spróbować? – James czując się niezwykle pewnie siebie doszedł do wniosku, że może być nawet zabawnie… Uwielbiał się mścić.
- Wątpię czy je uspokoisz. – uśmiechnął się sympatycznie mężczyzna i tym samym kolorze oczu co jego młodsza córka. Tylko kształt był inny…- Ale jeśli czujesz się na siłach…- Rogacz przytaknął.
- Ekhem…- odchrząknął, ale żadna z nich nie zwróciła na niego uwagi. – Ślicznotki!- krzyknął modląc się by to podziałało. Efekt był natychmiastowy.
- Czego?!- obie jednocześnie zaczęły świdrować go wściekłym wzrokiem.
- No więc na twoim miejscu nie zaczepiałbym Peti moja droga.- Potter zwrócił się bezpośrednio do Lily z nadmiernie poważną miną.
- A to niby dlaczego?!- Ruda prychnęła. – Ona jest MU-GO-LEM!
- A właśnie, że nie jest!- i tu James uśmiechnął się huncwocko, a w jego orzechowych oczach pojawiły się żywe iskierki rozbawienia. – To charłak!- i uśmiechnął się wrednie.
Przez chwilę Lilian zdawało się, że James właśnie stracił w oczach jej rodziców, kiedy nazwał tak Peti, ale po sekundzie przypomniała sobie, iż oni nie wiedzą co to charłak! Na domiar złego Petunia nie zaprzeczyła tylko zerkała z wyższością wokoło.
- Jest czym?!- Zielonooka starła się nie wybuchnąć śmiechem, bo irracjonalność tego stwierdzenia była tak oczywista, że aż głupia.
- Charłakiem. – okularnik powtórzył znów siadając obok Lily. Ruda powstrzymywała z trudem atak nagłego rozbawienia. – I jak ci się księżniczko podoba ta nowa ksywka twojej siostrzyczki?- spytał półszeptem, uśmiechając się do zielonego oceanu jej oczu.
- Tylko ktoś tak głupi jak ona, mógł ją przekonać żeby myślała, że charłak to coś mądrego!- Evans zachichotała.
- No tak… - westchnął Potter mimo wszystko z przeświadczeniem, że właśnie ją udobruchał.
- Ciekawi mnie jednakowoż w jaki sposób…- Lil zmierzyła go badawczym i pełnym zaciekawienia wzrokiem.
- Jak ci powiem to znów będziesz moją dziewczyną?- spytał rzucając jej nieskrywane wyzwanie.
- Nie wiem czy będzie warto…
- Zaryzykuj. – mrugnął i zdała sobie sprawę, że to tylko zabawa… To z tym chłopakiem tak jak i z każdym „umówisz się ze mną Evans”. Tylko zabawa…
- Zgoda… - odparła powoli.
- No więc wmówiłem jej, że charłak to czarodziej, który nie uczy się, ale posiada większa moc magiczna od pozostałych. I że zdarza się niezwykle rzadko, a jego moc odznacza się tylko czasami i dopiero po 20 roku życie może korzystać z niej w pełni.
- I ona się na to nabrała?- Ruda nie mogła uwierzyć, że Peti tak szybko uwierzyła w coś takiego.
- Aha! A gdybyś słyszała ile mi przytoczyła przykładów kiedy zdarzyło jej się coś dziwnego!- i oboje o mało nie zakrztusili się śmiechem. – Rozumiem, że znów jestem twoim chłopakiem?- spytał z nadmierną pewnością siebie i na tyle głośno, by znów przykuć uwagę wszystkich w pokoju.
Lily popatrzyła na niego karcąco.
- Och no dobrze! Ale to tylko ten jeden raz!- i zanim się spostrzegła James przyciągnął ją do siebie i uściskał.- Potter, ale tego nie było w planie!- krzyknęła odpychając go.
- Jaki flirt.- Petunia zaczęła rechotać złośliwie.
- Ty się charłaku nie odzywaj!- tym razem po pomieszczeniu potoczył się perlisty śmiech Rudej, a starsza z sióstr zamarła najwidoczniej zdając sobie sprawę, że skoro „charłak” bawi Lil, to znaczy to w przybliżeniu coś jak „mugol”.
- Kochanie my się będziemy już powoli zbierać. – pan Evans zerknął na ręczny zegarek.- Po 23. Dziwię się, że jeszcze nas nie wyrzucili!- uśmiechnął się promiennie.
- Chciałabym żebyście jeszcze zostali…- Lil wodziła wzrokiem od matki do ojca. Przez ostatnie 5 lat widziała ich bardzo rzadko. Niemalże zupełnie. Czymże były wakacje w porównaniu z rokiem nauki? I pomyśleć, iż za rok będzie pracować i może nie zobaczyć rodziców wcale… A co jeśli pewnego dnia okaże się, że odwiedzili ją śmierciożercy, albo, że jej rodzina stała się ich ofiarą? O tym nawet nie chciała myśleć! Niesprawiedliwe, iż przyszło jej żyć w takich czasach, niesprawiedliwe, iż kiedykolwiek narodził się Lord Voldemort! Miała wrażenie, jakby to co ważne uciekało jej przez palce, a ona nie mogła nic na to poradzić. Każdy powinien mieć wybór!
- Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej i nas powiadomić, kiedy zamierzasz odwiedzić Londyn.- Jane dokuczyła jej trafną uwagą.
- A z rana przyjedziecie?- dla Rogacza jego ukochana zdawała się teraz być jak dziecko. Patrzyła błagalnie swoimi oczętami świadomie wywierając nacisk. Nie sposób jej było odmówić
- Przyjedziemy.- pan Evans pogodnym tonem stwierdził zanim jego żona zdążyła otworzyć usta.
- Rozpieszczasz ją John! Jakbym ja nie miała nic do powiedzenia. – zaperzyła się pani Evans w niesamowicie podobny sposób co Lilian.
- Ale powiedziałabyś jej to samo!
- Nie obracaj kota ogonem kochanie! Ach Lily!- nagle kobieta zwróciła się do córki.
- Hmm?
- Uprzejmie śmiem stwierdzić, że twój chłopak jest zdrów prawda?- przez chwilkę dla Rogasia wydawało się, iż Ruda znów zacznie zaprzeczać jakoby kiedykolwiek coś ją z nim łączyło, ale…
- No tak. Może na ciele i jest zdrowy, ale na umyśle…
- Lilian!
- Przepraszam tato. Do czego zmierzasz mamusiu?- wydawało się, iż spojrzenia własnej córki błękitne oczy nie potrafiły wytrzymać.
- Nie ma sensu by zostawał tutaj…
- Nie!- nie przestawały na siebie patrzeć. Obie uparcie i zawzięcie.
- Nie dałaś mi dokończyć Lily.- powiedziała starsza z nich.
- Nie ma takiej potrzeby, wiem do czego zmierzasz. – zapadła cisza, która stawała się dość niezręczna.
- To ja.. eee… pójdę do samochodu.- John Evans najwidoczniej postanowił uciekać z linii ognia.
- Postępujesz egoistycznie wiewióreczko…
- Nie, ty postępujesz egoistycznie. Chyba normalne, że chcę go mieć przy sobie, a on woli zostać ze mną. – Zielonooka uśmiechnęła się chwytając zdezorientowanego James’a za rękę i ciągnąc do siebie.
- Może jego się spytajmy?- Petunia wtrąciła tym razem zupełnie nieśmiało.
- Świetny pomysł!- na błękitnym oceanie oczu pani Evans panował sztorm. – Mój drogi,- zwróciła się do James’a, który wyglądał na zaskoczonego.- czy wolałbyś spać dziś w ciepłym łóżku w naszym domu, czy zostać tutaj?- spytała uprzejmie.
Przed Rogaczem pojawiły się nowe opcje. Do tej pory był pewien, że jak zostanie to nie będzie go mogło spotkać nic lepszego, ale wizyta w domu Evans i obejrzenie jej sypialni oraz reszty domu wydawało się być szczytem marzeń!
- No cóż… Z chęcią bym skorzystał z takiej propozycji, ale…
- James!- Lily skarciła go spojrzeniem.- Myślałam, że wolisz zostać ze mną i mnie wspierać kiedy jestem tutaj! – zrobiła wielkie i smutne oczy. Nie pozwoli mu spokojnie wejść do swojego domu!
- Królewno nie zostawiłbym cię. Nie chcę robić kłopotu pani Evans.- jednak postarał się by w jego zachowaniu było widać, że nie lubi białych ścian i bez zwątpienia wybrałby cieplutki i przytulny dom.
- Lilian spójrz na niego! – 3 pary oczu zwróciły się na chłopaka o niezwykle roztrzepanych włosach, a on uśmiechnął się niepewnie. – Gdzie on będzie spał? Nikt nie pozwoli mu zostać tu na noc. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę…- słowa matki nie były wcale tak ważne w tym momencie. On udawał! Ruda poznawała to po iskierkach w jego orzechowych oczach. Poczuła jak wzbiera w niej złość. – Mój drogi chciałbyś prawda?
- Oczywiście proszę pani. Nie wypada mi jednak zostawiać roztrzęsionej Lilusi.
- Phi!- Zielonooka prychnęła pogardliwie, co wywołało oburzenie na twarzy Jane. – Mamo, mogę z nim chwilkę porozmawiać na osobności? To znaczy czy mogłabyś wyjść?
- No wiesz…- zdawało się, że zaskoczyła ją tym pytaniem. – Skoro masz coś do ukrycia…
- Dzięki!- Lil zareagowała nim kobieta skończyła mówić.- Zamknij za sobą drzwi.
I rzeczywiście. Choć nieco można powiedzieć podirytowana Jane Evans opuściła pokój na czas bliżej nieokreślony. Zapadło milczenie, w którym dało się wyczuć napięcie. Petunia po raz pierwszy bała się rzucić jakikolwiek zgryźliwy komentarz nasłuchując uważnie czy nie dosłyszy czegoś ważnego.
- Nie pojedziesz do mojego domu. – nagle rozniósł się chłodny i stanowczy głos młodszej panny Evans.
- Ależ wręcz przeciwnie księżniczko!- rozbawiony do granic możliwości James uśmiechał się w sposób mówiący „dziś wygrałem ja i nic na to nie poradzisz”.
Dziewczyna zaklęła ze złości. Czuła jak wszystko wymyka jej się spod kontroli.
- Nie mów do mnie księżniczko!- spiorunowała go spojrzeniem, które z pewnością gdyby mogło to by go zabiło. – Nienawidzę tego i nienawidzę ciebie!- jęknęła z wściekłością ukrywając twarz w dłoniach.
- Dobra już się nie denerwuj… Mam propozycję.- i posłał jej uśmiech nie wróżący nic dobrego.
- Zostaniesz tutaj?- spytała z nadzieją.
- Zostanę, jeśli się ze mną umówisz Evans.- i w ten swój oryginalnym stylu przeciągnął dłonią po włosach zostawiając na nich jeszcze większy nieład.
- W życiu!- odparła bez wahania.
- Ale dlaczego?!- nie krył rozczarowania. Przecież nie miała wyjścia! Na dodatek ostatnio prawiła mu same komplementy, no jeśli nie licząc wszystkich „nienawidzę cię Potter”…
- Bo jesteś okropny, bezczelny, PRZEZ CIEBIE TU JESTEM I NIENAWIDZĘ CIĘ!- jej pierś falowała ciężko. Cały czas zaczerpywała powietrza.
- To ja pojadę do twojego domu i będę się świetnie bawił.- popatrzył na nią figlarnie. Nawet zła wydała mu się piękna.
- Jedź! Ty zboczeńcu! – krzyknęła.
- To powiedz tylko, w której szufladzie trzymasz bieliznę i będzie super!- pokazał jej język.
- Osz ty… ty…
- Trzecia na lewo od biurka. – odezwała się Petunia patrząc jak zahipnotyzowana. Zdawała się wbrew woli pochłaniać każde ich słowo.
- Peti!- Ruda krzyknęła nie ukrywając oburzenia.
- Eeee… Tak praktycznie to z tą bielizną to był żart, ale… dzięki za informację.- wyszczerzył zęby w sposób znany tylko huncwotom.
- Przykro mi to stwierdzić…- błękitne oczy blondynki z końską twarzą zerknęły mściwie na Rogacza.- ale nie pojedziesz do naszego domu. Powiem mamie, że nie jesteście ze sobą, więc nie weźmie obcego człowieka pod nasz dach!
- Myślisz, że będziesz w stanie na mnie donieść?- spytał James używając nadmiernej pewności siebie. – To spróbuj powiedzieć coś teraz!- wykonał delikatny ruch nadgarstkiem ręki, w której trzymał różdżkę. Nic się nie stało! Jednak dziewczyna nie była w stanie wypowiedzieć już ani słowa.
- To nie uczciwe!- Lily poderwała się z łóżka odruchowo wyciągając swoją różdżkę i celując nią w Pottera.
- Oh, Lily nie zmuszaj mnie bym na ciebie także musiał rzucić zaklęcie, albo urok. – popatrzył na nią dobrodusznie, ale nie opuściła różdżki.
- Mierzwi mnie twoja obecność.- piorunowała go nienawistnym spojrzeniem. – Wyjdziesz stąd z moimi rodzicami, ale jak zbliżysz się do mojego pokoju to…- błysnęło!
- Auć! Oszalałaś?!- chłopak spojrzał na nią z wyrzutem rozcierając sobie dłoń. Jego różdżka upadła na ziemię.
- A to sobie zatrzymam.- Ruda pochwyciła jego jedyną broń.
- Ech, Evans, Evans…- okularnik westchnął ciężko. – Ty się wzbraniasz przed czymś co cię niechybnie czeka.
- Taaaak?- spytała udając znudzoną.
- Tak, bo ja cię dorwę wcześniej czy później, a tak tylko tracisz czas na bezsensowne odmawianie mi.
- Wiesz Potter?- w zielonych oczach grały teraz niebezpieczne iskierki, które były zaczątkami ognia, a z żywiołem nie można igrać. – Ja jednakowoż wolałabym poczekać zanim mnie jakiś POPAPRANIEC weźmie w swoje BRUDNE ŁAPY! NIE JESTEM ZABAWKĄ, ŻE MOŻESZ MNIE SOBIE WZIĄĆ I WYRZUCIĆ! I DAJ MI WRESZCIE SPOKÓJ BO MAM CIĘ SERDECZNIE DOŚĆ!
- Boże drogi... Kto tu tak krzyczy?!- surowa postać lekarki wkroczyła bez uprzedzenia spoglądając po wszystkich. Lily zdążyła tylko przeczytać etykietkę z jej nazwiskiem „A. Collargian” – Panno Evans czy znów musimy wstrzykiwać środki uspakajające, aby móc utrzymać porządek w tej sali?! I kto pozwolił wnieść tutaj te patyki!- bystre spojrzenie zatrzymało się na różdżkach, które Zielonooka trzymała w dłoni.
- To moje proszę pani. – Rogaś zerknął przepraszająco.- Już je zabieram. – wyciągnął rękę, ale Lily nie oddała mu „patyków” . Trzymała je uparcie.
- Puść Liluś…
- Nie! – nawet w jej wściekłym spojrzeniu było coś co mogło go zatracić. Nic nie mógł poradzić na to, że uwielbiał wpatrywać się w jej oczy, gdyby tylko ona…
- Jakaś kobieta czeka na ciebie synku. Na zewnątrz! Nie masz zamiaru chyba spędzić tu nocy?!- lekarz prychnęła poprawiając pościel na wszystkich łóżkach i zajmując się Petunią, która wciąż nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa.
- Dlaczego robisz sobie samej na złość Lil?- James zapytał przeciągając dłonią po jej policzku.
- Nie James… Popatrz na to inaczej. To ty upierasz się przy czymś czego nie ma. Zrozum to wreszcie! Tracisz czas… - Lil poczuła jak złość umyka. Zmarszczyła brwi czekając na reakcję chłopaka. – Przykro mi…
- Księżniczko… Zastanów się co mówisz, bo bywa tak, że wszystko się zmienia. Bylebyś nie obudziła się pewnego dnia, kiedy będzie za późno. – Ruda pod wpływem tych słów poczuła wielką chęć zadania mu bólu… Jakakolwiek zemsta byłaby wspaniała.
- Chciałabym, aby było za późno!- krzyknęła. – Obiecuję ci, że nigdy nie będę żałować jeśli dasz mi spokój!- Potter obserwował ją i jakoś nie mógł skupić się na jej słowach. Uważał za doskonały sposób w jaki się uśmiechała, w jaki złościła, w jaki stawała w obronie tych słabszych… Wszystko w niej było wspaniałe. I nagle zapragnął mieć ją dla siebie i tylko dla siebie. Nie liczyło się, iż rozum mu odradzał, kiedy w głębi serca i podświadomości czuł…
Ruda wyliczała coś na palcach mocno gestykulując i co jakiś czas zerkając na niego wściekle, czy to ważne, iż za chwilkę go uderzy jeśli da mu to ten ułamek sekundy przyjemności?
- Lily? Zamknij się…- bez dłuższego zastanowienia pochylił się i korzystając z jej zaskoczenia pocałował ją. Jakże się pomylił, gdyż ta krótka chwila trwała około 3 sekund, zanim zauważył jakąkolwiek reakcję z jej strony! Poczuł paraliżujący ból w kolanie, a kiedy choć niechętnie się od niej odsunął zauważył, że musiała rzucić na niego jakieś zaklęcie, gdyż różdżki miała skierowane wprost na jego nogę. – To bolało…- powiedział cicho patrząc głęboko w jej oczy.
- Przepraszam…- odparła zmieszana, a on uśmiechnął się. – Co w tym zabawnego?
- Nie uderzyłaś mnie… I przeprosiłaś za rzucone zaklęcie…- zbliżył się do niej ponownie nagle mając wrażenie, że tym razem dziewczyna zadba o to by nic im nie przeszkodziło.
Lily poczuła dziwny dreszcz. Nie chciała, ale to było silniejsze od niej. Byłoby głupio z jej strony gdyby przyznała, że nie użyła różdżki celowo. Czy on naprawdę myśli, że to co robi kiedykolwiek zaowocuje?! Nieśmiało spojrzała w jego orzechowe oczy… Jakże złudne jest poczucie bezpieczeństwa, które daje jego spojrzenie… Topniał jej dystans jaki starała się zachowywać cały dzień, a plany zemsty powoli odpływały na bok. Poczuła delikatny dotyk, który sprawiał jej zawód. Automatycznie złapała dłoń Pottera patrząc na niego z wyrzutem.
- Boisz się?- Rogacz wyczuwał jej niezdecydowanie. Mógł na tym zyskać…. Zagrać w ten sposób, że wyszłoby na jego korzyść!
- Nie…- uśmiechnął się do niej i zdała sobie sprawę jak bardzo jest słaba.- Tak!- poprawiła się szybko zmartwiona własną szczerością.
- Mnie się bać nie musisz.- pogładził jeden z jej kosmyków ognistorudych włosów.
Lilian Evans nie bała się James’a Pottera. Nikogo się nie bała prócz… samej siebie. Starała się nad wszystkim panować, a teraz coś mogło się niespostrzeżenie wymknąć spod kontroli. Drżała jak liść na wietrze, kiedy był zbyt blisko. Nagle chłopak zrobił krok w jej kierunku. By następnie ominąć ją i pochwycić jakiś przedmiot. Lily z ulgą odetchnęła zamykając powieki… To zawsze przywracało jej chociaż część równowagi. Otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą ten sam rumianek, którego tak podziwiała jeszcze godzinę temu. Bała się wyciągnąć do niego dłoń. Bała się poruszyć, aby nie natknąć się na Pottera.
- Lubisz rumianki?- spytał nagle ktoś szeptem bardzo blisko… Tuż za nią. Nie musiała odpowiadać. Kolorowy kwiatuszek trafił miękko do jej dłoni. Wpatrywała się w niego i zobaczyła znów rodzinny salon. Nie wiedziała, że uśmiechnęła się sama do siebie. I w pewnym momencie dotarło do niej! Powąchała kolorowe płatki i bez zastanowienia odwróciła się do okularnika.
- Jak…?
Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Możesz go zgnieść, możesz wyrzucić… Ale jeśli uznasz, że warto go zatrzymać to będę bardzo rad. – nie powiedziała nic wciąż zdezorientowana. – Rozumiem, że się nie gniewasz?
Nie pamiętała już za co się tak złościła. Czy to ważne? Nagle zdała sobie sprawę z tego, iż ciągle milczy. Zamrugała gwałtownie spuszczając wzrok.
- Dziękuję za tego rumianka, bo nie wiem skąd wiedziałeś, że uwielbiam kwiaty polne, ale sam gest… Po prostu brak mi słów. Nie spodziewałam się też wymyślnych czarów… - sama się sobie dziwiła, że można być aż tak łagodną mówiąc do niego.
- Czyli uważasz mnie za kogoś kto nic nie potrafi? – spytał z lekkim rozbawieniem. Jej zachowanie było nieprzewidywalne i to czyniło ją jedyną w swoim rodzaju. – Dorcas kiedyś wspomniała mi trochę o twoich upodobaniach… Oczywiście przypadkiem.
- Oczywiście…- powtórzyła, chcąc by zabrzmiało to choć odrobinkę wrednie. Cała swoją wolą walczyła o utrzymanie statusu niedostępnej, co wychodziło jej coraz gorzej!
Rogacz wielbił się w jej spojrzeniu. Takiego możnaby szukać miliony lat, a on znalazł je już pierwszego września w ekspresie Londyn- Hogwart dokładnie swojego pierwszego roku. Do dziś pamięta oburzoną minę młodej panienki Evans, kiedy zauważyła jak wraz z Blackiem bawili się w poddmuchiwanie spódniczek dziewczynom. Zmieniła się przez ten czas… Spoważniała… Ale swojej decyzji nie odwołała :”W życiu nie będę się spotykać z kimś tak nieodpowiedzialnym i niepoważnym!” Przez pierwsze kilka lat nie za bardzo się tym przejął, ale kiedy pewnego świątecznego wieczoru w 4 klasie zobaczył ją wybrana na bal bożonarodzeniowy u Slughorna i zaczął zazdrościć chłopakowi, z którym poszła. Niestety i wówczas się z nim nie umówiła, a on szybko znalazł sobie nowe koleżanki, choć doszukiwał się w nich podobieństwa do tej płomiennorudej istotki. No, a kiedy spotkali się po wakacjach na 5 roku… James już wtedy wiedział, że dla niego istnieje tylko TA i żadna inna. A teraz mógł obserwować jej wspaniałe iskierki w oczach, jej uśmiech i każdy jej gest, który mówił mu tak wiele. Był pewien, że zna ją lepiej od innych. Dostrzegał więcej niż chciała pokazać.
- James idź już….- Lil nie rozkazywała, to była prośba bardzo oczywista dla ich obojga. Dziewczyna czuła narastające zagrożenie i chciała się go pozbyć. „Jeśli on stąd wyjdzie, wszystko wróci do normy” powtarzała sobie, ale jednocześnie cząstką siebie pragnęła by został jeszcze trochę.
- Jesteś pewna, że chcesz żebym teraz poszedł? – uśmiechnął się śmiało patrząc w jej oczy.- Mam iść i zostawić cię tak?- zrobił minimalny krok w jej kierunku jednocześnie kładąc jej dłonie na biodrach.
Zerknęła najpierw na jedną rękę, a następnie na drugą biorąc głęboki oddech.
- Jestem pewna, ponieważ…- co było takiego w jego ciepłych oczach? W jego uśmiechu, czy ogólnie tej przeklętej osobie? Dała się rozkojarzyć wpatrując się w otchłań jego spojrzenia. Zupełnie zapomniała co chciała powiedzieć, ale czy to było teraz ważne? Zdawało się, że nie istnieje nic poza nimi.
Potter nie chciał jej zostawiać, ale wiedział, że za moment będzie musiał stąd wyjść. Bolało to go i mierzwiło. Dlaczego wszystko musi się tak szybko kończyć?! Jeśli ich wyrzucą ze szkoły to warto było dla spojrzenia tych zielonych oczu! Tym bardziej, że patrzyła bez cienia dawnej nienawiści, tak, że wydała się być jeszcze piękniejsza. Przyszło mu na myśl, iż to dziewczyna idealna i wspaniała, a samo spotkanie jej graniczy z cudem. Delikatnie przyciągnął ją do siebie, ale ona tylko zamrugała jakby ktoś ją właśnie obudził ze snu. Sam już nad sobą nie panował, gdy zaczął powoli nachylać się, aby znów dotknąć jej ust.
- James…proszę…-powiedziała błagalnie nie spuszczając wzroku z jego warg. Nie słuchał. Zbliżał się, a ona nie mogła nic na to poradzić. Z jednej strony ona, która stanowczo odmawia, a z drugiej rosnąca cząstka duszy co właśnie ma ochotę zatrzymać go przy sobie. Nie umiała inaczej zareagować, była pewna, że chce teraz tylko jego, tego egoistę i sadystę. On i nikt inny! Pozbawiła się ostatniej linii obrony. Jeszcze nie do końca świadomie konsekwencji ujęła jego twarz w dłonie i lekko wspięła się na palce zatrzymując się o niemalże milimetr od niego. Jeszcze raz zerknęła w jego oczy, teraz wspaniałe i najpiękniejsze na świecie.
- Proszę już wyjść!- odezwała się nagle Callargian mierząc ich karcącym spojrzeniem. – To nie miejsce na randki!- szybkim ruchem chwyciła Lily za ramię i pociągnęła w kierunku jej łóżka.
Ruda sama nie wiedziała co było gorsze… Zawód, że do tak to się skończyło czy to, że nie okazała się dość silna.
- Muszę iść.- powiedział Rogacz ze smutną miną. Zielonooka także odczuła ten smutek. I zrobiło jej się niesamowicie przykro.
- Wiem…- powiedziała marszcząc lekko brwi i przygryzając nerwowo jedną wargę.
James spokojnie wziął do ręki pamiętnego rumianka. Pogładził jego płatki i złożył na kwiatku delikatny pocałunek. Zerknął smętnie na Lily.
- Jutro się zobaczymy. – stwierdził podając jej najbardziej kolorowy kwiat na tym świecie. – Dobranoc księżniczko. – dziewczyna odprowadziła go wzrokiem do drzwi, za którymi zniknął. Nie wiedziała czemu, ale poczuła się jakby zabrał ze sobą całą jej radość. Westchnęła ciężko zerkając na rumianka. Na płatkach pojawił się napis: „Już tęsknię”.
Lil nie była pewna dlaczego, ale wiedziała dwie rzeczy: po pierwsze to była najbardziej niesamowita roślinka na świecie, a po drugie cały jej świat właśnie przewrócił się do góry nogami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:03, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Leżała w prostym łóżku. Odzwyczaiła się od takich miejsc. Było za biało. Za cicho. Lily uwielbiała swoje dormitorium, gdzie damskie szepty nigdy nie cichły… Teraz miała śpiącą Petunię i świadomość, że Potter grasuje po jej rzeczach. Właśnie…
Zerknęła tęsknie na rumianka, którego trzymała w osobnym wazoniku blisko siebie. Uwielbiała dotykać jego płatków i go wąchać. Przypominał jej się wtedy wysoki brunet o orzechowych oczach i okularach na nosie, z tym swoim nieznośnym uśmiechem i fryzurą oraz całą arogancją. Dlaczego na krótką chwilę zapragnęła mieć go dla siebie? To zwykła słabość? A może jeszcze jej nie przeszło po tych środkach uspokajających?
Leżała tak zastanawiając się co z tym zrobić… „Daj mu szansę” powtarzało coś siedzące głęboko w środku. Ale dotychczas był zwykłym kretynem, a ludzie się nie zmieniają prawda? Uważała to co się dziś zdarzyło za przejaw głupoty i brak rozwagi. Nieprzemyślana decyzja! Nigdy nie będzie z Potterem. Nie podoba jej się jako chłopak!
A jednak! Stwierdzając takie rzeczy umierała mała cząstka jej, która tak się cieszyła. Czy musi świadomie skazywać ją na śmierć zadając ból i sobie? Dobrze! Prawdą było, że podobał jej się cholernie! Na kilkanaście minut oszalała na jego punkcie, a teraz… Co robiła teraz? Czekała… Czekała aż rano go zobaczy.
- To beznadziejne! – jęknęła ukrywając twarz w dłoniach. Nie zdawała sobie sprawy, że powiedziała to głośno.
Nagle usłyszała czyjeś kroki. Błyskawicznie zakryła się kołdrą udając, że śpi.
Do sali weszła kobieta o długich, ciemnych i prostych włosach. Miała błękitne oczy i wyraźnie zarysowaną szczękę. Wyglądała pewnie siebie i władczo. Sądząc po fartuchu musiała być lekarzem.
Lily nasłuchiwała … Czuła jak ktoś zbliża się do niej powoli…siada na brzegu jej łóżka… Wszystko to wydało jej się normalne do momentu, kiedy poczuła jak długie palce zaciskają się na przegubie jej dłoni. Poderwała się!
- Jeszcze nie śpisz? – usłyszała suchy głos kobiety.
- Nie. A pani nie powinna być na korytarzu? – Ruda odwdzięczyła się pytaniem. W oczach przybyszki nagle pojawiło się coś bezwzględnego, co szybko zostało stłumione.
- Powinnam. – uśmiechnęła się wrednie. – Ale nie jestem, bo usłyszałam hałas. - z całym swoim wyglądem, choćby nie wiadomo jak się starała, to nie wzbudzała zaufania Lil.
- Jak się pani nazywa? – Zielonooka spytała już zupełnie od niechcenia, gdyż wydawało się jakoby tamtej nie śpieszyło się wychodzić.
- Callargian. – na te słowa Lilian zamarła. Przyjrzała się jeszcze raz całej sylwetce, twarzy i ogarnęło ja przerażenie. Zaczęła myśleć gorączkowo. Różdżka! Byle do różdżki!
Uśmiechnęła się sztucznie w międzyczasie starając się jedna ręką wymacać miejsce, gdzie spoczywało jej jedyne źródło nadziei.
- Ale wiesz…- Evans zwróciła się bezpośrednio i bez zbędnych zwrotów grzecznościowych, kiedy tylko dosięgnęła różdżki.- Ja mam doskonałą pamięć.
Młoda kobieta chyba wyczuła wzrastającą pewność siebie i siłę przebicia dziewczyny. Mimo wszystko mierzyła ją spojrzeniem godnym jedynie prymitywnych form życia. To dodatkowo mierzwiło Lily i dawało jej jeszcze jeden powód do ataku.
- Ja widziałam już wcześniej Callargian i wyglądała co nieco inaczej. – w błękitnych oczach Ruda widziała chwilowe przerażenie i popłoch, ale szybko ustąpił on nienawiści i odrazy.
- No co ty nie powiesz. – kobieta zakpiła ściągając z siebie fartuch lekarza i nie spuszczając z oka Lily. – Zadowolona, że udało ci się mnie rozszyfrować? – spytała złośliwie. Nawet nie próbowała być miła.
- Na jedno tak…- Zielonooka przyglądała się jej bacznie i zauważyła, iż nowa znajoma strasznie ją intryguje. Zdawało się, że gdzieś już widziała to błękitne spojrzenie… - A na jedno nie… Co tu robisz i kim jesteś?- Ruda zmierzyła ją badawczym wzrokiem.
- Zostałam wysłana do ciebie z pewną misją, że tak powiem. – usta nieznajomej wyciągnęły się w szyderczym uśmiechu. – Dobitnie mówiąc mam ci coś do przekazania. – mówiąc to wyciągnęła pierścień z wielkim oczkiem, gdzie osadzony był ciemnozielony kamień. – Będzie ci pasował do oczu.- stwierdziła na koniec przypatrując się Lilce z niezwykłą uwagą i podając jej biżuterię.
Evans sama nie wiedziała co ma o tym myśleć. Tajemnicza kobieta o dziwnym spojrzeniu nie wzbudzała zaufania. Wręcz przeciwnie. Lilian zdawało się, że chwilami z chęcią by kogoś zabiła.
- Na co czekasz?! Włóż go!- brunetka dodała rozkazującym tonem, co dodatkowo przestraszyło Lil.
- Nie!- pierścionek wylądował na szafce obok łóżka. – Nie mam najmniejszych powodów żeby ufać tak podejrzanej osobie jak ty!- po tych słowach Ruda była pewna, iż oberwie zaklęciem. W jasnoniebieskich oczach tamtej pojawiły się iskry złości i szaleństwa. Jęknęła dziko z wściekłości uderzając pięścią o ścianę.
- Nie rozumiesz?! Dziewczyno jesteś nieczystej krwi! Sama powinnaś się cieszyć, że w ogóle się tobą zainteresowałam! Ja! Ja, która sama jestem z najczystszych! Mogłabym użyć jednego z zaklęć niewybaczalnych, by cię do siebie przekonać…- nagle nieznajoma czule pogładziła swoją różdżkę co dodatkowo przyprawiało Zielonooką o dreszcze. – Ale czy to zrobiłam?! Czy zaczarowałam prawdziwą Callargian?! Czy rzuciłam urok na kogokolwiek?!
- Nie!
- Czy to nie jest wystarczający powód?! Znam tak wspaniałe rody, o których tobie się nawet nie śniło! Longbottomowie, Lestrangowie, Blackowie, O’Conellowie…
- Dorian!- Lily niegrzecznie jej przerwała. Kobieta zamrugała kilkakrotnie. – Znasz Doriana?
- Doriana O’Conella?– błękitne spojrzenie uspokoiło się.
- Tak. Znasz go?
- Znam…- rozmowa stała się nagle zupełnie inna. Bardziej spokojna i badawcza. Dało się to wyczuć.
- Więc jak się spytam o ciebie to będzie wiedział jak się nazywasz i skąd jesteś? – młoda twarz pobielała za kurtyną czarnych włosów. Niespodziewanie kobieta klęknęła chwytając za dłoń Rudą.
- Nie proszę o nic więcej… Włóż ten pierścień. Bo widzisz… To Dorian mnie przysłał. Wiedział, że będziesz dziś tutaj i kazał mi go przekazać. Spójrz.- brunetka chwyciła ozdobę i wskazała oczko. – Wiesz co to jest?
- Amiriadel… - Evans zamarła wpatrując się w lśniący, ciemnozielony kamień. – Boże! On jest taki rzadki… - niedowierzała własnym oczom. Takie cudo trudno nabyć nawet w sklepie. Nie ma go w Hogsmeade, nie ma na Pokątnej. Graniczyło z cudem taki nabyć.
- Tak… A zdajesz sobie sprawę z jego magicznych mocy?- usta przybyszki znów wydłużyły się w chytrym uśmiechu.
- Oczywiście! Zwiększa moc umysłu. Pozwala na łatwiejsze penetrowanie cudzych myśli, ale ma też swoje wady. Przez to ten kto go nosi staje się mniej odporny na penetrację z zewnątrz oraz nieodpowiednio użyty przyciąga myśli innych z promienia…
- Starczy!- na twarzy tamtej wystąpiła irytacja szybko zamaskowana sztucznym uśmiechem.- Włóż go…- tym razem to była delikatna prośba granicząca z sugestią.
Evans sama nie była niczego pewna. Nie powinna nikomu obcemu ufać, ale to przecież od Doriana. Dorian by jej nie skrzywdził… No i to niezwykle cenny podarek! Niespotykany. Lily pragnęła czegoś takiego całym sercem! Pierścień teraz, kiedy znała jego wartość, zdawał się hipnotyzować i wręcz zmuszać do włożenia. Co jej szkodzi? Co złego może się zdarzyć?
Wzięła ozdobę do dłoni i drżącą ręką włożyła na palec. Pasował idealnie, prezentował się świetnie.
- Jest boski…- Ruda westchnęła, a kobieta uśmiechnęła się tym razem szczerze i z nieukrywaną radością.
- Owszem. Teraz jednak żegnam się z tobą i twoim nowym przyjacielem. – popatrzyła ostatni raz wzrokiem pełnym odrazy dla samej Lilian i szacunku dla biżuterii jakiej przed chwilą się pozbyła, poczym odwróciła się i wyszła…
Tak po prostu w sali zapanowała cisza… Przerażająca i pełna niepewności. „Zastanowię się jutro…” – pomyślała Zielonooka kładąc się wygodnie.






Dorcas powoli przeciągnęła się na łóżku ziewając. Kolejny dzień! Która mogła być godzina? Bez Lily zawsze wstawały o wiele później. Ich przyjaciółka miała wbudowany wewnętrzny zegar, który wybudzał ją przed 7 rano. Meadows popatrzyła po wszystkich śpiących. Sheryl okryła się całkowicie kołdrą, a Jas mówiła coś przez sen. Ostatnio miewała same koszmary.
- Dziewczyny już po 11!- krzyknęła nagle zdziwiona Dor. – Wstawajcie!- zaczęła zrzucać koleżanki z łóżek.
- Lily daj spokój!- Sher schowała się jeszcze bardziej,
- Ja nie jestem Lily!- Dorcas zmarszczyła brwi szturchając brunetkę.
- Jezu! No tak! – Corvin ziewnęła siadając powoli. – Nasz rudzielec spędza nockę poza Hogwartem wraz z Jamie’m – stwierdziła ponuro. Wciąż była szalenie zazdrosna i nic nie mogła na to poradzić.
- Założę się, że już od dawna jest na nogach….- Jas rozejrzała się półprzytomnie.
- Wy też powinniście być!- rozległ się nagle pewny siebie głos Blacka, który z niesfornym uśmiechem stał w wejściu.
- A ty nie powinieneś być w pokoju wspólnym? – zaciekawiła się Sheryl wstając zupełnie rozbudzona. Jeśli było coś co mogło ją wybudzić, to była to obecność płci przeciwnej.
- Może i powinienem… Ale jako, że dziś dwójka naszych przyjaciół wraca razem to i razem powinniśmy poczekać.- uśmiechnął się triumfalnie.- A wy ślicznotki przegapiłyście śniadanie, nie jesteście głodne?
Wszystkie dziewczyny popatrzyły na siebie zupełnie zbite z tropu. Nie wiedziały o co może mu chodzić.
- No trochę…- stwierdziła wreszcie nieśmiało Elvin. – Coś bym zjadła…
- Na twoje życzenie…- Syriusz zniknął na jeden moment dosłownie, a zaraz powrócił z Gwizdkiem i Lunatykiem. Wszyscy trzymali talerze pełne smakołyków, na które Peter patrzył się łakomie, ale jak przypuszczała Sher słuchał się zakazu Blacka.
- Eeee… -Dorcas nie do końca wiedziała jak zareagować, kiedy Łapa postawił przed nią talerz zalotnie zaglądając w jej oczy. Niesamowite przeżywać coś, co on robi z taką obojętnością, a jednocześnie gdzieś w środku tęsknić… Ale postanowiła i słowa sobie dotrzyma. – Dziękuję.- uśmiechnęła się delikatnie i nieśmiało.
- Jak ci minął wczorajszy dzień z tym twoim chłoptasiem?- Syr zapytał krzywiąc się wrednie przy słowie „chłoptaś” . Doskonale zdawał sobie sprawę, że coś w nim domaga się jego krwi…
- Doskonale.- nagle ożywiła się jakby czekała aż ktoś ją o to spyta. – I nie wiem czemu go tak nie lubisz. To naprawdę świetna osoba. – blondynka zasmuciła się. Czyżby miała wielki dylemat nie do zniesienia? Czyżby Black postanowił jednak do niej wrócić? Nie da mu następnej szansy. To kosztowałoby zbyt wiele…
- Taaa… Jak dla mnie to podły drań co odbił mi dziewczynę. – Syriusz rzucił obrażonym tonem przesyconym nienawiścią.
Dorcas drgnęła.
- Zaraz… Jak to odbił?- spytała z wyrzutem. – O ile dobrze pamiętam to zerwaliśmy zanim się z nim umówiłam i to w dość bolesnych dla mnie okolicznościach!
- Przecież cię przepraszałem….
- Tak! Ja te przeprosiny przyjęłam…-westchnęła. – Ale nie przyjmuję cię jako chłopaka mój drogi. Nigdy więcej nie dam się tak wykorzystać. – pokręciła głową pełną żalu.
- Dori…- Syriusz ujął w dłonie jej twarz. – Nie wmówisz mi, że już mnie nie chcesz…- i kiedy tak patrzyła w ocean jego oczu nie mogła skłamać. Czuła, była pewna… Tęskniła za wspólnymi wieczorami…Ale była też niewyjaśniona siła mówiąca stanowcze „nie”.
Nagle coś z hukiem uderzyło w okno dormitorium zwracając uwagę wszystkich.
- Sowa….?- Sheryl patrzyła z niedowierzaniem wpuszczając pięknego ptaka, który trzymał w dziobie starannie zapakowaną kopertę.
Zwierzę z wdziękiem wleciało i zatrzymało się na łóżku Dorcas wpatrując się w nią swoimi bursztynowymi oczyma.
- To chyba do ciebie.- Jas zauważyła nieśmiało.
- Do.. do mnie?- Meadows odwróciła się od Syriusza delikatnie biorąc list.
Chłopak wiedział, że stracił właśnie świetną okazję do ponownego usidlenia blondynki. Nie tracił jednak entuzjazmu… Wszystko wskazywało na to, iż wróci do niego i nie będzie musiał błagać na kolanach. Zdawało się to być kolejnym prostym zadaniem. I obserwował spokojnie jak dziewczyna rozrywa papier i śledzi wzrokiem pasma liter. Czekał spokojnie aż znów będzie mógł zaatakować, ale ona wciąż i wciąż czytała od nowa… W chłopaku zrodził się niepokój.
- Od kogo to?- pierwsza wtrąciła się Sher najwyraźniej nie mogąc ukryć ciekawości.
Dori spojrzała na nią niepewnie. Sama nie wierzyła własnym oczom.
- Mam zaproszenie na śniadanie…- zerknęła nerwowo na kartkę.- Dziś. Dorian zaprasza mnie….
- Kto?!- w Łapie wszystko zadygotało z wściekłości.
- Dorian.- Meadows powtórzyła pewnie. Teraz wiedziała, że z Blackiem sobie poradzi. Była w niej nowa siła i nowa znajomość rozpoczynająca się bardzo obiecująco. To dawało jej nadziei, iż nie będzie musiała być zazdrosna nigdy więcej.
- I zamierzasz iść?!- Syriusz nie wierzył własnym oczom. Znowu to robi! I to nie jest dla nauczki! Jej gesty zdradzały, że na nim jej zależy. Co takiego miał głupi O’Conell czego on nie miał?!
- Oczywiście!- Dor błyskawicznie wstała i zaczęła zbierać ubrania. – Pójdę i się z nim spotkam, bo jest uroczy.- uśmiechnęła się perfidnie.
- A ja to niby nie jestem uroczy?!- rozległ się krzyk pełen jakiejś desperacji i zawodu.
- Jesteś.- blondynka zatrzymała się nagle mierząc Syriusza spojrzeniem pełnym czułości. Zawsze tak na niego patrzyła… Uwielbiała bawić się kosmykiem jego włosów. – Ale on by nie zdradził.- mrugnęła okiem i zniknęła za drzwiami toaletki.
Black patrzył w osłupieniu i całkowitej ciszy. Wszyscy zdawali się przyglądać jego małemu dramatowi. To nie mogła być prawda… Ona za nim tęskni… wróci… On zrobi wszystko żeby wróciła. Musi znaleźć tylko jakiś bodziec! Poderwać dziewczynę, której Dorcas nienawidzi? Poderwać wszystkie Ślizgonki? A może poderwać wszystkie dziewczyny w szkole żeby jej udowodnić?!
Nagle zdał sobie sprawę z tego, że wyszedł na desperata. Nie było tak, nie powinno być… To dziewczyny latają za nim, a nie on za dziewczynami. Wstał i wyszedł głośno trzaskając drzwiami.
W pokoju zostali tylko Peter, Sheryl, Jasmine i Remus. Wszyscy zaskoczeni tym co się działo.
- Co się stało Dorcas?- zapytał nagle Lupin.
- Dorcas??- prychnęła Sher. – Ty mi powiedz co z Blackiem! Bo zachowuje się jak wariat.
- Wygląda jakby mu zależało.- stwierdziła Elvin .
- Według mnie, to on nie może się pogodzić z tym, że kogoś znalazła. Nigdy mu się to nie zdarzyło. Dorcas zawsze miał pod ręką, a teraz…- Lunatyk zamyślił się nagle patrząc na jedwabne loczki Jas. Dziewczyna spłonęła rumieńcem.






Poranek wtargnął tam tak nagle. Tak dziwnie i inaczej… Kiedy otwierało się oczy wszystko było przyjazne i pełne nadziei. Wspaniałe to uczucie!
James wstał z łóżka przeciągając się przed oknem. Nawet sąsiedztwo wydawało się zupełnie bardziej miłe niż zazwyczaj się je ukazuje. Wszystko dodawało energii na następny dzień! Chłopak zaczął się zastanawiać czemu Lily tak bardzo tęskni za Hogwartem skoro ma tak idealny dom.
Pochwycił spodnie i zaczął się ubierać. Po około 5 minutach był gotowy spojrzeć w lustro, by poczochrać sobie włosy i dokonać ostatnich poprawek. A po następnych 25 poczuł się na tyle pewnie, aby zejść na dół do kuchni. Całe przygotowanie zajęło mu zaledwie pół godziny, a niektórzy śmią nazywać go „lalusiem”!
Z uśmiechem na twarzy zszedł po schodach i już tam poczuł woń naleśników.
- Kochanie przestań. – Jane rozpromieniła się, kiedy pan Evans usiadł za stołem.
- Kochana, tobie ustępować to zaszczyt. – James’owi przyszło na myśl, że zachowanie państwa Evans znacznie różni się od zachowania jego rodziców. Praktycznie to sami ojcowie wydawali się być swoimi przeciwieństwami, a co dopiero mówić o kobietach! Chociaż… W obu przypadkach to pani domu miała najwięcej do powiedzenia, choć w zupełnie inny sposób. Jane Evans jawnie upierała się przy swoim, zaś pani Potter ustępowała mężowi i mu przytakiwała, ale i tak robiła wszystko po swojemu, by na koniec pan Potter przyznał jej rację.
A jak wyglądałby dom jego i Evans? Kto by ostatecznie decydował o wszystkim? No na dzień dzisiejszy był gotów spełnić każdą jej zachciankę, ale uwielbiał też rozbudzać jej ciekawość do granic możliwości co zazwyczaj kończyło się wybuchem gniewu. Z Lily kompromisy wydawały się niemożliwe.
- Och, James! Mój drogi chodź do nas.- nagle rudowłosa kobieta zauważyła go i z nadzwyczajną serdecznością zaprosiła do stołu.
Rogacz sam się sobie dziwił, że tak go to wszystko onieśmielało. Nie był tak pewny siebie jak zazwyczaj. Wręcz przeciwnie. Nie wiedział przy którym krześle miałby usiąść, czy odezwać się czy milczeć?
W ostateczności zajął miejsce obok mężczyzny o zielonych oczach, przeglądającego gazetę. Siedział sztywno obserwując Jane krzątającą się po kuchni i podającego mu stos naleśników.
- Dziękuję.- powiedział spoglądając w jej blade oczy, a ona uśmiechnęła się.
- Podrywasz moją żonę? – to pytanie zupełnie go zaskoczyło.
- Nie! Ależ skąd!- zaprzeczył szybko zdezorientowany na co Evans tylko się roześmiał.
- Spokojnie! Tylko ja jestem na tyle narwany żeby pokochać rudzielca.- uśmiechnął się dobrodusznie na do Jane fuknęła niby obrażona.
- Idę się przebrać. Zaraz pojedziemy do dziewczynek. – oznajmiła gładząc Rogasia po włosach, który nie chcąc robić jej przykrości poczekał aż zniknie za drzwiami i dopiero potem znowu rozczochrał włosy, których i tak nie dało się przylizać.
Zajadał tak naleśniki, obok ojca samej Lil czytającego gazetę i nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Jane Evans i Lily Evans są do siebie podobne pod względem charakteru jak dwie krople wody. Obie zaborcze i nieustępliwe jeśli chodzi o niektóre kwestie. Obie uparte jak diabli! Więc pewnie i obie trzeba zdobywać w ten sam sposób. A jak to się udało Evansowi?
- Eeeee… Proszę pana?- okularnik zerknął niepewnie w kierunku mężczyzny, który zerkał na niego znad gazety.
- Tak?
- Jak się panu udało poślubić tak niezwykłe temperamentną osobę?- zapytał nagle bez ogródek.
- No wiesz, to nie było bynajmniej trudne. – mężczyzna mrugnął okiem i znów wrócił do czytania porannych wiadomości.
- No… Ale w jaki sposób pan poznał panią Jane? Jak pan ją… pozwoli pan, że ujmę to w słowie „zdobył”.- i James wyszczerzył zęby w promiennym uśmiechu.
- Wyglądasz na pewnego siebie i dziwi mnie, że o to pytasz. Lecz jeśli udało ci się poderwać Lily to szczerze i bez wątpliwości stwierdzę, że ona i Jane są identyczne. Więc zbytniej różnicy nie ma. – wzruszył ramionami.
- Ale widział pan Lil wczoraj. Ona nie jest do końca do mnie przekonana, że tak się wyrażę. – Rogacz sam nie wiedział dlaczego brnie w to dalej. To było zaskakujące dla niego samego.
- No cóż… - gazeta wylądowała na stole, a pan Evans rozejrzał się czy żony aby nie ma w pobliżu. – Bo widzisz, ta opowieść jest dość długa… Musiałbym ci wmieszać kilka nazwisk więc będę je nazywać…
- Niech pan mówi imionami, albo cokolwiek. – Potter nie zamierzał aż tak zdradzać się ze swoją ciekawością, ale w obecnej sytuacji już nie zwracał uwagi na to, iż wychodzi na desperata szukającego informacji.
- Nie jestem pewien czy powinienem ci to w ogóle mówić. – ojciec Lily uśmiechnął się.
- No, ale to będzie taka męska rozmowa.- Potter mrugnął z tą swoją pewnością siebie. – Żadna z pań Evans się o niej nigdy nie dowie. – zapewnił.
- Dobrze, więc! – spojrzenie zielonych oczu utkwiło w nim. – Znam Jane od lat. Razem się uczyliśmy, razem przesiadywaliśmy na podwórku. Nasze rodziny przyjaźniły się i my także. Jednak z czasem wszystko się zmieniło…. A zaczęło się od niejakiej Luisy. Przepiękna to była dziewczyna i rozpuszczona. Pewna siebie i nadzwyczaj bezczelna jednak spodobała mi się od pierwszego wejrzenia. Nie miałem odwagi do niej zagadać… Podejść… Graniczyłoby z cudem gdyby taka się umówiła z kimkolwiek innym prócz największego przystojniaka w szkole. Wyobraź sobie w takim razie moje zdziwienie, gdy to ona dosiadła się do mnie! Umówiliśmy się. Po kilku randkach zostaliśmy parą… To był wspaniały okres w moim życiu. Jedynym tego minusem było to, iż Luisa wymagała dyskrecji. Nie chciała, aby ktokolwiek wiedział o naszych spotkaniach. Nie powiedziałem nic nikomu, nawet Jane, a musisz wiedzieć, że już wówczas była z niej dziewczyna zaborcza i uparta. Pewnego pięknego dnia, kiedy siedziałem z nią w naszym salonie zauważyłem, że przygląda mi się dziwacznie. Ta sytuacja powtarzała się przez kilka dni i byłem pewny, iż ona coś podejrzewa, ale gdy powiedziała, że według niej jestem niezwykle przystojny osłupiałem. – na twarzy mężczyzny znów pojawił się uśmiech. – Naturalnie nie chciałem zranić Jane lecz wtedy przysiągłbym, że kocham Luisę, no sytuacja była trudna… Postanowiłem porozmawiać ze swoja dziewczyną, a ta doradziła mi nie zwracać uwagi na „tę głupią wiewiórę”. Nie spodobało mi się to jak mówiła o mojej przyjaciółce. Rozdrażniło mnie to. Wtedy poszedłem do Jane… Jak zwykle przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Siedzieliśmy razem do późna i rozmawialiśmy. Pamiętam ten wieczór doskonale, ponieważ tamtego dnia coś między nami zaiskrzyło…- urwał ponownie się uśmiechając. James był pewny, iż przypomina sobie wszystko i nawet sam oczyma wyobraźni widział dwie cudne dziewczęta i biednego chłopaka, gdzie obie się o niego gotowe są pokłócić. Nie wiedział jednak czemu pan Evans w jego wyobrażeniach jest brunetem o brązowych oczach i rozczochranych włosach, czemu Jane wygląda jak Lily, a Luisa jak Sheryl…
- No ale mężczyzna jest tylko mężczyzną! Posiadamy nadzwyczajną skłonność do niszczenia wszystkiego. Przestraszyłem się i wypowiadałem się Jane. O spotkaniach z Luisą, o tym, że zostaliśmy parą o wszystkim! Zadała mi wtedy tylko jedno pytanie… Czy ją kocham. „Tak” powiedziałem gotów dostać po twarzy, ale ona we wspaniały sposób uśmiechnęła się… Przytuliła mnie i życzyła powodzenia. Nie wiem czemu odniosłem wrażenie, że coś pękło. To było straszne. Cieszyłem się jednakowoż, że Jane wciąż się ze mną przyjaźni. Miałem idealną dziewczynę, wspaniała przyjaciółkę, mnóstwo kolegów. I wiesz co ci powiem?- Potter popatrzył na niego pytająco. – Nie ma nic gorszego od przyjaciela! – Evans zaśmiał się serdecznie. – Miałem wśród znajomych takiego Franka. Podrywacz jakich mało.- Rogacz już widział Syriusza uśmiechającego się do kobiet. – Patrzył tylko na panienki trudne do wyrwania, albo niezwykle piękne. Z Luisą kiedyś był, więc nie obawiałem się go wcale, a szkoda! Źle się zaczęło dziać, kiedy Jane oświadczyła mi, że ma chłopaka i jest z nim cholernie szczęśliwa. Cieszyłem się z początku razem z nią, ale na litość boską skąd miałem wiedzieć kto to jest?! Zaczęła poświęcać mi coraz mniej czasu. Chłopak zawsze do niej wydzwaniał, a ona uśmiechała się częściej. Irytował mnie ten facet, co mi zabrał przyjaciółkę! Pokłóciłem się o to z Jane. Padło kilka przykrych zdań i wyrzuciła mi, iż ja mam prawo do wspaniałych dziewcząt, a ona to już nikogo mieć nie może. Nie rozumiałem czemu mnie to tak denerwuje, ale kiedy zobaczyłem ją z Frankiem… Byłem gotów go pobić! Luisa zauważyła te nagłą zmianę i ja zauważyłem wszystkie jej wady. Stała się szalenie zazdrosna i wściekała się o wszystko. Ostatecznie rozstaliśmy się. A ja zrozumiałem, że brakuje mi Jane. Ale zapamiętaj moje słowa: jeśli urazisz taką jak ona, albo zrobisz coś co jej się będzie perfidnie nie podobało, to nie licz, że choćby cię kochała to szybko się przyzna. Całe lata za nią biegałem zanim zostaliśmy parą. Jak tak teraz o tym pomyślę… To ona chyba doskonale wiedziała co robi. No, ale jeśli mam to odnieść do Lily… To nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób, bo choć jest bardzo blisko z Jane, to moja wiewióreczka nie mówiła nigdy nic o żadnych chłopakach. – nagle zmierzył James’a bacznym spojrzeniem. – A teraz ty mi powiedz prawdę. Nie jesteś jej chłopakiem?
Potter nagle wyprostował się.
- Powiedzmy, że nie do końca…- Rogacz uśmiechnął się huncwocko. – Ale pracujemy nad tym.
- Rozumiem, że to TY nad tym pracujesz. – pan Evans odwzajemnił uśmiech.
- Poniekąd. Ale ona mnie kocha tylko jeszcze o tym nie wie. – James ukazał w pełni swoją pewność siebie.
- Nie mów, że cię nie ostrzegałem, ale jak dla mnie to masz małe szanse. Lily jest dzikie zwierzę, które trzeba kontrolować i przyswoić od podstaw, a w tobie jest więcej zapału niż możliwości.
- Tak pan myśli?- James podniósł wojowniczo jedną brew. – Nie ma takiego stworzenia, z którym nie można sobie poradzić. – stwierdził tonem rzucającym wyzwanie.
- Nie uda ci się. – siedzieli tak patrząc na siebie każdy pewien swego, a jednocześnie ciekawy jak to wyjdzie w przyszłości.
- Przyswajam ją od roku, więc całkowite oswojenie to kwestia czasu. – Potter udał, że ziewa jakby nie sprawiało mu to trudności.
- Kiedyś ci się znudzi.- wzruszył ramionami Evans, a James nagle drgnął.
- O tym to nie ma mowy. Jeśli nie znudziła mi się do tej pory to i nie znudzi nigdy!- ożywił się, a w jego oczach pojawił się ogień. – Bo ona jest nadzwyczajna i nieprzewidywalna….



Black wyruszył na samotny spacer po błoniach. Wszystko zdawało się podzielać jego nastrój. Pogoda była podła, a to dopiero koniec września. Syriusz miał dosyć. Jedyną rzeczą jakiej teraz pragnął to zabicie Doriana i pokazanie Dorcas kto jest lepszy.
Usiadł spokojnie pod jednym z drzew i zaczął przypatrywać się dziewczętom. Nie chce Ślizgonki! To musi być coś, co tknie Meadows nadzwyczaj głęboko… Coś co pokaże jej prawdziwą zazdrość! Może zacząć kręcić z jej przyjaciółkami? Na początek omotałby Sheryl… Nie! Sher to flirciara i na dodatek beznadziejnie zakochana w Rogaczu. A Jasmine? Ta jest za dziwna i zbyt nieśmiała. Zapadłaby się pod ziemię, gdyby zechciał pocałować ją przy wszystkich. Została tylko jedna… Panna Evans. Ta odpadała na samym początku. Nie dość, że narażałby przyjaźń z Potterem, to dodatkowo narażałby własne życie chcąc ją zdobyć. Sytuacja bez wyjścia.
Łapa potrzebował szybko rady najlepszego kumpla, którego nie było teraz na terenie Hogwartu!
- Gdzie ten Rogacz!- powiedział na głos odwracając głowę w innym kierunku. I nagle zobaczył ją. Potrząsała wdzięcznie blond włosami uśmiechając się do chłopaka rozkładającego koc na trawie. Obudziło się w nim uczucie silnej nienawiści.
Jeszcze do niego wróci! I tym razem to on jej nie przyjmie!





- Nigdy nie widziałem żeby tyle spała…- mruknął ktoś, kogo ona osobiście znała doskonale. Nie chciało jej się otwierać oczu, choć było już jasno.
- Potter wynoś się z naszego dormitorium.- powiedziała chowając się pod kołdrę.
Chłopak rozpromienił się w jednym momencie. Z entuzjazmem podszedł do łóżka, gdzie na białej pościeli rude kosmyki włosów układały się we wspaniałe fale.
- Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałam!- krzyknęła jakaś dziewczyna. Lily ten głos też znała. Nagle uświadomiła sobie, iż nie są w Hogwarcie! Momentalnie zerwała się na równe nogi rozglądając się. Mama, tata, Petunia i Potter. No tak… Norma!
- Liluś, kochanie…
- Nie zbliżaj się!- Ruda odsunęła się wciąż analizując wydarzenia poprzedniego wieczora.
- A nie mówiłam?! – Peti krzyknęła triumfalnie. – Poczekaj aż zda sobie sprawę ze wszystkiego!
Zielonooka stała w miejscu bojąc się spojrzeć na James’a i bojąc się z nim rozmawiać. Teraz była pewna! Wczoraj popełniła straszny błąd! Nie chciała tego! Usiadła na skraju swego łóżka.
- Dzień dobry wszystkim.- uśmiechnęła się niepewnie.
- Kochanie jak dobrze widzieć cię kolejny dzień. – Jane Evans podeszła do córki przytulając ją mocno. – Dziś wracacie, a ja zobaczę cię dopiero na święta…- pokręciła głową z żalem.
- Mamo! Przecież to nie tak długo. – Lil poczuła się o wiele lepiej mając wrażenie, że wszystko jest normalnie.
- Lily a może wartoby zaprosić twojego chłopaka na święta?- pan Evans uśmiechnął się chytrze bacznie obserwując zachowanie szesnastolatki.
- Nie!- odparła szybko. – To znaczy… - zerknęła nerwowo na Pottera.
- Przykro mi to stwierdzić…- James usiadł obok Lily obejmując ją.- …ale myślałem, iż w tym roku Liluś pojedzie do mnie.- Rogaś pokazał wszystkie ząbki.- Prawda królewno?- i spojrzał na nią co wywołało niezwykłą sensację w jej brzuchu. Nie chciała jego bliskości, a raczej nie mogła przebywać zbyt blisko niego.
- Zbierajmy się już.- zarządziła suchym tonem odpychając go.
Pół godziny później byli gotowi do wyjścia. Evans pożegnała się z rodzicami i siostrą i wraz z okularnikiem opuściła szpital. Nienawidziła przebywać z nim sam na sam, ale pewniej czuła się, kiedy stali na zatłoczonym chodniku czekając na zielone światło. Wiedziała, że na nią patrzy, ale unikała rozmowy jak tylko mogła.
- Jesteś zabawna.- powiedział nagle zatrzymując ją. Spojrzała mu w oczy pretensjonalnie, ale nie odezwała się. – Jeszcze wczoraj to byś dała wszystko za sekundę dłużej ze mną, a teraz chcesz się mnie pozbyć.
- Skąd wiesz czego ja chcę?!- wyrzuciła tknięta ostatnim stwierdzeniem. – Skąd wiesz czego chciałam wczoraj?- zapytała już na spokojniej.
- Myślisz, że jesteś nieprzewidywalna? – ujął jej twarz w dłonie. – Wystarczy spojrzenie twoich oczu i wszystko widać. Jak na dłoni. – znowu poczuła się zagrożona. Zmuszała się do myślenia o czymś zupełnie innym… O Hogwarcie! Szkoła… uczniowie… wypracowania… eliksiry… Potter!
- James przestań!- poprosiła odwracając twarz.
- Nie przestanę, bo wmawiasz sama sobie coś głupiego. Czemu się ze mną w najprostszy sposób nie umówisz?!- starała się nie słuchać. Hogwart… Slughorn… jutro poniedziałek… lekcje… Dorcas… i te wspaniałe brązowe oczy…
- Czemu w najprostszy sposób nie dasz mi spokoju?!- jęknęła wciąż starając się myśleć o czymś zupełnie innym.
- Dam jak się ze mną umówisz.- uśmiechnął się flirciarsko, przeciągając dłonią po włosach. Lily myślała… Szkoła… przyjaciółki… lekcje… James… Dorcas… Hogwart…. Potter….Rogacz… jego oczy, uśmiech, zapach… - To jak Evans?- James czuł to wszystko. Jak się broniła. Nie wytrzyma długo…
- Nie!- krzyknęła przytomniejąc w jednym momencie.
- Ale dlaczego?!- zapytał zawiedziony patrząc na nią smutnie.
- Ech Potter…- westchnęła głęboko patrząc w jego orzechowe oczy. – Nie umówię się z tobą, choćbyś był ostatnim samcem na tej planecie. – dotknęła czule dłonią jego policzka. Przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że właśnie podświadomie pragnie się z nim spotkać. Spacer na błoniach byłby idealny… Ale przecież…- Nigdy nie będziemy mogli się umówić. Ty zawsze, ale to zawsze, będziesz tym James’em Potterem, jakiego znam z przeszłości i teraźniejszości. Co by pomyśleli inni, gdybym nagle zaczęła spotykać się z kimś, kogo nazywam idiotą i palantem?- pokręciła głową zrezygnowana. Rozdzierała samą siebie na pół… Wiedziała, iż to co mówi jest prawdą, a jednocześnie chciała dać szansę straconemu.
- Wiesz co? Ty na zawsze pozostaniesz tą Lily Evans, która podbiła cały mój świat….
- James proszę cię…- przerwała mu z naciskiem.
- Daj mi skończyć. – zerknęli na siebie, a po chwili ciągnął dalej.- Dzięki wczorajszemu wieczorowi uświadomiłem sobie, że warto było czekać cały rok, żeby w ostateczności widzieć ten blask w twych oczach. Jestem w stanie czekać kolejny, aby tylko znów go ujrzeć. Chcesz żebym cię zostawił? Zrobię to! Tylko wytłumacz mi, błagam, czemu ja nie mogę przejść obojętnie obok ciebie? Czemu zawsze wiem, gdzie cię szukać, i czemu tak bardzo udziela mi się twój nastrój? – ujął jej dłonie w swoje ręce i czekał aż coś powie. Stała tak patrząc na niego ze szklanymi oczyma. Poruszający to był widok. – I wytłumacz mi, dlaczego zaraz będę musiał otrzeć łzę, co spłynie po twoim policzku skoro tak mało cię obchodzi niejaki James Potter. – w tym momencie wyciągnął chusteczkę, ponieważ rzeczywiście wielka kropla ześlizgnęła się i spadła na chodnik. Uśmiechnął się delikatnie, a był to uśmiech jakiego Lily do tej pory nie znała. Z pewnością Rogacz nie ćwiczył go przed lusterkiem, bo był zbyt naturalny i wspaniały.
Gdyby tylko on wiedział co teraz dzieje się z nią samą. Zdziwiłby się. Myślała pół nocy nad tym, co będzie i wpadła na doskonały pomysł.
- James ja nie potrafię się z tobą spotkać. – stwierdziła z nieukrywanym żalem.
- A co w tym trudnego? Wyznaczamy datę i godzinę, a trochę później oboje jesteśmy na miejscu.- mrugnął, a ona zaśmiała się przez łzy.
- Może w następnym wcieleniu, gdzie nie będę widziała jak znęcasz się nad Snapem i się wywyższasz. – uśmiechnęła się widząc jego zmarkotniałą minę.
- A co jeśli od dziś Smarkerus miałby spokój, a ja stałbym się odrobinką skromniejszy?- spytał nagle przyglądając jej się uważnie.
- Wtedy prawdopodobnie sama przyszłabym umówić się z pewnym przystojniakiem, co jest uparty i zawzięty jak nikt inny!
- Przysięgasz?
- Przysięgam…





- Gdzie Syriusz?- zapytała Dorcas, kiedy wpadła do dormitorium zrzucając szalik. Zastała tam tylko Remusa i Jas rozmawiających o nieznanych jej tematach. Pomyślała, że bardzo dziwnie razem wyglądają. On poważny i zamyślony, a ona delikatna i chłonąca każde jego słowo.
- Wyszedł przed tobą, ale jeszcze nie wrócił.- stwierdziła Jasmine zauważając przyjaciółkę. – Jak było na spotkaniu?
- Bosko! Ale muszę się przebrać. – po blondynce widać było jak bardzo promieniała. Zniknęła za drzwiami toaletki.
- Co jej jest?- zdziwił się Lupin marszcząc brwi.
- Och! Chyba się zakochała. – Elvin wciąż patrzyła na miejsce, gdzie zniknęła Dori.
- To podle. Biedny Syriusz…- Lunatyk pokręcił głową z politowaniem.
- Jak to? Łapa zdradzał Dorcas na każdym kroku, a ona mu wierzyła. Chyba teraz należy jej się trochę szczęścia?
- Oczywiście.- Remus przytaknął widząc jak bardzo Jas obstaje za przyjaciółką. – Tylko Black przeżyje szok, bo to trochę zbyt szybko… Jeszcze się nie oswoił z myślą, iż dzień po zerwaniu Meadows miała kogoś nowego.
- Phi! To egoistyczne podejście, nie sądzisz?- Lupina zadziwiła ta nagła zawziętość i pewność poglądów Jasmine. Dotychczas to ona mu przytakiwała, ale teraz sytuacja była odwrotna!
- Masz całkowitą rację. – wyrzucił uśmiechając się z tego nagłego odkrycia.
- Czemu się uśmiechasz?- spytała z wyrzutem dając mu do zrozumienia, iż nie powinien tego robić.
- Ponieważ uważam, że ślicznie wyglądasz jak się upierasz przy swoim.- popatrzył na nią przez chwilę inaczej, a ona to czuła. Było to miłe, ale tak krótkie, że nie zdążyła się tym nacieszyć… -Ekhem…- chłopak odchrząknął odwracając twarz. – Może pójdziemy poczekać na Lily i James’a na błoniach?
- To chyba dobry pomysł…- Jas westchnęła wstając. – Dor?!- krzyknęła pukając w drzwi toaletki.- Idziemy na dwór, a ty zostajesz czy się wybierasz z nami?!
- Zostaję. – powiedziała cicho blondynka otwierając drzwi. – Jeśli pierwsi spotkacie Rudą, to przyślijcie ją do mnie.- poprosiła.
- No dobrze…- Elvin uśmiechnęła się dobrodusznie zakładając szalik.
- Pa Dorcas.- Remus otworzył drzwi dormitorium, a zaraz potem zniknęła za nimi zarówno Jasmine jak i on.
- Pa…- Meadows padła na łóżko bezwładnie. Prawda była taka, że teraz była w rozterce! Z jednej strony wspaniały i nowopoznany Dorian, który fascynuje ją swoją wiedzą, a z drugiej wredny i nieposłuszny Syriusz… Black za nią nie tęskni. Słyszała niedawno słowa Remusa… Ona po prostu wszystko zrobiła za szybko i to jest powodem, dla którego Łapa ją przeprosił i chce jeszcze jednej szansy! Nie ma w tym nic więcej! Jaka więc decyzja? Łatwa i szybka. Nieważne co czujesz do swojego byłego, ważne co będziesz czuła do przyszłego…- powiedziała sobie w myślach i westchnęła głęboko.







Syriusz usiadł samotnie na trybunach boiska od quidditcha. Wszystko jest stanowczo zbyt nudne. Zachciało mu się pełni księżyca i nowych żartów. Niech no tylko James wróci! W zasadzie posiadał już kilka niewykorzystanych pomysłów. Możnaby zmajstrować łajnobombę z kilkoma ulepszeniami i podrzucić ją Śmiecierusowi. Byłoby dużo zabawy! Albo wywiesić fałszywe ogłoszenie o spotkaniu jakiegoś klubu na pierwszym piętrze, a w rzeczywistości zaczarować korytarz. No i ostatnia opcja, ale tu należałoby dogadać się z Irytkiem… Tyle nowych i idealnych pomysłów!
Siedział tak spokojnie rozczulając się nad swoją aura twórczą, kiedy na środku boiska nagle pojawiła się dwójka uczniów. To było zadziwiające! Bardziej niż cała reszta. Black nachylił się n trybunach, żeby móc słyszeć choć strzępki rozmowy miedzy nimi.
- Liluś nic ci nie jest? – chłopak zapytał przeciągając dłonią po rudych kosmykach włosów, a dziewczyna nie zrobiła nic, aby go odgonić!
- Oj, Potter! Ja sobie poradzę tylko czy nas nie wyrzucą ze szkoły…- zasmuciła się.
- Hej!- James przytulił ją.- Nie martw się. – uśmiechnął się huncwocko. – Przecież z moim urokiem to zostaniemy tu do końca życia!
- Ty i twoja wrodzona skromność!- Lily odepchnęła go z wesołymi iskierkami w oczach tak, że Potter upadł na trawę. Zerknęła na niego chwilę, a następnie spuściła głowę. – Chodźmy do zamku.
I choć według Łapy to zachowanie na pozór szczeniackie to jednak… Nie pasowało mu kilka elementów, które wprawiały go w osłupienie. Po pierwsze Lil nie skrzyczała Rogacza za całokształt jak miała w zwyczaju, a po drugie… Istniało nieodparte wrażenie, że Evans unika spojrzenia Pottera, a to dobrze nie wróżyło. Rogaś będzie mu musiał to i owo wyjaśnić…
- Ej! Kochasie!- Łapa krzyknął wstając. Odwrócili się momentalnie i zauważyli go, bo James uradowany pomachał mu ręką szczerząc swoje zęby.
- Tylko nie kochasie. – skrzywiła się Lily, a Black roześmiał się.
- Dobra, dobra Evans… Pozwolisz, że porwę Pottera na kilka chwil? – zapytał uśmiechając się do niej flirciarsko.
- Zabieraj go choćby na cały dzień.- Ruda ziewnęła.- Gdzie Dorcas?- spytała nagle świdrując wzrokiem Syriusza.
- A ja niby skąd mam to wiedzieć?!- odburknął ku jej zaskoczeniu. Zielonooka przyglądała mu się uważnie. Coś się stało…
- Nie pogodziliście się?!- wytrzeszczyła na niego oczy w wyrazie niedowierzania.
- Ależ skąd. Jesteśmy przyjaciółmi. – Black przewrócił oczyma. – A teraz musze ci zabrać James’a. Jest mi pilnie potrzebny. – w jego oku pojawiło się coś, co Lil nie za bardzo się podobało. Coś kombinował…
- Ok. – powiedziała ostrożnie. – Tylko bądźcie grzeczni. Chyba, że chcecie dać mi tę przyjemność dowalenia wam pierwszego w tym roku szlabanu.- ostrzegła ich wcale nie żartując.
- Liluś przecież nas znasz.- Potter mrugnął do niej okiem, a ona spojrzała na niego podejrzliwie.
- Dobra, spadajcie już. – rozkazała podnosząc jedną brew.
Łapa był gotów iść, ale Rogacz zawahał się na moment, a po chwili zrobił krok w kierunku Lily i wcisnął jej coś do ręki.
- Nie zapomnij tego więcej. – dodał, a ona wpatrywała się w niego z niemym zaskoczeniem.
Dwójka Huncwotów wybiegła z boiska zostawiając rudowłosą panienkę samą. Wcale nie była z tego powodu zawiedziona, a wręcz miała nadzieję na szybkie pozbycie się towarzystwa. Zerknęła na łodygę i kolorowe płatki, które trzymała w ręku.
- W czym tkwi twój urok?- spytała rośliny podnosząc ją na wysokość twarzy. Westchnęła i powolnym krokiem ruszyła w stronę twierdzy zwanej Hogwartem…






Meadows chwilami potrafiła cieszyć się swoją samotnością. Teraz jednak rozpaczliwie potrzebowała kogokolwiek. Wyżalić się i poprosić o radę to dla niej najważniejsze w danym momencie.
Wtuliła twarz w poduszkę zamyślając się głęboko. Nigdy nie miała w zwyczaju użalać się nad sobą, a teraz była jak małe dziecko, które lada moment może rozpłakać się.
Z Blackiem nie miałaby przyszłości, a przynajmniej nie tej dalekiej, tylko czemu tak ją do niego ciągnęło? Dlaczego nie potrafiła w najprostszy sposób zapomnieć tych błękitnych oczu i czarnych kosmyków opadających z gracją na jego czoło?
Nagle drzwi dormitorium powoli rozchyliły się. Ktoś wchodził ostrożnie, ale Dorcas zamknęła oczy i udała, że śpi. Obcy czy swój? Poczuła cudzą dłoń gładzącą jej włosy z przyjacielską czułością. Mimo to nie poruszyła się.
Osoba odeszła od jej łóżka i usiadła na pościeli obok stawiając coś na szafce nocnej. Blondynka wiedziała już kogo ujrzy, gdy otworzy oczy, ale pomimo tego postanowiła jeszcze chwilę odczekać. W końcu skrzypienie sprężyn materaca ustało i zrobiło się przeraźliwie cicho…
Dor powoli podniosła jedną powiekę i od razu rzuciły jej się w oko rude pasma kosmyków. Lily leżała na brzuchu na swoim łóżku wymachując nogami. Dopiero po dłuższej chwili Dori zauważyła, iż przyjaciółka natrętnie wpatruje się w coś, co postawiła na szafce. Wazonik? No tak! Wazon z kwiatem i to nie byle jakim! Ktokolwiek go jej podarował musiał zapaść dziewczynie w pamięć bardzo dobrze, w przeciwnym razie pozbyłaby się prezentu.
- Lil? – blondynka odezwała się zaciekawiona siadając i wpatrując się w kolorowe płatki.
- Och, Dorcas! Byłam pewna, że śpisz. – powiedziała Ruda z nieukrywanym zmieszaniem.
- Skąd masz…
- Jak ci minęło spotkanie z Dorianem? I jak reakcja Blacka? – Evans wpadła jej w słowo uśmiechając się nieśmiało. Nie musiała udawać ciekawej, gdyż czekała aby zadać te pytania już od wczorajszego dnia.
- Spotkanie było fantastyczne! – westchnęła rozmarzona Meadows. – A Syriusz przeprosił i chciał żebym wróciła…
- Więc znów jesteście parą? – baczne spojrzenie przyjaciółki peszyło Dor. Nie umiała jej kłamać i nie widziała w tym sensu.
- Nie jesteśmy…
- Ale jak to?!- zdziwiła się Evans wypowiadając te słowa tonem rządnym informacji.
Więc Dorcas opowiedziała po krótce wczorajszy dzień. Wspaniałe chwile z Dorianem i szaleństwo Syriusza, a następnie własną odmowę. Potem śniadanie i na koniec własne odczucia…
- I ja sama nie wiem.- blondynka zasmuciła się.- Cokolwiek nie zrobię to wiem, że mogę żałować. Czy to czasem nie jest jakiś dramat? – załamała ręce.
- No na koniec miejmy nadzieję nikt nie zginie. – zażartowała Lily przywołując na twarz koleżanki blady uśmiech. – Posłuchaj mnie moja droga.- zielone oczy spojrzały na załamaną Dori.- Cokolwiek nie zrobisz to ja cię poprę. A chłopak nie zając, nie ucieknie. I co najważniejsze… Kieruj się sercem, a nie rozumem, bo tylko w ten sposób będziesz odrobinę szczęśliwsza. – mrugnęła do niej okiem.
- Chyba masz rację. Gdybyś jeszcze była w swoim postępowaniu tak mądra jak twoje rady. – Dorcas wyrzuciła zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Że co? – Ruda spytała nagle zbita z tropu.
- Nie… Nic!- odparła blondynka nieco przestraszona. – Teraz ty mi powiedz co cię zatrzymało, skąd masz ten kwiat i kim jest ten co ci go podarował.
Lil zmarkotniała. Nie miała ochoty mówić komukolwiek zbyt wiele, ale Meadows była z nią szczera i podzieliła się swoimi uczuciami… Czy teraz ona nie powinna zrobić tego samego?
Opowiedziała o niefortunnym środku zamkniętym w strzykawce i o tym jak przez Pottera (nie obyło się bez „ale z niego palant”) wylądowała na noc w szpitalu dla mugoli. Napomniała coś o tym jak dostała od niego rumianka o wszystkich kolorach pomijając chwile własnej słabości i te, gdy powiedziała zbyt wiele. Opowiedziała o powrocie i krótkiej rozmowie z Syriuszem…
- Więc to Potter cię tak hojnie obdarzył?- Dorcas chciała jak najbardziej wybadać sytuację. Była pewna, iż Lily coś pominęła…
- Tak…
- To dlaczego wciąż trzymasz ten kwiatuszek skoro tak nienawidzisz tego, co go zaczarował?- ciekawość blondynki była niezmierzona. Zielonookiej przyszło na myśl, że mogłaby bawić się w detektywa. Rozbawiona tą myślą uśmiechnęła się.
- Mówiłam ci. Chciałam go zostawić Petunii, ale James go zabrał i oddał powrotem mnie. – Lil westchnęła jakby te pytania były zupełnie banalne.
- Aha…- Meadows specjalnie przeciągnęła ostatnią literę zastanawiając się jakich chwytów użyć, by cokolwiek jeszcze z rudzielca wyciągnąć. Nagle doznała olśnienia i wpadła na genialny pomysł!
Szybkim ruchem wzięła do ręki kwiat i powąchawszy go, zaczęła nim machać w powietrzu oglądając powstała tęcze barw i w międzyczasie badając reakcję przyjaciółki. Niemalże natychmiastowo Evans zbladła, a w jej oczach pojawił się strach. Odruchowo wyciągnęła dłoń, aby wyrwać roślinkę, ale chyba zorientowała się co robi, bo cofnęła ją powrotem do siebie spuszczając wzrok i udając obojętną.
- To mówisz, że James Potter to palant? – Dori podniosła prowokacyjnie jedną brew wciąż niebezpiecznie machając rumiankiem.
- Tak…- Lilian nie potrafiła zrozumieć czemu tak boi się o losy małej roślinki. Jednak była w stu procentach pewna, iż zabije Dorcas jeśli choć jeden płatek spadnie z kwiatu. Męczarnią było patrzeć jak coś tak jej drogiego wirowało w powietrzu. Nie chciała stracić tak cennej pamiątki.
- I nie podoba ci się w najmniejszym stopniu? – Evans nie mogła odpowiedzieć na te pytanie. Na dodatek coraz gorzej radziła sobie z udawaniem obojętnej na losy kwiatka. Teraz wodziła za nim wzrokiem z wielką troską. Toczyła wewnętrzną wojnę z samą sobą. – Lily odpowiedz…- rozkazała Dor uśmiechając się chytrze. – Bo zrobię na tym rumianku taką - wróżbę: „Czy Lily kocha, czy nie kocha James’a?”- w jej oczach pojawiły się iście huncwockie iskierki.
- Oddawaj!- Evans wyrwała jej łodygę i płatki wsadzając trochę zmiętego kwiatka do wazonu z wodą. Teraz idealnie było widać cała czułość jaką przelewała na ten obiekt. Delikatnie poprawiała kolorowe płateczki wpatrując się w nie jak urzeczona. Kojarzyły jej się ze wszystkim co dobre…
- Widzę jak na niego patrzysz, widziałam jak patrzyłaś na niego i dobrze to mi nie wygląda.- stwierdziła najpoważniej w świecie blondynka.
- Nie wiem o co ci chodzi…
- Nie, wcale. Kwiatuszek jest boski i jego ci kochać nie zabraniam, ale czy ty czasem…
- Dorcas do czego ty pijesz?!- Ruda wyprostowała się patrząc zdziwionym wzrokiem na przyjaciółkę.
- Doskonale wiesz o co mi chodzi kochana. – Meadows założyła ręce na siebie mrużąc nieco oczy.
Evans wiedziała… Powróciła do pielęgnowania swojego małego prezentu i zdała sobie sprawę jak bardzo beznadziejnie sprawy się mają. To chyba najgorsza rzecz jaka mogłaby ją spotkać! Jak to możliwe, że do tego dopuściła?!
- Boże… Dorcas! – Lil zakryła dłonią usta.
- On ci się podoba prawda? – blondynka nie spuszczała z tego swojego poważnego tonu. Zdawała się myśleć racjonalnie i obmyślać plan pozbycia się problemu.
- Ja… Nie wiem. – rzuciła Zielonooka zszokowana tym, że cokolwiek takiego ma miejsce.
- To znaczy tak. – Meadows zamrugała szybko. – Znam cię… Przez gardło by ci nie przeszło słowo „podoba mi się” jeśli chodzi o Pottera. Wkopałaś się. – westchnęła Dor.
- I tyle? – Ruda poczuła się zawiedziona. – Bez żadnych rad co zrobić, żeby przestał mi się podobać? Bez słowa wszystko będzie dobrze?- spojrzała z wyrzutem na zamyśloną twarz Dori.
- Wszystko będzie dobrze. – Blondynka uśmiechnęła się nagle.- Bo jak się zejdziecie…
- Nie!- krzyknęła Evans. – To nie będzie miało miejsca… - stwierdziła z nadzwyczajną pewnością siebie.
- Nie ma przepisu na to, aby ktoś stał się dla ciebie mniej atrakcyjny. – Dori pokazała przyjaciółce język. – Za to możesz spróbować stać się mniej atrakcyjna dla niego. – znów się uśmiechnęła tym razem z własnego pomysłu. – No wiesz, pokazać się od tej brzydkiej strony. – zachichotała cicho.
- W życiu! – Evans wyraziła swoją dezaprobatę.
- To unikaj Pottera, znajdź sobie innego i spróbuj z tym żyć!- uśmiech nie schodził z twarzy blondynki, którą to całkowicie bawiło. Przecież wszyscy tyle czasu starali się zeswatać Pottera i Evans, a tu proszę! Jeden wspólny wypad i Lil nie wie co się dzieje.
- No na pomysł z unikaniem go to sama wpadłam. – Zielonooka przewróciła oczyma podchodząc do okna. – I co cię w tym śmieszy?
- Nic!- Dor dławiła w sobie śmiech.
- Nic powiadasz? – no sama poważna postawa Rudej znacznie doprawiła jej samopoczucie. Dori nie mogła już dłużej udawać, że nie ma w tym niczego śmiesznego. Po sekundzie wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.
- Prze-przepraszam!- wyjąkała próbując się opanować, ale marne były tego postępy.
Nagle świst powietrza, coś przeleciało i Dorcas ucichła spadając z łóżka.
Lilian stała z triumfalnym uśmieszkiem trzymając w ręku poduszkę, gotowa rzucić po raz drugi.
- Ty żmijo!- krzyknęła oburzona Meadows wstając z podłogi i podnosząc jaśka jakim dostała.
BUM!- kolejna poduszka przeleciała przez pokój uderzając Dorcas.
- Jest!- krzyknęła Lil z nieukrywaną satysfakcją.
- Ja ci dam jest!- Dori szykowała się, aby oddać przyjaciółce, a tu nagle…
- Stop!- wrzask Evans rozniósł się po dormitorium. – Sheryl i Jas przyszły!- uśmiechnęła się promiennie ściskając dwie pozostałe przyjaciółki.
Było oczywiste, iż to oznacza koniec wojny.
- Odegram się później.- mrugnęła blondynka.
- Opowiadaj co u twojej siostry Lily. – zagadnęła Jasmine.
- I jak randka z Potterem? – Sheryl uniosła jedną brew prowokacyjnie. Na to pytanie Dor po raz kolejny zdusiła w sobie śmiech, a Evans rzuciła Sher swoje zabójcze spojrzenie nr 14.
- Eeee… Lil to jakieś nowe i opracowane spojrzenie? – Dorcas po mistrzowsku odwróciła jej uwagę.
- Właśnie i czy opatentowane? – zaciekawiła się Elvin.
- Nie zmieniajcie tematu. Zrobimy tak… Najpierw wy mi opowiadacie wszystko ze szczegółami, a dopiero potem ja wam. Dobra? - nie było sprzeciwów, propozycja spotkała się z ogólnym entuzjazmem. – I jeden warunek. Po tych wyznaniach pójdziemy do pokoju wspólnego odrobić wypracowania na jutro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:11, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Siedzieli w ciszy i spokoju na błoniach w tę, jakby to określił Syriusz, parszywą pogodę. Każdy pochłonięty własnymi myślami i zastanawiający się jak pomóc kumplom, ale najbardziej jak pomóc sobie.
James wyciągnął złoty znicz i zaczął się nim bawić.
- Jezu jak nudno!- krzyknął nagle Łapa.
- Marudzisz- westchnął Lunatyk.
- A wymyśliłeś już jaką dziewczynę poderwać, aby Dorcas zatkało?- spytał James z przekąsem w głosie.
- Nie!- odparł zirytowany Łapa. – Może po prostu zacznę podrywać jej przyjaciółki.- uśmiechnął się wrednie, kiedy cała trójka kolegów popatrzyła na niego zaskoczonym wzrokiem.
- Nie chcę cię straszyć, ale jeślibyś….
- Och, Rogaczu! W życiu nie tknąłbym twojej Evans, a Remusowi nie zabrałbym Jasmine, a co się tyczy Petera to nie wiem czemu patrzy jak cielak skoro nie podoba mu się żadna…- przewrócił oczyma Black.
- A może jemu podobają się wszystkie…-zamyślił się Potter, a Pettigrew zaburaczył się co wywołało salwę śmiechu Łapy.
- No to jak Glizdku? Która najładniejsza? – Black nie przestawał się śmiać.
- Czekolada mleczna, gorzka, biała czy z orzechami? – zapytał James rozbawiony własnymi żartami.
Peter również zaśmiał się nieśmiało, jakby nie do końca pewien czy dobrze robi.
- Przestańcie.- poprosił Lupin. – Nie macie innych obiektów do żartów?
- Ależ mamy…- Syriusz rozejrzał się po błoniach i zatrzymał wzrok na grupce osób ze Slytherinu. – Rogaczu kogo tam dostrzegamy? – spytał uśmiechając się perfidnie.
- Jak dla mnie to Malfoy… Tak! Lucjusz Malfoy i jego banda.
- A teraz popatrz tutaj.- Black pociągnął go do siebie i nakierował twarz w kierunku, w którym on patrzył. – Kogo widzisz? – po samym tonie Syriusza James mógł przysiąc, że już wie kogo dostrzegł jego przyjaciel, ale posłusznie zerknął przed siebie.
- Smarkerus…- wyszeptał, a jego usta rozciągnęły się w złowieszczym uśmiechu. Znicz powędrował do kieszeni…
- Ej! James, a co obiecałeś Lily? – krzyknął Remus mając nadzieję, że zapobiegnie kolejnym chwilom znęcania się nad Snapem.
- Oj, Luniaczku daj spokój! – krzyknął Łapa. – Ona się nie dowie…- powiedział to bardziej do James’a podsycając chęć zaatakowania Severusa.
To siedziało zbyt głęboko w psychice szesnastolatka, aby przejść obojętnie obok zakały społeczeństwa jaką był Śmiecierus… Sama opcja rzucenia zwykłego zaklęcia spowalniającego wydawała się być czymś zbyt łagodnym.
- Rogaczu ostrzegam cię…- Lupin popatrzył na niego karcąco jakby już przewidywał co chłopak zamierza.
- Bo co? Bo naskarżysz na mnie? – spytał Potter ściągając brwi.
- Nie, tego bym nie zrobił, ale..
- Więc w czym problem.- brunet wzruszył ramionami i pewnym krokiem ruszył do siedzącego samotnie nieco za grupą Ślizgonów Severusa Snape’a.
Black uśmiechnął się triumfalnie do Lunatyka.
- Widzisz Remusie, są rzeczy niezmienne i nadzwyczaj naturalne, które zbyt głęboko wchodzą w skórę, by zmienić przyzwyczajenia. – powiedział po czym z iście diabelskim wyrazem twarzy dogonił James’a.
Po kilku sekundach wstał Peter najwyraźniej wyczuwając dobrą okazję do śmiania się z kogoś innego. Tylko Lupin pokręcił zrezygnowany głową i wyciągnął podręcznik do obrony przed czarną magią. Nigdy nie brał udziału w tego typu zabawach. Ukradkiem oka zerknął na swoich przyjaciół.
James wyciągnął różdżkę zbliżając się do miejsca przesiadywania Snape’a, który przeczuwając co się stanie zaczął zbierać w pośpiechu swoje rzeczy.
- No proszę, proszę… - powiedział głośno Rogacz. – Spójrz Łapo CO my tutaj mamy. – oboje uśmiechnęli się złośliwie.
- Coś z długim nochalem i włosami świecącymi się od łoju.- skrzywił się Black, a Pettigrew zarechotał przyglądając się uważnie całemu zajściu.
Snape nie reagował. Zebrał już wszystko gotowy opuścić szkolne błonia. To dodatkowo podsyciło chęć wyładowania się na nim, bo przecież jak mógł nie odpowiadać?! Żadnej odzywki, ani rzuconego zaklęcia! Potter nienawidził kiedy ktokolwiek go ignorował…
- Idziesz już Smarkerusie? Opuszczasz nas tak szybko? – Severus odwrócił się gotowy odejść. – Nie no! Syriuszu zabawka nam ucieka!- w oczach James’a pojawiły się te figlarne iskierki. Nagle machnął różdżka i w kierunku ucznia Slytherinu powędrowało jakieś zaklęcie! Snape zaczął porastać… mchem (?). Glizdogon zaśmiał się jeszcze głośniej, ale Severus tym razem wyciągnął własną różdżkę i machinalnie odwrócił się rzucając zaklęcie niewerbalne.
- Protego!
-Expeliarmus!- Black z małym opóźnieniem, ale skutecznie obezwładnił wroga. Całe szczęście, że Potter posiadał wyśmienity refleks i zdążył obronić się przed zaklęciem, które odbiło się i o mały włos nie uderzyło w Snape’a. – Wiesz co, Rogasiu?- Syriusz zwrócił się do przyjaciela.- Wcale nie jest mu ładniej po tej kuracji z mchem.- Potter całkowicie usatysfakcjonowany biegiem wydarzeń dopiero teraz zaczynał się świetnie bawić.
- A niech mnie! Jak zwykle masz rację!- oboje uśmiechnęli się do siebie, a Black odruchowo rzucił na pełznącego w kierunku swojej różdżki Smarka zaklęcie Impedimento. – Proponuję zafundować mu jeszcze jeden proces upiększający.- spojrzenie Severusa i Rogacza spotkało się na krótką chwilę. Jeden i drugi mierzyli się wzrokiem pełnym nienawiści nadzwyczaj silnej. Snape był po prostu od klasy pierwszej przekonany o tym, że czysta krew to lepsza krew, a to był powód sam w sobie, aby zacząć wojnę.
Zarówno Potter jak i Black podwinęli rękawy gotowi jednocześnie rzucić zaklęcia na bezbronnego Smarkerusa.
- Chłopaki? – odezwał się nagle niepewnie Remus.
- Luniaczku nie teraz!- powiedział rozbawiony James.
- Później to już nie będzie czasu, bo… McGonagall idzie!- Lupin krzyknął wskazując na odległe wejście zamku.
- Niech to szlag. – Black schował różdżkę gotowy zbierać się ze szkolnych błoni.- James chodź!
- Aha…- westchnął okularnik.- To, że tym razem ci nie mieliśmy czasu poprawić ci twarzyczki to nie oznacza, że to koniec.- Potter mrugnął do Śmiecierusa. – Spadamy!- zarządził do kolegów.
- Finite!- Lupin wycelował różdżką w Snape’a po czym pobiegł za resztą swoich przyjaciół. – Dlaczego wy zawsze musicie to robić?- zapytał z wyrzutem, kiedy znaleźli się już w zamku z dala od wszelkich podejrzeń.







Od pół godziny męczyły się nad swoimi pracami domowymi.
- Nie rozumiem po co cały ten wolny czas skoro nie mamy jak z niego korzystać!- stwierdziła nagle Sheryl pełna pretensji do wszystkiego.
- Ten wolny czas jest potrzebny na naukę, a my nie potrafimy go rozplanować.- stwierdziła z uśmiechem Lily. W ciągu jednego dnia i strachu w obliczu wywalenia ze szkoły cieszyła się teraz każdym gestem i słowem wypowiadanym przez przyjaciółki.
- A ja myślałam, że w szóstej klasie będziemy mieć choć odrobinkę lepiej…- westchnęła z żalem Jas.
- A ty co piszesz Jasmine?- zaciekawiła się nagle Dorcas.
- Wypracowanie na wróżbiarstwo. – wszystkie koleżanki wiedziały, iż Elvin interesuje się przepowiadaniem przyszłości, ale w tym nie ma żadnego sensu. Wróżbiarstwo nie przydaje się ani do przyszłej pracy, ani do prowadzenia domu! Jedyne co w tym było to komfort przepowiadania… Jednakowoż zdawało się, że z tego Jas również nie korzysta.
Ponownie zapadła męcząca cisza przerywana jedynie skrobaniem piór po pergaminie.
Lily prawie kończyła… Slughorn powinien być zadowolony z jej pracy. Uwielbiała dostawać dobre stopnie wiedząc, że są otrzymywane sprawiedliwie i za naprawdę ciężką pracę. Nauka przychodziła jej z łatwością i nadzwyczajną przyjemnością.
- Ja mam dosyć!- stwierdziła nagle Sher wstając z kanapy i podchodząc do kominka w pokoju wspólnym. – Dokończę to później.- powiedziała nie do końca przekonana czy to zrobi, ale z drugiej strony… Ile można siedzieć nad książkami?!
Rozejrzała się po przyjaciółkach, które dalej bazgrały coś na swoich wypracowaniach. Żadna satysfakcja z siedzenia samej…
- Oddawajcie!- Corvin zaczęła wyrywać pergamin dla każdej z koleżanek.
- Ej!- krzyknęła Lily.
- No co?! – Sheryl zmierzyła ją karcącym spojrzeniem.- Należy nam się kilkanaście minut odpoczynku!- stwierdziła odkładając wszystko co zebrała na stolik.
- Popieram…- odezwała się Dorcas po chwili rozsiadając wygodnie na jednym z foteli.
- Brakuje nam tu rozrywki…- westchnęła Sher.
Siedziały tak we cztery, Jasmine i Sheryl na kanapie, a Lily i Dorcas na fotelach. Znów zapadła cisza. Rzeczywiście było niezmiernie nudno, kiedy wszędzie panował taki spokój. Corvin wyciągnęła podręczne lustereczko i zaczęła się poprawiać. Nie potrafiła siedzieć bezczynnie. Po minucie wstała i zaczęła chodzić od ściany do wejścia i z powrotem. Pozostałe dziewczęta wodziły za nią wzrokiem nie mając nic lepszego do roboty.
- Idziemy do Huncwotów?- brunetka wyrzuciła nagle, zupełnie jakby szykowała się długi czas, aby zadać to pytanie.
- Nie!- odparła Evans zanim którakolwiek z jej koleżanek odezwała się.
- Ale dlaczego nie skoro tu jest tak nudno?- Sher podeszła do okna wyglądając na błonia.
- Bo oni są palantami? To idioci i kretyni jakich mało, gotowi dla własnej uciechy zdemolować wszystko co mieści się na terenie Hogwartu? No przepraszam Jas, masz zupełną rację… Wszyscy z nich prócz jedynego i rozsądnego Remusa, który i tak wykonuje polecenia Blacka i Pottera.
- Lily…- Sheryl nieśmiało zaczęła jej przerywać, ale Ruda nie słuchała, wciąż narzekając na czwórkę chłopaków, których tak często widywały. – Evans!- krzyknęła nagle rzucając zirytowane spojrzenie Zielonookiej. – Ja nie chcę już iść do ich dormitorium.
- I dobrze!- Lil poczuła ulgę. Nie miała ochoty widzieć się z James’em przez najbliższe 10 lat jeśli to byłoby możliwe. Niestety wiedziała, iż prawdopodobnie zobaczy go jutro na niektórych lekcjach, potem czeka ich obiad i dalsze lekcje… A najgorsze było to, że wiedziała w jak bardzo beznadziejnej sytuacji się znajduje. Tak, że nadziei na szczęśliwe zakończenie dawała sobie bardzo mało…
- Huncwoci byli na błoniach!- Corvin uśmiechnęła się chytrze.- Właśnie wbiegli do zamku, kiedy ty jeszcze mówiłaś jacy z nich kretyni. Powinni tu być za jakieś 30 sekund. – wszystkie dziewczyny ożywiły się.
- To ja idę do dormitorium, a jakby co to mnie nie widzia…- Lil nawet nie dokończyła zdania, gdy usłyszała jak portret odchyla się i zobaczyła cienie 4 osób. Nie namyślając się długo wstała z fotela i rzuciła się na ziemie chowając się za miękkim oparciem. Byle tylko szybko poszli do siebie!
Syriusz, James, Peter i Remus weszli jacyś tacy zmarnowani.
- Dlaczego ta McGonagall zawsze wcina się tam, gdzie jej najmniej potrzeba?!- spytał Black pełen żalu, że nie zdołał dokończyć swego dzieła.
- Cieszcie się, że uniknęliście szlabanu.- napomniał swoich przyjaciół Lupin.
- Tak, będę się bardzo cieszył, kiedy ta zakała Hogwartu…- Potter nagle urwał widząc 3 dziewcząt siedzących w PW. Dwie na kanapie i jedna na fotelu. Brakowało jeszcze jednej osóbki i pozostawało jedno jedyne puste miejsce. – Ciii…- Rogacz rozkazał przyjaciołom mając wrażenie, że jednak Evans, gdzieś tu jest i mogłaby usłyszeć cokolwiek na temat Smarka. To byłaby ostatnia rzecz jakiej by dziś pragnął!
- Cześć dziewczyny!- Łapa uśmiechnął się flirciarsko i usiadł na wolnym fotelu ponownie rozpatrując opcję poderwania jednej z przyjaciółek Dorcas. W tym momencie Sheryl wydawała się idealna. Piękna, pewna siebie, stanowcza, po prostu żeńskie wydanie samego Syriusza!
Glizdek i Remus usiedli na kanapie obok Sher i Jasmine.
- W czym wam znowu przeszkodziła nasza kochana opiekunka?- zapytała Sheryl wpatrując się perfidnie w Pottera, który krążył po pokoju szukając czegoś. W ostateczności usiadł na oparciu fotela Łapy.
- W niczym ciekawym. Ot, chcieliśmy po raz kolejny nastraszyć Filcha. – James wyszczerzył wszystkie zęby w przekonującym uśmiechu.
Lil siedziała skulona za fotelem mając nadzieję na pozostanie niezauważoną. Dlaczego oni nie mogli sobie po prostu przejść i tyle?
- Niech sobie idą, niech sobie idą….- powtarzała cichutko przekonana, iż w końcu będzie mogła wstać i uciec do swojego łóżka.
- A ty Liluś co tu robisz?- usłyszała nagle tuż za swoimi plecami. Zamarła.
- Eeee…- myślała gorączkowo nad jakąkolwiek sensowną odpowiedzią. – Szukam pióra…Tak! Szukam swojego pióra, bo… bo je upuściłam, kiedy Sher zabierała nam prace sprzed nosa. – odpowiedziała udając, że szuka czegoś za oparciem fotela i w jego pobliżu. Nagle przed jej nosem wyskoczyła ręka trzymająca pióro. Evans odwróciła się do jej właściciela.
- Dzięki. – uśmiechnęła się delikatnie do ciemnowłosego chłopaka kucającego tuż obok niej.
- Ależ nie ma za co księżniczko. – Rogaś uśmiechnął się, a Lily wstała z zupełnie zepsutym humorem.
Dorcas, przyglądająca się całemu zajściu stwierdziła, że mała jest różnica między tym jak było, a tym jak jest między Evans, a Potterem i że gdyby Lil sama się nie przyznała to ona nigdy nie wpadłaby na tak absurdalny pomysł.
Tylko dla Syriusza zmieniło się zbyt wiele. Gdzie to stanowcze: „nie mów do mnie księżniczko”? No i podziękowała… Drobne zdarzenia, a tak istotne…
- Złaź.- Ruda zwróciła się nagle do Blacka.
- Że co? – zdziwił się patrząc na nią pytającym wzrokiem.
- Zająłeś moje miejsce, teraz zejdź. – rzuciła mu spojrzenie nie znoszące sprzeciwu. Istna dyktatorka!- nasuwało się na myśl.
- Nie jest podpisane.- Syriusz uśmiechnął się wrednie i podniósł jedną brew wyzywająco.
Wszystkie oczy w pomieszczeniu zwróciły się na konflikt miedzy Łapą a Zielonooką. Wydawało się, iż dziewczyna nie wie co odpowiedzieć i ustąpi, ale …
- Phi! Też mi problem.- James zauważył w jej oczach ten znany mu blask i wiedział już, że tak to się nie skończy.
Lily wyciągnęła różdżkę, błysnęło i… NIC!
- No i?- zapytał Black udając zmęczenie.
- No i teraz podnoś się i daj mi usiąść, bo to moje miejsce. – Ruda uśmiechnęła się triumfalnie chociaż nikt nie wiedział czemu.
- Chcesz usiąść?- Syriusz nagle wpadł na genialny pomysł. Gdyby mu się tylko udało…- Siadaj…- wskazał swoje kolana z flirciarskim uśmiechem.
Zarówno Dorcas jak i James spojrzeli na niego w tym samym czasie. Blondynka chyba nie mogła uwierzyć własnym oczom i przeżywała ciężki szok, ale starała się by nie było tego po niej widać. W tym momencie Łapa był w 100% pewien, że osiągnął połowę tego o co mu chodziło! A to czy osiągnie tę druga połowę zależało od reakcji Evans. Jeśli Ruda go wyśmieje to Dor będzie triumfować, ale jeśli wszystko poszłoby zgodnie z jego wolą…
Istniał również morderczy wzrok Pottera, który mówił „zabiję cię jak się do ciebie dorwę”, ale Syriusz podchodząc do tego optymistycznie był pewien, że z tym akurat sobie poradzi…
Lily zaskoczona ta nagłą propozycją zaniemówiła. W jednej chwili zrobiła sobie bilans za i przeciw… Jedyne co chciała to zapomnieć o brązowych oczach i tych rozczochranych włosach, a ściąganie na siebie nienawiści Dorcas byłoby czymś niewłaściwym, ale czy to nie jest najlepszy pomysł, by pozbyć się Pottera?
- Jak chcesz!- rzuciła z chytrym uśmiechem siadając na kolanach Blacka. Wiedziała już, że przegięła, widziała tę złość w oczach zarówno Dori jak i James’a. W jednym momencie chciała z powrotem stanąć na własnych nogach, ale było za późno!
Syriusz widząc czystą zazdrość i wściekłość blondynki zaczął sobie układać idealny plan w głowie… W tej chwili nie liczyło się nic więcej.
- Wygodnie?- spytał zerkając na zielone oczy Lil.
- No to nie to samo co fotel…- Evans uśmiechnęła się szukając jakiegoś pretekstu, by się uchować od morderczych spojrzeń przyjaciół. Teraz wiedziała, że Sheryl również się jej przygląda i to z dziką nienawiścią. Nie rozumiała tego jeszcze tak dobrze…
Łapa odwzajemnił ten niepewny uśmiech powoli pozwalając sobie na więcej. Delikatnie objął Rudą w pasie jednocześnie nie dając jej drogi ucieczki. Wciąż obserwował reakcję Meadows. Zdawało się, że lada moment blondynka zerwie się i wybiegnie z pokoju wspólnego. Nie czuł większej radości już od jakiegoś roku, kiedy to huncwotom udało się zdewastować PW Slytherinu i uniknąć szlabanu.
- Szkoda, że nie wpadłem wcześniej na pomysł zajęcia tego fotela.- Black uśmiechnął się huncwocko.
- O tak!- Lil zdławiła śmiech przypominając sobie o rzuconym niedawno zaklęciu.- Jak ja żałuję, że wcześniej nie wpadłam na pomysł, aby go podpisać. – posłała Syriuszowi perlisty uśmiech.
Łapa przekręcił się odrobinkę na miejscu.
- Niewygodnie ci?- Zielonooka popatrzyła na niego pytającym wzrokiem.- Mogę zejść. – stwierdziła zadowolona, bo znalazła wreszcie idealny pretekst, aby opuścić kolana Syriusza.
- Ależ dla mnie to sama przyjemność. – brunet przytrzymał ją w ostatniej chwili, kiedy miała już zejść.
- Ja idę na górę. – wypaliła nagle Dorcas nie mogąc już dłużej usiedzieć patrząc na swoją najlepszą przyjaciółkę i byłego chłopaka.
- Zostań.- poprosiła Ruda. Zaczynała mieć poważne wyrzuty sumienia. Postąpiła egoistycznie i nierozważnie!
- Właśnie Dor, zostań z nami.- Black popatrzył na nią z błyskiem w oku. – Chyba nie chcesz uciec…- rzucił jej uśmiech typu „jeden zero dla mnie”.
Wszystko to strasznie wyprowadziło ją z równowagi. Nie wiedziała czy ma ochotę krzyczeć, bić, rozpłakać się… Potrzebowała chwili wytchnienia, by zadecydować w samotności i najprawdopodobniej zrobić wszystko na raz.
- Idę dokończyć wypracowanie. – chwyciła swój pergamin ze stołu i pobiegła na górę.
Lil powiodła za nią wzrokiem i wiedziała już, co zastanie jak wejdzie do dormitorium. Nienawidziła, gdy którakolwiek z przyjaciółek smuciła się z jej powodu. W jednej chwili wstała odrzucając dłonie Syriusza i bez słowa ruszyła na schody.
- A ty dokąd?- usłyszała za sobą wołającego Łapę.
- Tam gdzie jestem potrzebna, pocieszę, przytulę, a jak trzeba będzie to przeproszę. – stwierdziła Evans rzucając buntownicze spojrzenie Blackowi zupełnie jakby właśnie jego obwiniała za wszystko. – I… Syriusz. – Lil nagle uśmiechnęła się wrednie. – Czy mógłbyś coś dla mnie zrobić? – spytała z figlarnymi iskierkami w oku.
- Oczywiście…- odparł nie wiedząc nawet o co chodzi.
- Wstań i nie siadaj na nie swojej własności.- mrugnęła do niego okiem po czym zniknęła na schodach wiodących do dormitoriów dziewcząt.
-Phi!- prychnęła Sheryl wściekłą. Czy Lily nie widziała tych brązowych oczu? Czy nie wie jak bardzo go rani?! Ona sama w życiu nie postąpiłaby w ten sposób. Miała ochotę pójść do Dorcas i Rudej i wyrzucić jej wszystko. Wszystko co zrobiła źle!
Black podejrzewając coś wstał i spojrzał badawczo na obicie fotela. No tak! Teraz jest podpisany…
- Podpisała.- mruknął przyglądając się wyszytym zieloną nicią imieniu na siedzeniu.
Nagle dobiegł go dokuczliwy chichot Pottera. Zapomniał, że teraz ma u swojego przyjaciela trochę na pieńku. Postanowił to zignorować, ale po minucie śmiać zaczęła się również Sheryl, Jasmine i Remus.
- Co was tak bawi? – spytał z pretensją.
- Nie tylko fotel podpisała.- podsumował Lupin.
- Że co? – Łapa zerknął na wszystkich jak na idiotów.
- Och, nieostrożnie jest siadać na podpisywanych przedmiotach. – odezwał się James z nieukrywaną satysfakcją. – Jak obejrzysz swoje spodnie…- znów zaniósł się śmiechem.
To wystarczyło do wzbudzenia pewnych podejrzeń. Biorąc pod uwagę, iż Zielonooka rzuciła odpowiednie zaklęcie, a on wtedy siedział na fotelu… Mogło zadziałać i na niego.
Szybko okręcił się zerkając na tył spodni. Po chwili nie mogąc w to uwierzyć zmrużył oczy w mściwym wyrazie.
- Zabiję ją…- powiedział, a wszyscy roześmiali się jeszcze bardziej. – Jesteście wredni.- pokazał im język.- Idę do siebie.- podniósł dumnie głowę i wszedł na schody do dormitoriów chłopaków.
Wśród śmiechu i rozbawienia wszyscy non stop zerkali na przepiękny napis na tyłku Syriusza wyszyty tą samą zieloną nitką- Lily.






- Dorcas? – Lil weszła do pomieszczenia nie zważając na krzyki oraz odgłos rozbijanych przedmiotów, które słyszała za drzwiami.
Na jednym z łóżek leżała dziewczyna, a jej blond układały się pasmami na pościeli. Szlochała bardzo głośno co jakiś czas uderzając pięścią w poduszkę i mówiąc coś w rodzaju „dlaczego jestem taka głupia”.
Lily dopiero teraz poczuła się bardzo głupio. Wszystko przez nią. Dlaczego nie pomyślała o tym zanim usiadła na kolanach Syriusza i zanim dwie osoby popatrzyły na nią tak boleśnie i nieszczęśliwie.
- Dorcas, proszę…- Ruda przeciągnęła dłonią po kosmykach włosów przyjaciółki.
Meadows zerwała się patrząc przestraszona swoimi zapłakanymi oczami.
- Nie teraz Lil!- powiedziała stanowczo wstrzymując płacz.
- Ale..
- Nie teraz powiedziałam!- Zielonooka zdała sobie sprawę z tego, że to nie Dori potrzebuje, aby ją pocieszać tylko ona. To Lilian tak bardzo pragnęła przytulić się do koleżanki i mieć pewność, że wszystko będzie tak samo jak dawniej, iż to tylko chwilowa przerwa…
- Dorcas, ja…
- Nie chcę twoich tłumaczeń!- blondynka wytarła oczy. – Jeśli nie chcesz oberwać jakimś ostrym przedmiotem to lepiej mi daj spokój na jakiś czas, bo teraz to pałam do ciebie nienawiścią, zazdrością i wszystkim tym, co złe. – Meadows znów wtuliła twarz w poduszkę.
Oczywisty był koniec rozmowy, ale i straszny w konsekwencjach dla Lil. Teraz to ona miała ochotę kogoś zdrowo uderzyć, a najlepiej chyba byłoby gdyby dostała sama za własną głupotę.
Rozpaczliwie potrzebowała pocieszenia, ale od kogo? Jas pewnie siedzi z Lupinem, Sheryl zapewne zajęła się pocieszaniem Pottera, Doriana nie znajdzie, bo to on musi chcieć ją zobaczyć, a co najgorsze Dorcas nie miała ochoty z nią gadać.
Dlaczego nie ma wsparcia wtedy kiedy go najbardziej potrzebuje? Ogromny żal zebrał się w jej sercu. To zbyt wiele nawet jak dla panny Evans.
Podbiegła do szafki nocnej, a po chwili ściskając w rekach swój pamiętnik wybiegała z zamku. Zwolniła dopiero, gdy była pewna, że nikt jej nie będzie szukać. Dziwne to było… Uciekała od wszystkich, ale w głębi serca miała nadzieję, że ktoś pobiegnie za nią. Nikogo nie było…
Podeszła pod swoje ulubione drzewo i usiadła opierając się o jego pień. Zbierało się jej na płacz. Wszystko zdawało się być beznadziejne. Czy nie potrafi nic innego jak ranić? Sama była zraniona… zraniona przez siebie. A teraz siedzi sama. Z własnej woli i płacze nad swoją samotnością.
Wiedziona rozżaleniem otworzyła pamiętnik na pierwszej lepszej stronie. Ten wpis nie będzie miał daty… Nie będzie nawet w kolejności w jakiej być powinien. Wzięła do ręki pióro i… Dotarło do niej, że w zasadzie nie wie co chce napisać.
- Beznadzieja!- jęknęła chowając twarz w dłoniach. Podoba jej się ktoś kogo nienawidzi, zachowała się okropnie przez co jej najlepsza przyjaciółka nie ma ochoty jej na oczy widzieć! Nie powinna była dopuścić do takich wydarzeń. Mogła temu zapobiec! Mogła…
W porywie złości na samą siebie zapisała w pamiętniku cytat z jednej z książek jakie przeczytała ucząc się w mugolskiej szkole. Spojrzała na kartkę zapisaną czterema rządkami literek. To się w ogóle nie ma prawa odnosić do obecnej sytuacji!
Dlaczego napisała takie głupoty?! Wahając się chwyciła za kartkę gotowa ją wyrwać.
- To jest tu niepotrzebne.- powiedziała przekonując siebie. Nie zdążyła jednak nawet oberwać kawałeczka strony!
Nagle nie wiadomo skąd usłyszała plątaninę słów z czego nie potrafiła zrozumieć nic. Zupełnie jakby ktoś przekrzykiwał te słowa. Rozejrzała się mając nadzieję zobaczyć kogokolwiek kto mógłby narobić tyle zamieszania, ale nie! Wciąż była sama.
Na dodatek wszystko zaczynała brzmieć coraz głośniej i wyraźniej. Zakryła dłońmi uszy, ale to nic nie pomogło. Wręcz przeciwnie! Robiło się głośniej i głośniej…
Przestraszona zacisnęła powieki nie mogąc wytrzymać tego huku we własnej głowie. Co się z nią działo?! Miała ochotę krzyknąć i wszystko uciszyć, ale nie dała rady! I wtem poczuła jak ktoś delikatnie szturcha jej ramię. Otworzyła oczy i wszystko ucichło…
Zamrugała kilkakrotnie i odwróciła się. To co zobaczyła ucieszyło ją jak nic dzisiejszego dnia! Bez zastanowienia rzuciła się zwierzęciu na szyję. Westchnęła głęboko, kiedy w końcu przestała się przytulać do jelenia.
- Jak dobrze cię widzieć.- powiedziała uśmiechając się przez łzy.
Nie pomyślałaby, że jedynym stworzeniem jakie się zainteresuje jej osobą będzie właśnie jelonek i to należący do Pottera. Za to poczuła do niego nadzwyczajną wdzięczność. Posiadała przyjaciela w tak trudnym dla niej momencie.
Zwierze, zupełnie jakby wyczuło jej przygnębienie, po chwili podeszło bliżej i zaczęło delikatnie trącać nosem jej szyję.
- Przestań.- Lily zaśmiała się. – To łaskocze. A nie pomożesz mi w ten sposób dzisiaj. – brązowe oczy zerknęły na nią pytająco. – Tak… dziś jest wyjątkowo podły dzień. Spójrz nawet nocka jest podła. – oboje popatrzyli w niebo. Nie było widać żadnych gwiazd. Jedynie księżyc, którego każdej nocy było teraz coraz więcej. prześwitywał przez chmury. – Jestem chyba najgłupsza osobą w całym Hogwarcie. Tyle kłopotów to tylko ja potrafię narobić. – westchnęła patrząc na jelenia stojącego obok niej. Nieco dalej leżał jej pamiętnik. Nie miała ochoty go teraz podnosić.
- LILY!- rozniosło się nagle po błoniach, a Ruda podniosła wzrok patrząc w stronę zamku. Ktoś nadchodził.
Jej zwierzęcy przyjaciel uciekł do Zakazanego Lasu.
- Tu jesteś…- po ciemnych włosach i lśniących błękitnych oczach Ruda poznała Syriusza. – Wszędzie cię szukałem. – powiedział uśmiechając się do niej huncwocko. Była pewna, że coś planuje…
- Ta? – spytała pełna sarkazmu.- To idź sprawdź czy mnie nie ma w pokoju wspólnym. – wskazała palcem na twierdzę zwaną Hogwartem nie spuszczając z Syriusza oka. Wiedziała, że w pobliżu czai się jeleń, z którym nie zamierzała się dziś zbyt szybko rozstawać.
- Bardzo zabawne. – Łapa skarcił ją wzrokiem.- Ja przyszedłem złożyć ci propozycję pewnej umowy…- to wystarczyło, by rozbudzić jej ciekawość.
- Jakiej umowy?- zapytała przyglądając mu się wnikliwie.
- Jesteś sama?- Black rozejrzał się nerwowo na boki. Oczywiście, że nie była sama! Zwierzę Pottera czekało, aż intruz… Zaraz! Jeśli to jeleń James’a to dlaczego teraz schował się przed Syriuszem? Doskonale pamiętała jak Black niegdyś stał bardzo blisko zwierzęcia, a teraz jej przyjaciel chowa się wśród drzew.
- Tak.- skłamała mając nadzieję, że wie co robi.
- Dobrze.- Łapa podszedł do niej i ściszył głos.- Widzisz, ja przez długi czas zastanawiałem się co zrobić, aby…aby uzyskać odpowiedni efekt.
- W czym?- Lil patrzyła na niego pytająco. Nie rozumiała nic z jego słów.
- Oj, słuchaj! Dziś sprawiłaś, że odpowiedź przyszła sama. – uśmiechnął się chytrze, ale Ruda nie przestawała patrzeć na niego jak na wariata zupełnie nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Wiesz, Black, idź się lepiej prześpij, bo nie wiesz co mówisz.- poklepała go po ramieniu z przymilnym uśmieszkiem i popchnęła w stronę zamku.
- Czy wam dziewczynom zawsze trzeba wszystko tłumaczyć dosłownie?- spytał pełen pretensji. Nie lubił kiedy ktoś robił z niego idiotę.
- Tym zasadniczym, trzymającym się faktów paniom, które mają ambicję tak! Powinieneś przyjść i powiedzieć mi bez ogródek o co ci chodzi!- krzyknęła mu w twarz. Była wściekła i zniecierpliwiona. Po co on tu przylazł?
- Jak uważasz!- Syriusz podniósł prowokacyjnie jedną brew. – Lily, czy zostaniesz moją dziewczyną? – spytał z szaleńczym błyskiem w oku.
- Chyba całkiem cię pogięło. – rzuciła Evans nie wierząc własnym uszom. – Naprawdę powinieneś wypocząć, bo zaczynasz szaleć. – pokręciła z niedowierzaniem głową patrząc na Blacka jak na jakiś rzadki okaz.
- A właśnie, że to najlepszy pomysł jaki miałem od jakiegoś czasu. – uśmiechnął się huncwocko co dziewczynie się nie spodobało. – Wyobraź sobie, że wszyscy myślą, że jesteśmy parą, a my w rzeczywistości po prostu mamy pewien układ.
- Jaki układ?- Lil zmrużyła oczy tym samym dając ostrzegawczy znak, iż Łapa wchodzi na grząski grunt.
- Och, układ na mocy, którego ja pomagam tobie, a ty pomagasz mnie….
- W czym?- zaciekawiła się wciąż zerkając nieufnie. Miała mnóstwo podstaw, aby odmawiać huncwotom!
- Moja sytuacja jest prosta…- Syriusz zamyślił się na chwilę.- Jestem pewien, iż Dorcas ci ją naświetliła. – uśmiechnął się promiennie.
- Nic mi o tobie nie mówiła prócz tego co dotyczyło jej samej. – Evans wzruszyła obojętnie ramionami.
- Więc wiesz, że nie chce do mnie wrócić!- krzyknął triumfalnie. Tuszując w ten sposób własny żal.
- A dziwisz się jej? Po raz pierwszy ją popieram! Zrobiła coś bardzo mądrego i tyle. – Ruda postanowiła być całkowicie szczera. W gruncie rzeczy taka była prawda. – Ile razy można ci wybaczać i darować? Nie potrafiłeś docenić tego co miałeś, więc teraz nie masz nic!
- Ale wszystko da się odzyskać.- stwierdził z diabelskim grymasem Łapa.
- Nie, tym razem nie masz szans.- Zielonooka miała sto procent pewności własnej tezy. Meadows się zawzięła i nie da mu kolejnej okazji do zdradzania.
- Ale jeśli wezmę na dziewczynę jej najlepszą przyjaciółkę, to biorąc pod uwagę jej dzisiejsze spojrzenie i to jak wybiegła z pokoju wspólnego…
- Jesteś jeszcze większym egoista niż myślałam!- Lil przerwała mu wściekła zdając sobie sprawę z tego co jej proponuje.- Myślisz, że zrobiłabym to Dorcas?! Że poświęciłabym naszą przyjaźń dla twojej zachcianki?! Jesteś głupi! Idź stąd!- krzyknęła znów wskazując zamek.
- Przecież nie będę cię zmuszał więc może dasz mi skończyć?- popatrzył na nią sarkastycznie, jakby zupełnie nie rozumiał jej wybuchu gniewu. – Zanim odmówisz odpowiedz mi na jedno pytanie.
- Jakie?- zapytała podświadomie wyczuwając w tym coś niedobrego. Ukrytą pułapkę na własne słowa. Wiedziała, że Syriusz miał jakiegoś asa w rękawie, ale to pytanie wyszło tak odruchowo.
- Dlaczego go unikasz? Czemu nie patrzysz mu w oczy tak jak to robiłaś jeszcze niedawno, gdy krzyczałaś. Czemu teraz nie krzyczysz i nie czepiasz się? – w błękitnych oczach pojawił się wyraz zadowolenia.
Lily nagle zamarła. Nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć tak, aby wygrać. Znów zapragnęła schować się i uronić choć jedną łzę, by nikt jej nie widział, by ulżyć samej sobie.
- To są trzy pytania. – odparła odwracając wzrok.
- I unikasz odpowiedzi. Ale ja wszystko widzę!- Black złapał ją za nadgarstek, aby nie mogła odwrócić się i uciec. – Powiedz czego ty oczekujesz zachowując się w taki sposób?!
- Oczekuję swobody i spokoju!- krzyknęła nagle. – Nic nie jest tak proste jak ci się wydaje!
- W normalnym świecie wszystko jest proste, ale w twoim zawsze są komplikacje.- prychnął Łapa. – Czekasz na cud? Aż sprawa sama się rozwiąże? – przewrócił oczyma.
- Czas pomaga zapomnieć!- uparła się tej myśli jak ostatniej deski ratunku. Tonęła. A Syriusz właśnie zyskiwał znaczną przewagę po mistrzowsku uderzając tam gdzie trzeba.
- Ale ty go widujesz codziennie Lil…- nagle przybrał spokojny i współczujący ton głosu. –Nie dasz sobie rady jeśli on będzie pamiętał. Musisz zrobić wszystko żeby zrezygnował.
- Black ile lat próbowałam?! Tyle razy chciałam się pozbyć Pottera, a on nie słuchał, więc w jaki sposób miałabym zrobić to teraz? To jest niewykonalne. – westchnęła chowając twarz w dłoniach. Taka bezsilna, bezradna… Nie mogła uwierzyć, że rozmawia o tym akurat z Syriuszem!
- Ale jakbyś zaczęła chodzić ze mną…- zerwała się patrząc na Łapę przestraszonym wzrokiem. – Dziś na przykład James wyglądał na bardzo niezadowolonego…
- Chcesz mnie podejść!- stwierdziła z oburzeniem.
- Nie… Ja ci tylko otwieram kilka dodatkowych propozycji. – przeczesał dłonią jej włosy. – Umowa na jakieś 2 tygodnie i oboje mamy to co chcieliśmy.
- Ale Dorcas…
- I oboje ponosimy takie samo ryzyko. Ja przyjaźnię się z Rogaczem, a ty z Dorcas, więc możemy zostać bez przyjaciół. To jak?
Evans wahała się. Musiałaby poświęcić zbyt wiele, aby się pozbyć Pottera. Co było dla niej ważniejsze? Dorcas sama mówiła, żeby znalazła sobie chłopaka i zapomniała, a tu taka okazja…
- Nie.- powiedziała. – W życiu nie zrobiłabym tego Dorcas.
Syriusz zaklął ze złości.
- Po co ja tracę czas?!
- Nie wiem. Ja od początku mówiłam, że się nie zgadzam, ale ty…
- Dość!- Łapa przerwał jej z dziką wściekłością. – Masz dwa wyjścia… Pierwsze: z moją pomocą pozbywasz się Rogasia, a drugie: wszystko organizuję tak wspaniale, że jeszcze dziś odpowiednie osoby będą przenosić pewne plotki o wspomnieniach panny Evans z odwiedzin u siostry.
- Nie zrobiłbyś tego…- Ruda zmierzyła go mściwym spojrzeniem.
- Założymy się? – po wyrazie twarzy Blacka można było odczytać w jakim jest stanie. Teraz Lil określiłaby to słowem „desperat” albo „wariat”.
- Miało być bez szantażu i zmuszania!- wycedziła przez zęby.
- Skoro inaczej się nie da to trudno. – Syriusz uśmiechnął się złośliwie. – Wchodzisz w to?




Jasmine zastanawiała się co mogłaby jeszcze zrobić, aby Remus stał się choć odrobinkę odważniejszy lub żeby dał jej jakikolwiek znak co ona ma teraz zrobić. Właśnie tak jak teraz wyglądało każde ich spotkanie.
Lupin siedział obok bawiąc się swoimi palcami. Zupełnie jak dziecko wykręcał je sobie nie mając innego zajęcia. To dodatkowo wprawiało Jas w zakłopotanie. Lubiła się z nim spotykać, ale miała powoli dosyć takiej bezczynności i własnej nieśmiałości, że nie wspomni już o chłopaku siedzącym obok. Zawsze to ona odzywała się szukając wspólnego tematu. Postanowiła to zmienić.
Bez słowa wstała i wzięła swój arkusz pergaminu oraz pióro i zrobiła kilka powolnych kroków w stronę dormitorium dziewcząt.
- Idziesz?- usłyszała za swoimi plecami.
- Tak.- odwróciła się patrząc na spokojną twarz Lunatyka. Zawsze był opanowany. Lata wśród takich łobuzów jak Potter czy Black zrobiły swoje i teraz chyba nic nie mogło wyprowadzić go z równowagi. – Mam jeszcze sporo pracy do zrobienia, a jutro mam oddać…
- Mogę ci pomóc jeśli chcesz. – wpadł jej w słowo wciąż wpatrując się w jej oczy. Posłała mu promienny uśmiech.
- Nie chcę cię wyzyskiwać w ten sposób.
-Ale ja to zrobię z największą przyjemnością. Uwielbiam wyczerpujące wypracowania. – powiedział również uśmiechając się lekko.
- Nie dziś. – podeszła do niego i pocałowała w policzek. – Jest za późno na wspólne odrabianie lekcji. – stwierdziła całkowicie poważnie.
- Skoro tak uważasz… - Elvin odniosła wrażenie jakby zrobiła coś bardzo złego, gdy Remus powiedział to takim tonem. Pozostało w niej uczucie winy, które męczyło strasznie. Nie potrafiła tak odejść.
- Remusie?- odezwała się po krótkiej chwili. – A nie umówiłbyś się ze mną na jutro wieczór?- spytała z odrobiną zażenowania. Sama nie wiedziała skąd zdobyła się na odwagę pytać o takie rzeczy!
- Nie.- odparł chłopak smutno. – Jutro nie mogę. – dziewczyna także posmutniała. – Cały ten tydzień niestety nie będę mógł się z tobą spotkać. Będę miał sporo pracy…
- A wieczorem? – rzuciła z nadzieją. Zaskakujące było to, iż tak się na cokolwiek uparła.
- Wieczorami tym bardziej. Wiesz, że noce bywają niebezpieczne. – spuścił głowę próbując ukryć samego siebie.
- Trudno…- Jasmine westchnęła. – Dobranoc.- wbiegła na schody, a zatrzymała się dopiero u drzwi dormitorium, gdzie napisane było „ Klasa VI”, a pod spodem mniejszymi literkami „Sheryl Corvin, Jasmine Elvin, Lily Evans, Dorcas Meadows”. Piątej nigdy nie było. Zawsze tworzyły kwartet i przyjaźniły się wszystkie. Nie wyobrażała sobie, by mogło to być inaczej.
Bliską znajomość z Huncwotami zawdzięczając najbardziej Lil. To przez nią po raz pierwszy obudziły się mając w dormitorium czwórkę gości. Oczywiście maczał w tym palce Potter, którego Ruda obrażała, wyzywała, przeklinała, bombardowała zaklęciami, karała szlabanami, a jakby mogła to by go dosłownie pobiła, gdyż wiele razy próbowała go uderzyć, ale chłopak znany był ze świetnego refleksu, więc zdążył zrobić unik nim ona zamachnęła się porządnie.
Jas nic się nie układało. Remus nie ma dla niej czasu. Może wcale nie ma ochoty się z nią spotykać, a ona tym razem chciała pociągnąć go ze sobą.
Na domiar złego sytuacja w domu była okropna z tego co się orientowała. Bardzo martwiła się o swoją babcię, choć podświadomie wiedziała, że prawdopodobnie więcej jej nie zobaczy. To z całkowitą pewnością Ten – Którego – Imienia – Nie – Wolno - Wymawiać w znakomity i mistrzowski sposób uzupełnił swoją rządzę mordu. Ale czy taki człowiek, a raczej potwór zrobiłby coś od tak sobie? Może gdzieś w tym tkwi ukryty sens, a ona tego nie dostrzega? Była pewna, iż babcia żyje, ale jej mama nie słuchała. Liczne listy, które Elvin wysłała zostały potraktowane jako akt rozpaczy po utracie członka rodziny. Wszyscy uznali jej babcię za umarłą. Samej Jasmine, nawet gdyby wiedziała gdzie ma szukać, nie starczyłoby odwagi, by odnaleźć babcię. Bezpieczniej teraz czuła się w Hogwarcie dlatego bała się wracać do domu na święta. Zupełnie jakby przeczuwała coś niedobrego.
Oparła się o drzwi z tym niepohamowanym smutkiem i lękiem tego co się jeszcze nie wydarzyło i tego, iż Sam-Wiesz-Kto mógłby dopuścić się porwania kogoś jej bliskiego nie tylko dla własnej przyjemności, ale i swojego interesu. Nienawidziła ciemnych, niewyjaśnionych spraw….
Nagle poczuła, że traci oparcie i pada na twardą posadzkę.
- Ups!- Dorcas niemalże natychmiastowo pomogła jej wstać. – Przepraszam, nie wiedziałam, że ktokolwiek stoi i opiera się o drzwi.- wyjąkała choć dziwnie to brzmiało.
- Bo niby skąd mogłaś wiedzieć?- uśmiechnęła się smutnie Jas. – Stało się coś?- spytała widząc roztrzęsioną przyjaciółkę.
- Muszę… musze przeprosić Lil. Zachowałam się okropnie, powiedziałam, że nie chcę jej widzieć na jakiś czas, a ona mnie wtedy przepraszała. – Dor schowała twarz w dłoniach na krótką chwilę, a potem przeciągnęła ręką po włosach układając je odrobinę. Miała taki zwyczaj, gdy się denerwowała.
- Masz zamiar biegać teraz po całym Hogwarcie i próbować ją znaleźć? – blondynka pokiwała głową z roztargnieniem. – To bezsens Dorcas. Lily może być wszędzie. Ona jest prefektem, a ty nie, więc każdy kto cię zobaczy będzie ci mógł dać szlaban. Uspokój się odrobinę i poczekaj lepiej wewnątrz.
- A jeśli ona chodzi, gdzieś samotna? Boże tak mi przykro…- Meadows widocznie dręczyły wyrzuty sumienia. – Wszystko z mojej winy, bo musiałam się unieść gniewem choć ona nic złego nie zrobiła!
- Dorcas…- Jas westchnęła ciężko. – Pamiętasz jak ukradłaś jej eliksir miłosny tylko po ty, żeby go wlać do jej soku?
- Tak… Ale co to ma wspólnego z…
- Czy nie zapomniała o tym?- Elvin spojrzała pytająco w błękitne oczy Dori.
- Oczywiście, że zapomniała! – oznajmiła dziewczyna.
- Więc wyobraź sobie, że większej głupoty już zrobić nie można, a Lily wbrew ognistemu temperamentowi wybacza wszystko tym, na których jej zależy.






Powoli zaczynało padać, a ona wciąż nie ruszała się spod drzewka pod, którym siedziała. Nastrój, jaki jej towarzyszył można było nazwać słowem „melancholia”. Zawsze uważała, że to piękny wyraz, a teraz to dodatkowo ja dołowało.
Syriusz zniknął stąd z wyrazem triumfu kilkanaście minut temu, a jej zwierzęcy przyjaciel chyba postanowił nie wychodzić już z lasu na dziś. Dorcas jest wściekła, zresztą Sheryl też. A od jutra zacznie denerwować jeszcze bardziej zarówno najlepszą przyjaciółkę jak i Pottera.
Kropelki deszczu rozbijały się na jej twarzy spływając po policzkach jak łzy. Nie płakała… Zbierała w sobie siły na następny dzień. I kiedy usłyszała szelest liści gdzieś w pobliżu, nawet się nie odwróciła. Nie poruszyła się, kiedy ktoś szturchnął ją lekko dając znak, aby wracała do zamku.
- Jeszcze nie.- powiedziała zamykając oczy. – Ty się lepiej schowaj, bo zmokniesz, a nie chcę cię mieć na sumieniu. – dopiero po tych słowach obdarzyła przeciągłym spojrzeniem posturę jelenia.
Sama nie wiedziała czy to z powodu własnego przygnębienia czy rzeczywiście zwierzak wydał jej się smutny. Uszy miał przyklapnięte i spojrzenie pełne żalu. Lil zrobiło się niezmiernie przykro. Objęła jego szyję czując się taka bezradna. Przez moment zdawało się, że jelonek cofnie się i odepchnie ją, ale stał prosto pozostając obojętny przez kilka pierwszym sekund, a dopiero później pochylił głowę, kładąc ją dziewczynie na ramieniu.
- Inteligentne z ciebie zwierzę skoro próbujesz teraz mnie unikać. – stwierdziła z żalem. – Sama siebie bym unikała gdybym mogła. – czuła się tak jakby zły i przygnębiający nastrój był jej winą. Wszystko dziś spadało na nią.
Nagle jeleń podszedł do pamiętnika moknącego nieco dalej. Wziął go w pysk i przyniósł kładąc przy dłoni Lily. Kartki same przewróciły się na słowa, które Ruda zapisała ostatnio. Evans nie zwróciła na to większej uwagi. Zastanawiała się czy powinna już wrócić…czy może jeszcze posiedzieć na deszczu. Tylko zdążyła przymknąć oczy, a usłyszała odgłos wyrywanej kartki. Poderwała się patrząc chwytając karteczkę z pyska jelonka. Zerknęła na nią nerwowo, a następnie spojrzała na swojego przyjaciela, jedynego jakiego posiadała w tym momencie.
Patrzył na nią smutno zupełnie jakby zrobił coś złego i dostał naganę. Tak bardzo pragnęła żeby chociaż on nie był zły, ani przygnębiony.
- Oddam ci ją, ale nie pokazuj tego nikomu. Schowaj, gdzieś i ukryj przed wszystkimi. – powiedziała patrząc zdecydowanie w brązowe oczy. Jeleń tylko z powrotem pochwycił kartkę.
Zielonooka westchnęła głęboko i wstała.
- Dobranoc.- powiedziała tylko jak zwykle składając pocałunek na pyszczku przyjaciela. Chwilę później znikała w ciemnościach nocy.
Spod drzewa nagle zniknął jelonek, a na jego miejsce pojawił się chłopak w okularach i mokrych, rozczochranych włosach. Zmarszczył brwi patrząc na kartkę z pamiętnika i wkładając ją bezpiecznie do kieszeni.
Wszystko się złamało i wyszarzało. Świat stracił wiele barw po tym co udało mu się usłyszeć z ust samego Blacka- jego najlepszego przyjaciela. Jeśli jemu zachciało się układów, to on dla niego także pomoże zawierając zupełnie inny układ. I zobaczymy kto na tym wyjdzie lepiej, a kto gorzej, o wiele gorzej….






„Najgorzej to chyba mam ja”- pomyślała Lily wchodząc po schodach do swojego dormitorium. Wyglądało na to, że cały świat odwraca się przeciw niej! Już nie miała siły na nic! Spotkanie z Rogasiem pomogło jej odrobinkę, choć wracała z wyrzutami sumienia.
Nie powinna pomagać Blackowi, ale oboje poszli na ustępstwo. Ona nie będzie zaprzeczać, a on skutecznie wszystko opowie po swojemu. Tyle wystarczy… Lil nie miała zwyczaju kłamać. Nawet w obliczu zagrożenia mówiła tylko prawdę, pewna, iż to jedyny sposób na przetrwanie.
Cicho uchyliła drzwi zaglądając do środka. Dziewczyny już spały. Widziała Dorcas oddychającą spokojnie i Sheryl przykrytą kołdrą. Łóżka Jasmine nigdy nie było widać z wejścia. Trzeba było zrobić kilka kroków do przodu….
Tak właśnie Evans wyszła na środek pokoju. Jas również spała. Ale tylko ona ostatnio miewała koszmary. Strasznie się wierciła w nocy, zaciskała powieki, rozkopywała.
Ruda była pewna, że to utrata ukochanej babci tak nią wstrząsnęła. Ona sama nie wiedziała co by zrobiła na miejscu swojej przyjaciółki. Chyba pojechałaby do domu i odsiedziałaby tam jakiś czas upewniając się, iż nic nie szkodzi reszcie rodziny.
W ogóle Lilian podziwiała wszystkich, którzy tak świetnie radzili sobie z utratą bliskich. Przy problemach tego świata jej rozterka zdawała się być tak malutka. Kim była Lil w całym tym społeczeństwie? Szarą jednostką idącą przez życie i zbierającą doświadczenia. W przyszłości założy rodzinę zwyczajną i wtapiającą się w tło… Nienawidziła być typowa. Z tłumu wyróżniały ją rude włosy, a co wyróżni ją, gdy skończy Hogwart?
Usiadła na skraju łóżka Elvin przyglądając się przepięknym lokom układającym się miękko na poduszce. Jas przez sen przygryzła jedną wargę i ścisnęła powieki. Wyglądała rozbrajająco i bezbronnie. Tam gdzie teraz była musiały dziać się dziwne rzeczy…
Lily ujęła delikatnie jej dłoń, a Jasmine ścisnęła ją mocno.
- Lily?- dziewczyna spytała zaspanym szeptem oddychając głęboko jakby w lekkiej panice.
- Tak…- Zielonooka odrobinkę zaskoczona nie wiedziała, czy jej przyjaciółka gada przez sen czy może się obudziła.
- Miałam straszny sen…- głos Jas załamał się i szatynka zaczęła przecierać niedawno otwarte oczy.
- To był tylko sen.- Lily powiedziała łagodnie próbując złapać spojrzenie koleżanki. Tamta jednak chowała twarz to w dłoniach, to odwracała się najwidoczniej chcąc się uspokoić. – Jasmine popatrz na mnie. – Evans poprosiła spokojnie. W jednej chwili bursztynowe oczy napotkały wzrok tych zielonych. Stało się coś dziwnego.
Lil znów usłyszała coś choć nikt się nie odezwał. Tym razem to była jedna osoba. Rozejrzała się mimowolnie po pomieszczeniu. Robiło się głośniej i głośniej…. To była dziwna plątanina wyrazów, ale jeden głos! Dziewczęcy głos…
Jęknęła osuwając się na ziemię. Zmrużyła oczy i wplątała dłonie we włosy zasłaniając uszy. Nagle zobaczyła czyjąś sylwetkę. Szczupła, wysoka, z burzą długich włosów do pasa…. Zbliżała się. I…i… „LILY”- zabrzmiało jej wyraźniej niż kiedykolwiek i wtedy poczuła jak ktoś ją szturcha. Zdała sobie sprawę, że siedzi na posadzce, powoli otworzyła oczy widząc zmartwioną twarz Jasmine.
- Nic ci nie jest?- Elvin spytała poważnym tonem.
Ale Lil nie słuchała. Zaabsorbowała ją postać, którą zobaczyła. To ktoś znajomy? Nieważne! Musi wiedzieć kto to jest! Musi! Choćby to miało oznaczać ponowne słuchanie tej plątaniny głosów, słów….
- Nic.- odparła nagle przypominając sobie o obecności przyjaciółki.
- Przestraszyłam się.- powiedziała szatynka pomagając jej wstać.
- Ja też. Mam ostatnio problemy z głową. Jak to brzmi…- zauważyła. – Jestem trochę przepracowana i często mnie boli.- uśmiechnęła się spokojnie.
- Powinnaś poćwiczyć oklumencję.- to stwierdzenie padło z ust Jasmine całkowicie zbijając z tropu Rudą.
- Że jak?- spytała nie wierząc własnym uszom.
-Ech, zapomnij!- westchnęła Elvin kładąc się spać. – Dobranoc.






Już z samego ranka James wyczuł inne zachowanie przyjaciela. Może dlatego, że wiedział? A może w tym było coś nadzwyczajnego? W każdym bądź razie Syriusz wstał o wiele wcześniej niż zwykle. Szybko się wybrał i zbiegł na dół.
Pewnie czekał tam na nią, a Pottera bolało to jak sztylet wbity prosto w serce. Gdyby nie świadomość, iż dziewczyna zgodziła się pod wpływem szantażu to nie wiedziałby zupełnie co ze sobą zrobić. To była jedyna dobra strona tego wszystkiego- wiedział, że nie dała się skusić słysząc słowa „Potter się od ciebie odczepi”. Nie dał rady ukryć żalu, ale posiadał piękny podarunek. Tę małą karteczkę mógł czytać cały czas,
Około godziny 7 wszyscy wstali. Zaczęli zbierać się na zajęcia lekcyjne i szykować na szkolną rutynę życia. Remus pogrążony we własnych, ponurych myślach nie zwracał już uwagi na to co robi. Dlatego co jakiś czas latały szczoteczki do zębów, ubrania, po prostu robił się zwyczajny huncwocki bałagan.
- To kiedy wypada pełnia?- odezwał się Rogacz przeczesując dłonią włosy przed lusterkiem.
- Za 3 dni.- odparł Lupin bez żadnego wyrazu.
- Hej!- James spojrzał na swojego kumpla i od razu dostrzegł te przygnębienie.- Tylko mi się tu znowu nie smuć! Przecież nasze nocne wypady w czasie pełni są ekstra.- mrugnął okiem do Lunatyka.
- Tak, są. Ale przez TO nie mogę spotkać się z Jasmine. Cały tydzień. – prefekt westchnął głęboko.
- Umówisz się z nią innym razem.- zapewnił brunet.
- Wiem, że masz rację, ale czasem chciałbym być taki jak inni. Móc każdej nocy przejść się przy świetle księżyca, a nie wiecznie bać się, iż ktokolwiek odkryje mój sekret i odwróci się ode mnie…
- Myśmy go odkryli Remusie.- Potter położył rękę na ramieniu przyjaciela. – I żaden z nas przenigdy nie nazwał cię bestią czy czymś w tym rodzaju. Zawsze byłeś i będziesz naszą ostoją spokoju i rozumem, który przedstawi nam wszystko. Należysz do czwórki wspaniałych Huncwotów, a to czyni cię wyjątkowym, powalającym, przystojnym, sławnym, irytującym, wrednym, …
- Skończysz kiedyś?- spytał z przekąsem Lupin uśmiechając się blado.
- Po prostu jesteśmy boscy!
- Te boski! To powiedz mi czemu żaden z nas nie potrafi sobie dziewczyny znaleźć?- wyrzucił zmartwiony Lunatyk.
Rogacz zamyślił się chwilę, a następnie odpowiedział:
- Peter jest mały, gruby i prawdopodobnie zakochuje się w każdej dziewczynie, która powie mu „cześć”, Łapa znajduje dziewczynę pięć razy na dzień! A tą, z którą mógłby być dłużej właśnie stracił. Ty jesteś nieśmiały i dręczy cię twoja osobliwa przypadłość, zaś ja…. Ja jestem niesamowicie uparty i od kiedy przyjrzałem się bliżej pewnym zielonym oczom i długiemu rudemu kucykowi nie mogę spocząć nim nie będą należały do mnie choć na chwilę.- po skończeniu tej wypowiedzi chłopak uśmiechnął się sztucznie ponownie przypominając sobie co zastanie na dole.
Nie wiedział wtedy jak bardzo się mylił, ale czasem pod wpływem innych ludzi i tego co podpatrujemy robimy strasznie głupie rzeczy o nadzwyczajnych konsekwencjach…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:12, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Lily wstała wcześniej i nastawiła budzik dla swoich przyjaciółek. Dziś nie obudzi ich wesołym krzykiem. Dorcas i Sher pewnie wciąż są złe. Za to czekało ją spotkanie z Blackiem. Postanowiła coś sobie i tego się będzie trzymać, bo doszła do wniosku, że są rzeczy ważniejsze niż ona sama…
Umyła się, ubrała, uczesała i związała w warkocz włosy… Wszystko szło tak składnie i szybko. Wkrótce zeszła do pokoju wspólnego.
Stanęła przy oknie i zerknęła na błonia. Trawa była mokra i widać to było nawet z daleka. Jesień dawała o sobie znać.
- Paskudne warunki do quidditcha.- rozległ się nagle czyjś głos za jej plecami.
- Nie wiem. Nie znam się na tym.- powiedziała wciąż patrząc przez szybę.
- W środę mamy trening.- Syriusz zgrabnym ruchem wskoczył na parapet okna obserwując twarz Rudej.
- I co z tego?- spytała znudzonym tonem, ale chłopak nie odpowiedział. Zapadła chwila ciszy, w której Evans zbierała w sobie odwagę żeby wyjaśnić całą sytuację.
- Black…-zaczęła niepewnie.
- Hmm?
- Ja nie mogę ci pomóc.- zmarszczyła brwi, a Łapa popatrzył na nią zdziwiony.
- Jak to nie możesz? Wczoraj wszystko ustaliliśmy. Jeśli odmówisz…
- Wiem co będzie jak odmówię!- przerwała mu wściekłym tonem zerkając na niego morderczym spojrzeniem.- Za dużo bym ryzykowała, za dużo mam do stracenia.
- Dużo stracisz jak się rozmyślisz.- ton głosu Blacka stał się nagle chłodny i niemalże rozkazujący.
- Wolę stracić rozmyślając się niż ci pomagając!- wycedziła przez zęby rozeźlona.
- Nie odważysz się.- Syriusz podniósł jedną brew prowokacyjnie, nie do końca pewny czy ma rację. Lily była nieprzewidywalna.
- Zobaczymy!- krzyknęła odwracając się dumnie od niego i czyniąc pierwszy krok w kierunku wyjścia. Wygrała! Wiedziała, że robi dobrze. To słuszna decyzja wymagająca wielkiego poświęcenia. Uleciało całe poczucie winy i smutek.
Wtem poczuła jak czyjeś palce zaciskają się na jej nadgarstku.
- Black puszczaj!- wrzasnęła podenerwowana.
- Nie powiesz mi chyba, iż już wychodzisz. Zastanów się dobrze…- chłopak zaśmiał się bezczelnie i tak stawiając na swoim. W ciągu kilku sekund przyciągnął ją do siebie. Była niezadowolona i nie ukrywała tego. Próbowała się wyrwać, ale był zbyt silny, trzymał ją żeby nie mogła uciec.
Nagle na schodach do dormitoriów chłopaków pojawiła się pozostała część Huncwotów. Evans zamarła. Co by dała w tym momencie żeby stać się niewidzialną? Jedyne co mogła to patrzeć przestraszonym wzrokiem na reakcję James’a.
Potter wiedział, że na dole czeka go właśnie taki widok. Był przygotowany, ale mimo wszystko to nim wstrząsnęło. Miał nadzwyczajną ochotę powiesić Łapę i wyrzucić mu wszystko! Powiedzieć, iż słyszał o układzie…
- Nie przeszkadzajcie sobie…- Rogacz odezwał się jako pierwszy z nadzwyczajnym dystansem i chłodem. Chciał pociągnąć przyjaciół na wielką salę, ale nagle echem rozlały się dziewczęce głosy.
W myślach Lily pojawiła się postać Dorcas z wczorajszego wieczoru. Nie zważając na to, że gapi się na nią Peter, Remus i James (ten ostatni z dziką zazdrością w oczach) zaczęła wyczuwać zagrożenie. Nie potrafiła ranić przyjaciół! Szarpnęła się mocno próbując wyrwać z uścisku Blacka. To nic nie dało… Była jak zwierze na uwięzi, jak w potrzasku. Złapał ją i nie wypuści póki nie straci wszystkich sił do walki. Im wyraźniejsze były głosy jej przyjaciółek tym bardziej się miotała, a im bardziej chciała się wydostać tym mocniejsze i silniejsze stawały się sploty jakimi ją otoczono.
Rogacz widział tę panikę w zielonych oczach. Czyżby nagle się rozmyśliła? Stchórzyła w obliczu trudnego zadania? Coś było w tej nieskazitelnej walce o wolność. W pewnym momencie nadepnęła nawet Syriuszowi na nogę byleby ją puścił.
I wtedy stało się to, czego najbardziej obawiała się Lily. Przed nią, przy zejściu z dormitoriów dziewcząt, ukazała się pierwsza osoba, która natychmiast zatrzymała się wlepiając wzrok w Syriusza, wciąż trzymającego Lil.
W Sheryl coś się wzburzyło po raz kolejny! Silna i uzasadniona nienawiść. Teraz chyba nawet Dorcas przyzna, że Evans nie postąpiła fair wobec niej i Jamiego.
Zaraz po Sher zeszła Jas, która ze zdziwienia aż otworzyła usta, a za sylwetką szatynki o ślicznych loczkach pojawiła się Meadows…
Blondynka z niedowierzaniem spojrzała na swoją „najlepszą” przyjaciółkę i byłego chłopaka obściskujących się. Jak Lily mogła?! Jeszcze wczoraj ją przepraszała, a dziś znów robi to samo! Dor nagle poczuła niebezpieczny i niekontrolowany żal.
- Przyjdę na śniadanie za kilka minut!- rzuciła do Jasmine i pobiegła z powrotem na górę.
Lil stała w bezruchu. Pierwsza myśl to pobiec do przyjaciółki i wytłumaczyć, że to nie tak! Ale czy Dori by jej teraz uwierzyła? Znów została sama… Teraz nawet pewien jeleń jej nie pomoże…
Jej wzrok zatrzymał się na Potterze, który pewnym siebie krokiem wskoczył na schody do dormitoriów dziewcząt. Na krótka chwilę ich spojrzenia spotkały się i Ruda przysięgłaby, iż to najsmutniejsza chwila w jej życiu, gdyż chłopak błyskawicznie odwrócił się szturchając lekko Corvin. Po minucie zarówno on jak i Sher pobiegli na górę, zapewne pocieszyć Dorcas.
Zielonooka nie zważając na Remusa i Jasmine wciąż zaskoczonych tym zajściem, spojrzała nienawistnie na Blacka, który bardzo był z siebie zadowolony.
- Masz to czego chciałeś!- szarpnęła się i poczuła jak Łapa rozluźnia swój uścisk.
- Nie było tak ciężko Evans, no nie?- spytał uśmiechając się do niej huncwocko.
- Mdli mnie jak na ciebie patrzę!- krzyknęła mu prosto w twarz piorunując morderczym wzrokiem. – Nie mam zamiaru brać udziału w twoich chorych planach Black!
- Jak tam sobie chcesz. Ale pamiętaj, że zawsze mogę powiedzieć to i owo… Oczywiście przypadkiem. – podniósł jedną brew w wyrazie dominacji.
- Jesteś beznadziejny!- Evans pokręciła głową z politowaniem. – Rób sobie co chcesz Black. Nie obchodzi mnie co na mnie nagadasz i jaki los zgotujesz. Cokolwiek byś nie zrobił dla mnie to już wszystko jedno!
- Nie wiem czy będzie ci to tak obojętne w przyszłości. – tym razem Syriusz użył czystej groźby bez cienia uśmiechu. Rozpoznał to Remus, rozpoznały dziewczyny… Black rzadko miał w zwyczaju posuwać się do takich metod, ale uznał, iż nadeszła sytuacja krytyczna.
- Mnie nie przestraszysz. – wycedziła przez zęby Lil.
- Czy ty ją szantażujesz?- wtrąciła się Jas, przypominając im o swojej obecności.
- Nie wtrącaj się Elvin!- powiedział oschle Łapa.
- Ma prawo do głosu! – rzuciła Ruda całkowicie wyprowadzona z równowagi. – Niech wie! Chociaż ona, że mimo mojego słowa „nie!” i tak wszystko wyszło tak jakbym powiedziała „tak!” ! – po tych słowach Evans zabrała swoje rzeczy i szybkim krokiem wyszła przez dziurę w portrecie.
Tyle problemów przez tak błahą rzecz! Kłóci się z Dorcas, Sheryl, Jamesem, Syriuszem! A pozostali jej tylko Jasmine, Remus i Peter, z którym i tak dużo nie porozmawia! Ciekawe co jeszcze może jej dziś zepsuć humor!





Sheryl nie wiedziała o co chodzi Potterowi, kiedy ciągnął ją do dormitorium, gdzie schowała się Dorcas. Jednego była pewna, nie miała zamiaru mu się sprzeciwiać, gdy to on ma sprawę do niej, a nie ona do niego. Takie sytuacje zdarzały się bardzo rzadko i sprawiały, że w dziewczynie rodziła się nowa nadzieja.
James szybko wpakował się do pokoju swoich koleżanek i bez wyjaśnień zamknął za sobą szczelnie drzwi. Dor poderwała się z łóżka w jednym momencie, błyskawicznie wycierając łzy. Chłopak popatrzył na nią współczująco i doszedł do wniosku, iż świetnie ją rozumie.
- Co on tu robi?- spytała blondynka zwracając się do Sher.
Corvin tylko wzruszyła ramionami także bardzo zdziwiona.
- Biedna Dorcas.- odezwał się Rogaś nie spuszczając z oka koleżanki.
- Przyszedłeś tu, żeby dodatkowo mnie zdołować czy żeby pocieszyć?- Dor nawet nie bawiła się w uprzejmości. Czuła się podle i nie ukrywała tego.
- Ani jedno, ani drugie.- odparł bez zastanowienia z poważną miną.
- To wyjdź stąd. – rozkazała Meadows wskazując drzwi.
- Wiesz, bardzo ci współczuję, ale…
- Przestań Potter!- dziewczyna podniosła głos. – Nie powinieneś tu przychodzić! Nawet nie wiesz przez co przechodzę, jak się z tym czuję!
- Jasne, oczywiście, że nic nie wiem. – James zmierzył Dori sceptycznym wzrokiem. – Bo oczywiste jest, że ty łamiesz się kiedy Black kręci z twoją najlepszą przyjaciółką, ale mniej oczywiste jest, iż ja łamię się, bo Lily kręci z moim przyjacielem. – powiedział wzbudzając w niej wyrzuty sumienia. Była zdenerwowana i nie pomyślała, że ktokolwiek jeszcze mógł cierpieć. Poza tym, gdy James nie uśmiecha się dłużej niż minutę to powinna domyślić się o jego złym samopoczuciu…
- Przepraszam…- rzuciła spokojnym tonem mimo, że oczy miała wciąż lekko zaczerwienione.
- Ależ nie masz za co. – Rogacz podszedł spokojnie do okna, na parapecie którego Lilian uwielbiała siadać. Ciekawe czy o tym wiedział… - Tylko nie płacz już.- dodał po chwili wpatrując się na szkolne błonia. – Rozmawiaj z Evans jakby nigdy nic, jakbyś była najszczęśliwsza na świecie…
- CO?!- wtrąciła się Sheryl.- Ta żmija jawnie podrywa Syriusza, chociaż wie, że to zaboli Dorcas! A ona ma przejść nad tym do porządku dziennego? – prychnęła wściekła. – Zobacz ile Lil wyrządziła krzywd tobie! A ty ją dodatkowo bronisz. – pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie bronię!- Rogacz zaprzeczył natychmiastowo. – Proponuję tylko zachować się tak samo jak oni….
- Co masz na myśli? – zaciekawiła się Meadows.
- Jeśli wam powiem, że istnieje porozumienie między Łapą, a Lily i tylko z tego powodu dziś rano stali tak razem, to będzie to brzmiało racjonalnie?- spytał patrząc raz na Sher, a raz na Dor nie do końca pewien czy powinien sięgać układów z dziewczynami…
- Ja jestem w stanie w to uwierzyć.- uśmiechnęła się brunetka.
- A ja nie widzę powodu, by mieli zrobić cos tak podłego. – skrzywiła się Dorcas.
- Motywacja jest oczywista!- Potter usiadł na łóżku, tuż obok niej. – Uderzyłaś Syriusza tam, gdzie go mocno zabolało moja droga. – szturchnął po przyjacielsku Meadows. – A jak Black czegoś pragnie to musi to dostać. Załatwił sobie pomoc ze strony Lil, bo doszedł do wniosku, że w ten sposób dojdzie do ciebie najdotkliwiej. – stwierdził. I nagle zaczął się zastanawiać. Może nie mówić im o szantażu? Niech myślą, że Lily zgodziła się dość chętnie i bez problemów. W ten sposób oboje dostaną nauczkę.
- Nie wierzę…-blondynka poderwała się na nogi i zaczęła chodzić nerwowo od jednego końca dormitorium do drugiego. Smutek szybko ustąpił miejsca gniewowi. Jak ona mogła jej coś takiego zrobić?!
- A jednak…- James uśmiechnął się sztucznie.- Pytanie brzmi: co my z tym zrobimy? Będziemy czekać aż im się znudzi, czy sami wprowadzimy coś w życie? – zerknął na dwie dziewczyny badawczo, najwidoczniej czekając na odpowiedź.
- Przepraszam bardzo, ale ja nie jestem w to tak wplątana żeby decydować.- zauważyła Corvin. – Jak dla mnie to jestem tu niepotrzebna! To wasza sprawa, was to boli najbardziej, więc…
- Myślałem, że będziesz chciała pomóc.- James szybko i skutecznie tymi słowami zamknął jej usta. Usiadła powoli obok niego.
- Rozumiem, że masz opracowany plan.- Meadows zamyśliła się głęboko.
- Mam… Bazowany na większej zazdrości niż oni wzbudzili w nas i oczywiście na drobinie zabawy. – mrugnął okiem do Dor.
- Jak więcej zazdrości?- zapytała Sheryl zupełnie zbita z tropu. Nie widziała w tym miejsca dla siebie. Nie jej interes w tym, aby pomagać Potterowi odzyskać ukochaną. Jak Lily odeszła do Blacka to powinien poszukać sobie nowej dziewczyny.
- Syriusz często bawi się dwiema dziewczynami na raz czego Dorcas doświadczyła na własnej skórze. Jak dobrze rozumiem, to Syriusz za wszelka cenę chce cię zatrzymać przy sobie. Najbardziej go zaboli, kiedy znajdziesz sobie innego chłopaka, który również cię będzie zdradzał…- ta tajemnicza wypowiedź najwidoczniej zbyt wiele dziewczynom nie mówiła, gdyż patrzyły na niego zdezorientowane.
- Mam porozmawiać z Dorianem?- spytała po chwili Dori marszcząc lekko brwi.
- Jak z nim pogadasz to będziesz miała dwóch takich facetów. – dalej patrzyły na niego nic nie rozumiejąc. I jedna i druga zaskoczona.
- Nie możesz wytłumaczyć nam tego po ludzku, a nie jakimiś zagadkami?- poprosiła Sheryl, a jej koleżanka szybko udzieliła jej poparcia.
- Słuchajcie….






Lily miewała złe dni już kiedyś, bywało, że kłóciła się ze wszystkimi w domu. Wtedy zazwyczaj wszystko wyglądało tak jak zwykle. Wykonywała te same czynności, uśmiechała się, gdy wymagała tego sytuacja. Jedyną różnicą było spostrzeganie przez nią świata. Stawał się szary i smutny, zupełnie obojętny. Nie obchodzili jej pierwszoklasiści bawiący się przedmiotami znajdującymi się na liście zakazanych, nie skrzyczała nikogo, nie odezwała się… Po prostu poszła pod salę od eliksirów wiedząc, że czekają ją dwie godziny mieszania w towarzystwie Slughorna, bez Pottera, Dorcas… Tylko Sheryl również wybrała to jako przedmiot owutemowy.
Lil nawet nie poszła na śniadanie. Usiadła pod klasą napawając się nostalgiczną samotnością. Wszyscy teraz byli w wielkiej sali. Wszędzie pustka… Nie wiedziała, kiedy zaczęła nucić jakąś wolną piosenkę. Wydawało jej się to głupie i bezsensowne, ale zajmowało zbędny czas i pomagało zrzucić ciężar z serca.
Pierwszą osobą jaka się pojawiła był nie kto inny jak Severus Snape. Evans podniosła się z posadzki i otrzepała swoją szatę przyglądając się uważnie twarzy ukrytej za kurtyną czarnych włosów. Jak zwykle zaczytany był w swoim podręczniku i bazgrał coś w książce, co sama Lil uważała za brzydki zwyczaj. Zaczęła zastanawiać się czy on zawsze wychodzi tak wcześnie ze śniadania i dlaczego? Może tak jak ona nie lubi towarzystwa pewnych osób? Poczuła nieodpartą ochotę odezwać się i zagadnąć. Zdecydowanie już miała się odezwać, wzięła głęboki oddech i…
- Słuchaj…- zaczęła wymyślając jakikolwiek temat do wspólnej rozmowy. W tym momencie Snape spojrzał na nią, ale nie było to zwyczajne zerknięcie tylko obserwacja pełna niechęci i nienawiści. Czekał aż się do niego odezwie, ale ona straciła jakąkolwiek ochotę, by gadać ze Ślizgonem. – Nie ważne.- machnęła ręką lekceważąco.
Wkrótce pojawił się również Frank Longbottom ze swoją dziewczyną- Alicją. W sumie bardzo dobrzy z nich koledzy. Szkoda, że na samym początku się z nimi nie zbratała. Ciekawe jakby wyglądało wtedy jej życie? Z dala od Pottera i pewnie Dorcas też. Miałaby o połowę problemów mniej!
Po kilkunastu minutach zebrali się wszyscy, którzy kontynuowali naukę eliksirów. No wszyscy prócz Sheryl, której dalej nie było! Ruda zaczynała się martwić mimo wszystko.
Nagle rozbrzmiał dzwonek. Lil rozejrzała się po raz ostatni, gdy uczniowie zaczęli wsypywać się do sali. Wtedy zobaczyła coś niesamowitego. Pod drzwi przybiegła Corvin, a za nią James. Dziewczyna wręcz promieniała szczęściem. I choć Lily za wszelką cenę starała się nie zwracać na to uwagi to jednak ciekawość była zbyt silna.
- No idź już! – Sher uśmiechnęła się do Pottera. – Bo przez ciebie się spóźnię na lekcję. – zaśmiała się promiennie.
- A tam jedna lekcja mniej, jedna więcej….- chłopak mrugnął i uśmiechnął się flirciarsko do dziewczyny. Lil poczuła niemiłe wibracje w brzuchu. Zachciała nagle w ogóle ich nie widzieć.
- Namawiasz mnie do złego. – Sheryl była perfekcjonistką. Przeczesała włosy Rogosiowi spoglądając na niego zalotnie. – Ale musze iść. – cmoknęła go w policzek i wmieszała się w tłum uczniów. Evans straciła ją z oczu, za to widziała Pottera, który stał nieco dalej i wciąż miał na twarzy ten wypracowany flirciarski uśmiech.
Czyżby nagle postanowił znaleźć sobie inną dziewczynę? Wystarczyło tylko spotkać się z Blackiem i tyle?! Dlaczego nie wpadła na to wcześniej, kiedy nie było jeszcze za późno… Zamyśliła się wpatrzona w podłogę i nagle poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Zapragnęła znaleźć się od tego jak najdalej. Im szybciej weszła do klasy, ale tam czekała na nią Sher gotowa podzielić się wrażeniami dzisiejszego poranka…







Syriusz obecnie posiadał czas wolny. Postanowił powylegiwać się w pokoju wspólnym i przy okazji zaczekać aż Meadows wyjdzie ze swojego dormitorium. Bardzo chciał zobaczyć wyraz jej twarzy, kiedy go ujrzy. Może smutek? A może już tęskni? Jednego był pewien- zazdrośnica z niej wielka.
I rzeczywiście po kilkunastu minutach ze schodów zeszła Dorcas. Syriusz prowadził za nią wzrokiem bacznie przyglądając się jej poważnej minie. Chyba nawet go nie zauważyła. Była zajęta swoimi myślami… Czyżby zastanawiała się czy nie wrócić do niego? Ta myśl wywołała triumfalny uśmiech na jego twarzy. Pewien był swojej wygranej, tak pewien, że postanowił zagadać do dziewczyny.
- Hej Dor!- odezwał się posyłając jej flirciarski uśmiech. Taką już miał naturę…
- O! Syriusz…- blondynka początkowo zmarszczyła brwi, a później ku zaskoczeniu Blacka… uśmiechnęła się!
Dor podeszła do niego, zrzuciła jego nogi z kanapy i usiadła przyglądając się pięknym błękitnym oczom. Flirtowanie z Blackiem nie było dla niej problemem. Nie musiała udawać, że jej się bardzo podoba, gdyż tak było w rzeczywistości.
- Widzę, iż humor poprawił ci się znacznie.- zauważył Łapa nieco zaskoczony jej nagłą zmianą nastawienia do jego osoby. Jego plan działał perfekcyjnie! Już pierwszego dnia Meadows traciła głowę.
- Aha…- potwierdziła przeciągle co dawało efekt nadzwyczajny. Wyglądało jakby wcale go nie słuchała, za to nie przestawała zalotnie patrzeć mu w oczy. Piękne i takie czarujące…
- Wiesz, cieszę się z tego powodu, bo bardzo cię lubię…
- Masz piękne spojrzenie…- przerwała mu dotykając dłonią jego policzka.
- Eh, dziękuję, ale…
- I jesteś zabójczo przystojny. – tym razem zaczęła bawić się kosmykiem jego włosów. Uwielbiała to robić.
- Dzięki, tylko że…
- Byłbyś wspaniałym chłopakiem dla mnie. – ponownie się wtrąciła zaczynając spoglądać raz na jego usta, a raz na oczy jakby miała problemy ze skupieniem całej uwagi tylko na oczach. Jedynym problemem było to, iż nagle zachciała go pocałować.
- Też w to wierzę.- nagle Black uśmiechnął się w ten swój czarujący sposób. Boże jak był cudowny! Dziewczyna sprawiała wrażenie jakby zaraz miała się rozpłynąć, tak przez kilka sekund delektowała się ostatnim zdaniem i nagle spuściła głowę i cały nastrój gdzieś prysł.
- Szkoda…- westchnęła smutno.
- Czemu szkoda?- spytał Łapa nieco zawiedziony. Nie tak wyobrażał sobie koniec tej rozmowy. Powinna dalej trwać pod wpływem czaru jego uroku osobistego.
- Bo ty jesteś teraz z Lily.- w chłopaku wezbrała chęć szybkiego zaprzeczenia, ale w porę się powstrzymał. Wpadł we własną pułapkę!
Wtedy do pokoju wspólnego wkroczył nie kto inny jak James Potter. Był zły na siebie za to co niedawno zrobił i za to co jeszcze zrobi. Nie posiadał z tego żadnej satysfakcji, tylko dodatkowe obrzydzenie do samego siebie. Ciekawe jak to wszystko się skończy? Jaki będzie finish całej maskarady i układów…
- Cześć wam!- powiedział starając się, aby zabrzmiało to pogodnie. Złapał udręczone spojrzenie Dorcas i wiedział już o co jej chodziło. Nie kazał jej czekać i szybko usiadł na poręczy kanapy obok niej.
- A poza tym Syriuszu… - Meadows uśmiechnęła się delikatnie. – Chcę ci przedstawić mojego teraźniejszego chłopaka.- James uśmiechnął się prezentacyjnie, a Łapa rozszerzył oczy ze zdziwienia. To już była paranoja!
James nigdy nie odpuściłby Lily! Nie wierzył w to nikt! Cała szkoła wiedziała o tych wszystkich staraniach Pottera, a teraz jego przyjaciel nagle zdecydował się wybrać inną?!
- Eeee… To szczęścia życzę?- Black już sam nie wiedział co plecie. Ta wiadomość tak nim wstrząsnęła, że … że… Nie potrafił tego opisać! Zdawał sobie sprawę z tego, iż to oznacza, że na darmo wplatał w to Evans, bo i tak nie wyszło mu to z korzyścią! Jak ma teraz odbić dziewczynę swojemu przyjacielowi?!
- Dzięki.- Dorcas i James odpowiedzieli równo uśmiechając się przymilnie i przytulając do siebie. Syriuszowi zrobiło się niedobrze. W najgorszych snach nie wyobrażał sobie takiej sytuacji.
- Syri dobrze się czujesz?- blondynka zapytała ze zmartwioną miną. – Tak pobladłeś…
- Nie, nie. Wszystko w porządku, ale…eeee….czy Lily już wie?- spytał już widząc sceptyczną minę Rudej i to jak na niego wrzeszczy.
- Nie… Ale się dowie. Wszystko w swoim czasie.- mrugnął Rogacz gładząc włosy Dor.
- Właśnie. W końcu jej to wszystko zawdzięczamy. Gdybyście się nie zeszli, to ani ja, ani James nie zwrócilibyśmy na siebie uwagi. Prawda kochanie?- Meadows spojrzała na brązowe oczy i pomyślała, że świetna z niej aktorka skoro przy Syriuszu mówi takie rzeczy. I w imię czego? Co jej po jakichś zemstach? Wolałaby cofnąć się w czasie i zgodzić chodzić z Łapą w Trzech Miotłach, gdy przepraszał ją za tamtą dziewczynę. To oszczędziłoby wszystkim zmartwień. Bała się tego co robiła, ale mimo wszystko brnęła w to bagno dalej i głębiej zatapiając się nieodwracalnie.




Jasmine siedziała w dormitorium chłopaków myśląc intensywnie i przeczuwając coś niedobrego. Nienawidziła kłótni i niepokoju jaki mógł zapanować niebawem…
- Dorcas bardzo to przeżyła…- zauważyła nagle przerywając ciszę.
- Wiem. – Remus, który krążył od ściany do ściany nagle zatrzymał się i spojrzał na śliczną twarzyczkę otoczoną lokami. – Ale po raz kolejny proponuję, aby się w to nie wtrącać. – był pewien obaw. Z doświadczenia wiedział, że Łapie należy ustępować i milczeć póki sam się nie opamięta, bo inaczej pociągnie za sobą wszystkich.
- Chcesz siedzieć i milczeć?- zdziwiła się Jas. – Syriusz próbuje zaszantażować Lily, rani Dorcas i James’a, a co najgorsze cierpi i Evans, bo Meadows się do niej nie odzywa! Powinniśmy komuś o tym powiedzieć. – Elvin patrzyła Lupinowi prosto w oczy. Tak bezpośrednio i bez cienia zakłamania. Przejmowała się losami bliskich. Nie chciała tracić już nikogo.
- Jasmine, powiemy o tym…- westchnął Lunatyk chwytając ją za ręce. – Ale nic pochopnie. Chcesz mieć wroga w Syriuszu? Jak znam życie to James już szykuje odwet, widziałaś jak pociągnął Sheryl na górę?- dziewczyna pokiwała w milczeniu głową. – Właśnie. Trzeba wiedzieć, kiedy odkryć przed wszystkimi prawdę, żeby zakończenie było jak najlepsze… Ufasz mi?- spytał spoglądając w bursztyny jej wspaniałych oczu otoczonych firanką rzęs.
- Ufam…- odparła machinalnie. Naprawdę mu wierzyła i ufała. Żyła w przekonaniu, że zna on odpowiedź na każde pytanie.
- Więc zaczekajmy z tym wszystkim nim nasi przyjaciele zastrzelą nas na pierwszej linii. Dobrze?- uśmiechnął się do niej pocieszająco i na chwilę poczuła się lepiej, a nawet prawie doskonale.
- Dobrze. – zgodziła się i także odwzajemniła uśmiech.
Nagle do dormitorium wpadł Black. Bez uprzedzenia trzasnął drzwiami i ruszył do swoich rzeczy przerzucając wszystko. Zapanowała atmosfera pełna napięcia i złości, która wprowadził brunet.
- Cholera jasna!- krzyknął nagle i rzucił się na łóżko marszcząc brwi. Coś poszło nie tak i było to widać na odległość.
- Co się stało?- spytał Remus niby od niechcenia. Z Blackiem nie można było inaczej kiedy miał ochotę rozwalić wszystko dookoła.
- A czemu coś miało się stać?!- odburknął Syriusz. – Wszystko jest świetnie!- wstał, rzucił ze złości poduszką, wziął swoje rzeczy i ponownie trzasnął drzwiami. Tyle go było.
- Mówiłem, że Rogacz już coś wymyślił?- westchnął zrezygnowany Lupin. – Oni i te ich pomysły…
- Byle nie wyszło im to na złe…- stwierdziła smutno Jasmine wstając z łóżka. – Boję się, że z tego będą katastrofalne skutki…






Lily całe dwie godziny słuchała opowieści swojej przyjaciółki- Sheryl, o tym jaka jest jej wdzięczna i szczęśliwa. Wprawiało to Rudą w większe zobojętnienie, cały czas odpowiadała tylko wzruszając ramionami, albo mówiąc „To wspaniale”. W rzeczywistości miała ochotę uciec od wszystkiego. Nie sprawiało jej żadnej przyjemności to, że Corvin jest z Potterem. Wolałaby żeby Sher była na nią obrażona.
Samopoczucia nie poprawiły jej nawet pochwały Slughorna, nie odpowiedziała nic, kiedy stwierdził, że powinna trafić do Slytherinu, nie zwróciła uwagi na dokuczających jej Ślizgonów z Malfoyem na czele. Z utęsknieniem czekała na koniec lekcji.
Przemęczyła się całe dwie godziny eliksirów, potem zaklęcia i na koniec OPCM. W końcu mogła chwilę odetchnąć. Poszła do pokoju wspólnego napisać wypracowania na jutro i w spokoju przemyśleć sobie wydarzenia dzisiejszego dnia. Miała szczerze nadzieje nie spotkać nikogo ze znajomych. Taka samotność czasem doskonale robi na umysł…
Przeszła przez dziurę za portretem i od razu zauważyła Syriusza. Instynktownie zawróciła myśląc, że mógł jej nie zauważyć, ale usłyszała nagle:
- Lily?- zamarła. Zatrzymała się i spojrzała na niego sceptycznie.
- Black nie mam czasu i ochoty do rozmów. – stwierdziła szczerze. – Miałam dość ciężki dzień miedzy innymi z twojej winy, więc…
- Ale ja chcę ci coś powiedzieć. – Łapa wskazał jej miejsce obok siebie z poważną miną. Przez chwile się zastanawiała, aż w końcu usiadła nie przestając podchodzić do tego z rezerwą.
- Mów.- rozkazała.- Byle szybko.
- Osiągnąłem dzisiaj pół sukcesu. Mój plan obejmował uwolnienie cię od problemu Rogasia…- Evans uciszyła Syriusza. Już wiedziała do czego zmierzał. Nie miała ochoty słuchać jak dodatkowo on uzmysławia jej jaki jest genialny, bo mu się udało.
- Ja wiem. Widziałam Pottera z jego nową dziewczyną. – zmusiła się do obojętnego tonu głosu. – Nie obchodzi mnie to, ale chyba dobrze, że w końcu postanowił spróbować szczęścia z Sheryl. – dodała chłodno.
- Co?- zdziwił się Black. – Przecież on nie jest z Sher.- Łapa wytrzeszczył oczy na Lil.- James chodzi z Dorcas!
- Że jak?!- krzyknęła Zielonooka. – Przecież ja się tyle nasłuchałam od Corvin jak on świetnie całuje, jaki jest cudowny i w ogóle, a ty mi mówisz, że to było kłamstwo?! – na to pytanie Black zastanowił się chwilę. I nagle wpadła mu do głowy odpowiedź tak oczywista, że aż głupia. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej?
- On kręci z obiema na raz. – powiedział zamyślony i zaraz potem zdał sobie sprawę z jeszcze czegoś. – Musze coś załatwić!- rzucił na pożegnanie i zostawił Rudą samą, bo kim dla niej byli inni ludzie w pokoju wspólnym jeśli ich nie znała?
Jednak Lily była zbyt zajęta zastanawianiem się. Czyżby James naprawdę był gotów zrobić takie świństwo jej przyjaciółkom?






- Wiem, wiem!- uśmiechnął się James. – To genialny plan. Nie musicie nagradzać mnie brawami. – jednak ani Remus, ani Jasmine nie wyrazili entuzjazmu. Oboje widzieli w tym same kłopoty.- No co z wami?!- Potter popatrzył na nich zdziwiony.
- A nie pomyślałeś, że coś może pójść nie tak? – spytała zmartwiona Jas. – Syriusz i Lily też mają uczucia…
- Ja także je mam. I Dorcas też. – odparł Rogacz ściągając brwi. – Gdyby Łapa nie wyskoczył z tym swoim genialnym pomysłem to nic, by nie było. – przewrócił oczyma.
Nagle do dormitorium wpadł Black trzaskając drzwiami.
- Ty….- wycelował palcem w James’a mierząc go wściekłym wzrokiem.- Ty… Jak mogłeś!- popchnął go na łóżko.
- O co ci chodzi?- prychnął Potter wstając powoli.
- My idziemy.- zarządził Remus wyciągając Elvin z pomieszczenia. Wiedział, że nie szykowało się tam nic najlepszego.
- O co mi chodzi?! Z zazdrości ułożyłeś się z dziewczynami!- Syriusz założył ręce nie spuszczając z oka swojego przyjaciela.
Na twarzy James’a pojawił się triumfalny uśmiech. Więc Black domyślił się. No to oznacza koniec udawania i wreszcie wyciągnięcie wniosków.
- I ty masz pretensje?- spytał patrząc z niedowierzaniem.- Ty który zaszantażowałeś Lily żeby ci pomogła? – Łapa nagle pobladł.
- Byłeś tam…- powiedział zamyślony.- Jako jeleń. Dlatego ona tak często zerkała w stronę Zakazanego lasu. – zmrużył oczy patrząc na Rogacza.
- Tak byłem. I wyobraź sobie moje zaskoczenie, kiedy najlepszy przyjaciel wbił mi nóż w plecy. – James miał niemal sto procent racji. Wiedział o tym, że góruje nad Syriuszem w tej kwestii. Widział to po zakłopotaniu Blacka.
- Widziałeś, że ona odmówiła…- stwierdził nagle Łapa spokojnym tonem.- A mimo wszystko jej też urządziłeś wspaniały dzień. – to stwierdzenie miało niesamowitą siłę rażenia. Ugodziło chłopaka prosto w serce. Przecież Evans pomogła Blackowi i dlatego musiała także ponieść tego konsekwencje. To była słuszna decyzja…. Prawda?
Dwójka przyjaciół patrzyła na siebie. Jeden i drugi myśląc o tym samym. Nagle Łapa chwycił za klamkę gotowy wyjść.
- A ty dokąd?- zapytał James jakby nigdy nic, choć wciąż zastanawiał się jak to odbije się w przyszłości na relacjach między nim, a Lily.
- Do pewnej rudowłosej dziewczyny, przeprosić za to co ją dziś spotkało z mojej winy.- Rogacz chwycił Blacka za ramię. – Puść mnie. Chociaż tyle powinienem zrobić, bo gdybym nie ja to ty byś jej tak dotkliwie nie skrzywdził. Nawet nie wiesz jaka była podłamana…
Tym razem w Potterze skutecznie obudziły się wyrzuty sumienia. Przecież nie chciał zrobić niczego złego. Na pewno nie chciał, żeby Lil miała tak samo podłe samopoczucie jak on.
- Czekaj idę z tobą. Też chcę ją przeprosić…- nie wiedzieli, że ostatnia szansa na naprawienie wszystkiego i złożenie przeprosin mijała właśnie w tej minucie…






Lily pobiegła do dormitorium dziewczyn. Zastanawiała się czy dobrze robi i jak powinna to powiedzieć. Jak ubrać w słowa to co chciała przekazać tak, aby nie zranić i nie urazić? Niczego nie była pewna, ale chciała mieć spokój i żyć w zgodzie z własnymi postanowieniami.
Bezszelestnie weszła do pokoju. Było dość wcześnie, ale zarówno Dorcas jak i Sheryl leżały na swoich łóżkach pisząc jakieś wypracowania. Evans stała chwilę przy drzwiach, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi. Odchrząknęła, więc cicho.
- Lily musisz przeszkadzać?- spytała Meadows odrywając się od odrabiania prac domowych.
- Na jedno musze na jedno nie. – poważna mina Zielonookiej zdradzała złą wiadomość i chęć podzielenia się nią z innymi.
- Dobra, mów. – blondynka westchnęła siadając i wbijając błękitne spojrzenie w przyjaciółkę.
- Dorcas z kim ty teraz chodzisz?- tym pytaniem Ruda zaskoczyła samą siebie. Nie wiedziała czy przyszła na skargę czy bawić się w detektywa, ale przyciągnęła całkowitą uwagę obu koleżanek.
Dla Sher sytuacja była jasna. Evans się dowiedziała, więc teraz powinny zagrać wszystko idealnie i zobaczyć co z tego wyjdzie oczywiście pamiętając o momencie, kiedy trzeba przestać…
- Obecnie? – Lil pokiwała głową. Widać było, że czeka na odpowiedź z jakąś nadzieją, ale czego mogła pragnąc tego Dor nie wiedziała. – Z Jamesem Potterem. – wyrzuciła z ciężkim sercem czekając na reakcję Lily.
- Nieprawda!- krzyknęła Corvin.- On chodzi ze mną! – oburzyła się i szło jej to idealnie. Odgrywanie swojej roli.
- Chodzi ze mną! Syriusz nas widział dzisiaj! – podniosła głos Meadows. Obie zaczęły przekrzykiwać się nawzajem.
Kłóciły się o jednego chłopaka, a dla Evans to zdawało się być niezrozumiałe. Przecież on oszukał je obie! Skłócił i wykorzystał!
- Przestańcie!- wrzasnęła Ruda. –Dosyć!- skarciła je wzrokiem. – Nie widzicie co się dzieje?! On kreci z wami dwiema. – stwierdziła bojąc się jak na to zareagują. Spodziewała się płaczu, lamentu, złoszczenia się… A one tylko stały mrugając oczyma jakby to do nich nie dotarło. Nagle spojrzały na siebie porozumiewawczo i Dori spuściła głowę z zakłopotaniem.
- Lily, a nie uważasz, że możemy się nim podzielić?- spytała brunetka uśmiechając się radośnie.
- Właśnie!- podchwyciła Dor. – To jest myśl! Wspólny chłopak. A ja zapomniałam jeszcze o Dorianie…
- Co?- na twarzy Zielonookiej pojawiło się niedowierzanie i złość. – Masz zamiar dodatkowo zagarnąć sobie Doriana?- w jej oczach błysnęły ogniste iskierki zdradzające gniew, który lada moment może się wydostać na zewnątrz.
Jednak Dorcas tym razem była zbyt wściekła żeby się przestraszyć. Pamiętała, iż jej przyjaciółka zawarła pakt z Blackiem nie zważając na nią.
- Zabronisz mi?- spytała podnosząc wojowniczo jedną brew.
- Dorian jest moim przyjacielem! Nie pozwolę zrobić mu przykrości. – Ruda rzuciła Meadows zabójczy wzrok. Zniewalające było to jak bardzo stawała murem za O’Conellem.
- Ja jestem twoją przyjaciółką, a mimo wszystko mi przykrość zrobiłaś!- zapadła cisza. Obie dziewczyny stały równie wściekłe. Meadows w końcu mogła powiedzieć co jej ciążyło na duszy, a Lil nie wierzyła własnym uszom. Przecież gdyby to była jej decyzja to nie pomogłaby Syriuszowi!
- Jak ty mało wiesz…- powiedziała Evans kręcąc z pożałowaniem głową. – Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego jaka jest prawda!
- Myślisz, że nie jestem świadoma na jaki układ poszłaś z Łapą? – spytała poirytowana blondynka zakładając ręce. – Jakoś wtedy nie myślałaś o mnie! Wolałaś zainwestować we własne szczęście, ale szybko przyszłaś mnie ostrzec przed Potterem! Tylko niepotrzebnie! Bo cały ten związek był zaplanowany i wyimaginowany! – Dori sama nie wiedziała jak udało jej się znów nie zacząć płakać. Prawdopodobnie zamieniła cały żal na złość i właśnie udawało jej się wyrzucić wszystko z siebie.
Lily poczuła się dotknięta tak nieuczciwą oceną. Przecież mówiła „nie”… Nie miała najmniejszej ochoty pomóc Syriuszowi! Z samego rana dała mu przeczącą odpowiedź zmieniając ostatecznie zdanie, ale on i tak postawił na swoim! Czy to jej wina? Jednocześnie zabolało ją, że jej przyjaciółka zechciała się zemścić. Teraz to był z cała pewnością najgorszy moment w jej życiu. Zerknęła na stojącą obok Sheryl, który przyglądała się temu triumfalnie najwidoczniej podzielając zdanie blondynki.
- Masz przestarzałe informacje Dorcas. – Lily powiedziała jej mrużąc oczy pełna jakiegoś żalu. Jak one mogły tak o niej pomyśleć?!
- Straciłaś w moich oczach Lil…- Meadows przybrała nadzwyczaj chłodny ton głosu.
- Okazało się, że wcale mnie nie znasz skoro tak mnie oceniasz. – Evans wyprostowała się dumnie. Przyszło jej na myśl tylko jedno określenie tej rozmowy „Zimna Wojna”. Co gorsza po raz pierwszy Ruda miała ochotę wyciągnąć białą flagę i opuścić pole walki.
- Właśnie. Nie znam cię. Okazało się, że śpię w jednym dormitorium z zupełnie obcą mi osobą. Przyjaciółka by tak nie postąpiła….- Lily niemalże czuła jak coś w niej ukrywa się pod grubą skorupą oschłości i obojętności. Wiedziała, że wypuści to na wolność, kiedy tylko znajdzie się sama, bezpieczna i nieszczęśliwa… Za dużo spraw zwaliło jej się na głowę.
- Ty też pewnie tak uważasz…- tym razem Lil zwróciła się do Sheryl.
- A dziwisz się? Gdybyś mnie wycięła taki numer to już bym nie siedziała z tobą w jednym dormitorium!- dwie pary błękitnych oczu stały się nagle dla Rudej chłodne i nieprzyjazne. To nie tak powinno wyglądać. Obwiniają ją za coś czego nie zrobiła! Ale nie będzie się tłumaczyć… Niech żyją w świadomości, iż to ona była najgorszą.
- Świetnie!- krzyknęła.
- Tak, świetnie!- powtórzyła za nią Dori, która oddychała głęboko próbując panować nad sobą. Siedziały w niej niepohamowane pokłady gniewu, a Evans grabiła sobie od wczoraj!
- Wiecie co? Nie dotykajcie moich rzeczy jeszcze przez kilka dni. – ta prośba nieco zdziwiła obie dziewczyny.- Zabiorę je później. A oszczędzając złości i wam i sobie wynoszę się stąd już teraz.
- Jasne! Uciekaj! Jeden z tego pożytek będzie! Więcej się nie spotkamy i nie będziesz mogła ponownie wykorzystać mojej naiwności. – Dorcas patrzyła na nią zdenerwowana. Nienawidziła takich decyzji. Była w stu procentach pewna, że Lil kłamie i i tak wróci po jednej nocy! Nie raz tak bywało. A teraz dodatkowo to ją mierzwiło i doprowadzało do szału.
- Możesz mi wierzyć, że zrobię wszystko, byś mnie więcej nie ujrzała.- Ruda wycedziła przez zęby. W takich chwilach jak ta, kiedy wszystko sprzeciwiało się przeciw niej, nie potrafiła sama sobie z tym radzić. A teraz nie miała już Dorcas… - Życzę wam powodzenia. –powiedziała dumnie i odwróciła się do drzwi.
- Ta. – odezwała się Sher. – Nawet przeprosić nie potrafisz.- prychnęła.
Lil przez chwilę poczuła się jak najgorsza z najgorszych. Zupełnie tak, jakby to wszystko było jej winą.
- Nie mam za co przepraszać. I nie chcę waszych przeprosin, kiedy się opamiętacie.- odparła pogardliwie Zielonooka. – Nie chcę was widzieć nigdy więcej!- krzyknęła i wyszła trzaskając drzwiami.
Znalazła się przed tabliczką z nazwiskami jej przyjaciółek i jej własnym. Miała ochotę zedrzeć swoje imię z tych drzwi! Ni to złość, ni to smutek ją przepełniał. Została sama. Zdawało się jej, że gorzej być nie może. Westchnęła powstrzymując łzy. Oczy miała szklane i nie wiedziała ile jeszcze wytrzyma. Musi odpocząć, zając się czymkolwiek, byleby przestać o tym myśleć.
Nie wiedziała, gdzie pójdzie! Po prostu postanowiła pobiec przed siebie! Dotarła do schodów i zaczęła po nich zbiegać, nie zwracając po drodze uwagi na mniejsze uczennice, które potrącała. Nie zwracała uwagi nawet na te starsze! Przeskakiwała tak ze stopnia na stopień i nagle poczuła jak ktoś łapie ją za ramię zatrzymując.
Przestraszona spojrzała w brązowe oczy, które nie należały do żadnej z jej koleżanek.
James dopiero teraz zaczął się zastanawiać, kiedy zobaczył Evans w takim stanie. Naprawdę coś było nie tak. Ona się bała, niemalże wszystkiego. Kilka razy szarpnęła się próbując uciec, ale trzymał ją mocno. Poczuł wyrzuty sumienia i silną potrzebę przytulenia jej do siebie żeby się trochę uspokoiła. Ale wtedy dziewczyna zmierzyła go wzrokiem pełnym odrazy i wściekłości.
- Zostaw mnie Potter!- krzyknęła próbując się wyswobodzić. – Nienawidzę cię! Jak mogłeś zrobić coś tak okropnego!- słysząc to James nagle zdał sobie sprawę, że ona wie o jego współpracy z Dorcas i Sheryl. Nieświadomie puścił jej rękę, a ona szybko zbiegła po schodach w dół.
Chłopak stał tak patrząc na miejsce, w którym zniknęła nie zwracając uwagi na zaskoczonego Blacka tuż obok. Rogaczowi świtał w głowie jeden pomysł- dowiedzieć się skąd ta nagła złość. W głębi serca jednak już wiedział. Odbijało to się w postaci nieprzyjemnego uczucia w brzuchu, zupełnie jakby wszystko się tam przewracało, a towarzyszył temu bardzo wielki ciężar na sercu.
- James…- odezwał się nagle cicho Łapa. – Chyba spóźniliśmy się. – jego przyjaciel nie odpowiadał. Wciąż wydawał się być zamyślony i udręczony poczuciem winy.
- Muszę z nią pogadać. – stwierdził nagle okularnik układając w głowie słowa, które powie. Wspaniałe przeprosiny, które chociaż w części zrekompensują jej wszystko. Stojąc tak zdał sobie sprawę z tego, iż nie potrafi się nawet uśmiechnąć kiedy Lily jest smutna. Cierpi bardziej niż ona, gdy coś jest nie tak. Z chęcią wziąłby teraz wszystko na siebie, ale Ruda jest zbyt dumna, aby rozmawiać i pewnie zbyt rozgoryczona…
- A ja pójdę pogadać z Dorcas. – Syr i James uściskali się przyjaźnie i każdy ruszył w inną stronę.








Lily zdążyła zaplanować sobie dzisiejszą noc. Nie obchodziło jej, że nie ma planów na jutro czy pojutrze…
Znalazła się w pokoju wspólnym. Na jednym z foteli siedziała Jasmine. No tak! Lil zupełnie o niej zapomniała! Jedyna przyjaciółka, która nie odwróciła się od niej, nie zostawiła. Jedyna, która znała prawdę. Ale Evans podjęła już decyzję o swojej przyszłości. Nie było w niej miejsca dla Jas. Zrobiło jej się przykro.
- Lily co się dzieje?- spytała Elvin zmartwiona. Domyślała się najgorszego.
- Co?- Zielonooka zapytała nieprzytomnie.
Nagle ze schodów zszedł Potter. Wyłowił Ruda wzrokiem i zaczął się do niej nieuchronnie zbliżać, a Lil czuła rosnącą w sobie niechęć. Obwiniała go za kłótnię z przyjaciółkami! Jeśli chciał z nią rozmawiać wybrał zły moment, bo pragnęła nienawidzić go teraz całym sercem!
- Lily…
- Idę do dziewczyn.- Jas przerwała, nim ta konwersacja zaczęła się na dobre. – Dobranoc.- posłała pocieszający uśmiech do swojej ognistowłosej przyjaciółki. Ta także się uśmiechnęła, ale tak smutno, że serce krajało się, kiedy przyszło na nią patrzeć. W przygnębionych zielonych oczach pojawił się blask jaki wywołała szklana powierzchnia.
- Lil posłuchaj…- poprosił James czując się z każdą sekundą coraz gorzej. To, że oczy jego ukochanej zachodziły łzami dodatkowo przysparzało mu bólu. Nie chciał żeby płakała przez niego.
- Nie!- krzyknęła dziewczyna stanowczo.- Zostaw mnie!
- Nie mogę. – w brązowych oczach Lil odczytała coś łagodnego i znajomego. Skojarzyła sobie to spojrzenie z pewnym jeleniem i od razy zapragnęła uciec. Nie chce znać już nikogo! Dlaczego nie da jej spokoju!- Ja… ja chciałbym cię przeprosić. – nie łatwe było mówić, gdy dusza rozdzierała się na kawałki zadając głębokie rany. Potter nie zastanowił się nad tym, iż Lil została zraniona bardziej niż on. Wszystko dziś skupiło się wokół jej osoby sprawiając, że cały jej świat legł w gruzach, ale czy ktoś widział to tak dobrze jak ona? – Żałuje tego co dziś zrobiłem, ale… To był bodziec na twoją umowę z Syriuszem. – odwrócił twarz jakby to był dla niego najnieprzyjemniejszy temat na świecie. – Kiedy się zgodziłaś mu pomóc ja… ja… - szukał odpowiednich słów, ale ich nie znalazł. Wreszcie spojrzał głęboko w oczy Lilian i spytał o coś co męczyło go od początku dzisiejszego dnia.- Czy gdybyś mogła cofnąć czas to postąpiłabyś inaczej?
Lil obserwowała brązowe oczy okularnika. Rosło w niej dziwne napięcie. Serce miała pełne goryczy. Jedna kropla więcej i wszystko się wyleje parząc ludzi dookoła. Swoimi słowami mogła zranić każdego. Szczególnie, kiedy ktoś zranił ją.
- Wiesz, Potter. Jestem pewna, że to ty musiałeś podsłuchać jak rozmawiałam z Blackiem. – głos drżał jej ze złości. – Ale powiem ci coś… - spojrzała na niego. Chciała żeby poczuł się bardziej dotknięty niż ona! Ale nie potrafiła skłamać! Nie zastanawiając się dłużej powiedziała:- Nigdy, ale to przenigdy nie żałowałam decyzji jaką dałam Syriuszowi na koniec! Nawet teraz nie żałuje! To było najlepsze co mogłam mu odpowiedzieć!- słowa okazały się trafne. Rogacz wyprostował się i zerknął na Lil surowym spojrzeniem zupełnie jakby nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Dziewczyna widziała też, że to nie będzie spokojna rozmowa. Ale jedna skłócona osoba więcej, jedna mniej…. Nie robiło jej już to różnicy! No i pozostawała pocieszająca wiadomość, że jest niewinna. W końcu dziś rano powiedziała „nie”…
- Więc wściekasz się, bo ja zrobiłem to samo co zrobiłaś ty?- spytał marszcząc brwi. Wróciły wspomnienia całego dnia. W zasadzie można go uznać za katastrofalnego. A Ruda dodatkowo stwierdza, że mogłaby ponownie pomóc Łapie, gdyż to najlepsze wyjście?! Jakaś paranoja! – To egoistyczne!- stwierdził z oburzeniem.
- Sam jesteś egoista!- krzyknęła. Przegiął! Nie wie ile wytrzymała, a mimo wszystko przeszkadza jej w zachowaniu równowagi!
- O nie!- zaprzeczył podnosząc głos. – To nie ja wycinam takie numery przyjaciołom!- pokazał palcem na schody wiodące do dormitorium dziewcząt, gdzie z pewnością siedziały Dor i Sher.
- Masz rację! – przyznała mściwie. – Wycinasz jeszcze gorsze!- mierzwiła go swoimi stwierdzeniami. Zaczął całą siłą woli pilnować własnych slow, by nie powiedzieć czegokolwiek co może zaowocować przykrymi skutkami.
- Zastanów się nad sobą Evans. Nie każdy musi unosić się honorem tak jak ty. – wyrzucił obdarzając ją chłodnym spojrzeniem.
- Nie każdy musi być aż takim palantem jakim ty jesteś! Więc ci podziękuję! Za to co dziś przeżyłam, dziękuję bardzo o palancie!- pochyliła przed nim głowę z nieukrywaną ironią.
- Podziękuj sobie!- prychnął James odwracając wzrok. Czemu tak starała się go zdenerwować?!
- I dziękuję za wspaniałe lata, kiedy wyprowadzałeś mnie z równowagi niemalże każdego dnia! I za każde „umówisz się ze mną Evans?”, albo te durne kawały, gdy musiałam tłumaczyć się przed całą szkołą! – jej oczy płonęły czystą złością. Nic innego w nich nie można było odczytać… No może odrobinę zmęczenia własnym życiem. Tak, Lil poczuła się zmęczona tym co miała, posiadała. Dopiero teraz na własnej skórze doświadczyła jakie są konsekwencje zwyczajnych niedomówień. Nie wiedziała czemu teraz obok niej nie ma Syriusza i czemu on nie zacznie nic tłumaczyć? Powinien być bardziej zdenerwowany od niej!
- Nie martw się. Zapewne nie raz cię to jeszcze spotka!- Rogaś patrzył na nią gniewnie. Coraz trudniej było kontrolować samego siebie.
- Powiedz mi co ty z tego masz?! Po co mi to robisz?! Dlaczego nie możesz dać mi wiecznego spokoju!- ukryła twarz w dłoniach. Była bezsilna, a mimo wszystko właśnie w tym momencie niemalże dźgnęła nożem Pottera. Okularnik był świadomy, że Lily wyszła już podenerwowana z pokoju dziewczyn, ale nie spodziewał się przeprowadzić z nią rozmowy właśnie w taki sposób! Może dlatego powiedział coś w przypływie złości, choć tak nie uważał…
- No wiesz Evans, musze dbać o opinię publiczną. Skoro się przyzwyczaili, iż próbuję się z tobą umówić to będę to robić, bo taka moja rola. – uśmiechnął się wrednie i perfidnie.
Lil zupełnie niespodziewanie spojrzała na niego spokojnie i z chłodem mrożącym poprzednią złość.
- Przykro mi, ale będziesz musiał zniszczyć swój dotychczasowy image. – powiedziała oschle mierząc go wzrokiem godnym jedynie robaka. – Znajdź sobie inną dziewczynę do męczenia Potter! Bo ja już mam dosyć oglądania twojej rozczochranej głowy! – rzuciła po czym wybiegła z pokoju wspólnego czując jak przepełnia ją gniew. Potrafią tylko ranić...
Choć James mógł powiedzieć jeszcze wiele bardziej dotkliwych stwierdzeń to powstrzymał się. Nie pobiegł za nią, bo po co?! Był wściekły! W tym momencie było za wcześnie, aby szukać popełnionych błędów. Stał dysząc ciężko w pustym PW i naszła go wielka ochota, aby coś rozwalić. „Przydałby się Snape”- pomyślał uderzając pięścią o ścianę.





Syriusz wszedł do dormitorium bez pukania. Nic więc dziwnego, że zastał dwie dziewczyny, które mierzyły go wściekłym wzrokiem. Najwidoczniej były w trakcie plotek.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – stwierdził pogodnie ładując się na jedno z łóżek.
- Oczywiście, że przeszkadzasz!- krzyknęła Dorcas. – Poza tym nie dotykaj rzeczy Lily.- powiedziała udając swoją Rudowłosą przyjaciółkę. – Przyjdzie po nie za kilka dni. – na to stwierdzenie Sher zachichotała złośliwie.
- Jak to?- Syriusz poderwał się wbijając zdezorientowany wzrok w koleżanki.
- Miałyśmy mała sprzeczkę.- stwierdziła Corvin przeczesując włosy grzebieniem. – Lil odrobinkę poniosło, chociaż wie, iż wszystko przez nią.
- Właśnie.-potwierdziła Dor. - Panie genialny ty także powinieneś zostać skrzyczany za swój cudny…
- Czekaj, czekaj!- Black przerwał jej marszcząc brwi. – Chcesz powiedzieć, że z powodu mojej propozycji wyrzuciłyście ją z dormitorium?- spytał nie wierząc, iż to mogłoby być możliwe.
- No coś ty!- zaprzeczyła szybko Meadows.
- Ja tylko delikatnie zasugerowałam…- uśmiechnęła się złowieszczo Sheryl.
Syriusz poczuł jak ogarnia go panika.
- Nie dość, że zrobiłyście jej takie świństwo z tym układem to dodatkowo miałyście czelność mieć do niej pretensje?!- krzyknął podrywając się z łóżka.
- O przepraszam!- Dorcas uczyniła to samo rzucając mu wojownicze spojrzenie. – To nie pierwsze zdecydowałyśmy się realizować jakieś głupie plany! Nie musiała się na to zgadzać!
Syriusz pokręcił z niedowierzaniem głową. Jak mógł być tak głupi? Wszystko przez jego idiotyczny pomysł!
Wtedy do dormitorium wpadła Jasmine ze zmartwioną miną. Rzuciła wszystkim roztargnione spojrzenie i opadła na jedno z łóżek chowając twarz w poduszkę.
- Co jest?- zapytała Sher.
- Lily i James… - wyrzuciła cicho szatynka. – Tym razem na ugodzie się nie skończy.- westchnęła. – Lil wyszła stąd strasznie zdenerwowana. Stało się coś?
Łapa na te słowa poczuł ukłucie wyrzutów sumienia. Przytłaczało go to. Nie wiedział jak bardzo wtajemniczone były dziewczyny, ale wiedział, że gdyby znały prawdę to nie obwiniałyby Rudej.
- Nie mogę uwierzyć, że mogłyście ją tak potraktować. – rzucił Syriusz chwytając za klamkę.
- Że jak?- spytała Jas wodząc wzrokiem od Sher do Dori.
- Wytłumaczą ci nasze wszystkowiedzące. – stwierdził z ironią Łapa. – Ja idę naprawić to co żem zniszczył. – opuścił pokój zamykając cicho drzwi. No i ma happy end! Musi teraz znaleźć Lily i przeprosić. Potrzebował tego dla uśmierzenia własnego sumienia.
Zszedł po schodach i od razu zobaczył Rogacza opierającego się głową o ścianę. Nie było dobrze…
- Ej!- zagadnął, a okularnik natychmiast się poderwał mierząc go badawczym i oschłym spojrzeniem.
- Co?
- Gdzie Evans?- spytał Black obserwując przyjaciela, jakby nie wiedział czego się może spodziewać.
- A skąd ja mam wiedzieć?!- burknął James.- Nie obchodzi mnie, gdzie ona biega!
- Ale mnie obchodzi!- krzyknął Syriusz patrząc surowo na Rogasia. - Lepiej się uspokój i powiedz mi… Pokłóciliście się?- miał nadzieję, że to była zwykła rozmowa, po której James zawsze wraca zdołowany i zadaje sobie pytanie co zrobić żeby się z nim umówiła. Niemalże się o to modlił!
- Można tak powiedzieć.- odparł Potter zachmurzając się. Był rozgoryczony. Najpierw wbijają mu nóż w plecy, a później robią wszystko, aby dobić leżącego.
- Na litość boską! Rogaczu mówże!- rozkazał Black tracąc cierpliwość.
James zerknął niepewnie na Syriusza. Mimo wszystko wiedział, że może mu ufać. Na tym opierała się ich przyjaźń. Opowiedział mu, więc o sprzeczce z Rudą. O tym jak go wyprowadziła z równowagi tylko dlatego, że sama była wściekła, o wszystkim co powiedziała, a co go zabolało i o tym co on powiedział chcąc się odgryźć.
Łapa wysłuchał tego co chwila marszcząc brwi. Nie komentował, nie przerywał. Doszedł jednak do wniosku, że dziewczyna w inteligentny sposób nie skłamała i nie powiedziała tego, co chciała ukryć.
- Tym razem przegięła.- na koniec dodał Rogaś. – Nie mam zamiaru za nią biec. Powinna przeprosić mnie za to co mówiła! Jak chce spokoju to jej go dam!
- Kogo ty chcesz oszukać Potter?- Black spojrzał na niego karcąco.- Nie wytrzymasz bez niej tygodnia. A nie pobiegniesz za nią bo jesteś głupi! – na to stwierdzenie James prychnął obrażony. Pewna część jego samego przyznawała Łapie rację, ale tylko dlatego, że naprawdę długo bez niej nie wytrzyma. Już teraz to czuł, a jednocześnie powtarzał sobie, iż zawiniła i nie można jej tego odpuścić.
- Ona nawet tego nie żałuje! Z jej wypowiedzi jasno wynikało, że jeszcze raz postąpiłaby tak samo! Jeszcze raz zgodziłaby ci się pomóc!
- Ale mogłeś ją źle zrozumieć.- zauważył z namysłem Syriusz. – Powiem tyle, jeśli się okaże, że Lil w rezultacie nic nie zrobiła, to nie zdziwiłbym się, gdyby zostawiła was wszystkich! Na jej miejscu miałbym gdzieś takich przyjaciół…
- Na nasze szczęście pomagała ci. – wtrącił chłodno Potter. – A ty powinieneś się cieszyć, że jeszcze nikt nie dopiekł tobie.
- Skoro tak uważasz…- westchnął Syriusz zerkając na zegarek. Nie było zbyt wesoło. Tylko czekać aż wszystkim przejdzie złość. Właśnie! On miał przeprosić Lily. Ale nie wiedział, gdzie ona teraz jest! James nie będzie jej szukać, bo poczuł się dotknięty… Ciekawe co by zrobił gdyby wiedział...? – Rogaczu, muszę ci coś powiedzieć. – błękitne spojrzenie spotkało wzrok brązowych i gniewnych oczu. Syr wiedział, iż jego przyjaciel wciąż rozpamiętuje od nowa wszystko utwierdzając się w przekonaniu, że postąpił słusznie. – Wiesz, że Evans zgodziła się pod wpływem szantażu, ale…
- Oczywiście, że wiem!- prychnął Potter. – Dlatego z początku bardziej domagałem się twojej krwi, ale wyszło jak wyszło!
- To teraz mi powiedz co widziałeś dziś rano?- Rogaś nie widział sensu tego pytania. Do czego dążył Black? Zawahał się na moment marszcząc brwi i obserwując Syriusza. W ostateczności postanowił odpowiedzieć wiedziony zwyczajną ciekawością, co z tego wynika.
- Widziałam jak ty i Lily staliście razem. Możnaby was wtedy uznać za parę.- w Potterze ponownie pojawiła się niechęć i złość wywołane zazdrością. Pamiętał jak bardzo chciał rozszarpać swojego przyjaciela. To uczucie powróciło teraz jeszcze silniej.
- A zauważyłeś może, jak Evans próbowała się wyrwać? Zauważyłeś jak bardzo musiałem się starać żeby to wyglądało prawdziwie? – James zawahał się raz jeszcze. Widział, ale co to ma z tym wspólnego?
- Zauważyłem…- odparł ostrożnie. – Ale co to ma….
- Więc wyobraź sobie, że zszedłem do pokoju wspólnego pewny, że mój plan zadziała jak należy, a co zastałem? Zamyśloną i roztargnioną Lil, która mówi mi, że się rozmyśliła!- wykrzyknął triumfalnie Black. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie się cieszył wyznając takie rzeczy. Natychmiastowo poczuł swego rodzaju ulgę.
Rogacz nie wierzył temu co powiedział Syriusz. W końcu mógł skłamać z powodu wyrzutów sumienia, prawda? Nie uległo jednak wątpliwości, iż to mogła być prawda, a jeśli nią była… James poczuł ukłucie i bardzo niemiłe sensacje w okolicach żołądka. Zaległa się w nim niepewność.
- Kłamiesz!- stwierdził rzucając przestraszone spojrzenie Łapie.
- Niby dlaczego miałbym kłamać?!- Black powoli tracił cierpliwość. Raz w życiu robił coś bezinteresownie dla dobra jakiejś dziewczyny, a jego przyjaciel mu nie wierzy! Nagle zrodził się w nim pewien pomysł! – Chodź! – szturchnął Pottera i ruszył przez dziurę pod portretem.
- Po co?- zdziwił się James.
- Udowodnić, że mówię prawdę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aniula19.12
PostWysłany: Śro 15:40, 15 Cze 2011 
~*~*~*~


Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock


Zapanowała cisza, w której dosłuchiwać mogłoby się mrugania powiekami i niespokojnych oddechów trójki dziewcząt.
Jasmine siedziała ze spuszczona smutnie głową, bawiąc się swoimi palcami. Wykręcała je w wyrazie niepewności. Czekała na to co powiedzą przyjaciółki, ale one tylko milczały.
Sheryl przygryzła nerwowo jedna wargę i zmarszczyła brwi. Prawda była zniewalająco trudna do przyswojenia. Brunetka bała się spojrzeć w oczy, którejkolwiek z obecnych koleżanek, a co dopiero mówić o czwartej!
Dorcas stała nie mogąc uwierzyć w to co usłyszała. Jeszcze 2 godziny temu ucieszyłaby się szalenie i spadłby jej ciężar z serca, ale teraz… Teraz to czuła się jak najgorsza i najwredniejsza przyjaciółka na świecie! Jeśli wciąż mogłaby nazywać siebie przyjaciółką…
- I to tyle…- dodała Jas mając nadzieje, że w końcu któraś z nich się odezwie i przerwie nieznośną ciszę.
- Musze ją znaleźć.- wyrzuciła Dor ze zmartwioną miną. – I przeprosić.
- Ale… James nam o tym nie powiedział.- zauważyła Sher patrząc pytająco na Elvin.
- Musze zabić Pottera. – Meadows chwyciła za klamkę gotowa wprowadzić w czyn nowe postanowienia.
- Dorcas stój!- zatrzymała ją szatynka. – Pomyśl logicznie. Co to teraz zmieni?
- Właśnie. Teraz jest za późno. Znasz Lily. Wróci, kiedy będzie myślała, że śpimy. – w zazwyczaj chłodnych i opanowanych oczach brunetki teraz widać było troskę. Miała straszne wyrzuty sumienia, że tak potraktowała Rudą.
- Wy nie rozumiecie? Ona miała rację. Powinnyśmy zawsze jej wierzyć. Nie zrobiłaby nic żeby nam zaszkodzić, a jednak tak łatwo dałyśmy się nabrać… Zwątpiłyśmy…- zerknęła na Corvin. Nie wiedziała co zrobi jeśli zaraz nie pogodzi się z Lil. Bez niej rozmowy o chłopakach nie będą już takie same, ani wspólne odrabianie lekcji czy odwiedziny huncwotów…
Wszystko wokół zdawało się podzielać te zmartwienia. Szczególnie ciężkie było rozpamiętywanie słów, których dziewczyny żałowały. Razem usiadły i czekały na powrót swojej przyjaciółki, którą tak skrzywdziły…







- James czekaj!- Syriusz opuścił własne wspomnienie i znalazł się w klasie, stojąc nad Myślodsiewnia. Potter znikał już za drzwiami. Dlaczego Rogacz nigdy nie może zastanowić się zanim cokolwiek zrobi?!
Łapa wybiegł na korytarz zostawiając Pokój Życzeń samemu sobie. Doskonale jest mieć takie pomieszczenie pod ręką. A tego dnia dzięki niemu udało mu się przekonać przyjaciela do niewinności pewnej dziewczyny. Niestety okularnik opuścił jego wspomnienie, gdy rudowłosa panienka powiedziała słowo „nie”.
- James na litość boską!- pobiegł za Rogaczem aż do wspólnego dormitorium. Tam złapał oddech i zdążył przyjrzeć się zdeterminowanej twarzy kolegi. Remus i Peter wydawali się być dość zaskoczeni, ale żaden nic nie powiedział.
Jamesem kierowała jedna myśl i jedno odkrycie. Jak mógł być tak głupi i wkręcać ją w swoje pomysły?! Przerzucał w pośpiechu rzeczy szukając kawałka pergaminu.
- Co ty masz zamiar zrobić o tej porze?!- wypalił Syriusz oddychając ciężko. Zmęczył się pościgiem, ale starał się myśleć dość trzeźwo. Może za wcześnie wyjawił Potterowi prawdę.
- Znaleźć Lil. – odparł Rogacz nie obdarzając Łapy nawet przelotnym spojrzeniem.
- I co jej powiesz?!- podniósł głos Black.- Wątpię, żeby dała ci wystarczająco wiele czasu, abyś na poczekaniu zdążył wymyślić wspaniałe przeprosiny! A jak chcesz znać moje zdanie, to w ogóle nie da ci szans na porozumienie.
Potter nie słuchał. Po prostu musiał ją jeszcze dziś zobaczyć. Nieważne co by mu powiedziała. Może to być nawet zwyczajne „nienawidzę cię Potter”, byleby się odezwała…
Wtedy wyciągnął złożony starannie pergamin i rozłożył go.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś bardzo niedobrego. – stuknął różdżką w papier i natychmiast zaczęły pojawiać się kontury zamku.
- James to głupi pomysł!- Syriusz zerknął surowo na Rogacza. Nie ulegało wątpliwości, że niestety tym razem nie potrafił przemówić mu do rozsądku.
- Nie ma jej!- chłopak wykrzyknął zawiedziony i zaskoczony. – Nie ma jej na mapie! – spojrzał na Remusa oczekując wyjaśnień.







Lily siedziała w wygodnym fotelu pijąc gorącą czekoladę. Powoli robiło jej się cieplej na sercu, ale nie z powodu napoju tylko towarzystwa jakie posiadała. Zapomniała, że ma kogoś kto jej zawsze pomagał.
- Nie spodziewałam się zastać cię tutaj. – stwierdziła uśmiechając się nieśmiało.
- Ja nie wiedziałem, że masz zamiar spędzić tu cała noc. – Dorian odwzajemnił uśmiech podkładając drewna do ognia. – A teraz powiedz mi czemu nie chcesz wracać tym razem?
Evans spochmurniała. Nie miała ochoty o tym mówić. Wiedziała, że O’Conell za wszelką cenę będzie starał się odwieść ją od tego pomysłu. Tym razem nie śpieszyło jej się do ponownych odwiedzin u swoich koleżanek.
- Posprzeczałam się ze wszystkimi.- spuściła wzrok na dywan.
- Tyle to się jestem w stanie domyślić. – stwierdził pogodnie Dorian obserwując bacznie każdy jej ruch. – Mów o co poszło.- zachęcił spokojnym tonem.
Ruda podniosła twarz i spojrzała na ciemnego blondyna z zawsze opanowaną posturą. Nie widziała go nigdy żeby się złościł. Zrobiło jej się głupio, że ona nie potrafi tak nad sobą panować.
Opowiedziała mu wszystko od początku. Zaczynając od wieczoru pod gołym niebem, kończąc na kłótni z Potterem. Chwilami nawet podnosiła głos i wtedy zazwyczaj musiała wziąć głęboki oddech.
- Powinnaś wrócić do swoich przyjaciółek.
- Nie…Nie mam zamiaru być jakimś przedmiotem, który pomaga utrzymać opinię w szkole!- rzuciła złoszcząc się.
Dorian popatrzył na nią wnikliwie i po chwili powiedział:
- Dlaczego w tym momencie nawiązałaś do tego co powiedział ci ten chłopak, kiedy ja wcale go nie wspomniałem?- Lil zaniemówiła. Zaskoczył ją tym pytaniem. – Mi chodziło o twoje przyjaciółki…
Ruda niepewnie wzruszyła ramionami. Postanowiła zaniechać ostatnich słów, przemilczeć, ale świadomość, że dwójka zielonych i bystrych oczu przypatruje ci się badawczo dobijała ją. Wiedziała, iż nie da jej spokoju póki nie odpowie!
- To...- zamyśliła się szukając odpowiednich słów, szukając odpowiedzi…- To chyba najbardziej uderzyło mnie tego wieczoru. – stwierdziła szczerze zerkając wprost w oczy przyjaciela.
- Masz na myśli, że cię zraniło i najmocniej zabolało?- skrzywiła się lekko. Przyznanie prawdy dużo ją kosztowało. Zdawało jej się, że Dorian robi to specjalnie. Przecież wiedział jaka jest odpowiedź!
- Chyba tak. – na te słowa chłopak zmarszczył brwi. Lil poczuła się niepewnie, jakby skłamała.
- Chyba czy na pewno?
- Chyba na pewno. – odparła zastanawiając się. – Oj Dorian! To była po prostu najgorsza rzecz jaką dziś usłyszałam!- krzyknęła ukrywając twarz w dłoniach.
- Tego jestem pewien, ale pytanie dlaczego? – jego stoicki spokój był nie do pobicia.
- Dlaczego co?- Evans nie do końca rozumiała co jej przyjaciel miał na myśli.
- Dlaczego do tych właśnie słów przywiązujesz największą wagę. – napotkał pytający wzrok dziewczyny i poczuł się do obowiązku przedstawić jej swoje spostrzeżenia. – Widzisz… Po długich miesiącach, kiedy uskarżałaś się na Pottera i stwierdzałaś jaki z niego głupek, wreszcie dowiedziałaś się co powodowało u niego takie zachowania. – to nie była zbyt pocieszająca myśl. Wręcz przeciwnie. Cały czas trudno jej było uwierzyć, iż tak naprawdę dla James’a była tylko przedmiotem zabaw. Nie wiedziała czy ma się wściekać czy może rozpłakać… - Twierdzisz, że jest ci on obojętny. – rzucił nagle O’Conell.
- Tak.- potwierdziła Lil kiwając powoli głową.
- Więc powinnaś się cieszyć. Gdyby chłopakowi chodziło o uczucie to byś nie miała szans na to żeby przestał cię zaczepiać, a teraz wreszcie możesz żądać spokoju…- Lily spojrzała w płomienie ognia tańczące po polankach drewna w kominku. Wszystko się z czasem wypala… Pomarańczowe języczki sięgały coraz wyżej prześcigując się nawzajem. Na jedno Dorian miał rację, czego nie mogła mu odmówić. Winna szaleć z radości, ale… Czemu wolałaby go więcej nie zobaczyć schować się i zapomnieć świadoma tego co usłyszała? Czemu nie może zapomnieć jednego głupiego zdania?!
- Ech Lily, Lily…- westchnął Dorian. – Dziś zostań tutaj, bo jest zbyt późno żebyś wracała do zamku, ale jutro chcę cię widzieć wśród twoich koleżanek. – zerknął na nią nie znosząc sprzeciwu.
- Nie!- zaprzeczyła szybko.- Nie możesz mi kazać! Tym razem cię nie posłucham. – patrzyła na niego badawczo, jakby chciała wyczuć czy robi dobrze. – Wrócę do nich…kiedyś… Ale nie może to być zbyt szybko! Nie tym razem…- poprosiła patrząc błagalnie.
- Ale tu nie wolno ci pozostać dłużej niż dzień. – ciemny blondyn zmarszczył brwi zastanawiając się co teraz zrobić.
- Więc pomóż mi dołączyć się do dormitorium innych uczniów tak, aby nikt z moich znajomych mnie nie znalazł… Żeby nie byli w stanie domyślić się, gdzie jestem. – kiedy tak siedziała ni to smutnie ni to zmartwiona, miało się wrażenie, że nie da się odmówić Evans. Nawet ktoś tak opanowany i spokojny jak Dorian nie mógłby pozostać obojętny wobec jej próśb. Znali się już całe 6 lat.
- Chyba nawet mam jakiś pomysł. – stwierdził nagle z namysłem. – Ale muszę to i owo sprawdzić.
Lily od razu się uśmiechnęła. To naprawdę wspaniale mieć taką osobę i była świadoma szczęścia jakie posiadała. O’Conell podszedł do niej i ujął jej dłonie ściskając mocno.
- Miłej nocy.- powiedział.
- Wzajemnie. – i choć zdawało się, że teraz chłopak powinien odejść, on wciąż stał trzymając jej dłonie. Zmienił się tylko jego wyraz twarzy. Spojrzał na jedną rękę dziewczyny, a potem w jej zielone oczy. Lil po raz pierwszy widziała go przestraszonego.
- Skąd to masz?!- podniósł głos ku jej zaskoczeniu przyglądając się uważnie pierścieniu na jej palcu.
- Dostałam…- Evans zmarszczyła brwi nic nie rozumiejąc. Przecież to pierścionek, który dostała od tej kobiety w szpitalu. Powiedziała, że to od niego, a teraz Dorian się dziwi…
- Kto ci go dał?!
- Jakaś kobieta…- wyrzuciła niechętnie Ruda nie mogąc uwierzyć w podenerwowanie na twarzy swojego przyjaciela. Cała ta sytuacja napawała ją przerażeniem.
- Jakaś kobieta?!- powtórzył z oburzeniem.- A nie nauczyli cię żeby nie brać nic od obcych?! Mógł być zaczarowany! Może wciąż jest…- O’Conell pociągnął za sygnet na palcu Lil. Nic! Nie dał rady go zdjąć!
- Czekaj…- Lily postanowiła zrobić to sama. Chwyciła za pierścionek i spróbowała go ściągnąć. Raz, drugi…- Nie chce zejść!- stwierdziła z zaskoczeniem i przestrachem.
- Mamy tak niebezpieczne czasy, a ty słuchasz rad nieznajomych!- krzyknął zbulwersowany Dorian.
- Skąd miałam wiedzieć? Ta kobieta powiedziała, że to od ciebie!- Lil stwierdziła z wyrzutem. Nie wiedziała czemu chłopak podniósł głos, ale było to dość niespotykane. Nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie.
- Starczy.- zarządził Dorian. – Nie powinnaś go mieć. Mógł ci go dać poplecznik Czarnego Pana dla własnych celów.
- Phi!- prychnęła Lily. – Zastanów się po co Voldemort miałby zwracać uwagę na uczennicę z mugolskiej rodziny…
- Bardzo zdolną uczennicę Lil. – zauważył O’Connel wciąż lekko drżąc.
- Nieważne, ale ty masz taki sam pierścień!- krzyknęła oskarżycielsko zauważając ciemnozielone oczko na sygnecie swojego przyjaciela. – Więc nie powinieneś…
- Lily obiecaj mi coś….- nagle Dorian spojrzał na nią całkowicie poważnie i z nadzwyczajną troską. Zerknęła w jego zielone i zmartwione oczy nie wiedząc czego może chcieć. – Nigdy więcej nie będziesz rozmawiać z niepewnymi czarodziejami, nie wyjdziesz za teren Hogwartu sama, a przede wszystkim… Uważaj na siebie. – powiedział ściskając mocniej jej rękę.
- Dobrze…- odpowiedziała czując ogarniającą ją ciekawość i niepewność. Coś tu nie pasowało bardzo, aż raziło w oczy…
- Dobranoc.- usłyszała na koniec.
- Dobranoc….






Corvin siedziała na łóżku pogłębiając się w zamyśleniu. Szczegółowo analizowała wszystkie możliwości podczas, gdy świeże promienie słońca grały na jej twarzy.
- Nie ma sposoby żeby szybko przeszukać zamek?- spytała po chwili patrząc z nadzieją na zmartwioną Dorcas i zastanawiającą się Jasmine.
- To wszystko moja wina!- jęknęła Meadows wstając.
- Spokojnie, Evans wróci.- stwierdziła nadzwyczaj pewnie Sheryl. – Zawsze wraca….- i nagle zdała sobie sprawę, że odnalezienie Rudowłosej jest proste jak drut! Nawet jakby nie zechciała pojawić się na śniadaniu. – Ale gdybyśmy poprosiły o pomoc naszych wspaniałych przyjaciół…- uśmiechnęła się chytrze. – Chodźcie za mną. – rozkazała wychodząc z dormitorium.
Przyjaciółki posłusznie podążyły za nią. Chyba po prostu nie widziały innego wyjścia. W Sher i jej szalonych pomysłach pokładały nadzieje. Dorcas najbardziej chciała znów zobaczyć Lily. Nie wiedziała jeszcze co jej może powiedzieć, ale nie potrafiła żyć ze świadomością, iż straciła najlepszą przyjaciółkę z własnej winy. To była okropna myśl, która powracała jak bumerang za każdym razem niosąc ze sobą większe ilości poczucia beznadziei.
Corvin zaprowadziła je aż pod drzwi dormitorium Huncwotów. Bez wahania otworzyła je nie zwracając uwagi na ewentualne komentarze. No i nie było w ostateczności tak źle jak się spodziewała. Remus zamknął się w toaletce i chyba korzystał z porannej toalety, Peter wciąż spał przewracając się z boku na bok, Syriusz leżał ziewając i wpatrując się w sufit, a James usiadł na brzegu swojego łóżka i najwidoczniej zamyślił się tak bardzo, że nie zwrócił uwagi na wejście dziewcząt. Sheryl na ten widok musiała nabrać dużo powietrza z wrażenia, gdyż Potter nie nałożył jeszcze koszulki. Niesamowite jak potrafił działać na nią zwykły chłopak. Odbierał oddech, przyśpieszał bicie serca… Nikt nie potrafił zrozumieć go lepiej od niej, bo gdy był smutny ona również czuła się smutna, cieszyła się razem z nim i razem z nim złościła. Teraz od razu powiało melancholią. Stłumiła w sobie chęć spytania „co się stało?”, postanowiła zrobić przede wszystkim to co zamierzała.
- Ekhem…- odchrząknęła wychodząc na środek pokoju. Od razu zwróciła na siebie uwagę Blacka, który podniósł głowę i Rogacza odruchowo spoglądającego na nowo przybyłe, aby po chwili znów posmutnieć bardziej niż poprzednio, zupełnie jakby spodziewał się kogo innego.
- Witam…- rzucił Łapa opadając miękko na poduszkę.- Czego dusze potrzebują?
- Pomocy…- odezwała się Dorcas.
- No jakbyście nie chciały pomocy to byście nie przyszły. – w całym tym zachowaniu brakowało uśmiechu i optymizmu, wręcz szaleństwa jakie zazwyczaj emanowało z tego dormitorium. – Pospieszcie się proszę, bo właśnie staram się opracować jakiś dobry pomysł…- westchnął. Tym razem nawet Sher nie miała odwagi spytać jaki pomysł, albo coś w tym stylu. To byli inni Huncwoci, nękani poważnym problemem…
- Black,- odezwała się Corvin.- Potrzebuję waszej mapy. – Dor i Jas zerknęły na siebie niepewnie nie wiedząc o czym ich koleżanka mówi, za to James nagle poderwał się ściskając w ręku kawałek pergaminu. Obojętnie rzucił go Sheryl mierząc ją powątpiewającym spojrzeniem.
- Jeśli chcecie znaleźć Lily, to nic to nie da.- powiedział oschle. – Nigdzie jej nie ma.
- Ja bym aczkolwiek wolała sama sprawdzić. – odparła brunetka. Najwięcej bólu sprawiała jej świadomość, że on tak przeżywa jej nieobecność. Jak piękny kwiat bez wody, tak Potter więdnął nie mając na oku Evans.
Nie rozpatrując tego dłużej rozłożyła pergamin. Najwidoczniej chłopcy już używali mapy, gdyż kontury zamku i pojedyncze kropki były doskonale widoczne. Sher przeglądała dormitoria, wieże, sale lekcyjne…. Rzeczywiście nigdzie ani śladu. Prawie zrezygnowana zerknęła na błonia. Nie było tam żadnej kropeczki z jakimkolwiek nazwiskiem. Zacisnęła powieki mając wielką ochotę, by zakląć głośno, ale nie było takiej potrzeby! Kiedy otworzyła oczy ku własnemu zaskoczeniu ujrzała na planie błoni już dwie osoby!
- Jest! – krzyknęła zaskoczona własnym odkryciem. Natychmiast na jej ramieniu uwiesiła się Dorcas, a za nią Jasmine, niemalże równie błyskawicznie przy mapie znalazł się Black i James, który wyrwał pergamin i sam zaczął przyglądać się z ożywieniem poruszającemu się czarnemu punktowi z napisem „Lily Evans”. Szybko zauważył, że nie była sama, ale nie robiło mu to różnicy. Chciał z nią porozmawiać zanim znowu zniknie!
- Idę tam!- rzucił zdecydowanym tonem w pośpiechu szukając jakiejkolwiek koszulki.
- Nie możesz!- Syriusz pochwycił mapę obrzucając wzrokiem dwa punkty na błoniach. Zaraz potem wyrwała mu ją Dorcas.
- Jak to nie?!- krzyknął oburzony Rogacz. – Ty powinieneś się wcale nie odzywać. – pogroził Blackowi palcem mierząc go mściwym spojrzeniem.
- Nie idź!- rozkazała nagle Meadows. – Ja pójdę!- zaoferowała się z nadzieją. Jeśli z Evans rzeczywiście przebywał dobrze znany jej chłopak, to miała większe szanse na zgodę ze swoją przyjaciółką. Nie przewidziała jednak, że Syriusz również wie o chłopaku spacerującym przy boku Rudej. W łapie pojawiło się dziwne uczucie zagrożenia. Instynktownie wiedział, iż nie powinien puszczać tam Meadows jeśli w przyszłości, kiedykolwiek będzie chciał jeszcze spróbować z nią szczęścia.
- Nie możesz iść ani ty słodziutka, ani Rogaś. – oboje spojrzeli na niego groźnie. Zupełnie jakby się zmówili! Nie robiło to na Blacku nijakiego wrażenia. Nigdy nie przejmował się takimi błahostkami. Dziewczyny wystarczająco często patrzyły na niego nienawistnie, aby po tygodniu znów zacząć uśmiechać się na jego widok.
- Jak to nie mogę?!- podniósł głos James marszcząc brwi.
- Właśnie!- poparła go blondynka. – Nie będziesz nam tu rozkazywał! Gdyby nie twoje głupie pomysły…- nagle urwała zdając sobie sprawę, że mogłaby urazić kogoś i wywołać nową kłótnię. Obrażona odwróciła wzrok nie patrząc na pochmurniałego Syriusza.
- Tak… Wszystko moja wina!- przewrócił oczyma Łapa w wyrazie zirytowania i podenerwowania. – I nie mam zamiaru rozkazywać tylko DORADZIĆ.- wytłumaczył dobitnie. – Ja nie jestem z Lilian skłócony, ale wy tak. – założył ręce. – Jeśli nawet do niej pójdziecie to jakie macie szanse, że się do was odezwie jeśli jest wciąż zła. No na jedno się jej nie dziwię! Obraziliście ją, wygoniliście z dormitorium, powiedzieliście wiele przykrych słów…
- Dość!- zarządziła Sheryl widząc jak Syriusz przejmuje całkowitą kontrolę nad wszystkimi, wywołując w nich wyrzuty sumienia.
- Właśnie…- nagle w towarzystwie pojawił się Lupin. – Jeśli wciąż chcecie ją złapać to musicie się pośpieszyć. – zauważył. – Najrozsądniej byłoby rzeczywiście posłać tam Łapę, pod warunkiem, że nie zrobi żadnego głupstwa.- Syriusz zmierzył go spojrzeniem typu „Ja i głupstwa?! Nigdy!”. To jednak nie upewniło Lunatyka, tym bardziej zaczął się martwić czy dobrze zrobił wstawiając się za Blackiem. W tej chwili zauważył niezadowolone twarze James’a i Dorcas. – A reszta niech idzie do wielkiej sali. Z tego co widać…- zerknął na mapę.- …Dorian i Lil idą na śniadanie.
- Dorian?!- Potter krzyknął zaciskając pięści ze złości.
- A dziwisz się?!- Remus ten nieliczny raz podniósł głos. – To jedyny przyjaciel jaki jej jeszcze pozostał, który jej nie uraził, ani nie ocenił niesprawiedliwie. – dokończył chłodno i zdecydowanie.
Meadows znów poczuła się źle. To było straszne wiedzieć, że coś dzieje się z twojej winy, zupełnie jakby najpierw być zbyt pewnym siebie, a potem sparzyć się strasznie i chcieć naprawić błędy. Bolało za każdym razem, kiedy ktokolwiek wspominał o tym jak Evans została potraktowana. W myślach blondynki jawiła się wtedy ona jako sama… Jedna rudowłosa dziewczyna siedząca samotnie, gdy wszyscy kogoś mają. Ona nie ma nikogo… Nie może liczyć na pomoc przyjaciół, bo ją opuścili… Pewnie cierpi i płacze na ramieniu Doriana. Wyrzuca z siebie całą złość!
No cóż… Tak postąpiłaby Dorcas, gdyby postąpić z nią w podobny sposób, ale Lily Evans była inna osobą…







- Nie chcę tam iść.- skrzywiła się jak małe dziecko, kiedy odmawia posłuszeństwa.
- Ale nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy…
- Dorian!- przerwała mu wrednie w tej samej chwili zatrzymując się. – Nie mogę zjeść w kuchni? - spytała pełna nadziei mrugając słodko oczkami.
O’Conell zmierzył ją poważnym spojrzeniem po czym uśmiechnął się.
- Masz 16 lat, a zachowujesz się jak jakbyś miała 5.
- No wiesz! – Ruda zerknęła na niego oburzona. – W rzeczywistości mam 15! Moje urodziny przypadają na październik.- napomniała go odwzajemniając uśmiech. W takich chwilach niemalże zapominała o problemach. A nazbierało się ich całkiem sporo. Liczne kłótnie, znalezienie nowego dormitorium tak, aby dyrekcja szkoły się nie dowiedziała no i dziwna plątanina głosów, która czasem nawiedza ją za dnia przyprawiając o ból głowy nie do zniesienia, a czasem odwiedza ją w nocy przysyłając dodatkowo mroczne wizje. Nie wiedziała skąd jej się to wzięło. Bała się o tym mówić, bo uznano by ją za wariatkę!
- Dziś zjemy w kuchni, ale obiecaj mi, że jutro nie będziesz już unikać spotkania z przyjaciółmi. – O’Conell zmierzył ją czujnym spojrzeniem czekając na reakcję.
- Obiecuję.- uśmiechnęła się delikatnie.
- Evans!!!- rozległo się nagle na korytarzu. Lily drgnęła przestraszona i niemalże machinalnie odwróciła się, aby zobaczyć kto odważył się na takowe wrzeszczenie.
W jej stronę zmierzał nie kto inny jak Syriusz Black z cała swoją bezczelnością i arogancją. Przewróciła oczyma i zerknęła błagalnie w stronę Doriana mając nadzieję, że ten wymyśli jakikolwiek pretekst do ucieczki. Jednak jej przyjaciel najwidoczniej postanowił poczekać na Łapę i dać mu dojść do słowa.
- Jak dobrze cię widzieć moja droga. – brunet uśmiechnął się figlarnie.
- Zależy jak dla kogo.- burknęła Zielonooka, a O’Conell słysząc to szturchnął ją lekko napominając o dobrych manierach. – Taaa… - westchnęła. – Mów czego chcesz Black, bo się śpieszę. – rzuciła od niechcenia mierząc go zniecierpliwionym spojrzeniem.
- Dlaczego nie wróciłaś na noc do dormitorium?- zapytał nagle zupełnie poważnie bacznie jej się przyglądając. – Martwiliśmy się. – Lil poczuła jak coś wewnątrz jej się buntuje.
- Nie wróciłam i nie wrócę!- odparła oschle i zdecydowanie. – Martwiliście się!- prychnęła z pogardą. – Już ja to widzę jak wszyscy razem martwicie się o mnie chociaż niedawno daliście mi jasno do zrozumienia jak się sprawy mają.- odwróciła się obrażona. Nie potrafiła zapanować nad żalem jaki miała do wszystkich.
- Powinnaś im była powiedzieć jak było naprawdę…- Evans nic nie powiedziała. Jeśli chciał, aby poczuła się winna to nie udało mu się to. Nikt nie rozumie… Gdyby nie zżerały jej wyrzuty sumienia to wszyscy dowiedzieliby się jak to wyglądało jej oczami. Nie wiedziała dokładnie czemu postanowiła to przemilczeć. Ukarała siebie samą za własną głupotę…
- Powiedzieć…- wyszeptała jakby nieobecna. – Nie ma sensu mówić o czymś tak oczywistym prawda? Nigdy nie skrzywdziłabym przyjaciół. – zauważyła rozżalonym głosem.
- Więc czemu ich krzywdzisz? – Black patrzył na nią bez cienia rozbawienia czy czegokolwiek. Nie znała go z tej poważnej strony i to ją przerażało…
- Nikogo nie krzywdzę!- krzyknęła zwracając ku niemu swoje gniewne spojrzenie.
- No jasne, że nie.- powiedział z ironia Łapa. – A Dorcas? Pomyśl o niej, pomyśl jak się czuje kiedy wie, że źle zrobiła… Postaw się w jej sytuacji…- na chwilę Lily zamyśliła się. Dorcas żałuje? Ogarnęła ją chęć spotkania się z blondwłosą przyjaciółką. Przecież żadna nigdy nie zostawiła drugiej w potrzebie, zawsze się wspierały… Nastąpił moment, w którym Evans była gotowa wrócić do swojego przytulnego dormitorium i zapomnieć o tej bezsensownej kłótni!- No i jeszcze Rogacz!- na wspomnienie samego przezwiska w oczach Lil pojawiły się iskierki ognia, podsycane gniewem i żalem. – Nawet nie wiesz jak bardzo przeżywa tę waszą wymianę zdań…- w tym momencie sam Dorian poznał, iż Syriusz powiedział nie to co trzeba, nie w tym czasie.
- Chodźmy.- O’Conell zwrócił się do Lily mając nadzieję, że nie powie ona w tym momencie nic niestosownego.
- Zaraz!- odparła nie spuszczając wzroku z Syriusza. – Wiesz, Black… Nie mam zamiaru tak szybko wracać. – powiedziała chłodno. – Nie mam zamiaru ponownie służyć za pomoc w utrzymaniu dotychczasowego statusu, bo widzisz… Ja również mam swoją opinię wśród ludzi. I trzymając się niej nie pozwolę się wykorzystywać! Nie jestem głupią zabawką! – wyrzuciła niemalże nienawistnie. – A teraz wybacz, ale nie mam dla ciebie więcej czasu….- odwróciła się na pięcie i wraz z Dorianem ruszyła w stronę korytarza wiodącego do portretu z misą owoców.
Syriusz nie całkiem wiedział co ma o tym myśleć. Odniósł porażkę… To pewne! Ale jak przedstawić to przyjaciołom, żeby nie stracili całkiem nadziei i nie załamali się?
- Evans, nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie głupstwo popełniasz! – krzyknął za nią, ale nim tamta się odwróciła ubiegł ją ciemny blondyn o zielonych oczach.
- Lepiej już idź.- odezwał się mierząc Syriusza uważnym wzrokiem.
- Phi! – prychnął Łapa myśląc, że gdyby ten cały Dorian miał odrobinę oleju w głowie to zrobiłby cokolwiek, żeby przekonać Rudą do powrotu. – Nie będzie mi tu jakiś wyrośnięty siódmoklasista rozkazywał. – stwierdził z dumą i odrazą jaką czuł do O’Conella na tyle głośno, by chłopak zdołał go usłyszeć.
Lily będąc bardzo blisko Doriana zauważyła jak jej przyjaciel zaciska pięści. Od wczoraj, kiedy widziała go roztrzęsionego z powodu jej nieostrożności zaczęła dostrzegać wiele rzeczy, które przeczyły opanowaniu i wiecznemu spokojowi w życiu siedemnastolatka.
- Za rok ty również zdasz do ostatniej klasy. I nie wskórasz nic wyżywając się na mnie z powodu twojej drugiej porażki, przy której miałem nieszczęście być i przyglądać się. – przemówił poważnym tonem.
- Drugiej? – zdziwił się Syriusz. – Ja nie odnoszę porażek!- zauważył uśmiechając się kpiąco.
- Najwidoczniej nie wziąłeś pod uwagę panny Meadows… - Łapa poczuł ogarniającą go złość. Jak on śmiał wspominać Dorcas! Nic mu do tego! – To wspaniała i piękna dziewczyna. Bardzo delikatna. – tym razem złość przemieniła się w dziwne uczucie nienawiści. Czemu mu to mówi?! Syriusz doskonale wiedział o wdziękach blondynki. Zdawał sobie sprawę z jej oryginalnego charakteru. Potrafiła być potulna i grzeczna, wręcz nieśmiała, a innego razu zmieniała się w dziką kotkę prychającą na wszystkich wściekle. Black czuł jak dłonie drżą mu z wściekłości, gotowe złapać za różdżkę i obezwładnić tego gamonia stojącego dosłownie kilka kroków dalej!
- Dorian, daj spokój. – poprosiła Lil zerkając przestraszonym wzrokiem od Łapy do O’Conella. – Kolejne kłótnie nic nie dadzą.
- Ależ moja droga, twój znajomy najwyraźniej coś do mnie ma, a ja nie mogę mu tego odmówić. – odparł chłopak bezbarwnym tonem.
- Nie czas i nie miejsce na to!- powiedziała z naciskiem kładąc swoją rękę na ramieniu przyjaciela. – Obiecałeś mi pomóc.- przypomniała patrząc wymownie w zielone oczy.
- Rzeczywiście. – potwierdził Dorian natychmiast ponownie zwracając się do Blacka. – Lily ma rację. Nie czas i nie miejsce na bezsensowne kłótnie.
- Bezsensowny to ty jesteś. – warknął Syriusz. – Pa Lil.- rzucił jej przelotne spojrzenie odwracając się. Chciał iść do wielkiej sali, ale dosłownie w jednej sekundzie zmienił zdanie zauważając niezrównaną szansę przekonania Evans do powrotu.
- Idź do kuchni, a ja muszę porozmawiać z pewnymi osobami. Jak dobrze pójdzie to jeszcze dziś będziesz mogła zabrać wszystkie swoje rzeczy do nowego dormitorium. – usłyszał głos tego Doriana. Pożegnali się i każde poszło w swoją stronę. W tym momencie Syriusz żałował, iż był sam. Nie wiedział czy śledzić O’Conella czy pójść pogadać z Rudą. Rozdwoić się nie mógł! Zaklął cicho pod nosem wybierając korytarz i szczerze wierząc, że podjął słuszną decyzję.







- Nie możesz zachowywać się tak jak w piątej klasie? Przecież wtedy praktycznie zamieniałeś z nią słowo raz w tygodniu i to w dość niemiłych okolicznościach, widywałeś ją zazwyczaj w czasie lekcji. Teraz masz tak samo… Nie rozumiem czemu nie potrafisz przejść nad tym do porządku dziennego…- Sheryl dłubała widelcem w swoim śniadaniu całkowicie tracąc wigor.
- Czyli cały rok pracowałem na to co osiągnąłem żeby stracić to wszystko w ciągu jednego wieczoru i musieć zaczynać od nowa? – James wyglądał na naprawdę zmartwionego. Nie chciało mu się nawet nic jeść. Siedział tak tylko dla towarzystwa mając nadzieję, że wkrótce zobaczy JĄ.
- Ja chciałam tylko podkreślić, że wtedy potrafiłeś się śmiać, żartować… A teraz ledwo oddychasz. – nachmurzyła się brunetka. – Mam wrażenie, że równie dobrze mógłbyś położyć się na ziemi i umrzeć, a różnicy by nie było!
Ciemnowłosy chłopak w okularach nie odpowiedział nic. Nie wyobrażał sobie już ani jednego dnia bez choćby krótkiego zdania „Spadaj Potter!” w wykonaniu pewnej rudowłosej dziewczyny o zielonych, migdałowych oczach. Siedział przy stole Gryfonów bez swojego zwykłego humoru i chęci rozrabiania. Nikt nie potrafił go zrozumieć. On sam do końca siebie nie rozumiał…
- Jamie na Boga! Ty musisz się wziąć w garść!- jęknęła Sher. – Ja sobie nie wyobrażam, abyś miał być taki… taki… zmarnowany!
- Corvin, czemu nie zajmiesz się męczeniem kogoś innego?- zagadnął Potter rzucając jej przeciągłe i znudzone już spojrzenie. – Zawiniłem i mam zachowywać się jakby nigdy nic? Zastanów się dobrze!
- Mogła powiedzieć, że się na nic nie zgadzała!- rzuciła z wyrzutem Sheryl broniąc własnych poglądów. Nie tęskniła tak bardzo za towarzystwem Zielonookiej. Osobiście widziała w tym wielką szansę dla samej siebie i Jamiego. Myślała, że teraz on da im szansę, ale… Ale to już nie był ten sam James Potter…
- Mogła powiedzieć…- do rozmowy wtrąciła się Dorcas wzdychając ciężko. – Ale myśmy ją najpierw zdenerwowały. – smutne teraz oczy blondynki wpatrywały się w jedzenie na talerzu obojętnie. Także straciła apetyt.
- Ja wam mogłam powiedzieć. – zauważyła Jasmine robiąc sobie wyrzuty.
- Obwinienie się nic nie da. – rzucił rozsądnie Remus mierząc bacznym spojrzeniem wszystkich. – Trochę wiary w Syriusza. Z pewnością zaraz przyjdzie tu, prowadząc Evans.
Ponownie zapanowała przygnębiająca cisza. Nawet Peter nie jadł tyle co zwykle wczuwając się w nastrój całej reszty.
- A jak ona nie przyjdzie?- wypalił nagle Glizdogon zamyślając się głęboko, na co Rogacz natychmiast poderwał się patrząc na Pettigrewa morderczym spojrzeniem.
- To ty będziesz pierwszym, na którego przeleję cały swój żal i gorycz. – Peter zmarszczył brwi na wpół przerażony na wpół zaskoczony nie wiedząc co powiedzieć. – Albo… Są takie kreatury, których być nie powinno. – James zacisnął pięści uśmiechając się wrednie.
- James opanuj się. – upomniał go Lupin niemalże czytając w jego myślach. – Przecież nie będziesz chodzić po szkole szukając pierwszej lepszej osoby, która cię obrazi tylko po to żeby pozbyć się swojego złego samopoczucia.
- Masz racje…- Rogaś ponownie posmutniał opierając się o stół.
- Lepiej chodźmy już na lekcje.- Sheryl zerknęła na zegarek. – Za dziesięć minut zaczynają się zajęcia zielarstwa.
- Ech…- westchnęła Jas. – To miłej lekcji wam życzę. – powiedziała uśmiechając się przymilnie. -Ja zaczynam od wróżbiarstwa. – przewróciła oczyma udając znudzenie.
- Zaraz, zaraz…- Potter rozejrzał się niespokojnie. – A gdzie Łapa?
- Dojdzie później. – stwierdziła Sheryl nie widząc w tym najmniejszego problemu. – Oj, Jamie! Przestań się już tak przejmować!- dziewczyna chwyciła go pod rękę.- Ciesz się życiem i tym, że w tej chwili nikt nie obzywa cię od palantów, ani nie spławia mówiąc jak bardzo nienawidzi. – wszyscy wstali ociągając się i zmierzając na pierwsze lekcje.
Rogacz znowu pozostawił wypowiedź Corvin bez komentarza. Dla niego to spławianie znaczyło znacznie więcej niż cały dzień spędzony w towarzystwie przyjaciół….






Lily stanęła przed wielkim obrazem przedstawiającym talerz z owocami. Rozejrzała się dookoła sprawdzając czy oby nikt jej nie widzi. Było pusto, bezpiecznie… Wyciągnęła rękę w stronę gruszki, gdy nagle…
- Oj, nie ładnie. – Black posłał jej huncwocki uśmiech opierając się nonszalancko o ścianę.- Gdyby się ludzie dowiedzieli, że pani prefekt podkrada jedzenie z kuchni….- zacmokał głośno wyrażając swoje udawane oburzenie.
- Zamknij się!- Lil popatrzyła na niego wściekle. – Nie podkradam tylko idę coś zjeść. – delikatnie połaskotała gruszkę z obrazu i niemalże natychmiast otworzyło się wejście do szkolnej kuchni.
- A ładnie to tak uciekać przed przyjaciółmi? Chować się nie wiadomo gdzie?- spytał idąc za nią do pomieszczenia, gdzie obskoczyło ich multum skrzatów domowych kłaniających się nisko i gotowych spełnić każdą ich prośbę. Evans poprosiła o filiżankę herbaty i coś do jedzenia, siadając cichutko w najdalszym kącie kuchni.
- Black ja nie jestem w nastroju do tego typu rozmów. – burknęła przeczesując dłonią po swoich długich włosach.
- Słuchaj- Łapa tym razem popatrzył na nią całkiem poważnie. – Ile wytrzymasz ukrywając się? I zadaj sobie pytanie przed kim się chowasz i od kogo oddzielasz. – Ruda spuściła głowę unikając jego spojrzenia, ale mimo wszystko wciąż mając tę samą dumną i zdenerwowaną minę. – Gdybyś się pokłóciła tylko z Dorcas to byś wróciła, prawda?- spytał głębokim tonem. Na jej czole zauważył malutką zmarszczkę, która pojawiła się po wypowiedzeniu tego zdania.
- Nie wiem.- odparła zgodnie z prawdą unosząc twarz i patrząc na Syriusza. Dlaczego za nią poszedł? Znacznie trudniej jest wracać do wszystkiego, kiedy ktoś z poważną miną wypytuje cię o wszystko. Wolała znosić to sama, łatwiej byłoby się wtedy opanować. Jednocześnie czuła, że znalazła kogoś, kto się pokusił o to by po prostu być. Pozwoliła na wytworzenie się małej iskierki zaufania do bruneta o chłodnych oczach. – Nie mam zielonego pojęcia. Ja… ja nie spodziewałam się, że wszystko może tak bardzo zwalić się jednego dnia. I Dorcas, i Sheryl, i James… - Lily nie widziała głębszego powodu, dla którego mówi o tym właśnie Blackowi. Przecież tak bardzo pragnęła zapomnieć o kłótniach i nie wspominać ich więcej, a jednak teraz otwierała się przed jednym z huncwotów przedstawiając mu wszystkie swoje żale i dając upust temu co zamknęła w sobie wczoraj wieczorem. – Dlaczego oni pomyśleli, że byłabym w stanie zrobić coś tak podłego?- zapytała zmartwionym tonem chowając twarz w dłoniach.- Nie skrzywdziłabym nawet tej parszywej kupy nietoperzego łajna jaką jest Snape, a miałabym ranić Dorcas?! – coraz trudniej było jej panować nad jednolitą barwą głosu, Black słyszał jak jej głos od czasu do czasu niebezpiecznie drżał zdradzając żal, który musiał teraz znajdować się w okolicach jej gardła i szarpać niebezpiecznie za struny głosowe. – Powiedz co ja takiego zrobiłam?- jęknęła załamując ręce. Nie chciała płakać, nie miała takiego zamiaru, a jednak gorycz przepełniająca jej serce nie działała według jej woli. Poczuła jak oczy zachodzą jej łzami a podbródek lekko zadrżał. Chcąc za wszelką cenę się opanować wzięła głęboki oddech i po sekundzie wypuściła całe powietrze z płuc. Nic jednak nie poradziła na to, że pojedyncza łza spłynęła jej po policzku zostawiając mokry ślad.
- To wszystko z mojej winy. – Łapa pierwszy raz widział Evans tak przeraźliwie smutną. Machinalnie wyciągnął chusteczkę i wytarł jej policzek. – Może kiedyś zdołasz mi to wybaczyć. – spojrzał przepraszająco w jej smutne oczy. Co by teraz dał żeby cofnąć czas… - Wróć ze mną do wszystkich.- poprosił chwytając ją za ręce. – Oni żałują…
- Nie! – Lily odparła stanowczo wciąż ledwo powstrzymując płacz. – Nie chcę wracać. – głos jej drżał, a mówienie stawało się coraz trudniejsze, gdyż z każdym słowem ryzykowała zalanie się łzami. – Oni… Ja nie potrafię tak. – co jakiś czas brała głęboki oddech i przymykała oczy, ale to już nie pomagało… Za każdym opadnięciem powiek spod jej rzęs spływała malutka kropla ześlizgująca się po delikatnej skórze.
- To gdzie pójdziesz? – spytał Syriusz obserwując ją z rosnącym smutkiem i współczuciem w sercu.
- Dorian coś wymyślił… Jak się uda to… to dziś powinnam mieć nowe dormitorium. – zerknęła szklanymi oczętami w chłodne oczy Blacka.
- Ja wiem, że tu nie chodzi o głupia kłótnię z Dorcas… - westchnął Syriusz. – Powiedz szczerze, tylko tak bez dłuższego zastanawiania się, co cię aż tak zabolało, że wolisz zamieszkać z obcymi ci ludźmi niż wrócić do wspaniałych przyjaciółek?- w głowie Evans zabrzmiały słowa „musze dbać o opinię publiczną”. Ale tego powiedzieć Syriuszowi nie mogła. A może jednak? Przez ostatnie kilka minut połączyło ich dziwne porozumienie. Powiedziała mu już tyle rzeczy… Roniła łzy, które wciąż wymykały jej się spod powiek spływając powoli i smętnie po policzkach.
- Wczoraj dowiedziałam się dlaczego znosiłam te wszystkie głupie odzywki Pottera i każde „umówisz się ze mną Evans?” . – powiedziała zamyślona i niepewna.
- Jak to? – zaciekawił się Łapa bacznie ją obserwując. Lil zaczęła przyglądać się posadzce kuchni.
- Potter stwierdził, że to wszystko było dla utrzymania swojej opinii w szkole i dobrej zabawy moim kosztem. – odparła bezbarwnym niemalże tonem, ale po policzku spłynęła jej teraz wielka łza, która zatrzymała się na skraju jej twarzy spływając aż do brody, gdzie zawisła niebezpiecznie szykując się, by spaść na ziemię tak jak jej poprzedniczki. Jeśli te małe kropelki miałyby dusze to tę z pewnością możnaby uznać za najbardziej wzruszającą i smutną.
- Kłamał.- powiedział Syriusz zdejmując palcem ową łzę i przyglądając jej się uważnie. Naprawdę było w niej coś niezwykłego. – Kiedy ludzie są źli, mówią wiele głupich rzeczy, które nie zawsze są prawdziwe.
- Nie obchodzi mnie to teraz.- wyrzuciła Lilian pośpiesznie wycierając oczy, gdy skrzaty przyniosły jej śniadanie. – Niech utrzymuje swoją pozę za pomocą innej dziewczyny.
- Ty nie rozumiesz… - Łapa pokręcił głową powoli. – James nie odpuści. Znajdzie cię gdziekolwiek będziesz. A uwierz mi, Hogwart jest zbyt mały byś się mogła w nim ukryć. Dopadnie cię w czasie lekcji lub dowie się, w którym dormitorium sypiasz i będzie tak długo nachodził i męczył aż zrobisz to o co cię poprosi.
- JEŚLI się nawet dowie, to istnieje multum zaklęć i zabezpieczeń przed intruzami. A poza tym… Jeśli nie będę chciała… To mnie nie znajdzie. – stwierdziła biorąc łyk herbaty i pociągając delikatnie nosem. Ciepły napój szybko rozbiegł się dając niesamowite poczucie przypływu energii i nadziei. Poczuła się lepiej. – Nic nie jadłeś. – zauważyła zwracając się do zamyślonego Syriusza, który spojrzał na nią nie wiedząc dokładnie o co jej chodzi. Po chwili Ruda wcisnęła mu do ręki kubek ze swoją herbatą i podzieliła tosty na dwie części na co chłopak uśmiechnął się. – Nie ciesz się zbyt szybko. – rzuciła zgryźliwym tonem. – Tą herbatką to się musimy dzielić, bo nie chce mi się czekać na drugą.







Dorcas nie zamartwiała się zbytnio nieobecnością Syriusza na zajęciach zielarstwa, jednak fakt, że mógł on właśnie rozmawiać z Lilian wprowadzał ją w dość ponury nastrój. Jeszcze gorsze były niewinnie wyglądające roślinki, które mieli naszkicować. Blondynka długo zastanawiała się dlaczego nazywają je heryplątami, a miała nieprzyjemność dowiedzieć się tego na koniec lekcji, kiedy poczuła jak coś wplątuje jej się we włosy. Całą przerwę chodziła gładząc długie blond kosmyki, które po dzielnej walce z głupią rośliną trochę się rozczochrały.
Większość osób ze zniecierpliwieniem czekało relacji Blacka, który nie pojawiał się bardzo długo. Spotkali go dopiero na zajęciach Zaklęć, na które uczęszczała w tym roku cała ósemka. Pierwszy dojrzał go James i to tylko ze względu na Rudą idącą obok niego. Nie mogąc wykrztusić słowa Potter szturchnął Dorcas, a tamta z początku nie wiedząc co się dzieje podążyła za jego wzrokiem i napotkała bruneta i błękitnych oczach.
- Syriusz…- wyszeptała na tyle wyraźnie by cała reszta zdołała dosłyszeć. Zaczęła oddychać iskierką nadziei. Czyżby Black jednak stanął na wysokości zadania? Nawet sam Remus zdawał się być zaskoczony. Nikt nie wierzył, że mu się uda! I kiedy już Sheryl chciała ich zawołać Łapa nagle rzucił ostrzegawcze i krótkie spojrzenie Rogaczowi, po czym on i Evans stanęli razem dość daleko od nich czekając na dzwonek wciąż pochłonięci rozmową.
- Co jest?- spytała na głos Sher marszcząc lekko brwi.
- Nie dał rady. – powiedział James nie spuszczając wzroku z zielonookiej dziewczyny, która teraz wzruszała beznamiętnie ramionami przyglądając się końcówkom swoich włosów.
- Jak to nie?- zdziwiła się Dori.- Przecież z nią rozmawia! Tak?!
- No…
- To jak to nie dał rady?!
- Może…- wtrącił Lupin nieśmiało. – do Syriusza nie miała żalu. Albo wcale nie poruszył tematu, o który nam chodziło. Bądź co bądź pozostaje nam czekać na wyjaśnienia bezpośrednio od Łapy.
I tak powoli mijał cały wtorek. Niemalże na każdej przerwie Blacka można było spotkać w towarzystwie Lily, a raczej Lily w towarzystwie Blacka, gdyż nie opuszczał jej na krok mając szczere nadzieje na jakiekolwiek informacje o jej dalszych poczynaniach.
Była jedna osoba, która przyglądała się im szczególnie uważnie zastanawiając się czy samemu nie podejść i nie przeprosić. W ostateczności stanęło jednak na ciągłym czekaniu. Przez cały czas Lily zachowywała się zupełnie normalnie, tak jakby nic się nie stało, jakby całe towarzystwo, które zawsze ją otaczało po prostu zniknęło na kilka godzin i lada chwila miało wrócić. Żadnym gestem nie zdradzała jakichkolwiek oznak smutku czy przygnębienia. Czasem nawet uśmiechała się, gdy (jak sądził James) Łapa opowiadał jej coś śmiesznego. Świadomość, że swoją obecnością mógłby rozbić jej zwyczajne samopoczucie była najgorsza. Jakoś przeczuwał i oczami wyobraźni widział jakby się zachowała, gdyby postanowił podejść i zagadać choćby nie wiem jak skruszonym tonem. Coś dość dziwnego stało się dopiero pod koniec lekcji.
Kiedy wszyscy wyszli z klasy, dało się zauważyć roztargnienie i zniecierpliwienie na twarzy rudowłosej dziewczyny. I choć Syriusz nie odstępował jej na krok to wyglądało na to, że za wszelką cenę stara się go pozbyć….


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 3
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Forum www.evans.fora.pl Strona Główna  ~  Rozdziały

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach